Homilie ks. Tomasza

 

 

Chrzest Chrystusa 2021 B

Bracia i Siostry – Liturgia dzisiejszej niedzieli kontynuuje temat objawiania się Boga człowiekowi. Dziś jest to objawienie Syna Bożego w czasie chrztu w Jordanie. Dalej więc rozważamy temat Epifanii – Objawienia, zapoczątkowany w Boże Narodzenie.

W niedzielę chrztu Chrystusa, tak możemy powiedzieć, narodzenie Pana Jezusa oddaliło się już o blisko trzydzieści lat, w czasie których wiódł On życie ukryte. I ten właśnie, nazwijmy go „niejawny okres życia Jezusa” zamyka chrzest, który definitywnie kończy upodabnianie się Chrystusa do nas ludzi, we wszystkim, oprócz grzechu.[1]

Przychodzi więc Jezus nad Jordan; przychodzi tam, gdzie Jan Chrzciciel przygotowywał Mu drogę.[2] Przybywa wmieszany w tłum, aby – poddając się rytowi chrztu nawrócenia – zrównać się z grzesznikami, z tymi, którzy potrzebują zbawienia, nawrócenia i oczyszczenia.

Jezus jest więc przede wszystkim tym, którego zapowiedział prorok Izajasz. Jest Sługą Boga, który nie podnosi głosu i nie gasi knotka o nikłym płomyku.[3] Jezus jest Sługą Jahwe, który nie potępia nikogo, ale swą pokorą i wielkością serca wzywa grzeszników do nawrócenia i pokuty.

Możemy też powiedzieć, że od tego momentu rozpoczęła się publiczna działalność Pana Jezusa, w czasie której niejednokrotnie usłyszymy słowa jednoznacznie kojarzące się z przemawianiem Boga do człowieka. Od tej bowiem chwili w wystąpieniach Jezusa słyszeć będziemy słowa: „Ja jestem”,[4]a Ja wam powiadam[5] i „Zaprawdę mówię wam”.[6]

Od wydarzenia chrztu Chrystusa będącego objawieniem Jego mesjańskiej godności, zaczyna się też najstarsza, katecheza apostolska o Jezusie z Nazaretu, zawarta w zapisanych w Dziejach Apostolskich mowach św. Piotra,[7] a święty Marek, pierwszy z ewangelistów, spisaną przez siebie ewangelię rozpoczyna opisem Chrztu Jezusa właśnie!

A jest tak dlatego, że wtedy ukazał się Duch Święty, Który namaszczając Jezusa objawił, że to On właśnie jest zapowiedzianym Chrystusem – Mesjaszem, bo w Nim spełniło się proroctwo Izajasza![8] To także ewangeliczna proklamacja Boga Ojca: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!”.[9]

Ten właśnie Jezus, w Którym Bóg Ojciec daje nam życie wieczne, jest objawionym nad Jordanem Chrystusem, tym samym Chrystusem, Którego za chwilę będziemy adorować pod postacią żywego chleba, „Który zstąpił z nieba”.[10] Będziemy adorować powtarzając słowa Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”.[11]

Amen.

 

 


[1] Por. Flp 2,6-11.

[2] Por. Mk 1,2.

[3] Por. Iz 42,2-3.

[4] Por. J 8,24-28; Mt 14,27; Mk 6,50; J 6,20 i 41, 48-51, 8,12 i inne.

[5] Por. Mt 5,22; 5,28; 5,32; 5,34; 5,39; 5,44; 19,9; Łk 11,9; 12,8; 12,27; 16,9; i inne.

[6] Por. Mk 3,28; 9,1; 10,15; 11,23; 12,43; 13,30 i inne.

[7] Dz 2,14-26; 10,37-38.

[8] Por. Iz 42,1 i 55, 1-11.

[9] Mk 9,7.

[10] Por. J 6,32-59.

[11] J 1,29.

 

 

 

 

 

2 niedziela po Narodzeniu Pańskim.

Bracia i Siostry – I w dzisiejszą niedzielę, drugą już po Bożym Narodzeniu, otwiera się przed nami możliwość zgłębiania tej tajemnicy. Święty Paweł w drugim czytaniu mówi bowiem, że Bóg Ojciec w Chrystusie „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”.[1] To dlatego wpatrujemy się w oblicze Maryi, by dostrzec wszystkie ludzkie cechy, które pozwolą nam, ludziom, odnaleźć się w jej niepokalanym człowieczeństwie i, konsekwentnie, w człowieczeństwie Jej Syna, Który, jak powtarzamy w wyznaniu wiary: „dla naszego zbawienia stał się człowiekiem”.

Patrzymy też na św. Józefa pragnącego zaradzić wszystkim niedogodnościom dotykającym Maryję. Józefa, który puka do różnych drzwi szukając schronienia, którego nie otrzymał. A przecież przyszedł do swoich krewnych – wujów, stryjów i kuzynów. Przyszedł do swojego miasta, bo stąd właśnie, z Betlejem pochodził. Nie było jednak dla nich miejsca.

Z całą jednak pewnością te trudności nie przysłoniły Józefowi istoty tego, co dokonało się w Betlejem. Oto Chrystus przyszedł na świat! Oto, jak mówi św. Jan w prologu spisanej przez siebie Ewangelii, „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami”.[2] Bóg w ciszy betlejemskiej nocy złożył ludzkości wyznanie swej miłości. Zsyłając swego Syna na świat objawił jak bardzo kocha człowieka!

Nie pojęli tego, co zaszło w Betlejem mieszkańcy tego miasta, nie zrozumiał Herod, który w pobliskiej Jerozolimie dojrzewał do straszliwej zbrodni. Tajemnicę Betlejem odkryli prości pasterze i poznali ją zdążający tu Mędrcy.

Tajemnica Betlejem staje dziś przed nami. My zaś, patrząc na postawy ludzi, którzy wówczas byli wokół Jezusa, łatwo dostrzegamy, że kluczem do odkrycia tej tajemnicy była ich życzliwość i prostota wiary. Oni po prostu bezgranicznie zaufali Bogu, nie targowali się z Nim, nie stawiali wymagań, jak Herod i nie byli zajęci sobą, jak mieszkańcy Betlejem. To dlatego spotkali Zbawiciela, który w tę noc się narodził, to dlatego poznali tajemnicę betlejemskiej nocy.

Także i my – Bracia i Siostry – w takim stopniu poznamy tę tajemnicę i w takim stopniu przeżyjemy Boże Narodzenie, odnajdując Chrystusa, w jakim zaufamy Bogu i otworzymy nasze serca dla Braci. Jeśli rzeczywiście przyjmiemy tę prawdę jako naukę dla nas, jeśli nawet przez krótki czas nie będziemy się zamartwiać naszymi ziemskimi sprawami, gdy choćby na moment zapomnimy o naszym dobytku, i gdy nauczymy się żyć dla innych, wtedy na nowo przeżyjemy, że i dla nas Bóg się narodził i nasze serca napełnia pokojem.

Amen


[1] Ef,1,4.

[2] J 1,14

 

Boże Narodzenie, 5. dzień oktawy, 29.12.2020

Niedziela Świętej Rodziny

Bracia i Siostry – wzrusza odczytana przed chwilą Ewangelia, a w niej postawa Symeona, człowieka sprawiedliwego i pobożnego, mającego nadto dar prorokowania. Symeon przez całe swe życie oczekiwał mającego się narodzić Mesjasza. W tym sensie uosabia on cały starotestamentalny lud izraelski i wyraża tęsknotę wielu pokoleń oczekujących na Mesjasza – Zbawiciela. Gdy więc zobaczył małego Jezusa, jako prorok prowadzony przez Ducha Świętego, doskonale odczytał czas w którym zaczęła się wypełniać Boża obietnica. To dlatego, nawiązując do tego, co zobaczył, wychwala w uniesieniu Boga za Jego wierność i łaskawość. Jako zaś prorok zapowiada powszechny zasięg zbawienia, odnoszący się do każdego człowieka. Wystarczy tylko, by on otworzył się na światło, które światu przyniósł Chrystus, „Światło na oświecenie pogan”.[1]

Możemy zapytać, a co widziały tylko ludzkie oczy Symeona: widziały małe, bezsilne dziecko. I pytamy dalej, a co widzą nasze oczy? Na pewno widzą zwyczajnego, ale jednocześnie niezwykłego Człowieka, który głosił przebaczenie i odpuszczenie grzechów, a nie prawo zemsty; nie pozwalał oszukiwać się pozorom dobra i życzliwości; nie dbał o bogactwa i szedł do ludzi do których nikt inny iść nie chciał; czynił też wiele znaków: uzdrawiał chorych i wskrzeszał umarłych, a na koniec, odrzucony przez ludzi sam umarł na krzyżu. Wtedy okazało się, że to dopiero początek, bo objawiło się najważniejsze: ON zmartwychwstał.

A teraz ważne pytanie, które zadajemy sobie samym: czy ja, człowiek ochrzczony i, jak sądzę w miarę pobożny, czy ja znam tego właśnie Chrystusa? Dzisiaj odpowiedź na to pytanie daje święty Jan Apostoł w odczytanym fragmencie swego 1. Listu: „Najmilsi, Po tym poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: <znam Go>, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy”. A te przykazania zawierają się w jednym zdaniu Chrystusa: Miłujcie się wzajemnie jak Ja was umiłowałem.[2]

Amen


[1] Łk 2. 32.

[2] Por. J 13, 34.

 

 

 

 

Boże Narodzenie, ogólne 2020

 

 

 

Siostry i Bracia – tegoroczne Święta Bożego Narodzenia to głównie czas pandemicznej rzeczywistości, w której strach i rozsądkowy przymus zamykają ludzi na innych, przerywając wiele więzi. A jednak jest to także czas kiedy „ogień krzepnie”, „moc truchleje” i „ma granice Nieskończony”; to czas, w którym Chrystus, stawszy się Człowiekiem, przychodzi do ludzi, by w boskim świetle ukazać im to, czego dotąd szukali po omacku, w ciemności.

 

Światło i ciemność, przeciwności, których tak bardzo doświadczamy. Ten mrok jednak, to ciemność, która jaśnieje rozpraszana Światłem Bożego Narodzenia, Światłością, która w „ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”.[1] W tym miejscu przychodzi na myśl maj 2006 r. i pielgrzymka Benedykta XVI do Polski. Była ona połączona z wizytą papieża w hitlerowskim obozie Auschwitz-Birkenau. Tej obecności towarzyszyły ciężkie, ołowiane chmury i płaczące obfitym deszczem niebo. Gdy jednak Ojciec święty wypowiedział pod ścianą śmierci słowa modlitwy, rozpoczynając je cytatem z pacierza żydowskiego rabina: „Boże gdzie byłeś, gdy to wszystko się działo”, stała się rzecz niezwykła, jakby z miejsca niebiosa udzieliły swej odpowiedzi. Nagły wiatr rozpędził owe chmury, a na niebie ukazało się słońce i wycinek łuku tęczy, łączący niebo z ziemią. Ważny jest ten wycinek tęczy, który w symbolice chrześcijańskiej oznacza wcielenie Syna Bożego. Światłość, która w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.

 

I jak bardzo ciepłe to Święta! Odwołując się do porządku serca, wskazują granice ludzkiego rozumu, który staje się bezsilny tam, gdzie rozpoczyna się logika Bożej Miłości, w której Bóg mówi do człowieka przez swoje ludzkie serce, które przebite na krzyżu stało się symbolem największej miłości. Święta Bożego Narodzenia zwiastują więc radość i nadchodzące zwycięstwo nad śmiercią, którego dokona narodzony Chrystusa!

 

Te święta dają nam – Bracia i Siostry – niepowtarzalną szansę odnalezienia Boga, a przez Niego odnalezienia siebie. Te święta dają nam moc rozwiązania naszych najgłębiej skrywanych problemów, których nie potrafiliśmy dotąd rozwiązać, a które przerastając nas, przygnębiają i przerażają nasze ludzkie serca. W te święta bowiem na nowo przemawia do nas Bóg przez Swego Narodzonego Syna, który stał się człowiekiem, zbratał się z krwią, by przezwyciężyć nasze lęki, nasze ciemności, słabości i śmierć. On, który JEST DROGĄ I PRAWDĄ I ŻYCIEM.

 

Wiara w narodzonego Boga. Wiara w obecność Chrystusa wśród nas! Oto – Siostry i Bracia – przesłanie tych świąt, oto przesłanie dnia narodzin Jezusa Chrystusa!

 

Idźmy więc i my, każdy z nas, na spotkanie z narodzonym Jezusem. Idźmy zachęceni Jego ewangelią, ale też radością i ciepłem Bożego Narodzenia. Idźmy do dzisiejszego świata, by w nim szukać Narodzonego Boga. Idźmy, bo Bóg się narodził zwiastując „na ziemi pokój ludziom w których sobie upodobał”.[2]

 

Amen.

 

 


[1] J 1,5.

[2] Łk 2,14

 

4. Adwentu, B 2020

 

 

Bracia i Siostry – Dzisiaj jesteśmy świadkami najważniejszego momentu adwentowego dramatu, w którym występują jego główne postaci: Bóg, Anioł, Dziewica Maryja, a nieco z tyłu, jakby w tle, mąż Maryi Józef. Ewangelista nie podaje zbędnych szczegółów, nie podaje daty zwiastowania, ograniczając się do stwierdzenia, że „W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja”.[1] Domyślamy się tylko, że ten szósty miesiąc, to czas miniony od poczęcia Jana Chrzciciela.

 

Wyjaśnić jeszcze trzeba żydowską tradycję zaślubin. Według niej, od zaręczyn do sprowadzenia małżonki do domu męża musiał upłynąć rok. W sensie jednak prawnym narzeczona była żoną. Stąd i Maryja była małżonką Józefa, choć jeszcze nie mieszkali razem.

 

Wróćmy jednak do rozgrywającego się dramatu. Oto zwiastowanie i chwila zastanowienia Maryi: „co miałoby znaczyć to pozdrowienie?[2]i dalej Jej refleksja nad słowami anioła: „pełna łaski”,[3] bo tak nazwał Maryję Archanioł Gabriel.

 

Pełna łaski – to znaczy pełna Boga, wolna od jakiegokolwiek grzechu. Potem następuje już tylko wyjaśnienie: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię, dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym”.[4] Dalej jest już tylko pełna pokory i wiary odpowiedź Maryi: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa”.[5]

 

Tak oto Maryja przedłuża, ale i w jakimś sensie kończy cały szereg powołanych Bożych wybrańców, od Abrahama począwszy. Wśród nich w historii zbawienia, jako przodek Jezusa wymieniany jest król Dawid.

 

Ale w tej historii może odnaleźć się i każdy z nas, bo przecież ona i nas dotyczy, gdyż i my jesteśmy wybrani i powołani, i każdy z nas bierze udział w dramacie zbawiania człowieka przez Boga, a więc w ostatecznym adwencie, jakim jest czas naszego osobistego oczekiwania.

 

Jakie są więc – Bracia i Siostry – nasze odpowiedzi udzielane Bogu; jaka jest moja odpowiedź? Czy umiem zdobywać się na pokorę rozumianą jako świadomość własnej niedoskonałości? Zechciejmy pomyśleć, tak jak Maryja, co znaczy dla mnie Boże pozdrowienie i ta prawda, że Bóg przychodzi, by mnie zbawić, że mnie zaprasza do współpracy, stawiając przede mną konkretne zadania, które mogę podjąć, albo je odrzucić.

 

Pomyślmy dzisiaj, tak jak Maryja, co ja konkretnie zrobię: dzisiaj, jutro, za tydzień, co zrobię, by mój adwent zakończył się radością Bożego Narodzenia.

 

Amen.

 

 


[1] Łk 1,26-27.

[2] tamże, 1,29.

[3] tamże, 1,28.

[4] tamże, 1,35.

[5] tamże, 1,38.

 

 

3 Adwentu, B

Bracia i Siostry – jakże inny jest tembr dzisiejszych czytań, które brzmią jak trzyczęściowa pieśń radosna, w durowej tonacji. Wpierw jest to radość proroka Izajasza, który w ukazanej mu przez Boga wizji, ujrzał czas mesjańskiego spełnienia. Stąd jego entuzjastyczne wołanie: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości…”.[1] A wtóruje mu święty Paweł Apostoł w odczytywanym dzisiaj fragmencie z Pierwszego Listu do Tesaloniczan: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. (…), taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was”.[2] Powtórzmy: radujemy się w Jezusie Chrystusie, którego obecność wśród ludu, w ewangelicznym zapisie świętego Jana Apostoła, pieczętuje „człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego”.[3]

Trzy czytania, których słuchamy w trzecią już niedzielę Adwentu, nazywaną ze względu na ich charakter łacińskim słowem „Gaudete”, co dosłownie znaczy: „radujcie się”. Słowo to jest więc swoistym imperatywem, zachętą i wezwanie do radości, które sam Pan Bóg kieruje dziś do każdego człowieka, każdego z nas.

Czy znaczy to zatem, że możemy już sobie odpuścić to nieznośne dla wielu, bo przypominające nam nasze grzechy i winy pokutne wezwanie: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki?[4] Na pewno nie, gdyż jest to głos, który jest stałym wzywaniem ludzi do nawrócenia, do szukania prawdy i pełni, która wymaga od człowieka zmiany życia na lepsze, a więc na życie pozbawione pychy, gniewu, złości i zrodzonej z nich nienawiści, życie wolne od zazdrości, braku cierpliwości, bezwstydu, pamiętliwości zła i doznanych krzywd połączonej z nieumiejętnością przebaczania.[5] To dlatego wezwanie to pozostaje niezmienne i jest na trwałe wpisane w powołanie każdego człowieka, szczególnie zaś ucznia Chrystusa. Dodajmy też, że jest ono na wskroś pozytywne, bo w swej istocie wzywa nas do miłości, która ma swoje źródło w przychodzącym i zbawiającym człowieka Bogu, żyjącym wśród nas w swoim Synu, obecnym w Eucharystii, w żywym słowie i na ołtarzu pod postaciami chleba i wina i dalej, w tabernakulum, gdzie nieustannie trwa.[6] W tym sensie miłość zniewala samego Boga, ale i zobowiązuje człowieka do takiej samej miłości, o której na co dzień mówi nam krzyż Chrystusa.

Przyjmijmy przeto przesłanie trzeciej niedzieli Adwentu i szukajmy radości w spełnianiu dobra, z którego wypływa miłość. Ta miłość, która swoje źródło ma w samym Bogu, który jest Miłością.

Amen

 


[1] Iz 61, 10.

[2] 1Tes 5, 16-18.

[3] J 1, 6-7.

[4] Mk 1, 3.

[5] Por. 1Kor 13, 4-11, i dalej 1-13. .

[6] Patrz wyżej.

 

2. Adwentu B, 2020

Siostry i Bracia – Pierwsze czytanie z Księgi Proroka Izajasza nawiązuje do sytuacji Narodu Wybranego w niewoli babilońskiej, w którą popadł on w skutek odejścia od Boga przez grzechy niewierności. Po długotrwałym zniewoleniu, które w ludzkim rozumieniu było karą za te grzechy, prorok zapowiada wyzwolenie i oczyszczenie narodu. Stąd jego radosne wołanie: „Pocieszcie, pocieszcie mój lud – mówi wasz Bóg (…), Zabrzmijcie radosnym śpiewem, wszystkie ruiny Jeruzalem! Bo Pan pocieszył swój lud, odkupił Jeruzalem”.[1] A tym pocieszeniem był upadek Imperium Babilońskiego i, wydany w roku 538 przed Chr. dekret Cyrusa, wyzwalający Izraelitów. Oznaczał on zgodę na ich powrót do ojczyzny i odbudowę jerozolimskiej świątyni Jedynego Boga. W ten sposób władca Babilończyków, Cyrus, stał się narzędziem w rękach Boga i znalazł swe miejsce w Jego zbawczym planie.

Ostateczne wyzwolenie ludu Bożego, w ewangelicznym zapisie św. Marka, rozpoczęło się jednak w czasach mesjańskich wystąpieniem Jana Chrzciciela, przygotowującego drogę Panu na pustyni.[2] Samo jednak rozumienie Ewangelii jako dobrej nowiny sprawia, że jej przesłanie jest wezwaniem powszechnym, skierowanym do całej ludzkości, a więc ludzi wszystkich czasów.

W tym miejscu dochodzimy do naszego dzisiaj i do nas, współczesnych Polaków, odnajdując wszystkie analogie – podobieństwa tego, co przeżywamy, do życia Izraelitów sprzed niewoli i z czasu jej trwania. Dzisiaj są to nasze uzależnienia od tego świata[3] i jego ideologii, wraz z żądaniem totalnej wolności i całkowitej autonomii człowieka nad sobą samym. To między innymi głośne obecnie żądanie prawa do aborcji, nazywanego tutaj prawem kobiet do samostanowienia. Zapomina się jednak i milczy o tym, że poczęte dziecko jest owocem, konsekwencją wyboru dokonanego już przed jego poczęciem. Zapominana się też o prawie tak poczętego człowieka – dziecka do życia, choć w świetle prawa może być ono dziedzicem, spadkobiercą. Te i inne żądania, tak pojętej wolności, łączą się z programowym odrzucaniem Boga, obecnym w nachalnej narracji różnych środowisk, określających się jako świeckie, czy laickie. Musimy być tego świadomi. Ale to też i nasze grzechy, także tych osób, które zapominają o rozdziale Kościoła i państwa, w skutek czego polityka szerokimi drzwiami wchodzi do niektórych świątyń. To wreszcie nasze niemrawe świadectwa, jakby brakowało nam odwagi, by swoim życiem głosić Chrystusa. Są to – Bracia i Siostry – tylko niektóre problemy z wielu, o których musimy mówić, by to, co złe zmienić i w ten sposób oczekiwać przychodzącego Pana.

Gdy zaś On nadejdzie, nastąpi ostateczne rozwiązanie, jak uczy św. Piotr w drugim czytaniu: według obietnicy, oczekujemy nowego nieba i nowej ziemi, w których zamieszka sprawiedliwość. Dlatego, umiłowani, starajcie się, aby On was znalazł bez plamy i skazy[4] Szukajmy więc dobra i wzrastajmy we wzajemnej życzliwości i miłości, wołając do Boga, jak psalmista: „Okaż swą łaskę i daj nam zbawienie”.[5]

Amen

 


[1] Iz 40, 1 i 52 ,9.

[2] Por. Mk 1, 3.

[3] Por. J 12, 31; 14, 30 i 16, 11.

[4] 2 P 3, 13-14.

[5] Ps 85 (84), 8.

 

Adwent 1. B, 2020

Bracia i Siostry – tegoroczny Adwent rozpoczyna się w iście apokaliptycznej atmosferze. I trzeba tu mieć na myśli nie radosny aspekt oczekiwania Pana, ale ten pełen niepokoju, pandemiczny, wywołujący lęk przed zarazą i szalejącą wokół w jej wyniku śmiercią oraz ten narastający z powodu zgorszeń i pojawiającej się erozji Kościoła. Możemy bowiem pytać dlaczego tylu młodych ludzi odchodzi z Kościoła, dlaczego tak wielu dokonuje aktów apostazji, składając deklaracje o swoim odejściu, dlaczego młodzież wypisuje się z katechezy wbrew, czy też za zgodą swoich rodziców, skąd wreszcie bierze się tyle goryczy i rodzących się z niej ataków na Kościół i jego przedstawicieli zarówno duchownych jak i świeckich.

Odpowiedź na te wątpliwości – pytania daje nam Pan Bóg już w pierwszym czytaniu z proroka Izajasza: „Czemu o Panie pozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serca nasze stają się nieczułe na bojaźń przed Tobą”.[1] I dalej: „Staliśmy się od dawna jak ci (…) którzy nie noszą Twego imienia. (…). My wszyscy byliśmy skalani, (…) opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher”.[2]

Także Pan Jezus, w kontekście oczekiwania mówi o zgorszeniach i trudnych czasach czekających Jego uczniów: „Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie”.[3]

Dlatego Siostry i Bracia wszyscy musimy zacząć nawrócenie od siebie i wołać tak, jak prorok „Ty, Panie, jesteś naszym Ojcem, Odkupiciel nasz – to Twoje imię odwieczne” i błagać jak psalmista: „Odnów nas, Boże, i daj nam zbawienie”.[4] Wszyscy musimy wołać, bo nasze świadectwo utraciło swą siłę, bo nasz przykład dawany innym tak często jest martwy i dlatego nie działa, nie wychowuje młodych, którzy na własną rękę, wiele razy zdani tylko na siebie i Internet z najróżniejszymi obecnymi tam, nie zawsze dobrymi treściami oraz działającymi forami, szukają własnych dróg życia, niejako po omacku.[5] A my, chrześcijanie, dalej toniemy w egoizmie i pysze, w sporach i kłótniach, żyjąc tak, jak byśmy sami byli bogami i nie obowiązywały nas żadne Boże przykazania.

To dlatego dzisiaj słyszymy tak mocne słowa Chrystusa, także te o czuwaniu i gotowości na spotkanie z Panem, bo nie znamy dnia Jego powrotu, „By niespodziewanie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, do wszystkich mówię: Czuwajcie”.[6] To mówi Pan, który jak pisze św. Paweł „…będzie was umacniał aż do końca”,[7] jeśli zwrócimy się ku Niemu i otworzymy dla Niego nasze serca.

 

Amen

 


[1] Iz 63, 17.

[2] Tamże, 63, 19 i 64, 5.

[3] Mt 18, 7.

[4] Iz 63, 16 i por. Ps 80 (79).

[5] Por. Dz 17, 27.

[6] Mk 13, 36-37.

[7] 1 Kor 1,

 

Chrystusa Króla, A

 

Bracia i Siostry – Uroczystość Chrystusa Króla kończąc kolejny rok liturgiczny, rozumiany jako dążenie człowieka do spotkania z Bogiem, przypomina nam i tę prawdę, że Bóg Który jest naszym Ojcem, jest także naszym Sędzią. Dziś myślimy więc też o rzeczach ostatecznych, z którymi nieodłącznie związana jest śmierć, ale i zmartwychwstanie łączone z powtórnym przyjściem Chrystusa. To właśnie obraz sądu nad ludźmi przywołuje Pan Jezus w odczytywanej dzisiaj Ewangelii, mówiąc o swoim przyjściu w chwale, o zgromadzeniu przed Nim wszystkich narodów i o oddzielaniu jednych od drugich,[1] tak: „jak pasterz oddziela owce od kozłów”.[2]

To w tym kontekście raz jeszcze uczy nas Chrystus, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje życie, bo przed Bogiem będzie musiał zdać sprawę z tego, co z tym życiem zrobił. Jak radosne i zachęcające jest w tym momencie zaproszenie przychodzącego Pana: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźmijcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść…”.[3] Ale i jak tragiczne są słowa wyroku: „Idźcie przecz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem spragniony, a nie daliście Mi pić”.[4]

Bóg jednak nie przestaje kochać człowieka, który umarł w skutek grzechu i dlatego wielokrotnie daje każdemu szansę nawrócenia. Dziś mówi nam o tym przez proroka Ezechiela: „Oto ja (...)będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę (...) Ja sam będę pasł moje owce (...) zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie”.[5]

Należeć do Boga, należeć do Chrystusa „w czasie Jego przyjścia”.[6] Oto Bracia i Siostry cel naszego oczekiwania, oto sens naszego adwentu:

Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;

byłem spragniony, a daliście Mi pić;

byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;

byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;

byłem chory, a odwiedziliście Mnie;

byłem we więzieniu, a przyszliście do Mnie”.[7]

Dzisiaj, w kontekście tej Ewangelii, musi nas zaskakiwać pytanie zadawane zarówno przez zbawionych jaki i odrzuconych: Panie kiedy widzieliśmy Cię, głodnym, spragnionym, albo w jakiejkolwiek innej potrzebie? Powtórzmy, pytanie to musi i nas zaskakiwać, bo jest ono problem także naszej, wymykającej się nam chrześcijańskiej świadomości. A przecież wypływa ona z jednoznacznych słów Chrystusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, Mnieście uczynili”. To słowa Jezusa Chrystusa, naszego Króla i Sędziego, którego mamy oczekiwać, będąc Jego świadkami. Tylko bowiem takie oczekiwanie pozwoli nam z ufnym sercem wołać: Marana tha, przyjdź Panie Jezu.

Amen.

 


[1] Mt 25, 31-33.

[2] Tamże, por. też Ez 34,17.

[3] Mt 25,34.

[4] Tamże, 25,41.

[5] Ez 34, 11. 15-16.

[6] Tamże, 15,23.

[7] Mt 25,35-36.

33 niedziela zwykła A, 2020

 

Bracia i Siostry – Usłyszeliśmy przed chwilą przypowieść o talentach, wydawałoby się tak oczywistą, że nie wymagającą komentarza. Tymczasem uważnemu słuchaczowi od razu nasuwa się skojarzenie z odczytaną w ubiegłą niedzielę Ewangelią o pannach mądrych i głupich, oczekujących na Oblubieńca. Wyjeżdżający w podróż pan, powierzając sługom talenty, oczekuje odpowiedzialności za nie, wyrażającej się także w pomnożeniu ich wartości.

Talenty o których dziś mowa, podobnie jak oliwa z poprzedniej przypowieści, są symbolem siły duchowej człowieka i jego bogactwa w postaci obfitości spełnianego dobra. To także sprawa kultury osobistej i tego wszystkiego kim każdy z nas się staje przez pracę nad sobą i wysiłek poszerzania serca w kierunku bliźnich, co oznacza wysiłek bycia lepszym człowiekiem. I ta wewnętrzność człowieka, jego duchowość ciągle doskonalona i wzbogacana, jest odpowiedzią na własne powołanie, którym obdarzył go Bóg. Jest pomnażanym talentem.

Podkreślona w przypowieści czasowa nieobecności Gospodarza uświadamia z kolei, że to pomnażanie dobra musi dokonywać się w atmosferze czuwania i oczekiwania na powrót Chrystusa, który ukrywa się pod postacią udającego się w podróż Pana. To także – Siostry i Bracia – świadomość upływu czasu i przemijania, świadomość, która jest przecież codziennym doświadczeniem człowieka, każdego z nas. A łączy się ono z pytaniem o sens życia i jego znaczenie, łączy się wreszcie z pytaniem o ludzką wolność i godność, i o Boga, Który jest ich gwarantem. Ilu ludzi we współczesnym świecie zapomina o tym i żyje tak, jakby doświadczenie przemijania ich nie dotyczyło!

W taki oto sposób, odrzucając Chrystusa, Który wyzwolił nas ku wolności,[1] popadają w nową niewolę, uzależniając się od różnych spraw i rzeczy, z których żadna nie jest w stanie dać komukolwiek z nas i żadnemu człowiekowi wewnętrznego pokoju i wewnętrznego bogactwa, rozumianego jako ewangeliczny talent, symbol ludzkiego spełnienia.

Powołanie człowieka pochodzi bowiem od Boga, pochodzi od Jezusa, Który dla naszego zbawienia stał się Człowiekiem. To dlatego nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa, więcej, sam człowiek nie może zrozumieć siebie bez Chrystusa. Bo On i tylko On, jest gwarantem naszej godności, On i tylko On pozwala nam być wewnętrznie spełnionymi i wewnętrznie bogatymi.

Módlmy się więc i prośmy Boga o wewnętrzną moc dla nas wszystkich, dla naszych bliskich i przyjaciół i dla każdego z ludzi, i prośmy też o to, byśmy na nowo nauczyli się żyć w poczuciu oczekiwania na spotkanie z Bogiem.

Amen.


[1] Por. Ga 5,1.

32 zwykła A,

Jakże inna jest – Siostry i Bracia – atmosfera listopada, jesiennego miesiąca. Dni stają się najkrótszymi w roku, wiatr strąca ostatnie liście, a ludzie wraz z całą przyrodą przygotowują się do przetrwania zimy. W ten listopadowy czas wpisują się dzisiaj trwająca pandemia i wyrastające z rozlicznych sporów niepokoje społeczne, także te zrodzone z ludzkiej pokusy bycia jako człowiek panem życia i śmierci. Jest to jednak i czas refleksji człowieka, który obdarzony wolnością, zastanawia się nad sensem życia, a w miarę przemijania lat odczuwa własną odpowiedzialność za przeżyte dni.

Dla chrześcijan refleksja ta wiąże się z przypomnianym w pierwszym czytaniu miłowaniem mądrości, która „jest wspaniała i niewiędnąca”,[1] gdyż swoje źródło ma w Bogu, w pełni objawionym w Jezusie Chrystusie. Tę  prawdę z kolei przypomina święty Paweł w odczytanym fragmencie Pierwszego Listu do Tesaloniczan: „Nie chcemy bracia waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim”.[2]

Także Pan Jezus, w ewangelicznej przypowieści o pannach mądrych i głupich, mówi o życiu człowieka, które, by było odpowiedzialne, musi się łączyć z gotowością na spotkanie z Panem. W przypowieści zostaje On nazwany Oblubieńcem, co podkreśla wyjątkowość tego spotkania i jego rangę; dla każdego bowiem człowieka winno stać się ono najważniejszym wydarzeniem w życiu. Dodać trzeba, że głupim w znaczeniu biblijnym nie jest człowiek upośledzony, ale ten, który ze swego serca usunął Boga. Stąd oliwa jest tu symbolem siły duchowej, spełnianego dobra i wewnętrznego bogactwa człowieka, ale również – ponieważ płonęła w lampkach – symbolem światła, tego światła, którym poprzez wysiłek miłowania braci ma być każdy uczeń Chrystusa, zgodnie ze słowami Pana o soli dla ziemi i świetle świata. A słowa te brzmią jak polecenie. Chrystus mówi bowiem: „Wy jesteście solą dla ziemi (...). Wy jesteście światłem świata (...). Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.[3]

Pan Jezus uczy więc jak ma wyglądać życie Jego  uczniów, a panny mądre i głupie oznaczają dwie postawy przyjmowane przez chrześcijan. Wszyscy bowiem wiedzą o mającym nadejść Oblubieńcu – w przypowieści na spotkanie z nim idą przecież i panny głupie, ale tylko mądre były do tego spotkania przygotowane!

Te postawy odkrywamy również wśród nas. I tak są chrześcijanie, którzy starają się wypełniać przykazania, kochać Boga i ludzi, a jeśli im się zdarzy wybrać zło grzechu, próbują to naprawić i zmienić swoje życie. Są jednak i tacy, którzy wyznając zasadę „jakoś to będzie” nie podejmują wysiłku nawracania się. Liczą przy tym, jak panny głupie, że gdy nadejdzie czas spotkania z Oblubieńcem, ktoś pożyczy im oliwy.

Tymczasem Mądrość, która jest źródłem szczęścia i czeka u drzwi, Mądrość, którą w Biblii uosabia Bóg, „łatwo (...) dostrzegą, którzy ją miłują, i ci ją znajdą, którzy jej szukają”.[4]

Bracia i Siostry – pomyślmy przeto: jakim jestem uczniem Chrystusa? Czy czerpię z Mądrości, którą objawia mi Bóg? I dalej – konsekwentnie – jak współżyję z ludźmi, jak żyję w rodzinie i jakim jestem człowiekiem?

Amen.

 


[1] Mdr 6,12.

[2] 1Tes 4,13-14.

[3] Mt 5,13-16.

[4] Mdr 6,12.

Wszystkich Świętych

Siostry i Bracia – W Dzień Wszystkich Świętych słyszymy z ust Chrystusa zaproszenie do udziału w szczęściu samego Boga. Tak bowiem należy rozumieć wezwanie kończące Jezusowe „Błogosławieństwa”, zapisane w Ewangelii przez św. Mateusza: „Bądźcie więc i wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.[1]

I jest to zaproszenie wyjątkowe, zostało bowiem ogłoszone  przez Boga, który w pełni objawił się w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Stąd nie przypomina ono ludzkich obietnic życia szczęśliwego, opartego na dobrach materialnych, a więc na tym, co jest nietrwałe, bo przemija.

Chrystus objawia ludziom Królestwo, gdzie rządzą inne prawa, gdzie szczęścia nie niszczy śmierć, gdzie każda radość jest prawdziwa, bo nie ma końca. To królestwo daje nam Bóg. Założył je dla tych, którzy spełnią jeden tylko warunek, od początku związany z głoszeniem Ewangelii. Przypomina go Ewangelista: „Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie»”.[2]

Nawrócenie to musi być jednak radykalne, stąd słyszymy: błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy pragną sprawiedliwości, błogosławieni czystego serca, błogosławieni, którzy wprowadzają pokój i cierpią dla sprawiedliwości. Zauważmy, błogosławieństwa nie przekreślają niczego, co w tym świecie jest dobre i piękne, a ludziom przynosi radość i szczęście. One tylko odnosząc wszystko do Stwórcy, ustawiają sprawy ludzkie we właściwej relacji do wartości najwyższej, którą jest Bóg i Jego Osobowa Miłość.

Możemy pytać, jak więc żyć we współczesnym świecie, świecie pełnym zagrożeń, w tym ciemności i zwątpienia. Przykładem  zawstydzającym każdego z nas może być Carlo Acutis, zaledwie piętnastoletni chłopiec, od 10. października tego roku Błogosławiony. Ten młody człowiek od wczesnych lat w centrum swego życia stawiał Boga, kochał Chrystusa obecnego w Eucharystii, którego od 7. roku życia codziennie przyjmował i kochał ludzi, szczególnie biednych i bezdomnych z którymi potrafił również dzielić się jedzeniem i swym kieszonkowym. Przy tym był zwyczajnym chłopcem: grał w piłkę, w gry komputerowe i, jak świadczą ci którzy Go znali, był geniuszem Internetu; w nim ewangelizował ludzi, choćby tworząc znane na całym świecie strony internetowe o cudach eucharystycznych, czy objawieniach Maryjnych. Dwa miesiące przed nagłą chorobą, gdy pytano go kim będzie, odpowiedział że jego przeznaczeniem jest umrzeć, a wnet gdy nadszedł ten czas wyznał: „Umieram szczęśliwy, że ani minuty życia nie zmarnowałem na to, co nie podoba się Bogu”. Dojrzały owoc Bożej Miłości.

Przyjmijmy – Siostry i Bracia – przesłanie Słowa Bożego i dnia Wszystkich Świętych. Ten dzień przypomina nam nasze powołanie do świętości. Świętości, która rodzi się w człowieku zjednoczonym z Bogiem w Jezusie Chrystusie i wydaje w nim owoce nawrócenia, ów ewangeliczny plon stokrotny, sześćdziesięciokrotny, czy trzydziestokrotny. Kto ma uszy niechaj słucha.[3]

Amen


[1] Mt 5,48.

[2] Tamże 4,17

[3] Por. Tamże, 13, 8-9.

30 zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – Słuchając dzisiaj Księgi Wyjścia powiemyJak ludzki” jest odczytany fragment tej Księgi: „nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami...”,[1]nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty”.[2] A jest on takim, bo jednocześnie jest tak bardzo Boski! Ile bowiem troski o człowieka zawiera się w tym wszystkim, co Bóg mówi o cudzoziemcach, o bezbronnych, ubogich i zmuszonych do pożyczania pieniędzy.

I to właśnie prawo, Boże prawo, którym winien kierować się w swym życiu człowiek, stało się przedmiotem podjętej przez faryzeuszy kolejnej próby postawienia Jezusa w trudnej sytuacji. Zebrali się oni razem, „a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał wystawiając Go na próbę: <: Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?>[3]

Odpowiedź Pana Jezusa, utożsamiająca prawo miłości Boga z miłością do każdego człowieka, wydać się może zaskakująca! Świadczy ona bowiem o tym, że słowo „bliźni” nabrało charakteru uniwersalnego, powszechnego, bo w nauce Ewangelii – choćby przywołać przypowieść o miłosiernym Samarytaninie – naszym bliźnim jest każdy człowiek, zwłaszcza potrzebujący.

Tak oto Zbawiciel przykazanie miłości bliźniego umieścił obok przykazania miłości Boga. Mówi o tym wprost: „Drugie podobne jest do niego: <Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego>”.[4] Będziesz miłować swoją żonę, swego męża, swoich bliskich i każdego człowieka, swego bliźniego. Dla każdego będziesz życzliwy, nikogo nie odrzucisz, przed nikim w potrzebie nie zamkniesz drzwi, nikomu nie będziesz złorzeczył, choćby był to ktoś, kto sprawił tobie przykrość. I nikim nie będziesz gardził, nawet gdyby to był brudny i odrażający pijak, czy narkoman, albo cuchnący bezdomny. Po prostu: „Będziesz miłował!

Bezkompromisowość Ewangelii. A głosi ją Ten, który kochając człowieka stał się jednym z ludzi, by oddać im swoje życie. Głosi ją ten, Który do końca nas umiłował i jako wcielony Bóg, który jest Miłością, poniżony i zhańbiony przez ludzi, dla nas umarł na krzyżu. Umarł, by każdemu dać możliwość przezwyciężenia zła i ciemności śmierci. Umarł i zmartwychwstał byśmy, przez miłość właśnie, w Nim mogli zmartwychwstać, bo kto nie miłuje trwa w śmierci![5]

Siostro i Bracie – Będziesz miłować Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego, jak siebie samego. „Na tych [bowiem] dwóch przykazaniach opiera się całe prawo i Prorocy”.[6] To mówi Pan.

Amen.

 


[1] Wj 22,20.

[2] Tamże, 22,21.

[3] Mt, 22,36.

[4] Tamże, 22,39.

[5] Por. 1J 3,14.

[6] Mt. 22,40.

29 niedziela zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – odczytana Ewangelia przywołuje przedziwną sytuację. Przypomina ona bardzo nasze dylematy, gdy zastanawiamy się nad tym aspektem życia, który łączy się z polityką i funkcjonowaniem państwa, zwłaszcza teraz, w czasie pandemii i związanymi z nią licznymi ograniczeniami.

W Ewangelii okazją do tej sytuacji stała się pozornie zwykła rozmowa. Okazało się, że faryzeusze wysłali do Jezusa ludzi, pośród których byli ich uczniowie i zwolennicy Heroda. Mieli oni „przyłapać Go na słowie[1] i w ten sposób skompromitować. Jeśli bowiem Zbawiciel odpowie „tak”, zostanie przez nich oskarżony o kolaborację z okupantem, którym dla Izraelitów byli Rzymianie. Jeśli odpowie „nie”, zwolennicy Heroda uznają Go za buntownika. Iście szatański pomysł i diabelska pułapka!

Pan Jezus jednak zniweczył ten chytry podstęp. Wpierw zwrócił uwagę na napis i portret, które znajdowały się na monecie podatkowej, a po stwierdzeniu, że należą „do Cezara”, odpowiedział: „oddajcie więc Cezarowi to, co jest cesarskie, a Bogu to, co jest boskie”.[2] Z zakończenia tej sceny wiemy, że wysłannicy faryzeuszów usłyszawszy to, zmieszali się i odeszli.

Dotykamy tutaj delikatnej sprawy sprawowania przez Stwórcę władzy nad światem. Już pierwsze czytanie uświadamia nam, że Bóg sprawuje tę władzę przede wszystkim w sposób duchowy, ale może ją sprawować i przez ludzi, którzy w ostatecznym rozrachunku Mu służą. Tak było przecież w przypadku Cyrusa, króla Persów, który przywracając Izraelitom wolność i pomagając odbudować świątynię, stał się narzędziem w rękach Boga. Mówi o tym prorok Izajasz. To dlatego właśnie, choć Cezar był znakiem zniewolenia Izraela, nie tylko można, ale nawet trzeba płacić podatek, co w objawionym przez Jezusa Chrystusa porządku oznacza, że Jego uczniowie winni uznać państwo i angażować się w polepszanie porządku świata, któremu na pewno nie służą anarchia i stawianie prywaty ponad dobro ogółu.

W jednym tylko wypadku uczeń Chrystusa może cofnąć państwu wotum zaufania i powiedzieć władzy „nie”. Ma to miejsce wówczas, gdy państwo zajmuje miejsce Boga, bo chce sprawować władzę absolutną, która nie szanuje praw jednostek do wolności i sprawiedliwego prawa.

Tyle – Bracia i Siostry – mówi nam w tej sprawie Ewangelia. Mamy więc wiele możliwych wyborów i działań. Uczeń Chrystusa musi jednak starać się je rozwiązywać wraz z innymi ludźmi, ale zawsze kierując się wspólnym dobrem, prawdą i miłością. A wtedy Pan będzie z nim i przy nim; zawsze i wszędzie.

Amen


[1] Mt 22,15., por. tłum. Biblia Towarzystwa Świętego Pawła.

[2] Tamże, 22,21.

 

28 niedziela zwykła A

Bracia i Siostry – Symboliczny obraz uczty z pierwszego czytania jest kuszący, bo to sam Bóg przygotowuje dla wszystkich narodów ucztę z  mięsa i win wybornych![1]

Jest jednak coś, co odróżnia tę Bożą obietnicę, zwłaszcza zaś dotyczącą otarcia łez i zniszczenia śmierci przez zdarcie śmiertelnego całunu okrywającego wszystkie narody,[2] od obietnic wszystkich samozwańczych proroków i głosicieli nierealnych utopii. Boże obietnice bowiem stały się faktem w osobie Jezusa Chrystusa.

Uświadamia nam to Pan Jezus w wygłoszonej dziś Ewangelii, w której jest mowa o wyprawionej przez króla uczcie, nawiązującej do starotestamentalnej symboliki pierwszego czytania z proroka Izajasza. W przypowieści tej król musi jednak posłać sługi na rozstaje dróg, by tam zapraszać przypadkowych przechodniów, bo zaproszeni goście odmówili przyjścia. Odmowa ta jest aluzją do odrzucenia przez Naród Wybrany Jezusa jako Mesjasza, namaszczonego przez Boga Chrystusa. W ten sposób ci, którzy byli pierwszymi, stali się ostatnimi, a ich miejsce zajęli poganie. Oto Boża ekonomia, oto Boża perspektywa, którą dzisiaj objawia nam Bóg!

Czy jednak zaproszenie nas, współczesnych chrześcijan jest nieodwołalne? Czy dzisiaj my, chrześcijanie dwudziestego pierwszego wieku, możemy niczym się nie przejmować, spać spokojnie i nie robić nic w kwestii bycia uczniami Chrystusa, bo zostaliśmy już zaproszeni na ucztę?! Otóż – Siostry i Bracia – na pewno nie! I dla nas bowiem przypowieść ta jest ważną przestrogą. Przecież między nowo zaproszonymi znalazł się i taki, który nie był przygotowany, gdyż nie miał odpowiedniej szaty, bo sercem i myślami był gdzie indziej, pozostając zamknięty w swoim wyłącznie świecie. Czy więc możemy się dziwić, że król wyrzucił tego, co przyszedł na uroczystą ucztę jak do lichego baru?

Dzisiaj my jesteśmy na uczcie, uczcie eucharystycznej, która jest na ziemi spełnieniem Bożych obietnic w Jezusie Chrystusie. Stąd i do nas odnosi się pytanie: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś?[3] I nie chodzi tu o naszą obecność w tym kościele, ale o to jak tu jesteśmy i z czym jako chrześcijanie przyszliśmy. W tym znaczeniu szata godowa, o której mowa w przypowieści, jest symbolem naszej miłości, naszego miłosierdzia, i spełnianego dobra. Boga bowiem mamy czcić nie tylko słowami, ale tak, jak przy studni Jakubowej Pan Jezus powiedział Samarytance: Boga mamy czcićw Duchu i prawdzie”.[4]

Amen


[1] Por. Iz 25,6.

[2] Tamże, 25,7-8.

[3] Por. Mt22,12.

[4] Por. J 4,23

27 niedziela zwykła A

 

Bracia i Siostry – Przypowieść „O przewrotnych rolnikach[1] w pierwszym rzędzie odnosi się do Narodu Wybranego, do Izraela, który wielokrotnie zachowywał się wobec Boga tak, jak dzierżawiący winnicę rolnicy wobec jej właściciela.

To dlatego symbolika postaci występujących w tej przypowieści jest oczywista. Wysyłani przez gospodarza słudzy to przede wszystkim prorocy, których posłanie i misja nie zawsze były przez Naród Wybrany akceptowane. Wielu też proroków zabito, nie chcąc słuchać tego, co Bóg – przez nich właśnie – mówił swojemu ludowi. Przewrotni dzierżawcy, symbolizujący te właśnie ludzkie postawy, posuwają się jednak dalej: zobaczywszy dziedzica, Syna Gospodarza, postanowili go zabić.[2] To dlatego reakcja Boża na tę kolejną niegodziwość jest jednoznaczna – Królestwo będzie im zabrane i dane narodowi, który wyda owoce nawrócenia![3]

Obraz ukazany przez świętego Mateusza w odczytanej dziś Ewangelii jest właściwie jasny i nie wymagałby komentarza, gdyby nie to, że przypowieść „O przewrotnych rolnikach”, opowiedziana przez Jezusa z myślą o Żydach, w takim samym stopniu odnosi się i do nas, czyli do Kościoła, który tworzymy! A jest tak dlatego, że w Nowym Testamencie spełnia ona rolę swoistego „mementa”, przestrogi, by i Kościół – obecny w każdym z nas – nie stał się winnicą w rękach przewrotnych dzierżawców.

Musimy zatem pytać siebie, czy Bóg otrzymuje od nas należny Mu plon spełnianego dobra. Musimy pytać, czy przyjmujemy Jego słowo w poczuciu własnej niedoskonałości i potrzeby stawania się kimś lepszym. Przecież i dzisiaj mamy coraz więcej problemów związanych nie tylko z kryzysem i pandemią, ale często z pogańskim wręcz sposobem tworzenia praw i życia według nich, a w związku z tym i z wychowaniem młodego pokolenia, które kształtowane według takich wzorców nie chce żyć zgodnie z objawionymi przez Boga wartościami.

Pomyślmy zatem czy czasem i my tych, których Bóg stawia na naszej drodze, nie przyjmujemy z podejrzeniami, z drwiną i wzgardą. Czy wreszcie nie uważamy siebie za lepszą cząstkę ludzkości, tę nieomylną i mającą monopol na prawdę, nawet poza Bogiem i wbrew Niemu.

Jak często Pan Bóg jest rozczarowany takim właśnie Kościołem w ludziach, którzy ten Kościół stanowią! I jak często ten Kościół zawodzi Pana Boga! A Kościół, o którym mówimy jest Siostry i Bracia w każdym z nas. Jest w nas wtedy, gdy lekceważymy naukę objawioną, zastępując Boże prawo prawem ludzkim. I jest w nas wtedy, gdy jesteśmy zadowoleni z siebie, a reformując innych zapominamy, że nawrócenie trzeba zaczynać od siebie.

Amen.

 


[1] Por. Mt 21, 33-43.

[2] Por. tamże 21,38.

[3] Por. tamże 21,43.

26 niedziela zwykła, A

Bracia i Siostry – jeśli dzisiaj z uwagą słuchaliśmy Słowa Bożego, to z łatwością zauważymy, że mówi ono o relacjach ludzi z Bogiem i ludzi między sobą. To dlatego dotyka ono również przykazania miłości Boga i bliźniego, a więc podstawowych i najważniejszych powinności człowieka.

Najpierw prorok Ezechiel mówi o tym, co tak często zdarza się wśród ludzi, mianowicie o niesłusznym obarczaniu Boga odpowiedzialnością za wszelkie niepowodzenia, zwłaszcza będące konsekwencją ludzkich wyborów i czynów. „Wy mówicie: <Sposób postępowania Pana nie jest słuszny>. Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne?[1] Następne zaś słowa potwierdzają odpowiedzialność każdego za własne wybory i postępowanie: „Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił”.[2]

Ewangelia też mówi o odpowiedzialności człowieka za swoje postępowanie. Tym razem Jezus czyni to posługując się Przypowieścią o dwóch synach.[3] W niej to Bóg jest przedstawiony pod symboliczną postacią ojca, ludzi zaś i ich postawy symbolizują obaj synowie: pierwszy, który choć zadeklarował gotowość spełnienia woli ojca, nie uczynił nic i drugi, który po zdecydowanym „nie” opamiętał się i poszedł do winnicy. I w tej przypowieści przypomina Chrystus to, co usłyszeliśmy już w ubiegłą niedzielę, mianowicie że: Nie każdy, kto mówi Mi: <Panie, Panie!>, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.[4]

W ten kontekst wpisuje się odczytywany dziś fragment z Listu św. Pawła do Filipian,[5] który w tej jego części mówi również o relacjach międzyludzkich, odnosząc się do drugiej części przykazania miłości: będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A pouczenie to wyrasta bezpośrednio z całej dzisiejszej liturgii Słowa, jak i z pełni objawienia w Chrystusie, stąd jest ono jedynym panaceum – środkiem zaradczym na wszystkie ludzkie niepowodzenia, na grzechy zazdrości, gniewu i nienawiści, na niszczące Kościół i rodzinę ludzką podziały, na wojny i nienawiść. „Jeśli więc coś znaczy upomnienie w Chrystusie, jeśli umacnia was miłość, jeśli łączy was ten sam Duch lub jeśli macie w sercu miłosierdzie i współczucie (…) będziecie mieli te same dążenia i będziecie żywili tę samą miłość, że będziecie trwali w jedności (…); nie działajcie [więc] z myślą o uznaniu czy pochwałach, lecz z pokorą uważajcie jedni drugich za lepszych od siebie. Niech każdy troszczy się nie tylko o swoje własne sprawy, ale także o innych”.[6]

Jeśli to zrozumiemy i według tego, co dziś mówi nam Bóg będziemy postępować, to w Bożych oczach będziemy sprawiedliwi i, jak nawrócony syn z przypowieści, staniemy się dziećmi pełniącymi wolę Ojca.

Amen


[1] Ez 18, 25.

[2] Tamże, 18, 26.

[3] Mt 21, 28-32.

[4] Por. Tamże, 7, 21.

[5] Flp 2, 1-5.

[6] Tłumaczenie z Biblii Edycji św. Pawła, 2015.

25 niedziela zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – ile razy jest w naszym życiu tak, że myślimy iż znamy Pana Boga i że nasze myślenie, a co za tym idzie nasze postępowanie jest Jemu bliskie. Tymczasem słyszymy słowa, które dziś Bóg kieruje do nas, najpierw przez proroka Izajasza, a dalej, w Ewangelii, przez swojego Syna. I nie są to bynajmniej słowa potwierdzające nasze dobre samopoczucie i wyobrażenie o sobie.

Wpierw jest to zdanie zachęcające nas do szukania Boga: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko. Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. (…) Niech się nawróci do Pana, a ten się nad nim zmiłuje”.[1] Stąd rodzi się pytanie czy w ogóle szukamy Boga, a jeśli tak, to jak Go szukamy? Czy nie jest to tylko utarta droga, którą z przyzwyczajenia idziemy, często mnożąc bezmyślnie odklepywane modlitwy, a pomijamy ludzi na których się gniewamy, bo nie potrafimy przebaczyć, a nadto którym nie pomagamy, choć są w życiowej potrzebie. A przecież znamy Boże i ewangeliczne kryterium odnajdywania Boga: „Nie każdy, kto mówi Mi: <Panie, Panie!>, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie;[2] powtórzmy: ten tylko w swym życiu odnajdzie Boga. Konieczność takiego właśnie myślenia o Bogu potwierdza zdanie kończące pierwsze czytanie: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana”.[3]

W tym oto zdaniu odnajdujemy też sens przypowieści Chrystusa O pracownikach w winnicy.[4] Oto w czasie winobrania właściciel winnicy wielokrotnie wychodził na rynek, by znaleźć tam bezrobotnych i dać im zatrudnienie. Pierwszych wynajął o świcie i umówił się z nimi, że zapłaci im denara. Ostatnich zatrudnił około jedenastej, obiecując że da im to, co słuszne. Kontrowersja nastąpiła wieczorem, gdy ostatni otrzymali tyle samo, co pracujący od rana. Gospodarz zaś ze spokojem wyjaśnił szemrzącym przeciw niemu dlaczego tak postąpił, a swoją wypowiedź zakończył stwierdzeniem: „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?[5]

Tak oto wracamy do początku dzisiejszego rozważania Bożego Słowa i pytania, czy w ogóle szukamy Boga, a jeśli tak, to jak Go szukamy? Przecież i my, chrześcijanie postępujemy podobnie jak szemrzący pracownicy z winnicy. Ileż to razy gorszymy się postawami naszych współbraci, bardziej jednak pewnie Bożym miłosierdziem okazywanym ludziom, których uznaliśmy za grzeszników. Ile też razy dzielimy ludzi na lepszy i gorszy sort, i odrzucamy innych, także tych w potrzebie, jak choćby uchodźcy wojenni. Oto ludzka logika! Oto nasze myślenie, o którym mówi Chrystus w dzisiejszej przypowieści. I oto słowa Boga: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana”.

Amen.

 


[1] Iz 55, 6-5.

[2] Por. Mt 7, 21

[3] Iż 55, 8.

[4] Mt 20, 1-19a.

[5] Mt 20,15.

24 niedziela zw. A, 2020

Bracia i Siostry – słysząc dzisiaj Słowo Boże winniśmy zadać sobie pytanie skąd między nami biorą się złość, gniew, zazdrość i nienawiść. Nie są to przecież uczucia nam obce; przeciwnie, gniewamy się nawet bez specjalnego powodu i całkiem bezinteresownie zazdrościmy bliźnim wszelkiego rodzaju dóbr. To dlatego, w tej chwili, trzeba nam osobiście przyjąć usłyszane Słowo Boże, by ono każdego z nas zaczęło drążyć i budzić uśpione sumienie, bo przyzwyczajone do wymienionych złych uczuć: złości, gniewu, zazdrości i nienawiści. A Słowo to jest jednoznaczne: „Złość i gniew są obrzydliwościami, których trzyma się grzesznik. Tego, kto się mści, spotka zemsta od Pana: On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci”.[1]

Czy możemy nie słyszeć tych słów? Czy możemy pozostać na nie obojętni i bezrefleksyjni? Przecież wyraźnie słyszymy zachętę: „Odpuść winę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy”.[2] Zachętę tę potwierdza mocne uzasadnienie: Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów? Sam będąc ciałem, trwa w nienawiści, któż więc zyska dla niego odpuszczenie grzechów? Pamiętaj o rzeczach ostatecznych i przestań nienawidzić…[3]

Zauważmy, że Pan Jezus do tej Bożej Mądrości i Bożego sposobu oceniania postępowania człowieka nie dodaje niczego nowego. Przeciwnie, tylko je potwierdza poruszającą przypowieścią O nielitościwym dłużniku, która jest dosadną i przekonywującą odpowiedzią Jezusa na pytanie Piotra: „Panie ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie, czy aż siedem razy?[4] Piotr pewnie sądził, że jego propozycja jest wspaniałomyślna. Siedem bowiem w symbolice biblijnej oznacza pełnię, czyli stan w którym niczego nie brakuje. Tymczasem Chrystus odpowiada „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”.[5] A to z kolei w tej samej symbolice znaczy pełnię doskonałą i nieskończoną,[6] a więc przebaczać trzeba nieskończoną ilość razy!

To w tę narrację wpisuje się przywołana przypowieść, w której królem jest sam Bóg, a każdy z nas może się odnaleźć w którymś z obu dłużników. Pytanie zapisane dzisiaj przez Boga w naszym sumieniu  pozostaje otwarte: którym z tych dłużników jestem ja.

Amen


[1] Syr 27, 30 – 28, 1.

[2] Tamże, 28, 2

[3] Tamże, 28, 3-6.

[4] Mt 18, 21.

[5] Tamże, 18, 22.

[6] Por. Leland Ryken, James C. Wilhoit, Tremper Longman III, Słownik symboliki biblijnej, Warszawa 1998, s. 905.

23 niedziela zwykła, A

Bracia i Siostry – Usłyszane czytania skłaniają nas do refleksji nad sensem i sposobem upominania braci. Bliźnich przecież karcimy chętnie i często mówimy o cudzych błędach. Sprawa musi być jednak ważna, skoro już w Starym Testamencie Bóg ustami proroka Ezechiela zwraca uwagę na braterskie upomnienie[1], a w Ewangelii czyni to Pan Jezus.

Tak oto w centrum dzisiejszej liturgii Słowa staje pełne miłości upomnienie braterskie, do którego każdy chrześcijanin jest zobowiązany. Wszyscy bowiem należymy do jednego Kościoła, który – zgodnie z nauczaniem św. Pawła – jest Ciałem Chrystusa.[2] To mistyczny i symboliczny zarazem obraz żywego organizmu, w którym Bóg przez Chrystusa w Duchu Świętym jednoczy się ze wszystkimi ludźmi! Wiemy jednak dobrze, że dla organizmu jest ważne, by któryś z jego organów nie był chory. Stąd wynika konieczność reagowania na zło. Celem jednak każdego upomnienia musi być autentyczna troska o dobro upominanego, więc nie może nim być jakakolwiek chęć odgrywania się na ludziach, czy też próba usprawiedliwiania lub zakrywania własnych słabości.

Już to tylko stwierdzenie stawia przed nami podstawowy wymóg, jaki winien towarzyszyć każdemu upomnieniu; musi ono wypływać z ducha prawdziwej miłości. Tylko bowiem wtedy ma na celu dobro upominanego współbrata, bo miłość – jak pisze św. Paweł w drugim czytaniu – „nie wyrządza zła bliźniemu”.[3]

Pytajmy się więc siebie samych, czy wytykając błędy innym jesteśmy wewnętrznie uczciwi wobec Boga i ludzi, to znaczy, czy sami trwamy w prawdzie Bożych przykazań, i czy przypadkiem, wypominając błędy w postępowaniu współbraci, sami  nie popełniamy podobnych grzechów. I do nas odnoszą się słowa Chrystusa, powiedziane oskarżającym jawnogrzesznicę: „Kto z was jest bez grzechu niech pierwszy rzuci na nią kamień”.[4] Rzucać w człowieka kamieniem, będąc samemu nieuczciwym. Oskarżać, by manipulować ludźmi, by poniżać współbraci, odbierać im godność i upokorzyć. Ile takich właśnie oskarżeń towarzyszy naszemu życiu?

Nasuwa się więc pytanie, czy wobec tego warto upominać ludzi? Odpowiedź jest jedna: nie tylko warto, ale i trzeba, zawsze jednak w duchu dzisiejszej nauki Pana Jezusa, to znaczy w duchu prawdziwej miłości, wynikającej z troski o dobro upominanego człowieka. Zwracać uwagę tak, by życzliwość tej uwagi była oczywista i by nie została naruszona godność upominanego współbrata. Zwracać uwagę, pamiętając modlitwę celnika z ewangelicznej przypowieści, który modlił się: „Boże, miej litość dla mnie grzesznika.[5] Modlił się więc inaczej niż zadowoleni z siebie faryzeusze.

Amen


[1] Ez 33,7-9.

[2] Por. 1Kor 12,12-27.

[3] Rz 13,10.

[4] J 8,7.

[5] Łk 18,13; por. tamże 18,9-14.

22 niedziela zwykła, A

 

Bracia i Siostry – Jak bardzo Piotr Apostoł, bohater odczytanej przed chwilą Ewangelii, przypomina przeciętnego człowieka, który mówi „Panie, niech Cię Bóg broni[1]; jak bardzo też ludzka jest skarga Jeremiasza, przywołana w pierwszym czytaniu. „Uwiodłeś mnie Panie (...) ujarzmiłeś i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają”.[2] Obie te wypowiedzi wyrażają bowiem ludzkie wątpliwości; wpierw odnoszące się do sensu cierpienia, a dalej do istoty człowieczego powołania.

Dziś rzadko mówimy o powołaniu, może jeszcze w odniesieniu do  kapłanów, zakonnic i zakonników, czy niektórych zawodów: lekarzy, pielęgniarek i nauczycieli. Powołanie trzeba jednak widzieć w kontekście objawienia, a więc tak, jak jest ono przedstawione na kartach Pisma świętego. A tam powołanie jest zaproszeniem człowieka do wspólnoty z Bogiem. Jest więc ono czymś dotyczącym wszystkich ludzi, bo Bóg zaprasza każdego człowieka i każdemu wyznacza zadania do spełnienia, dając konkretne talenty i możliwości działań.

W tym to kontekście musimy usłyszeć odczytaną Ewangelię, bo chociaż jest ona kontynuacją zapowiedzi piotrowego prymatu, upomnienie Piotra przez Jezusa, gdy apostoł usiłował odwieść Zbawiciela od wypełnienia Jego misji, przypomina starotestamentalną surowość Boga, Który doświadczał Naród Wybrany za wszelkie przejawy niewierności Przymierzu. „Zejdź mi z oczu, szatnie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku[3] – brzmią słowa Chrystusa.

Myślenie o tym, co wyłącznie ludzkie. Ile razy w naszym życiu tak właśnie się dzieje. Ile razy jesteśmy przekonywani o słuszności zasady, że to sam człowiek jest miarą wszystkiego, a więc i miarą swego powołania! Nie Bóg, ale człowiek!

Jeżeli więc przyjmujemy ten sposób myślenia i przestajemy wypełniać nasze człowiecze, i chrześcijańskie powołanie, to – jak obdarzony obietnicą prymatu Piotr – winniśmy usłyszeć słowa: „Zejdź mi z oczu szatanie! (…), bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”.

Wierność powołaniu, która oznacza wierność Bogu i, przez miłość, wierność człowieczeństwu. Mówi o niej święty Jan Apostoł w pierwszym swoim liście: „Jeśliby ktoś mówił <Miłuję Boga>, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”.[4] Zaproszenie do wspólnoty z Bogiem, zaproszenie do tej miłości, którą „On sam nas umiłował”.[5]

Amen.

 


[1] Mt 16, 22.

[2] Jr 20,7.

[3] Mt 16,23.

[4] 1J 4,20.

[5] Tamże, 4,10.

21 niedziela zwykła A

Bracia i Siostry – Trzej Ewangeliści zdając relację o wydarzeniu spod Cezarei Filipowej rozpoczynają ją od pytania, które Jezus zadał uczniom: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego[1] Wszyscy trzej przytaczają też wyznanie Piotra: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego”.[2] Odpowiedź Chrystusa na to wyznanie zdominowały dwa obrazy, dwa symbole: skały i kluczy.

Najpierw pojawia się obraz skały. W Starym Testamencie, zwłaszcza w psalmach, „skałą” nazywany był tylko Bóg. Tylko On bowiem jest „fundamentem”, na którym człowiek może zawsze i niezawodnie budować: „On jedynie skałą i zbawieniem moim” – powiada autor psalmu 62.[3] To rozumienie starotestamentalnej symboliki obowiązuje również w Nowym Testamencie, którego fragment, zapisany przez św. Pawła Apostoła w 1. Liście do Koryntian, brzmi: „A ta skała to Chrystus”.[4] To ważne słowa. Oznaczają one bowiem, że Słowo Boże jest doskonałe i godne zaufania, również wtedy, gdy stało się Człowiekiem.

Trzeba powiedzieć, że Jezus ma świadomość swej wyjątkowości i niepowtarzalności tego przymiotu i, że dobrze wie iż On sam jest skałą; a jednak właśnie tym przymiotem dzieli się z Piotrem mówiąc: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała] i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[5] I w tym właśnie, w „niezwyciężoności przez piekielne bramy”, zawiera się druga właściwość przytaczanej dziś symboliki, mianowicie posiadanie istotnego dla całego Ludu Bożego pełnomocnictwa, którego znakiem jest przekazanie kluczy.

W Nowym Testamencie tym, który posiada klucz Dawida jest Chrystus. Więcej, On sam jest jedynym kluczem do życia wiecznego, Któremu, jak czytamy w Księdze Apokalipsy, podporządkowane są również „klucze śmierci i Otchłani”.[6] I oto Chrystus przyznaje Piotrowi, na którym ma być zbudowany Kościół, udział we władzy kluczy: „cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.[7] W ten oto sposób w Kościele Jezusa Chrystusa klucze piastuje zawsze konkretna osoba: Piotr i ci wszyscy, którzy mają udział w urzędzie kapłańskim Chrystusa, przekazywanym mocą sakramentu kapłaństwa i sukcesji sięgającej Apostołów. Słowa te znaczą dosłownie to, że nikt nie może użyć jakiegoś wytrycha, że nikt nie może dorobić sobie jakiegoś klucza zastępczego, przy pomocy którego mógłby mieć udział we władzy Chrystusa.

Dzisiaj z tym ważkim dla życia pytaniem zwraca się Jezus do każdego z nas. Kim więc jest dla mnie Chrystus i czym jest Jego Kościół, zbudowany na piotrowej skale. I jaki jest mój stosunek do nauczania, które Bóg, przez Kościół, kieruje do mnie. Oto pytania dzisiejszej niedzieli, pytania od których nikt z nas uchylić się nie może.

Amen


[1] Mt 16,15; por. Mk 8,27 i Łk 9,18.

[2] Mt 16,16.

[3] Por. Ps 62,3.

[4] 1 Kor 10,4.

[5] Mt 16,18.

[6] Ap 1,18.

[7] Mt 16,19.

20 niedziela zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – Człowiek w swej naturze jest religijny i dlatego zawsze odczuwał potrzebę kontaktu z Bogiem, choć różnie Go sobie wyobrażał i przedstawiał. Mówi o tym nie tylko Objawienie, ale też historia ludzkich kultur i religii. Nie dziwi więc, że dla wielu ludzi, którzy przychodzili do Pana Jezusa był On co najmniej mężem Bożym, przez którego działał Bóg. Także nie dziwi scena z odczytanej Ewangelii opisująca prośbę Kananejki, by Jezus uzdrowił jej chorą córkę. Chrystus jednak nie wysłuchuje jej od razu, a rozmowa z kobietą zaskakuje szorstkością i – po ludzku sądząc – nieprzychylnością Pana: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić psom”. Jednakże i tym razem Zbawiciel wyszedł naprzeciw oczekiwaniom człowieka. Z jednej bowiem strony prowokuje Kananejkę do wyznania wiary, z drugiej zaś uczy pokory swoich rodaków uważających obcych za ludzi gorszej kategorii. Okazuje się bowiem, że Żydzi byli zazdrośni o swego Boga i przekonani o tym, że tylko oni mają prawo do Bożych znaków i Jego miłosierdzia.

Ewangelia opisując to zdarzenie uczy więc pewnego uniwersalizmu, czyli powszechności Bożego działania, powszechności odkupienia i powszechności Kościoła, o której mówi już sama nazwa: „Kościół katolicki”. Myśl tę zawierają wszystkie dzisiejsze czytania w których jest mowa o poganach, a więc ludziach, którzy, jak uczy objawienie, też są dziećmi Bożymi i mają prawo do Bożego miłosierdzia. To właśnie znaczą słowa świętego Pawła, który pisze, że będąc apostołem pogan „chlubi się posługiwaniem swoim”. Pan Jezus uzdrowił córkę Kananejki i nie był to wypadek odosobniony. Wystarczy przywołać rozmowę Pana z Samarytanką przy studni Jakubowej oraz uzdrowienie sługi rzymskiego setnika, który nie czuł się godzien, by Pan wszedł pod jego dach.

Postawy wierzących wobec tych, którzy są inni. Postawy chrześcijan i nasze postawy. Jak traktujemy ludzi obcych i innych? Czy i my nie uważamy się za lepszych od nich? Patrząc na życie możemy powiedzieć, że mamy powody do wstydu. Przecież inni ludzie, z innych narodów i wyznawcy innych religii często potrafią lepiej i uczciwiej od nas żyć, a my, także jako naród mamy wiele wad, wspominając choćby tylko te „tradycyjne”, a więc pijaństwo, zazdrość i lenistwo.

Słuchając Słowa Bożego uczmy się więc życzliwości i otwartości dla ludzi, bo przecież w ten tylko sposób odnajdujemy Chrystusa i spełniamy podstawowy nakaz Pański, który stanowi podstawę naszego apostołowania: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali[1].

Amen.

 


[1] J 13,35

Wniebowzięcie NMP

 

Bracia i Siostry – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny to najmłodszy dogmat Kościoła, ogłoszony przez papieża Piusa XII z okazji roku świętego 1950.

Odejście MARYI do nieba to tajemnica równie niezgłębiona jak zmartwychwstanie Jezusa. Nigdy też nie zostało nazwane śmiercią Maryi, co najwyżej Jej zaśnięciem. Język Kościoła używa na tę okazję łacińskiego słowa „translatio” – przeniesienie, bądź „dormitio”, co język polski wyraża słowem: „zaśnięcie” Matki Bożej.

O wniebowzięciu Maryi nie wspominają Ewangelie, milczą na ten temat Dzieje Apostolskie. Jednak od pierwszych wieków chrześcijaństwa istniało przekonanie o cudownym odejściu Maryi z tego świata.

Poprzez wieki Wniebowzięcie próbowała wytłumaczyć teologia, opisać literatura mistyczna, a także sztuka chrześcijańska. Jednak brak źródeł zastąpiły apokryfy i liczne pobożne legendy maryjne. Według jednej z nich, trzy dni przed zaśnięciem ukazał się Maryi Michał Archanioł, by zwiastować Jej zbliżający się kres ziemskiego życia. Ta piękna legenda mówi, że ofiarował On Maryi zerwaną w rajskim ogrodzie gałąź drzewa palmowego, która gwarantowała ochronę przed napadami demonów.

Jest też barwny opis ostatnich ziemskich chwil Maryi: Apostołowie przybywają na chmurach z czterech stron świata, by towarzyszyć Matce Chrystusa. Wokół Jej pogrzebu też narasta wiele szczegółów: przed żałobną procesją kroczy św. Jan, który niesie rajską palmę. Jest tam też bezbożny Jefoniasz, który próbował wywrócić Jej mary, za co ukarał go Michał Archanioł obcięciem bezbożnej dłoni.  Jednak i tutaj występuje motyw wychowawczy, Jefoniasz się nawrócił, a św. Piotr go uzdrowił.

Te i inne obrazy, a także teksty powstałe w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, koniecznie trzeba tu wspomnieć pochodzącą z II wieku modlitwę „Pod Twoją Obronę”, stały się źródłem z którego czerpali autorzy średniowiecznych miniatur, obrazów i płaskorzeźbionych tympanonów zdobiących portale katedr. One wszystkie wyrażały wiarę, że Ta, która Boga na świat nam przyniosła, nie uległa skażeniu i jako pierwsza po swoim Synu zmartwychwstała.

Tę prawdę wyraża także dzisiejsza liturgia sprawowana w uroczystość Wniebowzięcia NMP. A chcemy w niej prosić Boga za wstawiennictwem Wniebowziętej, byśmy uczyli się żyć tak jak Ona, zasługując w ten sposób na zmartwychwstanie i przebywanie z duszą i ciałem w domu Ojca.

Amen

19 niedziela zwykła A, 2020 r.

Bracia i Siostry – Czytania dzisiejszej niedzieli są  bardzo ludzkie, mówią bowiem o człowieczych lękach i potrzebie wiary.

Oto Eliasz, prorok prześladowany, doświadcza obecności mówiącego Boga: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana[1] – usłyszał. Nie była to jednak obecność od początku oczywista. Przeciwnie, przy pomocy tajemniczej symboliki, zdominowanej – jak słyszeliśmy – przez groźne i przerażające człowieka żywioły: wichurę, trzęsienie ziemi i ogień, ćwiczony był Eliasz w prawdziwej wierze. I dopiero ta wypróbowana i niezachwiana wiara pozwoliła prorokowi poznać obecność Pana w łagodności i szmerze powiewu, każąc jednocześnie przed Majestatem Boga zasłonić twarz płaszczem.

W podobnej sytuacji znaleźli się bohaterowie Ewangelii. Płynący łodzią Apostołowie, widząc kroczącego po jeziorze Jezusa „zlękli się myśląc, że to zjawa”.[2] Dopiero słowa Pana: „Ja jestem” i widoczne panowanie Chrystusa nad żywiołami, zwłaszcza, gdy pozwolił Piotrowi przyjść do siebie po wodzie sprawiło, że uczniowie upadli przed Nim, wyznając swą wiarę słowami: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.[3]

A przecież winno być inaczej, bo każdy z cudów Jezusa był objawieniem Boga: i dopiero co rozmnożony chleb na pustyni, i uciszona burza, i uzdrowienia, i przebaczanie grzechów, i wskrzeszenia były objawieniem Tego, Który Jest. Tylko Bóg bowiem jest Panem życia, bo jest Tym, Który Jest. Tak też właśnie tłumaczymy hebrajskie imię Boga Jahwe: „Jam jest, Który jest”, a w Biblii imię to oznacza również krzepiącą ludzi obecność Boga.

Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się[4] – tak dzisiaj tę obecność przypomina Jezus, który słowami „Ja jestem” umacniał Apostołów w Ogrójcu, gdy sam doznawszy lęku konania oddawał się w moc ciemności i śmierci.[5]Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata[6] – zapewniał uczniów w ostatnich przed wniebowstąpieniem słowach, i „Ja jestem” – mówił w Koryncie do zmęczonego i zniechęconego niepowodzeniem Apostoła Pawła.[7]

Wiara w obecność Boga. Wiara w Jego Opatrzność. Jak często – Bracia i Siostry – brak nam tej właśnie wiary! Jak często – podobnie jak Piotr – idziemy z nadzieją ku Chrystusowi, ba, czynimy rzeczy niezwykłe, gdy patrzymy na Niego i gdy w Nim szukamy oparcia. Ale zaraz potem przychodzi zwątpienie, rodzi się strach, słabnie wiara i ogarnia nas ciemność w której, tracąc z oczu Pana, toniemy w niemocy i grzechu. Jak często ta właśnie sytuacja jest naszym doświadczeniem! My, małej wiary, nie potrafimy wtedy przyjąć wezwania Chrystusa: Ja jestem; jestem z wami w Eucharystii, tak jak kiedyś Bóg Jahwe, przy pomocy łagodnego powiewu, objawił swą obecność prześladowanemu Eliaszowi. Jestem, by umacniać was swoim Słowem i Ciałem. Jestem, jako Prawda i Światło, które nie zna ciemności; Jestem by rozświetlać ludzką ciemność.

Amen

 


[1] 1Krl 19,11.

[2] Mt 14,26.

[3] Tamże, 14,33.

[4] Tamże 14,27.

[5] Por. J 18,5 i 8

[6] Por. Mt 28,20

[7] Por. Dz 18,10

18 niedziela zwykła A

 

Bracia i Siostry – Czytania tej niedzieli przypominają nam, że wszyscy odczuwamy łaknienie. I nie chodzi tu tylko o głód fizyczny, co uświadamia nam znaczenie słowa „łaknąć, oznaczające równie pragnienie wiedzy i miłości, a więc wartości duchowych. I to jest przejaw ludzkiego ducha, który równie mocno odczuwa głód słowa.

Pod tym względem nie różnimy się niczym od tych ludzi, którzy poszli za Jezusem, gdy On sam, usłyszawszy „o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się (...) na miejsce pustynne...“.[1] Dodajmy, że ludzie ci chodzili za Jezusem, bo On litował się nad nimi i uzdrawiał ich chorych; a idąc za Nim słuchali Jego nauk i oglądali znaki, które czynił. W ten właśnie sposób zaspokajali też człowieczy głód słowa, który zawsze oznacza coś duchowego.

Człowiek zawsze był głodny słowa, bo zawsze chciał wiedzieć dlaczego żyje na ziemi, dlaczego ma tak właśnie, a nie inaczej postępować, chciał wreszcie wiedzieć, co trzeba robić, by być szczęśliwym i tego szczęścia nigdy nie utracić. To dlatego Bóg już w Starym Testamencie ustami proroka Izajasza zaprasza wszystkich spragnionych słowa: „Słuchajcie mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw. Nakłońcie wasze ucho i przyjdźcie do mnie, posłuchajcie mnie, a dusza wasza żyć będzie”.[2]

Jak ważne to zdania, jak istotne dla człowieka jest ich znaczenie; odnoszą się bowiem do najgłębszego z ludzkich pragnień, do pragnienia życia wiecznego. Dopełnieniem tych słów, namacalnym znakiem, że Bóg dotrzymuje swych przyrzeczeń jest cud na pustyni, w czasie którego Zbawiciel, rozmnażając pięć chlebów i dwie ryby, nakarmił przybyły za nim tłum. Ten właśnie cud  stal się zapowiedzią i symbolem Eucharystii, w czasie której Zbawiciel już blisko dwa tysiące lat karmi przybywających do Niego uczniów. Wpierw karmi nas swoim słowem, które jest Słowem Życia, bo sam Jezus jest Słowem, które było u Boga, a dla nas stało się ciałem.[3] Dalej karmi nas swoim Ciałem za nas wydanym i ukrzyżowanym, bo Jezus jest także Chlebem Żywym, który zstąpił z nieba. Jest Chlebem Życia, bo kto Go spożywa nie umrze na wieki.[4] Cud chleba i wina – Ciała i Krwi Pańskiej, Cud Najświętszej Ofiary, uobecniany w każdej Mszy świętej i nasza tutaj obecność, wynikająca z faktu świętowania niedzieli jako Dnia Pańskiego, ale także z tego nabożnego – jak mówił prorok Izajasz – nachylania ucha ku słowu Bożemu, by dzięki temu właśnie zaspokoić ludzki głód prawdziwego, to znaczy wiecznego bycia!

Któż więc – Bracia i Siostry – „może odłączyć nas od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk, czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował“.[5]

Amen


[1] Mt 14,13.

[2] Por. Iz 55,1-3a.

[3] Por J 1,1-14.

[4] Por. J 6,50-51.

[5] Rz 8, 35. 37.

17. zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – dzisiaj, obok Ewangelii, naszą uwagę przyciąga czytanie z Pierwszej Księgi Królewskiej, w której opisany został sen króla Salomona. W wyjaśnieniu niezwykłości tego zdarzenia może pomóc informacja, że w starożytności pielgrzymi często podróżowali do świątyń, by złożyć ofiarę i spać przed ołtarzem w nadziei otrzymania snu, będącego przesłaniem od bóstwa czczonego w tym miejscu.[1] Miejsce było zatem bardzo ważne dla otrzymania takiej teofanii. Ponieważ świątynia Jahwe w Jerozolimie wciąż była w budowie, Salomon swoje ofiary ku czci Jedynego Boga składał na wyżynie, w biblijnym Gibeonie, bo tam znajdowało się dotąd najważniejsze miejsce kultowe w Izraelu. I tam właśnie Pan ukazał się Salomonowi w nocy, przemawiając do niego w czasie snu.

Król mógł prosić Boga o najróżniejsze rzeczy, z ludzkiego punktu widzenia najbardziej przydatne w rządzeniu krajem. Nie prosił jednak ani o bogactwo, ani o długie życie, a prośbę swą zamknął w zaskakującym nas zdaniu „Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny”.[2] I prośba ta spodobała się Bogu, bo wynikała nie z pychy władcy, a z pokornej miłości do Stwórcy, i z troski o to, by zgodnie z Bożą wolą, sprawiedliwie i mądrze sprawować rządy nad powierzonym sobie ludem.

W tym momencie winniśmy skojarzyć to wydarzenie z Ewangelią, a konkretnie z dwiema kolejnymi przypowieściami Pana Jezusa, odnoszonymi do najważniejszego wydarzenia w historii ludzkości, jakim jest nadejście Królestwa Bożego. To przypowieści o skarbie i perle, dopełnione obrazem sieci rzuconej w morze, w którą wpadają najróżniejsze ryby. Dwie pierwsze przypowieści mówią o bezcennej wartości Królestwa Bożego, bo taką właśnie wartość dla bohaterów obu alegorii mają skarb ukryty w ziemi i drogocenna perła. To dla tego skarbu i dla tej szczególnej perły warto było im poświęcić wszystko, co dotąd posiadali.

Obraz sieci z kolei przywołuje na myśl inną przypowieść, mianowicie o chwaście,[3] a jej interpretacja mówi nam, że Królestwo Boże ma niejednorodny charakter; w jego skład wchodzą bowiem ludzie święci i grzesznicy, symbolizowani tutaj przez dobre i zepsute ryby. Zadanie ich ostatecznego oddzielenia należy jednak pozostawić Panu Bogu i Jego Aniołom, gdyż tylko Bóg widzi nie tylko to, co zewnętrzne, ale „patrzy na serce człowieka”.[4] Wszyscy natomiast należący do Królestwa winni kierować się cierpliwością i tolerancją, bo tych wartości uczy nas cierpliwość i miłosierdzie Boga.

Siostry i Bracia – walcząc ze złem pamiętajmy o tym, by usuwając je przede wszystkim z własnych serc, nie odrzucać i nie potępiać innych ludzi.

Amen.

 


[1] Por. Rdz. 28, 12-15 i 1Sam. 3, 3-14.

[2] 1 Krl. 3, 9.

[3] Por. Mt 13, 24-30.

[4] 1Sam 16, 7.

16 niedziela zw. A, 2020

Bracia i Siostry – spośród trzech przypowieści Pana Jezusa opisujących sytuację Jego Kościoła w świecie,[1] ta usłyszana dzisiaj o pszenicy i rosnącym pośród niej chwaście jest najtrudniejsza do zrozumienia. Stąd Chrystus na osobności wyjaśnia uczniom jej znaczenie. Dzięki temu wiemy już, że siewcą jest sam Jezus, dobrym ziarnem są dzieci Królestwa, złym ziarnem dzieci Złego, polem jest świat, a żniwem koniec czasu.

W ten sposób dotykamy trudnego obszaru tematyki eschatologicznej, czyli czasów ostatecznych. Tematyki trudnej w podwójnym znaczeniu. Wpierw dlatego, że niełatwo nam zrozumieć fakt istnienia zła, mimo zbawienia dokonanego już przez Chrystusa. Z drugiej strony dlatego, że w historii Kościoła istniały i wciąż się pojawiają ruchy sekciarskie, które problem ten rozwiązywały i dalej go wyjaśniają głosząc, że z jednej strony jest Kościół, złożony wyłącznie z ludzi doskonałych, a z drugiej jest świat pełen synów Złego, dla których nie ma nadziei zbawienia. Takiemu myśleniu przeciwstawiał się już św. Augustyn zwracając uwagę na to, że jest ono sprzeczne z nauką Ewangelii, bo nieodwracalnie dzieli ludzi na lepszych i gorszych. I w tym kontekście, zgodnie z nauką Chrystusa, wyjaśniał, że: polem jest, owszem, świat, ale także Kościół; miejsce, w którym żyją ramię w ramię święci i grzesznicy, i w którym jest miejsce dla wzrastania i nawracania się, a przede wszystkim naśladowania cierpliwości Boga. „Źli – mówił Augustyn – istnieją na tym świecie, aby się nawrócili albo żeby przez nich dobrzy ćwiczyli się w cierpliwości”.[2]

Tak oto odkrywamy to, co jest istotą objawienia dokonanego przez Jezusa Chrystusa, mianowicie cierpliwość Boga. O niej to mówi też pierwsze czytanie, wielbiąc ją hymnem na cześć mocy Boga, która przejawia się w cierpliwości właśnie i pobłażliwości. Przy czym cierpliwość ta nie jest  oczekiwaniem na Sąd Ostateczny, by na nim karać ludzi za najmniejsze przewinienia, a pobłażliwość nie jest przymykaniem oczu na wszelkie nieprawości. Jest to bowiem przede wszystkim łagodność, wielkoduszność, miłosierdzie i wola zbawienia każdego człowieka, bo każdy z nas jest dzieckiem Boga Ojca. On zaś jest, jak śpiewamy w psalmie responsoryjnym, „Bogiem miłosiernym i łagodnym, nieskorym do gniewu, bogatym w łaskę i miłosierdzie”.[3]

Jaka więc nauka płynie stąd dla nas? Otóż ta, że nie należy oczekiwać Sądu Ostatecznego jako dnia zemsty Boga, jak czynili to niecierpliwi żniwiarze z przypowieści, czekający z sierpami w dłoniach, by w dniu Sądu zobaczyć twarze niegodziwców i mieć z tego satysfakcję. Również jednak nie należy czekać z założonymi rękami i nie robić nic. Trzeba natomiast każdego dnia angażować się w zmienianie samego siebie z chwastu w dobre ziarno, ziarno wydające mnogie owoce.

Amen


[1] Dwie pierwsze to przypowieści: O ziarnie gorczycy i O zaczynie.

[2] Cyt. za R. Cantalamessa, Od Ewangelii do życia, Kielce 2011, s.97.

[3] Por. Ps. 86, 5-6 i 15-16a.

15 zwykła A

Bracia i Siostry – „Oto siewca wyszedł siać”.[1] Tak Pan Jezus rozpoczyna kolejną ewangeliczną przypowieść, która jest szczególnie wyrazista i przemawia bezpośrednio do naszej wyobraźni. A jest tak dlatego, że obraz siewcy, kojarzący się przede wszystkim z chlebem, zasadniczo jest czytelny przypominając naturalną potrzebę człowieka zaspokajania głodu. W naszej kulturze chleb jest bowiem symbolem nie tylko wszelkiego pożywienia, ale i dostatku, a także gościnności czego wyrazem tego jest zwyczaj witania gości chlebem i solą.

Mimo to przypowieść Chrystusa wcale nie należy do łatwych pouczeń. Już samo rozróżnianie przez Pana Jezusa czterech rodzajów gleby nasuwa podejrzenie innego znaczenia przywołanych obrazów, bo nikt rozsądny nie będzie przecież wysiewał ziarna na skałę! Tymczasem Bóg – bo On jest siewcą w tej nauce – postępuje inaczej, zdawałoby się wbrew logice i rozsądkowi.

Zapytać musimy więc, co chce Zbawiciel nam powiedzieć?  W przekazie Łukaszowym mówi wprost, że ziarnem jest Słowo Boże,[2] a glebą są jego słuchacze. A słuchają go z różnym zainteresowaniem, mniej lub bardziej angażując się w samo słuchanie, a następnie w przyjmowanie Słowa i współpracę z nim.

Tutaj musimy sobie powiedzieć, że w świetle Objawienia Słowem Boga jest sam Jezus Chrystus. „Na początku, bowiem, jak rozpoczyna swoją ewangelię św. Jan, było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. (...) A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”.[3]

Zbawiciel jest też ziarnem, bo w innym miejscu Janowej ewangelii, gdzie jest mowa o cudownym rozmnożeniu chleba na pustkowiu i o tym, co wydarzyło się po dokonanym cudzie, Zbawiciel powiedział do ludzi, którzy podążyli za nim, że On jest chlebem żywym. „Jam jest chleb życia – słyszymy – Kto do mnie przychodzi nie będzie łaknął (...)Jam jest chleb, który z nieba zstąpił”.[4]

Słuchanie więc Słowa jest Bracia i Siostry przyjmowaniem samego Chrystusa, a odrzucanie Słowa jest odrzucaniem Go! Tak oto Jezus – Słowo przychodzi do różnych ludzi i tylko od człowieka zależy jak zostanie On przyjęty.

Jakimi przeto słuchaczami Słowa Bożego jesteśmy? „Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, (...), inne na miejsca skaliste (...), inne znów między ciernie (...). Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały”.[5]

Amen


[1] Mt, 13,3.

[2] Por. Łk 8,11-15.

[3] J 1,1 i 14.

[4] Tamże, 6,15 i 41.

[5] Mt, 13,3-8.

14 zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – Odczytana ewangelia jest w jakimś sensie pytaniem o mądrość, a więc o to, co dla każdego człowieka jest naprawdę istotne i ważne. Kiedy bowiem słyszymy jak Pan Jezus dziękuje swemu Ojcu, że łaski poznania i zrozumienia spraw najważniejszych nie dał roztropnym i mądrym, ale prostaczkom,[1] to mogłoby się wydawać, iż Zbawiciel pochwala niewiedzę i ignorancję, a odrzuca mądrość. Takie też było przekonanie wielu pogan, którzy nierzadko chrześcijaństwo uważali za religię prostaków i ludzi niewykształconych.

Czym jest więc mądrość o której mówi Pan Jezus? Czym jest mądrość, którą winniśmy posiąść i według której powinniśmy żyć? Święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian napisał takie oto słowa: „Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość”.[2] Otóż te słowa, zwłaszcza w kontekście ewangelii, znaczą tyle, że prawdziwa mądrość zawsze łączy się z pokorą i swoje źródło ma w Bogu. To dlatego właśnie Chrystus odrzuca mądrość w rozumieniu „tego świata”, mądrość której jedyną miarą jest sam człowiek i logika jego świata.

To taką mądrość, w gruncie rzeczy fałszywą i pozorną odrzuca Zbawiciel, zachęcając jednocześnie swoich uczniów do zgłębiania mądrości prawdziwej, która swoje źródło ma w Bogu. Tę Mądrość na pewno poznają ci, którzy jak pisze św. Paweł w odczytanym dziś fragmencie Listu do Rzymian, żyją nie według ciała, lecz według ducha,[3] bo w nich mieszka Duch Boży, a więc Boża Mądrość, która to, co śmiertelne przywraca do życia.

Chrystus zachęca nas przeto do zgłębiania Mądrości, do zgłębiania Słowa Bożego i do wewnętrznej przemiany, która musi rozpocząć się w tym kto naprawdę spotkał Jezusa – Słowo Boga, które stało się Ciałem.[4] Kto bowiem pozna Jezusa, a przez Niego Ojca i Ducha Świętego, ten nie może pozostać tym samym człowiekiem. Po prostu nie może nie kochać bardziej! To dlatego probierzem prawdziwej mądrości jest miłość. Miłość wrażliwa na potrzeby ludzi i miłość pokorna, o której także mówi dzisiaj Chrystus. To słowa „uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”.[5]

I taka dopiero postawa człowieka otwiera – Bracia i Siostry – drogę do prawdziwej mądrości, mądrości mędrców, która otwarta na wszystko co dobre, otwiera się na świat i ludzi, bo jest głodna wiedzy, a przy tym nigdy nie stanie się pełną pychy, zadufaną w sobie. I o taką mądrość dla nas, dla naszych bliskich i dla wszystkich ludzi prośmy dzisiaj Pana Boga.

Amen


[1] Por. Mt 11,25.

[2] 1Kor 3,18.

[3] Por. Rz 8,9.

[4] Por. J. 1,14.

[5] Mt 11,29.

13 niedziela zwykła, A 2020

Bracia i Siostry – Odczytana Ewangelia mówi o dwóch różnych sprawach. Pierwsza z nich dotyczy naśladowania Chrystusa, aż po krzyż. To te słowa „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”.[1]

Sprawa druga dotyczy przyjmowania Jezusa w innych ludziach. I trudno nie dostrzec, że oba zagadnienia mają wspólny temat: my i Chrystus. Oba dążą też do przypomnienia i uświadomienia nam naszych relacji z Bogiem.

Z pierwszą sprawą związane jest przesłanie, że w życiu chrześcijanina główne miejsce musi zajmować Bóg. I tego miejsca nie są w stanie podważyć i zmienić nawet najgłębsze związki rodzinne. Wybór zaś Chrystusa zawsze jest wyborem Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, stąd doskonałe naśladowanie Mistrza staje się naśladowaniem krzyża w naszej codzienności, by razem z Nim zmartwychwstać!

Druga sprawa o której mówimy tyczy przyjmowania Chrystusa w ludziach, których codziennie spotykamy, z którymi współpracujemy i współżyjemy. Wiąże się ona też z gościnnością, o której mówi pierwsze czytanie, opisujące gościnność kobiety z Szunem, okazaną prorokowi Elizeuszowi, którego postrzegała ona jako wysłannika Boga.[2] Ten sam temat w Ewangelii podejmuje Pan Jezus, przyrzekając nagrodę proroka tym, którzy przyjmują wysłannika Boga: kto bowiem przyjmuje Jego uczniów przyjmuje samego Jezusa.[3] To ważne słowa dotyczące nas wszystkich. Tym bowiem, którzy tak postępują Jezus Chrystus przyrzeka samego siebie.

Każdy kto zna Ewangelię, wie jak trudna do spełnienia jest ewangeliczna lista uczynków miłosiernych: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych przyjąć, więźniów pocieszyć i chorych nawiedzić, umarłych pogrzebać. Są to uczynki szczególnie ważne, bo zgodnie z Ewangelią o Sądzie Ostatecznym, to według nich będziemy sądzeni.

I w tym właśnie miejscu musimy powrócić – Bracia i Siostry – do pierwszego tematu, o którym mówiliśmy, mianowicie do sprawy naśladowania Chrystusa. To naśladowanie jest przecież wychodzeniem z egoizmu, bo jest służeniem naszym braciom i siostrom, a więc niczym innym jak naśladowaniem Chrystusa, który przyszedł, by służyć! Chrystus, Który przygarnia nas takimi jakimi jesteśmy: biednymi i słabymi, grzesznymi i rozdartymi. Przyjmuje nas, sadzając przy swoim stole! Przyjmuje i nam usługuje, mówiąc: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.[4]

Amen


[1] Mt 10,37.

[2] Por. 2 Krl 4,8-11. 14-16a.

[3] Por. Mt. 10,40.

[4] Mt 11,28.

12 niedziela zwykła, A 2020

Bracia i Siostry – Jak bardzo treści pierwszego czytania z księgi proroka Jeremiasza oddają atmosferę tego wszystkiego, co dziś przeżywamy. Wymieńmy tylko niektóre z nurtujących nas spraw: pandemię i, od razu, toczące się w narodzie kłótnie i wzajemne oskarżenia, rosnące bezrobocie i inflację oraz coraz bardziej ideologiczne spory. To dzięki nim czujemy się zagrożeni. Tak samo musiał czuć się prorok Jeremiasz, gdy mówił: „Słyszałem oszczerstwo wielu: <Trwoga dookoła! Donieście, donieśmy na niego!>”.[1] Oto wszyscy wokół namawiają się po kryjomu, by donieść na Jeremiasza, a wśród przeciwników proroka są nawet najbliżsi jego przyjaciele, dla których najlepszą rzeczą byłoby przyłapanie sługi Boga na jakimś nieostrożnym słowie, o które można by go oskarżyć. Wówczas to były – możemy tak powiedzieć – równie ideologiczne spory o to, co prorok powiedział, co mógł powiedzieć, a czego nie i czego nie zrobił, choć teoretycznie mógłby uczynić więcej.

W podobnej sytuacji mogą znaleźć się uczniowie Chrystusa, którym przychodzi działać w różnych czasach i wciąż zmieniających się sytuacjach, wielokrotnie trudnych i zewnętrznie beznadziejnych. Dzisiaj my sami tak właśnie odbieramy uderzające w nas zdarzenia.

To dlatego aż trzykrotnie słyszymy dzisiaj słowa Pana Jezusa, który mówi nam: „Nie bójcie się”.[2] A więc nie bójcie się ludzi, „nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione”,[3]nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą[4] i „nie bójcie się: [bo] jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”.[5]

Nieprzyjaciel bowiem, wróg, może nam uczynić wiele złych rzeczy, nic jednak złego nie może zadać naszym duszom. Logika tej Ewangelii jest więc taka, że należy bać się tylko kogoś, kto prócz ciała może i duszę zatracić. My jednak, trwając w Chrystusie, pozostajemy w ręku Boga, dokładnie tak, jak mówił prorok Jeremiasz: „Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą”.[6]

I każdy z nas – Siostry i Bracia – jest w ręku Ojca bezpieczniejszy niż sądzi. Ojciec bowiem troszczy się nawet o wróble i włosy na głowie! O ileż bardziej więc troszczy się o swoje dzieci! Ewangelia przywołująca te słowa Jezusa stawia sprawę jasno: człowiek jest bezpieczny póki wypełnia swoją ewangeliczną, chrześcijańską misję. Jest bezpieczny nawet wtedy, gdy jego droga będzie drogą przez mękę.

A więc nie bójcie się – mówi Chrystus. Nie lękajcie się – jak w Jego Imię wołał święty Jan Paweł II  – nie lękajcie się otworzyć drzwi Chrystusowi. Zatem nie lękajmy się! Otwórzmy serca Jezusowi!

Amen


[1] Jr 20,10.

[2] Mt 10,26;28 i 31.

[3] tamże, 10,26.

[4] tamże, 10,28.

[5] tamże, 10,31.

[6] Jr 20,11.

11 niedziela zwykła A, 2020 r.

Bracia i Siostry – Dwie myśli z usłyszanej przez nas Ewangelii są zawsze tak samo ważne. Pierwsza to ta w której jest mowa o żniwach. Druga mówi o wysłaniu robotników na te żniwa. Tym zaś, który posyła żniwiarzy jest Bóg.

Zastanówmy się przez chwilę jak wygląda rozsyłanie uczniów. Przede wszystkim mają oni głosić ludziom bliskość Królestwa Bożego. Mają iść do świata jako zaczyn, który ma zakwaszać ciasto na dobry chleb – używając w kontekście Królestwa Bożego symboliki przypowieści o chlebie,.

Słuchając tej Ewangelii najczęściej myślimy jednak,  że to inni mają być apostołami, że nie naszą, a więc i nie moją sprawą jest bycie ewangelicznym zaczynem. Ale takie myślenie nie jest przecież prawdą, bo przekłamuje nauczanie Pana Jezusa! Tę właśnie naukę Ewangelii, przypomniana Sobór Watykański II, mówiąc w dekrecie pod tytułem „O Apostolstwie Świeckich” o powszechnym apostolstwie wszystkich chrześcijan. Ta prawda dojrzewa już w Starym Testamencie, co dokumentuje pierwsze  dzisiejsze czytanie z Księgi Wyjścia, w którym jest mowa o słuchaniu głosu Boga, wierności i strzeżeniu Przymierza przez każdego, kto należy do ludu Bożego.[1] Wiąże się z tym uroczysta Boża obietnica, że lud zachowujący prawo Przymierza będzie szczególną własnością Pana, stając się królestwem kapłanów i ludem świętym.[2]

I nie jest to odkrywanie jakichś nowych prawd, ale ich potwierdzenie przez Chrystusa i rozwinięcie. Przypomnijmy tylko najważniejsze wypowiedzi Pana Jezusa na ten temat: wy jesteście solą ziemi, wy jesteście światłem świata, po tym poznają, że jesteście moimi uczniami, że będziecie się wzajemnie miłowali. Są to, jak słyszymy, jednoznaczne zobowiązania wobec których żaden chrześcijanin nie może pozostać obojętny. Wiążą się one bowiem z postawą, która musi cechować uczniów Chrystusa.

Bycie dobrym nie wymaga specjalnych nakładów. Bycie dobrym, czyli bycie apostołem Jezusa, nie oznacza podejmowania nadzwyczajnych środków. Warto w tym miejscu przywołać fragment z pism św. Urszuli Ledóchowskiej: „Podaję wam tu rodzaj apostolstwa, które nie domaga się od was ciężkiej pracy, wielkich umartwień i trudów, ale które szczególnie dziś, w naszych czasach, bardzo jest pożądane (…) mianowicie apostolstwo uśmiechu. Uśmiech rozprasza chmury nagromadzone w duszy. Uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęściu wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem, mówi o pokoju czystego sumienia”.[3]

Apostolstwo uśmiechu, apostolstwo zwykłej życzliwości i dobrego słowa. Czy my, czy ja potrafię je realizować na co dzień?

Amen


[1] Por. Wj 19, 5-6.

[2] Tamże.

[3] Brewiarz Polski, t. III, ss. 1191-1192.

Boże Ciało A, 2020 r.

Bracia i Siostry – Po liturgicznym czasie Wielkanocy,  wielkanocno-eucharystycznym akcentem  jest uroczystość Bożego Ciała, świętowana w Kościele od 1264 roku, w czwartek po niedzieli Trójcy Świętej.

Współczesny kontekst tego święta jest szczególny. Z jednej bowiem strony przeżywamy niepokoje związane z pandemią koronawirusa, z wszystkimi jej konsekwencjami:  wielością zakażeń i śmiertelnych ofiar, utratą pracy i dochodów, ale i z wieloma innymi bieżącymi wydarzeniami. A to wszystko wiąże się z mówieniem tego świata, który wykorzystuje sytuację, by przekonać ludzi, że to nie Bóg, ale różni ideolodzy i politycy, czyli ten współczesny świat może obdarzyć człowieka zdrowiem, wolnością i szczęściem.

Z drugiej zaś strony jesteśmy my, słabi chrześcijanie, którzy o naszej wierze mówimy często z zażenowaniem, jakby ze wstydem i wielokrotnie sami odrzucamy Boże przykazania i nauczanie Chrystusa, w którym PAN mówi, że to nie ten świat, że to nie ludzkie prawo i sprawiedliwość, ale tylko Bóg i ON, Jezus Chrystus wyzwala nas ku wolności.[1]

Pierwsze czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa też mówi o drodze ku wolności. Była to droga Ludu Starego Przymierza. Wiemy też, że Ziemia ta nie stała się źródłem ich pełnej wolności. Ta wolność miała dopiero nadejść w Chrystusie. Wiemy o tym także z nauczania Pana Jezusa, który we fragmencie poprzedzającym dzisiejszą Ewangelię mówi, że ojcowie tego ludu jedli mannę na pustyni i pomarli.[2]

Ewangelia dopełnia to objawienie, ukazując Jezusa, który mówi o sobie, że kto spożywa już nie mannę, ale Chleb żywy, którym jest On sam, ten nie umrze na wieki,[3] bo ku wolności wyswobodził nas Chrystus! Te słowa mówił Zbawiciel zapowiadając ucztę paschalną Nowego Wiecznego Przymierza, gdy uprzedzając wydarzenie Krzyża, „wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dał swoim uczniom mówiąc: <Bierzcie, to jest Ciało moje>. Potem wziął kielich (…). I rzekł do nich: <To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana....”.[4] Uczta Chrystusa, uczta paschalna, uczta Nowego Przymierza, dzięki której – na zasadzie uczestnictwa w śmierci i zmartwychwstaniu Pana – stajemy się nowym stworzeniem, bo pozostajemy w Chrystusie, a To, co dawne, minęło,[i] oto <wszystko> stało się nowe”.[5] My wierzymy, że w Chrystusie „przeszliśmy ze śmierci do życia”,[6] bo ON uczy nas miłowania Braci, „kto zaś nie miłuje trwa w śmierci”.[7]

Pomyślmy, czym jest dla nas Eucharystia, czym jest dla nas Najświętsza Ofiara i jak bierzemy w niej udział, i Kim jest dla nas Chrystus, Który zaprasza człowieka do życia, bo wyzwala go z więzów zła i śmierci? Bądź pozdrowiony Chlebie Życia, bądź pozdrowiony Panie nasz, „zawsze ten sam, teraz i na wieki”.

Amen


[1] Por. Ga 5,1.

[2] Por. J 6,49.

[3] Por. tamże, 6,51 nn.

[4] Mk 14,22-24.

[5] 2Kor 5,17.

[6] 1J 3,14.

[7] Tamże.

Niedziela Trójcy Świętej A, 2020

Siostry i Bracia – W tym roku w niedzielę Trójcy Świętej wprowadza nas krótki fragment z Księgi Wyjścia, opisujący objawienie się Boga Mojżeszowi. Objawienie to miało miejsce z powodu zerwania przez Naród Wybrany przymierza z Bogiem, przez oddanie czci złotemu cielcowi. Wówczas to Bóg,  błagającemu o miłosierdzie dla ludu Mojżeszowi, objawił swoje imię: PAN. To przez nie uroczyście objawił sam siebie. W ten sposób, już w Starym Testamencie, Bóg JAHWE, czyli ten KTÓRY JEST, ukazał się jako miłosierny Zbawca, zachęcając lud do refleksji nad swoją istotą.

Dziś my, Bracia i Siostry, jak ongiś Mojżesz, podejmujemy próbę rozważania tajemnicy Boga, w pełni objawionej przez Chrystusa. To choćby te słowa Jezusa: „[Duch] Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam oznajmi. Wszystko co ma Ojciec, jest moje[1]

I chociaż ta objawiona troistość Boga jest dla nas chrześcijan, w znaczeniu prawdy wiary oczywista, to wciąż stajemy przed tajemnicą jedności trzech różnych osób Boskich, tajemnicą tak wielką, że Ojciec, Syn i Duch Święty mają jedną, tę samą boską naturę i są jednym Bogiem.

Wyznając wiarę, mówimy: Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego Stworzyciela nieba i ziemi, wierzę w Syna Bożego Jednorodzonego, Zbawiciela świata i w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela. Niewiele jednak z tego rozumiemy, nawet wówczas, gdy tajemnicę jedności Boga określamy jako tajemnicę miłości Ojca do Syna i Syna do Ojca w Duchu Świętym.

Nieco więcej o Bogu możemy powiedzieć, gdy rozważamy tajemnicę stworzonego na Obraz Boży, zdolnego do miłości człowieka, którego Bóg od początku obdarza i ogarnia swoją miłością. Ten gest Bożej miłości pozwala stworzeniu – przez miłość właśnie – poznawać Stwórcę. O tej zasadniczo jedynej możliwości poznawania Boga pisze św. Jana Apostoł w swoim pierwszym liście: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[2]

Wypełniać przykazanie miłości i zapisany w nim Dekalog, postępować zgodnie z sumieniem, w którym te przykazania wybrzmiewają, to znaczy trwać w Bogu, poznawać Go i pozwalać się prowadzić Duchowi Bożemu.[3]

Człowiek jednak, stając przed Bogiem, musi jak Mojżesz uznać Jego tajemnicę. „Nie kuś się o to byś Mnie zamknęła w sobie, ale staraj się, byś ty zamknęła się we Mnie” – powiedział Chrystus, objawiając się św. Teresie. Pokora to akceptacja własnej przygodności i uznanie wielkości Stwórcy, Wielkości Boga w tajemnicy Trójcy Świętej.

Stojąc dziś przed tajemnicą Boga, schylamy – Bracia i Siostry – głowy, prosząc o pokorę i miłość, o te cnoty, które pozwalają jednoczyć się z Ojcem, Synem i Duchem Świętym, tu na ziemi i w wieczności.

Amen


[1] J 16,14-15.

[2] 1J 4,7-8.

[3] Por. Rz 8,14.


Niedziela Zesłania Ducha Świętego

 

Bracia i Siostry – Dziś świętujemy dzień Pięćdziesiątnicy, dzień objawienia się Ducha Świętego. Zastanówmy się, jak wygląda to zesłanie Obietnicy Ojca.[1] Na pewno inaczej niż Syna Bożego, Który stając się Człowiekiem przyjął ludzkie ciało, „ogołocił samego siebie, stawszy się podobnym do ludzi” – co podkreśla św. Paweł w Liście do Filipian.[2]

Inaczej objawiał się też Bóg Ojciec, Który przemówił do człowieka, powołał Abrahama, czyniąc go ojcem ludu z którym zawarł przymierze i przez wieki przygotowywał na przyjście Mesjasza. Możemy powiedzieć, że Bóg Ojciec objawiał się stopniowo, powoli dochodząc do pełni objawienia się przez Syna. Słowa Pana Jezusa: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”,[3] pozwalają naszej wyobraźni na bardziej konkretne przedstawianie sobie również Boga Ojca.

Ducha Świętego nie da się kojarzyć z żadnym obliczem. Biblia mówiąc o Nim używa hebrajskiego słowa „ruah” lub greckiego „pneuma”, oznaczającego naturalne zjawisko wichru i oddychania, a gdy mowa o chrzcie Chrystusa w Jordanie Ewangelie stwierdzają, że Duch Boży: „jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim”. Ducha Świętego nie można więc, jak Jezusa, dotknąć. Słyszy się Jego głos, ale Go nie widzi; odczuwa Jego działanie, ale rozpoznaje tylko po znakach. Nigdy też nie można stwierdzić „skąd pochodzi i dokąd podąża”,[4] a wśród ludzi działa nie inaczej jak przez osoby, które bierze w całkowite posiadanie.

To prawda, że objawianiu się Ducha Świętego towarzyszą należące do świata przyrody znaki powietrza i ognia, a ON, jak mówi psalmista „odnawia oblicze ziemi”.[5] Pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich wyraźnie mówi o tych niezwykłych wydarzeniach, które towarzysząc zstępowaniu Ducha Świętego zgromadziły pod wieczernikiem wielkie tłumy.[6] Te tłumy są obrazem rodzącego się Kościoła, który tam stał się faktem. Dzieje mówią, że w tym dniu, po mowie św. Piotra, chrzest przyjęło „około trzech tysięcy ludzi”.[7]

Tak rodził się Kościół powszechny, a w nim przez wieki rodzą się kościoły lokalne, wśród nich i nasz Kościół parafialny. To w tym kontekście święty Piotr Apostoł mówi o żywych kamieniach i duchowej świątyni,[8] którymi wszyscy uczniowie Chrystusa jesteśmy. I to ta nasza tożsamość, ta przynależność do duchowości chrześcijańskiej, to dziedzictwo zobowiązuje. Ono powoduje odpowiedzialność każdego z nas za Kościół we wszystkich aspektach tego słowa. A więc za Kościół powszechny, za Kościół w Polsce, za nasz kościół parafialny i za ten domowy, rodzinny kościół.

Siostry i Bracia – pomyślmy dzis, co robimy, by to wielkie dziedzictwo, nieskażone, przekazać kolejnym pokoleniom. Św. Paweł przypomina: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście”.[9]

Amen


[1] Por. Łk 24,49.

[2] Flp  1,7.

[3] J 10,30.

[4] Tamże, 3,8.

[5] Ps. 104,30.

[6] Por. Dz 2,6.

[7] Tamże, 2,41.

[8] Por. 1P 2,4-5.

[9] 1Kor 3,16-17.

Wniebowstąpienie Pańskie A, 2020

Bracia i Siostry – szczególna jest Ewangelia, którą słyszymy w święto Wniebowstąpienia Pana. Wpierw dlatego, że odczytany fragment jest ostatnim w zapisie Ewangelii według św. Mateusza. Dalej dlatego, że w tym końcowym fragmencie wszystko jest wielkie, uroczyste i poważne: cała sceneria, słowa i ich treść. Tutaj Pan Jezus objawia się na górze, jak niegdyś Bóg – Jahwe na Synaju, i tutaj ogłasza swój nazwijmy to manifest, swój testament.

Najpierw mówi w nim o sobie: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi”.[1] I nie chodzi tu o władzę wypływającą z boskiej godności Jezusa. Tę posiada On od wieków. Chodzi o tę moc, o władzę Tego, który jako wcielony Bóg, jako Bóg-Człowiek zatryumfował nad śmiercią.

Potem Chrystus daje polecenia: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem”.[2] To „więc”, na samym początku tych poleceń, łączy nakaz misyjny z treścią dopiero co wygłoszonego manifestu – testamentu o pełni władzy posiadanej przez Chrystusa. W ten sposób wypełnia się wizja proroka Daniela o Synu Człowieczym: „…oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. (…) Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie…”.[3] Tak oto Jezus jest ustanowiony Panem świata, Sędzią wszystkich narodów, którym Apostołowie, uczniowie Pana, mają głosić Jego Ewangelię i które mają nauczać, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, w imię Trójjedynego Boga.

Na początku Ewangelii według św. Mateusza Jezus, zgodnie z zapowiedzią proroka Izajasza otrzymuje imię Emmanuel – Bóg z nami.[4] W ostatnim natomiast zdaniu tej Ewangelii Chrystus potwierdza treść tego imienia, gdy mówi: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.[5] To są ostatnie słowa Emmanuela – Boga z nami. Jak wielka to obietnica! Jezus obecny w swoim Kościele do końca świata jest Nauczycielem narodów!

Te słowa są – Siostry i Bracia – ukoronowaniem i kluczem do całej Ewangelii, bo dzięki nim Kościół jest dla „tego świata” żywym znakiem, że Bóg zniżył się do człowieka w sposób widzialny i namacalny, dzięki czemu słaby i upadły w skutek grzechu śmiertelny człowiek, wraz z całym światem został włączony w życie Trójcy Świętej. A ten udział w życiu Boga spełnia się w nas wtedy, gdy wierzymy i naśladujemy Jezusa, Syna Człowieczego, Boga i doskonałego Człowieka, którego ostatnie słowa są dla Kościoła, dla każdego z nas, źródłem nadziei i siły na drogach naszego pielgrzymowania.

Amen


[1] Mt 28, 18.

[2] Tamże, 28, 19-20.

[3] Dn 7, 13-14.

[4] Por. Mt 1, 22-23.

[5] Tamże, 28, 20.


6 niedziela Wielkanocna A

 

Dziś Pan Jezus powiada nam: „Jeżeli mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania”.[1] I to zdanie jest – Bracia i Siostry – głównym przesłaniem tej niedzieli. Przesłanie Chrystusa zapisane przez św. Jana, ucznia którego Jezus szczególnie miłował i który znał Chrystusa; był stojąc pod krzyżem świadkiem Jego śmierci, i był też świadkiem Zmartwychwstałego. To dlatego kończy on spisaną przez siebie Ewangelię raz jeszcze podkreślając ważność świadectwa: „Ten właśnie uczeń daje świadectwo o tych sprawach i on je opisał. A wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe”.[2]

Ten sam Apostoł w swoim 1. Liście napisał równie ważne słowa, bezpośrednio wynikające ze słów Chrystusa: „…każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[3] Znać Boga, trwając w Jego miłości. Trudna to nauka i trudne poznawanie Boga, Który dlatego tak często pozostaje dla nas Bogiem nieznanym i odległym. Sam Chrystus wskazuje na trudność takiego poznawania Boga i trudność przyjmowania przez ten świat Ducha Miłości, Ducha Prawdy, „Którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna”.[4] To dlatego ten świat w którym żyjemy, co rusz podsuwa nam fałszywy obraz miłowania,  jakby odbity w krzywym zwierciadle, które zniekształca to, co ma przedstawiać. Czy tak Bracia i Siostry nie jest? Czy „ten świat[5] nie mówi nam o miłości, która nie daje poznania Boga, bo jest karykaturą miłości prawdziwej. A my, czy wielokrotnie nie mówimy o miłości, a tak naprawdę kochamy siebie?

I znów Chrystus wskazuje sposób tego miłowania: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości”.[6] Człowiek, który kocha wie, że będąc sprawiedliwym nie zyska w oczach tego świata popularności, a mimo to jest sprawiedliwy. Wie, że przeciwstawiając się postawom sprzecznym z przykazaniami narazi się na ośmieszenie przed tym światem, a mimo to pozostaje im wierny. Człowiek ten wie dalej, że hojność materialnie zubaża, a mimo to jest hojny. Wie wreszcie, że schlebianie temu światu ułatwia drogę do kariery w ramach tego świata, a mimo to wyrzeka się takich przymilności, bo jest przekonany, że skalałby w sobie obraz samego Boga.

Miłość zobowiązuje chrześcijan do zachowania przykazań Chrystusa. Ale też daje możliwość dotarcia do duszy każdego człowieka, zwłaszcza tego, który zagubiony czuje się odrzucony przez Boga i ludzi. I dopiero taka postawa uczniów jest Bracia i Siostry trwaniem w miłości Boga, którego człowiek poznał przez miłość. Dopiero taka postawa jest odpowiedzią na zaproszenie Pana: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał”.[7]

 

Amen


[1] J 14,15.

[2] J 21,24.

[3] 1J 4, 7-8.

[4] J 14,17.

[5] Por. Łk 16, 8; J 8, 23; 12,31; 16,11.

[6] J 15,10.

[7] J 15,16.


5 Niedziela Wielkanocy A,

Bracia i Siostry – Ile nadziei wnoszą w nasze życie czytania 5. Niedzieli Wielkanocnej. One bowiem, wraz z mocą samego Słowa Bożego przywołują tematy natury egzystencjalnej, to znaczy takiej, która przypomina człowiekowi sprawy ostateczne, dotyczące ludzkiego istnienia, a więc życia i przemijania, śmierci i zmartwychwstania. A to istnienie każdego z nas jest nieustanną walką życia ze śmiercią, miłości z nienawiścią, nadziei z rozpaczą, prawdy z kłamstwem, dobra ze złem. Te sprzeczności istniejące w każdym człowieku jako skutek grzechu pierworodnego, wywołują też wątpliwości i kolejne pytania. Skoro bowiem Chrystus już nas zbawił, czyniąc – jak słyszeliśmy w drugim czytaniu: „wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, świętym narodem, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym”,[1] to dlaczego wciąż żyjemy w świecie zakłamanym, pełnym nienawiści, rozpaczy i beznadziei?

Odpowiedź na te wątpliwości paradoksalnie obnaża czczość ludzkich wyborów dokonywanych bez Boga, wbrew Jemu, albo po faryzejsku przez udających tylko pobożność i przywiązanie do Bożego Prawa. Tak więc ludzie sami sobie taki właśnie świat wybierają i budują, oszukując się własnymi pomysłami na wolność, dobro, prawdę i szczęście. Wśród nich poczesne miejsce zajmuje usprawiedliwianie zła i nazywanie go prawem, tak jak określanie niesprawiedliwości sprawiedliwością.

W to ludzkie zagubienie z mocą nadziei wpisują się jasne słowa Chrystusa, Który mówi: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście”.[2] Te słowa dotykają podstaw naszego istnienia i jako jedyne pośród zgiełku słów, kierowanych dziś do człowieka, wyjaśniają wszystkie ludzkie wątpliwości, bo „Ja Jestem[3] to imię Boga: Ja jestem, „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem![4] Dziś te właśnie słowa objawia nam Chrystus.

Zagubienie człowieka, w które wpisuje się zmartwychwstały Jezus, głoszący Ewangelię życia! Zmartwychwstały Jezus, Który przybywa do nas, tutaj i teraz, by rozproszyć nasze ciemności! Przychodzi, zapraszając do wspólnoty z sobą, przez naśladowanie siebie, spełniające się na drodze krzyża,[5] uwieńczonego zmartwychwstaniem. I choć Ewangelia ta zapowiada odejście Chrystusa do Ojca, Jego Wniebowstąpienie i Zesłanie Ducha Świętego, Pan Jezus raz jeszcze umacnia uczniów, a w ten sposób umacnia i nas, byśmy i my nie zwątpili. Mówi przeto Zbawiciel: ufajcie mi, czynię to, co dla was najlepsze, „Wierzcie (…), że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”.[6]

Amen


[1] 1P 2,9.

[2] J 14,6-7.

[3] Por. Wj 3,14.

[4] J 14, 6.

[5] Por. Mt 16,24; Mk 8,34; Łk 9,23.

[6] J 14,11.


4. niedziela Wielkanocy A,

Dobrego Pasterza 2020

Bracia i Siostry – w niedzielę Dobrego Pasterza słyszymy Ewangelię w której Pan Jezus nazywa siebie bramą owiec. Obraz bramy kojarzy się z szerokim, przestrzennym wejściem. W pełnym zaś jego zrozumieniu, także symbolicznych znaczeń, pomaga Jezusowa przypowieść w której jest mowa o bramie omijanej przez złodziei i rozbójników, przed którymi właśnie ma ona strzec. Stąd tylko ten, kto wchodzi przez bramę jest pasterzem owiec, a więc przywódcą i przewodnikiem, którego one słuchają i za nim idą.

W tym kontekście łatwiej nam zrozumieć tę właśnie część przypowieści Pana Jezusa, którą usłyszeliśmy dzisiaj, w niedzielę Dobrego Pasterza: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami (…). Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony”.[1]

Słowa te słyszymy tutaj i teraz, w rzeczywistości współczesnego świata. A w nim, obok dobra którego doświadczamy od różnych ludzi, widzimy także współczesne wilki – ludzi odzianych w owcze skóry i faryzejski bisior z przypowieści Jezusa. Oni wkradają się do owczarni i porywają ewangeliczne owce, dzielą je na lepsze i gorsze sorty, bo sami poczuwszy się pasterzami zapomnieli, że nie tak postępuje Dobry Pasterz. ON zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec w owczarni i idzie szukać tej jednej, która zginęła. Ten bowiem Pasterz żadnej nie skazuje na wilczą rzeźnię i nie pozostawia w objęciach śmierci, ale szuka owcy zagubionej, a gdy ją znajdzie, bierze ją na ramiona i wraca do swojego stada.

Ewangeliczna  symbolika jest uniwersalna, to znaczy, że  odnosi się ona do wszystkich czasów, a więc także do naszych, tak boleśnie doświadczanych pandemią koronawirusa i kryzysem, który zaraza sprowadza. To miliony ludzi narażonych na zakażenie, miliony już zarażonych i zmarłych, ale również miliony tych, którzy utracili i tracą pracę przez co zostają pozbawieni środków do życia. A to stawia przed nami, uczniami Chrystusa, nowe wyzwania dotyczące tej prawdziwej, ludzkiej solidarności rozumianej jako wzajemna pomoc i porozumienie, tak, by między nami nie było podziałów i tych „obcych” z przypowieści, którzy wciąż zwodzą owce, bo nie weszli przez bramę, którą jest Chrystus. Pan Jezus ostrzegając przed nimi,  mówi jednocześnie: miłujcie się, jak Ja was miłuję.[2]

Siostry i Bracia przemyślmy nasze postawy i nasze postępowanie w świetle usłyszanej Ewangelii, w duchu słów Chrystusa, Dobrego Pasterza.

Amen.

 


[1] J 10, 7-9.

[2] Por. tamże, 13, 34.


Królowej Polski

3 maja, 2020 r.

 

Bracia i Siostry – Liturgiczny obchód uroczystości Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski; święto kościelne i narodowe, w czasie którego myśli kierujemy ku Ojczyźnie. Często towarzyszy temu obojętność wielu z nas, ale i egoizm, który każe myśleć tylko o sobie. W tym miejscu musimy przywołać także egoizm różnych ugrupowań, które szarpią Ojczyznę, każde w swoją stronę. Przypatrzmy się sobie: ile energii tracimy na niepotrzebne spory, wzajemne podejrzenia i oskarżenia, na dzielenie ludzi na lepszych i gorszych, wbrew Chrystusowi, który prosił Boga: Ojcze spraw aby stanowili jedno.

Matka Ojczyzna, Matka Kościół, parafia w której mieszkamy i rodzina w której żyjemy. Te wszystkie społeczności przenikające się wzajemnie, obejmujemy dzisiaj naszą refleksją. Myślimy więc o Polsce, dziś, w dniu Królowej Polski.

Z tym dniem związane jest imię Maryi i jej wezwanie: „Zróbcie wszystko cokolwiek [Syn mój] wam powie”.[1] Wezwanie, które leży u podstaw naszego chrześcijańskiego powołania, dla którego fundamentem jest zaproszenie Chrystusa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje”.[2] Wezwanie ściśle złączone z zaproszeniem do największej miłości, wypowiedzianym przez Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.[3]

Dziś, w dniu 3. Maja, prośmy za wstawiennictwem Królowej Polski Wszechmocnego Boga, o błogosławieństwo dla Ojczyzny, prośmy  o moc i siłę dla Polski! Błagajmy też o pokój, o ustanie zabójczej pandemii i zdrowie, a także o pomyślność dla Jej mieszkańców i 20. milionów Polaków mieszkających poza granicami. Dla tych zaś, którzy oddali życie dla Ojczyzny, albo już odeszli, prośmy o światłość wiekuistą.

Amen


[1] J 2,5.

[2] Mt 16,24.

[3] J 15,12-13.

3 niedziela Wielkanocy A, 2020

Bracia i siostry – Spójne są czytania 3. Niedzieli Wielkanocnej i bardzo osobiste. Wpierw są takie ze względu na świadectwa Piotra Apostoła i relację uczniów, śpiesznie wracających po poznaniu Zmartwychwstałego Pana z drogi do Emaus. Dalej, są osobiste ze względu na nas, którzy wciąż uczymy się dawania tego świadectwa.

Tak oto najpierw usłyszeliśmy fragment z  Dziejów Apostol­­skich i zapisane w nich kazanie – katechezę św. Piotra,[1] wygłoszone w dniu Pięćdziesiątnicy, bezpośrednio po zstąpieniu Ducha Świętego. Kazanie powiedziane z mocą świadectwa, po którym nastąpiły liczne nawrócenia; Dzieje mówią, że było to około trzech tysięcy osób.[2]

Potem został odczytany kolejny fragment z 1. Listu św. Piotra Apostoła, który także jest autentycznym  świadectwem Apostoła o Jezusie Chrystusie i Jego roli w dziejach świata; dodajmy roli przewidzianej, tzn. zaplanowanej przez Boga Ojca.

Przywołana zaś przez Ewangelię pełna dramatycznego napięcia  historia uczniów idących do Emaus, obok dosłowności ich świadectwa, gdy  pośpiesznie wrócili do Jerozolimy,  jest także zdarzeniem symbolicznym. Symbolicznym w tym sensie, że w tej historii, bardziej lub mniej, odbija się życie każdego z nas. Wszyscy bowiem w jakimś momencie naszego życia idziemy do swojego Emaus. Idziemy tam pełni wątpliwości, często zawiedzeni w naszych nadziejach, a więc jako wciąż szukający swej drogi. „A myśmy się spodziewali...” – zdajemy się wtedy mówić naszym szarym i tak często bezbarwnym chrześcijaństwem.

A wówczas, gdy jesteśmy na tej właśnie drodze, zbliża się do nas Jezus. Jeszcze nierozpoznany, ale już stawiający nam to samo pytanie: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą?” I pyta dalej dlaczego jesteśmy smutni, jakbyśmy byli pozbawieni nadziei. Przychodzi do nas Chrystus w głosie naszego sumienia i przychodzi w ludziach, którzy stają na naszej drodze, oczekując życzliwości i serca. Cokolwiek czynicie jednemu z tych braci moich najmniejszych Mnie czynicie.[3]

Tak oto zaprasza nas Zbawiciel do wspólnoty, do miłości wykraczającej poza określoną przez nas samych wspólnotę. Zaprasza do swego Kościoła, do stworzonej przez Siebie wspólnoty! Zaprasza nas tutaj, na to i na następne zgromadzenia eucharystyczne, by jeszcze raz pisma nam wyjaśniać i byśmy jeszcze raz rozpoznali Go przy łamaniu chleba.

Czemu więc jeszcze nie pałają serca nasze, gdy dziś jesteśmy z Nim w drodze?

Amen.

 

 


[1] Por. Dz 2, 14-36.

[2] Tamże, 2, 41.

[3] Por. Mt 25,40


2 Wielkanocy, Niedziela Miłosierdzia A, 2020

Bracia i Siostry – Dzisiaj przypada Święto Miłosierdzia, zarazem druga niedziela Wielkanocna, kończąca oktawę Świąt Zmartwychwstania. Święty Łukasz w Dziejach Apostolskich pisze, że „Bracia trwali w nauce apostołów  i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie”,[1] tak że „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących (…) [a] Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu”.[2] To Duch ożywiał wszystkich, którzy trwali we wspólnocie i w niej przeżywali fakt, że Zmartwychwstały Chrystus zapoczątkował nowe stworzenie i nowe życie tym, którzy Mu uwierzą.

Fakt tak dynamicznego rozwoju Kościoła o jakim mówią Dzieje Apostolskie pokazuje, że nowina o Zmartwychwstałym Jezusie szybko się rozprzestrzenia. A jest tak dlatego, że  ona jest Ewangelią Życia; Ewangelią o Jezusie Chrystusie, w którym Bóg obdarzył nas nowym życiem!

Wielki jest Bóg w swojej nieskończonej miłości do człowieka. Dlatego święty Piotr Apostoł, który sam doświadczył Bożego zmiłowania, w pierwszym swoim liście pisze, że w zmartwychwstaniu Chrystusa ukazało się Boże miłosierdzie, „On [bowiem] w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla nas w niebie”.[3]

Dzisiaj słyszymy też Ewangelię w której występuje św. Tomasz. Dobrze ją znamy, a jednak czekamy na tę ewangeliczną relację jakbyśmy się spodziewali, że może coś się zmieniło i Tomasz nie będzie już chciał dotykać dopiero co zabliźnionych, Jezusowych ran! Ale tak się nie dzieje, a do nas powraca ten sam zapis o człowieku, który zgodnie z racjami rozumu wątpi. Bo nikt jeszcze stamtąd nie przyszedł i nikt przed Jezusem nie zmartwychwstał!

Być może wątpienie przydarzyło się Tomaszowi tylko raz, ale ten raz wystarczył, by Zmartwychwstały Chrystus wszystkim udzielił dobrej lekcji, także współczesnemu, tak bardzo zlaicyzowanemu i zracjonalizowanemu światu: z Bogiem się nie eksperymentuje; Bogu daje się jedną odpowiedź, jak Tomasz, odpowiedź wiary: „Pan mój i Bóg mój”.[4]

My – Siostry i Bracia – jesteśmy już w gronie tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli! Dzisiaj to my jesteśmy tymi, którzy dostrzegli Boże miłosierdzie, o którym mówi przywoływany dzisiaj święty Piotr Apostoł. Boże miłosierdzie ofiarowane w zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa całemu światu, całej ludzkości i każdemu z nas. Niech więc Bóg bogaty w miłosierdzie nam błogosławi, zachowa we wierze i nas prowadzi!

Amen


[1] Dz 2,42.

[2] Tamże, 4,32-33.

[3] 1P 1,3-4.

[4] J 20,28.

2. Święto Wielkanocy, Poniedziałek Oktawy, 2020

Bracia i Siostry – Ewangelie zgodnie, choć z różniącymi je szczegółami mówią, że pierwsze do grobu Pana Jezusa dotarły kobiety. Spieszyły się z wonnymi olejkami, bo po śmierci Pana nie zdążyły przed szabatem przygotować Jego ciała do pochówku. Jednak, gdy przybyły do grobu okazało się, że on był już pusty. To ten fakt, to wielkanocne wydarzenie wywołało w kobietach dwa uczucia: strachu i radości. Pewnie dlatego  anioł, który im się ukazał, powiedział „Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał”.[1] Kobiety te biegły więc oznajmić to uczniom, biegły jako świadkowie pustego grobu i jako te, które niczym uczniowie idący do Emaus, pierwsze spotkały po drodze Zmartwychwstałego Chrystusa.

Zatrzymajmy się w tym miejscu; dwa uczucia, o których mówi Ewangelia to strach i radość. W arcykapłanach i starszych, po zmartwychwstaniu, zrodziło się uczucie strachu. Dlatego przekupili żołnierzy i kazali im rozpowiadać wszem i wobec, że to uczniowie wykradli ciało Jezusa. To był strach przed cudem Zmartwychwstania, którego autorem mógł być tylko Bóg, ten Bóg, Który jest Panem Życia, bo JEST ŻYCIEM, Bóg, Którego oni czuli się wyłącznymi reprezentantami.

Ten strach przed cudem Zmartwychwstania pojawia się też współcześnie. Stąd i dziś są ludzie, którzy chętnie usunęliby Zmartwychwstałego z przestrzeni publicznej, a najlepiej w ogóle ze świata. Stosują przy tym te same metody, co wówczas. Jest to więc prześladowanie Kościoła – w ilu krajach tak właśnie się dzieje; dalej jest to szyderstwo, przejawiające się choćby w wyśmiewaniu czyjejś wiary i ogólnie religijności. To popularna metoda panująca już wśród dojrzewającej młodzieży. To także wielokrotnie powielane oszczerstwa, w których z reguły przedstawia się Kościół w fałszywym, czyli złym świetle.

W nas wszystkich jednak, którzy uwierzyli słowom Jezusa i przyjęli świadectwo biegnących do jego grobu kobiet i świadectwo uczniów, którzy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu,[2] i – jak Tomasz dotykali Jezusowych blizn po gwoździach i włóczni,[3] w nas wszystkich wzrasta radość.

Dzisiaj ta radość wzrasta i w nas – Siostry i Bracia – bo i my uwierzyliśmy, i my chcemy stawać się lepsi, chcemy wyzwalać się z naszych grzechów i bardziej kochać ludzi. Ta radość wzrasta w nas, gdy dla Imienia Jezusa potrafimy znosić różne niedogodności i cieszyć się, jak ubiczowani Apostołowie, którym zabraniano przemawiać w imię Jezusa, „A oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla Imienia Jezusa”.[4]

Amen


[1] Mt 28, 5-6.

[2] Por. Dz 10, 41.

[3] Por. J 20, 24-29.

[4] Dz 5, 41.

Zmartwychwstanie Pańskie 2020

Siostry i Bracia – tego, co stało się wówczas, tamtego pierwszego dnia po szabacie, w niedzielę zmartwychwstania Pana, nikt się nie spodziewał: ani kobiety, które skoro świt przyszły do grobu, niosąc przygotowane wonności,[1] ani Maria Magdalena, która wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, przybyła do grobu i zobaczyła odsunięty kamień,[2] ani apostołowie, którzy z obawy przed Żydami zamknęli się we wieczerniku, ani Piotr z Janem, gdy wysłuchawszy zadziwiającej relacji Marii Magdaleny pobiegli do grobu, w którym ujrzeli leżące płótna oraz położoną osobno chustę, która była na Jego głowie.[3] Nie spodziewali się też tego uczniowie idący do Emaus, zawiedzeni i zrezygnowani. Sprawę Jezusa uznali za zamkniętą: „A myśmy się spodziewali, że On miał wyzwolić Izraela” – mówili.[4] To dlatego spotkawszy po drodze Zmartwychwstałego Jezusa, nie poznali Go.

Wydawać się nawet może, iż wielokrotne zapowiedzi Pana Jezusa, że zmartwychwstanie, bardziej niż uczniów przekonały, a przynajmniej wzbudziły czujność arcykapłanów, faryzeuszów i uczonych w Piśmie, skoro wymusili na Piłacie postawienie przy grobie Chrystusa straży.

Na początku nie był to więc zbiorowy entuzjazm. Było to raczej niedowierzanie, bardzo ostrożne przekonywanie się i zdobywanie wiedzy, takie uczenie się zmartwychwstania poprzez doświadczanie obecności Zmartwychwstałego. Nie  było to na pewno złudzenie, jakaś zbiorowa halucynacja, czy spotkanie z duchem zmarłego Jezusa, gdyż dotykali Go, rozmawiali i jedli z Nim po Jego zmartwychwstaniu.

A było tak dlatego, że Jezus historii zakończył swój pobyt w czasie z chwilą śmierci na krzyżu i odtąd stał się Jezusem wiary, obok którego można przejść nie poznawszy Go, tak, jak przydarzyło się to wspomnianym uczniom idącym do Emaus.

Gdy więc apostołowie poznali Go, przekonali się i uwierzyli we wszystko, co Jezus im mówił, zasadniczo zmieniła się ich postawa. Wpierw Tomasz, który nie był we wieczerniku, gdy po raz pierwszy ukazał się im Pan. Osiem dni później, dotknąwszy przebitego boku i zobaczywszy przebite gwoźdźmi ręce, wyznał i dał świadectwo: „Pan mój i Bóg mój”.[5] Dalej święty Piotr, przemawiając w dniu pięćdziesiątnicy do zgromadzonego pod wieczernikiem tłumu, a także – jak o tym mowa w pierwszym Wielkanocnym czytaniu – w domu Rzymianina Korneliusza i w wielu innych miejscach, głosi ewangelię o Jezusie Chrystusie „który przeszedł wszystkim dobrze czyniąc”, i daje świadectwo mówiąc: „a my jesteśmy świadkami wszystkiego, co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jerozolimie”.[6]

To także świadectwo Pawła, dawnego Szawła, prześladowcy młodego Kościoła, który spotkawszy pod Damaszkiem zmartwychwstałego i uwielbionego Chrystusa nawrócił się. To właśnie św. Paweł pisząc do Koryntian niecałe dwadzieścia pięć lat po tych wydarzeniach, wylicza wszystkich,  którzy widzieli Jezusa po Jego zmartwychwstaniu, łącznie ponad pięćset osób. Dodaje przy tym, że większość z nich żyje dotąd, stąd można było ich świadectwo zweryfikować. Sam też składa osobiste wyznanie pisząc: na końcu „ukazał się i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem (…) niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży”.[7]

I wreszcie świadectwo św. Jana, umiłowanego ucznia, który zobaczywszy pusty grób i wspomniane płótna i chustę, uwierzył, dając świadectwo swym życiem i spisaną przez siebie Ewangelią, trzema listami apostolskimi i Apokalipsą. W pierwszym z Listów pisze z mocą o miłości jako źródle życia. To te słowa które są echem Jezusowego przykazania: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie ponieważ miłość jest z Boga, a każdy kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[8]

Ukrzyżowana i zmartwychwstała Miłość, która zaprasza człowieka, zaprasza każdego z nas do udziału w sobie! Miłość, która w tajemnicy chrztu włączyła nas w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, tak że odtąd – przez miłość właśnie – zarażeni śmiercią zwyciężoną przez Jezusa, możemy już tylko zmartwychwstawać.

Oto przesłanie dzisiejszego święta, oto przesłanie wielkanocnej niedzieli, które kieruje do nas zmartwychwstały Pan.

Wyrzućmy więc z siebie – Bracia i Siostry – jak zachęca nas do tego św. Paweł, wyrzućmy stary kwas grzechu, złości i przewrotności, abyśmy mogli odprawiać nasze święto (…) na przaśnym chlebie czystości i prawdy,[9] we wzajemnej miłości.

Amen.

 


[1] Por. Łk 24,1.

[2] Por. J 20,1-9.

[3] Por. tamże.

[4] Por. Łk 24,13-35.

[5] Por. J 20,19-31.

[6] Por. Dz 10,34a. 37-43.

[7] 1Kor 15,1-9.

[8] 1J 4,7-8.

[9] Por. 1Kor5,6b-8.

Wielka Sobota, 2020

Bracia i Siostry – wielkosobotni wieczór, noc święcenia ognia i wody, noc zmartwychwstania Chrystusa. I chociaż dzisiaj z powodu pandemii nie sprawujemy tych ceremonii, ogień i woda pozostają dwoma żywiołami, bez których nie można wyobrazić sobie życia. Ogień, który daje ciepło i światło oraz woda, która oczyszcza i ożywia, bo gasząc pragnienie podtrzymuje życie. Dawniej ogień i woda, podobnie jak i całe środowisko człowieka były szanowane. Dziś wiele jest martwych rzek i zatrutych jezior. Tak też środowisko w którym żyje człowiek często jest skażone, również to duchowe, w które wkrada się coraz więcej fałszywych słów, zatrutych kłamstwem.

Tymczasem dzisiaj, w tę najświętszą noc, kiedy Światło zwycięża ciemność, a Życie śmierć, jako ludzie wszczepieni mocą chrztu w tajemnicę zbawienia, stajemy w prawdzie przed Bogiem. To dlatego w prefacji na poświęcenie wody przypominamy sobie wszystkie Boże działania zbawcze, śpiewając: „Duch Twój o Boże unosił się nad wodami w samym zaraniu świata, aby już wtedy żywioł wody otrzymał zaczątek mocy uświęcania. Boże, Ty obmywając wodą zbrodnie występnego świata, uczyniłeś potop obrazem mającego nadejść odrodzenia przez chrzest. Ten sam bowiem żywioł wody w tajemniczy sposób kładzie kres występkom i stanowi początek cnót”.[1]

Woda zostaje tu nazwana płodną, życiodajną i odradzającą falą, oczyszczającą, zbawienną kąpielą i opowiedziany zostaje, w poetyckiej formie, jej udział w historii zbawiania człowieka przez Boga, Który na początku stworzenia swoim wszechmocnym słowem oddzielił wodę od ziemi, Którego Duch unosił się nad wodami i Który kazał wodzie spływać czterema rzekami z rajskiego źródła,[2] a przez Mojżesza wyprowadził wodę z litej skały.[3]

Dalej jest mowa o Panu Jezusie, który został ochrzczony w wodach Jordanu, przemienił wodę w wino w Kanie Galilejskiej i chodził po wzburzonych falach jeziora Genezaret. Jest też przypomnienie, że z przebitego na Krzyżu boku Chrystusa wypłynęła krew i woda, a wreszcie i to, że nasz chrzest odbywa się z nakazu Jezusa przy pomocy wody.

Chrzest, który wszczepia nas w śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa.[4] Odprawiając Mszę św. za zmarłych, w drugiej modlitwie eucharystycznej zwykle dodajemy zdanie: „Spraw, aby ten, który przez chrzest został włączony w śmierć Twojego Syna, miał również udział w Jego zmartwychwstaniu”.[5] A jest tak dlatego, że wszczepieni w Chrystusa w dniu naszego chrztu, na początku naszego życia, zostaliśmy zarażeni śmiercią przez Niego zwyciężoną i od tej chwili możemy już tylko zmartwychwstawać.

To jednak, co Bóg zapoczątkował na chrzcie świętym, musi się w nas nieustannie rozwijać. Musi w nas wzrastać przez naszą miłość do ludzi i wysiłek kochania ich; przez naszą prawdziwość, czyli prawdę tego, co mówimy i co czynimy; przez nasze codzienne, jakże nieraz bolesne świadectwo spełnianego dobra. To, co zapoczątkował w nas Bóg musi się rozwijać mimo naszych grzechów i słabości, mimo tylu trudności szarych dni, związanych choćby z szalejącym koronawirusem i wzrastającym z jego powodu bezrobociem; mimo samotności, poczucia pustki i lęku o przyszłość. Dobro musi się rozwijać, aż do momentu, gdy za świętym Pawłem będziemy mogli powiedzieć: „Teraz zaś żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”.[6]

Pamiętajmy o tym – Bracia i Siostry – gdy po przeżytych na odległość, w naszych domach, ceremoniach Wigilii Paschalnej „wrócimy” z radosnym Alleluja do naszych bliskich, do tych wszystkich, którzy tak jak my i jak każdy człowiek chcą poczuć, że ktoś ich kocha. Bo w tym jest Bóg.

Amen.

 


[1] Por. Mszał Rzymski, Liturgia Wielkiej Soboty.

[2] Por. Rdz 1, 1-31 i 2, 10-15.

[3] Por. Wj 17, 3-7.

[4] Por. Rz 6, 3-4.

[5] Por. Mszał Rzymski, II modlitwa eucharystyczna.

[6] Ga 2,20.

 

Wielki Piątek 2020 r.

Bracia i Siostry – tak się stało, że przeżywamy dziś Wielki Piątek bez publicznej adoracji krzyża. W pewnym sensie więc, po raz pierwszy w naszej współczesnej historii, udało się wyeliminować krzyż ze strefy publicznej! Mimo to jest Wielki Piątek, choć w obecnej sytuacji często samotnie przeżywany dzień, który wstrząsnął światem! W ten piątek bowiem krzyż, na którym „zawisło zbawienie świata”,[1] stanął pośrodku tego świata i w centrum dziejów ludzkich.

Tak oto w naszych domach przeżywamy wielkopiątkową liturgię: stajemy pod Krzyżem Chrystusa, adorujemy Jego Śmierć i dotykamy tajemnicy drzewa na którym umarł Chrystus, Bóg – Człowiek. Tajemnica Krzyża nawiązująca do symboliki mojżeszowego węża, którego zawieszono – jak mówi Księga Wyjścia – na palu i wywyższono na pustyni, by każdy ze śmiertelnie ukąszonych Izraelitów, spojrzawszy na niego ocalił życie.[2] Krzyż to jednak daleko więcej, to  tajemnica Chrystusa i objawionego w Nim Słowa Bożej Miłości, „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.[3]

W tamtym jednakże czasie krzyż był przede wszystkim znakiem hańby i upokorzenia człowieka, odarcia go z godności. Był też znakiem przekleństwa. I to taką właśnie śmierć przyjął Chrystus „stawszy się za nas – jak pisze święty Paweł – przekleństwem, bo napisane jest: przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie”.[4] Dlatego ta śmierć dla wielu jest głupstwem. Dla uczniów zaś Jezusa krzyż stał się znakiem chluby,[5] znakiem pojednania z Bogiem,[6] i mocy Bożej dla nas, „którzy dostępujemy zbawienia”.[7] Jest wreszcie krzyż znakiem zwycięstwa nad śmiercią i potęgą tego świata, który przemija; jest symbolem Bożej Miłości, która posunęła się do „szaleństwa” krzyża.

Rozważając tajemnicę Krzyża, tajemnicę naszego zbawienia i sprawując pamiątkę męki i śmierci Jezusa Chrystusa, nie sposób nie wspomnieć słów Zbawiciela, o krzyżu właśnie. W nich to przypomina nam wszystkim, że „kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Nim, nie jest Go godzien”.[8] I dalej: „...kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie straci je, a kto straci swe życie z Mego powodu, znajdzie je”.[9]

Nie sposób – Bracia i Siostry – nie usłyszeć tych słów w kontekście naszego życia. Nie sposób nie usłyszeć tych słów w perspektywie ludzkiego życia, zwłaszcza teraz w czasie pandemii, życia pełnego trudności, zagrożonego zarażeniem się, ale i bezrobociem z lękiem o teraz i starość, i jej zabezpieczenie; życia nękanego cierpieniem i tymi ograniczeniami, które na co dzień wywołują stres i poczucie beznadziei.

A jednak – Bracia i Siostry – mimo tych trudności, wszyscy, jako uczniowie Chrystusa, jesteśmy świadkami tego umierania! Bo tutaj, na ołtarzu, każdego dnia dla nas umiera i zmartwychwstaje Chrystus. Tutaj, na ołtarzu każdego dnia uobecnia się ofiara naszego zbawienia, byśmy i my mogli razem z Jezusem umierać i z Nim zmartwychwstawać! I taki jest sens historii zbawienia w którą zostaliśmy wszczepieni. Taki jest sens historii uwieńczonej Wcieleniem Jezusa, Jego Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem, których to wydarzeń w naszym codziennym życiu, zgodnie z poleceniem Chrystusa mamy być świadkami. „Wy zaś jesteście świadkami tego.”[10] Taki jest sens historii zbawienia, w którą zostaliśmy włączeni mocą sakramentu chrztu.

Słowa Pana. Słowa, których pełne znaczenie objawia się w tajemnicy Jego śmierci; i my, uczniowie naśladujący Mistrza. Uczniowie, którzy już rozumieją, że droga Krzyża jest drogą miłości, jest drogą dawania siebie w służbie człowiekowi, na co dzień: w życzliwości, w zwykłym uśmiechu i w sercu otwartym na potrzeby braci, bo „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.[11] Krzyż Chrystusa i wpisany w niego krzyż naszej codzienności, krzyż naszego chrześcijańskiego powołania. Krzyż Chrystusa, nadzieja świata i nadzieja człowieka.

Amen.


[1] Por. Święte Triduum Paschalne, na podstawie Mszału Rzymskiego dla diecezji polskich, Poznań 1986, s.18.

[2] Por. Lb 21,4b-9.

[3] Tamże, 3,16.

[4] Gal 3,13.

[5] Por. tamże, 6,14.

[6] Por. Ef 2,16.

[7] 1Kor 1,18.

[8] Mt 10,38.

[9] Mt 16,24-25.

[10] Łk 24.46-48.

[11] J 15,13.

Wielki Czwartek 2020

Bracia i Siostry – pewnie pierwszy raz w naszym życiu przeżywamy Wielki Czwartek z dala od świątyni parafialnej, jakby w cieniu kościoła domowego. Dziś, to także nasz Ogrójec w którym jednoczymy się z Panem Jezusem, trwając z Nim na modlitwie do Ojca. I choć nie możemy uczestniczyć w uroczystej Eucharystii, która jest istotą Wielkiego Czwartku, nasze myśli kierujemy ku Ostatniej Wieczerzy, bo to wtedy Zbawiciel ustanowił pamiątkę swej Męki, Śmierci i Zmartwychwstania – Mszę świętą, Najświętszy Sakrament Ołtarza – jak uczyliśmy się, wymieniając sakramenty święte w ramach nauki katechizmu.

Dzisiaj nasz wzrok kierujemy więc ku ołtarzowi, gdzie Ofiara Chrystusa uobecnia się w czasie, gdy kapłan wypowiada słowa konsekracji chleba i wina, kończące się poleceniem Chrystusa: „To czyńcie na moją pamiątkę”. To przywołanie Wieczernika przypomina nam, że to wtedy Pan ustanowił także sakrament kapłaństwa. Przez kapłana bowiem, we Mszy świętej, Jezus Chrystus przemienia chleb w swoje Ciało, a wino w swoją Krew; w to samo Ciało i w tę samą Krew, które na krzyżu złożył Ojcu w ofierze naszego zbawienia. „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane. To jest krew moja, która za was i za wielu będzie wylana”.

W opisie Ostatniej Wieczerzy odczytywanym podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej, zapisanym przez Świętego Jana Apostoła, uderza brak sceny ustanowienia Eucharystii. Zamiast niej znajdujemy, wygłoszoną we Wieczerniku, mowę pożegnalną Jezusa i szczegółowy opis umywania nóg Apostołom. Pewnie wyjaśnienie tego faktu daje św. Łukasz, pisząc o zaistniałym wśród uczniów sporze o pierwszeństwo, o to, który z nich jest ważniejszy. Odpowiedzią Jezusa na tę sytuację była nauka o prawdziwej wielkości: „Wy zaś nie tak macie postępować [słyszymy]. Lecz największy między wami niech będzie jak najmłodszy, a przełożony jak sługa (...) Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy”.[1] Te właśnie słowa trudno było zrozumieć uczniom. Jezus więc przepasał się ręcznikiem, nalał wody do misy i zaczął umywać im nogi. Podszedł do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?

I pochylił się Zbawiciel do ludzkich nóg. A kiedy umył im nogi powiedział: „Dałem wam przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. (...) Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować”.[2]

Bracia i Siostry – możemy powiedzieć, że skoro św. Jan, którego Ewangelia została napisana najpóźniej, pominął w swoim opisie Wielkiego Czwartku fakt ustanowienia Eucharystii i obecności Chrystusa pod postaciami chleba i wina, to dlatego, że dla większości uczniów prawda ta była już oczywista. Ciągle jednak trwały spory o pierwszeństwo, o to kto jest ważniejszy, kto jest lepszy, kto powinien być wyżej postawiony. To dlatego Chrystus, przez świętego Jana właśnie, zwraca uwagę na równie ważną formę swojej obecności między nami, mianowicie na swą obecność w każdym człowieku. Służyć bowiem bliźniemu oznacza służyć samemu Bogu.

Nikt nie twierdzi, że jest łatwo kochać wszystkich i potrafić jak Jezus pokornie skłonić się do cudzych nóg, umieć odpuszczać winy, przebaczać i dobrze czynić swoim bliskim i nieprzyjaciołom. Chyba to właśnie zadanie jest w chrześcijaństwie najcięższym krzyżem. Ale przecież dźwiganie go jest naszym powołaniem, jest zaproszeniem do udziału w kapłaństwie samego Chrystusa i w Jego misji.

I jest ono możliwe; Jezus ustanowił przecież Eucharystię, w której daje nam siebie na pokarm i pozwala przekraczać nasze, wyłącznie ludzkie możliwości. Ustanowił kapłaństwo, dzięki któremu na co dzień mamy Jego Ciało i Krew, dawane nam po to, by dźwigać nawet najcięższy w naszych odczuciach krzyż, a dźwigając go z Jezusem nie tylko umierać, ale przede wszystkim z Nim zmartwychwstawać.

Jeśli więc – Bracia i Siostry – będziemy przyjmować Jezusa Eucharystycznego z wiarą, przywołując słowa Chrystusa: wielką jak ziarno gorczycy,[3] to także i my będziemy mogli powtarzać, za św. Pawłem: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”.[4]

Amen


[1] Łk 22, 26-28.

[2] J 13,15-17.

[3] Por. Mt 17,20.

[4] Flp. 4,13.

 


6. wielkiego Postu, Palmowa, A, 2020

Bracia i Siostry – Jak bardzo atmosfera epidemii przenikająca nasze dzisiaj, Niedzielę Palmową 2020r., przypomina cienie Ogrodu Oliwnego i samotnego konania Chrystusa; bardziej niż radosne okrzyki i zgiełk towarzyszące uroczystemu wjazdowi Jezusa do Jerozolimy. Taka jest jednak logika i tego wjazdu, i Wielkiego Tygodnia Męki Pańskiej, w który wkraczamy.

A w Eucharystii towarzyszą nam trzy czytania: z proroka Izajasza,[1] z Listu św. Pawła do Filipian[2] i opis Męki Pańskiej według św. Mateusza.[3] Pierwsze czytanie to trzecia Pieśń o cierpiącym Słudze Jahwe, którego wspiera Bóg; drugie jest jednym z najpiękniejszych i najwcześniejszych hymnów starochrześcijańskich na cześć Boga-Człowieka, stąd należy do najważniejszych tekstów mówiących o naturze Chrystusa; Ewangelia natomiast uobecnia tajemnicę męki i śmierci Pana.

Te trzy czytania łączy idea posłuszeństwa Bogu, która w Jezusie Chrystusie znalazła swój szczyt. Dobrze przy tym wiemy ile sami mamy problemów z posłuszeństwem właśnie. Stąd nasuwa się pytanie na czym polega zaleta posłuszeństwa. Czy może chodzi tu o jakiś rodzaj ślepej uległości, naiwnej i pełnej lęku np. przed przełożonymi, połączonej z pokazywaniem swojej interesownej lojalności, w celu łatwiejszego zrobienia kariery lub zyskania dobrej opinii?

To na to pytanie i mu podobne odpowiada Słowo Boże Niedzieli Palmowej, ukazując samą istotę posłuszeństwa na przykładzie Jezusa Chrystusa. On bowiem „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”, tak że w zewnętrznej postaci [został] uznany za człowieka.[4] To dlatego dziś widzimy Go jako uniżonego sługę, upokorzonego przed tłumem, zdradzonego, oplutego i odrzuconego; jednocześnie jednak umierającego z godnością. Tak, Jezus Chrystus istniejąc w postaci Bożej był posłuszny Ojcu i w każdym momencie swego ziemskiego życia troszczył się o wypełnienie Jego woli. I paradoksalnie, przez to posłuszeństwo został wywyższony. Do istoty posłuszeństwa należy więc poznanie i wypełnianie woli Boga.

Powtórzmy: woli Boga. Nie chodzi tu więc o ślepe posłuszeństwo i wypełnianie prawa i rozkazów ludzi stanowiących władzę. Postawa bowiem posłuszeństwa Bogu nie czyni z nas niewolników. Przeciwnie, ona wyzwala z ludzkich lęków i zależności; wyzwala od pokusy pychy, materializmu, ale i krótkowzroczności w patrzeniu na życie, uwalniając od infantylizmu i naiwności. Tak więc każdy z nas, kto tak rozumie i praktykuje posłuszeństwo nie przestaje być podmiotem własnego postępowania, ponoszącym za nie odpowiedzialność, lecz jednocześnie widzi je tak, jak widzi je Bóg. W efekcie uczy się naśladowania Chrystusa i bycia z Nim, przede wszystkim zaś przeżywania danego nam czasu zgodnie z wolą Boga.

I to jest – Siostry i Bracia – naszym chrześcijańskim powołaniem: naśladowanie Jezusa Chrystusa rozumiane jako oddanie się miłości ludzi, naszych sióstr i braci, w odpowiedzi na Miłość Bożą, którą zostaliśmy obdarzeni.


[1] Iz 50, 4-7.

[2] Flp 2, 6-11.

[3] Mt 26, 14-75 + 27,11-54.

[4] Flp 2, 6-7.

5 niedziela Wielkiego Postu, A

 

Bracia i Siostry – Atmosfera epidemii koronawirusa, z wszystkimi jej konsekwencjami, przenika nasze dzisiaj, jak dech śmierci. Tak też został on zapisany w usłyszanych przez nas czytaniach. O grobach mówi więc prorok Ezechiel w przywołanym fragmencie. Jednocześnie ukazuje on jednak optymistyczną wizję ożywiania kości, czyli wskrzeszania umarłych.[1] O życiu z kolei, wpierw według ciała równoznacznym ze śmiercią, pisze św. Paweł w Liście do Rzymian,[2] a Ewangelia, wprowadzając nas w wydarzenia poprzedzające Paschę Pana, opowiada o śmierci i wskrzeszeniu Łazarza. Życie i śmierć, początek i koniec, światło i ciemność; przeciwstawne sobie rzeczywistości, tak bardzo jednak należące do ludzkiego świata, naszego świata.

Przemijanie i śmierć, to – Siostry i Bracia – nasza codzienność, to nasze bycie w nieubłaganie upływającym czasie, i to nasze życie, które bez Boga, źródła wszelkiego życia, nieuchronnie wiedzie ku śmierci!

Ewangelia Jezusa jest jednak bardzo ludzka. Dlatego ukazuje Zbawiciela, który przy grobie Łazarza „wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapłakał.[3] Chrystus wie bowiem czym jest ludzki lęk umierania. Sam modląc się w Ogrójcu przeżył  lęk konania i oblewał się krwawym potem.[4] To dlatego w przenikającej nas atmosferze śmierci, o której tyle dziś mówimy, musimy usłyszeć też słowa o życiu, zwłaszcza z odczytanej dziś Ewangelii. Pan Jezus w niej objawia bowiem ludziom wszystkich czasów, po co przyszedł na świat i jaki jest sens głoszonej przez Niego Ewangelii. Mówi więc, że On sam jest zmartwychwstaniem i życiem, że każdy, kto w Niego wierzy, choćby i umarł żyć będzie i nie umrze na wieki![5] Te słowa wypowiada współczujący człowiekowi Chrystus, który mówiąc: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie!”,[6] wskrzesił z martwych Łazarza. I to mówi Chrystus, który sam umarł na krzyżu, i zmartwychwstał, pokonując śmierć!

Tajemnica człowieczej śmierci i człowieczego zmartwychwstania, tajemnica trwania człowieka w Bogu. Jest to również tajemnica posiadania przez nas Ducha Chrystusowego, o którym pisze święty Paweł w Liście do Rzymian. Jeżeli bowiem mieszka w nas Chrystus, „...jeżeli mieszka w [nas] Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa <Jezusa> z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha”.[7]

Amen


[1] Por. Ez 37,1-6 i 12-14.

[2] Rz 8,8-11.

[3] Por. J 11,33-36.

[4] Por. Łk 22,41-44 i Mk 14,33-36.

[5] Por. J 11,25-26.

[6] Tamże, 11,25.

[7] Rz 8,11.

Strona 2