Homilie ks. Tomasza

Wszystkich Świętych

Siostry i Bracia – W Dzień Wszystkich Świętych słyszymy z ust Chrystusa zaproszenie do udziału w szczęściu samego Boga. Tak bowiem należy rozumieć wezwanie kończące Jezusowe „Błogosławieństwa”, zapisane w Ewangelii przez św. Mateusza: „Bądźcie więc i wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.[1][1]

I jest to zaproszenie wyjątkowe, zostało bowiem ogłoszone przez Boga, który w pełni objawił się w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Stąd nie przypomina ono ludzkich obietnic życia szczęśliwego, opartych na dobrach materialnych, a więc na tym, co jest nietrwałe, bo przemija.

Chrystus objawia ludziom Królestwo, gdzie rządzą inne prawa, gdzie szczęścia nie niszczy rdza śmierci, gdzie każda radość jest pełna, bo prawdziwa i nie ma końca. To królestwo daje nam Bóg. Założył je dla tych wszystkich, którzy spełnią jeden tylko warunek, od początku związany z głoszeniem Ewangelii. Przypomina go św. Mateusz: „Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie»”.[2][2]

Nawrócenie to musi być jednak radykalne, stąd słyszymy: błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy pragną sprawiedliwości, błogosławieni czystego serca, błogosławieni, którzy wprowadzają pokój i cierpią dla sprawiedliwości. Zauważmy, błogosławieństwa nie przekreślają niczego, co w tym świecie jest dobre i piękne, a ludziom przynosi radość i szczęście. One tylko odnosząc wszystko do Stwórcy, ustawiają sprawy ludzkie we właściwej relacji do wartości najwyższej, którą jest Bóg i Jego Osobowa Miłość.

Możemy pytać, jak więc żyć we współczesnym świecie, świecie pełnym zagrożeń, w tym ciemności i zwątpienia. Przykładem dla każdego z nas może być poznany już przed rokiem bł. Carlo Acutis, zaledwie piętnastoletni chłopiec. Ten młody człowiek od wczesnych lat swego życia stawiał w jego centrum Boga, kochał Chrystusa obecnego w Eucharystii, którego od 7. roku życia codziennie przyjmował i kochał ludzi, szczególnie biednych i bezdomnych z którymi potrafił dzielić się jedzeniem i swym kieszonkowym. Przy tym był zwyczajnym chłopcem; grał w piłkę, w gry komputerowe i, jak zgodnie świadczą ci którzy Go znali, był geniuszem Internetu w którym ewangelizował ludzi, tworząc choćby znane na całym świecie strony internetowe o cudach eucharystycznych, czy objawieniach Maryjnych. Dwa miesiące przed nagłą chorobą, gdy pytano go kim będzie, odpowiedział że jego przeznaczeniem jest umrzeć, a wnet gdy nadszedł ten czas wyznał: „Umieram szczęśliwy, że ani minuty życia nie zmarnowałem na to, co nie podoba się Bogu”. Dojrzały owoc Bożej Miłości.

Przyjmijmy – Siostry i Bracia – przesłanie Słowa Bożego i dnia Wszystkich Świętych. Ten dzień przypomina nam nasze powołanie do świętości. Świętości, która rodzi się w człowieku zjednoczonym z Bogiem w Jezusie Chrystusie i w Nim wydaje owoce nawrócenia, ów ewangeliczny plon stokrotny, sześćdziesięciokrotny, czy trzydziestokrotny. Kto ma uszy niechaj słucha.[3][3]

Amen.




31 niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – Do Pana Jezusa przyszedł jeden z uczonych w Piśmie. Sprawa nie była prosta: Pan miał rozstrzygnąć, które przykazanie jest największe. I Jezus dał odpowiedź: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”.[4][1]

O tym, że mamy miłować Boga wszyscy wiemy. Z pewnością wiedział to też ów uczony, który jako biegły w Piśmie doskonale znał tekst Księgi Powtórzonego Prawa: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie. Będziesz więc miłował…”.[5][2] Kiedy jednak usłyszał, tak jak dziś my słyszymy, że podobnie trzeba miłować człowieka, i to nie tylko tego o którego względy i uczucia zabiegamy, ale również takiego, który pozbawia nas spokoju, dobrego imienia, zdrowia, a nawet życia, to wtedy coś w nas ludziach się buntuje. Potrafimy przecież bezinteresownie, albo za wiele mniejsze przewinienia nie lubić ludzi.

A jednak te dwie miłości: miłość Boga i miłość człowieka, są w nas nierozdzielne; jedna nie obędzie się bez drugiej. A jest tak dlatego, że zostaliśmy stworzeni na podobieństwo Boga,[6][3] który jest miłością.[7][4] Dotykamy w tym miejscu tajemnicy człowieka – powtórzmy to – uczynionego na podobieństwo Boga, to znaczy zdolnego do miłowania i przyjmowania daru miłości. I to nasze pierwotne powołanie zostało przez Stwórcę wpisane w ludzką naturę i dlatego sprawia, że każdy człowiek szuka miłości, choć często czyni to wybierając jej pozór obecny w złu grzechu. Człowiek szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko Miłość, która powołała go do istnienia, może uczynić go szczęśliwym! Tę prawdę przypomina autor psalmu międzylekcyjnego, w którym śpiewamy: „Miłuję Cię, Panie, Mocy moja, Panie Opoko moja i twierdzo, mój wybawicielu. Boże mój, skało moja, na którą się chronię”.[8][5]

Na temat ludzkiej miłości przychodzi na myśl piękne zdanie Księdza Janusza Pasierba: „Człowiek ma tylko jedno serce. Pan Bóg mógł mu oczywiście dać dwa serca, jedno do miłowania Jego samego, a drugie (powiedzmy mniejsze) do kochania ludzi. Ale tak nie zrobił i wszystko musi odbywać się za pomocą jednego i tego samego serca. I równocześnie”.[9][6] Pamiętajmy o tym, bo miłość właśnie jest miarą naszego człowieczeństwa!

Modląc się o taką właśnie miłość, zakończmy nasze rozważanie słowami z l. Listu Św. Jana Apostoła: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[10][7]

Amen.

 


30 zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – Prorok Jeremiasz to wielki, choć dla współczesnych sobie kontrowersyjny prorok. Kontrowersyjny i znienawidzony przez wielu dlatego, że w jego nauczaniu, stąd i w dwóch pierwszych częściach jego Księgi przeważają napomnienia za grzechy i odwracanie się narodu od Boga oraz ostrzeżenia przed nadciągającym nieszczęściem. Pojawiają się jednak i obietnice przyszłego szczęścia oraz proroctwa związane z wizją odnowienia Izraela. To tzw. Księga Pocieszenia,[11][1] której urywek usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu.

Ewangelia dopełnia tę wizję, ukazując jej wypełnianie się. Dzisiaj jednak, pewnie bardziej, zaskakuje nas postawa Bartymeusza, żebraka. Nie był on przecież uczniem Jezusa. Nie widział nawet żadnego z Jego cudów, był przecież niewidomy. Co najwyżej słyszał tylko o tym, co Jezus czynił i czego nauczał. Jednakże musiało to mu wystarczyć, skoro z taką godną pozazdroszczenia odwagą i z takim uporem, nie bacząc na to co powiedzą inni, wyznawał wiarę w Jezusa Mesjasza, Syna Dawida.

Możemy też wyobrazić sobie, co ludzie z tłumu mówili wołającemu żebrakowi. Jedni, pewnie ci uważający się za już wybranych i sprawiedliwych, nastawali na niego by umilkł. Drudzy, zgorszeni jego odwagą, zapewne oburzali się mówiąc: bezczelny żebrak, czego taki tutaj szuka. Inni wreszcie, mówiąc współczesnym językiem, nastawieni bardziej liberalnie, studzili żebraczy zapał słowami: lepiej bądź cicho, nie wygłupiaj się, po co przeszkadzasz i siejesz zamęt. „Lecz on jeszcze głośniej wołał: Synu Dawida, ulituj się nade mną”.[12][2] I w tym momencie okazało się, że ci wszyscy, którzy uciszali żebraka, ci którym zupełnie nie pasował on do otoczenia Jezusa, sami pozostali daleko, a odepchnięty przez ludzi ślepiec, znalazł się nagle w samym centrum, tuż obok Chrystusa, w którego wiarę tak głośno wyznawał. „Co chcesz, abym ci uczyniłspytał go PanNauczycielu, żebym przejrzał”.[13][3] Wówczas stało się, że jego wiara znalazła najwyższe uznanie Jezusa i Bartymeusz usłyszał: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”.[14][4]

To zdarzenie musi – Siostry i Bracia – nas poruszać. Gdzieś bowiem, pośród ukazanych ludzkich postaw, znajdujemy się my, z naszym życiem, z naszymi radościami, ale i z naszymi problemami, upadkami, zwątpieniami, a także sądami o ludziach i z naszymi ocenami współbraci. Pomyślmy, czy w każdej z tych sytuacji, i wtedy gdy czujemy się ślepi i zagubieni, i wówczas gdy ulegając pysze uważamy się za lepszych, bo wybranych, a tym samym upoważnionych do osądzania bliźnich, czy w tych sytuacjach potrafimy, czy potrafię zdobyć się na postawę wiary i pokory, by stanąć przed Bogiem w prawdzie o sobie samym, a przyjąwszy wezwanie do nawrócenia, bijąc się we własne piersi powtarzać: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. I wreszcie, czy umiem żyć w perspektywie Chrystusa i Jego światła, które dostrzegł był ślepy żebrak, bohater tej Ewangelii, i jak on wołać: Synu Dawida ulituj się nade mną!(...) Rabbuni [spraw] bym przejrzał”.[15][5]

Amen.

 


29 zwykła, B 2021

Bracia i Siostry – Jak bardzo Słowo Boże, które słyszymy dotyczy i naszej codzienności, nasuwając konkretne pytania, które z niej wynikają. Wpierw jest to problem cierpienia, przywołany w odczytanym fragmencie „Pieśni o cierpiącym Słudze Jahwe” z Księgi Izajasza. Pytamy się przeto dlaczego Bóg nie usuwa cierpień, skoro mógłby to zrobić, a nawet więcej: po co w swoim Synu sam się im poddaje?

Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem[16][1] – usłyszeliśmy w urywku z Czwartej pieśni Sługi Jahwe, ale wciąż do końca tego nie rozumiemy, a cierpienie zwykle budzi w nas bunt. Tak było też w czasach Chrystusa, gdy Jego krzyż wywoływał zgorszenie wśród Żydów,[17][2] i tak jest dziś, bo krzyż nadal jest głupstwem dla tych, którzy nie szukają zbawienia w Bogu,[18][3] próbując sami się zbawiać, na własną rękę. W tym celu zwracają się ku temu światu i w nim szukają swego szczęścia. Tworzą też coraz to nowsze światopoglądy i ideologie, by w oczach tego świata móc uchodzić za panów siebie i władców narodów, uciskać je, dając im odczuć swoją władzę.[19][4]

Nie tak będzie między wami[20][5] – odpowiada nam Chrystus, ukazując prawdziwą wielkość człowieka w kategoriach służby ludziom, „na wzór Syna Człowieczego”.[21][6] A powodem tej wypowiedzi Pana było tak bardzo ludzkie pragnienie synów Zebedeusza, apostołów Jakuba i Jana, którzy przyszedłszy do Jezusa prosili, by w Jego królestwie mogli zasiąść po prawej i lewej stronie króla.

I to jest drugie pytanie, które w dzisiejszą niedzielę winniśmy sobie zadać. Co znaczy być jakimkolwiek przełożonym i kierować lub rządzić innymi? Odpowiedź Chrystusa jest jednoznaczna: „A kto by chciał być pierwszym miedzy wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.[22][7] Czy wśród nas widzimy takie akurat postawy? I dalej, czy w nas samych dostrzegamy gotowość służenia ludziom, szczególnie potrzebującym?

Dziś Pan Bóg potwierdza i aktualizuje słowa w których Izajasz, nawiązując do cierpień Sługi Jahwe, prorokował: „po udrękach swej duszy ujrzy światło i nim się nasyci”.[23][8] Nieziemskim jest więc nie tyle ogrom tego cierpienia, co fakt, że dzięki temu Sługa Ów uzyska zbawienie dla wielu. My zaś wkrótce usłyszymy cudowne słowa: To jest Ciało Moje za was wydane; To jest Krew Moja za was wylana! Są to słowa Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Zbawiciela, który wypełnia wszystkie cechy cierpiącego Sługi Jahwe!

Łamiąc chleb w czasie tej Eucharystii, chleb Jego Ciała za nas wydanego i uczestnicząc w Jego Krwi potwierdzamy, że jesteśmy chrześcijanami, Jego uczniami i że już rozumiemy słowa Jezusa: „Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu”.[24][9]

Amen.

 


28 zwykła, B 2021

Bracia i Siostry – Usłyszana przed chwilą Ewangelia mówi o szukaniu mądrości rozumianej jako sposób na życie godne i sensowne. Chodzi więc tu o mądrość, o której pierwsze czytanie mówi, że jest najcenniejszym skarbem, umiłowanym nad zdrowie i piękność,[25][1] „bo wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku, a srebro przy niej ma wartość błota”.[26][2] A jest tak ponieważ tylko prawdziwa mądrość sprawia, że człowiek, który ją posiadł wzrasta wewnętrznie jako człowiek, osiągając coraz wyższe stopnie doskonałości. Najpierw jak uczył święty Jan Paweł II być, a później mieć.

Bohaterem Ewangelii jest młody człowiek, który pyta Chrystusa „co ma czynić, aby osiągnąć życie wieczne”.[27][3] Pojęcie tego życia nie jest jednak związane z jakimś trwaniem na zasadzie wegetacji, jakby w beznadziejnym szale pobudzanym alkoholem czy narkotykami, albo wyrastającym z obłędnych ideologii niszczących człowieka i jego wolność, którą Bóg go obdarzył. Tak właśnie włoski poeta Dante Alighieri przedstawia w „Boskiej komedii” piekło, pisząc, że na jego bramie widnieje napis: „Ty który tutaj wchodzisz żegnaj się z nadzieją”.[28][4] Młodemu człowiekowi pytającemu Chrystusa chodzi o zupełnie inny wymiar życia; życia rozumianego jako pełne uczestnictwo w dobrach pięknych i trwałych.

Odpowiedź Jezusa na tak postawione pytanie wskazuje na przykazania Boże, na dekalog, który jest zapisany w sercu każdego człowieka. W ten sposób powraca Zbawiciel do pytania: jak być człowiekiem, także dzisiaj, w naszych czasach i w tym właśnie kontekście mówi o drodze przykazań, które – najpełniej wypełniając się w miłości – zakładają nie tylko ważność sumienia i ludzką godność, ale przede wszystkim stawiają przed nami samo człowieczeństwo jako największy dar i talent, który musimy rozwijać.

I ten ewangeliczny młodzieniec jest świadom tego, że takie właśnie jest jego powołanie. Jest tego świadomy, bo każdy człowiek żyje w perspektywie wieczności, jest otwarty na wieczność, pragnie dóbr trwałych i pięknych i szuka ich – czasem może nieświadomie – ale szuka ich, bo w głębi serca wie, że tylko to co dobre i piękne, tylko to co wieczne, mając swoje źródło w Bogu, może zapewnić mu szczęście. To takie właśnie bycie człowiekiem w perspektywie wieczności jest – Bracia i Siostry – darem, talentem i powołaniem każdego z nas.

Mądrość prawdziwa jest więc otwarciem się na Boga, otwarciem, o które trzeba się modlić i które trzeba przyzywać. Módlmy się więc w ten kolejny Dzień Papieski o mądrość dla nas; módlmy się słowami psalmu „Nasyć nas Panie Twoim miłosierdziem. Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca (...) Nasyć nas o świcie swoja łaską, abyśmy przez wszystkie dni nasze mogli się radować i cieszyć[29][5].

Amen.

 


27 niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – we współczesnym świecie, tak rozedrganym z powodu emocji i coraz to nowych pomysłów dotyczących samego człowieka,[30][1] a także w skutek wciskających się między nie idei zmieniających podstawowe definicje – określenia tego kim i jaki jest sam człowiek – nie dotyczy to ludzkich odmienności wynikających z samego urodzenia, zawsze wymagających najwyższego poszanowania godności tych osób – a więc w tym świecie, w którym tak bardzo chce królować duch negujący wszystko, co związane z tradycją i takim sposobem myślenia, warto wrócić do początków stworzonego wszechświata i zaistnienia w nim człowieka.

Dziś pomaga nam w tym Liturgia Słowa, przywołująca w pierwszym czytaniu fragment z Księgi GenesisKsięgi Początku, jak ją nazywali sami Żydzi. W języku polskim raczej używamy nazwy Księga Rodzaju, co odpowiada jej treści, gdyż staropolskie słowo „rodzaj” odnosi się do pochodzenia, w tym wypadku świata, człowieka i narodu izraelskiego. Przywołany w czytaniu fragment to opis stwarzania Ewy. W tym miejscu warto wyjaśnić kilka pojęć związanych z tym tekstem. Wpierw idzie o użyte w języku polskim słowo mężczyzna. W tekście oryginalnym, „niemal za każdym razem”,[31][2] słowo to oznacza Adama jako człowieka, nie przeciwstawianego kobiecie! Dalej chodzi o słowo żebro, jak brzmi polskie tłumaczenie. W oryginale ma ono wiele znaczeń. To ściana góry lub biblijnego namiotu spotkania z Bogiem, czy nawet Arki Przymierza. Tutaj oznacza ono i żebro, i bok, co należy rozumieć jako drugą, brakującą połowę Adama.[32][3] Tak naprawdę, i to trzeba powiedzieć, mężczyzna staje się w pełni sobą dopiero wtedy, gdy – jak dalej mówi Księga Rodzaju – połączy się ze swą żoną, tak ściśle, że oboje stają się jednym ciałem. Dodajmy, że występujące w tekście oryginalnym słowo „ezer”, którym Bóg określił Ewę, to nie jest jakaś nieokreślona pomocnica mężczyzny, czy przysłowiowa „kura domowa”, ale jego żona, czyli – jak dalej określa to Biblia – podpora męża, skała, którą jest sam Bóg dla każdego, kto wzywa Jego pomocy. W tym sensie Ewa jest skałą, która jest darem Boga na którym może się oprzeć Adam.[33][4]

Co złączył BógEwangelia dopełnia znaczenie przekazu Księgi Rodzaju. Małżeństwo, czyli połączenie się mężczyzny i kobiety jest jak jedno ciało, jak związek duszy i ciała. Rozdzielenie zaś ciała i duszy oznacza śmierć człowieka. Możemy dokończyć tę myśl: rozpad małżeństwa z winy małżonków jest jak śmierć człowieka! Stąd słowa Chrystusa: Co złączył Bóg…., słowa dla wielu niewygodne. Dodajmy jednak: niewygodne dla tych, którzy zapomnieli, że prawdziwa miłość stanowiąca nie tylko Boże przykazanie, ale i istotę przysięgi małżeńskiej, to nie tylko uczucia, ale przede wszystkim wysiłek bycia ze sobą na co dzień, w lepszych i gorszych momentach. To umiejętność okazywania sobie życzliwości, zaufania, szczerości, cierpliwości, wreszcie zdolność do przebaczania i przepraszania. Są to cechy o których jasno mówi św. Paweł w 13. rozdziale 1. Listu do Koryntian, w tzw. Hymnie o miłości. Zajrzyjmy dzisiaj do niego, przeczytajmy i zastanówmy się nad jego przesłaniem, i módlmy się byśmy wciąż uczyli się wcielania go w życie, w nasze życie.

Amen.

 


26 niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – jak ważne i wyraźnie spójne są czytania 26. niedzieli zwykłej. Spójne, bo tak naprawdę dotykają tego samego tematu. Wpierw jest to Księga Liczb, która przywołuje sytuację mającą miejsce po kolejnym buncie ludu przeciw Bogu po tym, jak wyprowadził ich z Egiptu; tam było nam lepiej – mówili. Bohaterami tego czytania są jednak Eldad i Medad, dwaj powołani przez Boga Jahwe Izraelici, którzy spóźnili się na moment zstępowania Ducha Pana w Namiocie Spotkania. „Wpadli więc w obozie w uniesienie prorockie”,[34][1] przeciw czemu zaprotestował Jozue, syn Nuna. „Mojżeszu, panie mój, zabroń im![35][2] – powiedział. Padają wówczas z ust Mojżesza autentycznie prorockie słowa: „Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha!”.[36][3]

Jak bardzo sytuacja ta kojarzy się z ewangelicznym zdarzeniem o którym usłyszeliśmy przed chwilą. Oto do Pana Jezusa przyszedł Apostoł Jan, mówiąc: „Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodził z nami”.[37][4] A i odpowiedź Jezusa, podobnie, jak znane już nam wyjaśnienie Mojżesza, jest bardzo ważna: „Przestańcie zabraniać mu – mówi Chrystus – bo nikt, kto uczyni cud w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”.[38][5]

Chrystus zna swoich uczniów i wiele razy dostrzega ich płytkie, wręcz naiwne rozumienie apostolskiego powołania, często pojmowanego przez nich jako rodzaj panowania. Dlatego uczy i wyjaśnia, że przywilejem każdego, kto chce być blisko Niego jest odpowiedzialność za wiarę, za dobro, prawdę i miłość. A zadanie to nie jest łatwe. Przeciwnie jest trudne, często bowiem wymaga daleko idących konsekwencji, nawet wyrzeczenia się siebie i wszystkiego, co się posiada,[39][6] a także, jak słyszeliśmy w Ewangelii, symbolicznego odcięcia nogi, czy ręki, albo wyłupania oka, jeśli może to uchronić człowieka przed grzechem i odwróceniem się, w skutego tego, od Boga. Takie jednak mogą być konsekwencje pójścia za Chrystusem i troski o Słowo Boże.

I jeszcze jedno. Podobnie jak mówi o tym tekst pierwszego czytania z Księgi Liczb, tak i Ewangelia pokazuje nam, że Bóg przekracza nasze religijne schematy, udzielając swych darów wszystkim ludziom dobrej woli, którzy w spełnianym dobru odnajdują Boga stając się Jego uczniami. Warto więc pamiętać, że Kościół nie jest sektą, ale rodziną o szeroko otwartych ramionach.

Spróbujmy dzisiaj – Bracia i Siostry – zastanowić się nad tym, czy jesteśmy odpowiedzialni za Słowo Boże i za ewangelizację we współczesnym świecie. A więc, czy umiemy naszą wiarę nie tylko cenić, ale nią żyć, dając świadectwo i w ten właśnie sposób przekazywać ją innym, słowem i czynem, dobrem, prawdą i miłością na co dzień.

Amen.




25 niedziela zwykła B, 2021

Siostry i Bracia – istnieje takie tajemnicze słowo filozof, filozofia, choć należy ono do najstarszych pojęć postrzeganych w historii jako naukowe. Pochodzi od dwóch greckich słów: filos – miłośnik i sofia – mądrość. Dosłownie oznacza więc miłośnika mądrości, a używanie go sięga czasów szkół jońskiej i sokratycznej, czyli VI i V w. przed Chrystusem. Jako taka filozofia wiąże się zatem z rozumowym poznawaniem otaczającego nas świata, ale również z poszukiwaniem moralności, czyli celu i właściwego postępowania człowieka. Warto przy tym pamiętać, że taki sposób myślenia właściwy jest Biblii – Księdze Objawienia, przez którą Mądrość samego Boga proponuje prowadzenie człowieka ku doskonałości; jeśli człowiek tę Bożą Mądrość przyjmie i jej się podda.

Odczytana lekcja pochodzi z pierwszej części Księgi Mądrości. To rozdziały I do V, które objawiają tę właśnie Mądrość, użyczaną przez Boga ludziom. Odczytany fragment jest częścią tzw. przypowieści O ludziach bezbożnych, którzy – jak mówi Pismo – „ściągają śmierć na siebie, czynem i słowem”.[40][1] Jak jednocześnie współczesna jest ta myśl! Mówi bowiem wprost i o naszych czasach; o ludziach, którzy bezkarnie i za każdą cenę chcą używać tego świata, i – jak długo się da – zachować nad nim władzę.[41][2] To dlatego zwracają się przeciw jedynemu, rzeczywiście sprawiedliwemu, gdyż jest im niewygodny, bo jest wyrzutem dla ich zdeprawowanych sumień, w których sami uważają się za prawych i sprawiedliwych. Mówią więc: „Zobaczmy, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zgonie. Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z rąk przeciwników”.[42][3] Jak bardzo słowa te przypominają wyszydzanie ukrzyżowanego Chrystusa przez starszych, arcykapłanów, faryzeuszów i uczonych w Piśmie, gdy wołali: jeśli jesteś Synem Bożym zejdź z krzyża (…) a uwierzymy.[43][4]

Jak bardzo słowa te ukazują jednakże i postawy uczniów Jezusa. Wpierw Piotra, gdy ten po zapowiedzi męki i zmartwychwstania przekonywał Chrystusa, że to nigdy Go nie spotka. To wówczas powiedział mu Pan: „Zejdź mi z oczu szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku”.[44][5] Dalej przypominają postawy uczniów, którzy pokłócili się w drodze o to, który z nich jest najważniejszy.[45][6] I wreszcie uosabiają one nasze postawy, postawy współczesnych chrześcijan: świeckich i duchownych, także nasze kapłańskie postawy. W tym momencie pewnie i my wolelibyśmy milczeć, bo tak często sami miewamy sny w własnej potędze i znaczeniu. A tak naprawdę, jak uczy nas Chrystus i co z mocą właśnie dzisiaj nam przypomina, winniśmy pielęgnować w sobie postawy dziecka. Bo chociaż, w dramatycznych nieraz sytuacjach życiowych kryzysów, stawiamy pytania: czy Bóg jest sprawiedliwy, gdzie jest ta Boża sprawiedliwość, gdy zostałem skrzywdzony, gdy dotknęła mnie niesłuszna obelga, gdy stałem się ofiarą, a mój prześladowca – w oczach tego świata – został uznany za niewinnego, to mimo wszystko, zwłaszcza w tych sytuacjach potrzeba nam zaufania, podobnego temu jakie ma dziecko otoczone ramionami rodziców i Jezusa. Wystarczy bowiem bezgraniczne zaufanie do Boga, by iść drogą Krzyża, za Chrystusem.

Amen

 


24 niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – Księga Proroka Izajasza jest jedną z najdłuższych i najważniejszych ksiąg prorockich, co składa się z sześćdziesięciu sześciu rozdziałów. Druga jej część, nazywana Księgą Pocieszenia, zawiera cztery, tak zwane Pieśni Sługi Jahwe, ukazujące tajemniczą postać, która swoim cierpieniem gładzi grzechy ludzi. Niezwykle wymowne są pieśni Trzecia i Czwarta, opisujące szczegóły odkrywane bezpośrednio w męce Chrystusa. Dzisiejsze pierwsze czytanie, to fragment Trzeciej Pieśni Sługi Jahwe, kreślący cierpienia, którym został on poddany. Opisuje też źródło jego siły, o którym sam opowiada. A jest nim – jak mówi – Słowo Boga, na które „Pan otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem”.[46][1] Musimy też zauważyć, że to wierność Słowu Bożemu czyni owego Sługę zdolnym do przyjęcia i zniesienia spadającego nań ogromu cierpień; kary hańbiącej przestępców i niewolników. To „Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi (…) i wstydu nie doznam[47][2] – słyszymy.

Ewangelia według św. Marka, której fragment został odczytany, stanowi punkt zwrotny tej Ewangelii, w której Jezus Chrystus przez swe mowy i cuda objawia się jako Mesjasz, co zaprasza i wzywa swych uczniów, by dzięki Jego misji weszli do Królestwa Bożego. Powtórzmy: to dzięki Jego misji, a więc przez cierpienie i uwielbienie Syna Człowieczego. Stąd punktem zwrotnym tej Ewangelii o którym mówimy, jest pytanie zadane przez Pana Jezusa uczniom: za kogo uważają Mnie ludzie. Dalej jest nim też odpowiedź, wyznanie Piotra i związana z nim nauka o cierpieniu Chrystusa, o Jego śmierci, ale i zmartwychwstaniu. Pouczenie, które spotkało się z zupełnym brakiem zrozumienia u Piotra i zapewne u pozostałych uczniów. Wynikało ono z powszechnego w Izraelu oczekiwania na Mesjasza politycznego, który miał wyzwolić naród z rzymskiej niewoli. Stąd mocne słowa Chrystusa: „Zejdź mi z oczu szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku”,[48][3] i następująca po nich nauka o krzyżu i naśladowaniu Jezusa.

I tak, jak zadane przez Pana Jezusa uczniom pytanie stało się punktem zwrotnym tej Ewangelii, tak dzisiaj, zadawane nam przez obecnego wśród nas Chrystusa, winno się stać momentem zwrotnym naszego życia; mojego życia. A więc kim jest dla mnie Jezus Chrystus? I konsekwentnie: czyż nie traci swego życia ten, kto się Go zapiera i przestaje dążyć za Nim? Nasze wątpliwości i lęki, rozwiewa tutaj i teraz Chrystus, objawiając całym sobą, że krzyż nie jest drogą śmierci, ale drogą życia. Paradoksalnie więc, życie traci ten, kto za wszelką cenę chce je zachować, kto szuka pozorów prawdy i miłości sądząc, że można je kupić, czy zdobyć chytrością, podstępem lub przemocą. Kto zaś bierze krzyż swej codzienności i naśladuje Jezusa, ten życie zachowa. Tak rozumiany krzyż jest bowiem drogą prowadzącą do życia pełnego sensu i miłości. Życia, w którym do końca kochamy, bo miłość prawdziwa, ta cierpliwa, co nie szuka swego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, nie zazdrości, nie szuka siebie, nie unosi się gniewem i raduje się prawdą, ta miłość nigdy się nie kończy.[49][4] Jest ona bowiem miłością jedyną, co jednoczy nas z Bogiem, Źródłem wszelkiego życia.

Amen.

 


23 niedziela zwykła B

Bracia i Siostry – Jak bardzo słowa proroka Izajasza, odnoszą się do każdego z nas: „Powiedzcie małodusznym <Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto – pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, by zbawić was>”.[50][1]

Powiedzcie małodusznym. Zastanówmy się przez chwilę kim jest człowiek małoduszny? Słownik języka polskiego mówi, że jest to ktoś niezdolny do wzięcia na siebie w ważnej sprawie odpowiedzialności. Jest to więc i ten, kto żyjąc z dnia na dzień lekceważy własne sumienie. Nie troszczy się też o wieczność i Bożą miłości, tak jakby sam mógł się zbawić, by je osiągnąć. To dlatego człowiek ów żyje obok własnego sumienia, pozostając głuchy na jego wezwania.

Sumienie człowieka. Miejsce, w którym człowiek przebywa sam na sam z Bogiem. Punkt, w którym Bóg mówi do niego „czyń to, a tego unikaj” i duchowa przestrzeń, gdzie zapisane jest Boże prawo, Boże wezwanie kierowane do każdego człowieka, do każdego z nas. Sumienie, któremu człowiek winien jest posłuszeństwo i według którego będzie sądzony.

Jak często – Bracia i Siostry – pozostajemy głusi na głos własnego sumienia i jak rzadko pytamy obecnego tam Boga: „Panie, co mam czynić, by być doskonałym? Jak mam postępować, by osiągnąć życie wieczne?” Jak rzadko omawiamy ważne decyzje naszego życia z Bogiem poprzez sumienie właśnie!

Powiedzcie małodusznym odwagi. Oto wasz Bóg![51][2] Ewangelia mówi, że kiedy Pan Jezus uzdrawiał głuchoniemego, to „wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka, a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: <Effatha>, to znaczy <Otwórz się>”.[52][3] I zaraz otworzyły się jego uszy.

Jeżeli dzisiaj – Siostry i Bracia – słuchając Słowa Bożego zrozumiem na czym polegała moja własna małoduszność i moja duchowa głuchota i jeśli wtedy, pełen pokory rozumianej jako prawda o sobie, stanę przed Panem gotowy słuchać tego, co On chce mi powiedzieć, wówczas i ja usłyszę – jak głuchoniemy z Ewangelii – boskie „Effatha” – otwórz się – a oczami duszy ujrzę Boże zbawienie.

A więc „Effatha” – otwórz się. Niech tak się stanie!

Amen.

 


22 niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – Pierwsze czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa jest bardzo konkretne. Mojżesz przypomina Izraelowi prawa i nakazy, których uczył przez lata swojej prorockiej posługi. A były to nakazy wynikające wprost z dekalogu, z dziesięciu praw objawionych Mojżeszowi przez Boga i, jak mówi Pismo, wykutych w kamiennych tablicach, co symbolizuje ich trwałość i niezmienność. Istotne jest to, że Pan Bóg dając ludziom swe Prawo, mówi o celu tego nadania: „Abyście żyli i doszli do posiadania ziemi”.[1] Zastanówmy się co to oznaczało dla Izraelitów i co to dzisiaj znaczy dla nas.

Abyście żyli. Historia odkrywana przez archeologię i liczne wykopaliska, mówi wprost o wielu niegdyś potężnych narodach, które stworzyły wydawało się wieczne imperia, po których pozostały pokryte popiołem ruiny i ślady głęboko zakopane w ziemi. Tymczasem, co jest ewenementem, Izrael, naród czczący Jedynego Boga, trwa. Trwa, chciałoby się powiedzieć wbrew logice dziejów, mimo wielokrotnych zniewoleń i rozproszenia, mimo wielowiekowych prześladowań uwieńczonych dwudziestowiecznym holokaustem, ten naród trwa. Z pewnością możemy powiedzieć, że Izraelitów przez te dziejowe burze przeprowadziło Boże Prawo, które Bóg im dał po to, by naród ten żył. Możemy też powiedzieć, że to Boże Prawo – Boże Słowo warunkuje nie tylko trwanie, ale i tożsamość Narodu Wybranego; dodajmy: i każdego innego narodu, który to Prawo przyjmie.

Pan Jezus też mówi o Prawie. Dzisiaj czyni to w kontekście kolejnych zarzutów stawianych Mu przez faryzeuszów i uczonych, uważających się za stróżów Prawa. Zadziwiająca jest więc lekcja jakiej Chrystus im udzielił: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was obłudnikach, jak jest napisane: <Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji”.[2] Uczy więc Zbawiciel, że prawo stanowione przez ludzi – tak jak Boże Prawo – nie może być tylko pustą,  bezduszną literą. Człowiek nie jest bowiem dla szabatu, lecz szabat jest dla człowieka.[3] W tym też kontekście mówi Chrystus, co tak naprawdę czyni człowieka nieczystym. Na pewno nie są to bodźce zewnętrzne, ale ludzkie serca, gdyż dopóki panują w nich złe myśli, nierząd, zakłamanie, korupcja i kradzieże, przewrotność, podstęp i chciwość, pycha i żądza władzy za każdą cenę, a przy tym zazdrość i głupota,[4] dopóty człowiek nie jest w stanie oddawać czci Bogu! Wszystkie więc prawa i zasady, także liturgie i rytuały tworzone w takich sercach, pozostają tylko obłudną fasadą religijności, praworządności i sprawiedliwości. One bowiem staną się prawdą i będą miały sens tylko wówczas, gdy ludzkie serce nawróci się i wypełni Bożą miłością.

Pełnią Prawa jest Słowo, które pochodzi z ust Boga,[5] a objawienie to przypomina dzisiaj także św. Jakub w odczytanym fragmencie jego Listu: „…przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze[6] – usłyszeliśmy. Otwórzmy więc nasze serca i przyjmijmy to Boże Słowo.

Amen.

 


[1] Pwt 4,1b.

[2] Mk 7,6-8.

[3] Por. tamże, 2,27.

[4] Por. tamże, 7,21-23.

[5] Por. 1P 2,22.

[6] Jk 1,21.

21 niedziela zwykła B, 2021

Braci i Siostry – Dramaturgia dzisiejszych czytań skupia się na zdaniu Pana Jezusa, wygłoszonym do wycofujących się uczniów, zgorszonych mową eucharystyczną – „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać” – powiedzieli.[53][1] Wówczas Chrystus zwrócił się do Dwunastu mówiąc – Czyż i wy chcecie odejść? W zdaniu tym możemy odnaleźć ślad sytuacji przywołanej w pierwszym czytaniu z Księgi Jozuego. Wówczas, w czasie zgromadzenia w Sychem dwunastu pokoleń Izraela, wraz ze starszymi, sędziami i zwierzchnikami, i po przywołaniu wszystkich dzieł Boga dokonanych wobec tego narodu, Jozue zadał im istotne pytanie: „Gdyby wam się nie podobało służyć Panu, rozstrzygnijcie dziś, komu służyć chcecie, czy bóstwom, którym służyli wasi przodkowie po drugiej stronie rzeki (…). Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu” – dodał.[54][2] Pytanie egzystencjalne, na które odpowiedź była jak być albo nie być ludu wybranego.

W Ewangelii pytanie to nabiera zupełnie nowego wymiaru, a objawia go Chrystus w przywołanej mowie eucharystycznej, głosząc prawdę o sobie jako chlebie, który zstąpił z nieba i życie daje światu.[55][3] Finałem tego wielkiego objawienia Chleba, którym jest Słowo Pana, Jego Ciało i Krew, było boskie wezwanie nie tylko do przyjęcia Go, ale także „do spożywania, wręcz przeżuwania Jego Ciała i picia Jego Krwi”.[56][4] Te słowa zachwiały myśleniem tych, którzy zdecydowali się odejść. Tymczasem słowa Jezusa, będąc Duchem i życiem, wymagają wiary i otwarcia się na to Boskie Słowo. Jeżeli więc ktoś myśli w sposób wyłącznie ludzki, całkiem według ciała i w krótkiej perspektywie umykającego czasu, a wraz z nim życia wymykającego się ludzkiej władzy, ten potknie się i odejdzie od Mistrza, pozostając w objęciach śmierci.

Jak bardzo aktualna jest ta Ewangelia. Jak bardzo uwspółcześniona, gdyż i dzisiaj tak wielu uczniów odchodzi od Chrystusa. Dodajmy, odchodzi z różnych powodów, choć wśród nich są również zgorszenia grzechami obecnymi w Kościele, a więc także naszymi winami, gdyż wszyscy upadamy.

To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. (…). Rzekł więc Jezus do Dwunastu: Czyż i wy chcecie odejść”.[57][5] Dziś to samo pytanie Chrystus zadaje każdemu z nas: Czyż i wy, czyż i ty chcesz odejść? Jeśli uwierzyliśmy Słowom Jezusa i otworzyliśmy się na Jego Ducha, odpowiemy jak Piotr: „Panie do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”.[58][6]

Amen.

 

 


 

 


[1][1] Mt 5,48.

[2][2] Tamże 4,17

[3][3] Por. Tamże, 13, 8-9.

[4][1] Mk 12,30-31.

[5][2] Pwt 6,4-5.

[6][3] Por. Rdz 1,27.

[7][4] Por.1J 4,7-12.

[8][5] Ps 18,2-3.

[9][6] J.St. Pasierb, Gałęzie i liście, Poznań 1985 s.64.

[10][7] 1J 4,9-8.

[11][1] Jr 30,1-33,26.

[12][2] Mk 10,48.

[13][3] Tamże, 10,51.

[14][4] Tamże, 10,52.

[15][5] Tamże, 10,48 i 51.

[16][1] Iż 53,10.

[17][2] Por. 1Kor 1,23.

[18][3] Por. tamże, 1,18.

[19][4] Por. Mk 10,42.

[20][5] Tamże, 10,43.

[21][6] Mt 20,28.

[22][7] Tamże, 20,27-28.

[23][8] Por. Iz 53,11.

[24][9] Mk 10,45.

[25][1] Por. Mdr 7,10.

[26][2] Tamże 7,9.

[27][3] Mk 10,17.

[28][4] Dante Alighieri, Boska komedia, Warszawa 1959, Pieśń 3,9, s. 34.

[29][5] Por. Lekcjonarz mszalny, t.V, psalm responsoryjny z 28. niedzieli zwykłej.

[30][1] Dodać trzeba: często przeciwstawnych sobie.

[31][2] P.Śliwiński i M.Kowalski (ks.ks.), Zaufaj Słowu, Jutro niedziela, rok B, Kraków 2020, s. 503; por. nowe tłumaczenie i wydania Pisma Świętego.

[32][3] Por. P.Śliwiński i M.Kowalski (ks.ks.), dz.cyt. s. 503.

[33][4] Tamże, s. 504.

[34][1] Lb 11,26.

[35][2] Tamże, 11,28.

[36][3] Tamże 11,29.

[37][4] Mk 9,38.

[38][5] Tamże, 9,39-40.

[39][6] Por. Łk 14,33.

[40][1] Mdr 1,16.

[41][2] Por. tamże, 2,1-24.

[42][3] Tamże, 2,17-18.

[43][4] Por. Mt 27,39-43.

[44][5] Mk 8,33.

[45][6] Tamże, 9,33-34.

[46][1] Por. Iz 50,5.

[47][2] Tamże, 50,7.

[48][3] Mk 8,33.

[49][4] Por. 1Kor 13,4-8.

[50][1] Iz 35,4.

[51][2] Tamże.

[52][3] Mk 7,33-34.

[53][1] Por. J 6,60.

[54][2] Por. Joz 24,1-2a. 15-17. 18b.

[55][3] Por. J 6,26-59.

[56][4] Ks. P. Śliwiński i Ks. M. Kowalski, Zaufaj Słowu, Jutro niedziela, t. B, s. 452.

[57][5] J 6,63 i 67.

[58][6] Tamże, 6,68.

Wniebowzięcie NMP 2021

20. niedziela zwykła

Bracia i Siostry – Najstarsza tradycja jerozolimska lokuje zaśnięcie Maryi na górze Syjon, w pobliżu Wieczernika, a Jej grób w dolinie Cedronu. Z tradycją tą związane są między innymi dwa wydarzenia. Pierwsze zapisane przez Tertuliana w dziele De resurectione.[1] Czytamy tam: „Grób jest to zima ciała ludzkiego, a zmartwychwstanie będzie jego wiosną (…)”. O takiej wiośnie ciała Madonny mówią kwiaty, które według legendy, znaleźli Apostołowie w pustym jej grobie.[2] Drugie wydarzenie zostało wspomniane przez Euzebiusza z Cezarei i przytoczone przez św. Jana Damasceńskiego. Otóż kiedy patriarcha Jerozolimy Juwenal przybył w 451 roku do Konstantynopola, wtedy cesarz Marcjan powiedział do niego: Dowiedzieliśmy się, że w Jerozolimie znajduje się najświetniejszy kościół Maryi, Matki Bożej, na terenie Getsemani, gdzie Jej ciało złożone zostało w grobie. Pragniemy, aby te relikwie sprowadzono tutaj dla ochrony naszego miasta cesarskiego. Wówczas Juwenal odpowiedział cesarzowi: Rzeczywiście mamy grób, ale jest on pusty od czasów apostołów.

 

Otóż ta stara tradycja leży u podstaw nauki Kościoła, że Maryja na końcu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały nieba. Żaden bowiem tekst Nowego Testamentu nie zawiera bezpośredniej aluzji do śmierci i wniebowzięcia Maryi. Dlatego papież Pius XII, gdy ogłaszał dogmat o wniebowzięciu Maryi, nie powołał się ani na Pismo święte, ani na tradycję apostolską, ale na żywą tradycję, której początek sięga pierwszych świąt maryjnych i nauczania kościelnego pierwszych pięciu wieków. U podstaw tej tradycji leży również żywa wiara, że ukrzyżowany Chrystus ogłaszając Maryję Matką, nie zapomniał o Niej i w momencie Jej zaśnięcia przyjął Ją do siebie.

 

Wniebowzięcie z duszą i ciałem jest niewątpliwie jednym z przywilejów Maryi.[3] Na pewno jednak dzisiejsza uroczystość jest w szerszym znaczeniu świętem uwielbionego człowieczeństwa, które w Maryi doznało tak wielkiego wyniesienia. Jest to jeden z aspektów dzisiejszej uroczystości. Drugim jest przypomnienie kilku zasadniczych spraw: mianowicie tego, że wszyscy jesteśmy powołani do wieczności i że jesteśmy odpowiedzialni za życie. Odpowiedzialni przed Bogiem, który traktuje nas poważnie i chce byśmy i my sprawy życia traktowali z należytą powagą. Ile jest dzisiaj ludzi, którzy lekceważą wieczną wartość życia, ile jest życiowych bankrutów, ale i karierowiczów gotowych dla posady i choćby odrobiny władzy sprzedać każdą wartość. Rozejrzyjmy się wokół, a odkryjemy pustkę tych ludzi. Tak traktowane życie prędzej czy później przerazi beznadzieją przemijania i śmierci.

 

Wreszcie sprawa łaski Bożej. To, co dokonało się w Maryi jest na pewno dziełem łaski i współpracy z nią Wniebowziętej. Maryja była po prostu zawsze zjednoczona z Bogiem i nigdy nie popełniła żadnego grzechu.

 

Niech to spojrzenie na Maryję, w dniu Jej chwały, zachęci nas Siostry i Bracia, byśmy i my zapragnęli życia w łączności z Chrystusem i tak postępowali, by łaska Boża doskonaliła nas w naszych myślach, słowach i czynach.

 

Amen.

 

 


[1] O zmartwychwstaniu.

[2] Por. Janusz St. Pasierb, Malarz gdański Herman Han, Warszawa 1974, s. 118.

[3] Obok niepokalanego, czyli poczęcia bez grzechu pierworodnego.

19 niedziela zwykła, B 2021

 

 

Bracia i Siostry – Eliasz, bohater pierwszego czytania, bliski jest postawom współczesnego człowieka. Dobrze więc rozumiemy proroka, który przebywszy dzień pustynnej drogi miał po prostu wszystkiego dosyć. Zmęczony i głodny usiadł pod krzewem janowca pragnąc tylko umrzeć: Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków[1] – powiedział.

 

Pokusa nieobca i nam. Jakże często i my chcemy mieć po prostu spokój i jak często mamy wszystkiego dosyć, usiłując uciec od Boga i ludzi. Ale wtedy właśnie okazuje się, że spokój płynący z bezczynności i ciągłego uciekania od poważnych problemów niczego nie rozwiązuje, bo jest tylko pozornym spokojem! Prędzej czy później okazuje się przecież, że zmarnowany czas i niespełnione możliwości człowieka staną się dla niego pierwszym źródłem niepokoju; niepokoju tym silniejszego im większe były roztrwonione talenty.

 

Jest tak zaś dlatego, że w drodze na spotkanie z Bogiem nie można się zatrzymywać, nie można stanąć w miejscu, nawet wtedy, gdy ciało czuje głód, a dusza zniechęcenie. I nie można też się cofać, także wówczas, gdy droga wydaje się trudna, odległa i zbyt uciążliwa. Trzeba iść, choć nie możemy liczyć wyłącznie na własne siły. „Nikt nie może przyjść do Mnie – słyszeliśmy w odczytanej Ewangelii – jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał”.[2] A Bóg pociąga tych, którzy nie rezygnują, pociąga tych, którzy nie poddają się zbyt łatwo. Człowiek musi tylko otworzyć się na Boga, by ON mógł w nim działać i – jak uczy św. Paweł w odczytanym dziś fragmencie listu do Efezjan – winien usunąć z siebie wszelką „gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość i znieważanie – wraz z wszelką złością”.[3]

 

Usuwajmy więc z siebie – Siostry i Bracia – wszelkie przeszkody tworzone w nas przez zło, a nauczywszy się odrobiny optymizmu, zwróćmy się do Chrystusa, Który ucząc o potrzebach ludzkiego ducha, mówi o sobie w kategorii chleba.

 

Nie jest to jednak chleb potrzebny wyłącznie ciału, jakaś nowa manna, która zaspokajałaby doczesne potrzeby człowieka. „Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli[4] – przypomina Chrystus. I w tym właśnie kontekście uczy nas, że On sam jest chlebem żywym, który z nieba zstępuje i obiecuje, że wystarczy Go spożywać, by żyć na wieki. To dlatego, każdy z nas słyszy dzisiaj te same słowa, które Pan Bóg przez anioła skierował do proroka Eliasza: „Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga”.[5]

 

Amen.

 

 


[1] Por. 1Krl 19,3-4.

[2] J 6,44.

[3] Ef 4,31.

[4] J 6,49.

[5] 1Krl 19,7.

 

18 niedziela zwykła, B 2021

 

 

 

Bracia i Siostry – możemy domyślać się, że zanim Pan Jezus rozmnożył chleb i ryby na pustkowiu, uczył idący za Nim tłum na czym polega prawdziwa droga życia. Ta droga, by być taką, winna ostatecznie prowadzić do Boga. Chrystus z pewnością mówił im też że, by wejść na tę drogę trzeba się nawrócić, to znaczy zmienić swój sposób myślenia.

 

I o ten sposób myślenia wciąż chodzi. Jednak już wówczas nie zrozumieli tego wyprowadzeni z niewoli egipskiej Izraelici. Mówi o tym pierwsze czytanie z Księgi Wyjścia, przywołujące wydarzenie mające miejsce w czasie ich wędrówki do Ziemi Obiecanej. Przypomnijmy: Izrael otrzymał od Boga wszystko, co było potrzebne, by przeżyć pustynną migrację i dojść do obiecanej mu krainy mlekiem i miodem płynącej.[1] A jednak „zgromadzenie synów Izraela zaczęło szemrać przeciw Mojżeszowi i przeciw Aaronowi”,[2] a więc, tak naprawdę przeciw samemu Bogu!

 

Stało się tak dlatego, że bohaterzy obu dzisiejszych czytań myśleli wyłącznie w kategoriach chleba, a więc tylko tego, co zaspokaja potrzeby ciała i pozwala więcej mieć. Tak przecież zakończyło się i ewangeliczne zdarzenie, kiedy to liczni podążający za Jezusem ludzie zaczęli przeciw Niemu szemrać, dlatego tylko, że im objawił jedną z najważniejszych prawd: „Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił”.[3]

 

Siostry i Bracia – zbyt dobrze znamy nasze codzienne „głody”, by nie zrozumieć tej Ewangelii! Zbyt dobrze wiemy jak łatwo ulegamy rozmaitym propagandzistom i populistom, którzy dla zdobycia władzy obiecują wszystko. Pan Bóg tak nie postępuje. I tak nie postępuje Chrystus, który studzi fałszywe oczekiwania ludzi, mówiąc im wprost: „Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy (…).Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”.[4]

 

Troska o pokarm od zawsze towarzyszy ludziom. Zawsze bowiem trzeba było zdobywać go pracą rąk i potem czoła, bo ostatecznie należy przecież liczyć na siebie. By jednak zrozumieć, że pokarm jest również darem Bożym, powinno się wyjść na symboliczną pustynię, gdyż w ciszy, w samotności i w obliczu przemijania i śmierci, lepiej zrozumiemy słowa Pana Jezusa: „Jam jest chleb życia. Kto do mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”.[5]

 

Amen.

 

 


[1] Por. Pwt 26,9.

[2] Wj 16,2.

[3] J 6,51.

[4] Tamże 6,27 i 35.

[5] jw.

17 niedziela zwykła, B 2021r.

 

 

 

Bracia i Siostry – Dwa spośród dzisiejszych czytań mówią o rozmnożeniu chleba i nakarmieniu ludzi. Pierwsze z nich opowiada o tym jak pewien człowiek z Baal Szelisza przyniósł Elizeuszowi chleb upieczony z pierwocin i dziesięć bochenków jęczmiennych, które prorok miał rozdzielić między stu ludzi. Ewangelia dopełnia ten obraz, który staje się typem ewangelicznej sytuacji, w której Jezus na pustkowiu rozmnaża chleb i karmi rzeszę ludzi. Ten cud wywarł na nich wrażenie. Poszli więc za Jezusem, chcąc Go porwać i obwołać królem. Dobrze jest – myśleli zapewne – mieć takiego Pana, który zdejmie z nich troskę zdobywania chleba!

 

Jak bardzo ten sposób myślenia koresponduje z mentalnością współczesnych ludzi, a więc i z naszym myśleniem! Był on też nieobcy mniemaniom faryzeuszów, którzy przede wszystkim czekali na mesjasza politycznego. Miałby on, korzystając ze swej mocy, uwolnić Izraela z rzymskiej niewoli.

 

Tymczasem Pan Jezus nie przyszedł, by uprawiać tak rozumianą politykę, choć miał moc czynienia znaków i przemawiania tak, jak jeszcze nigdy nie przemawiał człowiek.[1] I miał też tylko uczniów, którzy gotowi byli mu pomagać. Przywódcy zaś tego ludu przeciwnie, swymi mesjańskimi oczekiwaniami tylko podżegali tłum, którego żądania były coraz większe i sprzeczne z misją Chrystusa.

 

Pan Jezus znał jednak wszystkie te zawiłe polityczne gry, również związane z kupowaniem przychylności zwłaszcza wpływowych ludzi. Stąd rozmnażając chleby i ryby, dał temu ludowi podstawowy pokarm, który równie należy się najbiedniejszym. Każdy więc otrzymał tyle ile chciał i ile mógł zjeść do syta. Ta pełność jest jedocześnie symbolem przyszłych czasów, owej mesjańskiej uczty, która spełni się w Królestwie Niebieskim. Pełnię bowiem może dać tylko Bóg. I to ją zapowiadał już prorok Izajasz, opisując jej wspaniałość w taki oto sposób: „Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win. Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarz wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody; raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza, odejmie hańbę od swego ludu na całej ziemi, bo Pan przyrzekł”.[2]

 

Doskonała wizja mesjańskiej uczty. I to jest całe bogactwo, które zostawił nam Chrystus. To spełniająca się już tutaj uczta zbawionych, w której mamy udział gromadząc się na Eucharystii, w której przeżywamy pamiątkę męki, śmierci, zmartwychwstania i uwielbienia Jezusa Chrystusa, Boga-Człowieka. To ON, dla nas jest Chlebem Żywym, który zstąpił z nieba.[3]

 

Amen.

 


[1] Por J 7,46.

[2] Iz 25,6-8.

[3] Por. J 6,51.

 

16 niedziela zwykła B, 2021

 

 

Bracia i Siostry – W ubiegłą niedzielę słyszeliśmy jak Pan Jezus wysyła swoich uczniów na wyprawę misyjną. Dzisiaj święty Marek opisuje ich powrót z tej pasterskiej misji. Możemy to sobie wyobrazić: apostołowie wracają pełni wrażeń i przeżyć o których chcą opowiedzieć. Tymczasem Pan Jezus mówi im: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”.[1] W tym momencie musimy dostrzec, że Chrystus doskonale zna potrzeby i możliwości człowieka. Kiedyś sam ich doświadczył, gdy zmęczony po ciężkim dniu pełnym nauk i znaków wsiadł do łodzi i zasnął. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o odpoczynek fizyczny. Siły ciała regenerują się dość szybko. Bardziej dotyczy to regeneracji ducha, która jest potrzebą każdego człowieka. Potrzebą niezmiernie ważną, bo jak uczy doświadczenie łatwo jest – w skutek ludzkich słabości – oceniając wyniki swych działań, uwierzyć we własną nieomylność i potęgę, prawie że wszechmoc. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy człowiek syty własnych sukcesów odwraca się od Boga.

 

O takiej właśnie sytuacji mówi pierwsze czytanie z Księgi Proroka Jeremiasza. Padły tam mocne słowa Pana Boga, Który wypowiada „biada” zadufanym w sobie pasterzom: „którzy prowadzą do zguby i rozpraszają owce (…) [Bożego] pastwiska”.[2] Biblijny, objawiony ideał przywódcy, czyli pasterza, jest przecież inny. On ma uosabiać kogoś kto postępuje roztropnie i, jak mówi Bóg przez Jeremiasza, zachowuje nie tylko ludzkie, ale Boże prawo i sprawiedliwość”.[3] Jest to więc ktoś, kogo owce „nie będą się już więcej lękać i trwożyć”.[4] Jak bardzo – Siostry i Bracia – te słowa są aktualne i nam potrzebne, i jak bardzo korespondują z tym wszystkim, co dziś jest naszym niepokojem i lękiem.

 

Władza i panowanie. Wydawałoby się, że są to zwykłe sprawy tego świata. A jednak, oderwane od Boga i pozbawione fundamentów przez Niego ustanowionych, choć obłudnie na Boga się powołują, działają na szkodę człowieka i obracają się przeciw Niemu!

 

Jest jednak nadzieja. O niej pisze święty Paweł, który w Liście do Efezjan – mówiąc obrazowo – ukazuje pomost między doczesnością i wiecznością. Przypomina więc nam, że Bóg jest bliski wszystkim ludzkim sprawom. W Chrystusie ukazał bowiem harmonię między porządkiem doczesnym i wiecznym. Stąd każdy człowiek, każdy z nas, ma stawać się dla tego świata znakiem zbawienia, znakiem łączności z wiecznością, bo zjednoczeni z Chrystusem już w niej uczestniczymy.

 

Idźcie więc i odpocznijcie nieco. Idźcie, by odnowić siły ducha! Wszystko bowiem jak mówi Kohelet ma swój czas.[5] Jest czas pracy i odpoczynku, czas zabawy i samotności, czas życia i śmierci, czas zmartwychwstania i sądu.

Amen

 

 


[1] Mk 6,31.

[2] Jr 23,1.

[3] Jr 23,5.

[4] Tamże, 23,4.

[5] Por. Koh 3,1.

 

15 niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – Czytania kontynuują temat misji proroka. O powołaniu do tej misji mówi też święty Paweł w swoim Liście do Efezjan. A odczytany fragment z tego listu stanowi swoistą klamrę, spinającą pierwsze czytanie z odczytaną Ewangelią „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa – słyszymy”.[1]

 

Wpierw staje przed nami prorok Amos z podbetlejemskiej wioski Tekoa, jeden z wcześniejszych proroków Starego Przymierza, który ma zapowiedzieć rychłą katastrofę, co nadejdzie jako skutek lekceważenia Bożego Prawa. Amos stawia sprawę jasno, ukazując niesprawiedliwość jako owoc odejścia od Boga. Wymienia przy tym szereg konkretnych niesprawiedliwości i nadużyć, takich jak: lichwa, szantaż, łapówki i wyzysk prowadzące do zniewolenia człowieka.

 

Nikt jednak nie chce słuchać proroka, a działający w Betel Amazjasz – kapłan złotego cielca – oskarża go przed sprzyjającym pogańskim kultom królem Jeroboamem II o to, że zapowiada rychłą śmierć władcy i jego rodziny. Stąd zdanie: „Widzący, idź, uciekaj sobie do ziemi Judy. I tam jedz chleb, i tam prorokuj”.[2]

 

W lepszej sytuacji od proroka Amosa wydają się być Apostołowie, których Pan Jezus, po raz pierwszy wysyła na pracę misyjną, dając im moc czynienia znaków i władzę nad duchami nieczystymi. Ich misja musi być jednak całkowicie oparta na fundamencie wiary w Tego, Który posyła: „oto niczego nie mają zabierać na drogę, ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie”.[3] A słowa te znaczą, że powołani mają po prostu iść, by głosić światu Ewangelię w imię miłości i wolności, w ten właśnie sposób dając świadectwo o Chrystusie w Którym Ojciec „z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów”.[4]

 

Wiemy jednak dobrze, że kiedy uczniom przeszedł entuzjazm pierwszej wyprawy apostolskiej, wielokrotnie przekonywali się o tym, co znaczy iść za Chrystusem, co znaczy nieść Jego krzyż, i co znaczy być światłem świata i solą ziemi.

 

Czy tak nie jest – Siostry i Bracia – i w naszym życiu? Czy i my lękając się nie milczymy często w obliczu zła, służąc nie Chrystusowi, ale swoim ambicjom i pragnieniom wielkości, władzy i sławy. Zastanówmy się więc jak dajemy świadectwo, jakie ono jest. To tylko jedno z pytań, które dzisiaj stawia przed nami Pan Bóg; Bóg który każdemu z nas mówi: oto Posyłam cię do nich, abyś im powiedział: Tak mówi Pan Bóg”.[5]

 

Amen.

 

 


[1] Ef 1,3.

[2] Am7,12.

[3] Mk6,8.

[4] Ef 1,5.

[5] Ez 2,4.

 

14 niedziela zwykła B, 2021

 

 

 

Bracia i Siostry – Księga Ezechiela, której fragment usłyszeliśmy, mówi o powołaniu proroka. Okazuje się przy tym, że nie jest to funkcja ani łatwa, ani taka, która mogłaby przynosić szczególną popularność osobie wybranej przez Boga. Prorok ma przecież „iść do ludzi o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach”,[1] by im powiedzieć „Tak mówi Pan Bóg”.[2] I wcale nie jest pewne, czy ten lud, do którego jest posłany, posłucha go, bo choć będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich, są (...) ludem opornym.[3]

 

Ewangelia potwierdza to wszystko, co słyszeliśmy w pierwszym czytaniu, ukazując na przykładzie Pana Jezusa, który przybył do synagogi w rodzinnym mieście, jak pycha i rodzące się z niej wątpliwości mogą paraliżować działania Boga wśród ludzi. Swoi przecież nie przyjęli Jezusa. „Czy nie jest to cieśla, Syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim.”[4] Jezus był dla nich tylko cieślą i synem Maryi.

 

Czytania te są jednak historią powtarzającą się w życiu każdego człowieka do którego przychodzi Bóg, by powiedzieć mu: „Tak mówi [twój] Pan, [twój Bóg]”. Jest tak zaś dlatego, że co rusz i my jesteśmy ludem o zatwardziałych sercach, i tak często – gdyby dalej cytować proroka – nasze twarze stają się bezczelne, gdy mówimy Bogu nie, bo sami ustanowimy sobie prawo, gdyż lepiej wiemy czym jest dobro i co dla nas jest lepsze! Jak często w naszych czasach możemy usłyszeć takie właśnie żądania: zabierzcie swojego Chrystusa, zabierzcie swoich proroków i każcie im milczeć, bo my sami zbawimy świat i uczynimy go na miarę naszych potrzeb. Bóg do tego jest na niepotrzebny!

 

Można jednak spojrzeć na przesłanie tych czytań jeszcze inaczej. Bo przecież my, tutaj zgromadzeni przychodzimy do kościoła, słuchamy Ewangelii, ale staliśmy się już swoi, bo „oswoiliśmy” się z nią i choć nazywamy się uczniami Chrystusa, Jego Dobra Nowina spowszedniała nam, opatrzyła się tak bardzo, że nie wyciągamy z niej dla siebie żadnych wniosków uważając, że muszą je wyciągać inni, czyli ci, którzy w naszych osądach są grzesznikami. Sami przy tym nie spodziewamy się niczego nowego, bo uważamy, że Jezus już nic więcej nie może nam powiedzieć. To dlatego tylu odchodzi i dlatego tak niewiele w naszym życiu zmienia się na lepsze.

 

Czasem dużo łatwiej jest wierzyć w Jezusa odległego, który działa gdzieś daleko od nas, na obrzeżach naszego życia. Znacznie trudniej zaś jest przyjmować Chrystusa, gdy przychodzi, tak jak dziś w czasie tej Eucharystii i mówi ustami proroka: oto „posyłam cię do nich, abyś im powiedział: Tak mówi Pan Bóg”.[5]

 

Amen.

 

 


[1] Ez 2,4.

[2] Tamże.

[3] Por. tamże, 2,5.

[4] Mk 6,2-3.

[5] Ez 2,4.

 

Uroczystość Piotra i Pawła 2021 r.

 

uroczystość

 

Siostry i Bracia – Piotr był już stary, zmęczony wędrówką. Siedział skulony i przyglądał się swoim niezgrabnym nogom. To już koniec – pomyślał i nagle, jakby te stare, zgrubiałe stopy przeniosły go do Galilei, jeszcze raz zobaczył słoneczną Tyberiadę, pękate łodzie nad jeziorem i sieci. Uśmiechnął się. Był to jeden z tych uśmiechów, który pojawiał się na jego twarzy gdy byli razem. Tam się zaczęło – odezwały się wspomnienia i znów zobaczył Jezusa, jak z jego łodzi nauczał, i jeszcze raz, jakby Nauczyciel stanął przy nim, całkiem wyraźnie usłyszał – „odtąd ludzi łowić będziesz”.

 

Na pokrytej bruzdami twarzy więźnia, nieco wygładzonej uśmiechem, znać było zmęczenie. Długo łowił: w Palestynie, Kapadocji i Frygii, w Italii i w Rzymie. Był zmęczony, ale nie żałował. Miał być przecież skałą. Kiedyś bał się, nawet zdradził, gdy wyparł się Pana. Teraz ogarnął go spokój, choć przytłaczały więzienne mury Mamertynu i wiedział, że umrze. Panie, to dla Ciebie – pomyślał i ujrzał w oddali wzgórze, a na nim krzyż, tylko odwrotnie wkopany.

 

Po opalonej łysinie Pawła spływał pot. Właściwie inaczej wyobrażał sobie wszystko. Chciał być, jak Gamaliel uczonym i statecznym Żydem. I pewnie byłoby tak… Jechał wtedy do Damaszku. Ten głos. Paweł nie zapomni go nigdy! Kim jesteś – spytał wtedy oślepiony światłem. Ja Jestem Jezus, którego ty prześladujesz[1] – usłyszał. Był konsekwentny i tak się zaczęło. Potem spotykał Pana wszędzie: w Damaszku, w Azji Mniejszej, w Macedonii, Pamfilii, Koryncie i Tesalonikach, a nawet w dalekiej Iberii. Teraz, teraz też szedł na spotkanie z Panem, tuż za murami Rzymu, gdzie cuchnące trupim zapachem doły, wskazywały miejsce straceń.

 

Bracia i Siostry – Spotykamy się dzisiaj z Apostołami, których życiorysy znamy. Spotykamy Piotra i Pawła. Piotra, który zaparł się Jezusa i Pawła, który jako Szaweł Go prześladował. Obaj spotkali zmartwychwstałego Jezusa i obaj ulegli przemianie.

 

Pomyślmy przez chwilę w jakim stopniu my sami potrafimy zmieniać się na lepsze, bo przecież i my, na co dzień, spotykamy Zmartwychwstałego Pana w Eucharystii, w Słowie Bożym, w modlitwach i w ludziach, zwłaszcza potrzebujących z którymi ON tak bardzo się utożsamia. Spotykamy Jezusa, który każdemu z nas mówi: „Pójdź za mną”.

 

Amen.

 


[1] Dz. 9,5.

 

13 niedziela zwykła B, 2021

Siostry i Bracia – Księga Mądrości, której fragment usłyszeliśmy,[1] jest powstałą między rokiem 150 a 50 przed Ch., chronologicznie ostatnią Księgą Starego Testamentu. Jej treść oraz moment powstania sprawiają, że ta należąca do literatury mądrościowej Księga jest niezwykle uniwersalna i nad wyraz aktualna. Akcentuje bowiem sprawy wiary, tak istotne i ważne w dziejach ludzkich, a czyni to w epoce hellenistycznej, kiedy – podobnie jak dziś – obok rozwoju kultury i cywilizacji, szerzył się niszczący je pogański model życia nastawiony na konsumpcję, użycie i wygodnictwo.[2]

Pierwsze czytanie wyraźnie nawiązuje do tej właśnie sytuacji, odpowiadając jednocześnie na najbardziej powszechne pytanie stawiane przez ludzi. To pytanie o życie i śmierć, której powszechności doświadczamy każdego dnia. Pomiędzy obu fragmentami tekstu mówiącymi o śmierci i nieśmiertelności, znajduje się pominięty w czytaniu opis bezbożnych, którzy słowem i czynem ściągają na siebie śmierć. Ci ludzie swoje istnienie uważają za przypadkowe, a życie traktują wyłącznie jak możliwość czasowego używania, ile się da: „Dalej więc! – brzmi ich maksyma – Korzystajmy z tego, co [dla nas] dobre, używajmy świata skwapliwie jak w młodości! Upajajmy się winem i wonnościami (…). Nikogo z nas braknąć nie może w swawoli. Wszędzie zostawmy ślady uciechy, bo to nasz dział, nasze dziedzictwo”.[3]

To wbrew Stwórcy swoista recepta śmierci, bo Bóg do nieśmiertelności stworzył człowieka. A śmierć weszła w świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.[4] Powtórzmy: Bóg „człowieka uczynił nieśmiertelnym, stworzył go dokładnie na swój obraz”.[5] Człowiek jednak – i to jest istotny przekaz pierwszego czytania – utraciwszy przez grzech pierwotną niewinność i wolność od zła i śmierci, by tę nieśmiertelność osiągnąć i odzyskać, musi postępować według Bożej sprawiedliwości: „Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim”.[6] Tę prawdę wzmacnia w nas psalm, w którym przed chwilą śpiewaliśmy: „Panie mój Boże, z krainy umarłych wywołałeś moją duszę i ocaliłeś mi życie spośród schodzących do grobu”.[7]

Jak dosłownie spełnia się to wyznanie Psalmisty w Bożej mocy cudów Jezusa! W Ewangeliach jest mowa o trzech wskrzeszeniach: młodzieńca z Naim, o wywołaniu – dokładnie – Łazarza z grobu i o wskrzeszeniu córki Jaira, w odczytanym dzisiaj fragmencie. A w nim ważne są dwa fakty: wiara Jaira i postawa Jezusa. Kiedy bowiem przybyli słudzy ojca zmarłego dziecka i powiedzieli mu, by nie trudził już Mistrza, Pan Jezus odpowiedział „Nie bój się, wierz tylko”, a gdy już przyszli do domu pełnego zawodzących żałobników, dodał: „Czemu podnosicie wrzawę (…)? Dziecko nie umarło, tylko śpi”.[8] Tak, dla Boga – Człowieka śmierć jest tylko snem z którego przyszedł obudzić nas wszystkich, obudzić przez cud swego zmartwychwstania. Wypowiedziane zaś wtedy do zmarłej: talitha cumdziewczynko mówię ci wstań, dzisiaj Chrystus mówi każdemu z nas. Tobie mówię wstań, powstań ze swoich grzechów, trwaj we Mnie i powstań z martwych.

Amen.

 


[1] Mdr 1,13-15; 2,23-25

[2] Por. tamże, 1,16-2,22.

[3] Tamże, 2,6-9.

[4] Tamże, 2,23-24.

[5] Tamże, przekład Edycji św. Pawła.

[6] Tamże, 2,18.

[7] Ps 30,4.

[8] Mk 5,36 i 39.

 

 

12. niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – być może pamiętamy pierwszą w naszym życiu burzę, taką z ciemnymi, ołowianymi chmurami, które przecinały rozświetlające czarniawe niebo błyskawice. A towarzyszył temu donośny grzmot, dudniący niskimi tonami. Być może schowaliśmy się wtedy pod stołem, gdzie ciężko przestraszeni szukaliśmy ratunku. To był nasz pierwszy lęk egzystencjalny! Ten właśnie lęk towarzyszył z pewnością Hiobowi, bohaterowi pierwszego czytania, gdy z burzy przemówił do niego Bóg. Dalej, jak wiemy to z odczytanej Ewangelii, towarzyszył on i apostołom, gdy ze śpiącym Jezusem przebywali w łodzi, a wokół burzyły się żywioły: wicher i woda rozszalałego jeziora.

Najpierw jednak Hiob, bohater Księgi nazwanej tak od jego imienia. Ta tak bardzo charakterystyczna Księga Biblii, należąca do ksiąg Mądrościowych Starego Testamentu, jest dramatycznym, choć poetyckim opisem zmagań Hioba z cierpieniem. Stąd, zwłaszcza w tej Księdze pojawiają się pytania, by nie powiedzieć oskarżenia pod adresem Boga, dotyczące cierpienia i śmierci. A są to pytania formułowane również przez współczesnych ludzi, w tym i chrześcijan. Dziś brzmią one choćby tak: gdzie jest Bóg w obliczu tylu cierpień i zła? Gdzie jest Bóg, gdy nad ludzkim światem szaleją burze nieprawości? W Księdze Hioba jesteśmy świadkami swoistego procesu, w którym sprawiedliwy Hiob wręcz oskarża Boga o wszystkie nieszczęścia, które go spotkały. Wówczas „wśród burzy[1] przemówił Bóg do niego, odpowiadając nie błyskawicami, lecz ukazaniem planu stworzenia, takim jakim on był, zanim naruszył go pierwszy grzech człowieka i ukazując mu Bożą sprawiedliwość.[2] A w tym objawieniu Jahwe wzywa Hioba, przez niego zaś każdego człowieka, do wiary w sens dzieła stworzenia i do zaufania Stwórcy, który nad nim czuwa.

Do tej myśli nawiązują pozostałe teksty: psalm międzylekcyjny opowiadający historię ocalonych przez Pana, kolejne czytanie z 2. Listu do Koryntian, w którym jest mowa o nowym stworzeniu w Chrystusie i wreszcie wspomniana już Ewangelia, mówiąca o burzy na jeziorze. Zauważmy, że Pan Jezus, śpiąc podczas szalejącej burzy, robi dokładnie to samo, co według naszych wyobrażeń Bóg Stwórca w historii doświadczanego Hioba, w której wydaje się ON być odległy, wręcz nieobecny. To dlatego uczniowie zaczęli wtedy wołać: „Nauczycielu nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?”.[3] Wołanie podobne do Hiobowego, które można łatwo rozszerzyć do uniwersalnych, powszechnych ludzkich oskarżeń. Powtórzmy je: gdzie był Bóg, kiedy doszło do tej tragedii? Dlaczego giną i cierpią niewinni? I wreszcie: gdzie był Bóg, gdy szaleńcy rozpoczynali przewroty i wojny, mordując przy tym miliony.

W działaniu Jezusa, podobnie jak przedtem w działaniu Boga, który na koniec odmienił wszystkie nieszczęścia Hioba, objawia się moc i autorytet Zbawiciela, które łączą Go z Bogiem Stwórcą ze Starego Testamentu. Owo „Milcz, ucisz się![4] nakazane wichrowi, nie tylko uspokoiło szalejące wokół żywioły ale, tak jak w czasie objawienia się Stwórcy Hiobowi, ponownie zrodziło pytanie o wiarę, także naszą wiarę, pozostawiając wyryte w sercach zdanie: „Kim On właściwie jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne”.[5]

Amen.

 


[1] Por. Hi 38,1 i dalsze, Biblia Edycji Towarzystwa Świętego Pawła.

[2] Por. Tamże, 38,1-40,5 i 40,6-42,6.

[3] Mk 4,38.

[4] Tamże. 4,39.

[5] Tamże, 4,41.

 

11 niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – W dzisiejszych czytaniach istotnym symbolem jest drzewo. W Biblii pojawia się ono już w Księdze Rodzaju, gdzie jest mowa o drzewie życia. Występuje też w psalmach i księgach prorockich. W Starym Testamencie jest ono przede wszystkim znakiem siły życiowej; w drzewach bowiem każdej wiosny odnawia się ona, wybuchając świeżą zielenią, gdy odrastają liście. W ten sposób symbolicznie nawiązują one do wiecznotrwałego życia. Drzewem szczególnym, ze względu na jego prosty i wysoki pień oraz przyjemny zapach był cedr, zielony przez cały rok. Według psalmisty jest on znakiem człowieka sprawiedliwego,[1] a lasy cedrowe na Libanie są symbolem Królestwa Bożego i Jego ludu.[2]

W księdze proroka Ezechiela, której fragment usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu, sięgające nieba drzewa wysokie i pyszne z powodu swej wysokości,[3] są też symbolem pychy. W tym czasie były nimi również dwie potęgi, na przemian zniewalające Izraela: Babilonia i Egipt. Symbolika ta jest tłem i treścią tego czytania,[4] które odnosi się do wydarzeń z roku 597 a. Ch, kiedy to król Nabuchodonozor uprowadził do niewoli króla izraelskiego Jojakina, ów wierzchołek cedru, a z nim wybranych Judy. Osadzony przez Jojakina w Jerozolimie Sedecjasz, nie ufając Bogu i wbrew zaciągniętym wobec Babilończyków zobowiązaniom, wszedł w sojusz z Egiptem przez co złamał daną przysięgę. Było to kolejne, po zerwaniu przez Izrael przymierza z Bogiem, wiarołomstwo, które owocuje klęską i niewolą ludu, postrzeganą jako kara za niewierność.

Dziś usłyszeliśmy jednak obiecujące zakończenie tej historii, proroczą zapowiedź w której Bóg, przez Ezechiela, zapowiada odrodzenie swego ludu. To słowa: Wezmę wierzchołek z wysokiego cedru i zasadzę, z najwyższych jego pędów ułamię gałązkę i zasadzę ją na górze wyniosłej i wysokiej. Na wysokiej górze izraelskiej ją zasadzę. Ona wypuści gałązki i wyda owoc i stanie się cedrem wspaniałym.[5]

Ostatecznym spełnieniem tej zapowiedzi – wizji proroka, są jednak dopiero czasy mesjańskie, które początkuje i wypełnia Jezus Chrystus. Daje temu wraz św. Marek, który w pierwszej części spisanej przez siebie Ewangelii, której fragment usłyszeliśmy, odpowiada na pytanie kim jest Jezus. Odpowiedź ta brzmi: przez cuda Jezus objawia się jako Mesjasz, a ważnym punktem tej Ewangelii jest wyznanie Piotra pod Cezareą Filipową: Ty jesteś Chrystusem.[6] W odczytanym urywku też pojawia się drzewo, symbol Królestwa Bożego, które wyrasta z najmniejszego ziarna. Pozornie wydaje się ono ginąć w rzeczywistości tego świata. Jak bardzo jednak pozory mylą! To z tego ziarenka wyrasta prawdziwe drzewo, co wypuszcza wielkie gałęzie, tak, że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu. Tak właśnie rozrasta się Królestwo Boże.

Siostry i Bracia – Słuchając dzisiaj zapisanych w czytaniach proroctwa i alegorii, możemy powiedzieć że, alegorycznie, historia zbawienia toczy się wśród drzew, od rajskiego drzewa życia i poznania dobra i zła, aż do Drzewa Krzyża, pieczętującego ostateczne nadejście Królestwa Bożego, które zastąpi pełne nieprawości imperia ziemskie. Dla nas ważne jest to, byśmy już wszczepieni w Boże Królestwo zawsze byli drzewami zielonymi, przynoszącymi dobre owoce.

Amen.

 


[1] Por. Ps. 92,13.

[2] Por. Iz 35,1-10.

[3] Por. Ez 31,10n.

[4] Tamże, 17,1-24.

[5] Tamże, 17,22-23.

[6] Mk 8,29.

 

10 niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – Księga Rodzaju, czyli księga genealogii, początków, pierwsza księga Biblii, w trzech rozpoczynających ją rozdziałach rysuje dwa obrazy. Pierwszy z nich jest przepiękny, ukazuje bowiem Boga Stwórcę, który wszechmocnym Słowem wszystko stwarza, czyniąc swe dzieło pięknym i dobrym. Tak to całe stworzenie łączy harmonia miłości i jedności ze Stwórcą. Mowa tu jest również o początku, o absolutnym charakterze tego aktu i daru, który objawia wewnętrzne życie Boga, który Jest Miłością i wszystko uczynił z miłości.[1] Z tego obrazu Boga wyłania się odbicie podobnego do Stwórcy[2] człowieka, który współtworzy tę harmonię miłości, a umieszczony przez Boga w raju, żyje w pierwotnej szczęśliwości. Tyle pierwszy obraz.

Obraz drugi stał się pozbawionym już nieskazitelnego piękna kiczem, a jego opis przywołuje pierwsze czytanie. Jego głównymi bohaterami są: ukazany pod postacią węża Szatan i człowiek, reprezentowany przez pierwszych ludzi Adama i Ewę, którzy w tym momencie bardziej zawierzyli Szatanowi i jego podszeptom, wyzwalającym pychę bycia jak Bóg. Odrzucili w ten sposób Boga i miłość Stwórcy, i ukryli się przed Nim odkrywając, że są nadzy. Ta nagość jest zarazem symboliczna, mówi bowiem, że człowiek, który w rajskim ogrodzie uwielbiał Boga swoim istnieniem, miłością i twórczą pracą, odrzucając Go utracił swoją godność i na całe stworzenie sprowadził zło grzechu i śmierci.

Ten pierwszy grzech niszczy pierwotną harmonię o której mówi Pismo i psuje też relację miedzy mężczyzną i kobietą. Adam oskarża Ewę o zachęcenie go do grzechu, a przy okazji oskarża też Boga, ponieważ to On postawił u jego boku Ewę. Ta z kolei winę zwala na węża. Jak bardzo Siostry i Bracia ten właśnie zamęt towarzyszy i naszemu życiu. Ile razy winimy innych za nasze niepowodzenia, oskarżamy ich, a ile razy o wszystko mamy pretensje do samego Boga, mówiąc choćby tak: dlaczego właśnie ja, dlaczego mnie to spotyka. Sami przy tym czujemy się niewinni i zapominamy o własnej grzeszności, o zaniedbaniach, często o złej woli i całym katalogu grzechów, które na co dzień popełniamy. Bóg jednak, Który jest Miłością,[3] nie przestaje miłować człowieka, dlatego szuka go, woła po imieniu „Gdzie jesteś” i zapowiada nadejście Mesjasza – Zbawiciela.[4]

Ewangelia poprzedzona psalmem 130, który jest wołaniem grzesznika o przebaczenie i wprowadzona śpiewem radosnego Alleluja, jest proklamacją Jezusa Chrystusa, który walczy z Szatanem. Tego nie chcą dostrzec faryzeusze i uczeni w Piśmie, stąd ich fałszywe oskarżenia wygłaszane pod adresem Pana. To w tym kontekście Jezus mówi o grzechu przeciw Duchowi Świętemu, a ta mowa, równocześnie, skierowana jest do nas wszystkich. Grzech ten bowiem nie polega wyłącznie na wystawianiu na próbę Bożej cierpliwości i Opatrzności, ale również na odrzuceniu Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego i Zbawcy. W praktyce oznacza to bowiem zarzucenie kłamstwa Duchowi, który daje świadectwo o Jezusie.

Bracia i Siostry – prośmy dzisiaj Pana, by nasz duch, ten wewnętrzny człowiek o którym mówi św. Paweł w drugim czytaniu,[5] w największych nawet trudnościach otwierał się na Bożą moc i pozwalał Duchowi Bożemu się prowadzić.

Amen

 


[1] Por. Benedykt XVI, Verbum Domini, Kraków 2010, s. 13.

[2] Por. Rdz 1,26.

[3] Por. 1J 4,7-8.

[4] Por. Rdz 3,9-15.

[5] Por. 2Kor 4,13-5,1.

 

Boże Ciało B, 2021

Siostry i Bracia – Dzisiaj uroczystość Bożego Ciała w czasie której – jeśli pozwolimy i Pan otworzy nasze serca i umysły – będziemy w sposób szczególny zgłębiać tajemnicę Ciała i Krwi Pańskiej, zamkniętą w otoczce chleba i wina. Jeszcze dwa lata temu bardzo uroczyście obchodziliśmy to święto, idąc ozdobioną trasą w uroczystej procesji do czterech ołtarzy. Dziś, po raz drugi, nadal z powodu pandemii, nie pójdziemy razem. Pozostaniemy w kościele. Ale to pozostawanie w kościelnej ciszy może się stać wyjątkową adoracją i pomóc nam w zgłębianiu tajemnicy Eucharystii. Nasz udział w święcie odbędzie się więc wewnątrz i będzie to bardzo intymna wieczerza, przypominająca tę z odczytanej Ewangelii; wieczerzę samego Pana Jezusa z uczniami. Tak oto, jak wówczas, „Nauczyciel pyta: gdzie jest dla mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami?”.[1] Dziś my jesteśmy tymi uczniami, którzy razem z Jezusem siedzą przy paschalnym stole. I jesteśmy też tymi, którym Pan, jak w drodze do Emaus, Pisma wyjaśnia i dla nas połamie chleb, byśmy Go poznali w czasie tej wieczerzy. Mówi nam więc Chrystus o chlebie, który staje się Jego Ciałem i o winie przemieniającym się w Jego Krew, tą samą co spływała z krzyżowych ran. Ciało i Krew Chrystusa za nas wydane.

I mówi nam też Pan słowami z 1. Listu świętego Pawła do Koryntian, że nasze ciała są członkami Chrystusa,[2] i dalej, w kontekście Eucharystii, o Kościele: „Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest udziałem we Krwi Chrystusa? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa? Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało”.[3]Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, (…), tak też jest z Chrystusem. Wszyscy bowiem w jednym Duchu zostaliśmy ochrzczeni, [aby stanowić] jedno Ciało (…). Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi [Jego] członkami”.[4] Tak więc na ołtarzu, obok tajemnicy Ciała i Krwi Pańskiej, złożona jest też tajemnica Jego Kościoła; jest obecny Kościół, tak dziś lekceważony przez wielu. Stąd „Amen” wypowiadane podczas Komunii św. jest „tak” powiedzianym Chrystusowi, ale jest także „tak” powiedzianym Kościołowi i naszym siostrom i braciom.

Spróbujmy zastanowić się i przez chwilę pomyśleć, jak to objawienie dane nam przez Chrystusa i w Chrystusie, możemy przełożyć na życie codzienne. W ten sposób bowiem całe nasze życie połączy się z Eucharystią. Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje, pijcie, to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów.[5] W tym zawiera się sens słów Chrystusa: „to czyńcie na moją pamiątkę”.[6] Czyńcie to dla innych, czyńcie to tak, jak Ja wam uczyniłem. Dawanie siebie innym dla dobra Chrystusowego Ciała, którym jest Kościół. I w tym właśnie, w życzliwości i dobru, kryje się tajemnica prawdziwej radości, bo jak mówi Pan „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”.[7]

Amen.

 

 


[1] Mk 14,15.

[2] 1Kor 6,15.

[3] Tamże, 10,16-17.

[4] Tamże, 12,12-13 i 27.

[5] Por. Mt 26,26-28.

[6] Łk 22,19.

[7] Dz 20,35.

 

Niedziela Trójcy Świętej B, 2021

 

 

Siostry i Bracia – W niedzielę Trójcy Świętej jako główny temat pojawia się sam Bóg, a raczej niezwykłość i tajemnica Jego istoty. A wprowadza nas w nią fragment z Księgi Powtórzonego Prawa, który ma charakter mowy pożegnalnej, testamentu Mojżesza pozostawionego Narodowi Wybranemu w przeddzień jego wejścia do Ziemi Obiecanej. Mojżesz przypomina w nim Izraelitom nakazy Boga Jahwe dane ludowi na Synaju, górze na której Stwórca mu się objawił. Dalej ostrzega przed lekceważeniem tych nakazów i przed bałwochwalstwem, a w końcu przypomina wielkość i znaczenie wybrania tego narodu. To słowa: „Zapytaj dawnych czasów, które były przed tobą, zaczynając od dnia, w którym Bóg stworzył człowieka, zapytaj (…). Czy słyszał jakiś naród głos Boży z ognia, jak ty słyszałeś…”.[1] Całość jest refleksją nad wielkością, wszechmocą i jedynością Boga Objawienia, Boga Jahwe.

 

Dziś my, Bracia i Siostry, jak ongiś Mojżesz, podejmujemy próbę rozważania tajemnicy Boga, w pełni objawionej przez Jezusa Chrystusa. To słowa Pana zapisane przez św. Mateusza, w rozdziale kończącym tę Ewangelię. A słowa te są niezwykle ważne i moglibyśmy je nazwać „eksplozją” Boga, który w tym momencie objawia się jako Wspólnota Miłości, wspólnota Trzech Osób: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody słyszymy – udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.[2]

 

I chociaż ta objawiona troistość Boga jest dla nas chrześcijan, w znaczeniu prawdy wiary oczywista, to wciąż stajemy przed tajemnicą jedności trzech różnych osób Boskich, tajemnicą zasadniczo niepojętą, gdyż Ojciec, Syn i Duch Święty mają jedną, tę samą boską naturę i są jednym Bogiem. Niewiele bowiem z tego rozumiemy, nawet wówczas, gdy tajemnicę jedności Boga określamy jako tajemnicę miłości Ojca do Syna i Syna do Ojca w Duchu Świętym.

 

Nieco więcej możemy o Bogu powiedzieć, gdy rozważamy tajemnicę stworzonego na Obraz Boży człowieka, zdolnego do miłości. Ten gest Bożej miłości pozwala stworzeniu – przez miłość właśnie – poznawać Stwórcę. O tej zasadniczo jedynej możliwości poznawania Boga pisze św. Jana Apostoł w swoim pierwszym liście: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[3]

 

A jednak człowiek stając przed Bogiem musi, jak Mojżesz uznać Jego tajemnicę. W tym kontekście pokora to akceptacja własnej przygodności i uznanie wielkości Stwórcy, Wielkości Boga w jedności Trójcy Świętej.

 

Dziś my – Bracia i Siostry – schylamy głowy przed tajemnicą Boga, prosząc GO o pokorę i miłość, o te cnoty, które pozwalają człowiekowi jednoczyć się z Ojcem, Synem i Duchem Świętym, tu na ziemi i w wieczności.

 

Amen.

 

 


[1] Pwt 4,32-33.

[2] Mt 28,19.

[3] 1J 4,7-8.

 

Niedziela Zesłania Ducha Świętego, 2021

Bracia i Siostry – Dzieje Apostolskie, których fragment słyszymy w dniu Pięćdziesiątnicy, w dniu Zesłania Ducha Świętego, szkicują nam prawdziwie nieziemski obraz, na którym uczniowie Jezusa znajdują się razem. Nagle, zrazu w tle, daje się słyszeć coraz głośniejszy i intensywniejszy szum z nieba, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, który napełnił cały dom.[1] Ten pozaziemski charakter wydarzenia podkreślają towarzyszące mu znaki: ogień i wiatr. Już w Starym Testamencie pojawiają się one w opisach objawień Boga. Tak jest choćby w Księdze Wyjścia opisującej objawienie się Boga Jahwe ludowi,[2] a w Księdze Ezechiela symbolizują one również działanie Jego Ducha.[3] W Dziejach Apostolskich ważne jest to, że napełnił ON nie tylko budynek w którym przebywali uczniowie, ale i ich samych. „Ukazały się im też jakby języki ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić”.[4]

Tak wyglądało zstąpienie Ducha Świętego, Ducha Prawdy, którego posłanie obiecał uczniom Jezus Chrystus. W dzień Zielonych Świąt tę obietnicę musimy usłyszeć w kontekście innych, ważnych słów Zbawiciela: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli”.[5] To dzisiaj bowiem Duch Święty nam przypomina Bożą Prawdę, tę najważniejszą, o której mówił Pan Jezus apostołowi Tomaszowi, gdy zapowiadał swoje odejście do Ojca: „Ja jestem drogą i prawdą i życiem”.[6] Droga zawsze kojarzy się z celem do którego prowadzi. W tym zaś wypadku tym celem jest prawda, która w Chrystusie nas wyzwala i obdarza życiem. To obietnica Chrystusa: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy”.[7] Tak oto Jezus Chrystus jest drogą po której do poznania całej prawdy prowadzi człowieka Duch Święty, który jest naszym przewodnikiem.

Jak więc wygląda nasze poznawanie tej wyzwalającej nas Bożej prawdy i jaka jest nasza wolność wynikająca z prowadzenia przez Ducha Świętego. Prowadzenia mnie, konkretnego człowieka, z moim imieniem i z moim nazwiskiem. Skonfrontujmy dzisiaj siebie i swój udział w tym Duchowym prowadzeniu ze Słowem Bożym, z drugim czytaniem z Listu św. Pawła do Galatów,[8] a także tym zapisanym w Liście do Rzymian: „…wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście Ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać <Abba>, Ojcze”.[9]

Prawda i wolność. Jak często zapominamy o tym, że te wartości się przenikają, stąd co rusz postępujemy wbrew wynikającej z tego logice, czyli kłamiemy i zakłamujemy samych siebie, sądząc, że tak właśnie staniemy się wolni! Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli – to prawo Ducha Bożej Miłości, Ducha Prawdy, Ducha Świętego, Który zstępuje na każdego z nas. A ja – powtórzmy to – konkretny człowiek, z moim imieniem i z moim nazwiskiem, mogę Go przyjąć, lub odrzucić.

Amen.

 


[1] Por. Dz 2,1-11.

[2] Por. Wj 19,16 i 19.

[3] Por. Ez 37,9-14.

[4] Dz 2,3-4.

[5] J 8,32.

[6] Tamże, 14,6.

[7] Tamże, 16,13.

[8] Ga 5,16-25.

[9] Rz 8,14-15.

 

Wniebowstąpienie Pańskie – 7. Wielkanocy B, 2021

Bracia i Siostry – Św. Łukasz kończąc opis wniebowstępowania Pana Jezusa stwierdza, że apostołowie „wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba”.[1] Potem wrócili do Jerozolimy, gdzie jednomyślnie trwali na wspólnej modlitwie „razem z niewiastami, z Maryją, Matką Jezusa, i z braćmi Jego”.[2] Wówczas to, możemy powiedzieć po raz pierwszy oficjalnie, wystąpił św. Piotr mówiąc o zdradzie Judasza i konieczności uzupełnienia grona Dwunastu. Tak oto, z wyraźną pomocą Ducha Świętego wybrano Apostoła Macieja.

Ten krótki, Łukaszowy opis rozpoczynający Dzieje Apostolskie, mówi więc o samych początkach Kościoła, który po wniebowstąpieniu Pana Jezusa wkracza w rzeczywistość tego świata, do którego posłał go Pan. To „wkraczanie” dokumentują słowa zanotowane przez św. Marka w odczytanej przed chwilą Ewangelii: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony,; a kto nie uwierzy, będzie potępiony”.[3]

Te dwa fragmenty, przywołane w niedzielę Wniebowstąpienia Pańskiego, stawiają nam konkretne pytania: co dla nas, co dla mnie znaczy wpatrywać się w Jezusa, i dalej: co dzisiaj oznacza wierzyć i głosić Ewangelię.

Odpowiedź na oba te pytania odnajdujemy w tych samych Dziejach Apostolskich. W rozdziałach 6. i 7. ukazują one bowiem osobowość pierwszego męczennika, św. Szczepana, który „pełen łaski i mocy, działał cuda i znaki wielkie wśród ludu”.[4] Na pewno możemy powiedzieć, że Szczepan tę łaskę i moc czerpał z Chrystusa, w którego obecności żył i w którego się wpatrywał. Świadczy o tym choćby jego wystąpienie, mowa i świadectwo dane przed Sanhedrynem, wyjaśniające dzieje Izraela od Abrahama począwszy, jako dzieje zbawienia, spełnione w Jezusie Chrystusie, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Zakończenie tej mowy wieńczy męczeństwo Szczepana, który „pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga”.[5] Wpatrywał się w niebo, to znaczy – powtórzmy – żył w obecności Pana Jezusa, Który, parafrazując Ewangelię, współdziałał z nim i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły.[6]

Dziś – Siostry i Bracia – nikt nie wymaga od nas męczeństwa na wzór św. Szczepana i milionów, także współczesnych męczenników za wiarę w Jezusa Chrystusa. Każdego jednak z nas dotyczy pytanie: co dzisiaj oznacza wierzyć i głosić Ewangelię, choćby tak, jak współczesny, piętnastoletni błogosławiony Carlo Acutis. A zatem czy ja, na co dzień żyję w obecności Chrystusa i czy daję tego świadectwo w zwykłych sprawach, w tych szarych czynnościach, które każdego dnia podejmuję. I wreszcie, czy tę szarość przenika światło mojej wiary, mojego codziennego świadectwa o Chrystusie.

Amen.

 


[1] Dz 1, 10.

[2] Tamże, 1, 14.

[3] Mk 16, 15-16.

[4] Dz 6, 8.

[5] Tamże, 7, 55; por. rozdział 7.

[6] Por. Mk 16, 20.

 

6 niedziela Wielkanocna B, 2021

 

 

 

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!”[1] – oto Bracia i Siostry wezwanie dzisiejszej niedzieli, wezwanie, które kieruje do nas Pan. A słyszymy je w kontekście czytanego też dzisiaj fragmentu z pierwszego Listu Świętego Jana. Usłyszeliśmy w nim zachętę: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest Miłością”.[2]

 

Znać Boga, trwając w Jego miłości. Przesłanie to wydaje się proste. Dla każdego przecież jest oczywiste to, że miłość do ludzi przejawia się w byciu życzliwym, otwartym, zdolnym do dialogu, do rozmowy i do trwania z bliźnimi mimo trudności, mimo sporów, wzajemnych obiekcji, a czasem wręcz niechęci. To pokonywanie tych i innych przeciwieństw w naszym wspólnym życiu staje się miarą naszej miłości. Miłować kogoś to znaczy także być zdolnym do przyjmowania ofiarowywanego dobra. To znaczy umieć otworzyć serce, by tam wniknął dar miłości, który został nam dany. To wreszcie poczucie wdzięczności, które wyzwala w nas chęć obdarowywania braci jeszcze większą miłością.

 

Z drugiej jednak strony jest to przesłanie niełatwe i trudne poznawanie Boga, Który, przez to właśnie, tak często pozostaje dla nas Bogiem dalekim. Sam Chrystus wskazuje na trudność takiego poznawania Boga i trudność przyjmowania przez świat Ducha Miłości, Ducha Prawdy, „Którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna”.[3]

 

Mówiąc o świecie, który nie zna Ducha Miłości, Zbawiciel ma na myśli nie zaskakujący wielorakim pięknem krajobrazów świat przyrody, który zwłaszcza teraz gdy zakwita mówi nam o pięknie i wielkości Boga. Ale ma na myśli wewnętrzny świat człowieka. To właśnie tu, w ludzkim wnętrzu, miłość musi stawać się strukturą człowieka, jego fundamentem i sposobem myślenia, w którym dominować będzie nie moje ja, moja korzyść, mój kaprys, ale życzliwe nastawienie do drugich, gotowe do wyrzeczeń, często rezygnacji z siebie i do służby na wzór Jezusa Chrystusa, „Który nie przyszedł aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu”.[4]

 

Miłość zobowiązuje chrześcijan do zachowania przykazań Chrystusa. Ale też daje możliwość dotarcia do każdego człowieka, zwłaszcza tego, który zagubiony, czuje się odrzucony przez Boga i ludzi. I taka dopiero postawa jest trwaniem w miłości Boga i jest odpowiedzią na zaproszenie Pana: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał”.[5]

 

Amen

 

 


[1] J 15,9.

[2] 1J 4,7-8.

[3] Tamże, 14,17.

[4] Mt 20, 28.

[5] J 15,16.

 

5 Wielkanocy B 2021

 

 

Bracia i Siostry – Dzisiaj Pan Jezus w swej Ewangelii posługuje się obrazem winnego krzewu, do którego się porównuje. W obrazie tym corocznymi odrostami – pędami są Jego uczniowie, a więc jesteśmy i my. Ważna jest zawarta tu myśl, że te latorośle, ich istnienie i życie całkowicie zależą od tego właśnie Chrystusowego winnego krzewu. Jest w tym obrazie, w jego symbolice, odbicie opisanej w Księdze Rodzaju sceny stwarzania człowieka przez Boga, który tchnął w człowiecze nozdrza ożywiające tchnienie życia.[1] I dopóki człowiek nie odrzucił tak ofiarowanej mu Bożej Miłości, póki był zjednoczony ze Stwórcą – Źródłem Życia – przez miłość właśnie, był prawdziwie wolny, także od śmierci. Ona bowiem, jak mówi Pismo „weszła w świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy [przez grzech] do niego należą”.[2]

 

To dlatego z taką mocą woła Pan: „Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was. (…). Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić”.[3]

 

Przypowieść o winnym krzewie wyjaśnia jeszcze jeden ważny szczegół. Otóż każda owocująca, to znaczy złączona z krzewem latorośl, już w starotestamentalnej alegorii o winnicy jest przedmiotem szczególnej troski Ojca, przedstawianego pod postacią ogrodnika. Do tego obrazu nawiązuje też Chrystus. To bowiem Bóg Ojciec, każdą gałązkę przynoszącą owoc oczyszcza i pielęgnuje, aby wydała owoc jeszcze większy i obfitszy. Latorośle natomiast, które nie owocują odcina, zbiera je i wrzuca w ogień, gdzie płoną zamieniając się w popiół.

 

Pozostają jeszcze – Siostry i Bracia – pytania wynikające z tej przypowieści, kierowane do każdego z nas, skoro dzisiaj my jesteśmy jej słuchaczami. Co znaczy więc dla nas trwanie w łączności z Chrystusem i przynoszenie ewangelicznego owocu we własnym wnętrzu? I dalej, jak ja, jako osoba owocuję i jak, w tym właśnie kontekście rozumiem swoje powołanie do człowieczeństwa, i chrześcijaństwa, do wybranego przez siebie zawodu, do życia w rodzinie, którą założyłem lub w której wzrastam. Jak wreszcie pojmuję i jak rozumiem codzienne trwanie w Jezusie Chrystusie, także w duchu czytanego dzisiaj fragmentu z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła: „Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą”.[4]

 

Czynem pojętym jako moja osobista odpowiedź na tę Prawdę jaką jest dla mnie Jezus Chrystus. To On bowiem sprawia, że ja – trwając w Nim i przynosząc owoc – wzrastam jako człowiek i staję się bardziej prawdziwy. Módlmy się zatem dzisiaj o to, by każdy z nas przynosił owoc, owoc obfity.

 

Amen.

 

 


[1] Por. Rdz 2, 7.

[2] Mdr 2, 24.

[3] J 15, 4-5.

[4] 1J 3,18.

 

 

4. Wielkanocy, Dobrego Pasterza B, 2021

Bracia i Siostry – w odczytanej Ewangelii usłyszeliśmy słowa Pana Jezusa, który mówi o sobie „Ja jestem dobrym pasterzem”.[1] Zdanie to już na wstępie rodzi pytanie, co znaczy być dobrym pasterzem, choć jednocześnie poprzedza je z gruntu powszechna w wielkomiejskim środowisku niewiedza, kim tak naprawdę jest, czym się zajmuje i co w ogóle znaczy słowo pasterz. Warto więc przypomnieć, że od najdawniejszych czasów opiekujący się stadami owiec pasterz, był jednocześnie postacią symboliczną, a określająca go nazwa pojawiała się też wśród tytułów królewskich, czyli przywódców rządzących i z założenia opiekujących się narodami.

Taki właśnie obraz Boga Jahwe powołującego swój lud, który prowadzi przez wieki przygotowując zbawienie ludzkości, pojawia się już w Starym Testamencie. A gdy nadeszła pełnia czasu i zesłał Bóg Syna swego zrodzonego z Niewiasty, byśmy mogli otrzymać przybrane synostwo,[2] w czasie Nowego Przymierza, rolę tę przyjmuje Chrystus. I tu powraca pytanie, co znaczy być dobrym pasterzem. Odpowiedź daje nam sam Pan Jezus mówiąc, że „Dobry Pasterz daje życie swoje za owce”. To tej prawdy, tego objawienia, dziś my jesteśmy świadkami. Dopiero co przeżywaliśmy, pandemiczny wprawdzie Wielki Tydzień, a teraz uczestniczymy w jego owocach, w Eucharystii, w czasie której uobecnia się, czyli staje się objawianą nam rzeczywistością śmierć, zmartwychwstanie i u wielbienie Chrystusa! Powtórzmy zatem: tak oto i my, tutaj i teraz stajemy się świadkami tych wydarzeń.

Nie tylko więc możemy, ale wręcz jesteśmy do tego powołani, by jak święty Piotr przemawiający do przełożonych ludu i ich starszych, którzy pod groźbą cierpienia i śmierci zakazywali apostołom przemawiać w imię Jezusa, w Jego właśnie Imię głosi prawdę o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa.

Dzisiaj to my mamy wieścić prawdę wszystkich zbawczych wydarzeń, bo jak pisze święty Jan w odczytanym fragmencie jego 1. Listu: niepojętą miłością obdarzył nas Ojciec. Zostaliśmy bowiem nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy.[3] Ten świat jednak nie rozumie tego i nie chce przyjąć tej prawdy, bo nie poznał Jego.[4] Ta sytuacja określa więc nasze zadania, zadania uczniów Chrystusa. A mówi o nich sam Pan w czasie Ostatniej Wieczerzy, bardzo precyzyjnie je określając. To te zdania: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, że jesteście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”.[5]

Siostry i Bracia – to mówi Pan: Po tym poznają.

Amen

 


[1] Por. J 10, 11-18.

[2] Por. Ga 4, 4-5.

[3] Por. 1J 3, 1-2.

[4] Tamże.

[5] J 13, 34-35.

 

3. Wielkanocna B, 2021 r.

 

 

 

Bracia i Siostry – dziś my, na nowo, stajemy się świadkami Zmartwychwstałego Pana. Słyszymy bowiem relację uczniów, którzy zwątpiwszy w Ewangelię Jezusa Chrystusa, Którego mieli być świadkami, wracali do swoich dawnych zajęć, bo się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela.1 Nadto nie uwierzyli świadectwu kobiet, które zastawszy pusty grób miały widzenie aniołów zapewniających, że Jezus żyje. To dlatego nie poznali Zmartwychwstałego, oczy ich były bowiem niejako na uwięzi, a uszy zamknięte gdy Pisma im wyjaśniał. Poznali Go dopiero przy łamaniu chleba, gdy przybliżywszy się do wsi do której szli, zatrzymali się na wieczerzę. Wtedy wrócili śpiesznie do Jerozolimy i opowiedzieli pozostałym, co ich spotkało w drodze.

 

A gdy jeszcze mówili, sam Jezus stanął wśród nich, czując zaś uczniowski strach i trwogę – sądzili bowiem, że widzą ducha – ukazał im ręce i nogi, pozwolił się dotykać,2 i raz jeszcze tłumaczył wątpiącym Pisma, mówiąc że tak miało być, że Mesjasz miał cierpieć, miał umrzeć i zmartwychwstać, i kolejny raz pozwolił się dotykać, by tak jak poznający otaczający ich świat niewidomi i oni mogli Go rozpoznać po zmartwychwstaniu. Na pewno jednak, w czasie tych ukazań, Pan mocą swoich słów usunął z ich serc bojaźń i strach przed nieznaną dotąd rzeczywistością swego zmartwychwstania. A skoro słyszymy o ich zdumieniu i radości, możemy powiedzieć, że Jezus na pewno przywrócił im też nieograniczoną nadzieję, przemienił ich i dał, tak jak nam dzisiaj, moc bycia Jego świadkami, po wszystkie dni, aż do skończenia świata!

 

Jesteśmy wreszcie świadkami tej właśnie przemiany, bo

 

Słowo Boże ukazuje nam również przemienionego Piotra, który z lękliwego rybaka, co zaparł się Jezusa, stał się w pełnym tego słowa znaczeniu apostołem Piotrem. On już wyciągnął wnioski ze spotkań ze Zmartwychwstałym Jezusem i dzisiaj głosi Słowo, wyjaśniając Proroków i Pisma mocą Zmartwychwstałego Pana i mocą Ducha Świętego, którego otrzymał w dniu Pięćdziesiątnicy.

 

Dziś – powtórzmy to – my słyszymy słowa Pisma, które Pan nam wyjaśnia i my jesteśmy świadkami tego, jak na tym ołtarzu dla nas połamie chleb. Co to dla nas – Siostry i Bracia – znaczy? Otóż wpierw musimy sobie uświadomić, że by poznać Zmartwychwstałego trzeba nie tylko słyszeć słowa Pana, co przede wszystkim ich słuchać i im uwierzyć. To jest pierwszym zadaniem każdego z nas, bo wiara rodzi się z tego, co się słyszy,3 a na tych, którzy słuchają Słowa Bożego i zawartej w nim nauki, zstępuje – jak mówią Dzieje Apostolskie – Duch Święty.4 Duch, który przenika otwarte ludzkie serca, wnosi w nie pokój Chrystusa i daje moc do dawania świadectwa.

 

Pytajmy więc siebie jakim jestem słuchaczem Słowa Bożego, Słowa, które zawsze jest stwórcze i skuteczne,5 i czy moja wiara, dzięki Słowu właśnie, wciąż jest żywa?

 

Amen.

 

1 Por. Łk 24, 13-24.

 

2 Tamże, 24, 35-48.

 

3 Rz 10,17.

 

4 Por. Dz 10,44.

 

5 Por. Hbr 4,12.

p.sdfootnote-western { margin-bottom: 0cm; direction: ltr; font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 10pt; line-height: 100%; text-align: justify; orphans: 2; widows: 2; background: transparent }p.sdfootnote-cjk { margin-bottom: 0cm; direction: ltr; font-size: 10pt; line-height: 100%; text-align: justify; orphans: 2; widows: 2; background: transparent }p.sdfootnote-ctl { margin-bottom: 0cm; direction: ltr; font-size: 10pt; line-height: 100%; text-align: justify; orphans: 2; widows: 2; background: transparent }p { margin-bottom: 0.25cm; direction: ltr; line-height: 115%; text-align: justify; orphans: 2; widows: 2; background: transparent }p.western { font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 12pt }p.cjk { font-size: 12pt }a.sdfootnoteanc { font-size: 57% }

5 Niedziela Wielkiego Postu B, 2021r.

 

 

 

Bracia i Siostry – dziś daleki jest nam ewangeliczny obraz rzucanego w ziemię ziarna, które musi obumrzeć, by wydać owoc. Daleki, bo chociaż to Chrystusowe ziarno jest symbolem każdego człowieka, każdego z nas, to my, współcześni Polacy coraz bardziej syci, wcale nie chcemy obumierać. Taka właśnie jest nasza dzisiejsza rzeczywistość, szczególnie pośród młodych współczesnych Europejczyków, zasadniczo dobrze ustawionych, tak że nie chcą już owocować duchem, bo bliższe są im materialne tylko owoce ludzkiej pracy z których chcą bez ograniczeń korzystać. Ale tak naprawdę jest to odwracaniem objawionego porządku, w którym Bóg zaprasza człowieka by bardziej był, stąd dla wielu, tak żyjących ludzi, wszystko zamyka się w śmiertelnie odwrotnym myśleniu, by więcej mieć niż bardziej być.

 

Jak bardzo przypomina to ewangeliczną sytuację opisaną przez św. Jana, gdy do apostoła Filipa przybyli nie ci, którzy w sposób naturalny dzięki cudom i znakom, których byli świadkami, winni byli w Jezusie rozpoznać posłanego im Mesjasza, ale przybyli poganie, tutaj uosabiani przez Greków. A miało to miejsce w ewangelicznym wielkim tygodniu, po uroczystym wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy, w czasie gdy już wybrzmiało wołanie „Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie, (…) Król Izraela”,[1] a wzmagało się wołanie „Ukrzyżuj! [GO] Ukrzyżuj”.[2]

 

Każde jednak owocowanie, a dotyczy to każdego człowieka, również, a może przede wszystkim ludzi młodych, związane jest z obumieraniem, także tym materialnym. I choć przeraża nas rozkład tego co przemija, dziś Chrystus nam powtarza te same słowa: „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”.[3]

 

Co więc mamy czynić, patrząc na liczne, towarzyszące nam zagrożenia, choćby to jakim dla każdego jest pandemia; i co mamy czynić w ich kontekście, czując własne przemijanie. Co mamy wybierać? Czy nihilizm, który proponuje ludziom świat, czy życie z ponadmaterialnym i ponadczasowym celem, które oznacza jednoznaczny wybór nauki Chrystusa o ziarnie, które rzucone w ziemię obumiera i wtedy właśnie wydaje owoc. Wybór nauki, która wyrasta z Bożej obietnicy zapisanej też w proroctwie Jeremiasza, przywołanym w pierwszym czytaniu, a wypełnionej w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Tak oto Syn Boży, który dla naszego zbawienia stał się człowiekiem, umarł na krzyżu i zmartwychwstał jako pierwszy z umarłych, sam jest ziarnem z Jego przypowieści. Ziarnem rzuconym w ziemię, które obumarło i wydało owoc zmartwychwstania.

 

Siostry i Bracia – co wybierzemy? Przeżywamy kolejny Wielki Post, który może doprowadzić nas do ewangelicznego nawrócenia, by zmieniwszy swoje życie, razem z Chrystusem umrzeć i razem z Nim i zmartwychwstać.

 

Amen.

 

 


[1] J 12, 13.

[2] Tamże, 19, 6.

[3] Tamże, 12, 24.

 

4 Wielkiego Postu, B 2021

 

Bracia i Siostry – Możemy powiedzieć, że Księga Kronik, której fragment został przed chwilą odczytany, nie nastraja optymistycznie. Oto lud Boży mnoży nieprawości i coraz bardziej zapomina o Bogu i Jego prawie! A grzeszą wszyscy: naczelnicy Judy, kapłani i sam lud, „naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich i bezczeszcząc świątynię, którą Pan poświęcił w Jerozolimie”.[1] Możemy też powiedzieć, że Izraelici żyjąc wśród wrogów religii objawionej przez Jedynego Boga, upodabniali się do nich i sami szerzyli nieprawości. Zamiast swym życiem wyznawać wiarę w Boga, postępowali tak jakby Go nie znali! I chociaż Bóg upominał swój lud, wzywając go przez kolejnych proroków do nawrócenia, naród ten pozostawał głuchy, szydząc z wysłanników Bożych. Następstwem takiego postępowania było zniewolenie, bo zło grzechu ogranicza człowieka i odbiera mu wolność. Stąd namacalną, choć też symboliczną, konsekwencją grzesznego postępowania był dla Izraela upadek państwa i siedemdziesięcioletnia niewola.

 

Jakże do tej biblijnej sytuacji podobne jest nasze, współczesne położenie i jak podobne są – Bracia i Siostry – przyczyny naszych zniewoleń. Przecież i nas krępuje różnorakie zło, które wciąż głębiej się zakorzenia. Wystarczy wspomnieć rozbite rodziny, ale i lekceważenie przez wielu młodych sakramentu małżeństwa; dalej: nieuczciwość, zakłamanie, korupcję, wyzysk, zabójstwa i wiele innych grzechów obok których przechodzimy obojętnie, udając że ich nie widzimy, a często wybielamy je używając tak zwanych nowoczesnych sposobów myślenia i argumentacji.

 

To dlatego, w tym właśnie kontekście, winniśmy usłyszeć i przyjąć istotne dla objawienia słowa św. Pawła z drugiego czytania: „Bóg będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywróci do życia”.[2] Przede wszystkim jednak winniśmy w swych sercach wyryć słowa Chrystusa z odczytanej Ewangelii: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.[3] Jest to bowiem Boża odpowiedź na nękające nas trudności i problemy wynikające z krępującego ludzi zła. To zło, a więc i każdy, „kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione.[4] Dotykamy tutaj pradawnej symboliki światła i ciemności, objawianej przez Boga choćby w Prologu tej Ewangelii, gdzie jest mowa o Jezusie Chrystusie, przedwiecznym Słowie, które było u Boga i było Bogiem. „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. (…). Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. (…). Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi ”.[5] Tak Bóg umiłował świat!

 

Amen.

 

 


[1] 2Krn 36, 14.

[2] Ef 2,4-5.

[3] J 3,16.

[4] Tamże, 3, 20.

[5] Tamże, 1, 4, 9 i 12.

 

3 Wielkiego Postu B 2021 r.

 

 

Bracia i Siostry – Jak bardzo aktualne i niezmienne są słowa z pierwszego czytania w których Bóg przypomina dziesięć swoich przykazań, które, ponieważ są wyrazem prawa naturalnego,[1] obowiązują wszystkich ludzi. „Ja jestem Pan, twój Bóg (...) Nie będziesz miał Bogów cudzych, Nie będziesz brał imienia, Pamiętaj, abyś dzień święty święcił, czcij ojca i matkę, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, nie pożądaj”.[2] Te słowa muszą nas poruszać, nie jest to bowiem prawo, które mogłoby człowieka zaskakiwać, tak jakby nie było ono mu znane. Prawo to bowiem każdy z nas może odkrywać w głębi swojego „ja”, w swojej duszy i we własnym sumieniu.

 

Boskie prawo, prawo naturalne – jak również je nazywamy – wpisane jest w sumienie człowieka. To dlatego Mojżesz, w sposób tak bardzo symboliczny wykuwa tekst dziesięciu przykazań na kamiennych tablicach. Kamień zawsze kojarzy się z czymś trwałym i niezniszczalnym, oznacza więc i podkreśla niezmienność boskich praw i ich trwałość. Takie jest też ludzkie sumienie dopóki nie zostanie zagłuszone złą wolą i postępowaniem wbrew niemu. Tam bowiem, we własnym wnętrzu, w prawidłowo ukształtowanym sumieniu, odkrywa człowiek niezmienny nakaz czynienia dobra i unikania zła, nakaz bycia sprawiedliwym i wiernym. I tam wreszcie przeżywa niepokój, gdy wybrawszy zło postąpił wbrew sumieniu. Tam słyszy głos potępienia niesprawiedliwości, fałszu, nieuczciwości, braku poszanowania życia i całego zła o którym chciałby zapomnieć. Sumienie człowieka jest jak mojżeszowe tablice przykazań, umieszczone w jego sercu, w ludzkiej duszy.

 

Tę prawdę i wyjątkowość sumienia przypomina Sobór Watykański II stwierdzając, że „W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, (…) głos wzywający go (…) do miłowania i czynienia dobra, a unikania zła (…). Człowiek bowiem ma w swym sercu wypisane przez Boga prawo, wobec którego posłuszeństwo stanowi o jego godności i według którego będzie sądzony. Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa”.[3] Jak ważne to przypomnienie! Jak ważne to słowa, zwłaszcza we współczesnym świecie, w którym ludzie coraz śmielej odrzucają Boże Prawo, zastępując je własnym.

 

Na to wnętrze zwraca też naszą uwagę Pan Jezus, wypędzając ze świątyni handlarzy i mówiąc, w tym właśnie kontekście o świątyni swego ciała. I to te właśnie słowa stają się dziś naszym wielkopostnym zadaniem. Porządkowanie świątyń naszych ciał. Zastanówmy się więc i pomyślmy: jaką jestem świątynią? Jak wygląda moje wnętrze? I czy prawidłowo, w świetle Bożych przykazań, kształtuję własne sumienie, w którym mówi do mnie Bóg.

Amen

 


[1] Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1994, s. 477 pkt 2070 i 2071.

[2] Por. Wj. 20,1-17.

[3] KDK 16 (Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym).

 

2. Wielkiego Postu B, 2021

Bracia i Siostry – odczytany w pierwszym czytaniu fragment z Księgi Rodzaju jest porażający, takim przynajmniej się wydaje. Któż bowiem z nas zareagowałby inaczej, gdyby ktokolwiek zażądał od niego złożenia w ofierze własnego dziecka. Emocje jakie przeżywał Abraham stają się w tym momencie bardzo nam bliskie. Zauważmy też i to, że polecenie dane przez Boga Abrahamowi wydaje się przekreślać spełniane już Boskie obietnice, że stanie się on ojcem licznego narodu. I chociaż w żądaniu Boga nie ma bezpośrednio mowy o zabiciu Izaaka,[1] Abraham tak właśnie je rozumie i czyni wszystko, by dosłownie je wypełnić. Stąd musiał być świadomy, że wraz ze śmiercią Izaaka bezpowrotnie przepadnie nadzieja na obiecywane mu potomstwo. A jednak, mimo grozy całej tej sytuacji, Abraham nie podjął żadnej dyskusji z Bogiem, tak jak w innych sytuacjach miał to w zwyczaju.

To dlatego, domyślamy się, że postawa Abrahama była wyjątkowym owocem działania Bożej łaski, w skutek której okazał on bezgraniczne zaufanie Stwórcy. Tak oto wiara Abrahama stała się wręcz heroiczna, czyniąc go zdolnym do oddania Bogu wszystkiego. Znamy jednak cel i zakończenie tej historii, która jest fragmentem wpisanym w całą historię zbawienia, której finał zapowiada i dokumentuje Izajaszowa pieśń, opiewająca tajemniczą postać cierpiącego Sługi Pana: „Oto się powiedzie mojemu Słudze, wybije się, wywyższy i bardzo wyrośnie. (…). Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy go za nic. (…).Lecz On był przebity za nasze grzechy…”.[2] To prorocze ukazanie męki Chrystusa, jako figura tego wydarzenia, symbolicznie zawarte jest już w epizodzie przywołanym przez pierwsze czytanie.

Ewangelia dopełnia to objawienie ukazując przemienienie Jezusa w kontekście bliskiej już Chrystusowej męki. Jest to jedyny w całej ziemskiej działalności Pana Jezusa przykład, tak wyraźnego objawienia Jego Bóstwa. Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiają z Jezusem, są reprezentantami Prawa i Proroków, których zapowiedzi On wypełnia. W scenie tej najważniejsze natomiast są słowa padające z obłoku, będącego biblijnym symbolem obecności Boga Jahwe, w których to sam Bóg daje świadectwo o boskim pochodzeniu Jezusa i mówi wprost o przyjęciu, i wcielaniu w życie Jego nauki.

Siostry i Bracia – dziś my jesteśmy świadkami tych wydarzeń. Ofiary Abrahama, w której Izaak – powtórzmy to – stał się figurą żertwy zastępczej, ucieleśnionej w baranku ofiarnym. W ostatecznym zaś i absolutnym wymiarze jesteśmy świadkami ofiary spełnionej w passze Jezusa Chrystusa, obecnej tutaj i teraz w Eucharystii. Słyszymy też słowa samego Boga, słowa rozstrzygającego wszystko objawienia „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”.[3] Tylko czy słowom tym pozwalamy wnikać w nasze serca i poruszać je, by tak mogły nas przemieniać?

Amen.

 


[1] Por. Rdz 22, 2.

[2] Por. Iz 52, 13-53, 12.

[3] Mk 9, 7.

 

1 Wielkiego Postu B, 2021

 

Siostry i Bracia – pierwsze czytanie przywołuje moment zawarcia fundamentalnego przymierza Boga z człowiekiem, które miało miejsce po potopie. A sam potop jest jedną z najstarszych tradycji, obecną we wszystkich bodaj kulturach ludzkich. Naukowcy porównują około 60. relacji, pochodzących z różnych stron świata, od sumeryjsko-mezopotamskich, egipskich, perskich i greckich, po chińskie, indyjskie, a także te odkryte wśród ludów obu Ameryk, Australii i Oceanii.[1] Dziś skupiamy się na najstarszej z nich, biblijnej tradycji, w której jest mowa, że celem trwającego „na ziemi czterdzieści dni[2] potopu, było oczyszczenie świata z zepsucia grzechem i niejako jego nowe stworzenie. Liczba czterdzieści często występuje w Biblii, stąd jest liczbą symboliczną, oznaczającą czas pokuty, czas potrzebny do oczyszczenia, ale też odrodzenia się do nowego życia. Spośród wielu przykładów przywołajmy najważniejsze: Mojżesz przez czterdzieści dni i nocy przebywał na górze Synaj, by otrzymać Dekalog,[3] a gdy Izraelici podnieśli kolejny bunt przeciw Jahwe, usłyszeli boski wyrok: czterdzieści lat minie zanim ujrzą Ziemię Obiecaną.[4]

 

Także Pan Jezus, a mówi o tym Ewangelia, przez czterdzieści dni przebywał na pustyni przygotowując się do wypełnienia swej najważniejszej misji, jaką było zawarcie Nowego Przymierza Boga z ludzkością i zwycięstwo nad szatanem i śmiercią.

 

W pierwszym czytaniu pojawia się też ważny znak tego po potopowego przymierza, mianowicie łuk tęczy. To jeden z najstarszych, obok drzewa życia i drzewa poznania dobra i zła,[5] symboli biblijnych, który dzisiaj, podobnie jak wcześniejsze: krzyż łamany i gwiazda betlejemska, zawłaszczany jest przez kolejną ideologię. A ten łuk tęczy jest przede wszystkim znakiem Bożej łaskawości i dobroci, będąc jednocześnie symbolem Boskiego Majestatu. To dlatego stanowi część Bożego tronu i pojawia się w wizjach Boga otrzymywanych przez proroków. Jako taki występuje również w ostatniej księdze Nowego Testamentu, w Apokalipsie św. Jana.[6] Stąd, już na najstarszych średniowiecznych malowidłach, przychodzący na Sąd Ostateczny Chrystus, jak na tronie zasiada na łuku tęczy.

 

Pierwsze czytanie i Ewangelię łączy fragment z Listu św. Piotra Apostoła, który jest podsumowaniem wszystkich objawianych nam dzisiaj treści. Ich bowiem owocem jest sakrament chrztu świętego, przez który wszyscy, którzy się tu gromadzimy, mamy udział w tajemnicy zbawienia, darowanego nam przez Boga w Nowym Przymierzu, zawartym w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. To także przywołanie naszych chrzcielnych zobowiązań i zadań, które wciąż stają przed nami. Po raz kolejny przypomniał nam to środowy ryt posypywania głów popiołem, połączony z wezwaniem: nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Tak więc – Bracia i Siostry – jak woła św. Paweł, odnówmy się duchem w naszym myśleniu i przyobleczmy nowego człowieka.[7]

 

Amen.

 

 


[1] Por. W. Bator, Religia. Encyklopedia PWN, t.8, Warszawa 2003, ss. 218-2019.

[2] Rdz 7, 17.

[3] Por. Wj 24, 18

[4] Lb 14, 33.

[5] Por. Rdz 2, 9.

[6] Por. Ap 4, 3 i 10, 1.

[7] Por. Ef 4, 23-24.

 

6 zwykła B, 2021

 

 

Bracia i Siostry – czytanie z Księgi Kapłańskiej, a także Ewangelia mówią o trądzie, znanej od kilku tysięcy lat chorobie zakaźnej wyniszczającej ludzi. Dlatego już w czasach Starego Testamentu sposoby postępowania z trędowatymi opisywała przywołana Księga Kapłańska, której fragment usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu. Najczęściej też to, czy człowiek zaraził się trądem stwierdzał kapłan, a samą chorobę uważano za jedną z kar za grzechy. To dlatego trędowaty był traktowany tak, jak człowiek dotknięty nieczystością i był wyłączany ze społeczności ludzi zdrowych. Trędowaty więc, jak stanowiło prawo, „będzie miał rozerwane szaty, włosy nieuczesane, brodę zasłoniętą i będzie wołać: Nieczysty, nieczysty! (…). Będzie mieszkał w odosobnieniu”.[1]

 

Szybko zaczęto też porównywać trąd z grzechem, który, podobnie jak ta choroba, stopniowo ogarnia całego człowieka. W ten sposób trąd zaczął uchodzić za widzialny znak życia grzesznego i trwania w grzechu. Więcej: stał się nawet symbolem sprzeniewierzenia się Bogu.

 

Kiedy więc Pan Jezus uzdrawiał chorych, oczyszczając ich z trądu, objawiał tym samym, że triumfuje nad wszelką nieczystością i grzechem. W ten sposób wypełniało się też proroctwo Izajasza: „Lecz on się obarczył naszym cierpieniem, on dźwigał nasze boleści”,[2] co pieczętuje św. Mateusz, opisując liczne uzdrowienia dokonane przez Chrystusa: „On przyjął nasze słabości i dźwigał choroby”.[3]

 

Ewangeliczny opis uzdrowienia jednego trędowatego, który przyszedł do Jezusa, jest jednak szczególny. Zauważmy to: on przyszedł (…) i upadłszy na kolana, prosił Go <Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić>”.[4] Jakże inna to postawa i prośba od wielu naszych postaw i próśb, natrętnie kierowanych do Boga. Ile bowiem razy modląc się nie pamiętamy o naszej grzeszności i ślemy do Stwórcy, bywa bardzo stanowcze niczym rozkazy prośby, oczekując że tak musi się stać, że Bóg musi nas wysłuchać. A gdy tak się nie dzieje obrażamy się i zagniewani odwracamy się od Niego, mówiąc: po co właściwie się modlę, skoro i tak Bóg mnie nie wysłuchał. My ludzie małej wiary!

 

Jakże inna – powtórzmy to – jest postawa trędowatego grzesznika, który z wiarą, jak ewangeliczne ziarno gorczycy,[5] przyszedł do (…) [Jezusa] (…) i upadłszy na kolana, prosił Go <Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić>. [A Jezus], zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: <Chcę, bądź oczyszczony>. Zaraz trąd go opuścił i został oczyszczony”.[6]

 

Uczmy się więc – Siostry i Bracia – tej ewangelicznej postawy, promowanej mówiąc współczesnym językiem przez Chrystusa, który sam w rozmowach z Bogiem, Swoim Ojcem wielokrotnie powtarzał: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty [niech się stanie!]”.[7]

 

Amen.

 

 


[1] Kpł 13, 45-46.

[2] Iz 54, 3.

[3] Mt 8, 17.

[4] Mk 1, 40.

[5] Por. Mt 17, 20.

[6] Mk 1, 40-42.

[7] Mt 26, 39.

 

 

5 Niedziela zwykła B, 2021

 

Dzień Seminarium Gdańskiego

 

Bracia i Siostry – Ile człowieczego bólu jest w wypowiedzianych przez Hioba słowach! I nie chodzi tu bynajmniej o ból chorego ciała i cierpienie fizyczne. Myśl Hioba jest bardziej uniwersalna i dotyczy zasadniczych spraw związanych z ludzkim istnieniem, z życiem człowieka i jego przemijaniem. Ten przecież lęk, bojaźń przed śmiercią i unicestwieniem, dosadnie wyrażają słowa „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka?(…). Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei”.[1] Ile razy – Bracia i Siostry – takie same myśli wypalały naszą jaźń? Ile razy obumieraliśmy, doświadczając ciemności i braku nadziei? I jak często przeraża nas samotność tych doświadczeń, samotność choroby, starzenia się, niedołężnienia, przemijania, i samotność śmierci!

 

Podobne, ludzkie myśli musiały nurtować Pana Jezusa, gdy za nas i dla naszego zbawienia umierał w Ogrójcu, pocąc się krwawym potem i, gdy konając na krzyżu wołał: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?[2] A było tak dlatego, że Jezus Chrystus stał się we wszystkim podobny do człowieka, z wyjątkiem grzechu. Syn Boży stał się jednym z nas, by doświadczyć ludzkich cierpień, doświadczyć człowieczych pytań i wątpliwości po to, by móc je we własnej śmierci i zmartwychwstaniu przezwyciężyć. By móc objawić człowiekowi, że Bóg tak umiłował świat, iż posłał mu swojego Jedynego Syna, i że On jest Drogą, Prawdą i Życiem.[3]

 

To dlatego Jezus Chrystus głosił ewangelię, wołając: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.[4] To dlatego nauczał jak ten, który ma władzę,[5] dlatego „przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych (…) [a ON] uzdrowił wielu (…) i wiele złych duchów wyrzucił”,[6] dlatego też powołał i posłał światu apostołów, i wciąż posyła uczniów, bo jak obiecał jest z nimi przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.[7]

 

Dziś do posługi słowa i posług sakramentalnych wśród nas, przygotowują się alumni Gdańskiego Seminarium, będącego filią, czyli częścią Wydziału Teologicznego UKSW w Warszawie. Przez sześć lat studiują filozofię i teologię i odbywają formację duchową, a dwóch z nich ma dziadków w naszej parafii. Teraz trochę statystyki: od założenia tego Seminarium w 1957 roku święcenia kapłańskie przyjęło blisko 600 jego absolwentów. Wśród nich jest 3 biskupów: ks. Abp Mirosław Adamczyk – nuncjusz w Argentynie, ks. Bp. Ryszard Kasyna – biskup pelpliński i ks. Bp Zbigniew Zieliński – biskup pomocniczy archidiecezji gdańskiej; wielu do dziś pracuje w parafiach archidiecezji, a część z nich jest na misjach między innymi w: Rosji, Białorusi, na Litwie, Ukrainie, w Austrii, Francji, Niemczech, Anglii, Argentynie, Brazylia, Urugwaju, Martynice, Stanach Zjednoczonych. Dziś to każdy z nas może wesprzeć Gdańskie Seminarium modlitwą i ofiarą, przyczyniając się w ten sposób do wypełniania słów Chrystusa „żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje”.

 

Amen.

 

 


[1]Por. Job 7,1-2. 4 i 6.

[2] Mt 27,46.

[3] Por. J 14,6

[4] Mk 1,15.

[5] Tamże, 1,22.

[6] Por. tamże, 1, 29-39.

[7] Por. Mt 18, 20.

 

4 niedziela zwykła B, 2021

 

 

Bracia i Siostry — Nigdy przedtem nie zapowiadał Bóg tak uroczyście przyjścia niezwykłego proroka jak ten, o którym mówi Mojżesz w pierwszym czytaniu: „Pan Bóg twój wzbudzi proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie (...) i włożę w jego usta moje słowa” tak, że będzie im mówił „wszystko, co rozkażę”.[1] Nigdy dotąd, bo – jak wynika z tej zapowiedzi – prorok ten będzie podobny do samego Boga.

 

Dzisiaj, jak słyszymy i widzimy, Ewangelia jest spełnieniem tej zapowiedzi. Przychodzi bowiem Jezus Chrystus, Którego nauczanie wzbudza podziw nie tylko dlatego, że jest głębokie i jasne, ale porywa ludzi gdyż „jeszcze nigdy nie przemówił tak człowiek”. Porywa ludzi ponieważ ON „uczył ich (...) jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie”.[2] Tłumom imponowała siła i moc z jaką nauczał Jezus. Siłą imponuje się zawsze, częściej pewnie zastrasza i zniewala, ale jeśli tą siłą jest moc ducha — a tak przecież jest w wypadku Chrystusa — to ona rzeczywiście zadziwia, zastanawia i pociąga, wywołując jednocześnie w człowieku przekonanie o tym, że go zobowiązuje.

 

Przekonanie to i w nas– Siostry i Bracia – umacnia opowiedziana przez ewangelistę historia uwolnienia przez Jezusa opętanego człowieka. Wydarzenie to bowiem nie tylko ukazuje ogrom władzy Zbawiciela i jej niezwykłość, ale staje się jeszcze kolejną okazją do nazwania Go „Świętym Boga”. I chociaż w ten sposób Jezusa nazywa duch nieczysty, którego intencja z pewnością nie była życzliwa, to jest ono również ujawnieniem bóstwa Chrystusa. I tego właśnie uczy ta Ewangelia, ukazując Pana Jezusa jako tego, który „nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne”.

 

Przychodzi więc do nas Chrystus jako odwieczne Słowo Boga, przychodzi jako Ten, Który ma władzę, ale – i to trzeba podkreślić – przychodzi nie po to, by zniewalać człowieka, lecz by obdarzyć go miłością samego Boga. To dlatego kieruje do nas swoje Słowo, niezależnie od tego, czy to się nam podoba, czy nie. Kieruje Słowo, bo zawsze chce dobra człowieka, chce wyzwolić go spod władzy ducha zła, który tak łatwo opanowuje ludzi, a którego ON przyszedł zwyciężyć.

 

Bracia i Siostry – także dzisiaj Słowo, które Bóg nam przekazuje, pomaga żyć godnie i widzieć sens tego wszystkiego, co robimy, co kochamy, i co chcemy ocalić. I choć wielu odrzuca Słowo Boga, negując wraz z nim Boże prawo zapisane w przykazaniach, my wyznajemy w nie wiarę wraz ze św. Piotrem, gdy wielu odeszło od Jezusa po objawieniu, że ON jest chlebem żywym, a kto Go spożywa choćby umarł żyć będzie na wieki. Wówczas ci, którzy odeszli i – dodajmy – wciąż odchodzą, mówili: „trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać”.[3] My – powtórzmy to – trwamy przy Jezusie Chrystusie i jak Piotr wołamy: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”.

 

Amen.

 

 


[1] Por. Pwt 18, 15-20.

[2] Mk 1, 21-28.

[3] Por. J 6, 26-71.

 

2 niedziela zwykła B, 2021 r.

 

 

Bracia i Siostry – Ewangelia opisuje zdarzenie, które miało miejsce bezpośrednio po świadectwie jakie o Jezusie dał Jan Chrzciciel, mówiąc: „Oto Baranek Boży”. Świadectwo to było jednak tak żywe i ważne, że dwaj uczniowie Jana usłyszawszy je, poszli za Jezusem. Jednym z nich był Andrzej, brat Szymona Piotra.[1] Tak oto – możemy powiedzieć – kończy się Stare Przymierze, także dlatego, że ten który mówił o sobie, że „przyszedł chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił w Izraelu”, ujrzawszy w czasie chrztu w Jordanie objawienie Jezusa jako Chrystusa – Mesjasza, dał świadectwo, że On jest Synem Bożym.[2]

 

Tak oto Andrzej, idąc za Jezusem, stał się jednym z pierwszych Jego uczniów, który odkrywszy swoje powołanie pobiegł do Szymona Piotra, by podzielić się z nim radosną nowiną o znalezionym Mesjaszu i przyprowadzić go do Chrystusa. Owym drugim uczniem idącym za Jezusem był z pewnością święty Jan Apostoł, który wiele lat później spisaną przez siebie Ewangelię rozpoczął przepięknym hymnem na cześć Słowa, Które było u Boga, i Które jest Bogiem.

 

Otwarcie się człowieka na słowo Boga, otwarcie się takie jakie miało miejsce w przypadku Jana Chrzciciela, apostołów Andrzeja, Piotra, Jana i pozostałych uczniów. Otwarcie takie, jak w przypadku Samuela, który usłyszawszy w nocy głos Boga odpowiedział: „Mów [Panie], bo sługa Twój słucha”.[3] Odpowiedział tak, jak każdego dnia miał powtarzać oczekujący Mesjasza Izraelita: Szema Izrael – Słuchaj Izraelu. Słuchaj, a więc otwórz się na Słowo, które przychodzi stamtąd, gdzie było na początku, u Boga. Otwórz się na Słowo, Które cię stworzyło, które cię odkupiło i niczym ognisty język Ducha oświeca cię, umacnia i uświęca. Wsłuchuj się w Słowo, które – jak czytamy w liście do Hebrajczyków – „Jest żywe (...), skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, (...), zdolne osądzić pragnienia i myśli serca”.[4]

 

Słuchaj więc ludu Boży, słuchaj człowieku i otwórz się na Słowo, a w śmiertelnej ciszy, której tak często doświadczasz, dotrze do ciebie głos Tego, Który cię stworzył i chce cię zbawić. Dotrze do ciebie Słowo, Które stało się Ciałem i zamieszkało między nami. Słowo, które z nami trwa, bo staje się zawsze tutaj i teraz, które przychodzi tak, że widzimy je pod postacią chleba i wina, i możemy je spożyć. „Słowo [które] stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”.[5]

Amen

 


[1] Por. J 1, 40.

[2] Tamże, 1,34.

[3] Por. 1 Sm 3, 11.

[4] Hebr. 4,12

[5] J 1, 14.

 

 

Chrzest Chrystusa 2021 B

Bracia i Siostry – Liturgia dzisiejszej niedzieli kontynuuje temat objawiania się Boga człowiekowi. Dziś jest to objawienie Syna Bożego w czasie chrztu w Jordanie. Dalej więc rozważamy temat Epifanii – Objawienia, zapoczątkowany w Boże Narodzenie.

W niedzielę chrztu Chrystusa, tak możemy powiedzieć, narodzenie Pana Jezusa oddaliło się już o blisko trzydzieści lat, w czasie których wiódł On życie ukryte. I ten właśnie, nazwijmy go „niejawny okres życia Jezusa” zamyka chrzest, który definitywnie kończy upodabnianie się Chrystusa do nas ludzi, we wszystkim, oprócz grzechu.[1]

Przychodzi więc Jezus nad Jordan; przychodzi tam, gdzie Jan Chrzciciel przygotowywał Mu drogę.[2] Przybywa wmieszany w tłum, aby – poddając się rytowi chrztu nawrócenia – zrównać się z grzesznikami, z tymi, którzy potrzebują zbawienia, nawrócenia i oczyszczenia.

Jezus jest więc przede wszystkim tym, którego zapowiedział prorok Izajasz. Jest Sługą Boga, który nie podnosi głosu i nie gasi knotka o nikłym płomyku.[3] Jezus jest Sługą Jahwe, który nie potępia nikogo, ale swą pokorą i wielkością serca wzywa grzeszników do nawrócenia i pokuty.

Możemy też powiedzieć, że od tego momentu rozpoczęła się publiczna działalność Pana Jezusa, w czasie której niejednokrotnie usłyszymy słowa jednoznacznie kojarzące się z przemawianiem Boga do człowieka. Od tej bowiem chwili w wystąpieniach Jezusa słyszeć będziemy słowa: „Ja jestem”,[4]a Ja wam powiadam[5] i „Zaprawdę mówię wam”.[6]

Od wydarzenia chrztu Chrystusa będącego objawieniem Jego mesjańskiej godności, zaczyna się też najstarsza, katecheza apostolska o Jezusie z Nazaretu, zawarta w zapisanych w Dziejach Apostolskich mowach św. Piotra,[7] a święty Marek, pierwszy z ewangelistów, spisaną przez siebie ewangelię rozpoczyna opisem Chrztu Jezusa właśnie!

A jest tak dlatego, że wtedy ukazał się Duch Święty, Który namaszczając Jezusa objawił, że to On właśnie jest zapowiedzianym Chrystusem – Mesjaszem, bo w Nim spełniło się proroctwo Izajasza![8] To także ewangeliczna proklamacja Boga Ojca: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!”.[9]

Ten właśnie Jezus, w Którym Bóg Ojciec daje nam życie wieczne, jest objawionym nad Jordanem Chrystusem, tym samym Chrystusem, Którego za chwilę będziemy adorować pod postacią żywego chleba, „Który zstąpił z nieba”.[10] Będziemy adorować powtarzając słowa Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”.[11]

Amen.

 

 


[1] Por. Flp 2,6-11.

[2] Por. Mk 1,2.

[3] Por. Iz 42,2-3.

[4] Por. J 8,24-28; Mt 14,27; Mk 6,50; J 6,20 i 41, 48-51, 8,12 i inne.

[5] Por. Mt 5,22; 5,28; 5,32; 5,34; 5,39; 5,44; 19,9; Łk 11,9; 12,8; 12,27; 16,9; i inne.

[6] Por. Mk 3,28; 9,1; 10,15; 11,23; 12,43; 13,30 i inne.

[7] Dz 2,14-26; 10,37-38.

[8] Por. Iz 42,1 i 55, 1-11.

[9] Mk 9,7.

[10] Por. J 6,32-59.

[11] J 1,29.

 

 

 

 

 

2 niedziela po Narodzeniu Pańskim.

Bracia i Siostry – I w dzisiejszą niedzielę, drugą już po Bożym Narodzeniu, otwiera się przed nami możliwość zgłębiania tej tajemnicy. Święty Paweł w drugim czytaniu mówi bowiem, że Bóg Ojciec w Chrystusie „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”.[1] To dlatego wpatrujemy się w oblicze Maryi, by dostrzec wszystkie ludzkie cechy, które pozwolą nam, ludziom, odnaleźć się w jej niepokalanym człowieczeństwie i, konsekwentnie, w człowieczeństwie Jej Syna, Który, jak powtarzamy w wyznaniu wiary: „dla naszego zbawienia stał się człowiekiem”.

Patrzymy też na św. Józefa pragnącego zaradzić wszystkim niedogodnościom dotykającym Maryję. Józefa, który puka do różnych drzwi szukając schronienia, którego nie otrzymał. A przecież przyszedł do swoich krewnych – wujów, stryjów i kuzynów. Przyszedł do swojego miasta, bo stąd właśnie, z Betlejem pochodził. Nie było jednak dla nich miejsca.

Z całą jednak pewnością te trudności nie przysłoniły Józefowi istoty tego, co dokonało się w Betlejem. Oto Chrystus przyszedł na świat! Oto, jak mówi św. Jan w prologu spisanej przez siebie Ewangelii, „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami”.[2] Bóg w ciszy betlejemskiej nocy złożył ludzkości wyznanie swej miłości. Zsyłając swego Syna na świat objawił jak bardzo kocha człowieka!

Nie pojęli tego, co zaszło w Betlejem mieszkańcy tego miasta, nie zrozumiał Herod, który w pobliskiej Jerozolimie dojrzewał do straszliwej zbrodni. Tajemnicę Betlejem odkryli prości pasterze i poznali ją zdążający tu Mędrcy.

Tajemnica Betlejem staje dziś przed nami. My zaś, patrząc na postawy ludzi, którzy wówczas byli wokół Jezusa, łatwo dostrzegamy, że kluczem do odkrycia tej tajemnicy była ich życzliwość i prostota wiary. Oni po prostu bezgranicznie zaufali Bogu, nie targowali się z Nim, nie stawiali wymagań, jak Herod i nie byli zajęci sobą, jak mieszkańcy Betlejem. To dlatego spotkali Zbawiciela, który w tę noc się narodził, to dlatego poznali tajemnicę betlejemskiej nocy.

Także i my – Bracia i Siostry – w takim stopniu poznamy tę tajemnicę i w takim stopniu przeżyjemy Boże Narodzenie, odnajdując Chrystusa, w jakim zaufamy Bogu i otworzymy nasze serca dla Braci. Jeśli rzeczywiście przyjmiemy tę prawdę jako naukę dla nas, jeśli nawet przez krótki czas nie będziemy się zamartwiać naszymi ziemskimi sprawami, gdy choćby na moment zapomnimy o naszym dobytku, i gdy nauczymy się żyć dla innych, wtedy na nowo przeżyjemy, że i dla nas Bóg się narodził i nasze serca napełnia pokojem.

Amen


[1] Ef,1,4.

[2] J 1,14

 

Boże Narodzenie, 5. dzień oktawy, 29.12.2020

Niedziela Świętej Rodziny

Bracia i Siostry – wzrusza odczytana przed chwilą Ewangelia, a w niej postawa Symeona, człowieka sprawiedliwego i pobożnego, mającego nadto dar prorokowania. Symeon przez całe swe życie oczekiwał mającego się narodzić Mesjasza. W tym sensie uosabia on cały starotestamentalny lud izraelski i wyraża tęsknotę wielu pokoleń oczekujących na Mesjasza – Zbawiciela. Gdy więc zobaczył małego Jezusa, jako prorok prowadzony przez Ducha Świętego, doskonale odczytał czas w którym zaczęła się wypełniać Boża obietnica. To dlatego, nawiązując do tego, co zobaczył, wychwala w uniesieniu Boga za Jego wierność i łaskawość. Jako zaś prorok zapowiada powszechny zasięg zbawienia, odnoszący się do każdego człowieka. Wystarczy tylko, by on otworzył się na światło, które światu przyniósł Chrystus, „Światło na oświecenie pogan”.[1]

Możemy zapytać, a co widziały tylko ludzkie oczy Symeona: widziały małe, bezsilne dziecko. I pytamy dalej, a co widzą nasze oczy? Na pewno widzą zwyczajnego, ale jednocześnie niezwykłego Człowieka, który głosił przebaczenie i odpuszczenie grzechów, a nie prawo zemsty; nie pozwalał oszukiwać się pozorom dobra i życzliwości; nie dbał o bogactwa i szedł do ludzi do których nikt inny iść nie chciał; czynił też wiele znaków: uzdrawiał chorych i wskrzeszał umarłych, a na koniec, odrzucony przez ludzi sam umarł na krzyżu. Wtedy okazało się, że to dopiero początek, bo objawiło się najważniejsze: ON zmartwychwstał.

A teraz ważne pytanie, które zadajemy sobie samym: czy ja, człowiek ochrzczony i, jak sądzę w miarę pobożny, czy ja znam tego właśnie Chrystusa? Dzisiaj odpowiedź na to pytanie daje święty Jan Apostoł w odczytanym fragmencie swego 1. Listu: „Najmilsi, Po tym poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: <znam Go>, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy”. A te przykazania zawierają się w jednym zdaniu Chrystusa: Miłujcie się wzajemnie jak Ja was umiłowałem.[2]

Amen


[1] Łk 2. 32.

[2] Por. J 13, 34.

 

 

 

 

Boże Narodzenie, ogólne 2020

 

 

 

Siostry i Bracia – tegoroczne Święta Bożego Narodzenia to głównie czas pandemicznej rzeczywistości, w której strach i rozsądkowy przymus zamykają ludzi na innych, przerywając wiele więzi. A jednak jest to także czas kiedy „ogień krzepnie”, „moc truchleje” i „ma granice Nieskończony”; to czas, w którym Chrystus, stawszy się Człowiekiem, przychodzi do ludzi, by w boskim świetle ukazać im to, czego dotąd szukali po omacku, w ciemności.

 

Światło i ciemność, przeciwności, których tak bardzo doświadczamy. Ten mrok jednak, to ciemność, która jaśnieje rozpraszana Światłem Bożego Narodzenia, Światłością, która w „ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”.[1] W tym miejscu przychodzi na myśl maj 2006 r. i pielgrzymka Benedykta XVI do Polski. Była ona połączona z wizytą papieża w hitlerowskim obozie Auschwitz-Birkenau. Tej obecności towarzyszyły ciężkie, ołowiane chmury i płaczące obfitym deszczem niebo. Gdy jednak Ojciec święty wypowiedział pod ścianą śmierci słowa modlitwy, rozpoczynając je cytatem z pacierza żydowskiego rabina: „Boże gdzie byłeś, gdy to wszystko się działo”, stała się rzecz niezwykła, jakby z miejsca niebiosa udzieliły swej odpowiedzi. Nagły wiatr rozpędził owe chmury, a na niebie ukazało się słońce i wycinek łuku tęczy, łączący niebo z ziemią. Ważny jest ten wycinek tęczy, który w symbolice chrześcijańskiej oznacza wcielenie Syna Bożego. Światłość, która w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.

 

I jak bardzo ciepłe to Święta! Odwołując się do porządku serca, wskazują granice ludzkiego rozumu, który staje się bezsilny tam, gdzie rozpoczyna się logika Bożej Miłości, w której Bóg mówi do człowieka przez swoje ludzkie serce, które przebite na krzyżu stało się symbolem największej miłości. Święta Bożego Narodzenia zwiastują więc radość i nadchodzące zwycięstwo nad śmiercią, którego dokona narodzony Chrystusa!

 

Te święta dają nam – Bracia i Siostry – niepowtarzalną szansę odnalezienia Boga, a przez Niego odnalezienia siebie. Te święta dają nam moc rozwiązania naszych najgłębiej skrywanych problemów, których nie potrafiliśmy dotąd rozwiązać, a które przerastając nas, przygnębiają i przerażają nasze ludzkie serca. W te święta bowiem na nowo przemawia do nas Bóg przez Swego Narodzonego Syna, który stał się człowiekiem, zbratał się z krwią, by przezwyciężyć nasze lęki, nasze ciemności, słabości i śmierć. On, który JEST DROGĄ I PRAWDĄ I ŻYCIEM.

 

Wiara w narodzonego Boga. Wiara w obecność Chrystusa wśród nas! Oto – Siostry i Bracia – przesłanie tych świąt, oto przesłanie dnia narodzin Jezusa Chrystusa!

 

Idźmy więc i my, każdy z nas, na spotkanie z narodzonym Jezusem. Idźmy zachęceni Jego ewangelią, ale też radością i ciepłem Bożego Narodzenia. Idźmy do dzisiejszego świata, by w nim szukać Narodzonego Boga. Idźmy, bo Bóg się narodził zwiastując „na ziemi pokój ludziom w których sobie upodobał”.[2]

 

Amen.

 

 


[1] J 1,5.

[2] Łk 2,14

 

4. Adwentu, B 2020

 

 

Bracia i Siostry – Dzisiaj jesteśmy świadkami najważniejszego momentu adwentowego dramatu, w którym występują jego główne postaci: Bóg, Anioł, Dziewica Maryja, a nieco z tyłu, jakby w tle, mąż Maryi Józef. Ewangelista nie podaje zbędnych szczegółów, nie podaje daty zwiastowania, ograniczając się do stwierdzenia, że „W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja”.[1] Domyślamy się tylko, że ten szósty miesiąc, to czas miniony od poczęcia Jana Chrzciciela.

 

Wyjaśnić jeszcze trzeba żydowską tradycję zaślubin. Według niej, od zaręczyn do sprowadzenia małżonki do domu męża musiał upłynąć rok. W sensie jednak prawnym narzeczona była żoną. Stąd i Maryja była małżonką Józefa, choć jeszcze nie mieszkali razem.

 

Wróćmy jednak do rozgrywającego się dramatu. Oto zwiastowanie i chwila zastanowienia Maryi: „co miałoby znaczyć to pozdrowienie?[2]i dalej Jej refleksja nad słowami anioła: „pełna łaski”,[3] bo tak nazwał Maryję Archanioł Gabriel.

 

Pełna łaski – to znaczy pełna Boga, wolna od jakiegokolwiek grzechu. Potem następuje już tylko wyjaśnienie: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię, dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym”.[4] Dalej jest już tylko pełna pokory i wiary odpowiedź Maryi: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa”.[5]

 

Tak oto Maryja przedłuża, ale i w jakimś sensie kończy cały szereg powołanych Bożych wybrańców, od Abrahama począwszy. Wśród nich w historii zbawienia, jako przodek Jezusa wymieniany jest król Dawid.

 

Ale w tej historii może odnaleźć się i każdy z nas, bo przecież ona i nas dotyczy, gdyż i my jesteśmy wybrani i powołani, i każdy z nas bierze udział w dramacie zbawiania człowieka przez Boga, a więc w ostatecznym adwencie, jakim jest czas naszego osobistego oczekiwania.

 

Jakie są więc – Bracia i Siostry – nasze odpowiedzi udzielane Bogu; jaka jest moja odpowiedź? Czy umiem zdobywać się na pokorę rozumianą jako świadomość własnej niedoskonałości? Zechciejmy pomyśleć, tak jak Maryja, co znaczy dla mnie Boże pozdrowienie i ta prawda, że Bóg przychodzi, by mnie zbawić, że mnie zaprasza do współpracy, stawiając przede mną konkretne zadania, które mogę podjąć, albo je odrzucić.

 

Pomyślmy dzisiaj, tak jak Maryja, co ja konkretnie zrobię: dzisiaj, jutro, za tydzień, co zrobię, by mój adwent zakończył się radością Bożego Narodzenia.

 

Amen.

 

 


[1] Łk 1,26-27.

[2] tamże, 1,29.

[3] tamże, 1,28.

[4] tamże, 1,35.

[5] tamże, 1,38.

 

 

3 Adwentu, B

Bracia i Siostry – jakże inny jest tembr dzisiejszych czytań, które brzmią jak trzyczęściowa pieśń radosna, w durowej tonacji. Wpierw jest to radość proroka Izajasza, który w ukazanej mu przez Boga wizji, ujrzał czas mesjańskiego spełnienia. Stąd jego entuzjastyczne wołanie: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości…”.[1] A wtóruje mu święty Paweł Apostoł w odczytywanym dzisiaj fragmencie z Pierwszego Listu do Tesaloniczan: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. (…), taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was”.[2] Powtórzmy: radujemy się w Jezusie Chrystusie, którego obecność wśród ludu, w ewangelicznym zapisie świętego Jana Apostoła, pieczętuje „człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego”.[3]

Trzy czytania, których słuchamy w trzecią już niedzielę Adwentu, nazywaną ze względu na ich charakter łacińskim słowem „Gaudete”, co dosłownie znaczy: „radujcie się”. Słowo to jest więc swoistym imperatywem, zachętą i wezwanie do radości, które sam Pan Bóg kieruje dziś do każdego człowieka, każdego z nas.

Czy znaczy to zatem, że możemy już sobie odpuścić to nieznośne dla wielu, bo przypominające nam nasze grzechy i winy pokutne wezwanie: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki?[4] Na pewno nie, gdyż jest to głos, który jest stałym wzywaniem ludzi do nawrócenia, do szukania prawdy i pełni, która wymaga od człowieka zmiany życia na lepsze, a więc na życie pozbawione pychy, gniewu, złości i zrodzonej z nich nienawiści, życie wolne od zazdrości, braku cierpliwości, bezwstydu, pamiętliwości zła i doznanych krzywd połączonej z nieumiejętnością przebaczania.[5] To dlatego wezwanie to pozostaje niezmienne i jest na trwałe wpisane w powołanie każdego człowieka, szczególnie zaś ucznia Chrystusa. Dodajmy też, że jest ono na wskroś pozytywne, bo w swej istocie wzywa nas do miłości, która ma swoje źródło w przychodzącym i zbawiającym człowieka Bogu, żyjącym wśród nas w swoim Synu, obecnym w Eucharystii, w żywym słowie i na ołtarzu pod postaciami chleba i wina i dalej, w tabernakulum, gdzie nieustannie trwa.[6] W tym sensie miłość zniewala samego Boga, ale i zobowiązuje człowieka do takiej samej miłości, o której na co dzień mówi nam krzyż Chrystusa.

Przyjmijmy przeto przesłanie trzeciej niedzieli Adwentu i szukajmy radości w spełnianiu dobra, z którego wypływa miłość. Ta miłość, która swoje źródło ma w samym Bogu, który jest Miłością.

Amen

 


[1] Iz 61, 10.

[2] 1Tes 5, 16-18.

[3] J 1, 6-7.

[4] Mk 1, 3.

[5] Por. 1Kor 13, 4-11, i dalej 1-13. .

[6] Patrz wyżej.

 

2. Adwentu B, 2020

Siostry i Bracia – Pierwsze czytanie z Księgi Proroka Izajasza nawiązuje do sytuacji Narodu Wybranego w niewoli babilońskiej, w którą popadł on w skutek odejścia od Boga przez grzechy niewierności. Po długotrwałym zniewoleniu, które w ludzkim rozumieniu było karą za te grzechy, prorok zapowiada wyzwolenie i oczyszczenie narodu. Stąd jego radosne wołanie: „Pocieszcie, pocieszcie mój lud – mówi wasz Bóg (…), Zabrzmijcie radosnym śpiewem, wszystkie ruiny Jeruzalem! Bo Pan pocieszył swój lud, odkupił Jeruzalem”.[1] A tym pocieszeniem był upadek Imperium Babilońskiego i, wydany w roku 538 przed Chr. dekret Cyrusa, wyzwalający Izraelitów. Oznaczał on zgodę na ich powrót do ojczyzny i odbudowę jerozolimskiej świątyni Jedynego Boga. W ten sposób władca Babilończyków, Cyrus, stał się narzędziem w rękach Boga i znalazł swe miejsce w Jego zbawczym planie.

Ostateczne wyzwolenie ludu Bożego, w ewangelicznym zapisie św. Marka, rozpoczęło się jednak w czasach mesjańskich wystąpieniem Jana Chrzciciela, przygotowującego drogę Panu na pustyni.[2] Samo jednak rozumienie Ewangelii jako dobrej nowiny sprawia, że jej przesłanie jest wezwaniem powszechnym, skierowanym do całej ludzkości, a więc ludzi wszystkich czasów.

W tym miejscu dochodzimy do naszego dzisiaj i do nas, współczesnych Polaków, odnajdując wszystkie analogie – podobieństwa tego, co przeżywamy, do życia Izraelitów sprzed niewoli i z czasu jej trwania. Dzisiaj są to nasze uzależnienia od tego świata[3] i jego ideologii, wraz z żądaniem totalnej wolności i całkowitej autonomii człowieka nad sobą samym. To między innymi głośne obecnie żądanie prawa do aborcji, nazywanego tutaj prawem kobiet do samostanowienia. Zapomina się jednak i milczy o tym, że poczęte dziecko jest owocem, konsekwencją wyboru dokonanego już przed jego poczęciem. Zapominana się też o prawie tak poczętego człowieka – dziecka do życia, choć w świetle prawa może być ono dziedzicem, spadkobiercą. Te i inne żądania, tak pojętej wolności, łączą się z programowym odrzucaniem Boga, obecnym w nachalnej narracji różnych środowisk, określających się jako świeckie, czy laickie. Musimy być tego świadomi. Ale to też i nasze grzechy, także tych osób, które zapominają o rozdziale Kościoła i państwa, w skutek czego polityka szerokimi drzwiami wchodzi do niektórych świątyń. To wreszcie nasze niemrawe świadectwa, jakby brakowało nam odwagi, by swoim życiem głosić Chrystusa. Są to – Bracia i Siostry – tylko niektóre problemy z wielu, o których musimy mówić, by to, co złe zmienić i w ten sposób oczekiwać przychodzącego Pana.

Gdy zaś On nadejdzie, nastąpi ostateczne rozwiązanie, jak uczy św. Piotr w drugim czytaniu: według obietnicy, oczekujemy nowego nieba i nowej ziemi, w których zamieszka sprawiedliwość. Dlatego, umiłowani, starajcie się, aby On was znalazł bez plamy i skazy[4] Szukajmy więc dobra i wzrastajmy we wzajemnej życzliwości i miłości, wołając do Boga, jak psalmista: „Okaż swą łaskę i daj nam zbawienie”.[5]

Amen

 


[1] Iz 40, 1 i 52 ,9.

[2] Por. Mk 1, 3.

[3] Por. J 12, 31; 14, 30 i 16, 11.

[4] 2 P 3, 13-14.

[5] Ps 85 (84), 8.

 

Adwent 1. B, 2020

Bracia i Siostry – tegoroczny Adwent rozpoczyna się w iście apokaliptycznej atmosferze. I trzeba tu mieć na myśli nie radosny aspekt oczekiwania Pana, ale ten pełen niepokoju, pandemiczny, wywołujący lęk przed zarazą i szalejącą wokół w jej wyniku śmiercią oraz ten narastający z powodu zgorszeń i pojawiającej się erozji Kościoła. Możemy bowiem pytać dlaczego tylu młodych ludzi odchodzi z Kościoła, dlaczego tak wielu dokonuje aktów apostazji, składając deklaracje o swoim odejściu, dlaczego młodzież wypisuje się z katechezy wbrew, czy też za zgodą swoich rodziców, skąd wreszcie bierze się tyle goryczy i rodzących się z niej ataków na Kościół i jego przedstawicieli zarówno duchownych jak i świeckich.

Odpowiedź na te wątpliwości – pytania daje nam Pan Bóg już w pierwszym czytaniu z proroka Izajasza: „Czemu o Panie pozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serca nasze stają się nieczułe na bojaźń przed Tobą”.[1] I dalej: „Staliśmy się od dawna jak ci (…) którzy nie noszą Twego imienia. (…). My wszyscy byliśmy skalani, (…) opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher”.[2]

Także Pan Jezus, w kontekście oczekiwania mówi o zgorszeniach i trudnych czasach czekających Jego uczniów: „Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie”.[3]

Dlatego Siostry i Bracia wszyscy musimy zacząć nawrócenie od siebie i wołać tak, jak prorok „Ty, Panie, jesteś naszym Ojcem, Odkupiciel nasz – to Twoje imię odwieczne” i błagać jak psalmista: „Odnów nas, Boże, i daj nam zbawienie”.[4] Wszyscy musimy wołać, bo nasze świadectwo utraciło swą siłę, bo nasz przykład dawany innym tak często jest martwy i dlatego nie działa, nie wychowuje młodych, którzy na własną rękę, wiele razy zdani tylko na siebie i Internet z najróżniejszymi obecnymi tam, nie zawsze dobrymi treściami oraz działającymi forami, szukają własnych dróg życia, niejako po omacku.[5] A my, chrześcijanie, dalej toniemy w egoizmie i pysze, w sporach i kłótniach, żyjąc tak, jak byśmy sami byli bogami i nie obowiązywały nas żadne Boże przykazania.

To dlatego dzisiaj słyszymy tak mocne słowa Chrystusa, także te o czuwaniu i gotowości na spotkanie z Panem, bo nie znamy dnia Jego powrotu, „By niespodziewanie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, do wszystkich mówię: Czuwajcie”.[6] To mówi Pan, który jak pisze św. Paweł „…będzie was umacniał aż do końca”,[7] jeśli zwrócimy się ku Niemu i otworzymy dla Niego nasze serca.

 

Amen

 


[1] Iz 63, 17.

[2] Tamże, 63, 19 i 64, 5.

[3] Mt 18, 7.

[4] Iz 63, 16 i por. Ps 80 (79).

[5] Por. Dz 17, 27.

[6] Mk 13, 36-37.

[7] 1 Kor 1,

 

Chrystusa Króla, A

 

Bracia i Siostry – Uroczystość Chrystusa Króla kończąc kolejny rok liturgiczny, rozumiany jako dążenie człowieka do spotkania z Bogiem, przypomina nam i tę prawdę, że Bóg Który jest naszym Ojcem, jest także naszym Sędzią. Dziś myślimy więc też o rzeczach ostatecznych, z którymi nieodłącznie związana jest śmierć, ale i zmartwychwstanie łączone z powtórnym przyjściem Chrystusa. To właśnie obraz sądu nad ludźmi przywołuje Pan Jezus w odczytywanej dzisiaj Ewangelii, mówiąc o swoim przyjściu w chwale, o zgromadzeniu przed Nim wszystkich narodów i o oddzielaniu jednych od drugich,[1] tak: „jak pasterz oddziela owce od kozłów”.[2]

To w tym kontekście raz jeszcze uczy nas Chrystus, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje życie, bo przed Bogiem będzie musiał zdać sprawę z tego, co z tym życiem zrobił. Jak radosne i zachęcające jest w tym momencie zaproszenie przychodzącego Pana: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźmijcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść…”.[3] Ale i jak tragiczne są słowa wyroku: „Idźcie przecz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem spragniony, a nie daliście Mi pić”.[4]

Bóg jednak nie przestaje kochać człowieka, który umarł w skutek grzechu i dlatego wielokrotnie daje każdemu szansę nawrócenia. Dziś mówi nam o tym przez proroka Ezechiela: „Oto ja (...)będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę (...) Ja sam będę pasł moje owce (...) zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie”.[5]

Należeć do Boga, należeć do Chrystusa „w czasie Jego przyjścia”.[6] Oto Bracia i Siostry cel naszego oczekiwania, oto sens naszego adwentu:

Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;

byłem spragniony, a daliście Mi pić;

byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;

byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;

byłem chory, a odwiedziliście Mnie;

byłem we więzieniu, a przyszliście do Mnie”.[7]

Dzisiaj, w kontekście tej Ewangelii, musi nas zaskakiwać pytanie zadawane zarówno przez zbawionych jaki i odrzuconych: Panie kiedy widzieliśmy Cię, głodnym, spragnionym, albo w jakiejkolwiek innej potrzebie? Powtórzmy, pytanie to musi i nas zaskakiwać, bo jest ono problem także naszej, wymykającej się nam chrześcijańskiej świadomości. A przecież wypływa ona z jednoznacznych słów Chrystusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, Mnieście uczynili”. To słowa Jezusa Chrystusa, naszego Króla i Sędziego, którego mamy oczekiwać, będąc Jego świadkami. Tylko bowiem takie oczekiwanie pozwoli nam z ufnym sercem wołać: Marana tha, przyjdź Panie Jezu.

Amen.

 


[1] Mt 25, 31-33.

[2] Tamże, por. też Ez 34,17.

[3] Mt 25,34.

[4] Tamże, 25,41.

[5] Ez 34, 11. 15-16.

[6] Tamże, 15,23.

[7] Mt 25,35-36.

33 niedziela zwykła A, 2020

 

Bracia i Siostry – Usłyszeliśmy przed chwilą przypowieść o talentach, wydawałoby się tak oczywistą, że nie wymagającą komentarza. Tymczasem uważnemu słuchaczowi od razu nasuwa się skojarzenie z odczytaną w ubiegłą niedzielę Ewangelią o pannach mądrych i głupich, oczekujących na Oblubieńca. Wyjeżdżający w podróż pan, powierzając sługom talenty, oczekuje odpowiedzialności za nie, wyrażającej się także w pomnożeniu ich wartości.

Talenty o których dziś mowa, podobnie jak oliwa z poprzedniej przypowieści, są symbolem siły duchowej człowieka i jego bogactwa w postaci obfitości spełnianego dobra. To także sprawa kultury osobistej i tego wszystkiego kim każdy z nas się staje przez pracę nad sobą i wysiłek poszerzania serca w kierunku bliźnich, co oznacza wysiłek bycia lepszym człowiekiem. I ta wewnętrzność człowieka, jego duchowość ciągle doskonalona i wzbogacana, jest odpowiedzią na własne powołanie, którym obdarzył go Bóg. Jest pomnażanym talentem.

Podkreślona w przypowieści czasowa nieobecności Gospodarza uświadamia z kolei, że to pomnażanie dobra musi dokonywać się w atmosferze czuwania i oczekiwania na powrót Chrystusa, który ukrywa się pod postacią udającego się w podróż Pana. To także – Siostry i Bracia – świadomość upływu czasu i przemijania, świadomość, która jest przecież codziennym doświadczeniem człowieka, każdego z nas. A łączy się ono z pytaniem o sens życia i jego znaczenie, łączy się wreszcie z pytaniem o ludzką wolność i godność, i o Boga, Który jest ich gwarantem. Ilu ludzi we współczesnym świecie zapomina o tym i żyje tak, jakby doświadczenie przemijania ich nie dotyczyło!

W taki oto sposób, odrzucając Chrystusa, Który wyzwolił nas ku wolności,[1] popadają w nową niewolę, uzależniając się od różnych spraw i rzeczy, z których żadna nie jest w stanie dać komukolwiek z nas i żadnemu człowiekowi wewnętrznego pokoju i wewnętrznego bogactwa, rozumianego jako ewangeliczny talent, symbol ludzkiego spełnienia.

Powołanie człowieka pochodzi bowiem od Boga, pochodzi od Jezusa, Który dla naszego zbawienia stał się Człowiekiem. To dlatego nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa, więcej, sam człowiek nie może zrozumieć siebie bez Chrystusa. Bo On i tylko On, jest gwarantem naszej godności, On i tylko On pozwala nam być wewnętrznie spełnionymi i wewnętrznie bogatymi.

Módlmy się więc i prośmy Boga o wewnętrzną moc dla nas wszystkich, dla naszych bliskich i przyjaciół i dla każdego z ludzi, i prośmy też o to, byśmy na nowo nauczyli się żyć w poczuciu oczekiwania na spotkanie z Bogiem.

Amen.


[1] Por. Ga 5,1.

32 zwykła A,

Jakże inna jest – Siostry i Bracia – atmosfera listopada, jesiennego miesiąca. Dni stają się najkrótszymi w roku, wiatr strąca ostatnie liście, a ludzie wraz z całą przyrodą przygotowują się do przetrwania zimy. W ten listopadowy czas wpisują się dzisiaj trwająca pandemia i wyrastające z rozlicznych sporów niepokoje społeczne, także te zrodzone z ludzkiej pokusy bycia jako człowiek panem życia i śmierci. Jest to jednak i czas refleksji człowieka, który obdarzony wolnością, zastanawia się nad sensem życia, a w miarę przemijania lat odczuwa własną odpowiedzialność za przeżyte dni.

Dla chrześcijan refleksja ta wiąże się z przypomnianym w pierwszym czytaniu miłowaniem mądrości, która „jest wspaniała i niewiędnąca”,[1] gdyż swoje źródło ma w Bogu, w pełni objawionym w Jezusie Chrystusie. Tę  prawdę z kolei przypomina święty Paweł w odczytanym fragmencie Pierwszego Listu do Tesaloniczan: „Nie chcemy bracia waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim”.[2]

Także Pan Jezus, w ewangelicznej przypowieści o pannach mądrych i głupich, mówi o życiu człowieka, które, by było odpowiedzialne, musi się łączyć z gotowością na spotkanie z Panem. W przypowieści zostaje On nazwany Oblubieńcem, co podkreśla wyjątkowość tego spotkania i jego rangę; dla każdego bowiem człowieka winno stać się ono najważniejszym wydarzeniem w życiu. Dodać trzeba, że głupim w znaczeniu biblijnym nie jest człowiek upośledzony, ale ten, który ze swego serca usunął Boga. Stąd oliwa jest tu symbolem siły duchowej, spełnianego dobra i wewnętrznego bogactwa człowieka, ale również – ponieważ płonęła w lampkach – symbolem światła, tego światła, którym poprzez wysiłek miłowania braci ma być każdy uczeń Chrystusa, zgodnie ze słowami Pana o soli dla ziemi i świetle świata. A słowa te brzmią jak polecenie. Chrystus mówi bowiem: „Wy jesteście solą dla ziemi (...). Wy jesteście światłem świata (...). Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.[3]

Pan Jezus uczy więc jak ma wyglądać życie Jego  uczniów, a panny mądre i głupie oznaczają dwie postawy przyjmowane przez chrześcijan. Wszyscy bowiem wiedzą o mającym nadejść Oblubieńcu – w przypowieści na spotkanie z nim idą przecież i panny głupie, ale tylko mądre były do tego spotkania przygotowane!

Te postawy odkrywamy również wśród nas. I tak są chrześcijanie, którzy starają się wypełniać przykazania, kochać Boga i ludzi, a jeśli im się zdarzy wybrać zło grzechu, próbują to naprawić i zmienić swoje życie. Są jednak i tacy, którzy wyznając zasadę „jakoś to będzie” nie podejmują wysiłku nawracania się. Liczą przy tym, jak panny głupie, że gdy nadejdzie czas spotkania z Oblubieńcem, ktoś pożyczy im oliwy.

Tymczasem Mądrość, która jest źródłem szczęścia i czeka u drzwi, Mądrość, którą w Biblii uosabia Bóg, „łatwo (...) dostrzegą, którzy ją miłują, i ci ją znajdą, którzy jej szukają”.[4]

Bracia i Siostry – pomyślmy przeto: jakim jestem uczniem Chrystusa? Czy czerpię z Mądrości, którą objawia mi Bóg? I dalej – konsekwentnie – jak współżyję z ludźmi, jak żyję w rodzinie i jakim jestem człowiekiem?

Amen.

 


[1] Mdr 6,12.

[2] 1Tes 4,13-14.

[3] Mt 5,13-16.

[4] Mdr 6,12.

Wszystkich Świętych

Siostry i Bracia – W Dzień Wszystkich Świętych słyszymy z ust Chrystusa zaproszenie do udziału w szczęściu samego Boga. Tak bowiem należy rozumieć wezwanie kończące Jezusowe „Błogosławieństwa”, zapisane w Ewangelii przez św. Mateusza: „Bądźcie więc i wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.[1]

I jest to zaproszenie wyjątkowe, zostało bowiem ogłoszone  przez Boga, który w pełni objawił się w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Stąd nie przypomina ono ludzkich obietnic życia szczęśliwego, opartego na dobrach materialnych, a więc na tym, co jest nietrwałe, bo przemija.

Chrystus objawia ludziom Królestwo, gdzie rządzą inne prawa, gdzie szczęścia nie niszczy śmierć, gdzie każda radość jest prawdziwa, bo nie ma końca. To królestwo daje nam Bóg. Założył je dla tych, którzy spełnią jeden tylko warunek, od początku związany z głoszeniem Ewangelii. Przypomina go Ewangelista: „Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie»”.[2]

Nawrócenie to musi być jednak radykalne, stąd słyszymy: błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy pragną sprawiedliwości, błogosławieni czystego serca, błogosławieni, którzy wprowadzają pokój i cierpią dla sprawiedliwości. Zauważmy, błogosławieństwa nie przekreślają niczego, co w tym świecie jest dobre i piękne, a ludziom przynosi radość i szczęście. One tylko odnosząc wszystko do Stwórcy, ustawiają sprawy ludzkie we właściwej relacji do wartości najwyższej, którą jest Bóg i Jego Osobowa Miłość.

Możemy pytać, jak więc żyć we współczesnym świecie, świecie pełnym zagrożeń, w tym ciemności i zwątpienia. Przykładem  zawstydzającym każdego z nas może być Carlo Acutis, zaledwie piętnastoletni chłopiec, od 10. października tego roku Błogosławiony. Ten młody człowiek od wczesnych lat w centrum swego życia stawiał Boga, kochał Chrystusa obecnego w Eucharystii, którego od 7. roku życia codziennie przyjmował i kochał ludzi, szczególnie biednych i bezdomnych z którymi potrafił również dzielić się jedzeniem i swym kieszonkowym. Przy tym był zwyczajnym chłopcem: grał w piłkę, w gry komputerowe i, jak świadczą ci którzy Go znali, był geniuszem Internetu; w nim ewangelizował ludzi, choćby tworząc znane na całym świecie strony internetowe o cudach eucharystycznych, czy objawieniach Maryjnych. Dwa miesiące przed nagłą chorobą, gdy pytano go kim będzie, odpowiedział że jego przeznaczeniem jest umrzeć, a wnet gdy nadszedł ten czas wyznał: „Umieram szczęśliwy, że ani minuty życia nie zmarnowałem na to, co nie podoba się Bogu”. Dojrzały owoc Bożej Miłości.

Przyjmijmy – Siostry i Bracia – przesłanie Słowa Bożego i dnia Wszystkich Świętych. Ten dzień przypomina nam nasze powołanie do świętości. Świętości, która rodzi się w człowieku zjednoczonym z Bogiem w Jezusie Chrystusie i wydaje w nim owoce nawrócenia, ów ewangeliczny plon stokrotny, sześćdziesięciokrotny, czy trzydziestokrotny. Kto ma uszy niechaj słucha.[3]

Amen


[1] Mt 5,48.

[2] Tamże 4,17

[3] Por. Tamże, 13, 8-9.

30 zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – Słuchając dzisiaj Księgi Wyjścia powiemyJak ludzki” jest odczytany fragment tej Księgi: „nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami...”,[1]nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty”.[2] A jest on takim, bo jednocześnie jest tak bardzo Boski! Ile bowiem troski o człowieka zawiera się w tym wszystkim, co Bóg mówi o cudzoziemcach, o bezbronnych, ubogich i zmuszonych do pożyczania pieniędzy.

I to właśnie prawo, Boże prawo, którym winien kierować się w swym życiu człowiek, stało się przedmiotem podjętej przez faryzeuszy kolejnej próby postawienia Jezusa w trudnej sytuacji. Zebrali się oni razem, „a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał wystawiając Go na próbę: <: Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?>[3]

Odpowiedź Pana Jezusa, utożsamiająca prawo miłości Boga z miłością do każdego człowieka, wydać się może zaskakująca! Świadczy ona bowiem o tym, że słowo „bliźni” nabrało charakteru uniwersalnego, powszechnego, bo w nauce Ewangelii – choćby przywołać przypowieść o miłosiernym Samarytaninie – naszym bliźnim jest każdy człowiek, zwłaszcza potrzebujący.

Tak oto Zbawiciel przykazanie miłości bliźniego umieścił obok przykazania miłości Boga. Mówi o tym wprost: „Drugie podobne jest do niego: <Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego>”.[4] Będziesz miłować swoją żonę, swego męża, swoich bliskich i każdego człowieka, swego bliźniego. Dla każdego będziesz życzliwy, nikogo nie odrzucisz, przed nikim w potrzebie nie zamkniesz drzwi, nikomu nie będziesz złorzeczył, choćby był to ktoś, kto sprawił tobie przykrość. I nikim nie będziesz gardził, nawet gdyby to był brudny i odrażający pijak, czy narkoman, albo cuchnący bezdomny. Po prostu: „Będziesz miłował!

Bezkompromisowość Ewangelii. A głosi ją Ten, który kochając człowieka stał się jednym z ludzi, by oddać im swoje życie. Głosi ją ten, Który do końca nas umiłował i jako wcielony Bóg, który jest Miłością, poniżony i zhańbiony przez ludzi, dla nas umarł na krzyżu. Umarł, by każdemu dać możliwość przezwyciężenia zła i ciemności śmierci. Umarł i zmartwychwstał byśmy, przez miłość właśnie, w Nim mogli zmartwychwstać, bo kto nie miłuje trwa w śmierci![5]

Siostro i Bracie – Będziesz miłować Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego, jak siebie samego. „Na tych [bowiem] dwóch przykazaniach opiera się całe prawo i Prorocy”.[6] To mówi Pan.

Amen.

 


[1] Wj 22,20.

[2] Tamże, 22,21.

[3] Mt, 22,36.

[4] Tamże, 22,39.

[5] Por. 1J 3,14.

[6] Mt. 22,40.

29 niedziela zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – odczytana Ewangelia przywołuje przedziwną sytuację. Przypomina ona bardzo nasze dylematy, gdy zastanawiamy się nad tym aspektem życia, który łączy się z polityką i funkcjonowaniem państwa, zwłaszcza teraz, w czasie pandemii i związanymi z nią licznymi ograniczeniami.

W Ewangelii okazją do tej sytuacji stała się pozornie zwykła rozmowa. Okazało się, że faryzeusze wysłali do Jezusa ludzi, pośród których byli ich uczniowie i zwolennicy Heroda. Mieli oni „przyłapać Go na słowie[1] i w ten sposób skompromitować. Jeśli bowiem Zbawiciel odpowie „tak”, zostanie przez nich oskarżony o kolaborację z okupantem, którym dla Izraelitów byli Rzymianie. Jeśli odpowie „nie”, zwolennicy Heroda uznają Go za buntownika. Iście szatański pomysł i diabelska pułapka!

Pan Jezus jednak zniweczył ten chytry podstęp. Wpierw zwrócił uwagę na napis i portret, które znajdowały się na monecie podatkowej, a po stwierdzeniu, że należą „do Cezara”, odpowiedział: „oddajcie więc Cezarowi to, co jest cesarskie, a Bogu to, co jest boskie”.[2] Z zakończenia tej sceny wiemy, że wysłannicy faryzeuszów usłyszawszy to, zmieszali się i odeszli.

Dotykamy tutaj delikatnej sprawy sprawowania przez Stwórcę władzy nad światem. Już pierwsze czytanie uświadamia nam, że Bóg sprawuje tę władzę przede wszystkim w sposób duchowy, ale może ją sprawować i przez ludzi, którzy w ostatecznym rozrachunku Mu służą. Tak było przecież w przypadku Cyrusa, króla Persów, który przywracając Izraelitom wolność i pomagając odbudować świątynię, stał się narzędziem w rękach Boga. Mówi o tym prorok Izajasz. To dlatego właśnie, choć Cezar był znakiem zniewolenia Izraela, nie tylko można, ale nawet trzeba płacić podatek, co w objawionym przez Jezusa Chrystusa porządku oznacza, że Jego uczniowie winni uznać państwo i angażować się w polepszanie porządku świata, któremu na pewno nie służą anarchia i stawianie prywaty ponad dobro ogółu.

W jednym tylko wypadku uczeń Chrystusa może cofnąć państwu wotum zaufania i powiedzieć władzy „nie”. Ma to miejsce wówczas, gdy państwo zajmuje miejsce Boga, bo chce sprawować władzę absolutną, która nie szanuje praw jednostek do wolności i sprawiedliwego prawa.

Tyle – Bracia i Siostry – mówi nam w tej sprawie Ewangelia. Mamy więc wiele możliwych wyborów i działań. Uczeń Chrystusa musi jednak starać się je rozwiązywać wraz z innymi ludźmi, ale zawsze kierując się wspólnym dobrem, prawdą i miłością. A wtedy Pan będzie z nim i przy nim; zawsze i wszędzie.

Amen


[1] Mt 22,15., por. tłum. Biblia Towarzystwa Świętego Pawła.

[2] Tamże, 22,21.

 

28 niedziela zwykła A

Bracia i Siostry – Symboliczny obraz uczty z pierwszego czytania jest kuszący, bo to sam Bóg przygotowuje dla wszystkich narodów ucztę z  mięsa i win wybornych![1]

Jest jednak coś, co odróżnia tę Bożą obietnicę, zwłaszcza zaś dotyczącą otarcia łez i zniszczenia śmierci przez zdarcie śmiertelnego całunu okrywającego wszystkie narody,[2] od obietnic wszystkich samozwańczych proroków i głosicieli nierealnych utopii. Boże obietnice bowiem stały się faktem w osobie Jezusa Chrystusa.

Uświadamia nam to Pan Jezus w wygłoszonej dziś Ewangelii, w której jest mowa o wyprawionej przez króla uczcie, nawiązującej do starotestamentalnej symboliki pierwszego czytania z proroka Izajasza. W przypowieści tej król musi jednak posłać sługi na rozstaje dróg, by tam zapraszać przypadkowych przechodniów, bo zaproszeni goście odmówili przyjścia. Odmowa ta jest aluzją do odrzucenia przez Naród Wybrany Jezusa jako Mesjasza, namaszczonego przez Boga Chrystusa. W ten sposób ci, którzy byli pierwszymi, stali się ostatnimi, a ich miejsce zajęli poganie. Oto Boża ekonomia, oto Boża perspektywa, którą dzisiaj objawia nam Bóg!

Czy jednak zaproszenie nas, współczesnych chrześcijan jest nieodwołalne? Czy dzisiaj my, chrześcijanie dwudziestego pierwszego wieku, możemy niczym się nie przejmować, spać spokojnie i nie robić nic w kwestii bycia uczniami Chrystusa, bo zostaliśmy już zaproszeni na ucztę?! Otóż – Siostry i Bracia – na pewno nie! I dla nas bowiem przypowieść ta jest ważną przestrogą. Przecież między nowo zaproszonymi znalazł się i taki, który nie był przygotowany, gdyż nie miał odpowiedniej szaty, bo sercem i myślami był gdzie indziej, pozostając zamknięty w swoim wyłącznie świecie. Czy więc możemy się dziwić, że król wyrzucił tego, co przyszedł na uroczystą ucztę jak do lichego baru?

Dzisiaj my jesteśmy na uczcie, uczcie eucharystycznej, która jest na ziemi spełnieniem Bożych obietnic w Jezusie Chrystusie. Stąd i do nas odnosi się pytanie: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś?[3] I nie chodzi tu o naszą obecność w tym kościele, ale o to jak tu jesteśmy i z czym jako chrześcijanie przyszliśmy. W tym znaczeniu szata godowa, o której mowa w przypowieści, jest symbolem naszej miłości, naszego miłosierdzia, i spełnianego dobra. Boga bowiem mamy czcić nie tylko słowami, ale tak, jak przy studni Jakubowej Pan Jezus powiedział Samarytance: Boga mamy czcićw Duchu i prawdzie”.[4]

Amen


[1] Por. Iz 25,6.

[2] Tamże, 25,7-8.

[3] Por. Mt22,12.

[4] Por. J 4,23

27 niedziela zwykła A

 

Bracia i Siostry – Przypowieść „O przewrotnych rolnikach[1] w pierwszym rzędzie odnosi się do Narodu Wybranego, do Izraela, który wielokrotnie zachowywał się wobec Boga tak, jak dzierżawiący winnicę rolnicy wobec jej właściciela.

To dlatego symbolika postaci występujących w tej przypowieści jest oczywista. Wysyłani przez gospodarza słudzy to przede wszystkim prorocy, których posłanie i misja nie zawsze były przez Naród Wybrany akceptowane. Wielu też proroków zabito, nie chcąc słuchać tego, co Bóg – przez nich właśnie – mówił swojemu ludowi. Przewrotni dzierżawcy, symbolizujący te właśnie ludzkie postawy, posuwają się jednak dalej: zobaczywszy dziedzica, Syna Gospodarza, postanowili go zabić.[2] To dlatego reakcja Boża na tę kolejną niegodziwość jest jednoznaczna – Królestwo będzie im zabrane i dane narodowi, który wyda owoce nawrócenia![3]

Obraz ukazany przez świętego Mateusza w odczytanej dziś Ewangelii jest właściwie jasny i nie wymagałby komentarza, gdyby nie to, że przypowieść „O przewrotnych rolnikach”, opowiedziana przez Jezusa z myślą o Żydach, w takim samym stopniu odnosi się i do nas, czyli do Kościoła, który tworzymy! A jest tak dlatego, że w Nowym Testamencie spełnia ona rolę swoistego „mementa”, przestrogi, by i Kościół – obecny w każdym z nas – nie stał się winnicą w rękach przewrotnych dzierżawców.

Musimy zatem pytać siebie, czy Bóg otrzymuje od nas należny Mu plon spełnianego dobra. Musimy pytać, czy przyjmujemy Jego słowo w poczuciu własnej niedoskonałości i potrzeby stawania się kimś lepszym. Przecież i dzisiaj mamy coraz więcej problemów związanych nie tylko z kryzysem i pandemią, ale często z pogańskim wręcz sposobem tworzenia praw i życia według nich, a w związku z tym i z wychowaniem młodego pokolenia, które kształtowane według takich wzorców nie chce żyć zgodnie z objawionymi przez Boga wartościami.

Pomyślmy zatem czy czasem i my tych, których Bóg stawia na naszej drodze, nie przyjmujemy z podejrzeniami, z drwiną i wzgardą. Czy wreszcie nie uważamy siebie za lepszą cząstkę ludzkości, tę nieomylną i mającą monopol na prawdę, nawet poza Bogiem i wbrew Niemu.

Jak często Pan Bóg jest rozczarowany takim właśnie Kościołem w ludziach, którzy ten Kościół stanowią! I jak często ten Kościół zawodzi Pana Boga! A Kościół, o którym mówimy jest Siostry i Bracia w każdym z nas. Jest w nas wtedy, gdy lekceważymy naukę objawioną, zastępując Boże prawo prawem ludzkim. I jest w nas wtedy, gdy jesteśmy zadowoleni z siebie, a reformując innych zapominamy, że nawrócenie trzeba zaczynać od siebie.

Amen.

 


[1] Por. Mt 21, 33-43.

[2] Por. tamże 21,38.

[3] Por. tamże 21,43.

26 niedziela zwykła, A

Bracia i Siostry – jeśli dzisiaj z uwagą słuchaliśmy Słowa Bożego, to z łatwością zauważymy, że mówi ono o relacjach ludzi z Bogiem i ludzi między sobą. To dlatego dotyka ono również przykazania miłości Boga i bliźniego, a więc podstawowych i najważniejszych powinności człowieka.

Najpierw prorok Ezechiel mówi o tym, co tak często zdarza się wśród ludzi, mianowicie o niesłusznym obarczaniu Boga odpowiedzialnością za wszelkie niepowodzenia, zwłaszcza będące konsekwencją ludzkich wyborów i czynów. „Wy mówicie: <Sposób postępowania Pana nie jest słuszny>. Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne?[1] Następne zaś słowa potwierdzają odpowiedzialność każdego za własne wybory i postępowanie: „Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił”.[2]

Ewangelia też mówi o odpowiedzialności człowieka za swoje postępowanie. Tym razem Jezus czyni to posługując się Przypowieścią o dwóch synach.[3] W niej to Bóg jest przedstawiony pod symboliczną postacią ojca, ludzi zaś i ich postawy symbolizują obaj synowie: pierwszy, który choć zadeklarował gotowość spełnienia woli ojca, nie uczynił nic i drugi, który po zdecydowanym „nie” opamiętał się i poszedł do winnicy. I w tej przypowieści przypomina Chrystus to, co usłyszeliśmy już w ubiegłą niedzielę, mianowicie że: Nie każdy, kto mówi Mi: <Panie, Panie!>, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.[4]

W ten kontekst wpisuje się odczytywany dziś fragment z Listu św. Pawła do Filipian,[5] który w tej jego części mówi również o relacjach międzyludzkich, odnosząc się do drugiej części przykazania miłości: będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A pouczenie to wyrasta bezpośrednio z całej dzisiejszej liturgii Słowa, jak i z pełni objawienia w Chrystusie, stąd jest ono jedynym panaceum – środkiem zaradczym na wszystkie ludzkie niepowodzenia, na grzechy zazdrości, gniewu i nienawiści, na niszczące Kościół i rodzinę ludzką podziały, na wojny i nienawiść. „Jeśli więc coś znaczy upomnienie w Chrystusie, jeśli umacnia was miłość, jeśli łączy was ten sam Duch lub jeśli macie w sercu miłosierdzie i współczucie (…) będziecie mieli te same dążenia i będziecie żywili tę samą miłość, że będziecie trwali w jedności (…); nie działajcie [więc] z myślą o uznaniu czy pochwałach, lecz z pokorą uważajcie jedni drugich za lepszych od siebie. Niech każdy troszczy się nie tylko o swoje własne sprawy, ale także o innych”.[6]

Jeśli to zrozumiemy i według tego, co dziś mówi nam Bóg będziemy postępować, to w Bożych oczach będziemy sprawiedliwi i, jak nawrócony syn z przypowieści, staniemy się dziećmi pełniącymi wolę Ojca.

Amen


[1] Ez 18, 25.

[2] Tamże, 18, 26.

[3] Mt 21, 28-32.

[4] Por. Tamże, 7, 21.

[5] Flp 2, 1-5.

[6] Tłumaczenie z Biblii Edycji św. Pawła, 2015.

25 niedziela zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – ile razy jest w naszym życiu tak, że myślimy iż znamy Pana Boga i że nasze myślenie, a co za tym idzie nasze postępowanie jest Jemu bliskie. Tymczasem słyszymy słowa, które dziś Bóg kieruje do nas, najpierw przez proroka Izajasza, a dalej, w Ewangelii, przez swojego Syna. I nie są to bynajmniej słowa potwierdzające nasze dobre samopoczucie i wyobrażenie o sobie.

Wpierw jest to zdanie zachęcające nas do szukania Boga: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko. Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. (…) Niech się nawróci do Pana, a ten się nad nim zmiłuje”.[1] Stąd rodzi się pytanie czy w ogóle szukamy Boga, a jeśli tak, to jak Go szukamy? Czy nie jest to tylko utarta droga, którą z przyzwyczajenia idziemy, często mnożąc bezmyślnie odklepywane modlitwy, a pomijamy ludzi na których się gniewamy, bo nie potrafimy przebaczyć, a nadto którym nie pomagamy, choć są w życiowej potrzebie. A przecież znamy Boże i ewangeliczne kryterium odnajdywania Boga: „Nie każdy, kto mówi Mi: <Panie, Panie!>, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie;[2] powtórzmy: ten tylko w swym życiu odnajdzie Boga. Konieczność takiego właśnie myślenia o Bogu potwierdza zdanie kończące pierwsze czytanie: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana”.[3]

W tym oto zdaniu odnajdujemy też sens przypowieści Chrystusa O pracownikach w winnicy.[4] Oto w czasie winobrania właściciel winnicy wielokrotnie wychodził na rynek, by znaleźć tam bezrobotnych i dać im zatrudnienie. Pierwszych wynajął o świcie i umówił się z nimi, że zapłaci im denara. Ostatnich zatrudnił około jedenastej, obiecując że da im to, co słuszne. Kontrowersja nastąpiła wieczorem, gdy ostatni otrzymali tyle samo, co pracujący od rana. Gospodarz zaś ze spokojem wyjaśnił szemrzącym przeciw niemu dlaczego tak postąpił, a swoją wypowiedź zakończył stwierdzeniem: „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?[5]

Tak oto wracamy do początku dzisiejszego rozważania Bożego Słowa i pytania, czy w ogóle szukamy Boga, a jeśli tak, to jak Go szukamy? Przecież i my, chrześcijanie postępujemy podobnie jak szemrzący pracownicy z winnicy. Ileż to razy gorszymy się postawami naszych współbraci, bardziej jednak pewnie Bożym miłosierdziem okazywanym ludziom, których uznaliśmy za grzeszników. Ile też razy dzielimy ludzi na lepszy i gorszy sort, i odrzucamy innych, także tych w potrzebie, jak choćby uchodźcy wojenni. Oto ludzka logika! Oto nasze myślenie, o którym mówi Chrystus w dzisiejszej przypowieści. I oto słowa Boga: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana”.

Amen.

 


[1] Iz 55, 6-5.

[2] Por. Mt 7, 21

[3] Iż 55, 8.

[4] Mt 20, 1-19a.

[5] Mt 20,15.

24 niedziela zw. A, 2020

Bracia i Siostry – słysząc dzisiaj Słowo Boże winniśmy zadać sobie pytanie skąd między nami biorą się złość, gniew, zazdrość i nienawiść. Nie są to przecież uczucia nam obce; przeciwnie, gniewamy się nawet bez specjalnego powodu i całkiem bezinteresownie zazdrościmy bliźnim wszelkiego rodzaju dóbr. To dlatego, w tej chwili, trzeba nam osobiście przyjąć usłyszane Słowo Boże, by ono każdego z nas zaczęło drążyć i budzić uśpione sumienie, bo przyzwyczajone do wymienionych złych uczuć: złości, gniewu, zazdrości i nienawiści. A Słowo to jest jednoznaczne: „Złość i gniew są obrzydliwościami, których trzyma się grzesznik. Tego, kto się mści, spotka zemsta od Pana: On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci”.[1]

Czy możemy nie słyszeć tych słów? Czy możemy pozostać na nie obojętni i bezrefleksyjni? Przecież wyraźnie słyszymy zachętę: „Odpuść winę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy”.[2] Zachętę tę potwierdza mocne uzasadnienie: Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów? Sam będąc ciałem, trwa w nienawiści, któż więc zyska dla niego odpuszczenie grzechów? Pamiętaj o rzeczach ostatecznych i przestań nienawidzić…[3]

Zauważmy, że Pan Jezus do tej Bożej Mądrości i Bożego sposobu oceniania postępowania człowieka nie dodaje niczego nowego. Przeciwnie, tylko je potwierdza poruszającą przypowieścią O nielitościwym dłużniku, która jest dosadną i przekonywującą odpowiedzią Jezusa na pytanie Piotra: „Panie ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie, czy aż siedem razy?[4] Piotr pewnie sądził, że jego propozycja jest wspaniałomyślna. Siedem bowiem w symbolice biblijnej oznacza pełnię, czyli stan w którym niczego nie brakuje. Tymczasem Chrystus odpowiada „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”.[5] A to z kolei w tej samej symbolice znaczy pełnię doskonałą i nieskończoną,[6] a więc przebaczać trzeba nieskończoną ilość razy!

To w tę narrację wpisuje się przywołana przypowieść, w której królem jest sam Bóg, a każdy z nas może się odnaleźć w którymś z obu dłużników. Pytanie zapisane dzisiaj przez Boga w naszym sumieniu  pozostaje otwarte: którym z tych dłużników jestem ja.

Amen


[1] Syr 27, 30 – 28, 1.

[2] Tamże, 28, 2

[3] Tamże, 28, 3-6.

[4] Mt 18, 21.

[5] Tamże, 18, 22.

[6] Por. Leland Ryken, James C. Wilhoit, Tremper Longman III, Słownik symboliki biblijnej, Warszawa 1998, s. 905.

23 niedziela zwykła, A

Bracia i Siostry – Usłyszane czytania skłaniają nas do refleksji nad sensem i sposobem upominania braci. Bliźnich przecież karcimy chętnie i często mówimy o cudzych błędach. Sprawa musi być jednak ważna, skoro już w Starym Testamencie Bóg ustami proroka Ezechiela zwraca uwagę na braterskie upomnienie[1], a w Ewangelii czyni to Pan Jezus.

Tak oto w centrum dzisiejszej liturgii Słowa staje pełne miłości upomnienie braterskie, do którego każdy chrześcijanin jest zobowiązany. Wszyscy bowiem należymy do jednego Kościoła, który – zgodnie z nauczaniem św. Pawła – jest Ciałem Chrystusa.[2] To mistyczny i symboliczny zarazem obraz żywego organizmu, w którym Bóg przez Chrystusa w Duchu Świętym jednoczy się ze wszystkimi ludźmi! Wiemy jednak dobrze, że dla organizmu jest ważne, by któryś z jego organów nie był chory. Stąd wynika konieczność reagowania na zło. Celem jednak każdego upomnienia musi być autentyczna troska o dobro upominanego, więc nie może nim być jakakolwiek chęć odgrywania się na ludziach, czy też próba usprawiedliwiania lub zakrywania własnych słabości.

Już to tylko stwierdzenie stawia przed nami podstawowy wymóg, jaki winien towarzyszyć każdemu upomnieniu; musi ono wypływać z ducha prawdziwej miłości. Tylko bowiem wtedy ma na celu dobro upominanego współbrata, bo miłość – jak pisze św. Paweł w drugim czytaniu – „nie wyrządza zła bliźniemu”.[3]

Pytajmy się więc siebie samych, czy wytykając błędy innym jesteśmy wewnętrznie uczciwi wobec Boga i ludzi, to znaczy, czy sami trwamy w prawdzie Bożych przykazań, i czy przypadkiem, wypominając błędy w postępowaniu współbraci, sami  nie popełniamy podobnych grzechów. I do nas odnoszą się słowa Chrystusa, powiedziane oskarżającym jawnogrzesznicę: „Kto z was jest bez grzechu niech pierwszy rzuci na nią kamień”.[4] Rzucać w człowieka kamieniem, będąc samemu nieuczciwym. Oskarżać, by manipulować ludźmi, by poniżać współbraci, odbierać im godność i upokorzyć. Ile takich właśnie oskarżeń towarzyszy naszemu życiu?

Nasuwa się więc pytanie, czy wobec tego warto upominać ludzi? Odpowiedź jest jedna: nie tylko warto, ale i trzeba, zawsze jednak w duchu dzisiejszej nauki Pana Jezusa, to znaczy w duchu prawdziwej miłości, wynikającej z troski o dobro upominanego człowieka. Zwracać uwagę tak, by życzliwość tej uwagi była oczywista i by nie została naruszona godność upominanego współbrata. Zwracać uwagę, pamiętając modlitwę celnika z ewangelicznej przypowieści, który modlił się: „Boże, miej litość dla mnie grzesznika.[5] Modlił się więc inaczej niż zadowoleni z siebie faryzeusze.

Amen


[1] Ez 33,7-9.

[2] Por. 1Kor 12,12-27.

[3] Rz 13,10.

[4] J 8,7.

[5] Łk 18,13; por. tamże 18,9-14.

22 niedziela zwykła, A

 

Bracia i Siostry – Jak bardzo Piotr Apostoł, bohater odczytanej przed chwilą Ewangelii, przypomina przeciętnego człowieka, który mówi „Panie, niech Cię Bóg broni[1]; jak bardzo też ludzka jest skarga Jeremiasza, przywołana w pierwszym czytaniu. „Uwiodłeś mnie Panie (...) ujarzmiłeś i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają”.[2] Obie te wypowiedzi wyrażają bowiem ludzkie wątpliwości; wpierw odnoszące się do sensu cierpienia, a dalej do istoty człowieczego powołania.

Dziś rzadko mówimy o powołaniu, może jeszcze w odniesieniu do  kapłanów, zakonnic i zakonników, czy niektórych zawodów: lekarzy, pielęgniarek i nauczycieli. Powołanie trzeba jednak widzieć w kontekście objawienia, a więc tak, jak jest ono przedstawione na kartach Pisma świętego. A tam powołanie jest zaproszeniem człowieka do wspólnoty z Bogiem. Jest więc ono czymś dotyczącym wszystkich ludzi, bo Bóg zaprasza każdego człowieka i każdemu wyznacza zadania do spełnienia, dając konkretne talenty i możliwości działań.

W tym to kontekście musimy usłyszeć odczytaną Ewangelię, bo chociaż jest ona kontynuacją zapowiedzi piotrowego prymatu, upomnienie Piotra przez Jezusa, gdy apostoł usiłował odwieść Zbawiciela od wypełnienia Jego misji, przypomina starotestamentalną surowość Boga, Który doświadczał Naród Wybrany za wszelkie przejawy niewierności Przymierzu. „Zejdź mi z oczu, szatnie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku[3] – brzmią słowa Chrystusa.

Myślenie o tym, co wyłącznie ludzkie. Ile razy w naszym życiu tak właśnie się dzieje. Ile razy jesteśmy przekonywani o słuszności zasady, że to sam człowiek jest miarą wszystkiego, a więc i miarą swego powołania! Nie Bóg, ale człowiek!

Jeżeli więc przyjmujemy ten sposób myślenia i przestajemy wypełniać nasze człowiecze, i chrześcijańskie powołanie, to – jak obdarzony obietnicą prymatu Piotr – winniśmy usłyszeć słowa: „Zejdź mi z oczu szatanie! (…), bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”.

Wierność powołaniu, która oznacza wierność Bogu i, przez miłość, wierność człowieczeństwu. Mówi o niej święty Jan Apostoł w pierwszym swoim liście: „Jeśliby ktoś mówił <Miłuję Boga>, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”.[4] Zaproszenie do wspólnoty z Bogiem, zaproszenie do tej miłości, którą „On sam nas umiłował”.[5]

Amen.

 


[1] Mt 16, 22.

[2] Jr 20,7.

[3] Mt 16,23.

[4] 1J 4,20.

[5] Tamże, 4,10.

21 niedziela zwykła A

Bracia i Siostry – Trzej Ewangeliści zdając relację o wydarzeniu spod Cezarei Filipowej rozpoczynają ją od pytania, które Jezus zadał uczniom: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego[1] Wszyscy trzej przytaczają też wyznanie Piotra: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego”.[2] Odpowiedź Chrystusa na to wyznanie zdominowały dwa obrazy, dwa symbole: skały i kluczy.

Najpierw pojawia się obraz skały. W Starym Testamencie, zwłaszcza w psalmach, „skałą” nazywany był tylko Bóg. Tylko On bowiem jest „fundamentem”, na którym człowiek może zawsze i niezawodnie budować: „On jedynie skałą i zbawieniem moim” – powiada autor psalmu 62.[3] To rozumienie starotestamentalnej symboliki obowiązuje również w Nowym Testamencie, którego fragment, zapisany przez św. Pawła Apostoła w 1. Liście do Koryntian, brzmi: „A ta skała to Chrystus”.[4] To ważne słowa. Oznaczają one bowiem, że Słowo Boże jest doskonałe i godne zaufania, również wtedy, gdy stało się Człowiekiem.

Trzeba powiedzieć, że Jezus ma świadomość swej wyjątkowości i niepowtarzalności tego przymiotu i, że dobrze wie iż On sam jest skałą; a jednak właśnie tym przymiotem dzieli się z Piotrem mówiąc: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała] i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[5] I w tym właśnie, w „niezwyciężoności przez piekielne bramy”, zawiera się druga właściwość przytaczanej dziś symboliki, mianowicie posiadanie istotnego dla całego Ludu Bożego pełnomocnictwa, którego znakiem jest przekazanie kluczy.

W Nowym Testamencie tym, który posiada klucz Dawida jest Chrystus. Więcej, On sam jest jedynym kluczem do życia wiecznego, Któremu, jak czytamy w Księdze Apokalipsy, podporządkowane są również „klucze śmierci i Otchłani”.[6] I oto Chrystus przyznaje Piotrowi, na którym ma być zbudowany Kościół, udział we władzy kluczy: „cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.[7] W ten oto sposób w Kościele Jezusa Chrystusa klucze piastuje zawsze konkretna osoba: Piotr i ci wszyscy, którzy mają udział w urzędzie kapłańskim Chrystusa, przekazywanym mocą sakramentu kapłaństwa i sukcesji sięgającej Apostołów. Słowa te znaczą dosłownie to, że nikt nie może użyć jakiegoś wytrycha, że nikt nie może dorobić sobie jakiegoś klucza zastępczego, przy pomocy którego mógłby mieć udział we władzy Chrystusa.

Dzisiaj z tym ważkim dla życia pytaniem zwraca się Jezus do każdego z nas. Kim więc jest dla mnie Chrystus i czym jest Jego Kościół, zbudowany na piotrowej skale. I jaki jest mój stosunek do nauczania, które Bóg, przez Kościół, kieruje do mnie. Oto pytania dzisiejszej niedzieli, pytania od których nikt z nas uchylić się nie może.

Amen


[1] Mt 16,15; por. Mk 8,27 i Łk 9,18.

[2] Mt 16,16.

[3] Por. Ps 62,3.

[4] 1 Kor 10,4.

[5] Mt 16,18.

[6] Ap 1,18.

[7] Mt 16,19.

20 niedziela zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – Człowiek w swej naturze jest religijny i dlatego zawsze odczuwał potrzebę kontaktu z Bogiem, choć różnie Go sobie wyobrażał i przedstawiał. Mówi o tym nie tylko Objawienie, ale też historia ludzkich kultur i religii. Nie dziwi więc, że dla wielu ludzi, którzy przychodzili do Pana Jezusa był On co najmniej mężem Bożym, przez którego działał Bóg. Także nie dziwi scena z odczytanej Ewangelii opisująca prośbę Kananejki, by Jezus uzdrowił jej chorą córkę. Chrystus jednak nie wysłuchuje jej od razu, a rozmowa z kobietą zaskakuje szorstkością i – po ludzku sądząc – nieprzychylnością Pana: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić psom”. Jednakże i tym razem Zbawiciel wyszedł naprzeciw oczekiwaniom człowieka. Z jednej bowiem strony prowokuje Kananejkę do wyznania wiary, z drugiej zaś uczy pokory swoich rodaków uważających obcych za ludzi gorszej kategorii. Okazuje się bowiem, że Żydzi byli zazdrośni o swego Boga i przekonani o tym, że tylko oni mają prawo do Bożych znaków i Jego miłosierdzia.

Ewangelia opisując to zdarzenie uczy więc pewnego uniwersalizmu, czyli powszechności Bożego działania, powszechności odkupienia i powszechności Kościoła, o której mówi już sama nazwa: „Kościół katolicki”. Myśl tę zawierają wszystkie dzisiejsze czytania w których jest mowa o poganach, a więc ludziach, którzy, jak uczy objawienie, też są dziećmi Bożymi i mają prawo do Bożego miłosierdzia. To właśnie znaczą słowa świętego Pawła, który pisze, że będąc apostołem pogan „chlubi się posługiwaniem swoim”. Pan Jezus uzdrowił córkę Kananejki i nie był to wypadek odosobniony. Wystarczy przywołać rozmowę Pana z Samarytanką przy studni Jakubowej oraz uzdrowienie sługi rzymskiego setnika, który nie czuł się godzien, by Pan wszedł pod jego dach.

Postawy wierzących wobec tych, którzy są inni. Postawy chrześcijan i nasze postawy. Jak traktujemy ludzi obcych i innych? Czy i my nie uważamy się za lepszych od nich? Patrząc na życie możemy powiedzieć, że mamy powody do wstydu. Przecież inni ludzie, z innych narodów i wyznawcy innych religii często potrafią lepiej i uczciwiej od nas żyć, a my, także jako naród mamy wiele wad, wspominając choćby tylko te „tradycyjne”, a więc pijaństwo, zazdrość i lenistwo.

Słuchając Słowa Bożego uczmy się więc życzliwości i otwartości dla ludzi, bo przecież w ten tylko sposób odnajdujemy Chrystusa i spełniamy podstawowy nakaz Pański, który stanowi podstawę naszego apostołowania: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali[1].

Amen.

 


[1] J 13,35

Wniebowzięcie NMP

 

Bracia i Siostry – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny to najmłodszy dogmat Kościoła, ogłoszony przez papieża Piusa XII z okazji roku świętego 1950.

Odejście MARYI do nieba to tajemnica równie niezgłębiona jak zmartwychwstanie Jezusa. Nigdy też nie zostało nazwane śmiercią Maryi, co najwyżej Jej zaśnięciem. Język Kościoła używa na tę okazję łacińskiego słowa „translatio” – przeniesienie, bądź „dormitio”, co język polski wyraża słowem: „zaśnięcie” Matki Bożej.

O wniebowzięciu Maryi nie wspominają Ewangelie, milczą na ten temat Dzieje Apostolskie. Jednak od pierwszych wieków chrześcijaństwa istniało przekonanie o cudownym odejściu Maryi z tego świata.

Poprzez wieki Wniebowzięcie próbowała wytłumaczyć teologia, opisać literatura mistyczna, a także sztuka chrześcijańska. Jednak brak źródeł zastąpiły apokryfy i liczne pobożne legendy maryjne. Według jednej z nich, trzy dni przed zaśnięciem ukazał się Maryi Michał Archanioł, by zwiastować Jej zbliżający się kres ziemskiego życia. Ta piękna legenda mówi, że ofiarował On Maryi zerwaną w rajskim ogrodzie gałąź drzewa palmowego, która gwarantowała ochronę przed napadami demonów.

Jest też barwny opis ostatnich ziemskich chwil Maryi: Apostołowie przybywają na chmurach z czterech stron świata, by towarzyszyć Matce Chrystusa. Wokół Jej pogrzebu też narasta wiele szczegółów: przed żałobną procesją kroczy św. Jan, który niesie rajską palmę. Jest tam też bezbożny Jefoniasz, który próbował wywrócić Jej mary, za co ukarał go Michał Archanioł obcięciem bezbożnej dłoni.  Jednak i tutaj występuje motyw wychowawczy, Jefoniasz się nawrócił, a św. Piotr go uzdrowił.

Te i inne obrazy, a także teksty powstałe w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, koniecznie trzeba tu wspomnieć pochodzącą z II wieku modlitwę „Pod Twoją Obronę”, stały się źródłem z którego czerpali autorzy średniowiecznych miniatur, obrazów i płaskorzeźbionych tympanonów zdobiących portale katedr. One wszystkie wyrażały wiarę, że Ta, która Boga na świat nam przyniosła, nie uległa skażeniu i jako pierwsza po swoim Synu zmartwychwstała.

Tę prawdę wyraża także dzisiejsza liturgia sprawowana w uroczystość Wniebowzięcia NMP. A chcemy w niej prosić Boga za wstawiennictwem Wniebowziętej, byśmy uczyli się żyć tak jak Ona, zasługując w ten sposób na zmartwychwstanie i przebywanie z duszą i ciałem w domu Ojca.

Amen

19 niedziela zwykła A, 2020 r.

Bracia i Siostry – Czytania dzisiejszej niedzieli są  bardzo ludzkie, mówią bowiem o człowieczych lękach i potrzebie wiary.

Oto Eliasz, prorok prześladowany, doświadcza obecności mówiącego Boga: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana[1] – usłyszał. Nie była to jednak obecność od początku oczywista. Przeciwnie, przy pomocy tajemniczej symboliki, zdominowanej – jak słyszeliśmy – przez groźne i przerażające człowieka żywioły: wichurę, trzęsienie ziemi i ogień, ćwiczony był Eliasz w prawdziwej wierze. I dopiero ta wypróbowana i niezachwiana wiara pozwoliła prorokowi poznać obecność Pana w łagodności i szmerze powiewu, każąc jednocześnie przed Majestatem Boga zasłonić twarz płaszczem.

W podobnej sytuacji znaleźli się bohaterowie Ewangelii. Płynący łodzią Apostołowie, widząc kroczącego po jeziorze Jezusa „zlękli się myśląc, że to zjawa”.[2] Dopiero słowa Pana: „Ja jestem” i widoczne panowanie Chrystusa nad żywiołami, zwłaszcza, gdy pozwolił Piotrowi przyjść do siebie po wodzie sprawiło, że uczniowie upadli przed Nim, wyznając swą wiarę słowami: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.[3]

A przecież winno być inaczej, bo każdy z cudów Jezusa był objawieniem Boga: i dopiero co rozmnożony chleb na pustyni, i uciszona burza, i uzdrowienia, i przebaczanie grzechów, i wskrzeszenia były objawieniem Tego, Który Jest. Tylko Bóg bowiem jest Panem życia, bo jest Tym, Który Jest. Tak też właśnie tłumaczymy hebrajskie imię Boga Jahwe: „Jam jest, Który jest”, a w Biblii imię to oznacza również krzepiącą ludzi obecność Boga.

Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się[4] – tak dzisiaj tę obecność przypomina Jezus, który słowami „Ja jestem” umacniał Apostołów w Ogrójcu, gdy sam doznawszy lęku konania oddawał się w moc ciemności i śmierci.[5]Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata[6] – zapewniał uczniów w ostatnich przed wniebowstąpieniem słowach, i „Ja jestem” – mówił w Koryncie do zmęczonego i zniechęconego niepowodzeniem Apostoła Pawła.[7]

Wiara w obecność Boga. Wiara w Jego Opatrzność. Jak często – Bracia i Siostry – brak nam tej właśnie wiary! Jak często – podobnie jak Piotr – idziemy z nadzieją ku Chrystusowi, ba, czynimy rzeczy niezwykłe, gdy patrzymy na Niego i gdy w Nim szukamy oparcia. Ale zaraz potem przychodzi zwątpienie, rodzi się strach, słabnie wiara i ogarnia nas ciemność w której, tracąc z oczu Pana, toniemy w niemocy i grzechu. Jak często ta właśnie sytuacja jest naszym doświadczeniem! My, małej wiary, nie potrafimy wtedy przyjąć wezwania Chrystusa: Ja jestem; jestem z wami w Eucharystii, tak jak kiedyś Bóg Jahwe, przy pomocy łagodnego powiewu, objawił swą obecność prześladowanemu Eliaszowi. Jestem, by umacniać was swoim Słowem i Ciałem. Jestem, jako Prawda i Światło, które nie zna ciemności; Jestem by rozświetlać ludzką ciemność.

Amen

 


[1] 1Krl 19,11.

[2] Mt 14,26.

[3] Tamże, 14,33.

[4] Tamże 14,27.

[5] Por. J 18,5 i 8

[6] Por. Mt 28,20

[7] Por. Dz 18,10

18 niedziela zwykła A

 

Bracia i Siostry – Czytania tej niedzieli przypominają nam, że wszyscy odczuwamy łaknienie. I nie chodzi tu tylko o głód fizyczny, co uświadamia nam znaczenie słowa „łaknąć, oznaczające równie pragnienie wiedzy i miłości, a więc wartości duchowych. I to jest przejaw ludzkiego ducha, który równie mocno odczuwa głód słowa.

Pod tym względem nie różnimy się niczym od tych ludzi, którzy poszli za Jezusem, gdy On sam, usłyszawszy „o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się (...) na miejsce pustynne...“.[1] Dodajmy, że ludzie ci chodzili za Jezusem, bo On litował się nad nimi i uzdrawiał ich chorych; a idąc za Nim słuchali Jego nauk i oglądali znaki, które czynił. W ten właśnie sposób zaspokajali też człowieczy głód słowa, który zawsze oznacza coś duchowego.

Człowiek zawsze był głodny słowa, bo zawsze chciał wiedzieć dlaczego żyje na ziemi, dlaczego ma tak właśnie, a nie inaczej postępować, chciał wreszcie wiedzieć, co trzeba robić, by być szczęśliwym i tego szczęścia nigdy nie utracić. To dlatego Bóg już w Starym Testamencie ustami proroka Izajasza zaprasza wszystkich spragnionych słowa: „Słuchajcie mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw. Nakłońcie wasze ucho i przyjdźcie do mnie, posłuchajcie mnie, a dusza wasza żyć będzie”.[2]

Jak ważne to zdania, jak istotne dla człowieka jest ich znaczenie; odnoszą się bowiem do najgłębszego z ludzkich pragnień, do pragnienia życia wiecznego. Dopełnieniem tych słów, namacalnym znakiem, że Bóg dotrzymuje swych przyrzeczeń jest cud na pustyni, w czasie którego Zbawiciel, rozmnażając pięć chlebów i dwie ryby, nakarmił przybyły za nim tłum. Ten właśnie cud  stal się zapowiedzią i symbolem Eucharystii, w czasie której Zbawiciel już blisko dwa tysiące lat karmi przybywających do Niego uczniów. Wpierw karmi nas swoim słowem, które jest Słowem Życia, bo sam Jezus jest Słowem, które było u Boga, a dla nas stało się ciałem.[3] Dalej karmi nas swoim Ciałem za nas wydanym i ukrzyżowanym, bo Jezus jest także Chlebem Żywym, który zstąpił z nieba. Jest Chlebem Życia, bo kto Go spożywa nie umrze na wieki.[4] Cud chleba i wina – Ciała i Krwi Pańskiej, Cud Najświętszej Ofiary, uobecniany w każdej Mszy świętej i nasza tutaj obecność, wynikająca z faktu świętowania niedzieli jako Dnia Pańskiego, ale także z tego nabożnego – jak mówił prorok Izajasz – nachylania ucha ku słowu Bożemu, by dzięki temu właśnie zaspokoić ludzki głód prawdziwego, to znaczy wiecznego bycia!

Któż więc – Bracia i Siostry – „może odłączyć nas od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk, czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował“.[5]

Amen


[1] Mt 14,13.

[2] Por. Iz 55,1-3a.

[3] Por J 1,1-14.

[4] Por. J 6,50-51.

[5] Rz 8, 35. 37.

17. zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – dzisiaj, obok Ewangelii, naszą uwagę przyciąga czytanie z Pierwszej Księgi Królewskiej, w której opisany został sen króla Salomona. W wyjaśnieniu niezwykłości tego zdarzenia może pomóc informacja, że w starożytności pielgrzymi często podróżowali do świątyń, by złożyć ofiarę i spać przed ołtarzem w nadziei otrzymania snu, będącego przesłaniem od bóstwa czczonego w tym miejscu.[1] Miejsce było zatem bardzo ważne dla otrzymania takiej teofanii. Ponieważ świątynia Jahwe w Jerozolimie wciąż była w budowie, Salomon swoje ofiary ku czci Jedynego Boga składał na wyżynie, w biblijnym Gibeonie, bo tam znajdowało się dotąd najważniejsze miejsce kultowe w Izraelu. I tam właśnie Pan ukazał się Salomonowi w nocy, przemawiając do niego w czasie snu.

Król mógł prosić Boga o najróżniejsze rzeczy, z ludzkiego punktu widzenia najbardziej przydatne w rządzeniu krajem. Nie prosił jednak ani o bogactwo, ani o długie życie, a prośbę swą zamknął w zaskakującym nas zdaniu „Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny”.[2] I prośba ta spodobała się Bogu, bo wynikała nie z pychy władcy, a z pokornej miłości do Stwórcy, i z troski o to, by zgodnie z Bożą wolą, sprawiedliwie i mądrze sprawować rządy nad powierzonym sobie ludem.

W tym momencie winniśmy skojarzyć to wydarzenie z Ewangelią, a konkretnie z dwiema kolejnymi przypowieściami Pana Jezusa, odnoszonymi do najważniejszego wydarzenia w historii ludzkości, jakim jest nadejście Królestwa Bożego. To przypowieści o skarbie i perle, dopełnione obrazem sieci rzuconej w morze, w którą wpadają najróżniejsze ryby. Dwie pierwsze przypowieści mówią o bezcennej wartości Królestwa Bożego, bo taką właśnie wartość dla bohaterów obu alegorii mają skarb ukryty w ziemi i drogocenna perła. To dla tego skarbu i dla tej szczególnej perły warto było im poświęcić wszystko, co dotąd posiadali.

Obraz sieci z kolei przywołuje na myśl inną przypowieść, mianowicie o chwaście,[3] a jej interpretacja mówi nam, że Królestwo Boże ma niejednorodny charakter; w jego skład wchodzą bowiem ludzie święci i grzesznicy, symbolizowani tutaj przez dobre i zepsute ryby. Zadanie ich ostatecznego oddzielenia należy jednak pozostawić Panu Bogu i Jego Aniołom, gdyż tylko Bóg widzi nie tylko to, co zewnętrzne, ale „patrzy na serce człowieka”.[4] Wszyscy natomiast należący do Królestwa winni kierować się cierpliwością i tolerancją, bo tych wartości uczy nas cierpliwość i miłosierdzie Boga.

Siostry i Bracia – walcząc ze złem pamiętajmy o tym, by usuwając je przede wszystkim z własnych serc, nie odrzucać i nie potępiać innych ludzi.

Amen.

 


[1] Por. Rdz. 28, 12-15 i 1Sam. 3, 3-14.

[2] 1 Krl. 3, 9.

[3] Por. Mt 13, 24-30.

[4] 1Sam 16, 7.

16 niedziela zw. A, 2020

Bracia i Siostry – spośród trzech przypowieści Pana Jezusa opisujących sytuację Jego Kościoła w świecie,[1] ta usłyszana dzisiaj o pszenicy i rosnącym pośród niej chwaście jest najtrudniejsza do zrozumienia. Stąd Chrystus na osobności wyjaśnia uczniom jej znaczenie. Dzięki temu wiemy już, że siewcą jest sam Jezus, dobrym ziarnem są dzieci Królestwa, złym ziarnem dzieci Złego, polem jest świat, a żniwem koniec czasu.

W ten sposób dotykamy trudnego obszaru tematyki eschatologicznej, czyli czasów ostatecznych. Tematyki trudnej w podwójnym znaczeniu. Wpierw dlatego, że niełatwo nam zrozumieć fakt istnienia zła, mimo zbawienia dokonanego już przez Chrystusa. Z drugiej strony dlatego, że w historii Kościoła istniały i wciąż się pojawiają ruchy sekciarskie, które problem ten rozwiązywały i dalej go wyjaśniają głosząc, że z jednej strony jest Kościół, złożony wyłącznie z ludzi doskonałych, a z drugiej jest świat pełen synów Złego, dla których nie ma nadziei zbawienia. Takiemu myśleniu przeciwstawiał się już św. Augustyn zwracając uwagę na to, że jest ono sprzeczne z nauką Ewangelii, bo nieodwracalnie dzieli ludzi na lepszych i gorszych. I w tym kontekście, zgodnie z nauką Chrystusa, wyjaśniał, że: polem jest, owszem, świat, ale także Kościół; miejsce, w którym żyją ramię w ramię święci i grzesznicy, i w którym jest miejsce dla wzrastania i nawracania się, a przede wszystkim naśladowania cierpliwości Boga. „Źli – mówił Augustyn – istnieją na tym świecie, aby się nawrócili albo żeby przez nich dobrzy ćwiczyli się w cierpliwości”.[2]

Tak oto odkrywamy to, co jest istotą objawienia dokonanego przez Jezusa Chrystusa, mianowicie cierpliwość Boga. O niej to mówi też pierwsze czytanie, wielbiąc ją hymnem na cześć mocy Boga, która przejawia się w cierpliwości właśnie i pobłażliwości. Przy czym cierpliwość ta nie jest  oczekiwaniem na Sąd Ostateczny, by na nim karać ludzi za najmniejsze przewinienia, a pobłażliwość nie jest przymykaniem oczu na wszelkie nieprawości. Jest to bowiem przede wszystkim łagodność, wielkoduszność, miłosierdzie i wola zbawienia każdego człowieka, bo każdy z nas jest dzieckiem Boga Ojca. On zaś jest, jak śpiewamy w psalmie responsoryjnym, „Bogiem miłosiernym i łagodnym, nieskorym do gniewu, bogatym w łaskę i miłosierdzie”.[3]

Jaka więc nauka płynie stąd dla nas? Otóż ta, że nie należy oczekiwać Sądu Ostatecznego jako dnia zemsty Boga, jak czynili to niecierpliwi żniwiarze z przypowieści, czekający z sierpami w dłoniach, by w dniu Sądu zobaczyć twarze niegodziwców i mieć z tego satysfakcję. Również jednak nie należy czekać z założonymi rękami i nie robić nic. Trzeba natomiast każdego dnia angażować się w zmienianie samego siebie z chwastu w dobre ziarno, ziarno wydające mnogie owoce.

Amen


[1] Dwie pierwsze to przypowieści: O ziarnie gorczycy i O zaczynie.

[2] Cyt. za R. Cantalamessa, Od Ewangelii do życia, Kielce 2011, s.97.

[3] Por. Ps. 86, 5-6 i 15-16a.

15 zwykła A

Bracia i Siostry – „Oto siewca wyszedł siać”.[1] Tak Pan Jezus rozpoczyna kolejną ewangeliczną przypowieść, która jest szczególnie wyrazista i przemawia bezpośrednio do naszej wyobraźni. A jest tak dlatego, że obraz siewcy, kojarzący się przede wszystkim z chlebem, zasadniczo jest czytelny przypominając naturalną potrzebę człowieka zaspokajania głodu. W naszej kulturze chleb jest bowiem symbolem nie tylko wszelkiego pożywienia, ale i dostatku, a także gościnności czego wyrazem tego jest zwyczaj witania gości chlebem i solą.

Mimo to przypowieść Chrystusa wcale nie należy do łatwych pouczeń. Już samo rozróżnianie przez Pana Jezusa czterech rodzajów gleby nasuwa podejrzenie innego znaczenia przywołanych obrazów, bo nikt rozsądny nie będzie przecież wysiewał ziarna na skałę! Tymczasem Bóg – bo On jest siewcą w tej nauce – postępuje inaczej, zdawałoby się wbrew logice i rozsądkowi.

Zapytać musimy więc, co chce Zbawiciel nam powiedzieć?  W przekazie Łukaszowym mówi wprost, że ziarnem jest Słowo Boże,[2] a glebą są jego słuchacze. A słuchają go z różnym zainteresowaniem, mniej lub bardziej angażując się w samo słuchanie, a następnie w przyjmowanie Słowa i współpracę z nim.

Tutaj musimy sobie powiedzieć, że w świetle Objawienia Słowem Boga jest sam Jezus Chrystus. „Na początku, bowiem, jak rozpoczyna swoją ewangelię św. Jan, było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. (...) A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”.[3]

Zbawiciel jest też ziarnem, bo w innym miejscu Janowej ewangelii, gdzie jest mowa o cudownym rozmnożeniu chleba na pustkowiu i o tym, co wydarzyło się po dokonanym cudzie, Zbawiciel powiedział do ludzi, którzy podążyli za nim, że On jest chlebem żywym. „Jam jest chleb życia – słyszymy – Kto do mnie przychodzi nie będzie łaknął (...)Jam jest chleb, który z nieba zstąpił”.[4]

Słuchanie więc Słowa jest Bracia i Siostry przyjmowaniem samego Chrystusa, a odrzucanie Słowa jest odrzucaniem Go! Tak oto Jezus – Słowo przychodzi do różnych ludzi i tylko od człowieka zależy jak zostanie On przyjęty.

Jakimi przeto słuchaczami Słowa Bożego jesteśmy? „Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, (...), inne na miejsca skaliste (...), inne znów między ciernie (...). Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały”.[5]

Amen


[1] Mt, 13,3.

[2] Por. Łk 8,11-15.

[3] J 1,1 i 14.

[4] Tamże, 6,15 i 41.

[5] Mt, 13,3-8.

14 zwykła A, 2020

Bracia i Siostry – Odczytana ewangelia jest w jakimś sensie pytaniem o mądrość, a więc o to, co dla każdego człowieka jest naprawdę istotne i ważne. Kiedy bowiem słyszymy jak Pan Jezus dziękuje swemu Ojcu, że łaski poznania i zrozumienia spraw najważniejszych nie dał roztropnym i mądrym, ale prostaczkom,[1] to mogłoby się wydawać, iż Zbawiciel pochwala niewiedzę i ignorancję, a odrzuca mądrość. Takie też było przekonanie wielu pogan, którzy nierzadko chrześcijaństwo uważali za religię prostaków i ludzi niewykształconych.

Czym jest więc mądrość o której mówi Pan Jezus? Czym jest mądrość, którą winniśmy posiąść i według której powinniśmy żyć? Święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian napisał takie oto słowa: „Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość”.[2] Otóż te słowa, zwłaszcza w kontekście ewangelii, znaczą tyle, że prawdziwa mądrość zawsze łączy się z pokorą i swoje źródło ma w Bogu. To dlatego właśnie Chrystus odrzuca mądrość w rozumieniu „tego świata”, mądrość której jedyną miarą jest sam człowiek i logika jego świata.

To taką mądrość, w gruncie rzeczy fałszywą i pozorną odrzuca Zbawiciel, zachęcając jednocześnie swoich uczniów do zgłębiania mądrości prawdziwej, która swoje źródło ma w Bogu. Tę Mądrość na pewno poznają ci, którzy jak pisze św. Paweł w odczytanym dziś fragmencie Listu do Rzymian, żyją nie według ciała, lecz według ducha,[3] bo w nich mieszka Duch Boży, a więc Boża Mądrość, która to, co śmiertelne przywraca do życia.

Chrystus zachęca nas przeto do zgłębiania Mądrości, do zgłębiania Słowa Bożego i do wewnętrznej przemiany, która musi rozpocząć się w tym kto naprawdę spotkał Jezusa – Słowo Boga, które stało się Ciałem.[4] Kto bowiem pozna Jezusa, a przez Niego Ojca i Ducha Świętego, ten nie może pozostać tym samym człowiekiem. Po prostu nie może nie kochać bardziej! To dlatego probierzem prawdziwej mądrości jest miłość. Miłość wrażliwa na potrzeby ludzi i miłość pokorna, o której także mówi dzisiaj Chrystus. To słowa „uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”.[5]

I taka dopiero postawa człowieka otwiera – Bracia i Siostry – drogę do prawdziwej mądrości, mądrości mędrców, która otwarta na wszystko co dobre, otwiera się na świat i ludzi, bo jest głodna wiedzy, a przy tym nigdy nie stanie się pełną pychy, zadufaną w sobie. I o taką mądrość dla nas, dla naszych bliskich i dla wszystkich ludzi prośmy dzisiaj Pana Boga.

Amen


[1] Por. Mt 11,25.

[2] 1Kor 3,18.

[3] Por. Rz 8,9.

[4] Por. J. 1,14.

[5] Mt 11,29.

13 niedziela zwykła, A 2020

Bracia i Siostry – Odczytana Ewangelia mówi o dwóch różnych sprawach. Pierwsza z nich dotyczy naśladowania Chrystusa, aż po krzyż. To te słowa „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”.[1]

Sprawa druga dotyczy przyjmowania Jezusa w innych ludziach. I trudno nie dostrzec, że oba zagadnienia mają wspólny temat: my i Chrystus. Oba dążą też do przypomnienia i uświadomienia nam naszych relacji z Bogiem.

Z pierwszą sprawą związane jest przesłanie, że w życiu chrześcijanina główne miejsce musi zajmować Bóg. I tego miejsca nie są w stanie podważyć i zmienić nawet najgłębsze związki rodzinne. Wybór zaś Chrystusa zawsze jest wyborem Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, stąd doskonałe naśladowanie Mistrza staje się naśladowaniem krzyża w naszej codzienności, by razem z Nim zmartwychwstać!

Druga sprawa o której mówimy tyczy przyjmowania Chrystusa w ludziach, których codziennie spotykamy, z którymi współpracujemy i współżyjemy. Wiąże się ona też z gościnnością, o której mówi pierwsze czytanie, opisujące gościnność kobiety z Szunem, okazaną prorokowi Elizeuszowi, którego postrzegała ona jako wysłannika Boga.[2] Ten sam temat w Ewangelii podejmuje Pan Jezus, przyrzekając nagrodę proroka tym, którzy przyjmują wysłannika Boga: kto bowiem przyjmuje Jego uczniów przyjmuje samego Jezusa.[3] To ważne słowa dotyczące nas wszystkich. Tym bowiem, którzy tak postępują Jezus Chrystus przyrzeka samego siebie.

Każdy kto zna Ewangelię, wie jak trudna do spełnienia jest ewangeliczna lista uczynków miłosiernych: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych przyjąć, więźniów pocieszyć i chorych nawiedzić, umarłych pogrzebać. Są to uczynki szczególnie ważne, bo zgodnie z Ewangelią o Sądzie Ostatecznym, to według nich będziemy sądzeni.

I w tym właśnie miejscu musimy powrócić – Bracia i Siostry – do pierwszego tematu, o którym mówiliśmy, mianowicie do sprawy naśladowania Chrystusa. To naśladowanie jest przecież wychodzeniem z egoizmu, bo jest służeniem naszym braciom i siostrom, a więc niczym innym jak naśladowaniem Chrystusa, który przyszedł, by służyć! Chrystus, Który przygarnia nas takimi jakimi jesteśmy: biednymi i słabymi, grzesznymi i rozdartymi. Przyjmuje nas, sadzając przy swoim stole! Przyjmuje i nam usługuje, mówiąc: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.[4]

Amen


[1] Mt 10,37.

[2] Por. 2 Krl 4,8-11. 14-16a.

[3] Por. Mt. 10,40.

[4] Mt 11,28.

12 niedziela zwykła, A 2020

Bracia i Siostry – Jak bardzo treści pierwszego czytania z księgi proroka Jeremiasza oddają atmosferę tego wszystkiego, co dziś przeżywamy. Wymieńmy tylko niektóre z nurtujących nas spraw: pandemię i, od razu, toczące się w narodzie kłótnie i wzajemne oskarżenia, rosnące bezrobocie i inflację oraz coraz bardziej ideologiczne spory. To dzięki nim czujemy się zagrożeni. Tak samo musiał czuć się prorok Jeremiasz, gdy mówił: „Słyszałem oszczerstwo wielu: <Trwoga dookoła! Donieście, donieśmy na niego!>”.[1] Oto wszyscy wokół namawiają się po kryjomu, by donieść na Jeremiasza, a wśród przeciwników proroka są nawet najbliżsi jego przyjaciele, dla których najlepszą rzeczą byłoby przyłapanie sługi Boga na jakimś nieostrożnym słowie, o które można by go oskarżyć. Wówczas to były – możemy tak powiedzieć – równie ideologiczne spory o to, co prorok powiedział, co mógł powiedzieć, a czego nie i czego nie zrobił, choć teoretycznie mógłby uczynić więcej.

W podobnej sytuacji mogą znaleźć się uczniowie Chrystusa, którym przychodzi działać w różnych czasach i wciąż zmieniających się sytuacjach, wielokrotnie trudnych i zewnętrznie beznadziejnych. Dzisiaj my sami tak właśnie odbieramy uderzające w nas zdarzenia.

To dlatego aż trzykrotnie słyszymy dzisiaj słowa Pana Jezusa, który mówi nam: „Nie bójcie się”.[2] A więc nie bójcie się ludzi, „nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione”,[3]nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą[4] i „nie bójcie się: [bo] jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”.[5]

Nieprzyjaciel bowiem, wróg, może nam uczynić wiele złych rzeczy, nic jednak złego nie może zadać naszym duszom. Logika tej Ewangelii jest więc taka, że należy bać się tylko kogoś, kto prócz ciała może i duszę zatracić. My jednak, trwając w Chrystusie, pozostajemy w ręku Boga, dokładnie tak, jak mówił prorok Jeremiasz: „Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą”.[6]

I każdy z nas – Siostry i Bracia – jest w ręku Ojca bezpieczniejszy niż sądzi. Ojciec bowiem troszczy się nawet o wróble i włosy na głowie! O ileż bardziej więc troszczy się o swoje dzieci! Ewangelia przywołująca te słowa Jezusa stawia sprawę jasno: człowiek jest bezpieczny póki wypełnia swoją ewangeliczną, chrześcijańską misję. Jest bezpieczny nawet wtedy, gdy jego droga będzie drogą przez mękę.

A więc nie bójcie się – mówi Chrystus. Nie lękajcie się – jak w Jego Imię wołał święty Jan Paweł II  – nie lękajcie się otworzyć drzwi Chrystusowi. Zatem nie lękajmy się! Otwórzmy serca Jezusowi!

Amen


[1] Jr 20,10.

[2] Mt 10,26;28 i 31.

[3] tamże, 10,26.

[4] tamże, 10,28.

[5] tamże, 10,31.

[6] Jr 20,11.

11 niedziela zwykła A, 2020 r.

Bracia i Siostry – Dwie myśli z usłyszanej przez nas Ewangelii są zawsze tak samo ważne. Pierwsza to ta w której jest mowa o żniwach. Druga mówi o wysłaniu robotników na te żniwa. Tym zaś, który posyła żniwiarzy jest Bóg.

Zastanówmy się przez chwilę jak wygląda rozsyłanie uczniów. Przede wszystkim mają oni głosić ludziom bliskość Królestwa Bożego. Mają iść do świata jako zaczyn, który ma zakwaszać ciasto na dobry chleb – używając w kontekście Królestwa Bożego symboliki przypowieści o chlebie,.

Słuchając tej Ewangelii najczęściej myślimy jednak,  że to inni mają być apostołami, że nie naszą, a więc i nie moją sprawą jest bycie ewangelicznym zaczynem. Ale takie myślenie nie jest przecież prawdą, bo przekłamuje nauczanie Pana Jezusa! Tę właśnie naukę Ewangelii, przypomniana Sobór Watykański II, mówiąc w dekrecie pod tytułem „O Apostolstwie Świeckich” o powszechnym apostolstwie wszystkich chrześcijan. Ta prawda dojrzewa już w Starym Testamencie, co dokumentuje pierwsze  dzisiejsze czytanie z Księgi Wyjścia, w którym jest mowa o słuchaniu głosu Boga, wierności i strzeżeniu Przymierza przez każdego, kto należy do ludu Bożego.[1] Wiąże się z tym uroczysta Boża obietnica, że lud zachowujący prawo Przymierza będzie szczególną własnością Pana, stając się królestwem kapłanów i ludem świętym.[2]

I nie jest to odkrywanie jakichś nowych prawd, ale ich potwierdzenie przez Chrystusa i rozwinięcie. Przypomnijmy tylko najważniejsze wypowiedzi Pana Jezusa na ten temat: wy jesteście solą ziemi, wy jesteście światłem świata, po tym poznają, że jesteście moimi uczniami, że będziecie się wzajemnie miłowali. Są to, jak słyszymy, jednoznaczne zobowiązania wobec których żaden chrześcijanin nie może pozostać obojętny. Wiążą się one bowiem z postawą, która musi cechować uczniów Chrystusa.

Bycie dobrym nie wymaga specjalnych nakładów. Bycie dobrym, czyli bycie apostołem Jezusa, nie oznacza podejmowania nadzwyczajnych środków. Warto w tym miejscu przywołać fragment z pism św. Urszuli Ledóchowskiej: „Podaję wam tu rodzaj apostolstwa, które nie domaga się od was ciężkiej pracy, wielkich umartwień i trudów, ale które szczególnie dziś, w naszych czasach, bardzo jest pożądane (…) mianowicie apostolstwo uśmiechu. Uśmiech rozprasza chmury nagromadzone w duszy. Uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęściu wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem, mówi o pokoju czystego sumienia”.[3]

Apostolstwo uśmiechu, apostolstwo zwykłej życzliwości i dobrego słowa. Czy my, czy ja potrafię je realizować na co dzień?

Amen


[1] Por. Wj 19, 5-6.

[2] Tamże.

[3] Brewiarz Polski, t. III, ss. 1191-1192.

Boże Ciało A, 2020 r.

Bracia i Siostry – Po liturgicznym czasie Wielkanocy,  wielkanocno-eucharystycznym akcentem  jest uroczystość Bożego Ciała, świętowana w Kościele od 1264 roku, w czwartek po niedzieli Trójcy Świętej.

Współczesny kontekst tego święta jest szczególny. Z jednej bowiem strony przeżywamy niepokoje związane z pandemią koronawirusa, z wszystkimi jej konsekwencjami:  wielością zakażeń i śmiertelnych ofiar, utratą pracy i dochodów, ale i z wieloma innymi bieżącymi wydarzeniami. A to wszystko wiąże się z mówieniem tego świata, który wykorzystuje sytuację, by przekonać ludzi, że to nie Bóg, ale różni ideolodzy i politycy, czyli ten współczesny świat może obdarzyć człowieka zdrowiem, wolnością i szczęściem.

Z drugiej zaś strony jesteśmy my, słabi chrześcijanie, którzy o naszej wierze mówimy często z zażenowaniem, jakby ze wstydem i wielokrotnie sami odrzucamy Boże przykazania i nauczanie Chrystusa, w którym PAN mówi, że to nie ten świat, że to nie ludzkie prawo i sprawiedliwość, ale tylko Bóg i ON, Jezus Chrystus wyzwala nas ku wolności.[1]

Pierwsze czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa też mówi o drodze ku wolności. Była to droga Ludu Starego Przymierza. Wiemy też, że Ziemia ta nie stała się źródłem ich pełnej wolności. Ta wolność miała dopiero nadejść w Chrystusie. Wiemy o tym także z nauczania Pana Jezusa, który we fragmencie poprzedzającym dzisiejszą Ewangelię mówi, że ojcowie tego ludu jedli mannę na pustyni i pomarli.[2]

Ewangelia dopełnia to objawienie, ukazując Jezusa, który mówi o sobie, że kto spożywa już nie mannę, ale Chleb żywy, którym jest On sam, ten nie umrze na wieki,[3] bo ku wolności wyswobodził nas Chrystus! Te słowa mówił Zbawiciel zapowiadając ucztę paschalną Nowego Wiecznego Przymierza, gdy uprzedzając wydarzenie Krzyża, „wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dał swoim uczniom mówiąc: <Bierzcie, to jest Ciało moje>. Potem wziął kielich (…). I rzekł do nich: <To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana....”.[4] Uczta Chrystusa, uczta paschalna, uczta Nowego Przymierza, dzięki której – na zasadzie uczestnictwa w śmierci i zmartwychwstaniu Pana – stajemy się nowym stworzeniem, bo pozostajemy w Chrystusie, a To, co dawne, minęło,[i] oto <wszystko> stało się nowe”.[5] My wierzymy, że w Chrystusie „przeszliśmy ze śmierci do życia”,[6] bo ON uczy nas miłowania Braci, „kto zaś nie miłuje trwa w śmierci”.[7]

Pomyślmy, czym jest dla nas Eucharystia, czym jest dla nas Najświętsza Ofiara i jak bierzemy w niej udział, i Kim jest dla nas Chrystus, Który zaprasza człowieka do życia, bo wyzwala go z więzów zła i śmierci? Bądź pozdrowiony Chlebie Życia, bądź pozdrowiony Panie nasz, „zawsze ten sam, teraz i na wieki”.

Amen


[1] Por. Ga 5,1.

[2] Por. J 6,49.

[3] Por. tamże, 6,51 nn.

[4] Mk 14,22-24.

[5] 2Kor 5,17.

[6] 1J 3,14.

[7] Tamże.

Niedziela Trójcy Świętej A, 2020

Siostry i Bracia – W tym roku w niedzielę Trójcy Świętej wprowadza nas krótki fragment z Księgi Wyjścia, opisujący objawienie się Boga Mojżeszowi. Objawienie to miało miejsce z powodu zerwania przez Naród Wybrany przymierza z Bogiem, przez oddanie czci złotemu cielcowi. Wówczas to Bóg,  błagającemu o miłosierdzie dla ludu Mojżeszowi, objawił swoje imię: PAN. To przez nie uroczyście objawił sam siebie. W ten sposób, już w Starym Testamencie, Bóg JAHWE, czyli ten KTÓRY JEST, ukazał się jako miłosierny Zbawca, zachęcając lud do refleksji nad swoją istotą.

Dziś my, Bracia i Siostry, jak ongiś Mojżesz, podejmujemy próbę rozważania tajemnicy Boga, w pełni objawionej przez Chrystusa. To choćby te słowa Jezusa: „[Duch] Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam oznajmi. Wszystko co ma Ojciec, jest moje[1]

I chociaż ta objawiona troistość Boga jest dla nas chrześcijan, w znaczeniu prawdy wiary oczywista, to wciąż stajemy przed tajemnicą jedności trzech różnych osób Boskich, tajemnicą tak wielką, że Ojciec, Syn i Duch Święty mają jedną, tę samą boską naturę i są jednym Bogiem.

Wyznając wiarę, mówimy: Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego Stworzyciela nieba i ziemi, wierzę w Syna Bożego Jednorodzonego, Zbawiciela świata i w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela. Niewiele jednak z tego rozumiemy, nawet wówczas, gdy tajemnicę jedności Boga określamy jako tajemnicę miłości Ojca do Syna i Syna do Ojca w Duchu Świętym.

Nieco więcej o Bogu możemy powiedzieć, gdy rozważamy tajemnicę stworzonego na Obraz Boży, zdolnego do miłości człowieka, którego Bóg od początku obdarza i ogarnia swoją miłością. Ten gest Bożej miłości pozwala stworzeniu – przez miłość właśnie – poznawać Stwórcę. O tej zasadniczo jedynej możliwości poznawania Boga pisze św. Jana Apostoł w swoim pierwszym liście: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[2]

Wypełniać przykazanie miłości i zapisany w nim Dekalog, postępować zgodnie z sumieniem, w którym te przykazania wybrzmiewają, to znaczy trwać w Bogu, poznawać Go i pozwalać się prowadzić Duchowi Bożemu.[3]

Człowiek jednak, stając przed Bogiem, musi jak Mojżesz uznać Jego tajemnicę. „Nie kuś się o to byś Mnie zamknęła w sobie, ale staraj się, byś ty zamknęła się we Mnie” – powiedział Chrystus, objawiając się św. Teresie. Pokora to akceptacja własnej przygodności i uznanie wielkości Stwórcy, Wielkości Boga w tajemnicy Trójcy Świętej.

Stojąc dziś przed tajemnicą Boga, schylamy – Bracia i Siostry – głowy, prosząc o pokorę i miłość, o te cnoty, które pozwalają jednoczyć się z Ojcem, Synem i Duchem Świętym, tu na ziemi i w wieczności.

Amen


[1] J 16,14-15.

[2] 1J 4,7-8.

[3] Por. Rz 8,14.


Niedziela Zesłania Ducha Świętego

 

Bracia i Siostry – Dziś świętujemy dzień Pięćdziesiątnicy, dzień objawienia się Ducha Świętego. Zastanówmy się, jak wygląda to zesłanie Obietnicy Ojca.[1] Na pewno inaczej niż Syna Bożego, Który stając się Człowiekiem przyjął ludzkie ciało, „ogołocił samego siebie, stawszy się podobnym do ludzi” – co podkreśla św. Paweł w Liście do Filipian.[2]

Inaczej objawiał się też Bóg Ojciec, Który przemówił do człowieka, powołał Abrahama, czyniąc go ojcem ludu z którym zawarł przymierze i przez wieki przygotowywał na przyjście Mesjasza. Możemy powiedzieć, że Bóg Ojciec objawiał się stopniowo, powoli dochodząc do pełni objawienia się przez Syna. Słowa Pana Jezusa: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”,[3] pozwalają naszej wyobraźni na bardziej konkretne przedstawianie sobie również Boga Ojca.

Ducha Świętego nie da się kojarzyć z żadnym obliczem. Biblia mówiąc o Nim używa hebrajskiego słowa „ruah” lub greckiego „pneuma”, oznaczającego naturalne zjawisko wichru i oddychania, a gdy mowa o chrzcie Chrystusa w Jordanie Ewangelie stwierdzają, że Duch Boży: „jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim”. Ducha Świętego nie można więc, jak Jezusa, dotknąć. Słyszy się Jego głos, ale Go nie widzi; odczuwa Jego działanie, ale rozpoznaje tylko po znakach. Nigdy też nie można stwierdzić „skąd pochodzi i dokąd podąża”,[4] a wśród ludzi działa nie inaczej jak przez osoby, które bierze w całkowite posiadanie.

To prawda, że objawianiu się Ducha Świętego towarzyszą należące do świata przyrody znaki powietrza i ognia, a ON, jak mówi psalmista „odnawia oblicze ziemi”.[5] Pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich wyraźnie mówi o tych niezwykłych wydarzeniach, które towarzysząc zstępowaniu Ducha Świętego zgromadziły pod wieczernikiem wielkie tłumy.[6] Te tłumy są obrazem rodzącego się Kościoła, który tam stał się faktem. Dzieje mówią, że w tym dniu, po mowie św. Piotra, chrzest przyjęło „około trzech tysięcy ludzi”.[7]

Tak rodził się Kościół powszechny, a w nim przez wieki rodzą się kościoły lokalne, wśród nich i nasz Kościół parafialny. To w tym kontekście święty Piotr Apostoł mówi o żywych kamieniach i duchowej świątyni,[8] którymi wszyscy uczniowie Chrystusa jesteśmy. I to ta nasza tożsamość, ta przynależność do duchowości chrześcijańskiej, to dziedzictwo zobowiązuje. Ono powoduje odpowiedzialność każdego z nas za Kościół we wszystkich aspektach tego słowa. A więc za Kościół powszechny, za Kościół w Polsce, za nasz kościół parafialny i za ten domowy, rodzinny kościół.

Siostry i Bracia – pomyślmy dzis, co robimy, by to wielkie dziedzictwo, nieskażone, przekazać kolejnym pokoleniom. Św. Paweł przypomina: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście”.[9]

Amen


[1] Por. Łk 24,49.

[2] Flp  1,7.

[3] J 10,30.

[4] Tamże, 3,8.

[5] Ps. 104,30.

[6] Por. Dz 2,6.

[7] Tamże, 2,41.

[8] Por. 1P 2,4-5.

[9] 1Kor 3,16-17.

Wniebowstąpienie Pańskie A, 2020

Bracia i Siostry – szczególna jest Ewangelia, którą słyszymy w święto Wniebowstąpienia Pana. Wpierw dlatego, że odczytany fragment jest ostatnim w zapisie Ewangelii według św. Mateusza. Dalej dlatego, że w tym końcowym fragmencie wszystko jest wielkie, uroczyste i poważne: cała sceneria, słowa i ich treść. Tutaj Pan Jezus objawia się na górze, jak niegdyś Bóg – Jahwe na Synaju, i tutaj ogłasza swój nazwijmy to manifest, swój testament.

Najpierw mówi w nim o sobie: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi”.[1] I nie chodzi tu o władzę wypływającą z boskiej godności Jezusa. Tę posiada On od wieków. Chodzi o tę moc, o władzę Tego, który jako wcielony Bóg, jako Bóg-Człowiek zatryumfował nad śmiercią.

Potem Chrystus daje polecenia: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem”.[2] To „więc”, na samym początku tych poleceń, łączy nakaz misyjny z treścią dopiero co wygłoszonego manifestu – testamentu o pełni władzy posiadanej przez Chrystusa. W ten sposób wypełnia się wizja proroka Daniela o Synu Człowieczym: „…oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. (…) Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie…”.[3] Tak oto Jezus jest ustanowiony Panem świata, Sędzią wszystkich narodów, którym Apostołowie, uczniowie Pana, mają głosić Jego Ewangelię i które mają nauczać, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, w imię Trójjedynego Boga.

Na początku Ewangelii według św. Mateusza Jezus, zgodnie z zapowiedzią proroka Izajasza otrzymuje imię Emmanuel – Bóg z nami.[4] W ostatnim natomiast zdaniu tej Ewangelii Chrystus potwierdza treść tego imienia, gdy mówi: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.[5] To są ostatnie słowa Emmanuela – Boga z nami. Jak wielka to obietnica! Jezus obecny w swoim Kościele do końca świata jest Nauczycielem narodów!

Te słowa są – Siostry i Bracia – ukoronowaniem i kluczem do całej Ewangelii, bo dzięki nim Kościół jest dla „tego świata” żywym znakiem, że Bóg zniżył się do człowieka w sposób widzialny i namacalny, dzięki czemu słaby i upadły w skutek grzechu śmiertelny człowiek, wraz z całym światem został włączony w życie Trójcy Świętej. A ten udział w życiu Boga spełnia się w nas wtedy, gdy wierzymy i naśladujemy Jezusa, Syna Człowieczego, Boga i doskonałego Człowieka, którego ostatnie słowa są dla Kościoła, dla każdego z nas, źródłem nadziei i siły na drogach naszego pielgrzymowania.

Amen


[1] Mt 28, 18.

[2] Tamże, 28, 19-20.

[3] Dn 7, 13-14.

[4] Por. Mt 1, 22-23.

[5] Tamże, 28, 20.


6 niedziela Wielkanocna A

 

Dziś Pan Jezus powiada nam: „Jeżeli mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania”.[1] I to zdanie jest – Bracia i Siostry – głównym przesłaniem tej niedzieli. Przesłanie Chrystusa zapisane przez św. Jana, ucznia którego Jezus szczególnie miłował i który znał Chrystusa; był stojąc pod krzyżem świadkiem Jego śmierci, i był też świadkiem Zmartwychwstałego. To dlatego kończy on spisaną przez siebie Ewangelię raz jeszcze podkreślając ważność świadectwa: „Ten właśnie uczeń daje świadectwo o tych sprawach i on je opisał. A wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe”.[2]

Ten sam Apostoł w swoim 1. Liście napisał równie ważne słowa, bezpośrednio wynikające ze słów Chrystusa: „…każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[3] Znać Boga, trwając w Jego miłości. Trudna to nauka i trudne poznawanie Boga, Który dlatego tak często pozostaje dla nas Bogiem nieznanym i odległym. Sam Chrystus wskazuje na trudność takiego poznawania Boga i trudność przyjmowania przez ten świat Ducha Miłości, Ducha Prawdy, „Którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna”.[4] To dlatego ten świat w którym żyjemy, co rusz podsuwa nam fałszywy obraz miłowania,  jakby odbity w krzywym zwierciadle, które zniekształca to, co ma przedstawiać. Czy tak Bracia i Siostry nie jest? Czy „ten świat[5] nie mówi nam o miłości, która nie daje poznania Boga, bo jest karykaturą miłości prawdziwej. A my, czy wielokrotnie nie mówimy o miłości, a tak naprawdę kochamy siebie?

I znów Chrystus wskazuje sposób tego miłowania: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości”.[6] Człowiek, który kocha wie, że będąc sprawiedliwym nie zyska w oczach tego świata popularności, a mimo to jest sprawiedliwy. Wie, że przeciwstawiając się postawom sprzecznym z przykazaniami narazi się na ośmieszenie przed tym światem, a mimo to pozostaje im wierny. Człowiek ten wie dalej, że hojność materialnie zubaża, a mimo to jest hojny. Wie wreszcie, że schlebianie temu światu ułatwia drogę do kariery w ramach tego świata, a mimo to wyrzeka się takich przymilności, bo jest przekonany, że skalałby w sobie obraz samego Boga.

Miłość zobowiązuje chrześcijan do zachowania przykazań Chrystusa. Ale też daje możliwość dotarcia do duszy każdego człowieka, zwłaszcza tego, który zagubiony czuje się odrzucony przez Boga i ludzi. I dopiero taka postawa uczniów jest Bracia i Siostry trwaniem w miłości Boga, którego człowiek poznał przez miłość. Dopiero taka postawa jest odpowiedzią na zaproszenie Pana: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał”.[7]

 

Amen


[1] J 14,15.

[2] J 21,24.

[3] 1J 4, 7-8.

[4] J 14,17.

[5] Por. Łk 16, 8; J 8, 23; 12,31; 16,11.

[6] J 15,10.

[7] J 15,16.


5 Niedziela Wielkanocy A,

Bracia i Siostry – Ile nadziei wnoszą w nasze życie czytania 5. Niedzieli Wielkanocnej. One bowiem, wraz z mocą samego Słowa Bożego przywołują tematy natury egzystencjalnej, to znaczy takiej, która przypomina człowiekowi sprawy ostateczne, dotyczące ludzkiego istnienia, a więc życia i przemijania, śmierci i zmartwychwstania. A to istnienie każdego z nas jest nieustanną walką życia ze śmiercią, miłości z nienawiścią, nadziei z rozpaczą, prawdy z kłamstwem, dobra ze złem. Te sprzeczności istniejące w każdym człowieku jako skutek grzechu pierworodnego, wywołują też wątpliwości i kolejne pytania. Skoro bowiem Chrystus już nas zbawił, czyniąc – jak słyszeliśmy w drugim czytaniu: „wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, świętym narodem, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym”,[1] to dlaczego wciąż żyjemy w świecie zakłamanym, pełnym nienawiści, rozpaczy i beznadziei?

Odpowiedź na te wątpliwości paradoksalnie obnaża czczość ludzkich wyborów dokonywanych bez Boga, wbrew Jemu, albo po faryzejsku przez udających tylko pobożność i przywiązanie do Bożego Prawa. Tak więc ludzie sami sobie taki właśnie świat wybierają i budują, oszukując się własnymi pomysłami na wolność, dobro, prawdę i szczęście. Wśród nich poczesne miejsce zajmuje usprawiedliwianie zła i nazywanie go prawem, tak jak określanie niesprawiedliwości sprawiedliwością.

W to ludzkie zagubienie z mocą nadziei wpisują się jasne słowa Chrystusa, Który mówi: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście”.[2] Te słowa dotykają podstaw naszego istnienia i jako jedyne pośród zgiełku słów, kierowanych dziś do człowieka, wyjaśniają wszystkie ludzkie wątpliwości, bo „Ja Jestem[3] to imię Boga: Ja jestem, „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem![4] Dziś te właśnie słowa objawia nam Chrystus.

Zagubienie człowieka, w które wpisuje się zmartwychwstały Jezus, głoszący Ewangelię życia! Zmartwychwstały Jezus, Który przybywa do nas, tutaj i teraz, by rozproszyć nasze ciemności! Przychodzi, zapraszając do wspólnoty z sobą, przez naśladowanie siebie, spełniające się na drodze krzyża,[5] uwieńczonego zmartwychwstaniem. I choć Ewangelia ta zapowiada odejście Chrystusa do Ojca, Jego Wniebowstąpienie i Zesłanie Ducha Świętego, Pan Jezus raz jeszcze umacnia uczniów, a w ten sposób umacnia i nas, byśmy i my nie zwątpili. Mówi przeto Zbawiciel: ufajcie mi, czynię to, co dla was najlepsze, „Wierzcie (…), że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”.[6]

Amen


[1] 1P 2,9.

[2] J 14,6-7.

[3] Por. Wj 3,14.

[4] J 14, 6.

[5] Por. Mt 16,24; Mk 8,34; Łk 9,23.

[6] J 14,11.


4. niedziela Wielkanocy A,

Dobrego Pasterza 2020

Bracia i Siostry – w niedzielę Dobrego Pasterza słyszymy Ewangelię w której Pan Jezus nazywa siebie bramą owiec. Obraz bramy kojarzy się z szerokim, przestrzennym wejściem. W pełnym zaś jego zrozumieniu, także symbolicznych znaczeń, pomaga Jezusowa przypowieść w której jest mowa o bramie omijanej przez złodziei i rozbójników, przed którymi właśnie ma ona strzec. Stąd tylko ten, kto wchodzi przez bramę jest pasterzem owiec, a więc przywódcą i przewodnikiem, którego one słuchają i za nim idą.

W tym kontekście łatwiej nam zrozumieć tę właśnie część przypowieści Pana Jezusa, którą usłyszeliśmy dzisiaj, w niedzielę Dobrego Pasterza: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami (…). Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony”.[1]

Słowa te słyszymy tutaj i teraz, w rzeczywistości współczesnego świata. A w nim, obok dobra którego doświadczamy od różnych ludzi, widzimy także współczesne wilki – ludzi odzianych w owcze skóry i faryzejski bisior z przypowieści Jezusa. Oni wkradają się do owczarni i porywają ewangeliczne owce, dzielą je na lepsze i gorsze sorty, bo sami poczuwszy się pasterzami zapomnieli, że nie tak postępuje Dobry Pasterz. ON zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec w owczarni i idzie szukać tej jednej, która zginęła. Ten bowiem Pasterz żadnej nie skazuje na wilczą rzeźnię i nie pozostawia w objęciach śmierci, ale szuka owcy zagubionej, a gdy ją znajdzie, bierze ją na ramiona i wraca do swojego stada.

Ewangeliczna  symbolika jest uniwersalna, to znaczy, że  odnosi się ona do wszystkich czasów, a więc także do naszych, tak boleśnie doświadczanych pandemią koronawirusa i kryzysem, który zaraza sprowadza. To miliony ludzi narażonych na zakażenie, miliony już zarażonych i zmarłych, ale również miliony tych, którzy utracili i tracą pracę przez co zostają pozbawieni środków do życia. A to stawia przed nami, uczniami Chrystusa, nowe wyzwania dotyczące tej prawdziwej, ludzkiej solidarności rozumianej jako wzajemna pomoc i porozumienie, tak, by między nami nie było podziałów i tych „obcych” z przypowieści, którzy wciąż zwodzą owce, bo nie weszli przez bramę, którą jest Chrystus. Pan Jezus ostrzegając przed nimi,  mówi jednocześnie: miłujcie się, jak Ja was miłuję.[2]

Siostry i Bracia przemyślmy nasze postawy i nasze postępowanie w świetle usłyszanej Ewangelii, w duchu słów Chrystusa, Dobrego Pasterza.

Amen.

 


[1] J 10, 7-9.

[2] Por. tamże, 13, 34.


Królowej Polski

3 maja, 2020 r.

 

Bracia i Siostry – Liturgiczny obchód uroczystości Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski; święto kościelne i narodowe, w czasie którego myśli kierujemy ku Ojczyźnie. Często towarzyszy temu obojętność wielu z nas, ale i egoizm, który każe myśleć tylko o sobie. W tym miejscu musimy przywołać także egoizm różnych ugrupowań, które szarpią Ojczyznę, każde w swoją stronę. Przypatrzmy się sobie: ile energii tracimy na niepotrzebne spory, wzajemne podejrzenia i oskarżenia, na dzielenie ludzi na lepszych i gorszych, wbrew Chrystusowi, który prosił Boga: Ojcze spraw aby stanowili jedno.

Matka Ojczyzna, Matka Kościół, parafia w której mieszkamy i rodzina w której żyjemy. Te wszystkie społeczności przenikające się wzajemnie, obejmujemy dzisiaj naszą refleksją. Myślimy więc o Polsce, dziś, w dniu Królowej Polski.

Z tym dniem związane jest imię Maryi i jej wezwanie: „Zróbcie wszystko cokolwiek [Syn mój] wam powie”.[1] Wezwanie, które leży u podstaw naszego chrześcijańskiego powołania, dla którego fundamentem jest zaproszenie Chrystusa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje”.[2] Wezwanie ściśle złączone z zaproszeniem do największej miłości, wypowiedzianym przez Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.[3]

Dziś, w dniu 3. Maja, prośmy za wstawiennictwem Królowej Polski Wszechmocnego Boga, o błogosławieństwo dla Ojczyzny, prośmy  o moc i siłę dla Polski! Błagajmy też o pokój, o ustanie zabójczej pandemii i zdrowie, a także o pomyślność dla Jej mieszkańców i 20. milionów Polaków mieszkających poza granicami. Dla tych zaś, którzy oddali życie dla Ojczyzny, albo już odeszli, prośmy o światłość wiekuistą.

Amen


[1] J 2,5.

[2] Mt 16,24.

[3] J 15,12-13.

3 niedziela Wielkanocy A, 2020

Bracia i siostry – Spójne są czytania 3. Niedzieli Wielkanocnej i bardzo osobiste. Wpierw są takie ze względu na świadectwa Piotra Apostoła i relację uczniów, śpiesznie wracających po poznaniu Zmartwychwstałego Pana z drogi do Emaus. Dalej, są osobiste ze względu na nas, którzy wciąż uczymy się dawania tego świadectwa.

Tak oto najpierw usłyszeliśmy fragment z  Dziejów Apostol­­skich i zapisane w nich kazanie – katechezę św. Piotra,[1] wygłoszone w dniu Pięćdziesiątnicy, bezpośrednio po zstąpieniu Ducha Świętego. Kazanie powiedziane z mocą świadectwa, po którym nastąpiły liczne nawrócenia; Dzieje mówią, że było to około trzech tysięcy osób.[2]

Potem został odczytany kolejny fragment z 1. Listu św. Piotra Apostoła, który także jest autentycznym  świadectwem Apostoła o Jezusie Chrystusie i Jego roli w dziejach świata; dodajmy roli przewidzianej, tzn. zaplanowanej przez Boga Ojca.

Przywołana zaś przez Ewangelię pełna dramatycznego napięcia  historia uczniów idących do Emaus, obok dosłowności ich świadectwa, gdy  pośpiesznie wrócili do Jerozolimy,  jest także zdarzeniem symbolicznym. Symbolicznym w tym sensie, że w tej historii, bardziej lub mniej, odbija się życie każdego z nas. Wszyscy bowiem w jakimś momencie naszego życia idziemy do swojego Emaus. Idziemy tam pełni wątpliwości, często zawiedzeni w naszych nadziejach, a więc jako wciąż szukający swej drogi. „A myśmy się spodziewali...” – zdajemy się wtedy mówić naszym szarym i tak często bezbarwnym chrześcijaństwem.

A wówczas, gdy jesteśmy na tej właśnie drodze, zbliża się do nas Jezus. Jeszcze nierozpoznany, ale już stawiający nam to samo pytanie: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą?” I pyta dalej dlaczego jesteśmy smutni, jakbyśmy byli pozbawieni nadziei. Przychodzi do nas Chrystus w głosie naszego sumienia i przychodzi w ludziach, którzy stają na naszej drodze, oczekując życzliwości i serca. Cokolwiek czynicie jednemu z tych braci moich najmniejszych Mnie czynicie.[3]

Tak oto zaprasza nas Zbawiciel do wspólnoty, do miłości wykraczającej poza określoną przez nas samych wspólnotę. Zaprasza do swego Kościoła, do stworzonej przez Siebie wspólnoty! Zaprasza nas tutaj, na to i na następne zgromadzenia eucharystyczne, by jeszcze raz pisma nam wyjaśniać i byśmy jeszcze raz rozpoznali Go przy łamaniu chleba.

Czemu więc jeszcze nie pałają serca nasze, gdy dziś jesteśmy z Nim w drodze?

Amen.

 

 


[1] Por. Dz 2, 14-36.

[2] Tamże, 2, 41.

[3] Por. Mt 25,40


2 Wielkanocy, Niedziela Miłosierdzia A, 2020

Bracia i Siostry – Dzisiaj przypada Święto Miłosierdzia, zarazem druga niedziela Wielkanocna, kończąca oktawę Świąt Zmartwychwstania. Święty Łukasz w Dziejach Apostolskich pisze, że „Bracia trwali w nauce apostołów  i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie”,[1] tak że „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących (…) [a] Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu”.[2] To Duch ożywiał wszystkich, którzy trwali we wspólnocie i w niej przeżywali fakt, że Zmartwychwstały Chrystus zapoczątkował nowe stworzenie i nowe życie tym, którzy Mu uwierzą.

Fakt tak dynamicznego rozwoju Kościoła o jakim mówią Dzieje Apostolskie pokazuje, że nowina o Zmartwychwstałym Jezusie szybko się rozprzestrzenia. A jest tak dlatego, że  ona jest Ewangelią Życia; Ewangelią o Jezusie Chrystusie, w którym Bóg obdarzył nas nowym życiem!

Wielki jest Bóg w swojej nieskończonej miłości do człowieka. Dlatego święty Piotr Apostoł, który sam doświadczył Bożego zmiłowania, w pierwszym swoim liście pisze, że w zmartwychwstaniu Chrystusa ukazało się Boże miłosierdzie, „On [bowiem] w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla nas w niebie”.[3]

Dzisiaj słyszymy też Ewangelię w której występuje św. Tomasz. Dobrze ją znamy, a jednak czekamy na tę ewangeliczną relację jakbyśmy się spodziewali, że może coś się zmieniło i Tomasz nie będzie już chciał dotykać dopiero co zabliźnionych, Jezusowych ran! Ale tak się nie dzieje, a do nas powraca ten sam zapis o człowieku, który zgodnie z racjami rozumu wątpi. Bo nikt jeszcze stamtąd nie przyszedł i nikt przed Jezusem nie zmartwychwstał!

Być może wątpienie przydarzyło się Tomaszowi tylko raz, ale ten raz wystarczył, by Zmartwychwstały Chrystus wszystkim udzielił dobrej lekcji, także współczesnemu, tak bardzo zlaicyzowanemu i zracjonalizowanemu światu: z Bogiem się nie eksperymentuje; Bogu daje się jedną odpowiedź, jak Tomasz, odpowiedź wiary: „Pan mój i Bóg mój”.[4]

My – Siostry i Bracia – jesteśmy już w gronie tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli! Dzisiaj to my jesteśmy tymi, którzy dostrzegli Boże miłosierdzie, o którym mówi przywoływany dzisiaj święty Piotr Apostoł. Boże miłosierdzie ofiarowane w zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa całemu światu, całej ludzkości i każdemu z nas. Niech więc Bóg bogaty w miłosierdzie nam błogosławi, zachowa we wierze i nas prowadzi!

Amen


[1] Dz 2,42.

[2] Tamże, 4,32-33.

[3] 1P 1,3-4.

[4] J 20,28.

2. Święto Wielkanocy, Poniedziałek Oktawy, 2020

Bracia i Siostry – Ewangelie zgodnie, choć z różniącymi je szczegółami mówią, że pierwsze do grobu Pana Jezusa dotarły kobiety. Spieszyły się z wonnymi olejkami, bo po śmierci Pana nie zdążyły przed szabatem przygotować Jego ciała do pochówku. Jednak, gdy przybyły do grobu okazało się, że on był już pusty. To ten fakt, to wielkanocne wydarzenie wywołało w kobietach dwa uczucia: strachu i radości. Pewnie dlatego  anioł, który im się ukazał, powiedział „Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał”.[1] Kobiety te biegły więc oznajmić to uczniom, biegły jako świadkowie pustego grobu i jako te, które niczym uczniowie idący do Emaus, pierwsze spotkały po drodze Zmartwychwstałego Chrystusa.

Zatrzymajmy się w tym miejscu; dwa uczucia, o których mówi Ewangelia to strach i radość. W arcykapłanach i starszych, po zmartwychwstaniu, zrodziło się uczucie strachu. Dlatego przekupili żołnierzy i kazali im rozpowiadać wszem i wobec, że to uczniowie wykradli ciało Jezusa. To był strach przed cudem Zmartwychwstania, którego autorem mógł być tylko Bóg, ten Bóg, Który jest Panem Życia, bo JEST ŻYCIEM, Bóg, Którego oni czuli się wyłącznymi reprezentantami.

Ten strach przed cudem Zmartwychwstania pojawia się też współcześnie. Stąd i dziś są ludzie, którzy chętnie usunęliby Zmartwychwstałego z przestrzeni publicznej, a najlepiej w ogóle ze świata. Stosują przy tym te same metody, co wówczas. Jest to więc prześladowanie Kościoła – w ilu krajach tak właśnie się dzieje; dalej jest to szyderstwo, przejawiające się choćby w wyśmiewaniu czyjejś wiary i ogólnie religijności. To popularna metoda panująca już wśród dojrzewającej młodzieży. To także wielokrotnie powielane oszczerstwa, w których z reguły przedstawia się Kościół w fałszywym, czyli złym świetle.

W nas wszystkich jednak, którzy uwierzyli słowom Jezusa i przyjęli świadectwo biegnących do jego grobu kobiet i świadectwo uczniów, którzy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu,[2] i – jak Tomasz dotykali Jezusowych blizn po gwoździach i włóczni,[3] w nas wszystkich wzrasta radość.

Dzisiaj ta radość wzrasta i w nas – Siostry i Bracia – bo i my uwierzyliśmy, i my chcemy stawać się lepsi, chcemy wyzwalać się z naszych grzechów i bardziej kochać ludzi. Ta radość wzrasta w nas, gdy dla Imienia Jezusa potrafimy znosić różne niedogodności i cieszyć się, jak ubiczowani Apostołowie, którym zabraniano przemawiać w imię Jezusa, „A oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla Imienia Jezusa”.[4]

Amen


[1] Mt 28, 5-6.

[2] Por. Dz 10, 41.

[3] Por. J 20, 24-29.

[4] Dz 5, 41.

Zmartwychwstanie Pańskie 2020

Siostry i Bracia – tego, co stało się wówczas, tamtego pierwszego dnia po szabacie, w niedzielę zmartwychwstania Pana, nikt się nie spodziewał: ani kobiety, które skoro świt przyszły do grobu, niosąc przygotowane wonności,[1] ani Maria Magdalena, która wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, przybyła do grobu i zobaczyła odsunięty kamień,[2] ani apostołowie, którzy z obawy przed Żydami zamknęli się we wieczerniku, ani Piotr z Janem, gdy wysłuchawszy zadziwiającej relacji Marii Magdaleny pobiegli do grobu, w którym ujrzeli leżące płótna oraz położoną osobno chustę, która była na Jego głowie.[3] Nie spodziewali się też tego uczniowie idący do Emaus, zawiedzeni i zrezygnowani. Sprawę Jezusa uznali za zamkniętą: „A myśmy się spodziewali, że On miał wyzwolić Izraela” – mówili.[4] To dlatego spotkawszy po drodze Zmartwychwstałego Jezusa, nie poznali Go.

Wydawać się nawet może, iż wielokrotne zapowiedzi Pana Jezusa, że zmartwychwstanie, bardziej niż uczniów przekonały, a przynajmniej wzbudziły czujność arcykapłanów, faryzeuszów i uczonych w Piśmie, skoro wymusili na Piłacie postawienie przy grobie Chrystusa straży.

Na początku nie był to więc zbiorowy entuzjazm. Było to raczej niedowierzanie, bardzo ostrożne przekonywanie się i zdobywanie wiedzy, takie uczenie się zmartwychwstania poprzez doświadczanie obecności Zmartwychwstałego. Nie  było to na pewno złudzenie, jakaś zbiorowa halucynacja, czy spotkanie z duchem zmarłego Jezusa, gdyż dotykali Go, rozmawiali i jedli z Nim po Jego zmartwychwstaniu.

A było tak dlatego, że Jezus historii zakończył swój pobyt w czasie z chwilą śmierci na krzyżu i odtąd stał się Jezusem wiary, obok którego można przejść nie poznawszy Go, tak, jak przydarzyło się to wspomnianym uczniom idącym do Emaus.

Gdy więc apostołowie poznali Go, przekonali się i uwierzyli we wszystko, co Jezus im mówił, zasadniczo zmieniła się ich postawa. Wpierw Tomasz, który nie był we wieczerniku, gdy po raz pierwszy ukazał się im Pan. Osiem dni później, dotknąwszy przebitego boku i zobaczywszy przebite gwoźdźmi ręce, wyznał i dał świadectwo: „Pan mój i Bóg mój”.[5] Dalej święty Piotr, przemawiając w dniu pięćdziesiątnicy do zgromadzonego pod wieczernikiem tłumu, a także – jak o tym mowa w pierwszym Wielkanocnym czytaniu – w domu Rzymianina Korneliusza i w wielu innych miejscach, głosi ewangelię o Jezusie Chrystusie „który przeszedł wszystkim dobrze czyniąc”, i daje świadectwo mówiąc: „a my jesteśmy świadkami wszystkiego, co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jerozolimie”.[6]

To także świadectwo Pawła, dawnego Szawła, prześladowcy młodego Kościoła, który spotkawszy pod Damaszkiem zmartwychwstałego i uwielbionego Chrystusa nawrócił się. To właśnie św. Paweł pisząc do Koryntian niecałe dwadzieścia pięć lat po tych wydarzeniach, wylicza wszystkich,  którzy widzieli Jezusa po Jego zmartwychwstaniu, łącznie ponad pięćset osób. Dodaje przy tym, że większość z nich żyje dotąd, stąd można było ich świadectwo zweryfikować. Sam też składa osobiste wyznanie pisząc: na końcu „ukazał się i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem (…) niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży”.[7]

I wreszcie świadectwo św. Jana, umiłowanego ucznia, który zobaczywszy pusty grób i wspomniane płótna i chustę, uwierzył, dając świadectwo swym życiem i spisaną przez siebie Ewangelią, trzema listami apostolskimi i Apokalipsą. W pierwszym z Listów pisze z mocą o miłości jako źródle życia. To te słowa które są echem Jezusowego przykazania: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie ponieważ miłość jest z Boga, a każdy kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[8]

Ukrzyżowana i zmartwychwstała Miłość, która zaprasza człowieka, zaprasza każdego z nas do udziału w sobie! Miłość, która w tajemnicy chrztu włączyła nas w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, tak że odtąd – przez miłość właśnie – zarażeni śmiercią zwyciężoną przez Jezusa, możemy już tylko zmartwychwstawać.

Oto przesłanie dzisiejszego święta, oto przesłanie wielkanocnej niedzieli, które kieruje do nas zmartwychwstały Pan.

Wyrzućmy więc z siebie – Bracia i Siostry – jak zachęca nas do tego św. Paweł, wyrzućmy stary kwas grzechu, złości i przewrotności, abyśmy mogli odprawiać nasze święto (…) na przaśnym chlebie czystości i prawdy,[9] we wzajemnej miłości.

Amen.

 


[1] Por. Łk 24,1.

[2] Por. J 20,1-9.

[3] Por. tamże.

[4] Por. Łk 24,13-35.

[5] Por. J 20,19-31.

[6] Por. Dz 10,34a. 37-43.

[7] 1Kor 15,1-9.

[8] 1J 4,7-8.

[9] Por. 1Kor5,6b-8.

Wielka Sobota, 2020

Bracia i Siostry – wielkosobotni wieczór, noc święcenia ognia i wody, noc zmartwychwstania Chrystusa. I chociaż dzisiaj z powodu pandemii nie sprawujemy tych ceremonii, ogień i woda pozostają dwoma żywiołami, bez których nie można wyobrazić sobie życia. Ogień, który daje ciepło i światło oraz woda, która oczyszcza i ożywia, bo gasząc pragnienie podtrzymuje życie. Dawniej ogień i woda, podobnie jak i całe środowisko człowieka były szanowane. Dziś wiele jest martwych rzek i zatrutych jezior. Tak też środowisko w którym żyje człowiek często jest skażone, również to duchowe, w które wkrada się coraz więcej fałszywych słów, zatrutych kłamstwem.

Tymczasem dzisiaj, w tę najświętszą noc, kiedy Światło zwycięża ciemność, a Życie śmierć, jako ludzie wszczepieni mocą chrztu w tajemnicę zbawienia, stajemy w prawdzie przed Bogiem. To dlatego w prefacji na poświęcenie wody przypominamy sobie wszystkie Boże działania zbawcze, śpiewając: „Duch Twój o Boże unosił się nad wodami w samym zaraniu świata, aby już wtedy żywioł wody otrzymał zaczątek mocy uświęcania. Boże, Ty obmywając wodą zbrodnie występnego świata, uczyniłeś potop obrazem mającego nadejść odrodzenia przez chrzest. Ten sam bowiem żywioł wody w tajemniczy sposób kładzie kres występkom i stanowi początek cnót”.[1]

Woda zostaje tu nazwana płodną, życiodajną i odradzającą falą, oczyszczającą, zbawienną kąpielą i opowiedziany zostaje, w poetyckiej formie, jej udział w historii zbawiania człowieka przez Boga, Który na początku stworzenia swoim wszechmocnym słowem oddzielił wodę od ziemi, Którego Duch unosił się nad wodami i Który kazał wodzie spływać czterema rzekami z rajskiego źródła,[2] a przez Mojżesza wyprowadził wodę z litej skały.[3]

Dalej jest mowa o Panu Jezusie, który został ochrzczony w wodach Jordanu, przemienił wodę w wino w Kanie Galilejskiej i chodził po wzburzonych falach jeziora Genezaret. Jest też przypomnienie, że z przebitego na Krzyżu boku Chrystusa wypłynęła krew i woda, a wreszcie i to, że nasz chrzest odbywa się z nakazu Jezusa przy pomocy wody.

Chrzest, który wszczepia nas w śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa.[4] Odprawiając Mszę św. za zmarłych, w drugiej modlitwie eucharystycznej zwykle dodajemy zdanie: „Spraw, aby ten, który przez chrzest został włączony w śmierć Twojego Syna, miał również udział w Jego zmartwychwstaniu”.[5] A jest tak dlatego, że wszczepieni w Chrystusa w dniu naszego chrztu, na początku naszego życia, zostaliśmy zarażeni śmiercią przez Niego zwyciężoną i od tej chwili możemy już tylko zmartwychwstawać.

To jednak, co Bóg zapoczątkował na chrzcie świętym, musi się w nas nieustannie rozwijać. Musi w nas wzrastać przez naszą miłość do ludzi i wysiłek kochania ich; przez naszą prawdziwość, czyli prawdę tego, co mówimy i co czynimy; przez nasze codzienne, jakże nieraz bolesne świadectwo spełnianego dobra. To, co zapoczątkował w nas Bóg musi się rozwijać mimo naszych grzechów i słabości, mimo tylu trudności szarych dni, związanych choćby z szalejącym koronawirusem i wzrastającym z jego powodu bezrobociem; mimo samotności, poczucia pustki i lęku o przyszłość. Dobro musi się rozwijać, aż do momentu, gdy za świętym Pawłem będziemy mogli powiedzieć: „Teraz zaś żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”.[6]

Pamiętajmy o tym – Bracia i Siostry – gdy po przeżytych na odległość, w naszych domach, ceremoniach Wigilii Paschalnej „wrócimy” z radosnym Alleluja do naszych bliskich, do tych wszystkich, którzy tak jak my i jak każdy człowiek chcą poczuć, że ktoś ich kocha. Bo w tym jest Bóg.

Amen.

 


[1] Por. Mszał Rzymski, Liturgia Wielkiej Soboty.

[2] Por. Rdz 1, 1-31 i 2, 10-15.

[3] Por. Wj 17, 3-7.

[4] Por. Rz 6, 3-4.

[5] Por. Mszał Rzymski, II modlitwa eucharystyczna.

[6] Ga 2,20.

 

Wielki Piątek 2020 r.

Bracia i Siostry – tak się stało, że przeżywamy dziś Wielki Piątek bez publicznej adoracji krzyża. W pewnym sensie więc, po raz pierwszy w naszej współczesnej historii, udało się wyeliminować krzyż ze strefy publicznej! Mimo to jest Wielki Piątek, choć w obecnej sytuacji często samotnie przeżywany dzień, który wstrząsnął światem! W ten piątek bowiem krzyż, na którym „zawisło zbawienie świata”,[1] stanął pośrodku tego świata i w centrum dziejów ludzkich.

Tak oto w naszych domach przeżywamy wielkopiątkową liturgię: stajemy pod Krzyżem Chrystusa, adorujemy Jego Śmierć i dotykamy tajemnicy drzewa na którym umarł Chrystus, Bóg – Człowiek. Tajemnica Krzyża nawiązująca do symboliki mojżeszowego węża, którego zawieszono – jak mówi Księga Wyjścia – na palu i wywyższono na pustyni, by każdy ze śmiertelnie ukąszonych Izraelitów, spojrzawszy na niego ocalił życie.[2] Krzyż to jednak daleko więcej, to  tajemnica Chrystusa i objawionego w Nim Słowa Bożej Miłości, „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.[3]

W tamtym jednakże czasie krzyż był przede wszystkim znakiem hańby i upokorzenia człowieka, odarcia go z godności. Był też znakiem przekleństwa. I to taką właśnie śmierć przyjął Chrystus „stawszy się za nas – jak pisze święty Paweł – przekleństwem, bo napisane jest: przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie”.[4] Dlatego ta śmierć dla wielu jest głupstwem. Dla uczniów zaś Jezusa krzyż stał się znakiem chluby,[5] znakiem pojednania z Bogiem,[6] i mocy Bożej dla nas, „którzy dostępujemy zbawienia”.[7] Jest wreszcie krzyż znakiem zwycięstwa nad śmiercią i potęgą tego świata, który przemija; jest symbolem Bożej Miłości, która posunęła się do „szaleństwa” krzyża.

Rozważając tajemnicę Krzyża, tajemnicę naszego zbawienia i sprawując pamiątkę męki i śmierci Jezusa Chrystusa, nie sposób nie wspomnieć słów Zbawiciela, o krzyżu właśnie. W nich to przypomina nam wszystkim, że „kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Nim, nie jest Go godzien”.[8] I dalej: „...kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie straci je, a kto straci swe życie z Mego powodu, znajdzie je”.[9]

Nie sposób – Bracia i Siostry – nie usłyszeć tych słów w kontekście naszego życia. Nie sposób nie usłyszeć tych słów w perspektywie ludzkiego życia, zwłaszcza teraz w czasie pandemii, życia pełnego trudności, zagrożonego zarażeniem się, ale i bezrobociem z lękiem o teraz i starość, i jej zabezpieczenie; życia nękanego cierpieniem i tymi ograniczeniami, które na co dzień wywołują stres i poczucie beznadziei.

A jednak – Bracia i Siostry – mimo tych trudności, wszyscy, jako uczniowie Chrystusa, jesteśmy świadkami tego umierania! Bo tutaj, na ołtarzu, każdego dnia dla nas umiera i zmartwychwstaje Chrystus. Tutaj, na ołtarzu każdego dnia uobecnia się ofiara naszego zbawienia, byśmy i my mogli razem z Jezusem umierać i z Nim zmartwychwstawać! I taki jest sens historii zbawienia w którą zostaliśmy wszczepieni. Taki jest sens historii uwieńczonej Wcieleniem Jezusa, Jego Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem, których to wydarzeń w naszym codziennym życiu, zgodnie z poleceniem Chrystusa mamy być świadkami. „Wy zaś jesteście świadkami tego.”[10] Taki jest sens historii zbawienia, w którą zostaliśmy włączeni mocą sakramentu chrztu.

Słowa Pana. Słowa, których pełne znaczenie objawia się w tajemnicy Jego śmierci; i my, uczniowie naśladujący Mistrza. Uczniowie, którzy już rozumieją, że droga Krzyża jest drogą miłości, jest drogą dawania siebie w służbie człowiekowi, na co dzień: w życzliwości, w zwykłym uśmiechu i w sercu otwartym na potrzeby braci, bo „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.[11] Krzyż Chrystusa i wpisany w niego krzyż naszej codzienności, krzyż naszego chrześcijańskiego powołania. Krzyż Chrystusa, nadzieja świata i nadzieja człowieka.

Amen.


[1] Por. Święte Triduum Paschalne, na podstawie Mszału Rzymskiego dla diecezji polskich, Poznań 1986, s.18.

[2] Por. Lb 21,4b-9.

[3] Tamże, 3,16.

[4] Gal 3,13.

[5] Por. tamże, 6,14.

[6] Por. Ef 2,16.

[7] 1Kor 1,18.

[8] Mt 10,38.

[9] Mt 16,24-25.

[10] Łk 24.46-48.

[11] J 15,13.

Wielki Czwartek 2020

Bracia i Siostry – pewnie pierwszy raz w naszym życiu przeżywamy Wielki Czwartek z dala od świątyni parafialnej, jakby w cieniu kościoła domowego. Dziś, to także nasz Ogrójec w którym jednoczymy się z Panem Jezusem, trwając z Nim na modlitwie do Ojca. I choć nie możemy uczestniczyć w uroczystej Eucharystii, która jest istotą Wielkiego Czwartku, nasze myśli kierujemy ku Ostatniej Wieczerzy, bo to wtedy Zbawiciel ustanowił pamiątkę swej Męki, Śmierci i Zmartwychwstania – Mszę świętą, Najświętszy Sakrament Ołtarza – jak uczyliśmy się, wymieniając sakramenty święte w ramach nauki katechizmu.

Dzisiaj nasz wzrok kierujemy więc ku ołtarzowi, gdzie Ofiara Chrystusa uobecnia się w czasie, gdy kapłan wypowiada słowa konsekracji chleba i wina, kończące się poleceniem Chrystusa: „To czyńcie na moją pamiątkę”. To przywołanie Wieczernika przypomina nam, że to wtedy Pan ustanowił także sakrament kapłaństwa. Przez kapłana bowiem, we Mszy świętej, Jezus Chrystus przemienia chleb w swoje Ciało, a wino w swoją Krew; w to samo Ciało i w tę samą Krew, które na krzyżu złożył Ojcu w ofierze naszego zbawienia. „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane. To jest krew moja, która za was i za wielu będzie wylana”.

W opisie Ostatniej Wieczerzy odczytywanym podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej, zapisanym przez Świętego Jana Apostoła, uderza brak sceny ustanowienia Eucharystii. Zamiast niej znajdujemy, wygłoszoną we Wieczerniku, mowę pożegnalną Jezusa i szczegółowy opis umywania nóg Apostołom. Pewnie wyjaśnienie tego faktu daje św. Łukasz, pisząc o zaistniałym wśród uczniów sporze o pierwszeństwo, o to, który z nich jest ważniejszy. Odpowiedzią Jezusa na tę sytuację była nauka o prawdziwej wielkości: „Wy zaś nie tak macie postępować [słyszymy]. Lecz największy między wami niech będzie jak najmłodszy, a przełożony jak sługa (...) Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy”.[1] Te właśnie słowa trudno było zrozumieć uczniom. Jezus więc przepasał się ręcznikiem, nalał wody do misy i zaczął umywać im nogi. Podszedł do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?

I pochylił się Zbawiciel do ludzkich nóg. A kiedy umył im nogi powiedział: „Dałem wam przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. (...) Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować”.[2]

Bracia i Siostry – możemy powiedzieć, że skoro św. Jan, którego Ewangelia została napisana najpóźniej, pominął w swoim opisie Wielkiego Czwartku fakt ustanowienia Eucharystii i obecności Chrystusa pod postaciami chleba i wina, to dlatego, że dla większości uczniów prawda ta była już oczywista. Ciągle jednak trwały spory o pierwszeństwo, o to kto jest ważniejszy, kto jest lepszy, kto powinien być wyżej postawiony. To dlatego Chrystus, przez świętego Jana właśnie, zwraca uwagę na równie ważną formę swojej obecności między nami, mianowicie na swą obecność w każdym człowieku. Służyć bowiem bliźniemu oznacza służyć samemu Bogu.

Nikt nie twierdzi, że jest łatwo kochać wszystkich i potrafić jak Jezus pokornie skłonić się do cudzych nóg, umieć odpuszczać winy, przebaczać i dobrze czynić swoim bliskim i nieprzyjaciołom. Chyba to właśnie zadanie jest w chrześcijaństwie najcięższym krzyżem. Ale przecież dźwiganie go jest naszym powołaniem, jest zaproszeniem do udziału w kapłaństwie samego Chrystusa i w Jego misji.

I jest ono możliwe; Jezus ustanowił przecież Eucharystię, w której daje nam siebie na pokarm i pozwala przekraczać nasze, wyłącznie ludzkie możliwości. Ustanowił kapłaństwo, dzięki któremu na co dzień mamy Jego Ciało i Krew, dawane nam po to, by dźwigać nawet najcięższy w naszych odczuciach krzyż, a dźwigając go z Jezusem nie tylko umierać, ale przede wszystkim z Nim zmartwychwstawać.

Jeśli więc – Bracia i Siostry – będziemy przyjmować Jezusa Eucharystycznego z wiarą, przywołując słowa Chrystusa: wielką jak ziarno gorczycy,[3] to także i my będziemy mogli powtarzać, za św. Pawłem: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”.[4]

Amen


[1] Łk 22, 26-28.

[2] J 13,15-17.

[3] Por. Mt 17,20.

[4] Flp. 4,13.

 


6. wielkiego Postu, Palmowa, A, 2020

Bracia i Siostry – Jak bardzo atmosfera epidemii przenikająca nasze dzisiaj, Niedzielę Palmową 2020r., przypomina cienie Ogrodu Oliwnego i samotnego konania Chrystusa; bardziej niż radosne okrzyki i zgiełk towarzyszące uroczystemu wjazdowi Jezusa do Jerozolimy. Taka jest jednak logika i tego wjazdu, i Wielkiego Tygodnia Męki Pańskiej, w który wkraczamy.

A w Eucharystii towarzyszą nam trzy czytania: z proroka Izajasza,[1] z Listu św. Pawła do Filipian[2] i opis Męki Pańskiej według św. Mateusza.[3] Pierwsze czytanie to trzecia Pieśń o cierpiącym Słudze Jahwe, którego wspiera Bóg; drugie jest jednym z najpiękniejszych i najwcześniejszych hymnów starochrześcijańskich na cześć Boga-Człowieka, stąd należy do najważniejszych tekstów mówiących o naturze Chrystusa; Ewangelia natomiast uobecnia tajemnicę męki i śmierci Pana.

Te trzy czytania łączy idea posłuszeństwa Bogu, która w Jezusie Chrystusie znalazła swój szczyt. Dobrze przy tym wiemy ile sami mamy problemów z posłuszeństwem właśnie. Stąd nasuwa się pytanie na czym polega zaleta posłuszeństwa. Czy może chodzi tu o jakiś rodzaj ślepej uległości, naiwnej i pełnej lęku np. przed przełożonymi, połączonej z pokazywaniem swojej interesownej lojalności, w celu łatwiejszego zrobienia kariery lub zyskania dobrej opinii?

To na to pytanie i mu podobne odpowiada Słowo Boże Niedzieli Palmowej, ukazując samą istotę posłuszeństwa na przykładzie Jezusa Chrystusa. On bowiem „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”, tak że w zewnętrznej postaci [został] uznany za człowieka.[4] To dlatego dziś widzimy Go jako uniżonego sługę, upokorzonego przed tłumem, zdradzonego, oplutego i odrzuconego; jednocześnie jednak umierającego z godnością. Tak, Jezus Chrystus istniejąc w postaci Bożej był posłuszny Ojcu i w każdym momencie swego ziemskiego życia troszczył się o wypełnienie Jego woli. I paradoksalnie, przez to posłuszeństwo został wywyższony. Do istoty posłuszeństwa należy więc poznanie i wypełnianie woli Boga.

Powtórzmy: woli Boga. Nie chodzi tu więc o ślepe posłuszeństwo i wypełnianie prawa i rozkazów ludzi stanowiących władzę. Postawa bowiem posłuszeństwa Bogu nie czyni z nas niewolników. Przeciwnie, ona wyzwala z ludzkich lęków i zależności; wyzwala od pokusy pychy, materializmu, ale i krótkowzroczności w patrzeniu na życie, uwalniając od infantylizmu i naiwności. Tak więc każdy z nas, kto tak rozumie i praktykuje posłuszeństwo nie przestaje być podmiotem własnego postępowania, ponoszącym za nie odpowiedzialność, lecz jednocześnie widzi je tak, jak widzi je Bóg. W efekcie uczy się naśladowania Chrystusa i bycia z Nim, przede wszystkim zaś przeżywania danego nam czasu zgodnie z wolą Boga.

I to jest – Siostry i Bracia – naszym chrześcijańskim powołaniem: naśladowanie Jezusa Chrystusa rozumiane jako oddanie się miłości ludzi, naszych sióstr i braci, w odpowiedzi na Miłość Bożą, którą zostaliśmy obdarzeni.


[1] Iz 50, 4-7.

[2] Flp 2, 6-11.

[3] Mt 26, 14-75 + 27,11-54.

[4] Flp 2, 6-7.

5 niedziela Wielkiego Postu, A

 

Bracia i Siostry – Atmosfera epidemii koronawirusa, z wszystkimi jej konsekwencjami, przenika nasze dzisiaj, jak dech śmierci. Tak też został on zapisany w usłyszanych przez nas czytaniach. O grobach mówi więc prorok Ezechiel w przywołanym fragmencie. Jednocześnie ukazuje on jednak optymistyczną wizję ożywiania kości, czyli wskrzeszania umarłych.[1] O życiu z kolei, wpierw według ciała równoznacznym ze śmiercią, pisze św. Paweł w Liście do Rzymian,[2] a Ewangelia, wprowadzając nas w wydarzenia poprzedzające Paschę Pana, opowiada o śmierci i wskrzeszeniu Łazarza. Życie i śmierć, początek i koniec, światło i ciemność; przeciwstawne sobie rzeczywistości, tak bardzo jednak należące do ludzkiego świata, naszego świata.

Przemijanie i śmierć, to – Siostry i Bracia – nasza codzienność, to nasze bycie w nieubłaganie upływającym czasie, i to nasze życie, które bez Boga, źródła wszelkiego życia, nieuchronnie wiedzie ku śmierci!

Ewangelia Jezusa jest jednak bardzo ludzka. Dlatego ukazuje Zbawiciela, który przy grobie Łazarza „wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapłakał.[3] Chrystus wie bowiem czym jest ludzki lęk umierania. Sam modląc się w Ogrójcu przeżył  lęk konania i oblewał się krwawym potem.[4] To dlatego w przenikającej nas atmosferze śmierci, o której tyle dziś mówimy, musimy usłyszeć też słowa o życiu, zwłaszcza z odczytanej dziś Ewangelii. Pan Jezus w niej objawia bowiem ludziom wszystkich czasów, po co przyszedł na świat i jaki jest sens głoszonej przez Niego Ewangelii. Mówi więc, że On sam jest zmartwychwstaniem i życiem, że każdy, kto w Niego wierzy, choćby i umarł żyć będzie i nie umrze na wieki![5] Te słowa wypowiada współczujący człowiekowi Chrystus, który mówiąc: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie!”,[6] wskrzesił z martwych Łazarza. I to mówi Chrystus, który sam umarł na krzyżu, i zmartwychwstał, pokonując śmierć!

Tajemnica człowieczej śmierci i człowieczego zmartwychwstania, tajemnica trwania człowieka w Bogu. Jest to również tajemnica posiadania przez nas Ducha Chrystusowego, o którym pisze święty Paweł w Liście do Rzymian. Jeżeli bowiem mieszka w nas Chrystus, „...jeżeli mieszka w [nas] Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa <Jezusa> z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha”.[7]

Amen


[1] Por. Ez 37,1-6 i 12-14.

[2] Rz 8,8-11.

[3] Por. J 11,33-36.

[4] Por. Łk 22,41-44 i Mk 14,33-36.

[5] Por. J 11,25-26.

[6] Tamże, 11,25.

[7] Rz 8,11.

Strona 1

Strona 3