Homilie ks. Tomasza

3. Wielkanocna B, 2024 r.

Bracia i Siostry – dziś i my stajemy się świadkami Zmartwychwstałego Pana. Słyszymy bowiem relację uczniów, którzy zwątpiwszy w Jezusa Chrystusa, Którego mieli być świadkami, wracali do swych dawnych zajęć, bo się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Nadto nie uwierzyli świadectwu kobiet, które zastawszy pusty grób miały widzenie aniołów zapewniających, że Jezus żyje. To dlatego nie poznali Zmartwychwstałego, oczy ich były bowiem niejako na uwięzi, a uszy zamknięte, gdy Pisma im wyjaśniał. Poznali Go dopiero przy łamaniu chleba, gdy zatrzymali się na wieczerzę. Wtedy wrócili śpiesznie do Jerozolimy i opowiedzieli pozostałym, co ich spotkało w drodze.

A gdy jeszcze mówili, sam Jezus stanął wśród nich, czując ich strach i trwogę – sądzili bowiem, że widzą ducha – stąd ukazał im ręce i nogi, pozwolił się dotykać, i raz jeszcze tłumaczył Pisma wątpiącym, mówiąc że tak miało być, że Mesjasz miał cierpieć, miał umrzeć i zmartwychwstać, i kolejny raz pozwolił się dotykać, by tak jak poznający świat niewidomy i oni mogli Go rozpoznać. Na pewno jednak, w czasie tych ukazań, Pan mocą swoich słów usunął z ich serc bojaźń i strach przed nieznaną dotąd rzeczywistością swego zmartwychwstania. A skoro słyszymy o ich zdumieniu i radości, możemy powiedzieć, że Jezus na pewno przywrócił im nieonadzieję, przemienił ich i dał, tak jak nam dzisiaj daje, moc bycia Jego świadkami, po wszystkie dni, aż do skończenia świata!

Jesteśmy wreszcie świadkami tej właśnie przemiany, bo

Słowo Boże ukazuje nam dziś również przemienionego Piotra, który z lękliwego rybaka, co zaparł się Jezusa, stał się w pełnym tego słowa znaczeniu apostołem Piotrem. On już wyciągnął wnioski ze spotkań ze Zmartwychwstałym Jezusem i głosi Słowo, wyjaśniając Proroków i Pisma mocą Zmartwychwstałego Pana i mocą Ducha Świętego, którego otrzymał w dniu Pięćdziesiątnicy. Dziś – powtórzmy to – my słyszymy słowa Pisma, które Pan nam wyjaśnia i my jesteśmy świadkami tego, jak na tym ołtarzu dla nas połamie chleb.

Co to dla nas – Siostry i Bracia – znaczy? Otóż wpierw musimy sobie uświadomić, że by poznać Zmartwychwstałego trzeba nie tylko słyszeć słowa Pana, ale przede wszystkim w nie uwierzyć. To jest pierwszym zadaniem każdego z nas, bo wiara rodzi się z tego, co się słyszy, a na tych, którzy słuchają Słowa Bożego i objawianej w nim prawdy, zstępuje – jak mówią Dzieje Apostolskie – Duch Święty. Duch, który przenika otwarte ludzkie serca, wnosi w nie pokój Chrystusa i daje moc do dawania świadectwa.

Pytajmy więc siebie jakim jestem słuchaczem Słowa Bożego, Słowa, które zawsze jest stwórcze i skuteczne, i czy moja wiara, dzięki Słowu właśnie, wciąż jest żywa?

Amen.

2 Wielkanocy, Niedziela Miłosierdzia B, 2024

Bracia i Siostry – Dzisiaj przypada druga niedziela Wielkanocną, która kończy oktawę Świąt Zmartwychwstania, Niedziela Miłosierdzia Bożego zarazem. Święty Łukasz we fragmencie Dziejów Apostolskich pisze, że „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących (…) [a] Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu”. To Duch ożywiał wszystkich wierzących, którzy trwając we wspólnocie przeżywali fakt, że Chrystus objawił nowe stworzenie tym, którzy zechcą to nowe życie z Nim dzielić.

Fakt tak dynamicznego rozwoju Kościoła jaki ukazują Dzieje Apostolskie, świadczy o tym, że nauka o Jezusie Chrystusie Zmartwychwstałym nie była jakąś pierwszą lepszą dobrą nowiną, ale że prawdziwie stała się Ewangelią Życia o największym darze, którym Bóg bogaty w miłosierdzie podzielił się z człowiekiem. Stała się Ewangelią o Jezusie Chrystusie, w którym Bóg, przygarniając ludzi jako swoje dzieci, obdarzył nas nowym życiem! To właśnie mówi nam zapis, dopełniający odczytany dzisiaj fragment Dziejów Apostolskich, iż bracia, trwając w nauce Apostołów „wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im tych, którzy dostępowali zbawienia”.

Wielki jest Bóg w swojej nieskończonej miłości do człowieka. Święty Piotr Apostoł w pierwszym swoim liście pisze wprost, że w zmartwychwstaniu Chrystusa ukazało się Boże miłosierdzie, „On [bowiem] w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla nas w niebie”.

Dzisiaj słyszymy też Ewangelię, w której występuje św. Tomasz. Czekamy na tę ewangeliczną relację jakbyśmy się spodziewali, że może coś się zmieniło i Tomasz po roku dojrzeje, i nie będzie już chciał dotykać dopiero co zabliźnionych, Jezusowych ran. Ale tak się nie dzieje, a do nas powraca ten sam zapis o człowieku, który zgodnie z racjami rozumu wątpi. Bo dotąd nikt jeszcze stamtąd nie przyszedł i nikt przed Jezusem nie zmartwychwstał!

Być może Tomaszowi wątpienie zdarzyło się tylko raz, ale ten raz wystarczył, by Zmartwychwstały Chrystus mógł wszystkim udzielić dobrej lekcji, także współczesnemu, tak bardzo zlaicyzowanemu i zracjonalizowanemu światu: z Bogiem nie należy eksperymentować, bo Bogu daje się jedną odpowiedź, odpowiedź przez wiarę! Paradoksalnie dokładnie tak, jak to uczynił Tomasz, gdy ujrzawszy Jezusowe blizny uwierzył, że jest to ten sam Pan, ten sam Jezus, którego śmierć na krzyżu mogli widzieć wszyscy, ale którego zmartwychwstania nie widział nikt. Był tylko pusty grób i pozbawiony martwego ciała całun. „Pan mój i Bóg mój”.

My – Bracia i Siostry – jesteśmy już w gronie tych, którzy nie widzieli a uwierzyli! Dzisiaj to my jesteśmy tymi, którzy dostrzegli Boże miłosierdzie. Boże miłosierdzie ofiarowane w zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa całemu światu, całej ludzkości i każdemu z nas!

Amen.


Zmartwychwstanie Pańskie 2024

Siostry i Bracia – tego, co stało się tamtego pierwszego dnia po szabacie, w niedzielę zmartwychwstania Pana, nikt się nie spodziewał: ani kobiety, które skoro świt, przyszły do grobu, chcąc ziołowymi wonnościami namaścić Jezusa, ani Maria Magdalena, która wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, przybyła do grobu i zobaczyła odsunięty kamień, ani apostołowie, którzy z obawy przed Żydami zamknęli się we wieczerniku. Także Piotr z Janem, którzy – wysłuchawszy zadziwiającej relacji Marii Magdaleny – pobiegli do grobu, gdzie ujrzeli leżące płótna oraz położoną osobno chustę, która była na Jego głowie. Nie spodziewali się tego, też uczniowie idący do Emaus, zawiedzeni i zrezygnowani. Oni sprawę Jezusa uznali już za skończoną: „A myśmy się spodziewali, że On miał wyzwolić Izraela” – mówili. To dlatego spotkawszy po drodze Zmartwychwstałego Jezusa, nie poznali Go nie wierząc.

Wydawać nawet się może, iż wielokrotne zapowiedzi Jezusa, że zmartwychwstanie, bardziej niż Jego uczniów przekonały, a przynajmniej wzbudziły czujność arcykapłanów, faryzeuszów i uczonych w Piśmie, skoro ci wymusili na Piłacie postawienie przy grobie Chrystusa straży.

Od początku nie był to więc jakiś zbiorowy entuzjazm. Były strach i niedowierzanie; potem bardzo ostrożne zdobywanie wiedzy i przekonywanie się, takie uczenie się zmartwychwstania przez doświadczanie tej przemienionej obecności Zmartwychwstałego Jezusa. Na pewno nie była to jakaś zbiorowa halucynacja, jak podpowiadają sceptycy, jakieś złudzenie, czy spotkanie z duchem Ukrzyżowanego. Oni przecież po Jego zmartwychwstaniu dotykali Go, rozmawiali z Nim i jedli.

A było tak dlatego, że z chwilą śmierci na krzyżu Jezus historii zakończył swój pobyt w czasie i odtąd stał się Jezusem wiary, obok którego można przejść nie poznawszy Go, tak, jak przydarzyło się to uczniom, którzy nie uwierzywszy szli do Emaus.

Gdy więc apostołowie poznali Go, przekonali się i uwierzyli we wszystko, co Jezus im mówił, zasadniczo zmieniła się ich postawa. Wpierw uczniowie biegnący z Emaus do Jerozolimy, gdy poznali Pana przy łamaniu chleba, potem Tomasz, który nie był we wieczerniku, gdy apostołom po raz pierwszy ukazał się Pan. Osiem dni później, dotknąwszy przebitego boku i zobaczywszy przebite gwoździami ręce, wyznał i dał świadectwo: „Pan mój i Bóg mój”. Dalej święty Piotr, przemawiając w dniu pięćdziesiątnicy do zgromadzonego pod wieczernikiem tłumu, a także – jak o tym mowa w pierwszym czytaniu – w domu Rzymianina Korneliusza, głosi ewangelię o Jezusie Chrystusie „który przeszedł wszystkim dobrze czyniąc”, i daje świadectwo mówiąc: „a my jesteśmy świadkami wszystkiego, co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jerozolimie”.

To również niezwykle wiarygodne świadectwo Pawła, nawróconego Szawła, prześladowcy młodego Kościoła który, spotkawszy pod Damaszkiem uwielbionego Chrystusa, nawrócił się. To on, pisząc do Koryntian niecałe dwadzieścia pięć lat po tych wydarzeniach, wylicza wszystkich, którzy widzieli Jezusa po Jego zmartwychwstaniu, łącznie ponad pięćset osób. Dodaje przy tym, że większość z nich żyje dotąd, stąd można było świadectwo to zweryfikować. Sam też składa osobiste wyznanie pisząc: na końcuukazał się i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem (…) niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży”.

I wreszcie świadectwo św. Jana, umiłowanego ucznia, który zobaczywszy pusty grób i wspomniane płótna i chustę, uwierzył, dając świadectwo swym życiem i spisaną przez siebie Ewangelią, trzema listami apostolskimi i Apokalipsą. W pierwszym z Listów pisze z mocą o miłości jako źródle życia. To te słowa które są echem Jezusowego przykazania: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie ponieważ miłość jest z Boga, a każdy kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.

Ukrzyżowana i zmartwychwstała Miłość, która zaprasza człowieka, zaprasza każdego z nas do udziału w sobie! Miłość, która w tajemnicy chrztu włączyła nas w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, tak że odtąd – przez miłość właśnie – zarażeni śmiercią zwyciężoną przez Jezusa, możemy już tylko zmartwychwstawać. Miłość, która za każdym razem uobecnia się w Eucharystii.

Oto przesłanie Świąt Zmartwychwstania, oto przesłanie wielkanocnej niedzieli, które kieruje do nas zmartwychwstały Pan.

Amen.

Wielki Piątek 2024 r.


Bracia i Siostry – W centrum dziejów, w sercu świata, stoi krzyż. Skupia on myśli na narzędziu męki, na którym – jak za chwilę usłyszymy – zawisło zbawienie świata”. Dziś i my stajemy pod Krzyżem Chrystusa. Dziś adorujemy Jego Śmierć. A wiąże się ona z nauką o ziarnie, które wpadłszy w ziemię musi obumrzeć, by wydać owoc. A Jezus dobrze wie co mówi. Sam, przybity do krzyża, zazna śmierci brutalnej i nagłej. Sam przeżywa lęk konania, gdy modlił się w Ogrójcu i oblewał krwawym potem. ON wie czym jest śmierć. bo po prostu JEST. Jest Panem życia, a stając się człowiekiem zaraził się śmiercią, którą przyszedł zwyciężyć.

Tajemnica drzewa na którym umarł Chrystus. Tajemnica Krzyża, nawiązującego do symboliki mojżeszowego węża, którego jak mówi Księga Wyjścia zawieszono na palu i wywyższono na pustyni, by każdy ze śmiertelnie ukąszonych Izraelitów, spojrzawszy na niego, ocalił życie. I tajemnica Chrystusa, tajemnica objawionego w Nim Słowa, Słowa Bożej Miłości, „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.

Krzyż. Dwie przecinające się belki, które – jeśli brać pod uwagę same tylko ramiona – są symbolem przenikania się dwóch, przeciwstawnych sobie w biblijnym rozumieniu, porządków: nieba i ziemi, światła i ciemności, życia i śmierci, Królestwa Chrystusa, które nie jest z tego świata i „tego świata”, z Księciem Ciemności, jego władcą, „który zostanie precz wyrzucony”, gdy Chrystus „nad ziemię zostanie wywyższony” i przyciągnie wszystkich do siebie.

W tamtym jednak czasie krzyż był przede wszystkim znakiem hańby i upokorzenia człowieka, odarcia go z wszelkiej godności. Był znakiem odebrania człowiekowi wszystkiego. Skazaniec miał prawo tylko umierać. Umierać śmiercią najbardziej okrutną ze wszystkich, śmiercią przeklętych. I taką śmierć przyjął Chrystus „stawszy się za nas – jak pisze święty Paweł – przekleństwem, bo napisane jest: przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie”. Dlatego właśnie ta śmierć dla wielu jest głupstwem. Dla uczniów zaś Jezusa, dla tych, którzy Mu uwierzyli, krzyż stał się znakiem chluby, znakiem pojednania z Bogiem, i znakiem mocy Bożej dla nas, „którzy dostępujemy zbawienia”. Jest wreszcie krzyż znakiem zwycięstwa nad śmiercią i potęgą tego świata, który przemija; jest znakiem Bożej Miłości, która posunęła się do szaleństwa krzyża.

Rozważając tajemnicę Krzyża, tajemnicę naszego zbawienia i sprawując pamiątkę męki i śmierci Jezusa Chrystusa, nie sposób nie wspomnieć innych słów Zbawiciela. W nich Chrystus przypomina, że „kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Nim, nie jest Go godzien I dalej mówi Zbawiciel „...kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie straci je, a kto straci swe życie z Mego powodu, znajdzie je”.

Nie sposób – Bracia i Siostry – nie usłyszeć tych słów w kontekście naszego życia. Nie sposób nie usłyszeć ich w perspektywie ludzkiego życia pełnego trudności, życia zagrożonego wojnami i kataklizmami, życia pełnego troski o utrzymanie i lęku o starość i jej zabezpieczenie; życia nękanego chorobami, cierpieniem, brakiem zrozumienia i tym wszystkim, co na co dzień wywołuje stresy, poczucie pustki i beznadziei połączonej ze świadomością bycia samotną wyspą w rozgadanym tłumie.

A jednak – Bracia i Siostry – mimo tych trudności wszyscy jako chrześcijanie, jako uczniowie Chrystusa, jesteśmy świadkami tego obumierania! Bo tutaj każdego dnia, na ołtarzu, dla nas umiera i zmartwychwstaje Chrystus. Każdego dnia uobecnia się tutaj ofiara naszego zbawienia, byśmy razem z Jezusem mogli umierać i zmartwychwstawać! I taki jest sens historii zbawienia w którą zostaliśmy wszczepieni. Taki jest sens historii uwieńczonej Wcieleniem Jezusa, Jego Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem, których to wydarzeń w naszym codziennym życiu, zgodnie z poleceniem Chrystusa mamy być świadkami. „I rzekł do nich: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy zaś jesteście świadkami tego.”

Słowa Pana. Słowa, których pełne znaczenie objawia się dzisiaj w tajemnicy Jego śmierci i my, uczniowie naśladujący Mistrza. Uczniowie, którzy rozumieją już, że droga Krzyża jest drogą miłości, jest drogą dawania siebie w służbie człowiekowi, na co dzień; w życzliwości, w zwykłym uśmiechu i w sercu otwartym na potrzeby braci, bo „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Krzyż Chrystusa i wpisany w niego krzyż naszej codzienności, naszego powołania, krzyż nadzieja świata. Zakończmy rozważanie wielkopiątkowym wierszem:


Przygnieciony belką

jak winne grona w tłoczni

leżysz jak robak na bruku

aż krwawią zbite kości

i żal serce chwyta

duszą wstrząsa boleść

a ja czuję swą grzeszność

gdy sumienie przed oczy

niczym film życie wnosi

wszystkie brudne myśli

wszelkie brzydkie czyny

serce zaś wyznaje

w worze siedząc na prochu

zmiłuj się nade mną

powiedz słowo tylko

choćby jedno chcę

a będę oczyszczony

z śmiertelnego trądu

Amen.


5 Niedziela Wielkiego Postu B, 2024

Bracia i Siostry – daleki nam jest ewangeliczny obraz ziarna rzucanego w ziemię, które musi obumrzeć, by wydać owoc. Daleki, bo chociaż to Chrystusowe ziarno jest symbolem każdego człowieka, każdego z nas, to my, współcześni Polacy coraz bardziej syci, wcale nie chcemy obumierać. Taka właśnie jest nasza dzisiejsza rzeczywistość, szczególnie pośród młodych współczesnych Europejczyków, zasadniczo dobrze ustawionych, tak że nie chcą już owocować duchem, bo bliższe są im materialne tylko owoce ludzkiej pracy z których chcą bez ograniczeń korzystać. Ale tak naprawdę jest to odwracaniem objawionego porządku, w którym Bóg zaprasza człowieka by bardziej był, stąd dla wielu, tak żyjących ludzi, wszystko zamyka się w śmiertelnie odwrotnym myśleniu, by więcej mieć niż bardziej być.

Jak bardzo przypomina to ewangeliczną sytuację opisaną przez św. Jana, gdy do apostoła Filipa przybyli nie ci, którzy w sposób naturalny dzięki cudom i znakom, których byli świadkami, winni byli w Jezusie rozpoznać posłanego im Mesjasza, ale przybyli poganie, tutaj uosabiani przez Greków. A miało to miejsce w ewangelicznym wielkim tygodniu, po uroczystym wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy, w czasie gdy już wybrzmiało wołanie „Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie, (…) Król Izraela”, a wzmagało się wołanie „Ukrzyżuj! [GO] Ukrzyżuj”.

Każde jednak owocowanie, a dotyczy to każdego człowieka, również, a może przede wszystkim ludzi młodych, związane jest z obumieraniem, także tym materialnym. I choć przeraża nas rozkład tego co przemija, dziś Chrystus nam powtarza te same słowa: „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”.

Co więc mamy czynić, patrząc na liczne, towarzyszące nam zagrożenia, choćby to jakim jest dla nas wojna u naszej granicy. Co mamy wybierać? Czy nihilizm, który proponuje ludziom świat, czy życie z ponadmaterialnym i ponadczasowym celem, które oznacza jednoznaczny wybór nauki Chrystusa o ziarnie, które rzucone w ziemię obumiera i wtedy właśnie wydaje owoc. Wybór nauki, która wyrasta z Bożej obietnicy zapisanej też w proroctwie Jeremiasza, przywołanym w pierwszym czytaniu, a wypełnionej w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Tak oto Syn Boży, który dla naszego zbawienia stał się człowiekiem, umarł na krzyżu i zmartwychwstał jako pierwszy z umarłych, sam jest ziarnem z Jego przypowieści. Ziarnem rzuconym w ziemię, które obumarło i wydało owoc zmartwychwstania.

Siostry i Bracia – co wybierzemy? Przeżywamy kolejny Wielki Post, który może doprowadzić nas do ewangelicznego nawrócenia, by zmieniwszy swoje życie, razem z Chrystusem umrzeć i razem z Nim i zmartwychwstać.

Amen.




4 Wielkiego Postu, B 2024

Bracia i Siostry – Możemy powiedzieć, że Księga Kronik, przywołana w pierwszym czytaniu, nie nastraja optymistycznie. Oto lud Boży mnoży nieprawości i zapomina o Bogu i Jego prawie! A grzeszą wszyscy: naczelnicy Judy, kapłani i sam lud, „naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich i bezczeszcząc świątynię, którą Pan poświęcił w Jerozolimie”. Możemy więc powiedzieć, że Izraelici żyjąc wśród wrogów religii objawionej przez Jedynego Boga, upodabniali się do nich, sami szerząc nieprawości. Zamiast swym życiem wyznawać wiarę w Boga, postępowali tak jakby Go nie znali! I chociaż Bóg upominał swój lud przez kolejnych proroków, wzywając go do nawrócenia, naród ten pozostawał głuchy, szydząc z wysłanników Bożych. Następstwem takiego postępowania było zniewolenie, bo grzech ogranicza człowieka i odbiera mu wolność. Stąd namacalną, choć też symboliczną, konsekwencją grzesznego postępowania był dla Izraela upadek państwa i siedemdziesięcioletnia niewola.

Do tej biblijnej sytuacji podobna jest nasza kondycja, bo takie same są przyczyny naszych zniewoleń. Przecież i nas krępuje różnorakie zło, które wciąż głębiej się zakorzenia. Wystarczy wspomnieć rozbite rodziny, ale i lekceważenie przez wielu młodych sakramentu małżeństwa; dalej to nieuczciwość, zakłamanie, korupcja, wyzysk, zabójstwa i wiele innych grzechów obok których przechodzimy obojętnie, udając że ich nie widzimy, używając przy tym argumentacji, że to XXI wiek i trzeba nowocześnie myśleć.

To dlatego, w tym właśnie kontekście, winniśmy usłyszeć i przyjąć istotne dla objawienia słowa św. Pawła z drugiego czytania: „Bóg będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywróci do życia”. Przede wszystkim jednak winniśmy w swych sercach wyryć słowa Chrystusa z odczytanej Ewangelii: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Jest to bowiem Boża odpowiedź na nękające nas trudności i problemy wynikające z krępującego ludzi zła. To zło, a więc i każdy, „kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione. Dotykamy tutaj pradawnej symboliki światła i ciemności, objawianej przez Boga choćby w Prologu Janowej Ewangelii, gdzie jest mowa o Jezusie Chrystusie, przedwiecznym Słowie, które było u Boga i było Bogiem. „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. (…). Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. (…). Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi ”. Tak Bóg umiłował świat!

Amen.

3 Wielkiego Postu B 2024 r.

Bracia i Siostry – niezmienne są słowa z pierwszego czytania w których Bóg przypomina dziesięć swoich przykazań, które, ponieważ są wyrazem prawa naturalnego, obowiązują wszystkich ludzi. „Ja jestem Pan, twój Bóg (...) Nie będziesz miał Bogów cudzych, Nie będziesz brał imienia, Pamiętaj, abyś dzień święty święcił, czcij ojca i matkę, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, nie pożądaj”. Te słowa muszą nas poruszać, nie jest to bowiem prawo, które mogłoby zaskakiwać człowieka, tak jakby nie było ono mu znane. Prawo to bowiem każdy z nas może odkrywać w głębi swojego „ja”, w swojej duszy i we własnym sumieniu.

Boskie prawo, prawo naturalne – jak również je nazywamy – wpisane jest w sumienie człowieka. To dlatego Mojżesz, w sposób tak bardzo symboliczny wykuwa tekst dziesięciu przykazań na kamiennych tablicach. Kamień zawsze kojarzy się z czymś trwałym i niezniszczalnym, oznacza więc niezmienność boskich praw i ich trwałość. Takie jest też ludzkie sumienie dopóki nie zostanie zagłuszone złą wolą i postępowaniem wbrew niemu. Tam bowiem, we własnym wnętrzu, w prawidłowo ukształtowanym sumieniu, odkrywa człowiek niezmienny nakaz czynienia dobra i unikania zła, nakaz bycia sprawiedliwym i wiernym. I tam wreszcie przeżywa niepokój, gdy wybrawszy zło postąpił wbrew sumieniu. Tam słyszy też głos potępienia niesprawiedliwości, fałszu, nieuczciwości, braku poszanowania życia i całego zła o którym chciałby zapomnieć. Sumienie człowieka jest jak mojżeszowe tablice przykazań, umieszczone w jego sercu, w ludzkiej duszy.

Tę prawdę i wyjątkowość sumienia przypomina Sobór Watykański II stwierdzając, że „W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, (…) głos wzywający go (…) do miłowania i czynienia dobra, a unikania zła (…). Człowiek bowiem ma w swym sercu wypisane przez Boga prawo, wobec którego posłuszeństwo stanowi o jego godności i według którego będzie sądzony. Sumienie jest (…) sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa”. Jak ważne to przypomnienie! Jak ważne to słowa, zwłaszcza we współczesnym świecie, w którym ludzie coraz częściej odrzucają Boże Prawo, zastępując je własnym.

Na to wnętrze również zwraca naszą uwagę Pan Jezus, wypędzając ze świątyni handlarzy i w tym kontekście właśnie, mówiąc o świątyni swego ciała. I to te słowa stają się dziś naszym wielkopostnym zadaniem. Porządkowanie świątyń naszych ciał. Zastanówmy się więc i pomyślmy: jaką jestem świątynią? Jak wygląda moje wnętrze? I czy prawidłowo, w świetle Bożych przykazań, kształtuję własne sumienie, w którym mówi do mnie Bóg.

Amen.

2 Niedziela Wielkiego Postu B

Bracia i Siostry – Ewangelia drugiej niedzieli Wielkiego Postu jest niezwykła. Mówi bowiem o przemienieniu Pana Jezusa. Przybył On z uczniami na górę, by się modlić. I nagle Jego wygląd odmienił się. Święty Marek w odczytanym fragmencie Ewangelii mówi, że „odzienie [Jezusa] stało się lśniąco białe tak, jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła”,[1] a święty Mateusz pisze wprost, że twarz Jezusa „zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło”.[2] We wszystkich też opisach tego wydarzenia pojawiają się Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiają z Jezusem, a samo przemienienie umieszczone jest w czasie po wyznaniu wiary w Bóstwo Chrystusa, złożonym przez Piotra pod Cezareą Filipową: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego[3]

I taka kolejność zdarzeń zachodzi nie tylko ze względu na logikę faktów i nie dlatego tylko, że chodziło o umocnienie wiary uczniów na czas trudnych chwil związanych z bliską męką Zbawiciela. Znając dalsze wydarzenia wiemy, że przebiegły one inaczej niż winny były przebiec: Judasz zdradził Mistrza, uczniowie uciekli, Piotr wyparł się znajomości z Chrystusem, a pod krzyżem Jezusa stali tylko: Matka Jego – Maryja, Maria – żona Kleofasa, Maria Magdalena i Jan, uczeń którego Jezus miłował.[4]

Otóż te właśnie fakty przekonują nas, że nie chodziło tu wyłącznie o wiarę uczniów w samo przemienienie, którego trzech z nich było bezpośrednimi świadkami. Chodzi tu raczej o wiarę całego Kościoła w najważniejsze tajemnice zbawienia, które dopiero miały się wydarzyć: podczas Ostatniej Wieczerzy – gdy Zbawiciel ustanowił Eucharystię i kapłaństwo, dalej na krzyżu – w czasie składania krwawej ofiary zbawienia i w poranek zmartwychwstania, ostatecznego zwycięstwa nad ciemnością śmierci. Jezus przemieniony jest po prostu Jezusem wiary, w Którego można uwierzyć, ale też Jezusem, Którego można odrzucić.

Pytajmy się więc o naszą wiarę i moje życie wiarą, którą liturgia słowa każe nam dzisiaj porównywać z wiarą Abrahama, który powołany przez Boga nie cofnął się przed gotowością ofiarowania Mu własnego syna. Historia ta stała się figurą zbawczych wydarzeń spełnionych w Chrystusie.

Pytajmy się więc jak wierzymy w Boga, jak wierzymy w Chrystusa, jak przyjmujemy Prawdę, którą ON przyniósł światu? I jak wierzę ja, konkretny człowiek; co wybieram w życiu codziennym? Czy tylko to, co jest wygodne i nie zmusza do wysiłku, do ewangelicznego noszenia krzyża własnej codzienności? Jak wierzę w Chrystusa, którego można przyjąć tylko w całości, w blasku prawdy objawionej przez Ojca i w mocy Ducha Świętego.

Amen.



[1] Mk 9,3.

[2] Por. Mt 17,2.

[3] Mt 16,16; por. Mk 8,29 i Łk 9,20.

[4] Por. J 19,25-26.

1 Wielkiego Postu B, 2024

Siostry i Bracia – pierwsze czytanie przywołuje moment zawarcia przymierza Boga z człowiekiem, które miało miejsce po dramatycznej historii Noego i potopu. Warto wyjaśnić, że relacja o potopie należy do najstarszych tradycji i jest obecna bodaj we wszystkich kulturach ludzkich. Naukowcy porównują około 60. relacji, pochodzących z różnych stron świata: od sumeryjsko-mezopotamskich, egipskich, perskich i greckich, po chińskie, indyjskie oraz te odkryte wśród ludów obu Ameryk, Australii i Oceanii.[1] Dziś skupiamy się na najstarszej z nich, na tradycji biblijnej, w której jest mowa, że celem potopu trwającego „na ziemi czterdzieści dni[2], było oczyszczenie świata z zepsucia grzechem i niejako jego nowe stworzenie. Liczba czterdzieści jest liczbą symboliczną, często występującą w Biblii. Tu oznacza czas pokuty, potrzebny do oczyszczenia, ale też odrodzenia się do nowego życia. Spośród wielu przykładów tej starotestamentalnej symboliki przywołajmy dwa: Mojżesza który przez czterdzieści dni i nocy przebywał na górze Synaj, by otrzymać Dekalog;[3] i Izraelitów, którzy gdy podnieśli kolejny bunt przeciw Jahwe, usłyszeli boski wyrok: czterdzieści lat minie zanim ujrzą Ziemię Obiecaną.[4]

Także Pan Jezus przez czterdzieści dni przebywał na pustyni, przygotowując się do wypełnienia swej misji jaką było zawarcie Nowego Przymierza Boga z ludzkością, przez Jego zwycięstwo nad szatanem i śmiercią.

W pierwszym czytaniu pojawia się też równie ważny symbol tego po potopowego przymierza, mianowicie łuk tęczy. To obok drzewa życia i drzewa poznania dobra i zła,[5] jeden z najstarszych symboli biblijnych. Jest on przede wszystkim znakiem Bożej łaskawości i dobroci, będąc jednocześnie symbolem Boskiego Majestatu i miłosierdzia. To dlatego w obrazach biblijnych stanowi część Bożego tronu i pojawia się w wizjach Boga otrzymywanych przez proroków. Jako taki występuje również w ostatniej księdze Nowego Testamentu, w Apokalipsie św. Jana.[6] Stąd, już na najstarszych średniowiecznych malowidłach, Chrystus przychodzący na Sąd Ostateczny, zasiada niczym na tronie na łuku tęczy.

Pierwsze czytanie i Ewangelię łączy fragment z Listu św. Piotra Apostoła, który jest podsumowaniem wszystkich objawianych nam dzisiaj treści. Ich bowiem owocem jest sakrament chrztu świętego, przez który mamy udział w tajemnicy zbawienia, darowanego nam przez Boga w Nowym Przymierzu, zawartym w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. To także przywołanie naszych chrzcielnych zobowiązań i zadań, które wciąż stają przed nami. Po raz kolejny przypomniał nam to środowy ryt posypywania głów popiołem, połączony z wezwaniem: nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Tak więc – Bracia i Siostry – powtórzmy za św. Pawłem, odnówmy się duchem w naszym myśleniu i przyobleczmy nowego człowieka.[7]

Amen.



[1] Por. W. Bator, Religia. Encyklopedia PWN, t.8, Warszawa 2003, ss. 218-2019.

[2] Rdz 7, 17.

[3] Por. Wj 24, 18

[4] Lb 14, 33.

[5] Por. Rdz 2, 9.

[6] Por. Ap 4, 3 i 10, 1.

[7] Por. Ef 4, 23-24.

6 zwykła B, 2024

Bracia i Siostry – czytanie z Księgi Kapłańskiej, a także Ewangelia mówią o trądzie, znanej od kilku tysięcy lat zakaźnej chorobie wyniszczającej ludzi. Dodać też trzeba, że właściwie do XX wieku trądu nie udawało się wyleczyć.  To dlatego już w czasach Starego Testamentu sposoby postępowania z trędowatymi opisywała przywołana w pierwszym czytaniu Księga Kapłańska, której fragment usłyszeliśmy. Najczęściej też to, czy człowiek zaraził się trądem stwierdzał kapłan, a samą chorobę uważano za jedną z kar za grzechy. To dlatego trędowaty był traktowany tak, jak człowiek dotknięty nieczystością i był wyłączany ze społeczności ludzi zdrowych. Stąd, jak stanowiło prawo, trędowaty „będzie miał rozerwane szaty, włosy nieuczesane, brodę zasłoniętą i będzie wołać: Nieczysty, nieczysty! (…). Będzie mieszkał w odosobnieniu”.[1]

Szybko zaczęto też porównywać trąd z grzechem, który, tak, jak ta choroba, stopniowo ogarnia całego człowieka. W ten sposób trąd zaczął uchodzić za widzialny znak życia grzesznego i trwania w grzechu. Więcej: stał się nawet symbolem sprzeniewierzenia się Bogu.

Gdy więc Pan Jezus uzdrawiał chorych, oczyszczając ich z trądu, jednocześnie objawiał, że panuje nad wszelką nieczystością i grzechem. W ten sposób wypełniało się też proroctwo Izajasza: „Lecz on się obarczył naszym cierpieniem, on dźwigał nasze boleści”,[2] co pieczętuje św. Mateusz, opisując liczne uzdrowienia dokonane przez Chrystusa: „On przyjął nasze słabości i dźwigał choroby”.[3]

Ewangeliczny opis uzdrowienia jednego trędowatego, który przyszedł do Jezusa, jest jednak szczególny. Zauważmy: to on przyszedł do Jezusa (…) i upadłszy na kolana, prosił Go ”.[4] Jakże inna to postawa i prośba od wielu naszych postaw i próśb, natrętnie kierowanych do Boga. Ile bowiem razy modląc się nie pamiętamy o naszej grzeszności, a ślemy do Stwórcy bardzo stanowcze prośby, oczekując że tak musi się stać, że Bóg musi nas wysłuchać. A gdy tak się nie dzieje, obrażamy się i zagniewani odwracamy się od Niego, mówiąc: po co właściwie się modlę, skoro i tak Bóg mnie nie wysłuchał. Oto jesteśmy my, ludzie małej wiary!

Jakże inna – powtórzmy to – jest postawa trędowatego grzesznika, który z wiarą, jak ewangeliczne ziarno gorczycy,[5] przyszedł do (…) [Jezusa] (…) i upadłszy na kolana, prosił Go . [A Jezus], zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: . Zaraz trąd go opuścił i został oczyszczony”.[6]

Uczmy się więc – Siostry i Bracia – tej ewangelicznej postawy, promowanej mówiąc współczesnym językiem przez Chrystusa, który sam w rozmowach z Bogiem, Swoim Ojcem wielokrotnie powtarzał: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty [niech się stanie!]”.[7]

Amen


[1] Kpł 13, 45-46.

[2] Iz 54, 3.

[3] Mt 8, 17.

[4] Mk 1, 40.

[5] Por. Mt 17, 20.

[6] Mk 1, 40-42.

[7] Mt 26, 39.

5 Niedziela zwykła B, 2024

Bracia i Siostry – Ile człowieczego bólu jest w wypowiedzianych przez Hioba słowach! I nie chodzi tu bynajmniej o ból związany z chorobą ciała, o fizyczne cierpienie, choć i ono – jak wiemy – stało się udziałem bohatera pierwszego czytania. Myśl Hioba jest bardziej uniwersalna i dotyczy zasadniczych spraw związanych z ludzkim istnieniem, z życiem człowieka i jego przemijaniem. Ten przecież lek, bojaźń przed śmiercią i unicestwieniem, zawierają słowa „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia (...) noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei”.[1] Ile razy – Bracia i Siostry – takie same myśli wypalały nasza jaźń? Ile razy obumieraliśmy, doświadczając ciemności i braku nadziei? I jak często przeraża nas samotność tych doświadczeń, samotność choroby, starzenia się, niedołężnienia, przemijania, i samotność śmierci!

Te same myśli musiały nurtować Jezusa, gdy, doświadczając ludzkiej egzystencji, pocąc się krwawym potem za nas i dla naszego zbawienia umierał w Ogrójcu, a także wtedy, gdy konając na krzyżu wołał: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?[2] A było tak dlatego, że Jezus Chrystus we wszystkim stał się podobny do człowieka, z wyjątkiem grzechu. Stał się jednym z nas, by doświadczyć ludzkich cierpień, doświadczyć człowieczych pytań i wątpliwości po to, by móc je we własnej śmierci i zmartwychwstaniu przezwyciężyć. By móc objawić człowiekowi, że Bóg tak umiłował świat, iż posłał mu swojego Jedynego Syna, i że On właśnie jest Drogą, Prawdą i Życiem.[3]

To dlatego Jezus głosił Ewangelię, wołając: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.[4] To dlatego nauczał jak ten, który ma władzę,[5] a duch nieczysty, którego wypędził, zaczął wołać: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem kto jesteś: Święty Boży”.[6] To dlatego też Jezus, po wyjściu z synagogi, dalej nauczał i uzdrowił teściową Piotra i „wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił“.[7] Możemy powiedzieć, że w ten sposób Chrystus zaczął porządkować to, co przez grzech zostało w tym świecie i w samym człowieku zniszczone, bo zaczął uzdrawiać nie tylko ludzkie ciała, ale przede wszystkim człowiecze dusze.

I to jest – Bracia i Siostry – jedyna sensowna odpowiedz na dręczące nas pytania i wątpliwości. Ból ciała można dość łatwo uśmierzyć. Ból duszy pozbawionej nadziei może tylko wzrastać. Wierzyć w ewangelię i się nawracać, to znaczy kochać Boga i ludzi. Jedyna odpowiedz, która daje człowiekowi prawdziwą nadzieję i czyni go szczęśliwym. Jezus Chrystus, wczoraj i dziś i zawsze na wieki.

Amen.



[1] Job 7,1-2. 4 i 6.

[2] Mt 27,46.

[3] Por. J 14,6

[4] Mk 1,15.

[5] Tamże 1,22.

[6] Tamże 1,24.

[7] Tamże 1,34.

4 niedziela zwykła B, 2024

Bracia i Siostry — Nigdy przedtem, nie zapowiadał Bóg tak uroczyście przyjścia proroka, jak w zapowiedzi wypowiedzianej ustami Mojżesza. Zapowiedź tę usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu: „Pan Bóg twój wzbudzi proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie (...) i włożę w jego usta moje słowa” tak, że będzie im mówił „wszystko, co rozkażę”.[1] Nigdy dotąd, bo – jak z niej wynika – prorok ten będzie podobny do samego Boga.

Dzisiaj, jak słyszymy i widzimy Ewangelia jest spełnieniem tej zapowiedzi. Przychodzi bowiem Jezus Chrystus, Którego nauczanie wzbudza podziw nie tylko dlatego, że jest głębokie i jasne, ale ponieważ porywa ludzi, gdyż „jeszcze nigdy nie przemówił tak człowiek”. Porywa słuchaczy gdyż ON „uczył ich (...) jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie”.[2] Tłumom imponowała siła i moc z jaką nauczał Jezus. Siłą imponuje się zawsze, częściej pewnie zastrasza i zniewala, ale jeśli tą siłą jest moc ducha – a tak przecież jest w wypadku Chrystusa – to ona rzeczywiście zadziwia, zastanawia i pociąga człowieka, wywołując jednocześnie w nim przekonanie, że ta moc go zobowiązuje.

To przekonanie umacnia i w nas – Siostry i Bracia –opowiedziana przez ewangelistę historia uwolnienia przez Jezusa opętanego człowieka. Wydarzenie to ukazuje bowiem nie tylko ogrom władzy Zbawiciela i jej niezwykłość, ale staje się do tego kolejną okazją, by publicznie nazwać Go „Świętym Boga”. I chociaż w ten sposób Jezusa nazywa duch nieczysty, którego intencja nie była z pewnością życzliwa, to jest ono również ujawnieniem bóstwa Chrystusa. I tego właśnie uczy ta Ewangelia, ukazując Jezusa jako Pana, który „nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne”.

Przychodzi więc do nas Chrystus jako odwieczne Słowo Boga, przychodzi jako Ten, Który ma władzę, ale – i to trzeba podkreślić – przychodzi nie po to, by zniewalać człowieka, lecz by obdarzyć go miłością Boga. To dlatego kieruje do nas swoje Słowo, niezależnie od tego, czy to się nam podoba, czy nie. Kieruje Słowo, bo zawsze chce dobra człowieka, chce wyzwolić go spod władzy ducha zła, który tak łatwo opanowuje ludzi, a którego ON przyszedł był zwyciężyć.

Bracia i Siostry – także dzisiaj Słowo, które Bóg nam przekazuje, pomaga żyć godnie i widzieć sens tego wszystkiego, co robimy, co kochamy, i co chcemy ocalić. I choć wielu odrzuca Boże Słowo, negując wraz z nim Boże prawo zapisane w przykazaniach, my wyznajemy wiarę wraz ze św. Piotrem, gdy wielu od Jezusa odeszło po Mowie Eucharystycznej i objawieniu, że ON jest chlebem żywym, że kto Go spożywa choćby umarł żyć będzie na wieki. Wówczas ci, którzy odeszli i do dziś odchodzą, mówili i mówią: „trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać”.[3] My – powtórzmy to – trwamy przy Jezusie Chrystusie i jak Piotr wołamy: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”.

Amen


[1] Por. Pwt 18, 15-20.

[2] Mk 1, 21-28.

[3] Por. J 6, 26-71.

3 niedziela zwykła, B, 2024

Bracia i Siostry – jak bardzo prorok Jonasz, bohater pierwszego dzisiejszego czytania, przypomina nasze wyobrażenia o Bogu i Jego sprawiedliwości, a także nasz brak wyrozumiałości dla cudzych upadków i słabości. Przecież i Jonasz oczekuje, by Bóg okazał się w gruncie rzeczy surowym sędzią i ukarała grzeszną Niniwę, w której – aczkolwiek niechętnie – głosił konieczność pokuty i nawrócenia. To dlatego Jonasz próbował ucieczki przed Bogiem i swoim prorockim powołaniem. To dlatego też, przymuszony wręcz przez Boga, wypełnił w końcu powierzoną mu misję, ale po jej powodzeniu – co jest najdziwniejsze – skarży się! Nie widząc piorunów, ognia i siarki i zmiatanej z powierzchni ziemi Niniwy – w swych wyobrażeniach oznak Bożego gniewu, użala się: „[Boże], czy nie to właśnie miałem na myśli, będąc jeszcze w moim kraju? Dlatego postanowiłem uciec do Tarszisz, bo wiem, żeś Ty jest Bóg łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą”.[1]

Zastanawiać musi taka właśnie postawa proroka. Postawa na wskroś egoistyczna i daleka od objawienia, któremu przecież Jonasz jako prorok miał służyć! Oto ludzka sprawiedliwość, oto ludzki sposób myślenia. Bóg bowiem patrzy inaczej i nawet tam, gdzie człowiek nie widzi, czy zwyczajnie nie chce widzieć możliwości poprawy, ON wierzy człowiekowi i pokazuje, że w każdym największym nawet grzeszniku istnieje jakiś potencjał dobra i możliwość, by się nawrócił i stał lepszym człowiekiem. Bóg nie jest Bogiem mściwym, stąd mówi do nas ustami proroka Izajasza: „Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna”.[2]

Ukoronowaniem tych myśli jest odczytywana dzisiaj Ewangelia mówiąca o uwięzieniu Jana Chrzciciela i początku działalności Pana Jezusa, który uosabia Boże miłosierdzie. Właśnie Chrystus w obliczu zła, którego symbolicznym wprost przedstawicielem jest Herod prześladujący niewinnego Jana Chrzciciela, głosi ewangelię i powołuje uczniów, których uczyni apostołami. Głosi i woła, że „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”,[3] zmieńcie swój dotychczasowy sposób postępowania, bo przemija postać tego świata.

Chcemy dziś – Siostry i Bracia – nauczyć się takiej właśnie postawy. Postawy do końca otwartej na możliwość zbawienia i pełnej zaufania zarazem, że Bóg jest tym, który wszystko może, a my – którzy mamy być Jego współpracownikami, każdy na miarę swego powołania – też możemy wszystko, w Tym, który nas umacnia.

Amen.



[1] Jon 4,2.

[2] Iz 1,18.

[3] Mk 1,15.

2 niedziela zwykła B, 2024 r.

Bracia i Siostry – Ewangelia opisuje zdarzenie, które miało miejsce bezpośrednio po świadectwie jakie o Jezusie dał Jan Chrzciciel, mówiąc: „Oto Baranek Boży”. Świadectwo to było jednak tak żywe i ważne, że dwaj uczniowie Jana usłyszawszy je, poszli za Jezusem. Jednym z nich był Andrzej, brat Szymona Piotra.[1] Możemy powiedzieć, że tak właśnie się kończy Stare Przymierze, także dlatego, że ten który mówił o sobie, że „przyszedł chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił w Izraelu”, ujrzawszy w czasie chrztu w Jordanie objawienie Jezusa jako Mesjasza – Chrystusa, dał świadectwo, że On jest Synem Bożym.[2]

Dziś zaś jesteśmy świadkami jak Andrzej, idąc za Jezusem, stał się jednym z pierwszych Jego uczniów, który odczuwszy swoje powołanie pobiegł do Szymona Piotra, by podzielić się z nim radosną nowiną o znalezionym Mesjaszu i przyprowadzić go do Chrystusa. Owym drugim uczniem idącym za Jezusem z pewnością był święty Jan Apostoł, który wiele lat później spisaną przez siebie Ewangelię rozpoczął przepięknym hymnem na cześć Słowa, Które było u Boga, i Które jest Bogiem.

Otwarcie się człowieka na słowo Boga, otwarcie się takie jakie miało miejsce w przypadku Jana Chrzciciela, apostołów Andrzeja, Piotra, Jana i pozostałych uczniów. Otwarcie takie, jak w przypadku Samuela, który w nocy usłyszał głos Boga i odpowiedział: „Mów [Panie], bo sługa Twój słucha”.[3] Odpowiedział tak, jak każdego dnia miał powtarzać oczekujący Mesjasza Izraelita: Szema Izrael – Słuchaj Izraelu. Słuchaj, a więc otwórz się na Słowo, które przychodzi stamtąd, gdzie było na początku, u Boga. Otwórz się na Słowo, Które cię stworzyło, które cię odkupiło i niczym ognisty język Ducha oświeca cię, umacnia i uświęca. Wsłuchuj się w Słowo, które – jak czytamy w liście do Hebrajczyków – „Jest żywe (...), skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, (...), zdolne osądzić pragnienia i myśli serca”.[4]

Słuchaj więc ludu Boży, słuchaj człowieku i otwórz się na Słowo, a w śmiertelnej ciszy, której tak często doświadczasz, dotrze do ciebie głos Tego, Który daje ci istnienie i chce cię zbawić. Dotrze do ciebie Słowo, Które stało się Ciałem i zamieszkało między nami. Słowo, które z nami trwa, bo staje się zawsze tutaj i teraz. Przychodzi tak, że widzimy je pod postacią chleba i wina, i możemy je spożyć. „Słowo [które] stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”.[5]

Amen


[1] Por. J 1, 40.

[2] Tamże, 1,34.

[3] Por. 1 Sm 3, 11.

[4] Hebr. 4,12

[5] J 1, 14.

Chrzest Chrystusa 2024 B

Bracia i Siostry – Liturgia niedzieli Chrztu Chrystusa, kończącej okres Bożego Narodzenia, kontynuuje temat objawiania się Boga ludziom. Dziś jest to objawienie Syna Bożego jako Mesjasza, podczas chrztu w Jordanie. Rozważamy więc dalej temat Epifanii – Objawienia, wątek zapoczątkowany w Boże Narodzenie.

W niedzielę chrztu Chrystusa, możemy tak powiedzieć, narodzenie Pana Jezusa oddaliło się już o blisko trzydzieści lat, w czasie których wiódł On życie ukryte. I ten właśnie, nazwijmy go „niejawny okres życia Jezusa” zamyka chrzest, który definitywnie kończy upodabnianie się Chrystusa do ludzi, we wszystkim co ludzkie, oprócz grzechu.[1]

Jezus przychodzi więc nad Jordan, gdzie Jan Chrzciciel przygotowywał Mu drogę.[2] Przybywa wmieszany w tłum, aby – poddając się rytowi chrztu nawrócenia – zrównać się z grzesznikami, z tymi, którzy potrzebują zbawienia, złączonego z nawróceniem i oczyszczeniem z grzechów.

Jezus jest tu przede wszystkim tym, którego zapowiedział prorok Izajasz. Jest Słowem, które wychodzi z ust Bożych,[3] i jest Sługą Boga, który nie podnosi głosu i nie gasi knotka o nikłym płomyku.[4] Jezus to Sługa Jahwe, który nie potępia nikogo, ale swą pokorą i wielkością serca wzywa grzeszników do nawrócenia i pokuty.

Możemy też powiedzieć, że od tego momentu rozpoczęła się publiczna działalność Pana Jezusa, w czasie której niejednokrotnie usłyszymy słowa jednoznacznie kojarzące się z przemawianiem Boga do człowieka. Od tej bowiem chwili w wystąpieniach Jezusa słyszeć będziemy słowa: „Ja jestem”,[5]a Ja wam powiadam[6] i „Zaprawdę mówię wam”.[7]

Od wydarzenia chrztu Chrystusa będącego objawieniem Jego mesjańskiej godności, w teologii zwanym Chrystofanią, zaczyna się najstarsza katecheza apostolska o Jezusie z Nazaretu, zawarta w mowach św. Piotra, zapisanych w Dziejach Apostolskich,[8] a święty Marek, pierwszy z ewangelistów, spisaną przez siebie Ewangelię rozpoczyna opisem Chrztu Jezusa właśnie!

A jest tak dlatego, że wtedy ukazał się Duch Święty, Który namaszczając Jezusa objawił, że to On jest zapowiedzianym Chrystusem – Mesjaszem, bo w Nim spełniło się proroctwo Izajasza![9] To także ewangeliczna proklamacja Boga Ojca: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”.[10]

Ten właśnie Jezus, w Którym Bóg Ojciec daje nam życie wieczne, jest objawionym nad Jordanem Chrystusem, tym samym Chrystusem, Którego za chwilę będziemy adorować pod postacią żywego chleba, „Który zstąpił z nieba”.[11] Będziemy adorować powtarzając słowa Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”.[12]

Amen


[1] Por. Flp 2,6-11.

[2] Por. Mk 1,2.

[3] Por. Iz 55,11.

[4] Por. Iz 42,2-3.

[5] Por. J 8,24-28; Mt 14,27; Mk 6,50; J 6,20 i 41, 48-51, 8,12 i inne.

[6] Por. Mt 5,22; 5,28; 5,32; 5,34; 5,39; 5,44; 19,9; Łk 11,9; 12,8; 12,27; 16,9; i inne.

[7] Por. Mk 3,28; 9,1; 10,15; 11,23; 12,43; 13,30 i inne.

[8] Dz 2,14-26; 10,37-38.

[9] Por. Iz 42,1 i 55, 1-11.

[10] Mk 1,11.

[11] Por. J 6,32-59.

[12] J 1,29.

Objawienie Pańskie 2024

Siostry i Bracia – w kwietniu 2019 roku opublikowano pierwsze w historii kosmiczne zdjęcie „czarnej dziury”. To, co ono dokumentuje uczeni astrofizycy określili jako wrota do piekieł, których żadne światło wszechświata nie jest w stanie przeniknąć. I nie jest to tylko jakaś „animacja ani żadna symulacja, które do tej pory mogliśmy oglądać w książkach do astrofizyki, czy filmach na YouTube. To najprawdziwsza superciężka czarna dziura, którą naukowcy po raz pierwszy w historii uchwycili na zdjęciu”.[1] Absolutna, nieprzenikniona ciemność! Przez chwilę wyobraźmy sobie, że znaleźliśmy się w takiej właśnie czarnej dziurze, a pomóc w tym może przeżycie lęku w zamkniętym i całkowicie zaciemnionym pomieszczeniu, w którym kiedyś przyszło nam być.

Doświadczenie ciemności. Ono każdemu uświadamia zarazem poczucie niepewności i bezradności wobec egzystencjalnej kruchości, czyli ulotność naszego istnienia. Jednocześnie jednak to doświadczenie pomaga zrozumieć symbolikę i przekaz odczytanych fragmentów Pisma Świętego.

Wpierw jest to tekst z wizji proroka Izajasza, zapowiedź w której w otaczającą ludzi ciemność śmierci, wleje się zesłane przez Boga światło. Stąd słyszymy: „Powstań! Świeć Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pańska rozbłyska nad tobą”.[2] A jest to samoistne Boże Światło, do którego pójdą wszystkie narody, które mrok spowijał i gęsta ciemność, ponad którą jaśnieje Pan.[3]

To o tej, objawianej nam dzisiaj tajemnicy już wcielonego Bożego Światła, mówi św. Paweł w przytoczonym fragmencie listu do Efezjan: „Nie była ona – słyszeliśmy – oznajmiona synom ludzkim w poprzednich pokoleniach, tak jak teraz została objawiona przez Ducha świętym Jego apostołom i prorokom, to znaczy, że poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię”.[4] Tę pełną nadziei, radosną pewność, czerpie Apostoł z Ewangelii właśnie, z Dobrej Nowiny, również tej odczytywanej w dzień Objawienia Pańskiego. Słyszymy w niej o Mędrcach przybyłych ze Wschodu do Jerozolimy, gdzie pytali o nowo narodzonego Króla żydowskiego,[5] ujrzeli bowiem zapowiadane przez Izajasza światło, gwiazdę Zbawiciela, która ostatecznie zaprowadziła ich do Betlejem.

Dziś ten przekaz utwierdza nas we wierze i w rozumieniu biblijnej symboliki światła i ciemności oraz skutków wyboru między nimi, czyli trwania w ciemności, lub w świetle. Ważna jest przy tym świadomość, że każde objawiane w Biblii światło oznacza też jasność wiary, do której nieustannie prowadzi odwołujący się do niej Jezus Chrystus, narodzony, nauczający, ukrzyżowany, zmartwychwstały i uwielbiony Zbawiciel! Ten, Który Jest, Który Był i Który Przychodzi.[6]

Amen


[1] „Jest jak wrota do piekieł”. Oto pierwsze zdjęcie czarnej dziury - Nauka - Newsweek.pl; 10.4.2019, godz. 15

[2] Iz 60,1.

[3] Por. Tamże, 60,2.

[4] Ef 3,5.

[5] Mt 2,2.

[6] Por. Ap 4,8.

1 Stycznia, Uroczystość Bożej Rodzicielki

Bracia i Siostry – tak to od dziś znów mamy nowy kalendarz, który uświadamia nam upływ czasu i przemijanie. To również koniec kolejnego etapu życia i początek nowego. Dlatego Kościół rozpoczyna rok kalendarzowy przypomnieniem logiki kalendarza liturgicznego, w którym podstawą odmierzania czasu nie jest przemijanie, ale są wydarzenia zbawcze, prowadzące człowieka do spotkania z Bogiem. Stąd dzisiejsza uroczystość Bożej Rodzicielki, stąd atmosfera skupienia i zachęta do spojrzenia we własne wnętrze. Taki bowiem sens mają czytania dzisiejszej Liturgii Słowa.

Pierwsze z nich ukazuje wewnętrzną moc i duchowy wymiar Bożego błogosławieństwa, błogosławieństwa, które najpełniej otrzymujemy w Eucharystii. Czytanie zaś drugie – z listu św. Pawła do Galatów – mówi o nieporównywalnej z niczym, co ziemskie, godności człowieka, której wielkość wynika z dzieła zbawienia, czyli z faktu usynowienia człowieka, który z woli Bożej stał się dziedzicem Boga.[1] I to przesłanie Apostoła Narodów jest niezmiernie ważne, odnosi się bowiem do samych podstaw ludzkiego bytu, dotycząc tego kim jest i kim staje się zbawiony człowiek, powołany do miłości przez Boga, Który jest Miłością.

Stawia też Kościół przed nami jako wzór Maryję, Boguro­dzicę, o której w Ewangelii czytamy, że [Ona] „zacho­wywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”.[2] Święty Łukasz użył tu słowa „symbalein”, które obok znaczeń związanych z symboliką, wyraża też pogłębione rozważanie, zdumienie i zadumanie, czyli kontemplację.

Ta krótka wzmianka Ewangelisty o Maryi pozwala nam odkryć głębię jej duchowego życia. Życia, które było ukie­runkowane ku wnętrzu, decydującym o postawie zewnętrznej Maryi. Dlatego w publikacjach teologicznych odnajdujemy określenie Matki Jezusa jako „Dziewicy Myślicielki”.[3] To ważna cecha człowieka, której nam dzisiaj tak bardzo i tak często brakuje.

Człowiek współczesny szukając głównie tego, co zewnętrzne, pozbawia siebie duchowego bogactwa, które przecież stanowi o jego człowieczeństwie! Maryja żyje inaczej. Stąd Jej refleksja i rozważanie, Jej zadziwienie dotyczące Bożego planu, ale i związane z nim staranie, by ten plan właściwie odczytać, by w nim odnaleźć swoje miejsce i to miejsce zrozumieć. Otwarcie się na Boga i otwarcie się na człowieka. Otwarcie na Słowo, które w Maryi stało się Ciałem.

Bracia i Siostry – Życząc sobie lepszego Nowego Roku przyjmijmy przesłanie Kościoła i wnieśmy w nasze życie trochę ciszy i skupienia, byśmy i my, za przykładem Bogurodzicy, w naszym ludzkim wnętrzu odnaleźli Boga.

Amen.



[1] Por. Ga 4,4-7.

[2] Łk 2,19

[3] Por. J. Guitton w: Głoście Ewangelię, Pomoce liturgiczno-homiletyczne Rok A, Włocławek [b.r.], s. 47.

Świętej Rodziny, B, 30.12.2023

Bracia i Siostry – pewnie wzrusza nas odczytana Ewangelia, a w niej postawa starca Symeona, człowieka sprawiedliwego i pobożnego, nadto mającego dar prorokowania. Symeon przez całe swe życie oczekiwał mającego się narodzić Mesjasza. W tym sensie uosabia on cały starotestamentalny lud izraelski i wyraża tęsknotę wielu pokoleń, oczekujących Mesjasza – Zbawiciela. Gdy więc Symeon zobaczył małego Jezusa, jako prowadzony przez Ducha Świętego prorok, doskonale odczytał czas w którym zaczęła wypełniać się Boża obietnica. To dlatego, nawiązując do tego, co zobaczył, w uniesieniu wychwala Boga za Jego wierność i łaskawość. Jako zaś prorok zapowiada powszechność zbawienia, które dotyczy każdego człowieka. Wystarczy tylko, by ten człowiek otworzył się na światło, które przyniósł światu Chrystus, „Światło na oświecenie pogan”.[1]

Możemy jednak zapytać, co widziały ludzkie oczy Symeona: odpowiedź jest jedna: widziały małe, bezsilne dziecko. Pytajmy więc dalej, a co widzą nasze oczy? Na pewno widzą zwyczajnego, choć jednocześnie niezwykłego Człowieka, który głosił przebaczenie i odpuszczenie grzechów, nie zaś prawo zemsty. Dalej nie pozwalał mamić się pozorom dobra i życzliwości; nie dbał o bogactwa i szedł do ludzi, do których nikt inny nie chciał iść; czynił też wiele znaków: uzdrawiał chorych i wskrzeszał umarłych, a na koniec, odrzucony przez ludzi, umarł skazany przez nich na śmierć krzyżowa. Wtedy, gdy wszyscy myśleli, że to koniec, okazało się, że to dopiero początek, gdyż objawiło się najważniejsze: Chrystus zwyciężył śmierć, zmartwychwstał, a w Nim objawiło się życie!

Tak oto dopełniła się Boża obietnica dana Abramowi, powołanemu przez Boga na początku historii zbawienia. To jego wiarę i posłuszeństwo Bogu przywołuje autor odczytanego fragmentu Listu do Hebrajczyków, nawiązując do gotowości Abrahama ofiarowania Izaaka, jedynego syna, która to ofiara stała się figurą ofiary Chrystusa.

W tym miejscu ważne jest pytanie, które winniśmy sobie zadać: czy ja, człowiek ochrzczony znam tego właśnie Chrystusa, który narodził się w Betlejem, dorastał w Świętej Rodzinie z Nazaretu, a od trzydziestego roku życia wzywał do nawrócenia głosząc Ewangelię, której moc potwierdzał cudami i znakami, które czynił. Odpowiedź na to pytanie może nam ułatwić święty Jan Apostoł, zdaniem zapisanym w jego 1. Liście: „Najmilsi, Po tym poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: , a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy”. A przykazania te zawierają się w jednym zdaniu Chrystusa: Miłujcie się wzajemnie jak Ja was umiłowałem.[2]

Amen.



[1] Łk 2. 32.

[2] Por. J 13, 34.


Boże Narodzenie, ogólne 2023

Siostry i Bracia – jak każdego roku Święta Bożego Narodzenia przywołują czas cudu, który sprawił, że „ogień krzepnie”, „moc truchleje” i „ma granice Nieskończony”.  To bowiem czas, w którym Chrystus, stawszy się Człowiekiem, przychodzi do ludzi, by w boskim świetle ukazać im to, czego dotąd szukali po omacku, w ciemności.

Światło i ciemność, przeciwności, których tak bardzo doświadczamy. Ten mrok jednak, to ciemność, która jaśnieje rozpraszana Światłem Bożego Narodzenia, Światłością, która w „ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”.[1] W tym miejscu przychodzi na myśl maj 2006 r. i pielgrzymka Benedykta XVI do Polski. Była ona połączona z wizytą papieża w hitlerowskim obozie Auschwitz-Birkenau. Tej obecności towarzyszyły ciężkie, ołowiane chmury i płaczące obfitym deszczem niebo. Gdy jednak Ojciec święty pod ścianą śmierci wypowiedział słowa modlitwy, rozpoczynając je cytatem z żydowskiego rabina: „Boże gdzie byłeś, gdy to wszystko się działo”, stała się rzecz niezwykła, jakby z miejsca niebiosa udzieliły swej odpowiedzi. Nagły wiatr rozpędził chmury, ustał deszcz, a gdy na niebie ukazało się słońce pojawił się też na nim wycinek łuku tęczy, łącząc niebo z ziemią. Ważny jest ten wycinek tęczy, który w symbolice chrześcijańskiej oznacza wcielenie Syna Bożego. Światłość, która w ciemności świeci, a ciemność jej nie ogarnęła.

I jak bardzo ciepłe, chciałoby się powiedzieć Pascalowskie to Święta! Odwołując się do porządku serca, wskazują granice ludzkiego rozumu, który staje się bezsilny tam, gdzie rozpoczyna się logika Bożej Miłości, w której Bóg mówi do człowieka przez swoje ludzkie serce, które, przebite włócznią na krzyżu, stało się symbolem największej miłości. Święta Bożego Narodzenia zwiastują więc radość i nadchodzące zwycięstwo nad śmiercią, którego dokona narodzony Chrystusa!

Te święta dają nam – Bracia i Siostry – niepowtarzalną szansę odnalezienia Boga, a przez Niego odnalezienia siebie. Dają nam moc rozwiązania naszych głęboko skrywanych problemów, których nie potrafiliśmy dotąd zrozumieć, a które przerastając nas, przygnębiają i przerażają nasze ludzkie serca. W te święta bowiem na nowo przemawia do nas Bóg przez Swego Narodzonego Syna, który stał się człowiekiem, zbratał się z krwią, by przezwyciężyć nasze lęki, nasze ciemności, słabości i śmierć. On, który JEST DROGĄ I PRAWDĄ I ŻYCIEM.

Wiara w narodzonego Boga. Wiara w obecność Chrystusa wśród nas! Oto – Siostry i Bracia – przesłanie tych świąt, oto przesłanie dnia narodzin Jezusa Chrystusa!

Idźmy więc i my, na spotkanie z narodzonym Jezusem. Idźmy zachęceni Jego Ewangelią, ale też radością i ciepłem Bożego Narodzenia. Idźmy do dzisiejszego świata, by w nim szukać Narodzonego Boga. Idźmy, bo Bóg się narodził zwiastując „na ziemi pokój ludziom w których sobie upodobał”.[2]

Amen


[1] J 1,5.

[2] Łk 2,14

4. Adwentu, B 2023

Bracia i Siostry – Dziś stajemy się świadkami najważniejszego momentu adwentowego dramatu, a występują w nim jego główne postacie: Bóg, Anioł, Dziewica Maryja, a nieco dalej, jakby w tle, Jej mąż, Józef. Ewangelista nie podaje zbędnych szczegółów, nie podaje więc ani dnia, ani miesiąca zwiastowania. Ogranicza się do ogólnego stwierdzenia: „W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja”.[1] Domyślamy się tylko, że ten szósty miesiąc, to ten, który akurat mija od poczęcia Jana Chrzciciela.

Wyjaśnić jeszcze trzeba żydowską tradycję zaślubin. Otóż według niej, od zaręczyn do sprowadzenia małżonki do domu męża, musiał upłynąć rok. W sensie jednak prawnym narzeczona już traktowana była jak żona. Stąd Maryję uważano za małżonkę Józefa, choć nie mieszkali razem.

Wróćmy jednak do rozgrywającego się adwentowego dramatu. Jest zwiastowanie i trwa chwila w której „pełna łaski”,[2] jak nazwał Maryję Archanioł Gabriel, rozważa „co miałoby znaczyć to pozdrowienie?[3]

Pełna łaski – to znaczy pełna Boga, czyli wolna od jakiegokolwiek grzechu. Teraz następują wyjaśnienie: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię, dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym[4] i pełna pokory, i wiary odpowiedź Maryi: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa”.[5]

Tak oto Maryja przedłuża, ale i w jakimś sensie kończy cały szereg powołanych przez Boga wybrańców, od Abrahama począwszy. Wśród nich wymieniany jest jako przodek Jezusa król Dawid. Ale w tej historii zbawienia powinien odnaleźć się i każdy z nas, bo przecież historia ta i nas dotyczy, gdyż i my jesteśmy wybrani i powołani, i każdy z nas bierze udział w dramacie zbawiania człowieka przez Boga, a więc w tym ostatecznym adwencie, jakim jest czas naszego osobistego oczekiwania.

Jakie są więc – Bracia i Siostry – nasze odpowiedzi udzielane Bogu; jaka jest moja, ta najbardziej intymna odpowiedź? Czy umiem zdobywać się na pokorę rozumianą jako świadomość własnych niedoskonałości? Zechciejmy pomyśleć, jak Maryja, co znaczy dla mnie Boże pozdrowienie i ta prawda, że Bóg przychodzi, by mnie zbawić, że mnie zaprasza do współpracy, że stawia przede mną konkretne zadania, których mogę się podjąć, albo je odrzucić.

Pomyślmy dzisiaj – Siostry i Bracia – tak jak Maryja, co konkretnie zrobię: dzisiaj i jutro, by mój adwent zakończył się w sercu radością Bożego Narodzenia.

Amen


[1] Łk 1,26-27.

[2] Por. tamże, 1,28.

[3] tamże, 1,29.

[4] tamże, 1,35.

[5] tamże, 1,38.

3 Adwentu, B

Bracia i Siostry – jakże inny jest tembr dzisiejszych czytań, które brzmią jak składająca się z trzech części pieśń w durowej, radosnej tonacji! Wpierw jest to radość proroka Izajasza, który w wizji ukazanej mu przez Boga, ujrzał czas mesjańskiego spełnienia. Stąd jego entuzjastyczne wołanie: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości…”.1 Prorokowi wtóruje święty Paweł Apostoł we fragmencie z Pierwszego Listu do Tesaloniczan, który usłyszeliśmy: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. (…), taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was”.2 Powtórzmy: radujemy się w Jezusie Chrystusie, którego obecność wśród ludu, w ewangelicznym zapisie świętego Jana Apostoła, pieczętuje Jan Chrzciciel: „człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego”.3

Trzy czytania, których słuchamy w trzecią już niedzielę Adwentu, nazywaną ze względu na ich charakter łacińskim słowem „Gaudete”, co dosłownie znaczy: „radujcie się”. Słowo to jest więc swoistym imperatywem, zachętą i wezwaniem do radości, które dziś sam Bóg kieruje do każdego człowieka, każdego z nas.

Czy zatem znaczy to, że już możemy sobie odpuścić, zwłaszcza to nieznośne dla wielu, bo przypominające naszą grzeszność i nasze winy pokutne wezwanie: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki?4 Na pewno nie, gdyż jest to głos, który jest stałym wzywaniem ludzi do nawrócenia, do szukania prawdy i pełni, która wymaga od człowieka zmiany życia na lepsze, czyli na życie pozbawione pychy, gniewu, złości i zrodzonej z nich nienawiści, życie wolne od zazdrości, braku cierpliwości, bezwstydu, pamiętliwości zła i doznanych krzywd, połączonej z nieumiejętnością przebaczania.5 To dlatego wezwanie to pozostaje niezmienne i jest na trwałe wpisane w powołanie każdego człowieka, a zwłaszcza ucznia Chrystusa. Dodajmy też, że jest ono na wskroś pozytywne, bo w swej istocie wzywa ludzi do miłości, która ma swoje źródło w przychodzącym i zbawiającym człowieka Bogu, żyjącym wśród nas w swoim Synu, obecnym w Eucharystii, w żywym słowie i na ołtarzu pod postaciami chleba i wina, i dalej w tabernakulum, gdzie nieustannie trwa.6 W tym sensie miłość zniewala samego Boga, ale i zobowiązuje człowieka do takiej samej miłości, o której na co dzień mówi krzyż Chrystusa.

Siostry i Bracia – przyjmijmy przeto przesłanie trzeciej niedzieli Adwentu i szukajmy radości w spełnianiu dobra, z którego rodzi się miłość. Ta miłość, która swoje źródło ma w samym Bogu, który jest Miłością.

Amen.

1 Iz 61, 10.

2 1Tes 5, 16-18.

3 J 1, 6-7.

4 Mk 1, 3.

5 Por. 1Kor 13, 4-11, i dalej 1-13.

6 Patrz wyżej.

2 Adwentu, B

Siostry i Bracia – W odczytanej Ewangelii według św. Marka, o której sam autor mówi, że jest Ewangelią „o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym”,[1] pierwszą stającą przed nami postacią, przynajmniej zewnętrznie, nie jest sam Pan Bóg. Nie jest nią też Chrystus, ale jest Jan Chrzciciel, prorok znad Jordanu. Może więc nasunąć się proste pytanie: dlaczego?

Święty Marek, chcąc usprawiedliwić niejako tę Bożą logikę, przywołuje proroctwo Izajasza o prostowaniu dróg (…) i przygotowaniu gościńca naszemu Bogu.[2]

Tak oto przywołane przez Ewangelistę proroctwo uświadamia nam sposób postępowania Boga, Który – zwracając się do człowieka posługuje się również ludźmi.

Zawsze będzie więc jakiś Izajasz, Ezechiel, Jeremiasz, czy inny z proroków, zawsze będzie Jan Chrzciciel, i będą posłani przez Pana Jezusa Apostołowie, a po nich powołani przez Chrystusa kapłani.

Na pewno – Bracia i Siostry Bóg mógłby kontaktować się z człowiekiem bezpośrednio, bez udziału proroków i bez udziału swego Kościoła. Ale problem polega na tym, że nie my jesteśmy Bogiem, że nie my zbawiamy siebie!

Stąd prorocy, stąd Jan Chrzciciel, stąd Syn Boży, Jezus Chrystus, Który umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia, utworzył Kościół, posłał Apostołów i do końca czasów będzie posyłał swoich uczniów, mówiąc im: „Kto was słucha Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał”.[3]

To dlatego – Siostry i Bracia – słuchać głosu Boga, słuchać głosu wołającego na pustyni,[4] znaczy słuchać Chrystusa i słuchać Kościoła. Bo ten właśnie Kościół, choć różnie może być przez ludzi reprezentowany, o czym szereg razy boleśnie się przekonujemy, ten Kościół, począwszy od posłanych do świata Apostołów, przez blisko dwa tysiące lat głosi tę samą Ewangelię o Jezusie Chrystusie Synu Bożym. Ten Kościół daje o Nim świadectwo w postawach ludzi, którzy wierni Ewangelii kochają innych, obdarzając ich dobrem, i daje świadectwo w osobach tysięcy świętych i błogosławionych. I w naszych czasach było to świadectwo wielu świętych, choćby przywołać 498 Męczenników Hiszpańskich z lat 1936-39, świętych papieży Jana XXIII, Pawła VI i Jana Pawła II, świętej lekarki i matki Joanny Baretty Mola, która, by urodzić noszone przez siebie dziecko poświęciła własne życie, czy wreszcie postawa młodego, zaledwie 15. letniego błogosławionego, Carla Acutisa. Świadectwa ludzi, którzy w życiu i śmierci należą do Boga.

Raz jeszcze usłyszmy więc wezwanie Pana: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego”.[5]Wydajcie [...] owoce godne nawrócenia”,[6] przygotujcie drogę Panu.

Amen.



[1] Mk 1,1-3.

[2] Tamże 40,3.

[3] Łk 10,16.

[4] Por. Mk 1,3.

[5] Tamże.

[6] Łk 3,8.

I Adwentu B, 2023

Siostry i Bracia – kolejny rok liturgiczny dobiegł końca, a nowy adwent ma przygotować nas na przeżywanie tajemnic zbawienia. W ten sposób liturgia prowadzi człowieka do ostatecznego spotkania z Bogiem.

Adwent jest czasem oczekiwania, lepiej pewnie powiedzieć: pełnego nadziei oczekiwania, które tę nadzieję czerpie z Bożej obietnicy i jej spełnienia we wcieleniu, narodzeniu, życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa.

Odczytana Ewangelia, tak zwana Apokalipsa św. Marka wygłoszona przez Chrystusa na Górze Oliwnej, kilka dni przed Jego śmiercią, też przywołuje temat oczekiwania i musimy usłyszeć ją w szerokim kontekście tego wszystkiego, co o tym oczekiwaniu Pan Jezus mówi i czego w związku z tym doświadczamy. Winniśmy usłyszeć przeto i to, co Jezus mówi o fałszywych prorokach i mesjaszach, którzy zwiodą wielu,[1] i zobaczyć, że to wszystko dzieje się na naszych oczach. Trzeba więc, oczekując Pana, dostrzec, że to w naszych czasach głosi się poglądy, które w imię źle rozumianej tolerancji zacierają różnice między dobrem i złem, że to dzisiaj ludzie by zdobyć pełnię władzy, stanowią prawa, które zakłamując Boże przykazania, faktycznie odrzucają je pod pozorem reform i naprawy państwa.

W ten sam sposób w naszym świecie niszczy się rodzinę, zastępując ją tzw. związkami partnerskimi, w których tak naprawdę już nie wiadomo kto jest mężem, a kto żoną, a kto tzw. w tym układzie przyjacielem – przyjaciółką. Tak też demoralizuje się młodzież i zabija w ludziach życie duchowe, wielokrotnie podsuwając im uczącą bezmyślności rozrywkę i wszechobecną reklamę, każącą biegać za jakąkolwiek nowością.

Tak też manipuluje się ludźmi i tak utrwala w nich określone opinie i postawy wybielające zło, czy wręcz przekonania każące zło nazywać dobrem!

Uważajcie na siebie słyszymy w Ewangelii – „Uważajcie i czuwajcie (...), bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. [Czuwajcie] by niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących”.[2]

Innymi słowy, oczekując Pana musimy być jak ewangeliczne panny „mądre”, co zabrały ze sobą dość oliwy, symbolizującej człowiecze życie, w którym najważniejszy jest wysiłek tworzenia dobra i poszerzania w ten sposób ludzkiego serca. Tylko bowiem takie działania i takie postawy sprawiają, że bardziej stajemy się ludźmi i pełniej uczestniczymy w życiu Boga. To Bracia i Siostry codzienny wysiłek kochania ludzi, a przez nich wysiłek poznawania i miłowania Boga.

Czuwajmy więc i módlmy się, abyśmy mogli godnie stanąć przed Synem Człowieczym.

Amen


[1] Por. Mt 7,15; 24,11; 24,24 i Mk 13,22.

[2] Mk 13,33 i 35-36.

Chrystusa Króla, A

Bracia i Siostry – Uroczystość Chrystusa Króla kończąc kolejny rok liturgiczny, rozumiany jako dążenie człowieka do spotkania z Bogiem, przypomina nam i tę prawdę, że Bóg Który Jest naszym Ojcem, jest także naszym Sędzią. Dziś myślimy więc o rzeczach ostatecznych, z którymi nieodłącznie związana jest śmierć, ale i ostateczne zmartwychwstanie łączone z powtórnym przyjściem Chrystusa. To obraz sądu nad ludźmi przywołany przez Pana Jezusa w odczytywanej Ewangelii, w której jest mowa o oddzielaniu jednych od drugich,[1] tak: „jak pasterz oddziela owce od kozłów”.[2]

W tym to kontekście kolejny raz uczy nas Chrystus, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje życie, gdyż przed Bogiem będzie musiał zdać sprawę z tego, co z tym życiem zrobił. Jak radośnie zachęcające jest zaproszenie przychodzącego Pana: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść…”.[3] Ale i jak tragiczne są słowa wyroku: „Idźcie przecz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem spragniony, a nie daliście Mi pić”.[4]

Bóg nie przestaje jednak kochać człowieka, który umarł w skutek grzechu i dlatego wielokrotnie daje każdemu szansę nawrócenia. Dziś mówi o tym przez proroka Ezechiela: „Oto ja (...)będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę (...) Ja sam będę pasł moje owce (...) zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie”.[5]

Należeć do Boga, należeć do Chrystusa „w czasie Jego przyjścia”.[6] Oto Siostry i Bracia cel naszego oczekiwania, oto sens naszego nieustannego adwentu:

Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;

byłem spragniony, a daliście Mi pić;

byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;

byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;

byłem chory, a odwiedziliście Mnie;

byłem we więzieniu, a przyszliście do Mnie”.[7]

Dzisiaj, w kontekście tej Ewangelii, musi zaskakiwać nas również pytanie zadawane zarówno przez zbawionych, jak i odrzuconych: Panie kiedy widzieliśmy Cię, głodnym, spragnionym, albo w jakiejkolwiek innej potrzebie? Powtórzmy, pytanie to musi i nas zaskakiwać, gdyż także dotyka ono problemu wymykającej się nam chrześcijańskiej świadomości i tożsamości. A one wynikają z jednoznacznych słów Chrystusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, Mnieście uczynili”. To słowa Jezusa Chrystusa, naszego Króla i Sędziego, którego mamy oczekiwać, będąc Jego świadkami. Tylko bowiem takie oczekiwanie pozwoli nam z ufnym sercem wołać: Marana tha, przyjdź Panie Jezu.

Amen.



[1] Mt 25, 31-33.

[2] Tamże, por. też Ez 34,17.

[3] Mt 25,34.

[4] Tamże, 25,41.

[5] Ez 34, 11. 15-16.

[6] Tamże, 15,23.

[7] Mt 25,35-36.

33 niedziela zwykła A, 2023

Bracia i Siostry – Usłyszeliśmy przed chwilą przypowieść o talentach, wydawałoby się tak oczywistą, że nie wymagającą komentarza. Tymczasem uważnemu słuchaczowi od razu nasuwa się skojarzenie z odczytaną w ubiegłą niedzielę Ewangelią o pannach mądrych i głupich, oczekujących na Oblubieńca. Wyjeżdżający w podróż pan, powierzając sługom talenty, oczekuje odpowiedzialności za nie, wyrażającej się także w pomnożeniu ich wartości.

Talenty o których dziś mowa, podobnie jak oliwa z poprzedniej przypowieści, są symbolem siły duchowej człowieka i jego bogactwa w postaci obfitości spełnianego dobra. To także sprawa kultury osobistej i tego wszystkiego kim każdy z nas się staje przez pracę nad sobą i wysiłek poszerzania serca w kierunku bliźnich, co oznacza wysiłek bycia lepszym człowiekiem. I ta wewnętrzność człowieka, jego duchowość ciągle doskonalona i wzbogacana, jest odpowiedzią na własne powołanie, którym obdarzył go Bóg. Jest pomnażanym talentem.

Podkreślona w przypowieści czasowa nieobecności Gospodarza uświadamia, że to pomnażanie dobra musi dokonywać się w atmosferze czuwania i oczekiwania na powrót Chrystusa, który ukrywa się pod postacią udającego się w podróż Pana. To także – Siostry i Bracia – świadomość upływu czasu i przemijania, świadomość, która jest przecież codziennym doświadczeniem człowieka, każdego z nas. A łączy się ono z pytaniem o sens życia i jego znaczenie, łączy się wreszcie z pytaniem o ludzką wolność i godność, i o Boga, Który jest ich gwarantem. Ilu ludzi we współczesnym świecie zapomina o tym i żyje tak, jakby doświadczenie przemijania ich nie dotyczyło!

W taki oto sposób, odrzucając Chrystusa, Który wyzwolił nas ku wolności,[1] popadają w nową niewolę, uzależniając się od różnych spraw i rzeczy, z których żadna nie jest w stanie dać komukolwiek, żadnemu człowiekowi wewnętrznego pokoju i bogactwa, rozumianego jako ewangeliczny talent, symbol ludzkiego spełnienia. Powołanie człowieka pochodzi bowiem od Boga, Który dla naszego zbawienia, w Jezusie stał się Człowiekiem. Dotyczy to również powołania jakim jest powołanie kapłańskie.

Dziś, gdy myśli zwracamy ku Gdańskiemu Seminarium Duchownemu, możemy powiedzieć, że to powołanie jest talentem podjętym przez młodych ludzi, którzy w Seminarium, przez siedem lat przygotowują się do kapłaństwa. Teraz jest to łącznie 28 studentów na wszystkich latach studiów. Na pewno nie jest to liczba wystarczająca, stąd konieczność ustawicznej modlitwy o powołania, także z naszej parafii. To także kwestia utrzymania Seminarium, jego struktury materialnej. Stąd raz w roku Ksiądz Arcybiskup i społeczność Seminarium zwracają się do wszystkich Diecezjan, dziś z naszej parafii, o materialne wsparcie w postaci zbieranej kolekty. W tym miejscu dodać trzeba, że seminarium utrzymywane jest wyłącznie z datków składanych przez Wiernych Archidiecezji. Zwracam się więc do Was Siostry i Bracia w imieniu Wspólnoty Seminaryjnej z apelem o modlitwę w intencji powołanych i uproszenia nowych powołań oraz o materialny datek na tacę, czy za kalendarz na 2024 r. i pismo seminaryjne Novellae Olivarum. Wszystkim ofiarodawcom wspomagającym Gdańskie Seminarium Duchowne mówię w imieniu tej Wspólnoty: Bóg zapłać.

Amen.



[1] Por. Ga 5,1.

32 zwykła A, 2023

Jakże inna jest – Siostry i Bracia – atmosfera listopada, jesiennego miesiąca. Dni stają się najkrótszymi w roku, wiatr strąca ostatnie liście, a ludzie wraz z całą przyrodą przygotowują się do przetrwania zimy. W ten listopadowy czas wpisuje się pewien niepokój, wyrastający z trwających podziałów i sporów społecznych. Przede wszystkim jednak jest to czas refleksji człowieka, który obdarzony rozumem, wolnością i sumieniem, zastanawia się nad sensem życia, a w miarę upływania lat odczuwa własną odpowiedzialność za przeżyte dni.

Dla chrześcijan refleksja ta wiąże się z przypomnianym w pierwszym czytaniu miłowaniem mądrości, która „jest wspaniała i niewiędnąca”,[1] gdyż swoje źródło ma w Bogu, Który sam jest Mądrością, w pełni objawioną w Jezusie Chrystusie. Tę prawdę przypomina święty Paweł w odczytanym fragmencie Pierwszego Listu do Tesaloniczan: „Nie chcemy bracia waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim”.[2]

Także Pan Jezus, w ewangelicznej przypowieści o pannach mądrych i głupich, mówi o życiu człowieka, które, by było odpowiedzialne, musi się łączyć z gotowością na spotkanie z Panem. W przypowieści zostaje On nazwany Oblubieńcem, co podkreśla wyjątkowość tego spotkania i jego rangę. Dodać tu trzeba, że w biblijnym znaczeniu głupim nie jest człowiek upośledzony, ale ten, który ze swego serca usunął Boga. Stąd oliwa jest tu symbolem siły duchowej, spełnianego dobra i wewnętrznego bogactwa człowieka, ale również – ponieważ płonęła w lampkach – symbolem światła, tego światła, którym poprzez wysiłek miłowania braci ma być każdy uczeń Chrystusa, zgodnie ze słowami Pana o soli ziemi i świetle świata. A słowa te brzmią jak polecenie. Chrystus mówi przecie: „Wy jesteście solą ziemi (...). Wy jesteście światłem świata (...). Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.[3]

Pan Jezus uczy więc jak winno wyglądać życie Jego uczniów, a panny mądre i głupie oznaczają dwie postawy prezentowane przez chrześcijan. Wszyscy bowiem wiedzą o mającym nadejść Oblubieńcu – w przypowieści na spotkanie z nim idą przecież i panny głupie, ale tylko mądre były do tego spotkania przygotowane!

Te postawy odkrywamy również wśród nas. I tak są chrześcijanie, którzy starają się wypełniać przykazania, kochać Boga i ludzi, a jeśli zdarzy się im wybrać zło grzechu, próbują to naprawić i zmienić swoje życie. Są jednak i tacy, którzy wyznając zasadę „jakoś to będzie” nie podejmują wysiłku nawracania się. Liczą przy tym, jak panny głupie, że gdy nadejdzie czas spotkania z Oblubieńcem, ktoś pożyczy im oliwy.

Tymczasem Mądrość, która jest źródłem szczęścia i czeka u drzwi, Mądrość, którą w Biblii uosabia Bóg, „łatwo (...) dostrzegą, którzy ją miłują, i ci ją znajdą, którzy jej szukają”.[4]

Bracia i Siostry – pomyślmy przeto: jakim jestem uczniem Chrystusa? Czy czerpię z Mądrości, którą objawia mi Bóg? I dalej – konsekwentnie – jak współżyję z ludźmi, jak żyję w rodzinie i jakim jestem człowiekiem?

Amen


[1] Mdr 6,12.

[2] 1Tes 4,13-14.

[3] Mt 5,13-16.

[4] Mdr 6,12.

31 niedziela zwykła A

Bracia i Siostry – Sprawa naprawdę jest ważna, skoro Pan Jezus kolejny raz, tak mocnymi słowami piętnuje obłudę i pychę faryzeuszów, którzy zasiedli „na katedrze Mojżesza”.[1] A dzieje się tak dlatego, że oni, posiadłszy władzę nad ludem, chcieli rozstrzygać wszystkie ludzkie sprawy tak, jak Bóg.

To właśnie pycha doprowadziła do takich postaw, które nie mogą podobać się Panu. Z pewnością możemy powiedzieć, że to odrzucenie faryzejskich zachowań kapłanów przywołuje skargę Boga, z Księgi proroka Malachiasza, której fragment usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu: „Zboczyliście z drogi, wielu zwiedliście waszym nauczaniem, zerwaliście przymierze, które zawarłem z Lewim – mówi Pan Zastępów”.[2] Trzeba przy tym dodać, że Malachiasz sam należał do kapłańskiego grona i znał wielkość i piękno powołania kapłańskiego. Stąd i jego ból na widok faryzejskiego zaprzeczania tego piękna w postawach niektórych kapłanów.

Pycha faryzeuszów i uczonych w Piśmie, którzy zapomnieli, że ich misją była służba, a nie pogoń za zaszczytami i honorami. Pycha, która jest matką wszystkich grzechów, stąd, jako taka, wymieniana jest na pierwszym miejscu pośród siedmiu grzechów głównych. Pycha, która dotyka każdego z nas.

Grzech ten bowiem sprzeciwia się Bogu i w taki właśnie sposób wdziera się w nasze życie. To dlatego Bóg, nasz Ojciec, z taką konsekwencją gani ludzką próżność. W Piśmie świętym znajdujemy wiele miejsc, które o tym mówią. Z tego też powodu, że Bóg „pysznym się sprzeciwia[3] Biblia wielokrotnie chwali skromność i pokorę, a więc cechy ludzi wielkich, bo Bóg, jak mówi autor starotestamentalnej Księgi Przysłów „pokornym udziela swej łaski”.[4] Pan Bóg, którego chwałę wyśpiewuje Maryja swoim Magnificat, bo „wejrzał [ON] na uniżenie swojej Służebnicy” i rozproszył ludzi „pyszniących się w zamysłach swoich”.[5]

Jak bardzo – Siostry i Bracia sami ulegamy pysze. Tak dzieje się także wtedy, gdy jako chrześcijanie uważamy, że lepiej od wszystkich, z papieżem włącznie, wiemy jak winien funkcjonować Kościół i gdy we własnym życiu próbujemy „unowocześnić” objawioną naukę samego Pana Boga, także tę ewangeliczną Jezusa Chrystusa. Jak bardzo współczesny człowiek ulega tym wszystkim słabościom, o których dzisiaj mówi nam Bóg, przestrzegając przed nimi.

Oto słowa tej przestrogi: „zboczyliście z drogi, wielu doprowadziliście do sprzeniewierzenia się Panu, zerwaliście przymierze”.[6]

Dziś my jesteśmy adresatami tych słów. Dziś my mamy otworzyć uszy i serca, by jak starotestamentalny Samuel, wychowujący się w przybytku Pana odpowiedzieć Panu Bogu: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha”.[7]

Amen.


[1] Mt 23,1.

[2] Ml 2,8., tłum. Edycja Świętego Pawła, 2015.

[3] Prz 3,34.

[4] Tamże.

[5] Por. Łk 1,48 i 51.

[6] Ml 2,8.

[7] 1Sam 3,9-10.


Wszystkich Świętych 2023

Siostry i Bracia – Pierwsze czytanie jest fragmentem jednej z najbardziej tajemniczych i symbolicznych ksiąg Pisma Świętego, Apokalipsy św. Jana, ostatniej księgi Nowego Testamentu. Jeśli wczytamy się również we fragment poprzedzający czytanie, to może on wzbudzić trwogę. Mowa w nim bowiem o Baranku, łamiącym kolejne pieczęcie Księgi Bożych Tajemnic.[1] Po złamaniu szóstej pieczęci zostały uwolnione wszystkie możliwe kataklizmy, z potężnym trzęsieniem ziemi mające moc wstrząsnąć fundamentami ziemi i sklepieniem niebieskim.[2] Apokalipsa jest jednak Księgą Pocieszenia, stąd fragment odcztany przed chwilą budzi nadzieję: to kolejny Boży posłaniec, który ze względu na wybranych Boga, nakazuje wstrzymanie spełniających się tragicznych zdarzeń. Ten fragment opisuje zbawienie już opieczętowanych miłością Boga, zbawienie tych, którzy do Niego należą. A są to ci, którzy – mówiąc dalej symbolicznie – opłukali swe szaty we krwi Baranka.[3] To opłukanie, kojarzące się z obmyciem wodą w sakramencie chrztu, jest kluczem do pełnego udziału w zwycięstwie Chrystusa i Jego zmartwychwstaniu.

Tę wizję św. Jana, dalej używając symboliki, w pełni pieczętuje nauka Ewangelii, która przywołuje Jezusowe błogosławieństwa. Stanowią one fundament całej Dobrej Nowiny i prawo królestwa Bożego. Można też powiedzieć, że są one konkretnym przepisem na to, jak zostać świętym. Pamiętać jednak trzeba, że droga błogosławieństw nie jest przeznaczona wyłącznie dla nielicznych, dla wybranych, ale jest ona powołaniem każdego człowieka. To dlatego Ewangelia mówi o błogosławionych, o świętości, w czasie teraźniejszym: błogosławieni jesteście – stwierdza Pan Jezus. Święci bowiem to nie jacyś ludzie z przyszłości, albo przeszłości. To też nie ludzie z jakiegoś innego świata: dalecy, martwi, wręcz bajkowi. To ludzie z krwi kości, tu i teraz. To tożsamość każdego z nas, nasza tożsamość, nasze powołanie. Powołanie wstępujących na górę, ludzi czystego serca, cichych, prześladowanych, doświadczających upokorzeń, biedy – materialnej, ale i duchowej – smucących się, miłosiernych i pragnących sprawiedliwości. Świętość – powtórzmy – nie jest czasem ani przeszłym, ani przyszłym. Zawsze jest tutaj i teraz. Jednoznacznie mówi o tym drugie dzisiejsze czytanie, z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy (…), ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest”.[4]


Amen.



[1] Por. Ap 5,8-10.

[2] Tamże, 6,12-14.

[3] Tamże, 7,14.

[4] 1J 3,1-2.

30 zwykła A, 2023

Bracia i Siostry – Słysząc dziś fragment z Księgi Wyjścia powiemy, że <jest on bardzo ludzki>, mówi bowiem wprost: „nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami...”,[1]nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty”.[2] A jest on taki dlatego, bo jednocześnie jest tak bardzo Boski! Zauważmy ile troski o człowieka zawiera się w tym wszystkim, co Bóg mówi o cudzoziemcach, o bezbronnych, ubogich i zmuszonych do pożyczania pieniędzy, o sierotach i wdowach.

I to właśnie prawo, Boże prawo, którym winien kierować się człowiek, stało się przedmiotem podjętej przez faryzeuszy kolejnej próby postawienia Jezusa w trudnej sytuacji. Ewangelia mówi, że oni zebrali się razem, „a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał wystawiając Go na próbę: < Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?>[3]

Odpowiedź Pana Jezusa, utożsamiająca prawo miłości Boga z miłością do każdego człowieka, może wydać się zaskakująca. Świadczy bowiem o tym, że słowo „bliźni” nabrało charakteru uniwersalnego, powszechnego, gdyż w nauce Ewangelii – choćby przywołać tylko przypowieść o miłosiernym Samarytaninie – naszym bliźnim jest każdy człowiek, zwłaszcza ten, który znalazł się w potrzebie.

Tak oto Zbawiciel przykazanie miłości bliźniego umieścił obok przykazania miłości Boga. Mówi o tym wprost: „Drugie podobne jest do niego: ”.[4] Będziesz miłował swoją żonę, swego męża, swoich bliskich i każdego człowieka, swego bliźniego, także inaczej myślącego, mającego inne od ciebie poglądy. Dla każdego będziesz życzliwy, nikogo nie odrzucisz, przed nikim w potrzebie nie zamkniesz drzwi, nikomu nie będziesz złorzeczył, choćby był to ktoś, kto sprawił tobie przykrość. I nikim nie będziesz gardził, nawet gdyby był to brudny i odrażający pijak, czy narkoman, albo cuchnący bezdomny. Po prostu: „Będziesz miłował!

Bezkompromisowość Ewangelii. A głosi ją Ten, który kochając człowieka stał się jednym z ludzi, by oddać im swoje życie. Głosi ją ten, Który do końca nas umiłował i jako wcielony Bóg, który jest Miłością, poniżony i zhańbiony przez ludzi, dla nas umarł na krzyżu. Umarł, by każdemu dać możliwość przezwyciężenia zła i ciemności śmierci. Umarł i zmartwychwstał byśmy, przez miłość właśnie, w Nim mogli zmartwychwstać, bo kto nie miłuje trwa w śmierci![5]

Siostro i Bracie – będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego, jak siebie samego, bowiem „Na tych dwóch przykazaniach zawisło całe prawo i Prorocy”.[6] To mówi Pan.

Amen.



[1] Wj 22,20.

[2] Tamże, 22,21.

[3] Mt, 22,36.

[4] Tamże, 22,39.

[5] Por. 1J 3,14.

[6] Mt. 22,40.

29 niedziela zwykła A, 2023

Bracia i Siostry – odczytana Ewangelia przywołuje przedziwną sytuację. Przypomina ona bardzo nasze dylematy, gdy zastanawiamy się nad tym aspektem życia, który łączy się z funkcjonowaniem państwa, zwłaszcza teraz, kiedy toczą się pełne emocji powyborcze dyskusje.

W Ewangelii okazją do przywołanej sytuacji stała się pozornie zwykła rozmowa. Okazało się, że faryzeusze wysłali do Jezusa ludzi, pośród których byli ich uczniowie i zwolennicy Heroda. Mieli oni „przyłapać Go na słowie[1] i w ten sposób skompromitować. Jeśli bowiem Zbawiciel odpowie „tak”, zostanie przez nich oskarżony o kolaborację z okupantem, którym dla Izraelitów byli Rzymianie. Jeśli odpowie „nie”, zwolennicy Heroda uznają Go za buntownika. Iście szatański pomysł i diabelska pułapka!

Pan Jezus zniweczył jednak ten chytry podstęp. Wpierw zwrócił uwagę na napis i portret, które znajdowały się na monecie podatkowej, a po stwierdzeniu, że należą „do Cezara”, odpowiedział: „oddajcie więc Cezarowi to, co jest cesarskie, a Bogu to, co jest boskie”.[2] Z zakończenia tej sceny wiemy, że wysłannicy faryzeuszów usłyszawszy to, zmieszali się i odeszli.

Dotykamy tutaj delikatnej sprawy sprawowania przez Stwórcę władzy nad światem. Już pierwsze czytanie uświadamia nam, że Bóg sprawuje tę władzę przede wszystkim w sposób duchowy, ale może ją sprawować i przez ludzi, którzy w ostatecznym rozrachunku Mu służą. Tak było przecież w przypadku Cyrusa, króla Persów, który przywracając Izraelitom wolność i pomagając odbudować świątynię, stał się narzędziem w rękach Boga. Mówi o tym prorok Izajasz, w przywołanym w pierwszym czytaniu fragmencie. To dlatego właśnie, choć cezar był znakiem zniewolenia Izraela, nie tylko można, ale nawet trzeba płacić mu podatek, co w objawionym przez Jezusa Chrystusa porządku oznacza, że Jego uczniowie winni uznać państwo i angażować się w polepszanie porządku świata, któremu na pewno nie służą anarchia, stawianie prywaty ponad dobro ogółu, a także dzielenie społeczeństwa i jakiekolwiek klasyfikowanie ludzi, bo skłóconymi ludźmi łatwiej manipulować.

W jednym tylko wypadku uczeń Chrystusa może cofnąć państwu wotum zaufania i powiedzieć władzy „nie”. Ma to miejsce wówczas, gdy państwo zajmuje miejsce Boga, bo chce sprawować władzę absolutną, która nie szanuje praw jednostek do wolności i sprawiedliwego prawa.

Tyle – Bracia i Siostry – mówi nam w tej sprawie Ewangelia. Mamy więc wiele możliwych wyborów i działań. Uczeń Chrystusa musi jednak starać się je rozwiązywać wraz z innymi ludźmi, a nie przeciw nim, kierując się zawsze wspólnym dobrem, prawdą i miłością. A wtedy Pan będzie z nim i przy nim; zawsze i wszędzie.

Amen.



[1] Mt 22,15., por. tłum. Biblia Towarzystwa Świętego Pawła.

[2] Tamże, 22,21.

28 niedziela zwykła A

Bracia i Siostry – Symboliczny obraz uczty z pierwszego czytania jest kuszący, bo to sam Bóg dla wszystkich narodów przygotowuje ucztę z mięsa i win wybornych![1]

Jest jednak coś, co odróżnia Bożą obietnicę otarcia łez i zniszczenia śmierci przez zdarcie jej całunu okrywającego narody,[2] od obietnic wszystkich samozwańczych proroków i głosicieli nierealnych utopii. Boże obietnice stały się bowiem faktem, spełniwszy się w osobie Jezusa Chrystusa.

Uświadamia to nam Pan Jezus w głoszonej dziś Ewangelii, w której mówi o wyprawionej przez króla uczcie, nawiązującej wprost do starotestamentalnej symboliki pierwszego czytania z proroka Izajasza. W Jezusowej przypowieści król musi jednak posłać sługi na rozstaje dróg, by tam zapraszać przypadkowych przechodniów, bo zaproszeni goście odmówili przyjścia. Odmowa ta jest aluzją do odrzucenia przez Naród Wybrany Jezusa jako Mesjasza, namaszczonego przez Ducha Bożego Chrystusa. W ten sposób ci, którzy byli pierwszymi, stali się ostatnimi, a ich miejsce zajęli poganie. Oto Boża ekonomia, oto Boża perspektywa, którą dzisiaj objawia nam Pan!

Czy jednak zaproszenie nas, współczesnych chrześcijan jest nieodwołalne? Czy dzisiaj my, chrześcijanie dwudziestego pierwszego wieku, możemy niczym się nie przejmować, spać spokojnie i nie robić nic w kwestii bycia uczniami Chrystusa, bo już zostaliśmy zaproszeni na ucztę?! Otóż – Siostry i Bracia – na pewno nie. I dla nas bowiem przypowieść ta jest ważną przestrogą. Przecież między nowo zaproszonymi znalazł się i taki, który nie był przygotowany, gdyż nie miał odpowiedniej szaty, co jest symbolem tego, że sercem był gdzie indziej, pozostając zamknięty na to co Boże. Czy więc możemy się dziwić, że król wyrzucił tego, który przyszedł na uroczystą ucztę, jak do jakiejś lichej knajpy?

Dzisiaj sami jesteśmy na uczcie, uczcie eucharystycznej, która na ziemi jest spełnieniem Bożych obietnic w Jezusie Chrystusie. Stąd i do nas odnosi się pytanie: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś?[3] I nie chodzi tu o naszą obecność w tym kościele, ale o to, jak tu jesteśmy i z czym jako chrześcijanie przyszliśmy. W tym znaczeniu szata godowa, o której mowa w przypowieści, jest symbolem naszego serce, naszej miłości, naszego miłosierdzia, i spełnianego dobra. Boga bowiem mamy czcić nie tylko słowami, ale tak, jak przy studni Jakubowej Pan Jezus powiedział Samarytance: Boga mamy czcićw Duchu i prawdzie”.[4]

Amen.



[1] Por. Iz 25,6.

[2] Tamże, 25,7-8.

[3] Por. Mt22,12.

[4] Por. J 4,23

27 niedziela zwykła A

Bracia i Siostry – Gdybyśmy chcieli jednym zdaniem wyrazić przesłanie usłyszanego Słowa Bożego, to moglibyśmy po prostu powiedzieć „zdradzony Bóg”. O tym bowiem mówi pierwsze czytanie z proroka Izajasza i dopełniająca je ewangeliczna przypowieść „O przewrotnych rolnikach”.[1]

Symbolika występujących w nich postaci jest oczywista, zwłaszcza w odczytanej Ewangelii. Wysyłani przez gospodarza słudzy, to przede wszystkim prorocy, których posłanie i misja nie zawsze były przez Naród Wybrany akceptowane. Stąd wielu proroków zabito, nie chcąc słuchać tego, co Bóg – przez nich właśnie – mówił swojemu ludowi. To przewrotni dzierżawcy, symbolizujący takie właśnie postawy. Oni jednak posuwają się dalej: zobaczywszy dziedzica, Syna Gospodarza, postanowili go zabić.[2] To dlatego reakcja Boża na tę kolejną niegodziwość jest jednoznaczna – Królestwo będzie im zabrane i dane narodowi, który wyda owoce nawrócenia![3]

Obraz ukazany przez Ewangelistę jest właściwie jasny i nie wymagałby komentarza, gdyby nie to, że przypowieść „O przewrotnych rolnikach”, opowiedziana przez Jezusa z myślą o Żydach, w takim samym stopniu odnosi się i do nas, czyli do Kościoła, który tworzymy! A jest tak dlatego, że w Nowym Testamencie spełnia ona rolę swoistego „mementa”, przestrogi, by i Kościół – obecny w każdym z nas – nie stał się winnicą w rękach przewrotnych dzierżawców.

Musimy zatem pytać siebie, czy Bóg otrzymuje od nas należny Mu plon spełnianego dobra. Musimy pytać, czy przyjmujemy Jego słowo w poczuciu własnej niedoskonałości i potrzeby stawania się kimś lepszym. Przecież i dzisiaj mamy coraz więcej problemów związanych nie tylko z drożyzną, ale przede wszystkim z pogańskim wręcz sposobem tworzenia nowej tradycji, praw i życia według nich, a w związku z tym trudności z wychowaniem młodego pokolenia, które kształtowane według takich wzorców nie chce żyć zgodnie z objawionymi przez Boga wartościami.

Pomyślmy zatem, czy czasem i my tych, których Bóg stawia na naszej drodze, nie przyjmujemy z podejrzeniami, z drwiną i wzgardą, także z powodów czysto koniunkturalnych, doraźnych korzyści, a sprzecznych z Ewangelią. Czy wreszcie nie uważamy siebie za lepszą cząstkę ludzkości, tę nieomylną i mającą monopol na prawdę, nawet poza Bogiem i wbrew Niemu.

Jak często Pan Bóg jest rozczarowany takim właśnie Kościołem w ludziach, którzy ten Kościół stanowią! I jak często ten Kościół zawodzi Pana Boga! A taki Kościół, o którym w tej chwili mówimy jest – Siostry i Bracia – w każdym z nas. Jest w nas wtedy, gdy lekceważymy naukę objawioną, zastępując Boże prawo, prawem ludzkim. I jest w nas wtedy, gdy jesteśmy zadowoleni z siebie, a reformując innych zapominamy, że nawrócenie trzeba zaczynać od siebie.

Amen.



[1] Por. Mt 21, 33-43.

[2] Por. tamże 21,38.

[3] Por. tamże 21,43.

26 niedziela zwykła, A

Bracia i Siostry – jeśli słuchaliśmy z uwagą Słowa Bożego, to z łatwością zauważymy, że mówi ono o relacjach ludzi z Bogiem i ludzi między sobą. W sposób naturalny dotyka też ono przykazania miłości Boga i bliźniego, a więc podstawowych i najważniejszych powinności człowieka.

Najpierw Bóg przez proroka Ezechiela mówi o tym, co tak często zdarza się wśród ludzi, mianowicie o niesłusznym obarczaniu Pana odpowiedzialnością za wszelkie niepowodzenia, zwłaszcza będące konsekwencją ludzkich wyborów i czynów. „Wy mówicie: . Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne?[1] Kolejne zdania potwierdzają odpowiedzialność każdego za własne wybory i postępowanie: „Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił”.[2]

Ewangelia też mówi o odpowiedzialności człowieka za to jakich wyborów dokonuje i jak postępuje. Tym razem Jezus czyni to posługując się Przypowieścią o dwóch synach.[3] W niej Bóg przedstawiony jest pod symboliczną postacią ojca, a obaj synowie symbolizują ludzi i ich postawy: pierwszy, który choć zadeklarował gotowość spełnienia woli ojca, nie uczynił nic i drugi, który po zdecydowanym „nie” opamiętał się i poszedł do winnicy. Można by powiedzieć, że i w tej przypowieści Chrystus przypomina to, co usłyszeliśmy już w ubiegłą niedzielę, mianowicie że: Nie każdy, kto mówi Mi: , wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.[4]

W ten kontekst wpisuje się odczytywany dziś fragment z Listu św. Pawła do Filipian,[5] który również mówi o relacjach międzyludzkich, odnosząc się do przykazania miłości bliźnich: będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A pouczenie to wyrasta bezpośrednio z całej dzisiejszej liturgii Słowa, jak i z pełni objawienia w Chrystusie, stąd jest ono jedynym panaceum – środkiem zaradczym na wszystkie ludzkie niepowodzenia, na grzechy zazdrości, gniewu i nienawiści, na niszczące Kościół i rodzinę ludzką podziały, na wojny i nienawiść. „Jeśli więc coś znaczy upomnienie w Chrystusie, jeśli umacnia was miłość, jeśli łączy was ten sam Duch lub jeśli macie w sercu miłosierdzie i współczucie (…) będziecie mieli te same dążenia i będziecie żywili tę samą miłość, że będziecie trwali w jedności (…); nie działajcie [więc] z myślą o uznaniu czy pochwałach, lecz z pokorą uważajcie jedni drugich za lepszych od siebie. Niech każdy troszczy się nie tylko o swoje własne sprawy, ale także o innych”.[6]

Taką postawę najpełniej potwierdza sam Jezus, który nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił siebie przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi. Jeśli to zrozumiemy i będziemy postępować, według tego, co dziś mówi nam Bóg, to staniemy się sprawiedliwi i, jak nawrócony syn z przypowieści, będziemy dziećmi pełniącymi wolę Ojca.

Amen.



[1] Ez 18, 25.

[2] Tamże, 18, 26.

[3] Mt 21, 28-32.

[4] Por. Tamże, 7, 21.

[5] Flp 2, 1-5.

[6] Tłumaczenie z Biblii Edycji św. Pawła, 2015.

25 niedziela zwykła A, 2023

Bracia i Siostry – ile razy jest tak, że myślimy iż znamy Boga i że nasze myślenie, a co za tym idzie nasze postępowanie jest Mu bliskie. Tymczasem słyszymy słowa, które dziś Pan Bóg kieruje do nas. Najpierw przez proroka Izajasza, potem, w Ewangelii, przez swojego Syna.

Wpierw jest to zdanie z pierwszego czytania: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko. Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. (…) Niech się nawróci do Pana, a ten się nad nim zmiłuje”.[1]

Słowa te sprawiają, że rodzi się pytanie, czy my rzeczywiście szukamy Boga, a jeśli tak, to jak? Czy nie jest to tylko utarta droga, którą z przyzwyczajenia idziemy, mnożąc, najczęściej bezmyślnie wypowiadane modlitwy, a pomijamy ludzi na których się gniewamy, nie potrafiąc im czegoś przebaczyć. Nie dostrzegamy też tych którym nie pomagamy, choć są w życiowej potrzebie. A przecież znamy Boże i ewangeliczne kryterium odnajdywania Boga: „Nie każdy, kto mówi Mi: , wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie;[2] powtórzmy: ten tylko w swym życiu odnajdzie Boga. Konieczność takiego właśnie myślenia o Bogu potwierdza zdanie kończące pierwsze czytanie: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana”.[3]

W tym to zdaniu odnajdujemy też sens przypowieści Chrystusa O pracownikach w winnicy.[4] Oto w czasie winobrania właściciel winnicy wielokrotnie wychodził na rynek, by znaleźć tam bezrobotnych i dać im zatrudnienie. Pierwszych wynajął o świcie i umówił się z nimi, że zapłaci im denara. Ostatnich zatrudnił około jedenastej, obiecując że da im to, co słuszne. Kontrowersja nastąpiła wieczorem, gdy ostatni otrzymali tyle samo, co pracujący od rana. Gospodarz zaś ze spokojem wyjaśnił szemrzącym przeciw niemu, dlaczego tak postąpił, a swoją wypowiedź zakończył stwierdzeniem: „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?[5]

Tak oto wracamy do początku dzisiejszego rozważania Bożego Słowa i pytania, czy rzeczywiście szukamy Boga, a jeśli tak, to jak Go szukamy? Przecież i my, chrześcijanie postępujemy podobnie jak szemrzący pracownicy z winnicy. Ileż to razy gorszymy się postawami naszych współbraci, bardziej jednak pewnie Bożym miłosierdziem okazywanym ludziom, których uznaliśmy za grzeszników. Ile też razy dzielimy ludzi na lepszy i gorszy sort, odrzucając tych w potrzebie, ale i tych inaczej myślących, których argumentów nawet nie próbujemy wysłuchać. Oto ludzka logika! Oto nasze myślenie, o którym mówi Bóg w przypowieści Jezusa i słowami proroka Izajasza: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana”.

Amen.



[1] Iz 55, 6-5.

[2] Por. Mt 7, 21

[3] Iż 55, 8.

[4] Mt 20, 1-19a.

[5] Mt 20,15.

24 niedziela zw. A, 2023

Bracia i Siostry – słysząc dzisiaj Słowo Boże winniśmy zadać sobie pytanie skąd między nami biorą się złość, gniew, zazdrość i nienawiść. Nie są to przecież uczucia nam obce; przeciwnie, gniewamy się nawet bez specjalnego powodu i całkiem bezinteresownie zazdrościmy bliźnim wszelkiego rodzaju dóbr. To dlatego, w tej chwili, winniśmy osobiście przyjąć usłyszane Słowo Boże, by ono każdego z nas zaczęło drążyć i budzić uśpione sumienie, przyzwyczajone do wymienionych złych uczuć: złości, gniewu, zazdrości i nienawiści. A Słowo to jest jednoznaczne: „Złość i gniew są obrzydliwościami, których trzyma się grzesznik. Tego, kto się mści, spotka zemsta od Pana: On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci”.[1]

Czy możemy nie słyszeć tych słów? Czy możemy pozostać na nie obojętni i bezrefleksyjni? Przecież wyraźnie słyszymy zachętę: „Odpuść winę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy”.[2] Zachętę tę potwierdza mocne uzasadnienie: Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów? Sam będąc ciałem, trwa w nienawiści, któż więc zyska dla niego odpuszczenie grzechów? Pamiętaj o rzeczach ostatecznych i przestań nienawidzić…[3]

Zauważmy to, Pan Jezus do tej Bożej Mądrości i Bożego sposobu oceniania postępowania człowieka nie dodaje niczego nowego. Przeciwnie, tylko je potwierdza poruszającą przypowieścią O nielitościwym dłużniku, która jest dosadną i przekonywującą odpowiedzią Jezusa na pytanie Piotra: „Panie ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie, czy aż siedem razy?[4] Piotr pewnie sądził, że jego propozycja jest wspaniałomyślna. Siedem bowiem w symbolice biblijnej oznacza pełnię, czyli stan w którym zasadniczo niczego nie brakuje. Tymczasem Chrystus odpowiada „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”.[5] A to z kolei, w tej samej symbolice, znaczy pełnię doskonałą i nieskończoną.[6] Tak oto, przy pomocy tej symboliki, Chrystus przekazuje nam, że przebaczać trzeba nieskończoną ilość razy!

To w tę narrację, w to nauczanie Chrystusa, wpisuje się przywołana przypowieść, w której królem jest sam Bóg, a każdy z nas może się odnaleźć w którymś z obu dłużników. Pytanie zaś, które dzisiaj Bóg stawia nam w naszym sumieniu, pozostaje otwarte: którym z tych dłużników jestem ja.

Amen.



[1] Syr 27, 30 – 28, 1.

[2] Tamże, 28, 2

[3] Tamże, 28, 3-6.

[4] Mt 18, 21.

[5] Tamże, 18, 22.

[6] Por. Leland Ryken, James C. Wilhoit, Tremper Longman III, Słownik symboliki biblijnej, Warszawa 1998, s. 905.

23 niedziela zwykła, A

Bracia i Siostry – Usłyszane czytania skłaniają nas do refleksji nad sensem i sposobem upominania współbraci. Bliźnich bowiem karcimy chętnie, często też mówimy i rozmawiamy o cudzych błędach. Sprawa jest jednak ważna, skoro już w Starym Testamencie Pan Bóg ustami proroka Ezechiela zwraca uwagę na braterskie upomnienie[1], a w Ewangelii czyni to Pan Jezus.

Tak oto dzisiaj, w centrum liturgii Słowa staje, wyrastające z przykazania miłości, upomnienie braterskie, do którego każdy chrześcijanin jest zobowiązany. Wszyscy bowiem należymy do jednego Kościoła, który – zgodnie z nauczaniem św. Pawła – jest Ciałem Chrystusa.[2] To mistyczny, ale i symboliczny zarazem obraz żywego organizmu, w którym Bóg Ojciec, przez Chrystusa w Duchu Świętym, jednoczy się ze wszystkimi ludźmi. Wiemy przy tym dobrze, jak ważne jest dla organizmu, by żaden z jego organów nie był chory. Stąd wynika konieczność reagowania na zło. Celem jednak każdego upomnienia musi być autentyczna troska o dobro upominanego, zatem nie może nim być jakakolwiek chęć odgrywania się na ludziach, czy też próba usprawiedliwiania lub zakrywania własnych słabości.

Już to tylko stwierdzenie stawia przed nami podstawowy wymóg jaki winien towarzyszyć każdemu upomnieniu; musi ono wypływać – powtórzmy – z ducha prawdziwej miłości. Tylko bowiem wtedy ma ono na celu dobro upominanego współbrata, czy siostry, bo miłość – jak pisze św. Paweł w drugim czytaniu – „nie wyrządza zła bliźniemu”.[3]

Pytajmy więc siebie samych, czy wytykając błędy innym jesteśmy wewnętrznie uczciwi wobec Boga i ludzi, to znaczy, czy sami trwamy w prawdzie Bożych przykazań, i czy przypadkiem sami nie popełniamy podobnych grzechów. I do nas są przecież skierowane słowa Chrystusa, powiedziane oskarżającym jawnogrzesznicę: „Kto z was jest bez grzechu niech pierwszy rzuci na nią kamień”.[4] Rzucać w człowieka kamieniem będąc samemu nieuczciwym. Oskarżać, by manipulować ludźmi, by poniżać współbraci, odbierać im godność, zniesławić i upokorzyć. Ile takich właśnie oskarżeń towarzyszy naszemu życiu?

Nasuwa się więc pytanie, czy wobec tego warto upominać ludzi? Odpowiedź jest jedna: nie tylko warto, ale i trzeba, zawsze jednak w duchu dzisiejszej nauki Pana Jezusa, to znaczy – powtórzymy to raz jeszcze – w duchu prawdziwej miłości, wynikającej z troski o dobro upominanego człowieka. Zwracać uwagę tak, by życzliwość tej uwagi była oczywista i by nie została naruszona godność upominanego współbrata. Zwracać uwagę, pamiętając modlitwę celnika z ewangelicznej przypowieści, który modlił się: „Boże, miej litość dla mnie grzesznika.[5] Modlił się więc inaczej niż zadowolony z siebie faryzeusz, który odszedł nieusprawiedliwiony.

Amen.



[1] Ez 33,7-9.

[2] Por. 1Kor 12,12-27.

[3] Rz 13,10.

[4] J 8,7.

[5] Łk 18,13; por. tamże 18,9-14.

22 niedziela zwykła, A

Bracia i Siostry – Jak bardzo Piotr Apostoł, bohater odczytanej dzisiaj Ewangelii, przypomina przeciętnego człowieka, który mówi „Panie, niech Cię Bóg broni”.[1] Jak bardzo ludzka jest też skarga Jeremiasza, przywołana w pierwszym czytaniu. „Uwiodłeś mnie Panie (...) ujarzmiłeś i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają”.[2] Obie te wypowiedzi wyrażają bowiem ludzkie wątpliwości; wpierw odnoszące się do sensu cierpienia, a dalej do istoty człowieczego powołania.

Dziś rzadko mówimy o powołaniu, może jeszcze w odniesieniu do kapłanów, zakonnic i zakonników, czy niektórych zawodów: lekarzy, pielęgniarek i nauczycieli. Powołanie jednak widzieć trzeba w kontekście objawienia, a więc tak, jak jest ono przedstawione na kartach Pisma świętego. A tam powołanie jest zaproszeniem człowieka do wspólnoty z Bogiem. Jest więc ono czymś dotyczącym wszystkich ludzi, bo Bóg zaprasza każdego człowieka i każdemu wyznacza zadania do spełnienia, dając konkretne talenty i możliwości działań.

W tym więc kontekście musimy usłyszeć odczytaną Ewangelię, bo chociaż jest ona kontynuacją zapowiedzi piotrowego prymatu, upomnienie Piotra przez Jezusa, gdy apostoł usiłował odwieść Zbawiciela od wypełnienia Jego misji, przypomina starotestamentalną surowość Boga, Który doświadczał Naród Wybrany za wszelkie przejawy niewierności Przymierzu. „Zejdź mi z oczu, szatnie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku[3] – brzmią słowa Chrystusa.

Myślenie o tym, co wyłącznie ludzkie. Ile razy w naszym życiu tak właśnie się dzieje. Ile razy jesteśmy przekonywani o słuszności zasady, że to sam człowiek jest miarą wszystkiego, a więc i miarą swego powołania. Nie Bóg, ale człowiek!

Jeżeli więc przyjmujemy ten sposób myślenia i przestajemy wypełniać nasze człowiecze, i chrześcijańskie powołanie, to – jak obdarzony obietnicą prymatu Piotr – winniśmy usłyszeć słowa: „Zejdź mi z oczu szatanie! (…), bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”.

Wierność powołaniu, która oznacza wierność Bogu i, przez miłość, wierność człowieczeństwu. Mówi o niej święty Jan Apostoł w pierwszym swoim liście: „Jeśliby ktoś mówił , a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”.[4] Zaproszenie do wspólnoty z Bogiem, zaproszenie do tej miłości, którą „On sam nas umiłował”.[5]

Amen.



[1] Mt 16, 22.

[2] Jr 20,7.

[3] Mt 16,23.

[4] 1J 4,20.

[5] Tamże, 4,10.

21 niedziela zwykła A

Bracia i Siostry – Trzej Ewangeliści opisujący wydarzenie spod Cezarei Filipowej, rozpoczynają swoje relacje od pytania, które Jezus zadał uczniom: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego”.[1] Wszyscy trzej przytaczają też wyznanie Piotra: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego”.[2] Odpowiedź Chrystusa na to wyznanie zdominowały dwa obrazy, dwa symbole: skały i kluczy.

Najpierw pojawia się obraz skały. W Starym Testamencie, zwłaszcza w psalmach, „skałą” nazywany był tylko Bóg. On bowiem jest jedynym „fundamentem”, na którym człowiek może zawsze i niezawodnie budować: „On jedynie skałą i zbawieniem moim” – powiada autor psalmu 62.[3] To rozumienie starotestamentalnej symboliki obowiązuje również w Nowym Testamencie, którego fragment, zapisany przez św. Pawła Apostoła w 1. Liście do Koryntian, brzmi: „A ta skała to Chrystus”.[4] To ważne słowa, oznaczają bowiem, że Słowo Boże jest doskonałe i godne zaufania, również wtedy, gdy stało się Człowiekiem.

Trzeba powiedzieć, że Jezus ma świadomość swojej wyjątkowości i niepowtarzalności tego przymiotu i dobrze wie, iż On sam jest skałą. A jednak właśnie tym przymiotem dzieli się z Piotrem mówiąc: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała] i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[5] I w tym właśnie, w „niezwyciężoności przez piekielne bramy”, zawiera się druga właściwość przytaczanej dziś symboliki, mianowicie posiadanie istotnego dla całego Ludu Bożego pełnomocnictwa, którego znakiem jest przekazanie kluczy.

W Nowym Testamencie tym, który posiada klucz Dawida jest Chrystus. Więcej, On sam jest jedynym kluczem do życia wiecznego, Któremu, jak czytamy w Księdze Apokalipsy, podporządkowane są również „klucze śmierci i Otchłani”.[6] I oto Chrystus przyznaje Piotrowi, na którym ma być zbudowany Kościół, udział we władzy kluczy: „cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.[7] W ten oto sposób w Kościele Jezusa Chrystusa klucze piastuje zawsze konkretna osoba: Piotr i ci wszyscy, którzy mają udział w urzędzie kapłańskim Chrystusa, przekazywanym mocą sakramentu kapłaństwa i sukcesji sięgającej Apostołów. Słowa te znaczą dosłownie to, że nikt nie może użyć jakiegoś wytrycha, że nikt nie może dorobić sobie jakiegoś klucza zastępczego, przy pomocy którego mógłby mieć udział we władzy Chrystusa.

Siostry i Bracia – dzisiaj to nam Chrystus zadaje to samo pytanie: za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego. Kim więc jest dla mnie Chrystus i czym jest Jego Kościół, zbudowany na piotrowej skale. I jaki jest mój stosunek do nauczania, które Bóg, przez Kościół i w Kościele, kieruje do mnie. Oto pytania dzisiejszej niedzieli, pytania od których nikt z nas uchylić się nie może.

Amen.



[1] Mt 16,15; por. Mk 8,27 i Łk 9,18.

[2] Mt 16,16.

[3] Por. Ps 62,3.

[4] 1 Kor 10,4.

[5] Mt 16,18.

[6] Ap 1,18.

[7] Mt 16,19.

20 niedziela zwykła A, 2023

Bracia i Siostry – Filozofia człowieka stwierdza, że ludzie w swej naturze są religijni i dlatego zawsze odczuwali potrzebę kontaktu z Bogiem, choć różnie go sobie wyobrażali. A mówi o tym nie tylko Objawienie, ale sama historia ludzkich kultur i religii. Nie dziwi więc, że dla wielu ludzi, którzy przychodzili do Jezusa był On co najmniej mężem Bożym, przez którego działał Bóg. Taką właśnie sytuację ukazuje scena z odczytanej Ewangelii, opisująca prośbę Kananejki, by Jezus uzdrowił jej córkę. Chrystus nie wysłuchuje jej jednak od razu, a rozmowa z kobietą zaskakuje szorstkością i – po ludzku sądząc – nieprzychylnością Pana: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić szczeniętom[1]. Jednakże i tym razem Zbawiciel wyszedł naprzeciw oczekiwaniom człowieka. Z jednej bowiem strony prowokuje Kananejkę do wyznania wiary, z drugiej zaś uczy pokory swoich rodaków uważających obcych za ludzi gorszej kategorii. Okazuje się bowiem, że Żydzi byli zazdrośni o swego Boga i przekonani, że tylko oni mają prawo do Bożych znaków i Bożego miłosierdzia.

Ewangelia opisując to zdarzenie uczy więc pewnego uniwersalizmu, czyli powszechności Bożego działania, powszechności odkupienia i powszechności Kościoła, o której mówi już sama nazwa: „Kościół katolicki”. Myśl tę zawierają wszystkie dzisiejsze czytania, w których jest mowa o poganach, a więc ludziach, którzy, jak uczy objawienie, też są dziećmi Bożymi i mają prawo do Bożego miłosierdzia. To właśnie znaczą słowa świętego Pawła, który pisze, że będąc apostołem pogan chlubi się posługiwaniem swoim.[2] Pan Jezus zaś uzdrowił córkę Kananejki i nie był to wypadek odosobniony. Wystarczy przywołać rozmowę Pana z Samarytanką przy studni Jakubowej oraz uzdrowienie sługi rzymskiego setnika, który nie czuł się godzien, by Pan wszedł pod jego dach.[3]

A jakie są – Siostry i Bracia – postawy uczniów Chrystusa wobec tych, którzy są inni, którzy mając inne poglądy inaczej myślą niż my. A więc jakie są nasze postawy. Jak traktujemy ludzi obcych i innych? Czy i my nie uważamy się za lepszych od nich? Patrząc na życie w naszym kraju możemy powiedzieć, że mamy powody do wstydu. Przecież inni ludzie, z innych narodów i wyznawcy innych religii często potrafią żyć lepiej i uczciwiej od nas, a my, także jako naród mamy wiele wad, wspominając choćby tylko te „tradycyjne”, a więc pijaństwo, zazdrość, lenistwo, a w ostatnich latach nietolerancję właśnie.

Słuchając Słowa Bożego uczmy się więc życzliwości i otwartości dla ludzi, bo przecież tylko w ten sposób odnajdujemy Chrystusa i spełniamy podstawowy nakaz Pański, który stanowi podstawę naszego apostołowania: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali[4].

Amen


[1] Mt 15, 26.

[2] Por. Rz 11,13.

[3] Por. Mt 8,8.

[4] J 13,35

19 niedziela zwykła A, 2023 r.

Bracia i Siostry – Czytania dzisiejszej niedzieli przemawiają do nas bezpośrednio, gdyż mówią o ludzkich lękach, a w ich kontekście o potrzebie wiary.

Wpierw Eliasz, prorok prześladowany, doświadcza obecności mówiącego Boga: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana[1] – usłyszał. Nie była to jednak obecność od razu oczywista. Przeciwnie, przy pomocy tajemniczej symboliki, zdominowanej przez groźne i przerażające człowieka żywioły: wichurę, trzęsienie ziemi i ogień, ćwiczony był Eliasz w prawdziwej wierze. I dopiero ta wypróbowana i niezachwiana wiara pozwoliła prorokowi poznać obecność Pana w łagodności i szmerze powiewu, jednocześnie każąc mu przed Majestatem Boga zasłonić twarz płaszczem.

W podobnej sytuacji znaleźli się bohaterowie Ewangelii. Płynący łodzią Apostołowie, widząc kroczącego po jeziorze Jezusa „zlękli się myśląc, że to zjawa”.[2] Dopiero słowa Pana: „Ja jestem” i widoczne panowanie Chrystusa nad żywiołami, zwłaszcza, gdy pozwolił Piotrowi przyjść po wodzie do siebie, sprawiło, że uczniowie upadli przed Nim, wyznając swą wiarę słowami: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.[3]

A przecież winno być inaczej, bo każdy z cudów Jezusa był objawieniem Boga: rozmnożony na pustyni chleb, uciszona burza, uzdrowienia, przebaczanie grzechów i wskrzeszenia, były objawieniem Tego, Który Jest. Tak właśnie tłumaczymy hebrajskie imię Boga Jahwe: „Jam jest, Który jest”, a w Biblii imię to oznacza jednocześnie krzepiącą człowieka obecność Boga.

Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się[4] – tak dzisiaj tę obecność przypomina Jezus, który słowami „Ja jestem” umacniał Apostołów w Ogrójcu, gdy sam doznawszy lęku konania oddawał się w moc ciemności i śmierci.[5]Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata[6] – zapewniał apostołów przed wniebowstąpieniem i „Ja jestem z tobą” – mówił w Koryncie do zmęczonego i zniechęconego niepowodzeniem Apostoła Pawła.[7]

Wiara w obecność Boga. Wiara w Jego Opatrzność. Jak często – Bracia i Siostry – brak nam tej właśnie wiary! Jak często – podobnie jak Piotr – idziemy z nadzieją ku Chrystusowi, ba, czynimy rzeczy niezwykłe, gdy na Niego patrzymy i w Nim szukamy oparcia. Ale zaraz potem przychodzi zwątpienie, rodzi się strach, słabnie wiara i ogarnia nas ciemność w której tracąc z oczu Pana, toniemy w niemocy i grzechu. Jak często ta właśnie sytuacja jest naszym doświadczeniem! My, małej wiary, nie potrafimy wtedy uwierzyć słowu Chrystusa: Ja jestem. Jestem z wami w Eucharystii, tak jak kiedyś Bóg Jahwe, przy pomocy łagodnego powiewu, objawił swą obecność prześladowanemu Eliaszowi. Jestem, by umacniać was swoim Słowem i Ciałem. Jestem, jako Prawda i Światło, które nie zna ciemności. Jestem, by rozświetlać każdą ludzką ciemność.

Amen



[1] 1Krl 19,11.

[2] Mt 14,26.

[3] Tamże, 14,33.

[4] Tamże 14,27.

[5] Por. J 18,5 i 8

[6] Por. Mt 28,20

[7] Por. Dz 18,10

Święto Przemienienia Pańskiego 2023

Bracia i Siostry - Dzisiejsze święto Przemienienia Pańskiego musi być ważne, skoro zastępuje liturgiczne teksty niedzieli zwykłej. Ewangelia też jest niezwykła, mówi bowiem o wydarzeniu, które rozegrało się na górze nazwanej Górą Przemienienia. Jezus przybył tam z uczniami, by się modlić. I oto nagle wygląd Jego twarzy się odmienił. Mateusz pisze wprost, że twarz Jezusa „zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło”.[1] We wszystkich też opisach ukazują się Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiają z Jezusem, a samo Przemienienie umieszczane jest po wyznaniu wiary w Bóstwo Chrystusa, złożonym przez Piotra Apostoła pod Cezareą Filipową. „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego” – powiedział wówczas Piotr.[2]

I taka kolejność zdarzeń ma miejsce nie tylko dlatego, że chodziło w nich o umocnienie uczniów na trudne chwile męki, o której mówi Pan Jezus w kontekście wyznania Piotra i swego Przemienienia, określając jednocześnie warunki naśladowania Mistrza przez uczniów – „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” – słyszymy.[3] Znając dalsze wydarzenia wiemy, że przebiegły one zupełnie inaczej: uczniowie  uciekli, Judasz zdradził, a Piotr wyparł się wszelkiej znajomości z Chrystusem, a pod krzyżem obok Matki Jezusa stał tylko Jan Apostoł.

Otóż te właśnie wydarzenia przekonują nas, że chodziło tu o wiarę uczniów nie tylko w samo przemienienie, którego trzech z nich było świadkami, ale o wiarę w to wszystko co dopiero miało nastąpić: we wieczerniku w czasie Ostatniej Wieczerzy i ustanowienia Eucharystii, na krzyżu i w poranek zmartwychwstania, ostatecznego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. Jezus przemieniony jest po prostu Jezusem wiary, w Którego można uwierzyć lub Go odrzucić.

To dlatego Jezus od uczniów wymaga wiary, takiej właśnie niczym nieobwarowanej, jak miało to miejsce choćby w czasie wyznania Tomasza, gdy dotknąwszy śladów gwoździ i przebitego boku, uwierzył i wyznał: „Pan mój i Bóg mój”. Dziś dla nas – Bracia i Siostry – to przede wszystkim Jezus obecny w Eucharystii, głoszący Ewangelię i stający się na ołtarzu Chlebem Żywym, Który zstąpił z nieba. Tutaj, w tym miejscu i w tym czasie, uobecniając ofiarę krzyża, ofiarę naszego zbawienia.

Moja wiara i moje życie wiarą. Pomyślmy przez chwilę, jak wierzę w Chrystusa, którego można przyjąć tylko w całości, w blasku prawdy i świetle całej Ewangelii.

Amen.



[1] Mt 17,2.

[2] Tamże, 16,16.

[3] Tamże, 16,24.

17. zwykła A, 2023

Bracia i Siostry – dzisiaj naszą uwagę przykuwa, oczywiście obok Ewangelii, czytanie z Pierwszej Księgi Królewskiej, opisujące sen króla Salomona. W wyjaśnieniu niezwykłości tego faktu pomóc może informacja, że w starożytności pielgrzymi często podróżowali do świątyń, gdzie po złożeniu ofiary mogli spać przed ołtarzem z nadzieją pojawienia się snu, który byłby bóstwa przesłaniem.[1] Miejsce było zatem ważne, by taka teofania mogła nastąpić. Ponieważ jednak świątynia Jedynego Boga Jahwe była nadal w budowie, Salomon swoje ofiary ku czci Boga, składał na wyżynie w Gibeonie, bo wciąż tam znajdowało się najważniejsze w Izraelu miejsce kultu. Stąd właśnie tam Pan w nocy ukazał się Salomonowi, przemawiając do niego w czasie snu.

Król mógł prosić Boga o najróżniejsze rzeczy, z ludzkiego punktu widzenia najbardziej przydatne w rządzeniu krajem. Nie prosił jednak ani o bogactwo, ani o długie życie, a prośbę swą zamknął w zaskakującym zdaniu „Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny”.[2] I ta prośba spodobała się Bogu, bo nie wynikała z pychy władcy, a z pokornej miłości do Stwórcy i z troski o to, by zgodnie z Bożą wolą sprawiedliwie, i mądrze sprawować rządy nad powierzonym sobie ludem.

W tym momencie winniśmy skojarzyć to wydarzenie z Ewangelią, a konkretnie z kolejnymi przypowieściami Pana Jezusa, odnoszonymi do najważniejszego wydarzenia w historii upadłej ludzkości, jakim jest nadejście Królestwa Bożego. To przypowieści o skarbie i perle, dopełnione obrazem obfitego połowu, w czasie którego do zarzuconej sieci wpadają najróżniejsze ryby. Dwie pierwsze przypowieści mówią o niewyobrażalnej wartości Królestwa Bożego; i taką właśnie wartością dla bohaterów obu alegorii są skarb ukryty w ziemi i bezcenna perła. To dla tego skarbu i dla tej szczególnej perły, symboli Królestwa Bożego, warto poświęcić wszystko, co się posiada.  I taki jest sens tych przypowieści.

Obraz sieci z kolei na myśl przywołuje inną przypowieść, mianowicie o chwaście,[3] a jej znaczenie zawiera jasny przekaz, że Królestwo Boże ma otwarty charakter, gdyż są do niego zaproszeni wszyscy ludzie, zarówno święci jak i grzesznicy. Tutaj symbolizują ich ryby dobre i zepsute. Zadanie jednak ostatecznego oddzielenia dobrych od złych należy pozostawić samemu Bogu i Jego Aniołom, gdyż tylko Bóg jest w pełni sprawiedliwy i tylko On widzi nie tylko to, co zewnętrzne, ale „patrzy na serce człowieka”.[4] Wszyscy natomiast należący do Królestwa winni kierować się cierpliwością i tolerancją, bo tych wartości uczą nas cierpliwość i miłosierdzie Boga.

Siostry i Bracia – walcząc ze złem pamiętajmy o tym, by usuwając je przede wszystkim z własnych serc, nie odrzucać i nie potępiać innych ludzi o czym, niestety, zbyt często zapominamy.

Amen.



[1] Por. Rdz. 28, 12-15 i 1Sam. 3, 3-14.

[2] 1 Krl. 3, 9.

[3] Por. Mt 13, 24-30.

[4] 1Sam 16, 7.

16 niedziela zw. A, 2023

Bracia i Siostry – spośród trzech przypowieści Jezusa opisujących sytuację Kościoła w świecie,[1] ta usłyszana dzisiaj o pszenicy i rosnącym pośród niej chwaście jest najtrudniejsza do zrozumienia. Stąd Chrystus na osobności wyjaśnia uczniom jej znaczenie. Dzięki temu wiemy już, że siewcą jest sam Jezus, dobrym ziarnem są dzieci Królestwa, złym ziarnem dzieci Złego, polem jest świat, a żniwem koniec czasu.

W ten sposób dotykamy trudnego obszaru tematyki eschatologicznej, czyli czasów ostatecznych. Tematyki trudnej w podwójnym znaczeniu. Wpierw dlatego, że niełatwo nam zrozumieć fakt istnienia zła, mimo zbawienia dokonanego już przez Chrystusa. Z drugiej strony dlatego, że w historii Kościoła istniały i wciąż się pojawiają ruchy sekciarskie, które problem ten rozwiązywały i dalej go wyjaśniają głosząc, że z jednej strony jest Kościół, złożony wyłącznie z ludzi doskonałych, a z drugiej jest świat pełen synów Złego, dla których nie ma nadziei zbawienia. Takiemu myśleniu przeciwstawiał się już św. Augustyn zwracając uwagę na to, że jest ono sprzeczne z nauką Ewangelii, bo nieodwracalnie dzieli ludzi na lepszych i gorszych. I w tym kontekście, zgodnie z nauką Chrystusa, wyjaśniał, że: polem jest, owszem, świat, ale także Kościół; miejsce, w którym żyją ramię w ramię święci i grzesznicy, i w którym jest miejsce dla wzrastania i nawracania się, a przede wszystkim naśladowania cierpliwości Boga. „Źli – mówił Augustyn – istnieją na tym świecie, aby się nawrócili albo żeby przez nich dobrzy ćwiczyli się w cierpliwości”.[2]

Tak oto odkrywamy to, co jest istotą objawienia dokonanego przez Jezusa Chrystusa, mianowicie cierpliwość Boga. O niej to mówi też pierwsze czytanie, wielbiąc ją hymnem na cześć mocy Boga, która przejawia się w cierpliwości właśnie i pobłażliwości. Przy czym cierpliwość ta nie jest oczekiwaniem na Sąd Ostateczny, by na nim karać ludzi za najmniejsze przewinienia, a pobłażliwość nie jest przymykaniem oczu na wszelkie nieprawości. Jest to bowiem przede wszystkim łagodność, wielkoduszność, miłosierdzie i wola zbawienia każdego człowieka, bo każdy z nas jest dzieckiem Boga Ojca. On zaś jest, jak śpiewamy w psalmie responsoryjnym, „Bogiem miłosiernym i łagodnym, nieskorym do gniewu, bogatym w łaskę i miłosierdzie”.[3]

Jaka więc nauka płynie stąd dla nas? Otóż ta, że nie należy oczekiwać Sądu Ostatecznego jako dnia zemsty Boga, jak czynili to niecierpliwi żniwiarze z przypowieści, czekający z sierpami w dłoniach, by w dniu Sądu zobaczyć twarze niegodziwców i mieć z tego satysfakcję. Również jednak nie należy czekać z założonymi rękami i nie robić nic. Trzeba natomiast każdego dnia angażować się w zmienianie samego siebie w dobre ziarno, ziarno wydające mnogie owoce.

Amen.



[1] Dwie pierwsze to przypowieści: O ziarnie gorczycy i O zaczynie.

[2] Cyt. za R. Cantalamessa, Od Ewangelii do życia, Kielce 2011, s.97.

[3] Por. Ps. 86, 5-6 i 15-16a.

15 zwykła A

Bracia i Siostry – „Oto siewca wyszedł siać”.[1] Tak Pan Jezus rozpoczyna kolejną ewangeliczną przypowieść, która jest szczególnie wyrazista i przemawia bezpośrednio do naszej wyobraźni. A jest tak dlatego, że obraz siewcy, kojarzący się przede wszystkim z chlebem, zasadniczo jest czytelny przypominając naturalną potrzebę człowieka zaspokajania głodu. W naszej kulturze chleb jest bowiem symbolem nie tylko wszelkiego pożywienia, ale i dostatku, a także gościnności czego wyrazem jest zwyczaj witania gości chlebem i solą.

Mimo to przypowieść Chrystusa wcale nie należy do łatwych. Już samo rozróżnianie przez Jezusa czterech rodzajów gleby, nasuwa podejrzenie innego znaczenia przywołanych obrazów. Nikt przecież rozsądny nie będzie wysiewał ziarna na skałę! Tymczasem Bóg – bo On jest siewcą w tej nauce – postępuje inaczej, zdawałoby się wbrew logice i rozsądkowi. Zapytać więc musimy, co Zbawiciel chce nam powiedzieć?  W przekazie Łukaszowym mówi wprost, że ziarnem jest Słowo Boże,[2] a glebą są jego słuchacze. Ci zaś słuchają go z różnym zainteresowaniem, mniej lub bardziej angażując się w samo słuchanie, a następnie w przyjmowanie Słowa i współpracę z nim.

Tutaj musimy sobie powiedzieć, że w świetle Objawienia Słowem Boga jest sam Jezus Chrystus. Na początku, bowiem, jak rozpoczyna swój zapis Ewangelii św. Jan, było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. (...) A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas.[3]

Zbawiciel jest też ziarnem, bo w innym miejscu tej Ewangelii, gdzie jest mowa o cudownym rozmnożeniu chleba na pustkowiu i o tym, co wydarzyło się po dokonanym cudzie, Zbawiciel powiedział do ludzi, którzy podążyli za nim, że On jest chlebem żywym. „Jam jest chleb życia – słyszymy – Kto do mnie przychodzi nie będzie łaknął (...)Jam jest chleb, który z nieba zstąpił”.[4]

Słuchanie więc Słowa jest Bracia i Siostry przyjmowaniem samego Chrystusa, a odrzucanie Słowa jest odrzucaniem Go! Tak oto Jezus – Słowo przychodzi do różnych ludzi i tylko od człowieka zależy jak zostanie On przyjęty.

Jakimi przeto słuchaczami Słowa Bożego jesteśmy? „Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, (...), inne na miejsca skaliste (...), inne znów między ciernie (...). Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały”.[5]

Amen


[1] Mt, 13,3.

[2] Por. Łk 8,11-15.

[3] J 1,1 i 14.

[4] Tamże, 6,15 i 41.

[5] Mt, 13,3-8.

14 zwykła A, 2023

Bracia i Siostry – Odczytana ewangelia jest w jakimś sensie pytaniem o mądrość, a więc o to, co dla każdego człowieka jest naprawdę istotne i ważne. Kiedy bowiem słyszymy jak Pan Jezus dziękuje swemu Ojcu, że łaski poznania i zrozumienia spraw najważniejszych nie dał roztropnym i mądrym, ale prostaczkom,[1] to mogłoby się wydawać, iż Zbawiciel odrzuca mądrość, a pochwala niewiedzę i ignorancję. Takie też było przekonanie wielu pogan, którzy chrześcijaństwo nierzadko uważali za religię prostaków i ludzi niewykształconych.

Czym jest więc mądrość o której mówi Pan Jezus? Czym jest mądrość, którą winniśmy posiąść i według której powinniśmy żyć? Święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian napisał takie oto słowa: „Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość”.[2] Otóż te słowa, zwłaszcza w kontekście Ewangelii, znaczą tyle, że prawdziwa mądrość zawsze łączy się z pokorą i swoje źródło ma w Bogu. To dlatego właśnie Chrystus odrzuca mądrość w rozumieniu „tego świata”, mądrość której jedyną miarą jest sam człowiek i logika wyłącznie jego świata.

To taką mądrość, w gruncie rzeczy fałszywą i pozorną, odrzuca Zbawiciel, jednocześnie zachęcając swych uczniów do zgłębiania mądrości prawdziwej, która pochodzi od Boga. Tę Mądrość na pewno poznają ci, którzy jak pisze św. Paweł w odczytanym dziś fragmencie Listu do Rzymian, żyją nie według ciała, lecz według ducha,[3] bo w nich mieszka Duch Boży, a więc Boża Mądrość, która to, co śmiertelne przywraca do życia.

Chrystus zachęca nas przeto do zgłębiania Mądrości, do zgłębiania Słowa Bożego i do wewnętrznej przemiany, która musi rozpocząć się w tym kto naprawdę spotkał Jezusa – Słowo Boga, które stało się Ciałem.[4] Kto bowiem pozna Jezusa, a przez Niego Ojca i Ducha Świętego, ten nie może pozostać tym samym człowiekiem. Po prostu nie może nie kochać bardziej! To dlatego probierzem prawdziwej mądrości jest miłość. Miłość wrażliwa na potrzeby ludzi i miłość pokorna, o której także mówi dzisiaj Chrystus. To słowa „uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”.[5]

I taka dopiero postawa człowieka otwiera – Siostry i Bracia – drogę do prawdziwej mądrości, mądrości mędrców, która otwarta na wszystko co dobre, otwiera się na świat i ludzi, bo jest głodna wiedzy, a przy tym nigdy nie stanie się zadufaną w sobie pełnią pychy. I o taką mądrość dla nas, dla naszych bliskich i dla wszystkich ludzi prośmy dzisiaj Pana Boga.

Amen.


[1] Por. Mt 11,25.

[2] 1Kor 3,18.

[3] Por. Rz 8,9.

[4] Por. J. 1,14.

[5] Mt 11,29.

13 niedziela zwykła, A 2023

Bracia i Siostry – Odczytana Ewangelia mówi o dwóch różnych sprawach. Pierwsza z nich dotyczy naśladowania Chrystusa, aż po dźwiganie krzyża. Dzisiaj to te słowa: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.[1]

Sprawa druga dotyczy przyjmowania Jezusa w innych ludziach. I trudno nie dostrzec, że oba te zagadnienia mają wspólny temat: my i Chrystus. Oba więc dążą też do przypomnienia i uświadomienia nam naszych relacji z Bogiem.

Z pierwszą sprawą związane jest przesłanie, że w życiu chrześcijanina główne miejsce musi zajmować Bóg. I tego miejsca nie są w stanie podważyć i zmienić nawet najgłębsze związki rodzinne. Wybór zaś Chrystusa zawsze jest wyborem Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, stąd doskonałe naśladowanie Mistrza staje się naśladowaniem krzyża w naszej codzienności, do samego końca, by umierając z Jezusem razem z Nim zmartwychwstać.[2]

Druga sprawa o której mówimy tyczy przyjmowania Chrystusa w ludziach, których codziennie spotykamy, z którymi współpracujemy i współżyjemy. Wiąże się ona też z gościnnością, o której mówi pierwsze czytanie opisujące gościnność kobiety z Szunem, okazaną prorokowi Elizeuszowi.[3] Ten sam temat w Ewangelii podejmuje Pan Jezus, przyrzekając nagrodę proroka tym, którzy przyjmują wysłannika Boga: kto bowiem przyjmuje Jego uczniów przyjmuje samego Jezusa.[4] To ważne słowa dotyczące nas wszystkich. Tym bowiem, którzy tak postępują Jezus Chrystus obiecuje samego siebie.

Każdy kto zna Ewangelię, wie jak trudna do spełnienia jest ewangeliczna lista uczynków miłosiernych: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych przyjąć, więźniów pocieszyć i chorych nawiedzić, umarłych pogrzebać. Są to uczynki szczególnie ważne, bo zgodnie z Ewangelią o Sądzie Ostatecznym, to według nich będziemy sądzeni.

I w tym właśnie miejscu musimy powrócić – Bracia i Siostry – do pierwszego tematu, mianowicie do sprawy naśladowania Chrystusa. To naśladowanie jest przecież wychodzeniem z egoizmu, gdyż jest służeniem naszym braciom i siostrom, a więc niczym innym jak naśladowaniem Chrystusa, który przyszedł, by służyć! Chrystus, Który przygarnia nas takimi jakimi jesteśmy: biednymi i słabymi, grzesznymi i rozdartymi. Przyjmuje nas, sadzając przy swoim stole. Przyjmuje i nam usługuje, mówiąc: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.[5]

Amen.



[1] Mt 10,37-39.

[2] Por. Rz 6,3-4.

[3] Por. 2 Krl 4,8-11. 14-16a.

[4] Por. Mt. 10,40.

[5] Mt 11,28.

12 niedziela zwykła, A 2023

Bracia i Siostry – Jak bardzo przesłanie pierwszego czytania z księgi proroka Jeremiasza oddaje atmosferę tego wszystkiego, co także dziś przeżywamy. Wymieńmy tylko niektóre z nurtujących nas spraw: drożyznę, ubożącą większość z nas inflację i – od razu – toczące się w narodzie kłótnie i wzajemne oskarżenia, rodzące głębokie podziały, a do tego wojnę tuż za naszą granicą. To właśnie dzięki nim nie czujemy się bezpiecznie, lecz zagrożeni. Tak samo musiał czuć się prorok Jeremiasz, gdy mówił: „Słyszałem oszczerstwo wielu: ”.[1] Oto wszyscy wokół umawiają się po kryjomu, by donieść na Jeremiasza, a wśród przeciwników proroka są nawet najbliżsi jego przyjaciele, dla których najlepszą rzeczą byłoby przyłapanie sługi Boga na jakimś nieostrożnym słowie, o które można by go oskarżyć. Wówczas były to – możemy tak powiedzieć – także ideologiczne spory o to, co prorok powiedział, a co mógłby powiedzieć, czego nie zrobił, choć mógłby to zrobić, a nawet uczynić więcej.

W podobnej sytuacji mogą znaleźć się uczniowie Chrystusa, którym przychodzi działać w różnych czasach, wielokrotnie trudnych i zewnętrznie beznadziejnych. Dzisiaj my sami tak właśnie odbieramy uderzające w nas trudności i wydarzenia.

To dlatego słyszymy dziś słowa Pana Jezusa, który aż trzykrotnie mówi nam: „Nie bójcie się”.[2] A więc nie bójcie się ludzi, „nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione”,[3]nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą[4] i „nie bójcie się: [bo] jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”.[5]

Nieprzyjaciel bowiem, wróg, może uczynić nam wiele złego, nie może jednak nawet dotknąć naszej duszy. Logika tej Ewangelii jest więc taka, że należy bać się tylko kogoś, kto prócz ciała może i duszę zatracić. My jednak, trwając w Chrystusie, pozostajemy w ręku Boga, dokładnie tak, jak mówi prorok Jeremiasz: „Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą”.[6]

I każdy z nas – Siostry i Bracia – jest w ręku Ojca bezpieczniejszy niż sądzi. Ojciec bowiem troszczy się nawet o wróble i włosy na głowie. O ileż bardziej więc troszczy się o swoje dzieci. Ewangelia przywołująca te słowa Jezusa stawia sprawę jasno: człowiek jest bezpieczny póki wypełnia swoją ewangeliczną, chrześcijańską misję. Jest bezpieczny nawet wtedy, gdy jego droga będzie drogą przez mękę.

A więc nie bójcie się – mówi Chrystus. Nie lękajcie się – jak w Jego Imię wołał święty Jan Paweł II – nie lękajcie się otworzyć drzwi Chrystusowi. Zatem nie lękajmy się! Otwórzmy Jezusowi serca.

Amen.



[1] Jr 20,10.

[2] Mt 10,26;28 i 31.

[3] tamże, 10,26.

[4] tamże, 10,28.

[5] tamże, 10,31.

[6] Jr 20,11.

11 niedziela zwykła A, 2023 r.

Bracia i Siostry – Dwie myśli z usłyszanej przez nas Ewangelii są zawsze tak samo ważne. Pierwsza ta, w której Chrystus mówi o żniwach i druga, ściśle z nią związana, o wysłaniu robotników na żniwowanie. Ewangelia objawia też oczywistą prawdę, że tym, który posyła żniwiarzy jest Bóg, jest powołujący uczniów Jezus.

Zastanówmy się przez chwilę, jak wygląda to wysyłanie uczniów. Otóż przede wszystkim mają oni głosić ludziom bliskość Królestwa Bożego. Mają iść do świata jako zaczyn ewangelicznej przemiany, który ma zakwaszać ciasto na dobry chleb. Dzisiaj, w kontekście ciągle spełniającego się Królestwa Bożego, jego stałego rozwoju i naszej w nim roli, przywołujemy symbolikę Jezusowej przypowieści o chlebie.

Słuchając tej Ewangelii pewnie myślimy też, że to inni mają być apostołami, że nie naszą, a więc i nie moją sprawą jest bycie ewangelicznym zaczynem. Takie myślenie jest jednak błędem, gdyż przekłamuje nauczanie Chrystusa. Tę właśnie naukę Ewangelii przypomniana Sobór Watykański II, podkreślając w dekrecie „O Apostolstwie Świeckich” powołanie wszystkich chrześcijan do powszechnego apostolstwa. Ta prawda dojrzewa już w Starym Testamencie, co dokumentuje pierwsze dzisiejsze czytanie z Księgi Wyjścia, w którym jest mowa o słuchaniu głosu Boga, wierności i strzeżeniu Przymierza przez każdego, kto należy do ludu Bożego.[1] Wiąże się z tym uroczysta Boża obietnica, że lud zachowujący Prawo Przymierza będzie szczególną własnością Pana, stając się królestwem kapłanów i ludem świętym.[2]

I nie jest to odkrywanie jakichś nowych prawd, ale ich potwierdzenie przez Chrystusa i rozwinięcie. Przypomnijmy najważniejsze wypowiedzi Pana Jezusa na ten temat: wy jesteście solą ziemi, wy jesteście światłem świata, po tym poznają, że jesteście moimi uczniami, że będziecie się wzajemnie miłowali.[3] Są to, jak słyszymy, jednoznaczne zobowiązania, wobec których żaden chrześcijanin nie może pozostawać obojętny. Wiążą się bowiem one z postawami, które winny cechować uczniów Chrystusa.

Bycie dobrym nie wymaga specjalnych nakładów. Bycie dobrym, czyli bycie z krwi i kości apostołem Jezusa, nie oznacza podejmowania nadzwyczajnych środków. Warto w tym miejscu przywołać fragment z pism św. Urszuli Ledóchowskiej, jakże prosty, ale jak skuteczny: „Podaję wam tu rodzaj apostolstwa, które nie domaga się od was ciężkiej pracy, wielkich umartwień i trudów, ale które szczególnie dziś, w naszych czasach, bardzo jest pożądane (…) mianowicie apostolstwo uśmiechu. Uśmiech rozprasza chmury nagromadzone w duszy. Uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęściu wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem, mówi o pokoju czystego sumienia”.[4]

Apostolstwo uśmiechu, apostolstwo zwykłej życzliwości i dobrego słowa. Czy my, czy ja, na co dzień, potrafię takie apostolstwo wypełniać?

Amen.


[1] Por. Wj 19, 5-6.

[2] Tamże.

[3] Por. Mt 5,13-16 i J 13,34-35.

[4] Brewiarz Polski, t. III, ss. 1191-1192.

Niedziela 10 zwykła, A

Bracia i Siostry – Celnik Mateusz, bohater odczytanej Ewangelii, był człowiekiem wiary. Oto usłyszał wezwanie Pana Jezusa i natychmiast porzucił wszystko, by pójść za Nim. Nie pytał kim jest wzywający go, nie zawahał się nawet i nie prosił o czas do namysłu. Wezwanie Chrystusa: „Pójdź za Mną” i odpowiedź: „On wstał i poszedł za Nim”. Wiara celnika, która na pewno była tak szczera, jak wiara Abrahama, którą w Liście do Rzymian chwali św. Paweł. To Abraham bowiem, nie mając już nadziei na zostanie ojcem, uwierzył Słowu Boga, że nim będzie.

Wiara i nadzieja. Jak bardzo potrzebne są one każdemu człowiekowi. Pewnie i Mateusz, siedząc w komorze celnej, uwierzył Jezusowi, bo miał nadzieję, że jego życie wypełni się nową treścią i się zmieni. Okazuje się przy tym, że wezwanie Boga nie zniewala, lecz daje człowiekowi jeszcze większą wolność i moc do wypełnienia powierzonych mu zadań. Każde Boże wezwanie człowieka ma taki właśnie charakter, jakby podwójną naturę. Oto Bóg, przemawiając do swego stworzenia, uzdalnia je do podjęcia najlepszej dla niego decyzji, a zarazem napełnia jego życie nową i najlepszą treścią. Mateusz już nigdy nie opuści grona Apostołów, a jego odpowiedź udzielona Panu jest ostateczna.

Jak bardzo po spotkaniu z Jezusem zmieniło się życie Mateusza i jak bardzo stało się ono autentyczne, skoro – jak stwierdza Ewangelia – „Gdy Jezus siedział w [jego] domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników”.[1] Widać i oni chcieli doświadczyć tej cudownej przemiany życia, jaka stała się już udziałem nawróconego celnika. Zaskakiwać tylko może pełna oburzenia postawa faryzeuszów, którzy nie tylko gorszyli się, ale i gardzili „towarzystwem” Jezusa. Sądzili bowiem, że niczego w swym życiu nie muszą zmieniać, bo są wystarczająco dobrzy, wręcz doskonali.

Taki sposób myślenia jest niemiły Bogu. Wywołuje więc reakcję Chrystusa, Który chce „raczej miłosierdzia niż ofiary” i przyszedł „powołać nie sprawiedliwych, ale grzeszników”.[2] A jest tak dlatego, że filarem całego stworzenia jest miłość Boga do człowieka. Miłość, która jest Bogiem samym, a objawiona stworzeniu oczekuje jedynej odpowiedzi, która może być tylko odpowiedzią miłości! Miłość Boga do człowieka tak pięknie ukazana w ewangelicznych przypowieściach, zwłaszcza w historii syna marnotrawnego. Przede wszystkim jednak uosobiona w ukrzyżowanym dla naszego zbawienia Chrystusie.

Ile jest, Bracia i Siostry, w opisanych dziś postawach nas samych. Ile razy i nas wzywa Bóg do spełniania dobra i walki ze złem, a my, zamiast wstać i iść, gorszymy się bliźnimi, jakbyśmy sami byli doskonali i nie rozumieli tego, że Bóg szuka grzesznika, woła go po imieniu i czeka, by się nawrócił.

Dołóżmy [więc] starań, aby poznać Pana”, poznać Jego wolę i bez wahania ją wypełnić. „Kogóż mam posłać? (...) Oto ja, poślij mnie”.[3]

Amen.


[1] Por. Łk 5,29.

[2] Mt 9,13.

[3] Iz 6,8



Boże Ciało 2023 r. A

Bracia i Siostry – Po zakończeniu liturgicznego czasu świąt Zmartwychwstania, wielkanocnym akcentem jest dzisiejsza uroczystość Bożego Ciała, świętowana w Kościele od 1264 roku w czwartek, po niedzieli Trójcy Świętej.

Współczesny kontekst tego święta jest szczególny. Z jednej bowiem strony przeżywamy niepokoje związane z wojną u naszej granicy, z drugiej zaś z mówieniem tego świata, który stara się przekonać ludzi, że to nie Bóg, ale ten właśnie świat może obdarzyć człowieka wolnością. Do tego my chrześcijanie, o naszej wierze mówimy najczęściej z zażenowaniem, jakby ze wstydem, do tego zaś sami, wiele razy odrzucamy Boże przykazania i nauczanie Chrystusa. Także to, w którym Jezus mówi, że to nie świat, i nie bezbożne prawo, ale sam Bóg wyzwala nas ku wolności.[1]

Pierwsze czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa też mówi o drodze ku wolności. Była to droga Ludu Starego Przymierza, który prowadzony przez Boga z ziemi egipskiej do ziemi obiecanej, przeżywał wiele trudności, a wędrówka ta trwała 40 lat. Wiemy też, że Ziemia Obiecana do której dotarł, nie stała się źródłem ich wiecznej wolności. Ta wolność człowieka zbawionego miała dopiero nadejść w Chrystusie. Wiemy to także z nauczania Pana Jezusa, który we fragmencie poprzedzającym odczytywaną dziś Ewangelię mówi, że ojcowie tego ludu jedli mannę na pustyni i pomarli.[2]

Ewangelia dopełnia to objawienie, ukazując Pana Jezusa, który uczy, że kto spożywa już nie mannę, ale Chleb żywy, którym jest On sam, nie umrze na wieki,[3] gdyż ku wolności wyswobodził nas Chrystus! Te słowa mówił Zbawiciel zapowiadając ucztę paschalną Nowego Wiecznego Przymierza, gdy uprzedzając wydarzenie Krzyża, „wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dał swoim uczniom mówiąc: . Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: ”.[4] Uczta Chrystusa, uczta paschalna, uczta Nowego Przymierza, dzięki której – mocą chrztu, na zasadzie pełnego uczestnictwa w śmierci i zmartwychwstaniu Pana – stajemy się nowym stworzeniem, bo pozostajemy w Chrystusie, a To, co dawne, minęło, [i] oto stało się nowe”.[5] My wierzymy, że w Chrystusie „przeszliśmy ze śmierci do życia”,[6] bo ON uczy nas miłowania Braci, „kto zaś nie miłuje trwa w śmierci”.[7]

Pomyślmy, czym jest dla nas Eucharystia, czym jest dla nas Najświętsza Ofiara i Kim jest dla nas Chrystus, Który zaprasza człowieka do życia i wyzwala go z więzów zła i śmierci? Zwłaszcza dzisiaj ufajmy, że cudu przemiany serc, naszych ludzkich serc dokona obecny wśród nas Eucharystyczny Jezus. Tego cudu dokona Chrystus, którego dzisiaj tak uroczyście czcimy. Bądź pozdrowiony Chlebie Życia, bądź pozdrowiony Panie nasz, „zawsze ten sam, teraz i na wieki”.

Amen.



[1] Por. Ga 5,1.

[2] Por. J 6,49.

[3] Por. tamże, 6,51 nn.

[4] Mk 14,22-24.

[5] 2Kor 5,17.

[6] 1J 3,14.

[7] Tamże.

Niedziela Trójcy Świętej A, 2023

Siostry i Bracia – w niedzielę Trójcy Świętej wprowadza nas krótki fragment z Księgi Wyjścia, opisujący objawienie się Boga Mojżeszowi. Objawienie to miało miejsce, gdy Naród Wybrany zerwał przymierze z Bogiem przez oddanie czci złotemu cielcowi. To wtedy Bóg objawił Mojżeszowi, błagającemu o miłosierdzie dla ludu, swoje imię: PAN i tym samym uroczyście objawił samego siebie. Tak oto, już w Starym Testamencie, Bóg – JAHWE, czyli ten KTÓRY JEST, ukazał się jako miłosierny Zbawca, zachęcając lud do refleksji nad Boską istotą, którą jest miłosierna miłość.

Dziś my, jak ongiś Mojżesz, podejmujemy próbę rozważania tajemnicy Boga, objawionej w pełni przez Chrystusa. To choćby te słowa Jezusa: „[Duch] Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam oznajmi. Wszystko co ma Ojciec, jest moje[1]

I chociaż ta objawiona troistość Boga jest dla nas chrześcijan, jako prawda wiary oczywista, to wciąż stajemy przed tajemnicą jedności trzech różnych osób Boskich, tajemnicą tak wielką i niepojętą, gdyż Ojciec, Syn i Duch Święty mają jedną, tę samą boską naturę i są jednym Bogiem!

Wyznając wiarę, mówimy: Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego Stworzyciela nieba i ziemi, wierzę w Syna Bożego Jednorodzonego, Zbawiciela świata i w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela. Niewiele jednak z tego rozumiemy, nawet wówczas, gdy tajemnicę jedności Boga określamy jako tajemnicę miłości Ojca do Syna i Syna do Ojca w Duchu Świętym.

Trochę więcej o Bogu możemy powiedzieć, gdy rozważamy tajemnicę człowieka stworzonego na  Obraz Boży i zdolnego do miłości, którą Bóg od początku go obdarza. Ten gest Bożej miłości pozwala stworzeniu – przez miłość właśnie – poznawać Stwórcę. O tej zasadniczo jedynej możliwości poznawania Boga pisze św. Jana Apostoł w swoim pierwszym liście: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[2]

Wypełniać przykazanie miłości i zapisany w nim Dekalog, postępować zgodnie z sumieniem, w którym te przykazania wybrzmiewają, to znaczy trwać w Bogu, poznawać Go i pozwalać się prowadzić Duchowi Bożemu.[3]

Człowiek stając przed Bogiem musi jednak, jak Mojżesz uznać Jego tajemnicę. „Nie kuś się o to byś Mnie zamknęła w sobie, ale staraj się, byś ty zamknęła się we Mnie” – powiedział Chrystus, objawiając się św. Teresie. Pokora to akceptacja własnej przygodności i uznanie wielkości Stwórcy, Wielkości Boga w tajemnicy Trójcy Świętej Jedynego.

Stając dziś przed tajemnicą Boga, schylamy – Bracia i Siostry – głowy, prosząc o pokorę i miłość, o te cnoty, które pozwalają nam jednoczyć się z Ojcem, Synem i Duchem Świętym, tu na ziemi i w wieczności.

Amen.



[1] J 16,14-15.

[2] 1J 4,7-8.

[3] Por. Rz 8,14.


Niedziela Zesłania Ducha Świętego, A

Bracia i Siostry – Dziś świętujemy dzień Pięćdziesiątnicy, dzień objawienia się Ducha Świętego. Zastanówmy się, jak wyglądało to objawienie Obietnicy Ojca.[1] Na pewno inaczej niż Bożego Syna, Który stając się Człowiekiem przyjął ludzkie ciało, „ogołocił samego siebie, stawszy się podobnym do ludzi” – co podkreśla św. Paweł w Liście do Filipian.[2]

Inaczej też objawił się Bóg Ojciec, Który przemówił do człowieka, powołał Abrahama, czyniąc go ojcem ludu z którym zawarł przymierze i przez wieki przygotowywał na przyjście Chrystusa. Słowa Pana Jezusa: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”,[3] pozwalają nam na bardziej konkretne wyobrażanie sobie również Boga Ojca.

Ducha Świętego nie da się kojarzyć z żadnym obliczem. Biblia mówiąc o Nim używa hebrajskiego słowa „ruah” lub greckiego „pneuma”, oznaczającego naturalne zjawisko wichru i oddychania. Kiedy zaś jest mowa o chrzcie Chrystusa w Jordanie, Ewangelie stwierdzają, że Duch Boży: jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim.[4] Ducha Świętego nie można jednak dotknąć, jak Jezusa. Słyszy się Jego głos, ale Jego samego się nie widzi; odczuwa się działanie, ale rozpoznaje się tylko po znakach. Nigdy też nie można stwierdzić „skąd pochodzi i dokąd podąża”,[5]a wśród ludzi działa nie inaczej, jak przez osoby, które bierze w całkowite posiadanie.

To prawda, że objawianiu się Ducha Świętego towarzyszą należące do świata przyrody znaki powietrza i ognia, i że ON, jak mówi psalmista „odnawia oblicze ziemi”.[6] Pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich w reporterskim stylu mówi o tych niezwykłych wydarzeniach, które towarzysząc zstępowaniu Ducha Świętego zgromadziły pod wieczernikiem wielkie tłumy.[7] Te tłumy są obrazem rodzącego się Kościoła, który tam stał się faktem. Dzieje mówią, że w tym dniu, po mowie św. Piotra, chrzest przyjęło „około trzech tysięcy ludzi”.[8]

Tak rodził się Kościół powszechny, a w nim rodzą się przez wieki kościoły lokalne, wśród nich i nasz Kościół parafialny. To w tym kontekście święty Paweł Apostoł mówi o jednym Duchu w którym wszyscy zostaliśmy ochrzczeni.[9] I to ta tożsamość, to wszczepienie w duchowość chrześcijańską, to dziedzictwo zobowiązuje. Ono rodzi odpowiedzialność każdego z nas za Kościół, we wszystkich aspektach tego słowa; a więc za Kościół powszechny, za Kościół w Polsce, za nasz kościół parafialny i za ten domowy, rodzinny kościół.

Siostry i Bracia – pomyślmy dziś, w dzień Zesłania Ducha Świętego, co robimy, by to wielkie dziedzictwo, nieskażone, przekazać kolejnym pokoleniom. Św. Paweł przypomina: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście”.[10]

Amen.



[1] Por. Łk 24,49.

[2] Flp 1,7.

[3] J 10,30.

[4] Por. Mt 3,16.

[5] Tamże, 3,8.

[6] Ps. 104,30.

[7] Por. Dz 2,6.

[8] Tamże, 2,41.

[9] Por. 1Kor 12,13

[10] 1Kor 3,16-17.

Wniebowstąpienie Pańskie A, 2023

Bracia i Siostry – szczególna jest Ewangelia, którą słyszymy w święto Wniebowstąpienia Pana. Wpierw dlatego, że odczytany fragment jest ostatnim w zapisie Ewangelii według św. Mateusza. Dalej dlatego, że w tym końcowym fragmencie wszystko jest wielkie, uroczyste i poważne: cała sceneria, zapisane słowa i ich treść. Tutaj bowiem Pan Jezus objawia się na górze, jak wcześniej w czasie Przemienienia i jak niegdyś Bóg – Jahwe na Synaju. Tutaj też ogłasza nazwijmy to manifest, swój duchowy testament.

Najpierw mówi w nim o sobie: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi”.[1] I nie chodzi tu o władzę wypływającą z boskiej godności Jezusa. Tę posiada On od wieków. Chodzi o tę moc, o władzę Tego, który jako wcielony Bóg, jako Bóg-Człowiek zatryumfował nad śmiercią.

Potem Chrystus daje polecenia: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem”.[2] To „więc”, na samym początku tych poleceń, łączy nakaz misyjny z treścią dopiero co wygłoszonego manifestu – testamentu o pełni władzy posiadanej przez Chrystusa. W ten sposób wypełnia się wizja proroka Daniela o Synu Człowieczym: „…oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. (…) Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie…”.[3] Tak oto Jezus jest ustanowiony Panem świata, Sędzią wszystkich narodów, którym Apostołowie, uczniowie Pana, mają głosić Jego Ewangelię i które mają nauczać, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, w imię Trójjedynego Boga.

Na początku Ewangelii według św. Mateusza Jezus, zgodnie z zapowiedzią proroka Izajasza otrzymuje imię Emmanuel – Bóg z nami.[4] W ostatnim natomiast zdaniu tej Ewangelii Chrystus potwierdza treść tego imienia, gdy mówi: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.[5] To są ostatnie słowa Emmanuela – Boga z nami. Jak wielka to obietnica! Jezus do końca świata obecny w swoim Kościele jest Nauczycielem narodów!

Te słowa są – Siostry i Bracia – ukoronowaniem i kluczem do całej Ewangelii, bo dzięki nim Kościół jest dla „tego świata” żywym znakiem, że Bóg w sposób widzialny i namacalny zniżył się do człowieka, dzięki czemu słaby i upadły w skutek grzechu śmiertelny człowiek, wraz z całym światem został włączony w życie Trójcy Świętej. A ten udział w życiu Boga spełnia się w nas wtedy, gdy wierzymy i naśladujemy Jezusa, Syna Człowieczego, Boga i doskonałego Człowieka, którego ostatnie słowa są dla Kościoła, dla każdego z nas, źródłem nadziei i siły na drogach naszego pielgrzymowania.

Amen.

 


[1] Mt 28, 18.

[2] Tamże, 28, 19-20.

[3] Dn 7, 13-14.

[4] Por. Mt 1, 22-23.

[5] Tamże, 28, 20.

6 niedziela Wielkanocna A

Bracia i Siostry – Dzisiaj Pan Jezus przypomina swoje przykazania: „Jeżeli mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania”.[1] I to zdanie jest głównym przesłaniem tej niedzieli. Przesłanie Chrystusa zapisane przez św. Jana, którego Jezus szczególnie miłował, a który znał Chrystusa. Stał pod krzyżem jako świadek Jego śmierci, dobiegłszy zaś do pustego grobu, gdzie zobaczył i uwierzył, stał się też świadkiem Zmartwychwstałego. To dlatego kończy Apostoł spisaną przez siebie Ewangelię, podkreślając ważność świadectwa: „Ten właśnie uczeń daje świadectwo o tych sprawach i on je opisał. A wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe”.[2] Ten sam św. Jan zapisał w swym 1. Liście również słowa, które bezpośrednio wynikają z Ewangelii Jezusa: „…każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[3]

Znać Boga, trwając w Jego miłości. Trudna to nauka i trudne poznawanie Boga, Który dlatego tak często pozostaje dla nas Bogiem odległym, jakby nieznanym. Sam Chrystus wskazuje na trudność takiego poznawania Boga i trudność przyjmowania przez ten świat Ducha Miłości, Ducha Prawdy, „Którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna”.[4] To dlatego „ten świat” w którym żyjemy, co rusz podsuwa ludziom fałszywy obraz miłowania, jakby odbity w krzywym zwierciadle, które zniekształca to, co ma przedstawiać. Czy tak nie jest? Czy „ten świat[5] nie proponuje nam miłości, która nie daje poznania Boga, bo jest karykaturą miłości prawdziwej. A my sami, ile razy mówimy o miłości, a tak naprawdę kochamy tylko siebie.

I znów Chrystus wskazuje sposób tego miłowania: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości”.[6] Człowiek, który kocha wie, że będąc sprawiedliwym nie zyska popularności w oczach tego świata, a mimo to jest sprawiedliwy. Wie, że przeciwstawiając się postawom sprzecznym z przykazaniami, narazi się na ośmieszenie przed tym światem, a mimo to pozostaje im wierny. Dalej człowiek ten wie, że hojność materialnie zubaża, a mimo to jest hojny. Wie wreszcie, że schlebianie temu światu ułatwia drogę do kariery, w ramach tego świata, a mimo to wyrzeka się takich przymilności, bo jest przekonany, że skalałby w sobie obraz samego Boga.

Miłość zobowiązuje chrześcijan do zachowania przykazań Chrystusa, ale też daje możliwość dotarcia do duszy każdego człowieka, zwłaszcza tego, który zagubiony czuje się odrzucony przez Boga i ludzi. I dopiero taka postawa uczniów jest Siostry i Bracia trwaniem w miłości Boga, którego człowiek poznał przez miłość właśnie. Dopiero taka postawa jest odpowiedzią na zaproszenie Pana: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał”.[7]

 

Amen.

 


[1] J 14,15.

[2] J 21,24.

[3] 1J 4, 7-8.

[4] J 14,17.

[5] Por. Łk 16, 8; J 8, 23; 12,31; 16,11.

[6] J 15,10.

[7] J 15,16.

 

5 Niedziela Wielkanocy A

Bracia i Siostry – Ile nadziei w nasze życie wnosi Ewangelia odczytywana w 5. Niedzielę Wielkanocną. Ona bowiem, z mocą Słowa Bożego, przywołuje temat natury egzystencjalnej, który przypomina nam sprawy ostateczne. Odnosi się bowiem do ludzkiego istnienia, a więc życia i przemijania, śmierci i zmartwychwstania. Ile jest przecież w życiu każdego z nas zmagań: miłości z nienawiścią, zapiekłości z przebaczeniem, nadziei z rozpaczą, prawdy z kłamstwem i dobra ze złem!? Te sprzeczności, istniejące w każdym człowieku jako skutek grzechu pierworodnego, wywołują nasze wątpliwości i stawiają kolejne pytania: „dlaczego”. Skoro bowiem Chrystus nas zbawił, czyniąc – jak słyszeliśmy w drugim czytaniu – „wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, świętym narodem, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym”,[1] to dlaczego wciąż żyjemy w świecie zakłamanym, pełnym nienawiści, rozpaczy i beznadziei?

Uczciwa odpowiedź na te wątpliwości, paradoksalnie, gdyż wbrew tzw. nowoczesnym i modnym dzisiaj teoriom, obnaża czczość ludzkich wyborów dokonywanych bez Boga, wbrew Jemu, albo po faryzejsku, przez udających tylko pobożność i przywiązanie do Bożego Prawa. Tak więc ludzie sami, taki właśnie świat sobie wybierają i budują, oszukując się własnymi pomysłami na wolność, dobro, prawdę i szczęście. Wśród nich poczesne miejsce zajmuje usprawiedliwianie zła i nazywanie go prawem do wolności, tak jak przewrotne jest określanie niesprawiedliwości – sprawiedliwością, albo wojny przywracaniem pokoju, jakiegoś wydumanego miru.

W to ludzkie zagubienie, z mocą objawienia, wpisują się jednoznaczne słowa Chrystusa: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście”.[2] To te właśnie zdania dotykają podstaw naszego istnienia i jako jedyne pośród zgiełku słów, kierowanych i docierających dziś do człowieka, wyjaśniają wszystkie ludzkie wątpliwości. Jest tak zaś dlatego, że „Ja Jestem”,[3] jest objawionym imieniem Boga: Ja jestem, „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem![4] Dziś te właśnie słowa objawia nam Chrystus mówiąc także: „Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca”.[5]

Zagubienie człowieka, w które wpisuje się zmartwychwstały Jezus głosząc Ewangelię życia! Zmartwychwstały Jezus, Który przebywa z nami, tutaj i teraz, w tej Eucharystii i rozprasza nasze ciemności. Przychodzi do nas, zapraszając do wspólnoty z sobą, przez naśladowanie siebie, spełniające się na drodze krzyża codzienności,[6] zawsze wieńczonego zmartwychwstaniem. I choć Ewangelia ta już zapowiada odejście Chrystusa do Ojca, Jego Wniebowstąpienie i Zesłanie Ducha Świętego, Pan Jezus raz jeszcze umacnia uczniów, a w ten sposób umacnia i nas, byśmy nie zwątpili. Mówi przeto Zbawiciel: ufajcie mi, czynię to, co najlepsze dla was, „Wierzcie (…), że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”.[7]

Amen


[1] 1P 2,9.

[2] J 14,6-7.

[3] Por. Wj 3,14.

[4] J 14, 6.

[5] Tamże, 14,9.

[6] Por. Mt 16,24; Mk 8,34; Łk 9,23.

[7] J 14,11.

4. niedziela Wielkanocy A,

Dobrego Pasterza 2023

Bracia i Siostry – w niedzielę Dobrego Pasterza słyszymy Ewangelię, w której Pan Jezus nazywa siebie bramą owiec. Obraz bramy kojarzy się z przestrzennym, szerokim wejściem. W pełnym zaś zrozumieniu tego obrazu, także jego symbolicznych znaczeń, pomaga Jezusowa przypowieść, w której jest mowa o bramie omijanej przez złodziei i rozbójników, przed którymi ona ma strzec. Stąd tylko ten, kto wchodzi przez bramę jest pasterzem owiec, a więc przywódcą i przewodnikiem, którego stado słucha i za którym idzie.

W tym kontekście łatwiej nam zrozumieć tę właśnie część przypowieści Pana Jezusa, którą usłyszeliśmy dzisiaj, w niedzielę Dobrego Pasterza: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami (…). Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony”.[1]

Słowa te słyszymy w rzeczywistości współczesnego świata. A w nim, obok dobra którego tyle doświadczamy od różnych ludzi, także widzimy współczesne, drapieżne wilki – ludzi odzianych w owcze skóry i faryzejski bisior z przypowieści Jezusa. Oni wkradają się do owczarni i porywają ewangeliczne owce, dzielą je na lepsze i gorsze, bo sami odgrywając pasterzy zapomnieli, że nie tak postępuje Dobry Pasterz. ON zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec w owczarni i idzie szukać tej jednej, która zginęła. Ten bowiem Pasterz żadnej istoty nie skazuje na wilczą rzeźnię i nie pozostawia w objęciach śmierci, ale szuka owcy zagubionej, a gdy znajdzie, bierze ją na ramiona i wraca do swojego stada.

Ewangeliczna symbolika jest uniwersalna, to znaczy, że odnosi się do wszystkich czasów, a więc także do naszych, tak boleśnie doświadczanych inflacją i postępującą z nią drożyzną. Ale to także inflacja wartości, która wśród nas się zagnieżdża. Spośród nich wymieńmy choćby prawdę, tak często zastępowaną w różnych dziedzinach półprawdami, czy wręcz fałszem. Te wszystkie problemy sprawiają, że coraz więcej jest wśród nas ludzi żyjących nie tylko na granicy ubóstwa, ale wręcz biedy. Jest wśród nas też wielu uchodźców z niszczonej wojną Ukrainy, którym większość naszych rodaków pomaga. Niestety są też i tacy, którzy nie tylko w Internecie wypisują o nich i na nich niegodne ucznia Chrystusa treści. To wszystko stawia przed nami, uczniami Chrystusa, nowe wyzwania dotyczące tej prawdziwej, ludzkiej solidarności rozumianej jako wzajemna pomoc i porozumienie, tak by między nami, dziećmi Jedynego Boga – a wszyscy ludzie nimi są – nie było podziałów, ale i owych „obcych” z przypowieści, którzy wciąż zwodzą owce, gdyż nie weszli przez bramę, którą jest Chrystus. Pan Jezus ostrzegając przed nimi, przypomina jednocześnie: miłujcie się, jak Ja was miłuję.[2]

Siostry i Bracia przemyślmy dziś nasze postawy i nasze postępowanie w świetle usłyszanej Ewangelii, w duchu słów Chrystusa, Dobrego Pasterza i pozwólmy prowadzić się przez Ducha Pana.                                                      Amen.

 


[1] J 10, 7-9.

[2] Por. tamże, 13, 34-35.

3 niedziela Wielkanocy A, 2023

Bracia i siostry – Spójne są czytania 3. Niedzieli Wielkanocnej, a przy tym bardzo osobiste. Wpierw ze względu na pełne ognia Ducha Świętego świadectwo Piotra Apostoła o Zmartwychwstałym Jezusie i – wcześniejszą w kolejności zdarzeń – relację uczniów, śpiesznie wracających do Jerozolimy z Emaus, gdy tylko poznali Zmartwychwstałego Pana przy łamaniu pobłogosławionego przez siebie chleba. Dalej, są osobiste także ze względu na nas, którzy wciąż uczymy się dawania świadectwa, do czego zobowiązał nas Chrystus.

Tak to najpierw usłyszeliśmy fragment z Dziejów Apostol­­skich i zapisane w nich kazanie – katechezę św. Piotra,[1] wygłoszone w dniu Pięćdziesiątnicy, bezpośrednio po zstąpieniu Ducha Świętego. Kazanie wygłoszone z mocą świadectwa do zgromadzonego pod Wieczernikiem tłumu, po którym nastąpiły liczne nawrócenia; Dzieje Apostolskie mówią, że było to około trzech tysięcy osób.[2]

Potem został odczytany kolejny fragment z 1. Listu św. Piotra, który także jest autentycznym świadectwem Apostoła o Jezusie Chrystusie i Jego roli w dziejach świata; dodajmy roli przewidzianej, tzn. zaplanowanej przez Boga Ojca.

Przywołana zaś przez Ewangelię historia uczniów idących do Emaus, obok dramatycznego napięcia i dosłowności ich świadectwa, gdy pośpiesznie wrócili do Jerozolimy, jest także zdarzeniem symbolicznym. Symbolicznym w tym sensie, że w niej odbija się, bardziej lub mniej, życie każdego z nas. Wszyscy bowiem w jakimś jego momencie idziemy do naszego Emaus, każdy do swojego. Idziemy tam pełni wątpliwości, często zawiedzeni w naszych nadziejach, a więc jako ludzie wciąż szukający swej drogi. Wtedy, jak owi dwaj uczniowie, zdajemy się mówić naszym szarym, bezbarwnym, często po prostu ubogim chrześcijaństwem: „A my spodziewaliśmy się...”.[3]

A wówczas, gdy jesteśmy na tej właśnie drodze i do nas zbliża się Jezus. Jeszcze nierozpoznany, zadaje nam jednak to samo pytanie: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą?” I pyta dalej dlaczego jesteśmy smutni, jakbyśmy byli pozbawieni nadziei. Przychodzi do nas Chrystus w Słowie Bożym i w sakramentach, zwłaszcza w Eucharystii, ale i w głosie naszego sumienia i w ludziach, którzy stając na naszej drodze oczekują życzliwości i serca. Cokolwiek czynicie jednemu z tych braci moich najmniejszych Mnie czynicie.[4]

Tak Zbawiciel zaprasza nas do miłości samego Boga, Który tworzy wspólnotę wykraczają poza to wszystko, co jest wyłącznie ludzkie. Zaprasza do swego Kościoła, do tej wielkiej, stworzonej przez Siebie żywej społeczności! Zaprasza nas i tutaj, na każde zgromadzenie eucharystyczne, by jeszcze raz pisma nam wyjaśniać i byśmy mogli rozpoznać Go przy łamaniu chleba.

Czy więc serce nie pała w nas, gdy dziś jesteśmy z Nim w drodze?

Amen.

 


[1] Por. Dz 2, 14-36.

[2] Tamże, 2, 41.

[3] Łk 24,21

[4] Por. Mt 25,40

2 Wielkanocy, Niedziela Miłosierdzia A, 2023

Bracia i Siostry – Dzisiaj obchodzimy Święto Miłosierdzia Bożego, zarazem drugą niedzielę Wielkanocną, kończąca oktawę Świąt Zmartwychwstania. Święty Łukasz w Dziejach Apostolskich pisze, że „Uczniowie trwali w nauce apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach”,[1] tak że „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących (…) [a] Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu”.[2] To Duch Święty jednoczył i ożywiał wszystkich, którzy trwali we wspólnocie i w niej przeżywali fakt, że Chrystus zapoczątkował nowe stworzenie i nowe życie w tych, którzy Mu uwierzyli.

Fakt tak dynamicznego rozwoju Kościoła o jakim mówią Dzieje Apostolskie pokazuje, że nowina o Zmartwychwstałym Jezusie szybko się rozprzestrzenia. A jest tak dlatego, że ona jest Ewangelią Życia; Ewangelią o Jezusie Chrystusie, w którym Bóg obdarzył nas nowym życiem!

Wielki jest Bóg w swojej nieskończonej miłości do człowieka. Dlatego święty Piotr Apostoł, który sam doświadczył Bożego zmiłowania, w pierwszym swoim liście pisze, że w zmartwychwstaniu Chrystusa ukazało się Boże miłosierdzie, „On [bowiem] w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla nas w niebie”.[3]

Dzisiaj słyszymy też Ewangelię, w której występuje św. Tomasz. Dobrze znamy ten fragment, a jednak czekamy na tę ewangeliczną relację jakbyśmy się spodziewali, że może coś się zmieniło i Tomasz nie będzie już chciał dotykać dopiero co zabliźnionych, Jezusowych ran. Ale tak się nie dzieje, a do nas powraca ten sam zapis o człowieku, który zgodnie z racjami rozumu wątpi. Bo dotąd nikt jeszcze stamtąd nie przyszedł i nikt przed Jezusem nie zmartwychwstał.

Być może wątpienie przydarzyło się Tomaszowi tylko raz, ale ten raz wystarczył, by Zmartwychwstały Chrystus wszystkim udzielił dobrej lekcji, także współczesnemu, tak bardzo zlaicyzowanemu i zracjonalizowanemu światu: z Bogiem się nie eksperymentuje; Bogu daje się jedną odpowiedź, jak Tomasz, odpowiedź wiary: „Pan mój i Bóg mój”.[4]

My – Siostry i Bracia – jesteśmy już w gronie tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Dzisiaj bowiem my jesteśmy tymi, którzy dostrzegli Boże miłosierdzie, o którym mówi święty Piotr Apostoł w odczytanym fragmencie jego listu. Boże miłosierdzie ofiarowane w zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa całemu światu, całej ludzkości i każdemu z nas. Niech więc Bóg bogaty w miłosierdzie nam błogosławi, zachowa we wierze i nas prowadzi.

Amen.

 


[1] Dz 2,42.

[2] Tamże, 4,32-33.

[3] 1P 1,3-4.

[4] J 20,28.

Zmartwychwstanie Pańskie

Siostry i Bracia – tego, co stało się tamtego pierwszego dnia po szabacie, w niedzielę zmartwychwstania Pana, nikt się nie spodziewał: ani kobiety, które skoro świt przyszły do grobu, niosąc przygotowane wonności,[1] by namaścić Umarłego, ani Maria Magdalena, która wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, przybyła do grobu i zobaczyła odsunięty kamień,[2] ani apostołowie, którzy z obawy przed Żydami zamknęli się we wieczerniku, ani Piotr z Janem, gdy wysłuchawszy zadziwiającej relacji Marii Magdaleny pobiegli do grobu, gdzie ujrzeli leżące płótna oraz osobno położoną chustę, która była na Jego głowie.[3] Nie spodziewali się tego, też uczniowie idący do Emaus, zawiedzeni i zrezygnowani. Sprawę Jezusa uznali za skończoną: „A myśmy się spodziewali, że On miał wyzwolić Izraela” – mówili.[4] To dlatego spotkawszy po drodze Zmartwychwstałego Jezusa, nie poznali Go.

Wydawać nawet się może, iż wielokrotne zapowiedzi Jezusa, że zmartwychwstanie, bardziej niż Jego uczniów przekonały, a przynajmniej wzbudziły niespokojną czujność arcykapłanów, faryzeuszów i uczonych w Piśmie, skoro ci wymusili na Piłacie postawienie przy grobie Chrystusa straży.

Od początku nie był to więc jakiś zbiorowy entuzjazm. Były strach i niedowierzanie; potem bardzo ostrożne zdobywanie wiedzy i przekonywanie się, takie uczenie się zmartwychwstania przez doświadczanie tej przemienionej obecności Zmartwychwstałego Jezusa. Na pewno nie była to jakaś zbiorowa halucynacja, jak podpowiadają sceptycy, jakieś złudzenie tylko, czy spotkanie z duchem Ukrzyżowanego. Oni przecież po Jego zmartwychwstaniu dotykali Go, rozmawiali z Nim i jedli.

A było tak dlatego, że z chwilą śmierci na krzyżu Jezus historii zakończył swój pobyt w czasie i stał się odtąd Jezusem wiary, obok którego można przejść nie poznawszy Go, tak, jak przydarzyło się to uczniom, którzy nie uwierzywszy szli do Emaus.

Gdy więc apostołowie poznali Go, przekonali się i uwierzyli we wszystko, co Jezus im mówił, zasadniczo zmieniła się ich postawa. Wpierw Tomasz, który nie był we wieczerniku, gdy po raz pierwszy apostołom ukazał się Pan. Osiem dni później, dotknąwszy przebitego boku i zobaczywszy przebite gwoździami ręce, wyznał i dał świadectwo: „Pan mój i Bóg mój”.[5] Dalej święty Piotr, przemawiając w dniu pięćdziesiątnicy do zgromadzonego pod wieczernikiem tłumu, a także – jak o tym mowa w pierwszym czytaniu – w domu Rzymianina Korneliusza, głosi ewangelię o Jezusie Chrystusie „który przeszedł wszystkim dobrze czyniąc”, i daje świadectwo mówiąc: „a my jesteśmy świadkami wszystkiego, co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jerozolimie”.[6]

To niezwykle wiarygodne świadectwo Pawła, nawróconego Szawła, prześladowcy młodego Kościoła który, spotkawszy pod Damaszkiem zmartwychwstałego i uwielbionego Chrystusa, nawrócił się. To właśnie św. Paweł, pisząc do Koryntian niecałe dwadzieścia pięć lat po tych wydarzeniach, wylicza wszystkich, którzy widzieli Jezusa po Jego zmartwychwstaniu, łącznie ponad pięćset osób. Dodaje przy tym, że większość z nich żyje dotąd, stąd można było ich świadectwo zweryfikować. Sam też składa osobiste wyznanie pisząc: na końcuukazał się i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem (…) niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży”.[7]

I wreszcie świadectwo św. Jana, umiłowanego ucznia, który zobaczywszy pusty grób i wspomniane płótna i chustę, uwierzył, dając świadectwo swym życiem i spisaną przez siebie Ewangelią, trzema listami apostolskimi i Apokalipsą. W pierwszym z Listów pisze z mocą o miłości jako źródle życia. To te słowa które są echem Jezusowego przykazania: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie ponieważ miłość jest z Boga, a każdy kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[8]

Ukrzyżowana i zmartwychwstała Miłość, która zaprasza człowieka, zaprasza każdego z nas do udziału w sobie! Miłość, która w tajemnicy chrztu włączyła nas w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, tak że odtąd – przez miłość właśnie – zarażeni śmiercią zwyciężoną przez Jezusa, możemy już tylko zmartwychwstawać. Miłość, która za każdym razem uobecnia się w Eucharystii.

Oto przesłanie Świąt Zmartwychwstania, oto przesłanie wielkanocnej niedzieli, które kieruje do nas zmartwychwstały Pan.

 

Amen.

 


[1] Por. Łk 24,1.

[2] Por. J 20,1-9.

[3] Por. tamże.

[4] Por. Łk 24,13-35.

[5] Por. J 20,19-31.

[6] Por. Dz 10,34a. 37-43.

[7] 1Kor 15,1-9.

[8] 1J 4,7-8.

Wielka Sobota, 2023

Bracia i Siostry – w wielkosobotni wieczór, w pierwszym czytaniu usłyszeliśmy biblijny poemat o stworzeniu świata. To piękny, poetycki opis sześciu dni stwarzania, w którym, za każdym razem, uderzają trzy zdania: „i rzekł Bóg niech się stanie”, „i tak się stało”, a po tych dwóch jakby potwierdzające kolejne dzieło podsumowanie: „i widział Bóg, że były dobre”. To ważny i istotny przekaz, który każdemu uświadamia, że wszystko, co czyni Bóg jest dobre i, że to nie Stwórca jest źródłem zła, o które tak często jest obwiniany. Dalsze czytania ukazują czasy po grzesznym upadku człowieka, objawiając „Boże działania naprawcze”, czyli dzieje obiecanego ludziom zbawienia.

W tej historii istotną, ale i symboliczną rolę odgrywają ogień i woda. Ogień, który staje się znakiem obecności objawiającego się Boga i woda, która oczyszcza i podtrzymuje życie. To dlatego wielkosobotnia liturgia, to również czas święcenia ognia i wody, w który wpisuje się noc zmartwychwstania Chrystusa. Ogień i woda, dwa żywioły, bez których nie da się wyobrazić sobie życia. Ogień, gdyż daje ciepło i światło oraz woda, która oczyszcza i ożywia, bo gasząc pragnienie podtrzymuje życie. Dawniej ogień i woda, podobnie jak całe naturalne środowisko człowieka, były szanowane. Dziś wiele jest martwych rzek i zatrutych jezior. Wystarczy przywołać najświeższy obraz tysięcy śniętych ryb, w zatrutej latem minionego roku Odrze. Tak, środowisko w którym żyje człowiek jest skażone; wpierw to naturalne, a w nim i powietrze, którym oddychamy, dalej to duchowe, w które dzięki zalewowi najróżniejszych informacji, dobrych, ale i złych, bezkrytycznie jednak przyjmowanych i konsumowanych, wkrada się coraz więcej fałszywych słów i myśli, zatrutych kłamstwem.

Tymczasem dzisiaj, w tę najświętszą noc, kiedy Światło zwycięża ciemność, a Życie śmierć, jako ludzie wszczepieni mocą chrztu w tajemnicę zbawienia, stajemy przed Bogiem w całej prawdzie o nas samych. To dlatego w prefacji na poświęcenie wody przypominamy sobie wszystkie Boże działania zbawcze, między innymi śpiewając: Twój Duch unosił się nad wodami, aby już wtedy żywioł wody otrzymał zaczątek mocy uświęcania. Boże, Ty uczyniłeś potop obrazem mającego nadejść odrodzenia, bo ten sam żywioł położył kres występkom i dał początek cnotom. Gdy zaś mowa jest o przejściu Ludu Wybranego przez Morze Czerwone, nazwane jest ono obrazem – symbolem przyszłej społeczności ochrzczonych.[1]

Woda w Biblii nazywana jest też płodną, życiodajną i odradzającą falą, oczyszczającą, zbawienną kąpielą i ukazany zostaje w poetyckiej formie, jej udział w historii zbawiania człowieka przez Boga, Który na początku stworzenia oddzielił swoim wszechmocnym słowem wodę od ziemi, Którego Duch – jak słyszeliśmy – unosił się nad wodami i Który kazał wodzie spływać czterema rzekami z rajskiego źródła,[2] a przez Mojżesza wyprowadził wodę z litej skały.[3]

Dalej jest mowa o Panu Jezusie, który został ochrzczony w wodach Jordanu, przemienił wodę w wino w Kanie Galilejskiej i chodził po wzburzonych falach jeziora Genezaret. Jest też przypomnienie, że z przebitego na Krzyżu boku Chrystusa wypłynęła krew i woda, a wreszcie i to, że nasz chrzest odbywa się z nakazu Jezusa przy pomocy wody.

Chrzest, który wszczepia nas w śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa.[4] Celebrując Mszę św. za zmarłych, w drugiej modlitwie eucharystycznej zwykle dodajemy zdanie: „Spraw, aby ten, który przez chrzest został włączony w śmierć Twojego Syna, miał również udział w Jego zmartwychwstaniu”.[5] A jest tak dlatego, że wszczepieni w Chrystusa w dniu naszego chrztu, u progu naszego życia, zostaliśmy zarażeni śmiercią przez Niego zwyciężoną i od tej chwili możemy już tylko zmartwychwstawać.

To jednak, co Bóg zapoczątkował na chrzcie świętym, musi się w nas rozwijać. Musi w nas wzrastać przez naszą miłość do ludzi i wysiłek kochania ich; przez naszą prawdziwość, czyli prawdę tego, co mówimy i co czynimy; przez nasze codzienne, jakże nieraz bolesne świadectwo spełnianego dobra. To, co zapoczątkował Bóg musi się w nas rozwijać, mimo naszych grzechów i słabości, mimo tylu trudnych szarych dni, związanych choćby z szalejącą drożyzną, samotnością, poczuciem pustki i lęku o przyszłość. Dobro musi się rozwijać, aż do momentu, gdy za świętym Pawłem będziemy mogli powiedzieć: „Teraz zaś żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”.[6]

Pamiętajmy o tym – Bracia i Siostry – gdy po przeżytych ceremoniach Wigilii Paschalnej wrócimy z radosnym Alleluja do naszych bliskich, do tych wszystkich, którzy tak jak my i jak każdy człowiek chcą poczuć, że ktoś ich kocha. Bo w tym właśnie, w miłości, zawsze obecny jest Bóg.

Amen.

 


[1] Por. Mszał Rzymski, Liturgia Wielkiej Soboty.

[2] Por. Rdz 1, 1-31 i 2, 10-15.

[3] Por. Wj 17, 3-7.

[4] Por. Rz 6, 3-4.

[5] Por. Mszał Rzymski, II modlitwa eucharystyczna.

[6] Ga 2,20.

5 niedziela Wielkiego Postu, A

Bracia i Siostry – nasze dzisiaj, jak tchnienie śmierci, przenika ze wszystkimi konsekwencjami atmosfera wojny u naszej granicy. Śmierć to groby i tak też zostało to zapisane w czytaniach piątej niedzieli Wielkiego Postu. O grobach mówi prorok Ezechiel w odczytanym dziś fragmencie z 37. rozdziału jego Księgi. Jednocześnie pojawia się jednak optymistyczna, wręcz radosna wizja ożywiania wysuszonych kości, gdy Bóg na nowo ubiera je w ścięgna, mięśnie i skórę, po czym udziela im swego ducha, który wstąpił w zabitych, a ci ożyli. To pełna nadziei prorocza wizja zmartwychwstania umarłych.[1]

O życiu z kolei, według ciała, równoznacznym ze śmiercią, pisze św. Paweł w Liście do Rzymian,[2] a Ewangelia, wprowadzając nas w wydarzenia poprzedzające Paschę Pana, opowiada o śmierci i wskrzeszeniu Łazarza. Życie i śmierć, początek i koniec, światło i ciemność; przeciwstawne sobie rzeczywistości, głęboko jednak zakorzenione w ludzkim świecie.

Przemijanie i śmierć, to – Siostry i Bracia – nasza codzienność, to nasze bycie w upływającym nieubłaganie czasie, i nasze życie, które bez Boga, źródła wszelkiego życia, nieuchronnie wiedzie ku śmierci!

Ewangelia Jezusa jest jednak bardzo ludzka. Dlatego ukazuje Zbawiciela, który przy grobie Łazarza „wzruszył się w duchu, (…) rozrzewnił (…) [i] zapłakał.[3] Chrystus wie bowiem czym jest ludzki lęk umierania. Sam modląc się w Ogrójcu przeżył lęk konania, gdy oblewał się krwawym potem.[4] To dlatego w przenikającej nas atmosferze śmierci, o której tyle dziś słyszymy i mówimy, musimy też usłyszeć słowa o życiu, zwłaszcza te z odczytanej dziś Ewangelii. W niej Pan Jezus objawia bowiem ludziom wszystkich czasów, po co przyszedł na świat i jaki jest sens głoszonej przez Niego Ewangelii, tej Dobrej Nowiny. Mówi więc wprost, że On sam jest zmartwychwstaniem i życiem, że każdy, kto w Niego wierzy, choćby i umarł żyć będzie, i nie umrze na wieki![5] Te słowa wypowiada współczujący człowiekowi Chrystus: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie!”,[6] po czym wskrzesił Łazarza. Dodajmy: mówi to Chrystus, który sam umarł na krzyżu i zmartwychwstał, zwyciężając śmierć!

Tajemnica człowieczej śmierci i człowieczego zmartwychwstania, tajemnica trwania człowieka w Bogu. Jest to również tajemnica przebywania w nas Ducha Chrystusowego, o którym także pisze święty Paweł w Liście do Rzymian. Jeżeli bowiem mieszka w nas Chrystus, „...jeżeli mieszka w [nas] Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha”.[7]

Amen


[1] Por. Ez 37,1-6 i 12-14.

[2] Rz 8,8-11.

[3] Por. J 11,33-36.

[4] Por. Łk 22,41-44 i Mk 14,33-36.

[5] Por. J 11,25-26.

[6] Tamże, 11,25.

[7] Rz 8,11.

4 Niedziela Wielkiego Postu, A

Siostry i Bracia – Ważny jest tekst pierwszego czytania z Księgi Samuela, opisujący zmagania jej bohatera, który – w imieniu Boga i na Jego polecenie – usiłował znaleźć właściwego kandydata na króla Izraela. Wbrew pozorom, głównym jednak tematem tego czytania, nie jest to ważne skądinąd w historii zbawienia zdarzenie, jakim było wybranie Dawida i namaszczenie go na króla Izraela, założyciela królewskiej dynastii, z której miał pochodzić Mesjasz. Z ust Bożych usłyszał bowiem prorok, że nie ważny jest wygląd człowieka i nieważne jest to, co widoczne dla oczu, bo człowiek nie tak widzi jak widzi Bóg, Pan bowiem patrzy w serce człowieka.[1]

Co znaczy więc widzieć? Na pewno oznacza to posiadanie zdrowych oczu. To ich braku doświadczył niewidomy od urodzenia żebrak, bohater odczytanej przed chwilą Ewangelii, którego uzdrowił Jezus. Człowiek ów, obmywszy się w sadzawce Siloe, jak polecił mu Chrystus, wrócił widząc.[2] Ewangelia opowiada dalej, jak bardzo zmieniła się sytuacja uleczonego ślepca, któremu cudem przywrócił Pan zdolność widzenia światła! W tym momencie dochodzimy do drugiego, tak bardzo istotnego warunku widzenia. Jest nim światło, bez którego najzdrowsze nawet oczy pozostają w ciemności, gdyż własną mocą nie potrafią widzieć.

Zaczynamy teraz lepiej rozumieć, także symboliczny, wymiar słów Chrystusa, zapisanych w Ewangelii, także tych o pełnieniu [dobrych] dzieł, dopóki jest dzień, bo [oto] nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać.[3] W symbolice tej chodzi więc o światłość, której źródłem jest sam Bóg i Zbawiciel świata, Jezu Chrystus.

Co znaczy więc – Bracia i Siostry – widzieć? Na pewno dla nas chrześcijan oznacza to trwanie w Chrystusie, trwanie w Jego nauce zawartej w przykazaniu miłości i bycie w Jego świetle, symbolicznie obrazowanym przez wielkanocny Paschał. To dlatego Bóg dzisiaj, także ustami św. Pawła Apostoła przypomina, że ewangeliczne widzenie – obok trwania w światłości – jako konieczne pociąga za sobą postępowanie godne dzieci światłości. „Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda”.[4]

Badajmy więc – Siostry i Bracia – nasze widzenie, byśmy nie oślepli jak faryzeusze. Każdego dnia badajmy, co jest miłe Panu i nie miejmy „udziału w bezowocnych czynach ciemności...”.[5]Zbudź się, [więc] o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus![6]

Amen.

 


[1] Por. 1 Sm 16,7.

[2] Por. J 9,6-7.

[3] Por. tamże 9,4.

[4] Ef 5,9.

[5] Tamże, 5,11.

[6] Tamże 5,14.

3 Niedziela Wielkiego Postu, A 2023

Bracia i Siostry – jest duży kontrast między pierwszym czytaniem, a Ewangelią! Wpierw bowiem jest mowa o szemraniu Izraelitów przeciw Bogu, które zakończyło się symbolicznym, dla nowotestamentowych też znaczeń, cudem wypłynięcia wody ze skały Horebu. W Ewangelii zaś słyszymy o całkiem różnej od tego szemrania postawie Samarytanki, która jest otwarcia na słowo Pana. Przede wszystkim jednak symboliczna jest treść jej rozmowy z Jezusem o wodzie. Wpierw o tej zwykłej, po wypiciu której pragnienie powróci i dalej o wodzie żywej, którą źródłem jest Chrystus, a która zaspokaja najgłębsze pragnienia człowieka, zwłaszcza to marzące o życiu wiecznym i szczęśliwym.

Symbolika ta uświadamia nam też podwójny wymiar natury człowieka, która skłaniając się ku ciału, nie może pozostać obojętna na sprawy ducha. To na tę prawdę uwrażliwia nas dzisiaj Chrystus, mówiąc że „Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął”.[1] Dobrami bowiem doczesnymi, z natury swej przemijającymi, można się sycić, nawet przesycić, nigdy jednak nie dadzą one człowiekowi pełni, czyli szczęścia na zawsze. Stąd kończy Pan Jezus swą wypowiedź słowami: „Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam nie będzie pragnął na wieki”.[2] Nie będzie pragnął, bo osiągnie szczęście wieczne, którego źródłem jest miłość Boga samego. Zauważmy tu podobieństwo tej rozmowy Chrystusa do Jego Mowy Eucharystycznej, w której przywołując mannę spożywaną przez Izraelitów na pustyni, w czasie wędrówki do Ziemi Obiecanej, Pan Jezus mówi, że oni wszyscy pomarli i dodaje zdanie o sobie jako chlebie żywym, który zstąpił z nieba, a którego spożywanie daje życie wieczne.[3]

Woda zbawienia, woda życia. W pierwszym rzędzie jest to woda chrztu, mocą której zostaliśmy włączeni w dzieło zbawienia i staliśmy się żywymi członkami mistycznego Ciała Chrystusa, Kościoła, „dzięki któremu – jak pisze św. Paweł w Liście do Rzymian – uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej (…). A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boga rozlana jest w naszych sercach przez Ducha Świętego.[4] Wtedy też zanurzyliśmy się w śmierć Chrystusa, by razem z Nim pogrzebani, wkroczyć w nowe życie, powstając z martwych dzięki chwale Ojca.[5] Woda, to także ta substancja, która wypłynęła z przebitego boku Chrystusa, pieczętując Jego śmierć i zmartwychwstanie. W tym sensie do wody żywej mamy dostęp – i to regularny – we Mszy świętej, bo na ołtarzu, zawsze na nowo, staje się obecna ofiara krzyżowa Pana Jezusa, a my, biorąc w niej udział, pijemy ze źródła życia.

Bracia i Siostry – Zastanówmy się dzisiaj jaki jest nasz udział w Eucharystii? Czy w pełni z niej korzystamy i czy, jak Samarytanka, umiemy być apostołami Jezusa, którzy potrafią zanieść wiadomość o Chrystusie także tym braciom i siostrom, którzy o nim zapomnieli?

Amen.

 


[1] J 4,13.

[2] Tamże, 4,14.

[3] Por. J 6,26-40.

[4] Rz 5,1-2 i 5.

[5] Por. tamże, 6,4.

2. Wielkiego Postu A, 2023

Bracia i Siostry – we wszystkich czytaniach drugiej niedzieli Wielkiego Postu pojawia się wspólny temat posłuszeństwa Bogu. Wpierw jest to historia powołania Abrama, które w sumie ma trzy fazy. Pierwsza dotyczy przeszłości, czasu, gdy Abram opuszczał Ur chaldejskie.[1] Druga związana jest z teraźniejszością, kiedy Bóg kazał mu wyjść z namiotu, spojrzeć na niebo i porzucić wszystkie ludzkie kalkulacje, w skutek czego Abram zostawił to, co było  jego ziemią rodzinną, jego posiadaniem i udał się do ziemi nieznanej, obiecanej przez Boga jemu i jego potomkom.[2] Trzecia zaś faza to przyszłość, gdy Bóg chce, by Abraham udał się ze swym synem Izaakiem na górę Moria i tam złożył go w ofierze.[3] Z historii biblijnej wiemy, że była to jedynie próba wiary Patriarchy, która w perspektywie mesjańskiej stała się figurą, czyli proroczą zapowiedzią zbawczej ofiary Chrystusa. W ten sposób Abraham, żyjąc około 1800 lat przed Chrystusem, całą swoją przyszłość powierzył Bogu.

A gdy nastała pełnia czasu,[4] to dokonujące się właśnie odkupienie człowieka, objawia także Przemienienie Pańskie, z którego relację zapisali trzej ewangeliści: Mateusz, Marek i Łukasz. A Ewangelia ta i nam przypomina, że to ukazanie się chwały uwielbionego Jezusa nastąpiło sześć dni po wyznaniu przez Piotra wiary w bóstwo Jezusa i następującej po nim zapowiedzi męki, śmierci i zmartwychwstania, co miało miejsce pod Cezareą Filipową.[5] Zauważyć też trzeba, że w opisie św. Łukasza, Chrystus w czasie Przemienienia rozmawiał z Mojżeszem i Eliaszem o swojej śmierci, która ma nastąpić w Jerozolimie. Wszystko zaś dokonywało się w trakcie objawienia – epifanii Trójjedynego Boga, kiedy Ojciec wskazał na swego umiłowanego Syna, mówiąc Jego słuchajcie, a Duch Święty zakrył świetlistym obłokiem całe wydarzenie, przenosząc je w strefę misterium – tajemnicy. Zakrył do czasu, gdy zostanie ona w pełni odkryta podczas zmartwychwstaniu Pana, a więc po wypełnieniu się wszystkiego. Dodajmy, że moc i wielkość tego objawienia wzbudziły w uczniach wielki lęk. To dlatego Pan Jezus, gdy znów zostali sami, umocnił ich mówiąc: „Wstańcie, nie lękajcie się”.[6]

Siostry i Bracia – w tym właśnie objawieniu uczestniczymy dzisiaj i my, a do uświadomienia sobie tego faktu zachęca nas św. Paweł Apostoł słowami z Drugiego Listu do Tymoteusza, uobecnionymi w drugim czytaniu: „Weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii mocą Bożą!”.[7] Dzisiaj wezwanie Apostoła kierowane jest do każdego z nas i znaczy: bądź i ty posłuszny Bogu Ojcu, weź udział w trudnościach i wyrzeczeniach, które cię spotykają, staraj się je pokonywać, traktując je wszystkie jako naśladowanie Chrystusa, który cierpiał i zmartwychwstał. Tego Chrystusa, który przyszedł na świat po to, by pełnić wolę Ojca, któremu do końca był posłuszny. A Jezus, zachęcając nas do naśladowania swojej postawy, mówi każdemu z nas: Wstań, nie lękaj się!

Amen.

 


[1] Por. Rdz 11,31.

[2] Por. tamże, 15,5-7.

[3] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, rok A, Kraków 2019, s. 156.

[4] Por. Gal 4,4.

[5] Por. Mt 16,21-23.

[6] Mt 17, 1-9.

[7] 2Tm 1,8b.

1 Wielkiego Postu A, 2023 r.

Bracia i Siostry – Jak zwięzła jest Ewangelia czytana w 1. niedzielę Wielkiego Postu: oto „Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła”. Jakże inna jednak niż pierwszych ludzi jest postawa Chrystusa wobec kusiciela.

Wiemy też z relacji innych Ewangelistów, że pokusy o których mówimy nie wynikały z jakiejkolwiek słabości Pana Jezusa. Przeciwnie, one były całkowicie zewnętrzne i miały wyłącznie charakter pokus mesjańskich. „Jeśli jesteś Synem Bożym – słyszymy – powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem. Te same pokusy wielokrotnie jeszcze będą kierowane pod adresem Pana. „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz? – zapytają Żydzi, gdy Zbawiciel wyrzuci handlarzy i bankierów ze Świątyni, a kiedy ukrzyżują Go, zawołają: „jeśli jesteś Synem Bożymzejdź z krzyża (...) a uwierzymy(...)”.

A dzieje się tak dlatego, że Pan Jezus jest przeciwnikiem szatana, którego w Księdze Rodzaju symbolizuje wąż, ucieleśnienie wszelkiego zła. Wąż, który zwiódł człowieka podsuwając mu myśl, by sięgnął po władzę Boga, której symbolem jest drzewo poznania dobra i zła, i drzewo życia. W tym kontekście pogromcą szatana jest,obiecany po upadku człowieka, Mesjasz – Zbawiciel. ToJezus Chrystus, Światło Świata, Droga, Prawda i Życie.Chrystus, Który na swe ramiona wziął krzyż, by na nim jako Bóg-Człowiek, w akcie absolutnego posłuszeństwa Ojcu, w imieniu upadłego człowieczeństwa, pokonać szatana i śmierć, która weszła na świat wskutek grzechu, przez zawiść diabła.Tę drogę Chrystusa, tajemnicę Jego męki i śmierci,przeżywamy w każdej Eucharystii, dziękując jednocześnieBogu za zmartwychwstanie Jezusa, w których mamy już udział mocą chrztu świętego.

Dlatego Siostry i Bracia to jest też nasza droga, nasz pobyt na pustyni, nasz czterdziestodniowy post, na początkuktórego, w środę popielcową, usłyszeliśmy ewangeliczne wezwanie: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Bo to jest jedyny warunek należenia do Chrystusa, warunek, w którym nawrócenie nie jest tylko chwilowym uczuciem, powstałym pod wpływem emocji, ale jest aktem rozumu. Świadczy o tym użyte w Ewangelii słowo: „metanoia”. Oznacza ono bowiem odmianę myślenia, zmianę wewnętrznego nastawienia, a co za tym idzie działania i postępowania człowieka, który zdecydowanie odrzuca zło i wybiera dobro.

Nawrócenie oznacza zatem nie tylko zerwanie łączności ze złem, ale także – pozytywnie patrząc – zwrócenie się człowieka ku Bogu i przylgnięcie sercem do Jego Słowa, do Jego nauki. To dlatego Chrystus, nawołując do nawrócenia, dodaje słowa: „wierzcie w Ewangelię”. Wierzcie w Ewangelię, która jest słowem życia i mądrością Bożą, kierowaną do każdego z nas. Nawracajmy się więc – Bracia i Siostry – nawracajmy się i wierzmy w Ewangelię.

Amen.

2

7 zwykła A 2023 r.

Bracia i Siostry – co pomyśleliśmy, gdy usłyszeliśmy przed chwilą ewangeliczne wezwanie do miłości nieprzyjaciół? Przecież jako chrześcijanie, katolicy jesteśmy z różnych powodów podzieleni, a przy tym potrafimy nieźle atakować naszych współbraci, nawet z krzyżem i różańcem w dłoni. Zastanawiając się nad tak różnymi reakcjami współczesnego człowieka na tę właśnie Ewangelię, musimy postawić sobie pytanie dlaczego tak jest? Może winny jest dzisiejszy świat, w którym jest tak wiele agresji? Świat, który już niczemu się nie dziwi i ludzie, którzy bojąc się wolą nie widzieć przemocy, by nie narażać się innym ludziom. Śmierć zadawana w bezsensownej, imperialnej wojnie, także tej w zdradziecko napadniętej Ukrainie. Śmierć na ulicach miast i wsi, przemoc, napady, pobicia, kradzieże i gwałty stały się na naszych oczach czymś, co nie wzbudza już głębszej refleksji. Nie sposób zatem uniknąć pytania dlaczego tak jest?! Nie sposób uniknąć też pytań o Kościół, którym wszyscy jesteśmy, a więc o to, jak ten Kościół, przez nas i w naszym życiu wypełnia Boże prawo, zwłaszcza przykazanie miłości, także nieprzyjaciół.

A pytać musimy, bo wezwanie „świętymi bądźcie”[1], ściśle złączone z przykazaniem miłości, jest wezwaniem skierowanym przez Boga do każdego z nas, wezwaniem, które nie jest tylko najważniejszym akcentem pierwszego czytania, ale dosłownie znajduje się w centrum Bożego Objawienia. Ono bowiem bezpośrednio nawiązuje do celu istnienia człowieka na ziemi. W tym sensie rezygnacja z wysiłku na rzecz bycia lepszym, na rzecz zdobywania świętości, jest rezygnacją z możliwości stawania się Synem – dzieckiem Najwyższego.

I to właśnie człowiecze powołanie, wezwanie do doskonałości, z mocą przypomina Pan Jezus mówiąc, że mamy być doskonali „jak Ojciec nasz niebieski”.[2] W tym kontekście Zbawiciel mówi też, że mamy być miłosierni i czynić dobrze niczego się za to nie spodziewając”.[3] To ważne zdanie, będące miarą doskonałości ewangelicznej, uzupełnione nadto radą „niesądzenia”, „niepotępiania” i „odpuszczania win”, wypowiada Zbawiciel łącznie z nakazem rezygnacji z zemsty i miłości nieprzyjaciół.

Zemsty chrześcijan. One przecież nie należą do rzadkości. Pomyślmy, jak zachowujemy się, gdy możemy komuś nielubianemu zaszkodzić lub pomóc? A jakie są nasze, moje metody odgrywania się na bliźnich? I wreszcie, co robię, by Ewangelię, także tę trudną i wymagającą, wcielać w życie?

Siostry i Bracia – to tylko niektóre pytania, które dzisiaj musimy sobie zadać, by być prawdziwymi uczniami Jezusa i dziećmi Ojca Niebieskiego. „Jeśli bowiem miłujecie tylko tych, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. (...). Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego, ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych” – mówi Pan.[4]

 


[1] Kpł. 19,2.

[2] Mt. 5,48.

[3] Łk. 6,36.

[4] Łk. 6,32 i 35.

6 niedziela zwykła, A

Siostry i Bracia – Odczytana Ewangelia jest częścią tak ważnego dla życia chrześcijan Kazania na Górze. W tej bowiem nauce Pan Jezus ustanowił zasady życia obowiązujące wszystkich Jego uczniów. Niejako przy okazji Zbawiciel, określił swój stosunek do Prawa i Proroków, jak skrótowo nazwa się Stary Testament. On musi się wypełnić,[1] bo – jak uczy Chrystus – „Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie...”.[2] Tak to Pan Jezus przypomina niezmienność Bożych przykazań i istotne dla uczniów pojęcie sprawiedliwości, która musi być inna niż uczonych w Piśmie. To ważny fragment Kazania na Górze, słyszeliśmy bowiem: Jeśli nasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów.

Dziś my – Bracia i Siostry – słuchamy tych słów Pana Jezusa i jesteśmy spokojni. One nas nie poruszają nawet. Przeciwnie, uważamy, że wystarczająco dużo robimy, gdy chodzi o Boże wymagania; chodzimy przecież do kościoła, od czasu do czasu modlimy się, czasem komuś pomożemy i nikogo – w naszym poczuciu sprawiedliwości – nie krzywdzimy.

Tak samo rozumowali uczeni w Piśmie i faryzeusze, którzy mogli się nadto chwalić znacznie szerszym od nas zakresem spełnianych uczynków, na przykład częstym rozważaniem Słowa Bożego. A jednak Chrystus, wskazując właśnie na nich, powiedział do uczniów: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”.[3]

Jaka więc ma być nasza sprawiedliwość, sprawiedliwość chrześcijanina o której mówi Jezus? Otóż musi ona polegać na oddawaniu każdemu tego, co mu się słusznie należy, przede wszystkim dobra i miłości – zgodnie z najważniejszym przykazaniem, którym jest prawo miłości.

A jest tak dlatego, że prawo to wynika z istoty Boga, Który jest Miłością. Stąd ono jest także prawem najgłębiej zapisanym w samym człowieku, stworzonym przecież na obraz Boży. Jest więc ludzką powinnością. Powtórzmy: powinnością wynikającą z aktu stworzenia człowieka na wzór Boga, w wyniku czego zobowiązanie to stało się częścią natury człowieka. Tę waśnie prawdę przypomina Chrystus w Kazaniu na Górze, w błogosławieństwach, zwłaszcza zaś w ewangelicznej zasadzie sprawiedliwości, która bez miłości jest niepełna i dlatego właśnie niesprawiedliwa.

Istotą chrześcijaństwa jest rozwój człowieka, podnoszenie go z każdego upadku i pociąganie wzwyż. Takie jest przecież przesłanie Objawienia, a więc i Ewangelii, wytyczającej człowiekowi drogę doskonałości ku Bogu, której miarą jest sam Stwórca, Ojciec nasz Niebieski, zgodnie z zaproszeniem Chrystusa: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.[4] Bądźmy więc Bracia i Siostry doskonali na miarę Ojca naszego w niebie i każdego dnia, na nowo, podejmujmy wysiłek bycia lepszym człowiekiem, bycia lepszymi ludźmi.

Amen


[1] Por. Mt 5,17.

[2] Tamże, 5,18.

[3] Tamże, 5,20.

[4] Tamże, 5,48.

5 niedziela zwykła A

Wy jesteście solą ziem (...). Wy jesteście światłem świata[1] – znamy Bracia i Siostry rolę soli i wiemy, że ona określa smak potraw. Bez niej wszystko jest mdłe i smakuje podobnie. Jest więc sól czymś istotnym i ważnym dla tego wszystkiego czym karmi się człowiek. Znamy też rolę światła, które usuwając ciemność pozwala oczom widzieć, patrzeć i poznawać świat, który w ten sposób staje się światem określonego człowieka, moim światem.

I tak jak sól określa smak potraw, a światło pozwala odkrywać rzeczywistość, tak uczniowie Jezusa – skoro Zbawiciel użył tego porównania – też muszą być określeni i konkretni, ukształtowani nauką Ewangelii, wyrażaną przykazaniem miłości i błogosławieństwami, przywołanymi w ubiegłą niedzielę. Dziś te zasady postępowania przypomina prorok Izajasz, określając uczynki nazwane miłosiernymi: „Dziel swój chleb z głodnym, wprowadź w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwróć się od współziomków”.[2]

To tę właśnie chrześcijańską określoność – a jej miarą są świadczone przez nas dobro i miłosierdzie – mamy jako uczniowie Chrystusa przekazywać naszym siostrom i braciom, bo taka jest przecież rola soli, nadającej smak i taka jest rola światła, które pozwala widzieć oczom.

I o tym mówi nam dziś Pan Bóg przez proroka Izajasza, składając nadto, wszystkim miłosiernym, obietnicę: „Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie (...). Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzeknie: ”.[3]

Sól i światło, określony uczeń Chrystusa w określonym środowisku, każdy tam gdzie żyje, gdzie pracuje, gdzie przebywa. Każdy z nas, gdy wnosi smak i światło w swoje środowisko. Ten smak i to światło jakie tylko on, jako osoba ludzka i jako chrześcijanin, może wnieść, by spełnić zadanie ucznia. Zadanie ściśle określone przez Pana Jezusa, Który polecił, by wszystkie nasze działania i wszystkie nasze dokonania nosiły piętno miłości: „Po tym bowiem poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali[4].

Prośmy Boga byśmy na co dzień nauczyli się żyć na miarę naszego powołania, to znaczy, byśmy naszym postępowaniem umieli udoskonalać smak wspólnego życia czyniąc je lepszym, a uprzejmością, życzliwością, uśmiechem i dobrym słowem świecili współbraciom, dobrem rozświetlając ludzkie mroki.

Amen.


[1] Mt 5,13-14.

[2] Iz 58,7.

[3] Tamże, 58,8-9.

[4] J 13,35.

4 niedziela zwykła, A

Bracia i SiostryPrzypatrzmy się powołaniu naszemu, do czego zachęca nas św. Paweł Apostoł w drugim czytaniu.[1] Jego zaś głos musimy usłyszeć w kontekście słów Chrystusa kończących „Kazanie na górze”: „Bądźcie więc i wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.[2]

Być doskonałym na miarę Boga! Być, tak jak Bóg, wielkim w miłości, bo „On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”.[3] Dotykamy w tym miejscu tajemnicy człowieka stworzonego na podobieństwo Boga,[4] to znaczy zdolnego do miłowania i przyjmowania daru miłości. To pierwotne powołanie człowieka zostało wpisane przez Stwórcę w ludzką naturę i dlatego sprawia, że każdy człowiek szuka miłości – choć czasem czyni to wybierając zło grzechu – szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko Miłość, która powołała go do istnienia, może czynić go szczęśliwym.

Zaproszeniu Chrystusa towarzyszy więc refleksja nad sensem i celem ludzkiego życia, a niezwykłość tego zaproszenia – zgodnie z Ewangelią ośmiu błogosławieństw – polega na tym, że do człowieka kieruje je sam Bóg. W niczym nie przypomina więc ono ludzkich obietnic dotyczących życia szczęśliwego, obietnic, które źródła szczęśliwości szukają w samym człowieku i w tym co przemija. I tak jedni ufają sile pieniądza, drudzy szczęścia szukają w jedzeniu i piciu, inni w coraz wymyślniejszej zmysłowości, a jeszcze inni w podróżach, zabawach, czy możliwości rządzenia innymi. Często też ludzie chcą być szczęśliwi kosztem innych, stosując przemoc, szantaż i gwałt.

Oczywiście, nie wszystkie poszukiwania o których mówimy są złe. Oderwane jednak od Boga naznaczone są śmiercią i ze swej istoty skazane na przemijanie. Jest jednak Królestwo gdzie rządzą inne prawa, gdzie naszego szczęścia nie zniszczy śmierć, gdzie bogactwa nie ukradną złodzieje i nie zniszczy go mól, ani rdza.[5] To królestwo założył Chrystus. Założył je dla tych, którzy spełnią jeden tylko warunek, na zawsze związany z głoszeniem i przyjmowaniem Ewangelii. Przypomina go św. Mateusz, opisując początek działalności Pana Jezusa: „Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: «Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie»”[6]

Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie. Nawracajcie się, to znaczy zmieniajcie swoje złe postępowanie na dobre, za każdym razem określane przez ducha Ewangelii, którego wyrazem jest osiem błogosławieństw. Słyszymy w nich: błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni, którzy się smucą, błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, błogosławieni miłosierni, czystego serca i ci, którzy wprowadzają pokój i cierpią dla sprawiedliwości, błogosławieni, którym ludzie urągają i których prześladują z powodu Chrystusa.[7] Zauważmy, błogosławieństwa te nie przekreślają niczego, co w ludzkim świecie uchodzi za dobre i piękne. Błogosławieństwa, odnosząc wszystko do Boga, Który jest źródłem wszelkiego dobra, ustawiają tylko sprawy ludzkie we właściwej relacji do wartości najwyższej, którą jest Stwórca wszystkiego i Jego Osobowa Miłość; Bóg, Który wzywa człowieka do doskonałości na swoją miarę!

Błogosławieni jesteście...”.[8] Boże nasz i Ojcze, naucz nas Twoich błogosławieństw. Spraw byśmy w czasach nieustannych konfliktów i buntów, uczyli się od Chrystusa – cichego i pokornego sercem,[9] łagodności i sztuki przeciwstawiania się wszelkiej przemocy.

Amen.

 


[1] Por. 1 Kor 1,26.

[2] Mt 5,48.

[3] Tamże, 5,45.

[4] Por. Rdz 1,27.

[5] Por. Łk 12,33.

[6] Mt 4,17

[7] Por. tamże, 5,3-11.

[8] Tamże 5,11; Łk 6,20.

[9] Mt 11,29.

3 niedziela zwykła, A

Bracia i Siostry – Właściwie każdego dnia słyszymy doniesienia o wojnach, o terroryzmie, zamachach i wielu innych bolesnych doświadczeniach wynikających z grzesznego rozdarcia świata i podziałów między ludźmi.

W Biblii symbolem tych pęknięć w ludzkim świecie jest ciemność zła i grzechu. To w tym kontekście prorok Izajasz mówi o narodzie kroczącym w ciemności, który ujrzał światłość wielką, gdy Bóg rozlał nad nim swe światło, pomnożył radość i zwiększył wesele.[1] To te słowa były powtarzane w Izraelu oczekującym narodzin Mesjasza. Dzisiaj także my je słyszymy, najpierw w odczytanym fragmencie z proroka Izajasza i dalej w Ewangelii Chrystusa, który przyszedł zbawić ludzi, to znaczy zjednoczyć ich między sobą i z Bogiem.

A jednak jako chrześcijanie dalej jesteśmy podzieleni i potrafimy wzajemnie się niszczyć. Dzieje się zaś tak dlatego, że i wśród nas zamiast Bożych przykazań rządzą te same, co w biblijnym świecie ciemności, przysłowiowe wilcze prawa. Przypatrzmy się sobie, przypatrzmy się naszym rodzinom i naszemu chrześcijaństwu, tak bardzo kalanemu kłamstwem, nienawiścią, przewrotnością, żądzą władzy i przemocą, a więc złem w najbrudniejszej jego postaci. Przeto i do nas się odnosi upomnienie św. Pawła, z odczytanego przed chwilą fragmentu Listu do Koryntian: „Upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście żyli w zgodzie i by nie było wśród was rozłamów, abyście byli jednego ducha i jednej myśli”.[2]

Tego właśnie, uczy nas przecież Chrystus, także gdy woła: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest Królestwo Niebieskie”.[3] Nawracajcie się! To znaczy zmieńcie swoje postępowanie, zmieńcie sposób myślenia, swoje wnętrze, a więc przemieńcie swoje serca. A to nawrócenie serca jest potrzebne nie tylko tam, gdzie toczą się wojny i giną ludzie, nie tylko gdzieś daleko od nas, ale potrzebne jest tutaj, w sercu każdego z nas, w tym kraju, w naszej ojczyźnie!

Nawrócenie jako codzienny wybór, którego żąda od nas Bóg, ponieważ ono jest warunkiem nastania Królestwa Bożego i jego rozwoju, a więc naszego zbawienia i ludzkiej jedności, o którą we Wieczerniku modlił się Jezus prosząc Ojca, by uczniowie, „stanowili jedno”.[4] Królestwo Chrystusa, jest przecież ze swej istoty Królestwem miłości, którego znakiem dla świata jest i ma być Chrystusowy Kościół, do którego mocą chrztu należymy i za który jesteśmy odpowiedzialni.

To dlatego Pan Jezus do tego świata posyła uczniów, by oni byli Jego świadkami,[5] by tak jak ON byli światłem świata i solą ziemi, miastem położonym na górze,[6] i w ten sposób zmieniali ten świat i człowiecze serca. Oni, zwyczajni i prości ludzie.

I to jest też naszym powołaniem, bo i my jesteśmy synami światłości posłanymi,[7] by dawać świadectwo o Chrystusie. Pamiętajmy o tym modląc się dziś o naszą jedność, o jedność Kościoła, również w boleśnie podzielonej Ojczyźnie.

Amen


[1] Por. Iz 9,1-2.

[2] Por. 1Kor. 1, 10-13, 17.

[3] Mt 4,17.

[4] J 17,11.

[5] Por. Łk 24,48.

[6] Por. Mt 5,13-14.

[7] Por. Ef 5,8; Kol 1,12; 1Tes 5,5; 1J 1,7 i 2,10.

2 Niedziela zwykła, A

Bracia i Siostry – Dzisiaj znów skupiamy naszą uwagę na relacji św. Jana Apostoła, który przytacza świadectwo o Jezusie jako Chrystusie swego imiennika, Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”.[1] To wyjątkowa i interesująca relacja, gdyż mimo upływu lat, Jan Apostoł w czasie spisywania Ewangelii doskonale pamiętał godzinę tego wydarzenia, notując w dalszej narracji: „było to około godziny dziesiątej”.[2]

I ten zapis i dla nas jest istotny, i ważny; jest on bowiem jednoznaczny i wiarygodny, takim jest przecież wyznanie wiary w Chrystusa złożone przez proroka Jana Chrzciciela, który „ujrzał Ducha”. Dodajmy, że symboliczny Baranek, o którym w świadectwie Jana jest mowa, już w Starym Testamencie spełniał rolę ofiary zastępczej, składanej przez ludzi dla przebłagania Boga za grzechy.

Możemy jednak zapytać – skoro objawienie mesjańskie jest tak oczywiste – dlaczego wciąż tak mało jest chrześcijan pozbawionych obłudy, a więc żyjących wiarą, czyli takich, którzy kształtują swe życie, we wszystkich jego wymiarach w oparciu o Boże objawienie i wyznawaną wiarę? Dlaczego zatem i w naszym, przecież wciąż chrześcijańskim kraju, dzieje się tyle zła, jest tyle wzajemnych niechęci i zakłamania? Dlaczego wreszcie my jako rodziny i naród jesteśmy tak podzieleni, że już nie potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać, prowadzić dialog, lecz na co dzień – w życiu prywatnym i publicznym – obrzucamy się inwektywami, tak często wydumanymi, fałszywymi oskarżeniami, jak byśmy zapomnieli, że istnieje ósme przykazanie Boże: nie będziesz miał fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. To my, chrześcijanie dajemy wówczas fałszywe świadectwo, wielokrotnie z czystej niechęci do bliźnich. To dlatego tak słabo znamy Jezusa Chrystusa!

Jest to jedna z wielu przyczyn naszej nieznajomości Chrystusa i przeciętnego chrześcijaństwa. Do innych należy choćby ta, że zaniedbujemy modlitwę o światło właściwych wyborów, o naszą wiarę i jednoczącą ludzi miłość prawdziwą, a więc o łaski Ducha Świętego, Ducha Prawdy, Który w dzisiejszym objawieniu Jezusa jako Mesjasza – Chrystusa odegrał tak wielką rolę: „Ujrzałem Ducha” – zaświadczył Jan, a to „ujrzenie” wystarczyło, by nadać temu świadectwu mocy.

Dziś my – Bracia i Siostry – słyszymy świadectwo o Jezusie i sami mamy być Jego świadkami. Zapytać więc możemy, czy rzeczywiście zależy nam na przemianie świata. Czy naprawdę chcemy być lepsi i chcemy zasypać dzielące nas rowy niechęci i nienawiści? Czy autentycznie pragniemy bardziej kochać, by naszą miłością ogrzewać świat i rozpalać ludzkie serca? Jeżeli tak jest, to zacznijmy działać i zacznijmy się modlić, choćby tak i od zaraz: Przyjdź Duchu Święty, napełnij umysły tych, którzy w Ciebie wierzą, rozpal ich serca, oświeć światłem i obdarz ogniem miłości, by żywym świadectwem pociągali do miłości Ojca wszystkie Jego zagubione dzieci.

Amen.


[1] Tamże 1,29.

[2] Tamże, 1,39.

Chrzest Chrystusa A

Bracia i Siostry – Liturgia Słowa kontynuuje temat objawiania się Boga człowiekowi. Dziś wspominamy Chrzest Jezusa, który był najważniejszym wydarzeniem związanym z ukazaniem Go światu, jako namaszczonego Duchem Świętym Mesjasza – Chrystusa i narodzonego Boga – Człowieka!

Tak oto Jezus przyszedł nad Jordan, gdzie Jan Chrzciciel przygotowywał Mu drogę i dla Niego prostował ścieżki.[1] Przyszedł wmieszany w tłum, by zrównać się z grzesznikami, z tymi, którzy potrzebują nawrócenia i oczyszczenia.

Jezus jest więc przede wszystkim tym, nad którym spoczął Duch Boży, zgodnie z prorocką zapowiedzią Izajasza, która właśnie się spełniła. Jest Sługą Boga, który parafrazując Izajasza nie podnosi głosu, nie woła, wzbudzając krzyki na dworze, nie łamie tego co słabe – nawet trzciny nadłamanej na wietrze – i nie gasi knotka o nikłym płomyku.[2] Tę właśnie postawę Chrystusa, Który „...istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi...”,[3] podkreśla święty Paweł w Liście do Filipian.

Od wydarzenia chrztu Chrystusa rozpoczęła się też Jego publiczna działalność i od tego momentu zaczyna się najstarsza katecheza apostolska o Jezusie z Nazaretu, opisana w Dziejach Apostolskich. To Piotr Apostoł w domu Korneliusza z Cezarei przywołał chrzest Jezusa w Jordanie, mówiąc, że wówczas to namaścił Go Bóg „Duchem Świętym i mocą”,[4] a święty Marek rozpoczyna swój zapis Ewangelii od Chrztu Jezusa!

Znaczenie tego chrztu, oprócz ukazania się Ducha Świętego, wypływa także z uroczystej, zapisanej w Ewangelii proklamacji Boga Ojca: „A oto głos z nieba mówił: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”.[5]

Ten właśnie Jezus, w Którym Bóg Ojciec daje nam życie wieczne, jest objawionym nad Jordanem Chrystusem, tym samym Chrystusem, którego słyszymy w Słowie Bożym i którego za chwilę będziemy adorować pod postacią chleba, Który zstąpił z nieba,[6] powtarzając słowa Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”,[7] a także rozważając słowa antyfony komunijnej: „Oto Ten, o którym Jan powiedział: Ja Go ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”.[8]

Amen.

 


[1] Por. Mk 1,2-3.

[2] Por. Iz 42,2-3.

[3] Flp 2,6-7.

[4] Dz 10,37-38.

[5] Mt 3,17.

[6] Por. J 6,32-59.

[7] Tamże, 1,29.

[8] Tamże, 1,32.34.

1 Stycznia, Uroczystość Bożej Rodzicielki

Bracia i Siostry – tak to od dziś znów mamy nowy kalendarz, który uświadamia nam upływ czasu i przemijanie. To również koniec kolejnego etapu życia i początek nowego. Dlatego Kościół rok kalendarzowy rozpoczyna przypomnieniem logiki kalendarza liturgicznego, w którym podstawą odmierzania czasu nie jest przemijanie, ale są wydarzenia zbawcze. Stąd dzisiejsza uroczystość Bożej Rodzicielki, stąd atmosfera skupienia i zachęta do spojrzenia we własne wnętrze. Taki bowiem sens mają czytania dzisiejszej Liturgii Słowa.

Pierwsze z nich ukazuje wewnętrzną moc i duchowy wymiar Bożego błogosławieństwa, błogosławieństwa, które najpełniej otrzymujemy w Eucharystii. Czytanie zaś drugie – z listu św. Pawła do Galatów – mówi o nieporównywalnej z niczym, co ziemskie, godności człowieka, której wielkość wynika z dzieła zbawienia, czyli z faktu usynowienia człowieka, który z woli Bożej stał się dziedzicem Boga.[1] I to przesłanie Apostoła Narodów jest niezmiernie ważne, odnosi się bowiem do samych podstaw ludzkiego bytu, dotycząc tego kim jest i kim staje się zbawiony człowiek, powołany do miłości przez Boga, Który jest Miłością.

Stawia też Kościół przed nami jako wzór Maryję, Boguro­dzicę, o której w Ewangelii czytamy, że [Ona] „zacho­wywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”.[2] Święty Łukasz użył tu słowa „symbalein”, które obok znaczeń związanych z symboliką, wyraża też pogłębione rozważanie, zdumienie i zadumanie, czyli kontemplację.

Ta krótka wzmianka Ewangelisty o Maryi pozwala nam odkryć głębię jej duchowego życia. Życia, które było ukie­runkowane ku wnętrzu, decydującym o postawie zewnętrznej Maryi. Dlatego w publikacjach teologicznych odnajdujemy określenie Matki Jezusa jako „Dziewicy Myślicielki”.[3] To ważna cecha człowieka, której nam dzisiaj tak bardzo i tak często brakuje.

Człowiek współczesny szukając głównie tego, co zewnętrzne, pozbawia siebie duchowego bogactwa, które przecież stanowi o jego człowieczeństwie! Maryja żyje inaczej. Stąd Jej refleksja i rozważanie, Jej zadziwienie dotyczące Bożego planu, ale i związane z nim staranie, by ten plan właściwie odczytać, by w nim odnaleźć swoje miejsce i to miejsce zrozumieć. Otwarcie się na Boga i otwarcie się na człowieka. Otwarcie na Słowo, które w Maryi stało się Ciałem.

Bracia i Siostry – Życząc sobie lepszego Nowego Roku przyjmijmy przesłanie Kościoła i wnieśmy w nasze życie trochę ciszy i skupienia, byśmy i my, za przykładem Bogurodzicy, w naszym ludzkim wnętrzu odnaleźli Boga.

Amen


[1] Por. Ga 4,4-7.

[2] Łk 2,19

[3] Por. J. Guitton w: Głoście Ewangelię, Pomoce liturgiczno-homiletyczne Rok A, Włocławek [b.r.], s. 47.

Boże Narodzenie 2022

Bracia i Siostry – W ten dzień, poprzedzony jedyną, niepowtarzalną, cichą i świętą nocą – jak śpiewamy w kolędzie – chcemy wniknąć w tajemnicę Betlejem, w tajemnicę Bożego Narodzenia. To dlatego z takim wzruszeniem dzielimy się opłatkiem i dlatego wpatrujemy się w oblicze Maryi, która w betlejemskiej grocie porodziła Mesjasza, oczekiwanego przez całe stworzenie. Wpatrujemy się też w Jej oblicze, by dostrzec w nim wszystkie ludzkie cechy, które pozwolą nam odnaleźć się w jej niepokalanym człowieczeństwie i konsekwentnie, w człowieczeństwie Jej Syna, Który „dla naszego zbawienia stał się człowiekiem”, byśmy i my stali się w pełni ludźmi!

Dziś patrzymy też na świętego Józefa, pragnącego zaradzić niedogodnościom spotykającym Maryję i osłonić Ją od tego, co mogłoby sprawić Jej przykrość. Widzimy przeto Józefa, który puka do różnych drzwi szukając na tę chłodną noc schronienia. Józef na pewno i sam głęboko przeżywał tajemnicę narodzenia Jezusa, choć i jemu ból musiał sprawić fakt, że gdy szukał schronienia dla mającej wkrótce porodzić Maryi, nigdzie nie chciano ich przyjąć. A przecież przyszedł do swoich, do swoich krewnych – wujów, stryjów i kuzynów. Przyszedł do swojego miasta, bo stąd właśnie, z Betlejem pochodził. Nie było jednak dla nich miejsca, gdyż zabrakło międzyludzkiej solidarności i miłości.

Z całą pewnością myśli te nie przysłoniły jednak Józefowi istoty tego, co dokonało się w Betlejem. Oto Chrystus przyszedł na świat! „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami[1] Bóg w ciszy betlejemskiej nocy złożył ludzkości wyznanie swej miłości, wynikającej z Jego istoty, gdyż ON JEST MIŁOŚCIĄ.[2] Zsyłając na świat swego Syna, objawił jak bardzo kocha każdego człowieka.

Tego nie pojęli mieszkańcy Betlejem. Siedzieli sami nad pełnymi misami i zadowoleni z siebie spędzili tę noc, jak każdą inną, jak jedną z wielu, nie przypuszczając nawet, że tuż obok nich narodził się oczekiwany od wieków Mesjasz. To dlatego nie oni zostali wybrani na świadków tajemnicy tej nocy, a Anioł Pański pospieszył na pola, do zwykłych pasterzy. Obudził ich i im przekazał orędzie o narodzonym Zbawicielu.

Dziś – Bracia i Siostry – tajemnica Betlejem staje się przed nami. My zaś, patrząc na postawy ludzi, którzy wówczas trwali wokół Jezusa, łatwo dostrzeżemy, że kluczem do jej odkrycia jest życzliwość i prostota wiary.

A zatem w takim stopniu poznamy tę tajemnicę i w takim stopniu przeżyjemy Święta Bożego Narodzenia odnajdując Chrystusa, w jakim zaufamy Bogu i otworzymy nasze serca dla sióstr i braci. Jeśli rzeczywiście przyjmiemy tę prawdę jako naukę dla nas i gdy spędzimy te Święta nie jak mieszkańcy Betlejem, myślący tylko o sobie, wtedy i w nas Bóg się narodzi i nasze serca napełni pokojem. „Zwiastuję wam [więc] radość wielką (...): dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan”.[3]

Amen.

 


[1] J 1,14

[2] 1J4,8.

[3] Łk 2,10

4 Niedziela Adwentu, A.

Bracia i Siostry – Słowo Boże uświadamia nam dzisiaj sposób postępowania Pana wobec człowieka, od którego Bóg oczekuje przede wszystkim zaufania. Wpierw odnosi się to do Achaza,[1] judejskiego króla, który był świadomy niebezpieczeństwa grożącego jego krajowi ze strony państw antyasyryjskiej koalicji, do której nie chciał przystąpić. Wówczas to król Damaszku[2] i władca północnego królestwa Izraelskiego[3] postanowili siłą złamać upór młodego króla.

Achaz przygotowywał się więc do obrony i zastanawiał, co powinien był jeszcze uczynić, by uchronić Jerozolimę przed wrogiem. Taki jest historyczny kontekst tego wydarzenia, gdy – jak czytamy w Księdze Proroka Izajasza – zadrżało serce króla […] Pan zaś rzekł do Izajasza: [...] i powiesz do niego: Uważaj, bądź spokojny, nie bój się...>”.[4]

Już samo hebrajskie imię proroka Izajasza – „Jeszaja”, co znaczy <Bóg zbawia>, miało dodać królowi otuchy, a imię jego synka, znaczące „reszta powróci”, było ostrzeżeniem dla króla, mówiącym że w wypadku nieusłuchania słów Boga nastąpi kataklizm, z którego ocaleje tylko niewielka część narodu, owa „reszta”. Achaz nie był jednak gotowy na przyjęcie jakiegokolwiek znaku z nieba, którym w pierwszym rzędzie miały być narodziny królewskiego syna Ezechiasza. Przeciwnie, przewrotnie tłumaczył, że chce zachować nakaz o niekuszeniu i niewystawianiu Boga na próbę. Potajemnie zaś szukał rozwiązania trudnej sytuacji w ludzkich układach, planując związanie się z Asyrią.

To wówczas Bóg postanowił dać znak, znak nadzwyczajny, zapowiedziany też w formie bardzo uroczystej: „Słuchajcie więc domu Dawidowy [...] Pan sam da wam znak. Oto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel”.[5] A jest to znak, który się spełnił w czasie zwiastowania Maryi. Tutaj bowiem rozumienie słowa „panna”, zwłaszcza po powrocie Izraela z niewoli babilońskiej, jednoznacznie interpretowano jako „dziewica” i rozumiano je w kontekście cudownych narodzin Emmanuela – Boga z nami”, dziecka które jest Mesjaszem.

W podobnie trudnej sytuacji znalazł się św. Józef. Dostrzegał przecież wykluczające się sprawy: z jednej strony Maryja poczęła dziecko, którego on nie był ojcem; z drugiej Józef ufał swej małżonce i wiedział, że była poza wszelkimi podejrzeniami. Postanowił więc uciec, by na siebie wziąć całą odpowiedzialność. Wówczas i na drodze Józefa stanął Bóg i to krótkie pouczenie wystarczyło, by w Józefie wzbudzić całkowite zaufanie do Stwórcy, Którego działania nie zawsze są dla człowieka oczywiste i zrozumiałe.

A ile razy – Siostry i Bracia – i nasza wiara wystawiana jest na próbę. Ile razy przychodzi nam zmagać się z sobą samym, ze słabościami i zwątpieniami. Czy w takich sytuacjach pamiętamy, że Bóg jest naszym Ojcem, który wierny swoim obietnicom, nigdy nie zawodzi, i nigdy nie przestaje kochać, bo jest Miłością!

Amen.


[1] Rządzący od 735 r. a Chr.

[2] Resin.

[3] Pekach.

[4] Iz 7,2-4.

[5] Tamże 7,13-14.

3 Niedziela Adwentu A

Siostry i Bracia – Trzecia niedziela adwentu wzywa nas do radości, a jest tak dlatego, że czuć już bliskość Świąt Bożego Narodzenia, a nadto radośniejsza jest liturgia, w niej zaś czytanie z tak bardzo jednoznacznym obrazem pustyni, która zakwita i wydaje owoce. To przede wszystkim one zachęcają do radości, która swoje źródło ma nie tyle w hałaśliwych reklamach, z wieloma mało przekonywującymi Mikołajami, ale w bliskości przychodzącego Pana. To Bóg bowiem pociesza nas i wzywa do odwagi: „Nie bójcie się! Oto wasz Bóg (…) On sam przychodzi, by was zbawić”.[1]

Ewangelia też mówi o pełnym napięcia oczekiwaniu. Tym razem chodzi o odpowiedź Pana Jezusa na postawione mu pytanie, czy jest Mesjaszem, co też, samo w sobie, wyraża ludzką tęsknotę za Zbawicielem, za wieczną miłością, dobrem i życiem. Spełnienie tych pragnień ujrzał w widzeniu prorok Izajasz. Stąd dzisiaj, wpierw przez niego Bóg kieruje do nas te właśnie słowa: „Niech się rozweseli pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie!”.[2] Powtórzmy, mówi to Pan Bóg, Który sprawia, że ślepi widzą, a głusi słyszą.

Tak właśnie, ponad siedemset lat przed narodzeniem Chrystusa, opisał czasy mesjańskie prorok Izajasz. Takich wizji nie mieli uczniowie, których Jan Chrzciciel wysłał do Jezusa. Widzieli jednak konkretne znaki towarzyszące przychodzeniu Pana. Stąd tak jednoznaczna odpowiedź Chrystusa: (...)słyszycie i (...) patrzycie; niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię”.[3] A to znaczy że odpowiedź na postawione pytanie jest jedna: Mesjasz już przyszedł i zbawia ludzi.

Siostry i Bracia – także my żyjemy w czasach mesjańskich, a Chrystus dziś nam głosi Ewangelię z bardzo konkretnym programem życia, w którym przykazanie miłości bliźniego stanowi podstawowy wymóg: miłować ludzi jak On sam ich umiłował. I to właśnie prawo, przykazanie miłości, winniśmy sobie nie tylko przypominać, ale każdego dnia powtarzać i z niego robić rachunek sumienia, pytając siebie: jak miłuję bliźnich? Jak miłuję zwłaszcza tych z którymi się kłócę, z którymi nie rozmawiam, którym czegoś zazdroszczę, których obgaduję, czy z którymi spotkania unikam, bo może powinienem wreszcie i dla nich spełnić jakieś dobro lub po prostu okazać im życzliwość. Tylko tak bowiem, przygotowując się na spotkanie z Bogiem, będziemy coraz bardziej stawać się synami światłości, a nasza radość nie będzie tylko zewnętrzna, lecz przeżyjemy ją głęboko w sercu czującym bliskość Boga.

Amen.



[1] Iz 35,4.

[2] tamże, 35,1.

[3] Mt 11,6.

2 niedziela Adwentu, A 2022

Bracia i Siostry – Kiedy słuchamy dziś słów proroka Izajasza zapisanych w starotestamentalnym, mesjańskim tekście i gdy równocześnie słyszymy Jana Chrzciciela, proroka znad Jordanu, to mogą się one nam wydać odległym w czasie historycznym przekazem, który dla nas nie ma już większego znaczenia. Działo się to przecież dawno temu: proroctwo Izajasza jest najprawdopodobniej związane z sytuacją Izraela około r. 701 przed Chr., gdy kraj został spustoszony przez asyryjskiego władcę Sennacheryba i kiedy cudownie ocalała tylko Jerozolima.[1] Jan Chrzciciel zaś głosił Słowo Pana na pustyni Judzkiej przed zgoła dwoma tysiącami lat. Okazuje się jednak, że słowa te i dla nas są ważne, gdyż Bóg wzywając do nawrócenia, tutaj i teraz mówi je nam.

Motywem natomiast zachęcającym każdego do nastawienia uszu jest mesjańska wizja Izajasza, który mówiąc o potomku Dawida, owej rożce Jessego, wymienia cechy Mesjasza: „I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej”.[2] To przecież dary Ducha Świętego, które w Chrystusie ludziom ofiarowuje Bóg. Każdy więc kto chce, by Bóg przyszedł do niego ze swym królestwem, winien wezwanie to usłyszeć i je przyjąć. Ktoś powie, że królestwo to już dawno stało się faktem i my w nim uczestniczymy: jesteśmy przecież ochrzczeni, i lepiej lub gorzej wypełniamy swoje zadania. O co więc tu chodzi?

Otóż chodzi o to, że Królestwo Boże nie jest rzeczywistością daną nam raz na zawsze. Ono naprawdę jest w nas, ale też ciągle musi się stawać, odnawiać i stale, jakby od początku – jak coroczny Adwent, jak strumień żywej wody do nas przypływać. Stąd póki żyjemy, póki jesteśmy na etapie oczekiwania i przygotowywania się na ostateczne spotkanie z Bogiem, jesteśmy przechodniami, którzy winni zważać dokąd idą. A przypominają to słowa proroka: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego!”.[3]

Przygotujmy więc Siostry i Bracia – drogę Panu! W Biblii słowo „droga” oznacza sposób postępowania, a więc drogę życia człowieka. Ta droga staje się Bożą, gdy człowiek postępuje według Bożych przykazań i natchnień, czyli w zgodzie z własnym sumieniem.

W tym miejscu raz jeszcze trzeba przywołać sens i znaczenie człowieczego powołania, z którym wiążą się powinności zadane człowiekowi przez Stwórcę. To również ich wypełnianie oznacza pójście drogą właściwą i jest ewangelicznym „prostowanie drogi”, łączeniem ścieżek człowieka z drogą Boga.

Jakim więc jestem człowiekiem? Jaki jest mój stosunek do drogi mego życia i do tej, którą jest dla mnie Chrystus: droga, prawda i życie.[4] To najprostsze pytania, które zadaje nam dzisiaj Bóg. A pytania te są najważniejsze, najistotniejsze, bo od odpowiedzi na nie zależy moje życie, moja wieczność lub moje odrzucenie. Są to więc pytania egzystencjalne, na które każdy z nas musi sobie odpowiedzieć.

Amen


[1] Por. ks. ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, rok A, Kraków 2019, s. 28.

[2] Iz 11,1-2.

[3] Mt 3,3.

[4] J 14,6.

1 Adwentu A, 2022

Bracia i Siostry – Dzisiejsze czytania mówią o czekaniu. Wpierw jest to fragment Księgi Proroka Izajasza, jednej z najdłuższych ksiąg Starego Testamentu, której urywki przywoływane będą w kolejne niedziele tegorocznego adwentu. W odczytanym przed chwilą wyjątku, Prorok roztacza przed nami radosną wizję czasów mesjańskich, które zmienią zasadniczo sytuację ludzi. To „On będzie rozjemcą pomiędzy ludami i sędzią dla licznych narodów. Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny”.[1] Jak bardzo radosna to wizja, a tę radość oczekiwania i właściwego celu dążenia ludzi wyraża refren psalmu, w którym powtarzaliśmy wezwanie: „Idźmy z radością na spotkanie Pana”.[2] A i Pan Jezus mówi o oczekiwaniu, choć Jego słowa są pełne realizmu, gdyż uwzględniają sytuacje wynikające z ludzkich słabości, z grzechów: zazdrości, nienawiści, namiętności i rozwiązłości, czyli z braku miłości. Świadczą o tym słowa Pana nawiązujące do sytuacji sprzed potopu.

O oczekiwaniu mówi też św. Paweł w odczytanym fragmencie Listu do Rzymian, pisząc byśmy żyli „przyzwoicie, jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości”,[3] ale przyobleczeni w „zbroję światła” w „Pana Jezusa Chrystusa”.[4]

Jak często – Siostry i Bracia – trwamy w ciemności! To dlatego żyjemy w ciągłej niepewności, zalęknieni o przyszłość i nieustannie tęsknimy za spełnieniem tej wielkiej wizji czasów mesjańskich, którą dzisiaj przypomina Izajasz!

Dalej więc wznosi się z ziemi wołanie: „Niebiosa rosę spuście nam z góry, Sprawiedliwego wylejcie chmury”,[5] a w człowieczych duszach budzi się tęsknota za czasem, kiedy ludzie raz na zawsze „miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy”.

Tym ludzkim tęsknotom i niepokojom wychodzi naprzeciw Bóg, mówiąc o swoim przyjściu. To dlatego oczekiwanie nasze nie jest próżne, bo „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało wśród nas”.[6] Jezus Chrystus, Bóg – Człowiek już przyszedł w czasie.

Przyjście Zbawiciela, to jednak nie tylko Boże Narodzenie i nie tylko czas paruzji. Przyjście Pana to przede wszystkim codzienne przychodzenie Boga do człowieka: w Słowie Bożym, w Eucharystii i sakramentach świętych. To Jego przychodzenie w bliźnich, szczególnie tych, którzy potrzebują pomocy. Nie wystarczy więc wyczekiwać tylko i tęsknić, ale trzeba zaangażowania się, by wpływać na naszą codzienność i ją kształtować. „Teraz [bowiem] – pisze św. Paweł Apostoł – nadeszła dla (...) [nas] godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli”.[7] Trzeba więc powstać ze snu swych przyzwyczajeń i bezmyślności, codziennych złych wyborów; trzeba odrzucić uczynki ciemności i grzechu wszędzie tam gdzie żyjemy, i wszędzie tam, gdzie jesteśmy.

Amen


[1] Iz 2,4.

[2] Ps 122 (121),1.

[3] Rz 13,13.

[4] Tamże, 13,12 i 14.

[5] Por. Pwt 33,28; Oz 14,6; Ag 1,10; Za 8,12.

[6] J 1,14

[7] Rz 13,11.

Chrystusa Króla C, 2022

Bracia i Siostry – dziś już ostatnia niedziela kończącego się roku liturgicznego, uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. To w kontekście tego królowania paradoksalnie brzmi przekaz odczytanej Ewangelii, który mówi o śmierci Jezusa. Pomyślmy tylko, tak po ludzku patrząc było to odrzucenie i hańbiący krzyż, czyli pełna poniżenia śmierć, która dopiero w chwili zmartwychwstania stała się wywyższeniem Jezusa, a przez Niego wywyższeniem człowieka, dokonanym na krzyżu. To właśnie te najważniejsze dla każdego człowieka wydarzenia, przypomina dzisiejsza uroczystość. Taki jest też ostateczny sens rozmowy Pana Jezusa z żałującym za grzechy, wraz z Nim ukrzyżowanym Łotrem, któremu obiecał, że jeszcze tego dnia będzie z Nim w raju.[1]

W świetle tych słów Chrystusa możemy powiedzieć, że każdy człowiek, który żałuje za grzechy jest jak ów Dobry Łotr, bo za każdego z nas umarł Jezus; i każdy kto żałuje z powodu popełnionego przez siebie zła, zaczyna widzieć siebie w świetle Chrystusa i objawionej w Nim Bożej prawdy. Tak oto Jezus Chrystus, Światło Świata,[2] Droga, Prawda i Życie,[3] staje dziś przed nami jako Mesjasz, król w cierniowej koronie, którą nałożyła Mu miłość do człowieka. Król, królujący z tronu krzyża, jakby bezsilny Bóg, który umierając nic już nie może. A jednak to właśnie On na zawsze pozostał Królem ludzkich nadziei,[4] On, ukrzyżowany i zmartwychwstały Jezus.

Tego Chrystusa głosi Kościół, a do tej posługi głoszenia przygotowują się w Gdańskim Seminarium Duchownym alumni, niestety, dzisiaj tylko w liczbie 26 na merytorycznych studiach uniwersyteckich i 5 na roku propedeutycznym, czyli przygotowawczym. Rok ten wprowadzono decyzją Stolicy Apostolskiej i Episkopatu Polski. Odtąd tok studiów przygotowujących do kapłaństwa został wydłużony o rok i trwa siedem lat. Przytoczone liczby napawają smutkiem, ale i troską, gdyż wprost krzyczą o wkradającym się do polskiego Kościoła kryzysie powołań, o którym jeszcze kilka lat temu nie słyszeliśmy. Dzisiaj widzimy go dużo ostrzej, stąd potrzeba zwrócenia większej uwagi na modlitwę w intencji powołań – bo to Bóg powołuje – ale i na troskę rodziców o religijne wychowanie dzieci i młodzieży, w tym na potrzebę atmosfery religijnej w domu, kiedyś powszechnie łączonej z modlitwą rodzinną, co dzisiaj szwankuje i jest rzadkością. W tym miejscu musimy powiedzieć, że natarczywy obraz tzw. „sojuszu tronu z ołtarzem”, obok ujawnionych skandali obyczajowych – które nigdy nie powinny się zdarzyć – jest częstym powodem zgorszenia, oburzenia, a nieraz tak zwanego wypisania się z Kościoła, czyli deklarowanej apostazji. Te powody są zbyt często jedynie przykrywką dla istniejącej już wskutek zaniedbań obojętności religijnej, stąd nie usprawiedliwiają tych decyzji, także rodziców wypisujących dzieci z lekcji religii. Powiedzmy też jasno, że to wypisanie prowadzi do nieuctwa, ignorancji religijnej, co ściśle rozumując jest pierwszym krokiem do apostazji, czyli wyrzeczenia się wiary. Na pewno zaś jest zaprzeczeniem świadectwa, do którego jako chrześcijanie jesteśmy zobowiązani.[5] Zdarzają się również przypadki bardzo błahe, gdy rodzic decyduje o wypisaniu dziecka z religii tylko z tego powodu, że nauczyciel ma nieco inne niż on poglądy na rozrywkę swego potomka. Tutaj tyle w tym temacie.

Klerycy, jako studenci Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, w czasie siedmioletnich studiów filozoficzno-teologicznych połączonych ze stałą formacją duchową, uczą się i przygotowują do kapłaństwa według wskazówek ojców duchownych, moderatorów i profesorów. Uprawiają sport i odbywają praktyki: w szpitalach, hospicjach, domach opieki, w sierocińcach, w Caritasie, a także w szkołach praktyki pedagogiczne i duszpasterskie w parafiach. Wszystko zaś po to, by być jak najlepszymi świadkami Boga, który jest Miłością!

My możemy im w tych wszystkich sprawach pomóc, choćby biorąc dzisiaj za dowolną ofiarę, kalendarz na 2023 rok, czy opracowany w Seminarium modlitewnik, albo wydawany przez kleryków periodyk Novellae Olivarum, przede wszystkim jednak składając datek na tacę, w całości przeznaczoną na Gdańskie Seminarium Duchowne, które utrzymywane jest wyłącznie z ofiar mieszkańców Archidiecezji Gdańskiej, a więc i z Waszych – Siostry i Bracia – ofiar! Z tym apelem zwraca się do Was Ksiądz Arcybiskup, zwraca się Wspólnota Gdańskiego Seminarium i zwracamy się my, Wasi duszpasterze.

Módlmy się też, szczególnie dzisiaj, w intencji Gdańskiego Seminarium i prośmy Boga w tych trudnych czasach drożyzny, inflacji, wojny u naszej granicy, a do tego kryzysu powołań kapłańskich i zakonnych, błagajmy Stwórcę o nowe, dobre i liczne powołania kapłańskie, także z naszej parafii. Prośmy także o wierność dla nas wszystkich, byśmy zawsze z ufnym sercem mogli wołać: przyjdź Panie Jezu.

Amen.

 


[1] Por. Łk 24,39-43.

[2] Por. J 8,12.

[3] Por. J 14,6.

[4] Por. Liturgia Godzin, [b.m.] 1988, t IV, s.454.

[5] Por. Łk 21,12-13 i 24,48.

33 zwykła C, 2022

Bracia i Siostry – Czytania trzydziestej trzeciej niedzieli zwykłej mówią o rzeczach ostatecznych. „Oto nadchodzi dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień tak mówi Bóg ustami proroka Malachiasza.[1] Mamy więc w wyobraźni jakiś obraz dnia ostatecznego, ukształtowany Biblią i sztuką religijną. Z reguły są na nim grające na trąbach anioły, są szatany zadające w morzu ognia męki potępionym. Po prawej stronie Chrystusa są też pełni radości zbawieni, idący po kryształowych schodach do miasta będącego Niebieskim Jeruzalem, symbolizującym Królestwo Niebieskie. Jest też Archanioł Michał, który waży dusze, a raczej dobro i zło czynów popełnionych przez każdego z ludzi. Przede wszystkim jest jednak Chrystus – Sędzia, przychodzący i zasiadający na spinającym niebo z ziemią łuku tęczy, który symbolizuje Stare oraz Nowe Przymierze zawarte przez Boga z ludzkością we Wcieleniu Syna Bożego i w Jego krwi.

Te wszystkie, tak bardzo malarskie wyobrażenia zależą też od tego, jak przeżywamy nasze przemijanie i umieranie; czy wierzymy w Boga, czy Go odrzucamy nie przyjmując objawianej Miłości. Nam uświadamiają one zasadniczą prawdę o której mówi Bóg: w tym czasie nastąpi ostateczny osąd człowieka, w tym czasie nastąpi rozdział ludzi na tych, co przez wierność Bogu, przez dobro, prawdę i miłość wytrwali w przyjaźni z Nim i osiągnęli zbawienie oraz na tych, którzy służąc kłamstwu, złu i śmierci, nienawidząc Boga odeszli od niego na zawsze.

Teraz pewnie też chcielibyśmy zapytać, jak ówcześni słuchacze Jezusa: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi, jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?[2] Tymczasem Pan Jezus nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Przeciwnie, wiele razy podkreśla, że nie znamy dnia ani godziny,[3] że tak jak złodziej przychodzi o nieznanej porze, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego.[4] Zbawiciel również nie obiecuje uczniom niczego szczególnego. Raczej mówi o trudnej przyszłości, o klęskach i wojnach, o zdradzie, naigrawaniu się z Jego Kościoła, a więc i z Jego uczniów, o prześladowaniach i śmierci dla Jego Imienia. To w tym właśnie kontekście Zbawiciel przypomina, że: „Będzie to dla (...)[nas] sposobność do składania świadectwa”.[5]

Tak dochodzimy do sedna chrześcijańskiego oczekiwania. Zbawiciel mówiąc o tych wszystkich, z naszego punktu widzenia strasznych rzeczach stwierdza, że uczniowie będą żyć w różnych warunkach i zawsze będą narażeni na większe lub mniejsze doświadczenia. Ale w tych właśnie, tak różnych okolicznościach trzeba wytrwać, trzeba dawać świadectwo, to znaczy być wierny chrześcijańskiemu sumieniu i chrześcijańskim wartościom, i wyrastającym z nich tradycji i kulturze, bo przez nie właśnie, w tym czasie i w tym miejscu wyrażamy nasze zaufanie i wierność Bogu.

Módlmy się dzisiaj Siostry i Bracia o wytrwałość we wierze dla nas, szczególnie zaś o wierność Bogu dla młodego pokolenia.

Amen


[1] Ml 3,19.

[2] Łk 21,7.

[3] Por. Mt 25,13.

[4] Por. Mt 24,42-44; Łk 12, 39-40.

[5] Łk 21,13.

32 zwykła C, 2022

Bracia i Siostry – pierwsze czytanie z Drugiej Księgi Machabejskiej przywołuje historię siedmiu braci i ich matki, którzy w czasie prześladowań religijnych bohatersko oddali życie. W ten sposób w tej starotestamentowej księdze pojawia się niezwykle ważny temat życia i śmierci jako kolejny etap Bożego objawienia. Przygotowywał on Naród Wybrany, a z nim całą ludzkość na przyjście Chrystusa – Zbawiciela. W tym miejscu trzeba przywołać na pamięć starożytne wyobrażenia o pośmiertnym losie człowieka. W przekonaniach wielu ludów był on nie do pozazdroszczenia. Tak było choćby w greckim Hadesie, gdzie błąkają się beznadziejne ludzkie cienie. A i we wczesnych fazach objawienia, w Starym Testamencie, dominowało pojęcie Szeolu, który był miejscem podobnym do grobu, gdzie dusze prowadzą smutne życie, cierpiąc głód i pragnienie. Jest tu pewna analogia, bo i starożytni Egipcjanie wyposażali grobowce swych zmarłych w różne przedmioty i żywność, wierząc że są one zmarłym potrzebne w tym grobowym niby-życiu. Ważne jest, że Księga Machabejska mówi o zupełnie innym wymiarze życia, wynikającym z wierności Boga i Jego odpłacie za wierność człowieka. I chociaż temat zmartwychwstania pojawił się już u proroka Ezechiela w VI wieku przed Ch., w pełnej nadziei wizji ożywiania kości,[1] tutaj jest on obecny w sposób jednoznaczny i zdecydowany.

Prawdę tę pieczętuje Psalm 17, który wraz z refrenem dziś poprzedza ewangeliczną dyskusję Pana Jezusa z saduceuszami, twierdzącymi że nie ma zmartwychwstania. Pytanie przez nich zadane miało ośmieszyć Chrystusa. Trzeba dodać, że przeciwnicy faryzeuszy – saduceusze, opierając się wyłącznie na ich interpretacji Pięcioksięgu Mojżesza, odrzucali wiarę w zmartwychwstanie. Stąd odpowiedź udzielona przez Pana, dowodząca rzeczywistości zmartwychwstania, opiera się właśnie na Pięcioksięgu![2] Można wiec powiedzieć: ta dyskusja zostaje zamknięta, a zmartwychwstanie jest faktem, którego każdy prędzej czy później doświadczy.

Pozostają jednak pytania: jak będzie wyglądać to przyszłe życie, czyją żoną będzie ta, która miała wielu mężów, albo po prostu, jak będą wyglądały nasze relacje rodzinne? Z pewnością możemy powiedzieć, że błąd saduceuszów polegał na tym, że wyobrażali sobie zmartwychwstanie jako powrót do ziemskiego życia. Tymczasem objawienie, wraz z nauką Pana Jezusa, również zawartą w Jego dyskusji z saduceuszami, jest jasne i jednoznaczne. Zbawiciel zwraca po prostu uwagę na fakt, że zmartwychwstanie zdecydowanie różni się od wszystkiego, co ziemskie,[3] gdyż w Królestwie Bożym człowiek będzie równy aniołom. Oczywiście nie tyle przez naturę, bo dalej będzie mieć przemienione zmartwychwstaniem ciało, ale przez fakt bycia w pełni dzieckiem Boga i należenia do Bożej rodziny. Nie znaczy to jednak, że nasze ziemskie relacje oparte o prawdziwą, dającą szczęście miłość, nie znajdą się w tej nowej rzeczywistości nieba. Przecież to właśnie, jak uczy św. Paweł miłość nigdy nie ustaje i trwać będzie w Królestwie Boga.[4] Chodzi tu bowiem o tę szczególną miłość, określaną łacińskim caritas, słowem oznaczającym autentyczną, bo pełną poświęcenia miłość bliźnich, gdyż tylko ona jest miłością na wzór Chrystusa.

Spieszmy się więc – Siostry i Bracia – kochać ludzi.

Amen


[1] Por. Ez 37,1-14.

[2] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński, M. Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Kraków 2021, s. 541.

[3] Por. 1Kor 15,50-53.

[4] Tamże, 13,8-13.

Wszystkich Świętych

Siostry i Bracia – W dzień Wszystkich Świętych, z ust Chrystusa słyszymy zaproszenie do udziału w szczęściu samego Boga. Tak bowiem należy rozumieć wezwanie kończące Jezusowe „Błogosławieństwa”, zapisane w Ewangelii według św. Mateusza: „Bądźcie więc i wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.[1]

I jest to zaproszenie wyjątkowe, zostało bowiem ogłoszone przez Boga, który w pełni objawił się w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Stąd nie przypomina ono ludzkich obietnic życia szczęśliwego, z których większość szuka szczęścia w dobrach materialnych, a więc w tym, co jest nietrwałe, bo przemija.

Natomiast Chrystus objawia nam Królestwo, gdzie rządzą inne prawa, gdzie naszego szczęścia nie zniszczy śmierć, bo tam każda radość jest prawdziwa i każde szczęście trwa. To królestwo daje nam Bóg. Założył je dla tych, którzy spełnią jeden tylko warunek, od początku związany z głoszeniem Ewangelii. Przypomina go św. Mateusz: „Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie»”.[2]

Nawrócenie to musi być jednak radykalne, stąd słyszymy: błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy pragną sprawiedliwości, błogosławieni czystego serca, błogosławieni, którzy wprowadzają pokój i cierpią dla sprawiedliwości. Zauważmy, błogosławieństwa nie przekreślają niczego, co w świecie jest dobre i piękne, a ludziom przynosi radość i szczęście. One tylko odnoszą wszystko do Boga i sprawy ludzkie ustawiają we właściwej relacji do wartości najwyższej, którą jest Bóg, którą jest Jego Osobowa Miłość.

Zakończeniem Ewangelii błogosławieństw jest nauka Chrystusa o soli i świetle, w której Pan zwracając się do swoich uczniów mówi im wprost „Wy jesteście solą ziemi. (…). Wy jesteście światłem świata. (…). Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.[3] Wiemy zaś dobrze co znaczą te słowa, bo znamy rolę soli i światła bez których wszystko jest mdłe i ciemne.

Przyjmijmy – Siostry i Bracia – przesłanie Słowa Bożego i dnia Wszystkich Świętych, do których i my zaczęliśmy należeć, gdy w sakramencie chrztu św. zostaliśmy zanurzeni – jak pisze św. Paweł w Liście do Rzymian – w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa”.[4] A więc jesteśmy już zbawieni! Zjednoczyliśmy się z Bogiem w Jezusie Chrystusie. Wydajmy więc owoce naszego nawrócenia, jak plon stokrotny, sześćdziesięciokrotny, czy trzydziestokrotny. Kto ma uszy niechaj słucha.[5]

Amen


[1] Mt 5,48.

[2] Mt 4,17

[3] Mt 5,13-16.

[4] Rz 6,3-4. 8-9.

[5] Por. Mt 13,8-9.

31 zwykła C

Siostry i Bracia – Odczytana Ewangelia jest wzruszającym opisem spotkania człowieka z Bogiem. Zatrzymajmy się nad nią przez chwilę, bo w wielu punktach dotyczy ona każdego z nas, choć nominalnie jej bohaterem jest Zacheusz, „zwierzchnik celników i bardzo bogaty”.[1] Ciekawe, co myślał wchodząc na drzewo? Pewnie, zanim usłyszał o Jezusie, uważał się za człowieka dostatecznie dobrego, choć nikt nie lubił celników, w Izraelu zaś gardzono nimi szczególnie, ponieważ inkasując wszelkie podatki, faktycznie służyli Rzymowi. Teraz, pewnie z mieszanymi uczuciami, wątpiąc już we własną sprawiedliwość i z poczuciem grzechu właził na drzewo, bo „koniecznie [chciał] zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu”.[2]

Zastanawia nazwanie przez Łukasza drzewa na które wdrapał się Zacheusz: sykomora. Ewangelista znał zapewne symboliczne znaczenie sykomory, które już w staroegipskich przekazach oznaczała drzewo, na którym można było zobaczyć bóstwo. Jak niezwykła zbieżność! Zacheusz, chciał zobaczyć Jezusa, a poznał Go jako Mesjasza.

Przypatrzmy się teraz otaczającemu Chrystusa tłumowi, tak bardzo wyczulonemu na cudze grzechy. Byli w nim i ci wszyscy, którzy mieli do Jezusa wieczne pretensje o to, „...że je i pije z grzesznikami i celnikami”.[3] Dziś też zaczęli szemrać, że do grzesznika idzie w gościnę.

A stało się tak dlatego, że Jezus, uprzedzając oczekiwanie Zacheusza, dostrzegł go; zatrzymał się pod sykomorą i zawołał: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Posłuchajmy jeszcze raz, co mówi człowiekowi, co mówi grzesznikowi Ten, o którym Księga Mądrości w odczytanym dziś fragmencie powiada: „Panie (...). Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili”.[4] Jezus mówi wyznającemu grzechy i żałującemu za nie Zacheuszowi, który nadto naprawił wyrządzone krzywdy: „Dziś zbawienie stało się udziałem (...) [twego] domu”.

Bóg, nie potępia nikogo. To tylko zaślepiony sobą człowiek z taką łatwością ocenia innych, potępia ich bez względu na to kim są i co im zawdzięcza. Tylko człowiek nie daje innym szans, nawet nie stara się ich wysłuchać, bo już dokonał oceny, uważając swoich współbraci za głupszych, gorszych i godnych potępienia. Bóg postępuje inaczej, „bo Bóg jest miłością”.[5]

Bracia i Siostry – możemy powiedzieć, że dzisiaj przy każdym z nas zatrzymuje się Zbawiciel i każdego woła po imieniu: zatrzymaj się, zejdź ze swojego drzewa samozadowolenia na którym wciąż siedzisz, podejdź do mnie i zastanów się nad sobą, bo chcę ciebie obdarzyć zbawieniem. Tylko, czy ja, tak jak Zacheusz, zdobędę się na odpowiedź: „Panie, (...) [weź co moje], a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”.

Amen


[1] Łk 19,2.

[2] Tamże, 19,3.

[3] Mk 2,16.

[4] Mdr11,22-23.

[5] 1J 4,8.

30 niedziela zwykła C, 2022

Siostry i Bracia – w skażonym grzechem, ludzkim świecie, wiele się mówi o sprawiedliwości. A robią to niemal wszyscy: prawnicy, zwykli ludzie, politycy, a także przestępcy, którzy domagają się sprawiedliwości w ich rozumieniu. Ten fakt pozwala dostrzec, że w tym świecie istnieją różne podejścia do tego tematu, a rozumienie sprawiedliwości zależy od różnorakich czynników; od tego, kto rządzi, kto dysponuje siłą, lub po prostu od umiejętności manipulowania faktami i budowania własnej narracji, swojej prawdy. Tutaj nawet straszliwa, okrutna i niszczycielska wojna w Ukrainie jest przedstawiana przez agresora, jako walka o sprawiedliwość i wolność od rzekomego nazizmu! Jest to jeden z wielu paradoksów tego świata, który rodzi nasze wątpliwości.

Dziś im naprzeciw wychodzi Pan Bóg, który w Bożym Słowie zapisanym w Księdze Mądrości Syracha, objawia swoją jedyną i niezmienną sprawiedliwość, która nie da się przekupić, gdyż Bóg nie ma względu na osoby. On patrzy w serce człowieka i wszystkich ocenia bezstronnie, i rzeczywiście sprawiedliwie.[1] W tym kontekście musimy usłyszeć też zdanie, że „Modlitwa pokornego przeniknie obłoki i nie dozna pociechy, zanim nie osiągnie celu”.[2] Obłok w symbolice biblijnej, to swoisty rydwan i tron Boga, ale także rodzaj kotary zakrywającej oblicze Stwórcy. Stąd Syrach, w przytoczonym zdaniu, ukazuje skuteczną modlitwę, która przenikając obłoki łączy modlącego się człowieka z Bogiem. Ona pokonuje bowiem kosmiczne przestrzenie i dociera tam, gdzie żaden śmiertelnik o własnych siłach nigdy nie dotrze.[3]

Prawdę tę pieczętują Psalm 34, śpiewany dziś jako międzylekcyjny i duchowy testament św. Pawła, który czekając na śmierć zapisał go w swym 2. Liście do Tymoteusza. Stanowczo jednak czyni to Pan Jezus, mówiąc w ewangelicznej przypowieści o dwóch różnych modlitwach: pełnej pychy faryzeusza i pokornej prośbie o miłosierdzie celnika, który odszedł usprawiedliwiony. Zwróćmy przy tym uwagę na adresatów tej przypowieści, którymi są ci, „co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili”.[4] Zauważmy też, że obaj bohaterowie tej alegorii byli w świątyni i obaj modlili się do tego samego Boga, a jednak Pan Bóg przyjął tylko modlitwę celnika, faryzeusza zaś odrzucił.

To ten fakt winien nas skłonić do myślenia. Pozostaje bowiem pytanie, czy faryzeusz źle się modlił, czy przed Bogiem po prostu kłamał, mówiąc nieprawdę! Niepomny własnych win i grzechów, za które w ogóle nie żałował, nie omieszkał wypomnieć celnikowi jego domniemanych win. Do tego modlitwa faryzeusza była wyraźnie egoistyczna, stąd nie miała szansy wzbić się do Boga, gdyż nie mogła się przebić przez pozbawione miłości bliźniego faryzejskie serce. Ten obraz jest bardzo wymowny i wciąż stanowi aktualną przestrogę dla nas, uczniów Chrystusa: samolubna modlitwa faryzeusza jest bowiem wręcz piekielną ilustracją samotności człowieka, który z własnym „ja stoi z dala od innych i od Boga. Celnik, czyli ten, który w prawdzie stanął przed Stwórcą, odszedł usprawiedliwiony, to znaczy uratowany przed sądem i przed śmiertelną odpowiedzialnością za grzechy. Z faryzeusza zaś ucieka życie, a on sam umiera odrzucony. Módlmy się, byśmy na co dzień potrafili wyzbywać się kwasu faryzeuszy.

Amen.

 


[1] Por. Syr 35,11-12; także 1Sam 16,7.

[2] Tamże, 35,17.

[3] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Kraków 2021, s. 519.

[4] Łk 18,9-14.

29 niedziela zwykła, C

Bracia i Siostry – czytania dzisiejszej niedzieli mówią o cierpliwej modlitwie, ukazanej jako trwanie przed Bogiem. Najpierw jest tak przedstawiony Mojżesz, który w czasie całodziennej bitwy Izraelitów z Amalekitami w Refidim, stanąwszy na wzgórzu z Bożą laską w ręku, wznosił ramiona w modlitewnym geście zanoszonym do Pana. Już sama nazwa Refidim znaczy po hebrajsku wsparcie, a Boża laska jest wyraźnym znakiem, że to Bóg prowadzi swój lud, gdyż przypomina ona Boże cuda poprzedzające tę bitwę. A były to choćby przejście przez Morze Czerwone, manna i przepiórki na pustyni i wyprowadzenie wody ze skały.[1] W modlitwie Mojżesza zostaje więc objawiona prawda ukazująca właściwą relację człowieka do Boga – Stwórcy, która wina być właśnie taka, jak w scenie opisanej w czytaniu. W niej wyrasta ona bowiem z wiary w Opatrzność, z wiary w to, że Bóg jest zawsze wierny i wysłuchuje tych, którzy do Niego się zwracają.

Te same myśli odnajdujemy w Drugim Liście Świętego Pawła do Tymoteusza, napisanym w Rzymie około roku 67, w czasie drugiego uwięzienia Apostoła i krótko przed jego męczeńską śmiercią. To wskazania przypominające naukę Jezusa o modlitwie. W nich Paweł zachęca Tymoteusza, wówczas już biskupa Efezu, by trwał w tym, czego się nauczył i co mu zawierzono, bo wie od kogo wszystkiego się nauczył.[2] Ta prośba Apostoła odnosi się również do tej podstawowej wierności, jaką człowiek winien jest Bogu, swemu Stwórcy i Zbawcy.

I wreszcie ewangeliczna przypowieść o bezbronnej wdowie i nieuczciwym sędzi, „który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi”.[3] W niej Pan Jezus też mówi o trwaniu przed Bogiem i o potrzebie niestrudzonej, wręcz natarczywej modlitwy. W symbolice biblijnej wdowa, z powodu śmierci męża otaczającego ją opieką, jest ucieleśnieniem osoby wyjątkowo bezbronnej i praktycznie z marginesu społecznego, która mogła jedynie polegać na łaskawości nieuczciwego sędziego; stąd jego właśnie niepokoi swoimi prośbami. Ten niebojący się Boga i ludzi sędzia, jest w przypowieści Pana Jezusa również symbolem wypaczonego obrazu Boga, któremu przypisuje się ludzkie, złe cechy. W tych wyobrażeniach ów fałszywy bóg jest kapryśny i nic sobie nie robi z ludzkiej niedoli i ludzkich próśb, których po prostu nie słucha. Chrystus uświadamia nam jednak, że Bóg nie ma nic wspólnego z ludźmi, którzy, jak ów sędzia samych siebie uważają za prawych i sprawiedliwych, a z prawdziwym prawem i sprawiedliwością nie mają nic wspólnego, bo to są atrybuty Boga i Bóg jest ich źródłem, a one pozostawione w ludzkich wyłącznie rękach, stają się bezprawiem i niesprawiedliwością. Tak więc, gdy ów niesprawiedliwy sędzia zwleka z interwencją, Bóg strąca władców z tronu, bierze w obronę słabych i wywyższa pokornych,[4] działając szybko i bez zwłoki. Jeżeli jednak Bóg nie interweniuje od razu, to z objawionego nam dzisiaj Słowa Bożego można wnioskować, że dzieje się tak, gdy modlimy się z nienależytą wiarą, bez przekonania oraz niewytrwale. Panie naucz nas modlić się.[5]

Amen


[1] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Kraków 2021, s. 509.

[2] Por. 2 Tym 3,14.

[3] Łk 18,2; por. tamże 18,1-8.

[4] Por. tamże, 1,51-53.

[5] Tamże 11,1.

28 niedziela zwykła, C.

Bracia i Siostry – Tak naprawdę nie wiemy jakie imię nosił syryjski król, którego sługą był Naaman, wódz i dzielny wojownik – jak mówi o nim Biblia.[1] Na pewno było to między rokiem 850 a 800 przed narodzeniem Chrystusa, gdyż wtedy działał prorok Elizeusz, następca Eliasza. Z pewnością też do odległego Aramu, skąd Naaman pochodził, dotarły wieści o działalności Elizeusza, skoro stamtąd ów wódz przybył, by prosić proroka o uzdrowienie z trądu. Naaman nie przeczuwał jeszcze, że to Bóg go szuka. Dotąd nie znał bowiem prawdziwego Stwórcy.  I choć miał wątpliwości, wahał się, sądząc że jego bogowie są ważniejsi od jakiegoś izraelskiego Bóstwa – o czym świadczą jego słowa: „Czyż (…) rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? (…). [i] Pełen gniewu zawrócił, by odejść[2] – Naaman był konsekwentny; uzdrowiony uwierzył i wyznał swoją wiarę: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem”.[3] Doświadczył przecież Bożej mocy i przekonał się o istnieniu Jedynego Boga, Boga Objawienia; i był wdzięczny.

Ewangelia też mówi o wdzięczności, czy może raczej o jej braku, bo było to podziękowanie jednego tylko człowieka, spośród dziesięciu uzdrowionych. Można by więc powiedzieć, że słowa Jezusa brzmią pesymistycznie: „Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu?[4] Cud ten, zauważmy to, do złudzenia przypomina historię Naamana; także w tym wypadku to cudzoziemiec poczuł się do wdzięczności, co podkreśla Chrystus, dodając: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła”.[5] Tak oto, podobnie jak w ubiegłą niedzielę, powraca tu temat wiary. To ona okazuje się być kluczem do zrozumienia sensu tego wydarzenia. Samarytanin ów zyskał bowiem nie tylko zdrowie fizyczne, ale odkrył w Chrystusie kogoś więcej niż uzdrowiciela, gdyż oddał Mu cześć jako Bogu od którego zależy jego życie.[6]

Czy jednak dobrze rozumiemy słowa Pana, naukę którą teraz do nas kieruje? Tak często bowiem wątpimy i nie pojmujemy tego, co przeżywamy i co nas spotyka, a przecież i wśród nas jest mnóstwo Bożych działań, i tyleż Bożych cudów. Wystarczy otworzyć oczy, rozejrzeć się wokół siebie: i to że jesteśmy, że żyjemy i osiągamy tak wiele, mimo oczywistych trudności, problemów i sytuacji wydawałoby się beznadziejnych, to wszystko są cuda i Boże działania w naszym życiu!

Zapytajmy więc siebie, czy umiemy cieszyć się z tych drobnych, ale i wielkich wydarzeń, które w oparciu o silną wiarę stają się źródłem prawdziwej radości? A może, może potrafimy już tylko narzekać i złorzeczyć Bogu i ludziom? Wiedząc więc, ile w naszym życiu zawdzięczamy Stwórcy, zapytajmy się i w sumieniu oceńmy, czy potrafimy uznawać Boże dary i odwzajemniać Bożą miłość, odpowiadając na nią naszą miłością ofiarowywaną ludziom, a przez nich naszemu Stwórcy, Bogu i Ojcu.

Amen.


[1] 2Krl 5,1.

[2] Tamże, 5,12

[3] Tamże, 5,15.

[4] Łk 17,17.

[5] Tamże, 17,19.

[6] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński, M. Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Kraków 2021, s. 507.

27 zwykła, C, 2022

Bracia i Siostry – Ile razy myślimy podobnie, jak prorok Habakuk, gdy mówi: „Dokądże, Panie, wzywać Cię będę – a Ty nie wysłuchujesz? Wołać będę ku Tobie: krzywda [mi się dzieje]! – a Ty nie pomagasz”.[1] I nam bowiem, ten dzisiejszy świat zbyt często wydaje się nie do zniesienia, i my również nie możemy zrozumieć w obliczu szerzącego się zła, a od szeregu miesięcy podstępnej, okrutnej wojny w napadniętej Ukrainie, dlaczego Bóg milczy i spokojnie na to wszystko patrzy. Odpowiedź Pana Boga jest typowa dla Tego, Który Jest Panem Czasu, Który, choć wielokrotnie wypowiada swoje „biada” ostrzegające ludzi nieprawych,[2] nie chce śmierci grzesznika, lecz jego nawrócenia.[3] Mówi o tym jasno Boży Syn, Jezus Chrystus stwierdzając, że nie przyszedł powołać sprawiedliwych, ale grzeszników,[4] oczekując ich powrotu do Ojca. Odpowiedź Pana Boga odwołuje się więc do cierpliwości proroka i do jego wiary w to, że mesjańskie zbawienie nadejdzie, że „w krótkim czasie przyjdzie niezawodnie”.[5]

Ewangelia wyjaśnia tę kwestię także w kontekście ufności, przywołując wpierw skierowaną do Chrystusa prośbę apostołów o wzmocnienie wiary,[6] a następnie odpowiedź Pana, porównującą samą wiarę do ziarnka gorczycy: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy – słyszymy – powiedzielibyście tej morwie: , a byłaby wam posłuszna”.[7] Te dwa krótkie zdania uświadamiają nam czym naprawdę jest wiara. Wyraźnie mówi o tym również przywołany przez Chrystusa przykład sługi, który powróciwszy do domu, po wykonaniu ciężkich prac polowych, przygotowuje posiłek swemu panu i usługując mu. W ten sposób Jezus tłumaczy uczniom, że właśnie na tym polega pełne zaufanie i wierność w służbie Bogu. Podobnie więc, jak prorok Habakuk i Tymoteusz, adresat osobistego listu św. Pawła, jesteśmy wezwani do wypełnienia naszej życiowej misji, każdy na miarę swojego powołania.[8]

Wiara człowieka nie może być więc czymś martwym, ale musi stawać się pełną mocy rzeczywistością, musi być mocą człowieka pochodzącą od samego Boga. Dopiero tak pojęta i wyznawana wiara – w cudzysłowie – „zniewala Boga i wyzwala w człowieku taką właśnie moc. I Chrystusowe „Effatha[9] – otwórz się – powiedziane, gdy uzdrawiał głuchoniemego i „Dziewczynko Tobie mówię wstań” – gdy w domu Jaira wskrzeszał jego zmarłą córeczkę,[10] i słowa Pana wypowiedziane przed grobem Łazarza: „Łazarzu wyjdź z grobu”, a gdy wyszedł: „rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić[11] – te wszystkie wypowiadane z mocą słowa Jezusa Chrystusa, sprawiające rzeczywistość cudu, związane były z Jego pełnym zjednoczeniem z Ojcem i z wyznawaną przez człowieka wiarą. O taką więc wiarę, mocną i żywą, dla Kościoła i dla każdego z nas, prośmy dziś Pana: Panie, wzmocnij i naszą wiarę.

Amen


[1] Ha 1,2-3.

[2] Por. tamże, 2,6-20.

[3] Por. Ez 33,11.

[4] Por. Mk 2,17; Mt 9,13 i Łk 5,32.

[5] Ha 2,3.

[6] Por. Łk 17,5 – Pismo Święte, Edycja św. Pawła, 2015.

[7] Tamże, 17,6.

[8] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski Jutro niedziela rok C, Kraków 2021, s. 497.

[9] Por. Mk 7,31-37.

[10] Por. Mk 5,35-42.

[11] J 11,41-44.

26 niedziela zwykła C

Jak uniwersalna jest – Siostry i Bracia – historia bogacza i Łazarza. Z jednej bowiem strony większość z nas, czując się w jakimś stopniu uboga, łatwo brata się z leżącym u bramy pałacu bogacza żebrakiem. Z drugiej jednak strony myślimy, że człowiek bogaty, zwłaszcza sprawujący władzę jest szanowany, ma wszystko czego mu trzeba, wszyscy się z nim liczą i dlatego jest szczęśliwy.

Być szczęśliwym! Co jednak znaczy to stwierdzenie? Różne są bowiem drogi poszukiwania szczęścia; choćby droga kariery politycznej i sprawowania władzy, czy posiadania lub używek i zmysłowości, a nawet lenistwa. Takie postawy zdarzają się w życiu wielu z nas, zwłaszcza gdy nadzieję pokładamy nie w Bogu, lecz w tym świecie i w samym człowieku, gotowi płacić cenę grzechu, ale i prawdy, zastępując ją kłamstwem, choćby krótkiego poczucia tak rozumianego szczęścia.

I to właśnie mówi nam dzisiaj Pan Bóg. Wpierw ustami proroka Amosa, który wypowiada swoje „biada”, ukazując człowieka beztroskiego i obfitującego we wszystko, który syty przestaje ufać Bogu i odwraca się od Stwórcy.[1]

Tę samą prawdę głosi Chrystus, gdy objawiwszy swoje błogosławieństwa przeciwstawia im poczwórne „biada”,[2] odniesione do sytych i zadowolonych z siebie faryzeuszów i uczonych w Piśmie, i do tych wszystkich, którzy tylko od ludzi odbierają swoją chwałę, także – jak mówi prorok Amos – przy pomocy finansowych manipulacji, „kupując biednego za srebro.[3] Nie znaczy to, że Zbawiciel akceptuje głód i biedę, niesprawiedliwość i nienawiść. Wszak z miłości czyni najważniejszą zasadę życia i sam, dając przykład miłości największej, dla naszego zbawienia umiera na krzyżu. On karmi też głodnych na pustyni, a wśród przyjaciół ma również ludzi bogatych. Chodzi tu raczej o stwierdzenie podstawowej zasady, że każdy dostatek prowokuje w człowieku pychę, a gdy ta zaistnieje, ukrywa się ją rozwijając obłudę. Dostatek osłabiać też może wrażliwość na drugiego człowieka, co w konsekwencji prowadzi do pokładania nadziei w sobie samym, a nie w Bogu. Stąd wypowiadane z taką siłą Chrystusowe „biada”, stąd przypowieść o bogaczu i ubogim Łazarzu,[4] stąd wreszcie wielokrotnie wypowiadane zdania o tym, jak trudno jest bogatym i zadowolonym z siebie wejść do królestwa niebieskiego.[5]

Nadzieja pokładana w człowieku, nadzieja płynąca z dostatku, staje się przekleństwem człowieka. I przeciwnie, ufność pokładana w Bogu jest dla niego źródłem błogosławieństwa, bo staje się on – jak mówi prorok Jeremiasz – podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie wypuszcza ku strumieniowi;” i dlatego utrzymuje zielone liście.[6]

Przyjmijmy – Bracia i Siostry – usłyszane Słowo Boże, jako pełną miłości przestrogę i jako zachętę do rozsądku i czynnego miłosierdzia.

Amen.

 


[1] Por. Am 6,1a.4-7.

[2] Por. Łk 11,42-52.

[3] Por. Am 8,6.

[4] Łk 16, 19-31.

[5] Por. Mt 19,23-24; Mk 10,23-24; Łk 1,53; 18,24-25.

[6] Jr 17,8.

25 niedziela zwykła C

Bracia i Siostry – niewielka, powstała w VIII w. przed Chr. Księga Mów proroka Amosa, zawiera wiele przestróg i oskarżeń kierowanych do wyzyskiwaczy, czyli krzywdzicieli ubogich.  Przede wszystkim jednak jest to Księga, która zapowiada upadek i sąd nad Izraelem i jego sąsiadami, spowodowane grzechami społecznej niesprawiedliwości. Doskonale ilustruje to odczytywany dzisiaj fragment, mówiący o fałszerstwach niegodziwej mamony, spowodowanych działaniami ludzi. To zło i takie postępowanie sprowadzają upadek, gdyż niweczą przymierze z Bogiem, uderzając w sedno Bożego prawa, którego podstawą są prawda i miłość.

Do takich działań nawiązuje również Pan Jezus, w odczytanym przed chwilą fragmencie Ewangelii: oto nieuczciwy rządca, roztrwonił majątek swego pana i musi zdać sprawę ze swoich rządów, stąd zastanawia się co ma zrobić i w oszustwie szuka wyjścia z trudnej dla siebie sytuacji. Chcąc wyjść cało z opresji, w której się znalazł, zastosował sprytny wybieg, licząc na to, że ci, którym zmniejszył ciążące na nich wierzytelności, przyjmą go jako swego dobroczyńcę, gdy już zostanie pozbawiony zarządu. Tak bowiem należy rozumieć tok myślenia zagrożonego rządcy: „Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządu”.[1]

Różnie tytułuje się tę przypowieść. Jedni nazywają ją przypowieścią o niesprawiedliwym włodarzu, inni o nieuczciwym lub przebiegłym rządcy, a jeszcze inni nazywają bohatera przypowieści roztropnym”. Powodem tych różnic jest zdanie również zapisane w Ewangelii: „Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił”.[2] Trudno jest bowiem pojąć, co oszukany pan mógłby pochwalać? Przecież wiele stracił: sto beczek oliwy to przynajmniej 3800 litrów, a sto korców pszenicy, to prawie 1500 litrów![3] Wartość więc skreślanego długu była ogromna. Naukę tej przypowieści trzeba więc przenieść na płaszczyznę duchową. Potwierdzają to kolejne wiersze Ewangelii, w których Pan Jezus mówi o wierności, bo  żaden sługa nie może dwom panom służyć, „gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi”.[4] Nie można bowiem „służyć Bogu i mamonie”.[5] Zdanie to jest też prostą konsekwencją wcześniejszego: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, lecz bardziej miłuje swego ojca i matkę, żonę i dzieci, braci i siostry, a także swoje życie, nie może być moim uczniem”.[6] Nauka ta więc – powtórzmy to – musi być przeniesiona do sfery ducha, w której oznacza wezwanie, by ludzie, którzy w sprawach doczesnych potrafią być tak bardzo roztropni, taką samą roztropnością kierowali się w zdobywaniu Królestwa Bożego.

I to jest – Bracia i Siostry – nauka dzisiejszej niedzieli. Troska o zdobywanie Królestwa Bożego. Troska, która musi wyprzedzać wszelkie zabiegi o doczesną pomyślność. Nie można bowiem służyć Bogu i mamonie.

Amen.

 


[1] Łk 16,4.

[2] Tamże, 16,8.

[3] Por. Głoście Ewangelię, pod red. J. Bagrowicza i T. Lewandowskiego, t I-IV Włocławek 1991, t. III, s.237.

[4] Łk 16,13.

[5] Tamże.

[6] Tamże, 14,26; cyt. z: Biblia, Edycja Św. Pawła 2015.

24 zwykła C

Bracia i Siostry – W dzisiejszych czytaniach Pan Bóg objawia nam ogrom i moc swego miłosierdzia. Wpierw ma to miejsce po wydarzeniach ze złotym cielcem, przywołanych we fragmencie Księgi Wyjścia, ukazującym sprzeniewierzenie się i bunt Narodu Wybranego przeciw Bogu, Którego miłości i opieki tyle razy doświadczył! Możemy w tym momencie wyobrazić sobie nasze reakcje na niewdzięczność i zdradę, gdyśmy takich doświadczyli. Nie dziwią więc słowa Pana Boga o ludzie o twardym karku, który musi doświadczyć Bożej reakcji.[1] Wystarczyła jednak zwykła prośba, odrobina żalu, wynikająca ze zrozumienia popełnionego grzechu, by „Pan zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na swój lud”.[2]

W tym kontekście odczytany urywek Listu św. Pawła do Tymoteusza jest modlitwą dziękczynną i refleksją nad Bożym miłosierdziem, okazanym dawnemu bluźniercy, prześladowcy i oszczercy,[3] za jakiego Paweł Apostoł się uważał. On przecież w najwyższym stopniu dostąpił Bożego miłosierdzia, przez to, że Bóg uznał go godnym zaufania i posługi, do której go przeznaczył.[4]

I wreszcie Ewangelia z grupą trzech przypowieści: O zagubionej owcy, Zgubionej drachmie i najdłuższą z nich, pełną wzruszającej dramaturgii, O synu marnotrawnym. Tak naprawdę jest to przypowieść o nas samych, bo każdy winien się z nią utożsamiać. Wszyscy bowiem możemy odnaleźć się w tych różnych, ukazanych przez nią sytuacjach. A jest tak zawsze, gdy znudzą się nam dobroć i przyjaźń naszych bliskich, ale i miłość Boga, naszego Ojca, a zasady, czyli przykazania, obowiązujące w Jego domu, wydadzą się nam zbyt ciężkie. Myśli takie nasuwają się zwłaszcza wtedy, gdy coraz bardziej uzależniamy się od wybieranego zła. To wtedy zaczynamy dumać, że byłoby lepiej żyć z dala od tych, którzy ciągle się nas czepiają i że tam, dokąd od nich odejdziemy, jest więcej swobody i więcej szczęścia. I pokusa ta drąży naszą świadomość, nasila się, aż w końcu przychodzi moment, gdy decydujemy się na odejście. Wówczas jest dokładnie tak samo, jakbyśmy powiedzieli: Ojcze daj mi to, co mi się należy.”[5]

A kiedy już jesteśmy daleko, kiedy upajamy się mirażem szczęścia i wreszcie, niekrępowani jakimikolwiek przykazaniami dogadzamy swoim namiętnościom i pragnieniom, wnet przychodzi taki moment, że przekonujemy się, iż to wyłącznie ludzkie szczęście trwa krótko. Odkrywamy, że ta pozorna wolność staje się najcięższą niewolą i prawdziwą katorgą, w której szybko pojawiają się poniżenie i przerażająca pustka! W tej sytuacji dobrze jest, gdy potrafimy uświadomić sobie błąd, gdy potrafimy zrozumieć fałszywość sytuacji i tak, jak syn marnotrawny wrócić do Ojca.

Siostry i Bracia – Obraz czekającego Ojca z miłością obejmującego powracającego syna i usłyszane przez nas słowa Chrystusa, każdego z nas muszą poruszać i zachęcać do refleksji, do zastanowienia i prawdziwego, szczerego nawrócenia. Oto bowiem „powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca” – to mówi Pan.[6]

Amen.

 


[1] Por. Wj 32, 9-10.

[2] Tamże 32,14.

[3] Por. 1 Tm 1, 13.

[4] Tamże, 1,12.

[5] Por. Łk 15,12.

[6] Tamże, 15,10.

23 niedziela zwykła C, 2022

Bracia i Siostry – Słowa o nienawiści w ustach Pana Jezusa brzmią nieprawdopodobnie. Oto Ten, Który mówi iż: „tak (...) Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał,[1] w odczytanym przed chwilą fragmencie Ewangelii powiada: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem”.[2]

I choć dzisiaj nienawiść, podkreślmy to: między podzielonymi choćby polityką – także w rodzinach – uczniami Chrystusa, nie jest rzadkością, słowa te domagają się wyjaśnienia. Otóż w aramejskim sposobie mówienia, lubującym się w tego typu przeciwstawieniach, użyte przez Pana Jezusa określenie „mieć w nienawiści” nie ma tego znaczenia, co w języku polskim. Zwrot ten jest, w tym konkretnym przypadku, przeciwstawieniem sobie stopni miłości człowieka do różnych osób. Lepiej więc byłoby w języku polskim zdanie to zapisać w formie z Biblii wydanej przez Towarzystwo św. Pawła: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, lecz bardziej miłuje swego ojca i matkę, żonę i dzieci i braci i siostry, a także swoje życie, nie może być uczniem moim”.[3] Jeśli więc w nasze życie wkracza postać tak wyjątkowa, jak Bóg w osobie Jezusa Chrystusa, to nie można ponad miłością do Niego stawiać innej miłości.

Chrystusowi chodzi bowiem o to, że Bóg i Jego Królestwo wymaga miłości bezgranicznej, a więc takiej, której miłość ludzka nie może niczego przeciwstawiać. Sens tych słów jest więc taki: Pan Jezus nakazuje bardziej kochać sprawy Boże niż ludzkie, choć czasem staje się to człowieczym krzyżem. Ale tak właśnie winno być, bo tylko Bóg jest dobry i tylko Jezus Chrystus jest Drogą i Prawdą i Życiem,[4] a „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za (...) [Nim] nie jest [Go] godzien”.[5]

Walka o miłość i wierność Bogu nie może być też jakąś propagandową tylko fasadą kogokolwiek, nawet ludzi, którzy sami siebie nazywają „obrońcami Kościoła”, bo miłość i wierność są zasadą i fundamentem życia chrześcijańskiego, którą poznaje się po owocach. Dla nas oznacza to, że czasem jest to walka z całym otoczeniem, wobec którego trzeba dać świadectwo prawdzie. Przede wszystkim jednak jest to walka z samym sobą, zwłaszcza wówczas gdy sumienie mówi nam, co trzeba czynić, a my dla doraźnych korzyści postępujemy inaczej.

Bój o dobro i walka o miłość, o ewangeliczną jedność i prawdę, o wartości najwyższe, które pochodzą od samego Boga, który jest Miłością!

Siostry i Bracia – ten bój staje się moim krzyżem, który godnie niosę za Jezusem wówczas, gdy potrafię „mieć w nienawiści nadto i siebie samego”,[6] w tym sensie i w tym tylko znaczeniu, w jakim mówi to Jezus Chrystus, zwracając się do nas dzisiaj ze swoją Ewangelią.

Amen.

 


[1] J 3,16.

[2] Łk 14,26.

[3] Biblia, Edycja Św. Pawła 2015, tamże.

[4] Por. J 14,6.

[5] Mt 10,38.

[6] Łk 14,26.

22 zwykła C, 2022

Siostry i Bracia – musimy przyznać, że prawdziwa mądrość nas fascynuje, stąd podziwiamy ludzi rzeczywiście mądrych, a pewnie też trochę im zazdrościmy. Dzisiejsza Liturgia Słowa też mówi o mądrości, a to głównie za sprawą pierwszego czytania z Księgi Mądrości Syracha. Ta licząca pięćdziesiąt jeden rozdziałów księga, to jedna z należących do Starego Testamentu tzw. ksiąg mądrościowych. Jej pierwsza część, kończąca się wierszem 14 rozdziału 42, zawiera pełne mądrości wskazówki i rady, przeplatane hymnami i modlitwami. Część druga natomiast wysławia Mądrość Bożą, obecną i wyraźnie widoczną w całym dziele stworzenia oraz w dziejach i życiu ojców Narodu Wybranego.[1]

Fragment dzisiaj odczytany mówi o pokorze i pysze, przedstawiając tę pierwszą jako prawdziwą wartość, którą należy wybierać, bo ostatecznie to pokora czyni człowieka wielkim. A dzieje się tak dlatego, że Bóg, choć sam jest wszechpotężny i wielki, to właśnie w niej upodobał sobie, a pysznym się sprzeciwia, jak pisze św. Jakub w swoim liście.[2] Jako przykład podobnego myślenia warto przywołać przysłowia, które są mądrością narodów; polskie: pycha kroczy przed upadkiem, czy np. niemieckie: pycha i głupota rosną na tym samym drzewie.[3] W tym miejscu trzeba mocno podkreślić, że Boże widzenie pokory nie ma nic wspólnego z poniżaniem się, a jedynie łączy się z życiem człowieka przez jego wierność  dekalogowi  i właściwą relację do Stwórcy.

Kapitalną ilustracją tej objawionej mądrości jest sytuacja ewangeliczna, która opisuje wizytę Pana Jezusa w domu pewnego, niewymienionego z imienia, faryzeusza, gdzie zaproszeni goście wybierali sobie najlepsze miejsca przy stole. Przede wszystkim musimy pamiętać, że w symbolice biblijnej „uczta jest obrazem biesiady niebieskiej, a dopuszczenie do wspólnego stołu oznacza przyjęcie do tej wspólnoty. Największym zaś zaszczytem jest codzienne zasiadanie do stołu z samym królem.[4] Uczta o której mowa, to też uroczystość weselna na której wszyscy są równi i dzielą się radością z doświadczania Bożej miłości. I na tej uczcie – zgodnie z panującymi zwyczajami – prawo przyznawania miejsca nie jest przywilejem zaproszonego, ale gospodarza. Czy więc Pan Jezus zachęca nas do wybierania ostatniego miejsca przy stole? Wbrew pozorom nie do końca! Jezus wzywa nas jedynie do tego, by zgodnie z tradycją wybór miejsca pozostawić gospodarzowi, czyli w perspektywie ostatecznej samemu Bogu.

Wybieranie przez zaproszonego najlepszego miejsca jest również oznaką pychy, która jest matką wszystkich grzechów i szybko doczekać się może skarcenia, zwłaszcza wtedy, gdy gospodarz każe przesiąść się niżej – opuścić miejsce, które mu się nie należy. Pokorni pozostawiają sąd o sobie innym, w tym wypadku Bogu, który jest Sędzią sprawiedliwym i ukrywa się pod symbolicznym obrazem gospodarza. To Jego sąd, sąd Boga decyduje ostatecznie o ocenie naszej wartości i o naszym miejscu w Królestwie Bożym. Niech przykład Jezusa Chrystusa, Który uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci,[5] kształtuje nasze postawy.       Amen.

 


[1] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Kraków 2021, s. 440.

[2] Por. Jk 4,6.

[3] Dummheit und Stolz wachsen auf einem Holz.

[4] Por. 2 Sm 9,7.

[5] Flp 2,8.

21 niedziela zwykła C, 2022

Tak mówi Pan: Ja znam ich czyny i zamysły. Przybędę by zebrać wszystkie narody i języki”.[1] Siostry i Bracia – tak naprawdę słowa Pana Boga przywołane w pierwszym czytaniu z proroka Izajasza, wyrażają najgłębsze pragnienie ludzi, którzy – mimo tylu podziałów i różnic – w gruncie rzeczy chcieliby żyć w społeczności zgodnej i współpracującej ze sobą, bez wojen i nienawiści. „Tak mówi Pan: Ja znam ich czyny i zamysły. Przybędę by zebrać wszystkie narody i języki”. Są to przecież słowa spełniające wszystkie nasze, jak chleb powszedni oczekiwania. Zapowiadają bowiem i ukazują wizję jedności ludzi między sobą i z Bogiem. Dodajmy jedności już niczym niezagrożonej. I chyba to właśnie zdanie, uświadamiające nam, że Bóg – Stwórca doskonale zna nasze zamysły, jasno ukazuje zasadniczą różnicę pomiędzy naszymi działaniami, a tym co jest Bożym planem i oczekiwaniem. Bo przecież wbrew tym podstawowym pragnieniom i oczekiwaniom, o których mówimy, sami – przez egoizm, żądzę władzy i bogactwa oraz uzasadniające je teorie i ideologie – dzielimy się, żywiąc samych siebie brakiem miłości i nienawiścią!

Tę prawdę przypomina drugie czytanie z Listu do Hebrajczyków, którego autor pisze, że Bóg odnosi się do nas jako własnych synów, do których zwraca się i których po prostu prosi: „…zapomnieliście o napomnieniu, z jakim [Bóg] zwraca się do was jako do synów: Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karci”.[2]

Z tymi słowami w pełni koresponduje nauka Ewangelii, w której Chrystus mówi o ciasnych drzwiach, przez które wchodzi się do Królestwa Bożego. Ewangelia ta jest odpowiedzią na zadane Mu pytanie: „Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?”.[3] Być może wybrzmiewa tu ślad faryzejskiej koncepcji głoszącej, że zbawienie jest dla wybranych, w domyśle dla tych tylko, którzy zachowują prawo. Wiemy przy tym dobrze, jak liczne i drobiazgowe były owe przepisy prawne. Wynikały one z tego, że faryzeusze twierdząc, iż wypełnienie zapisanej w Prawie woli Boga wymaga dokładnego jej poznania, mnożyli zasady, które stawały się coraz bardziej szczegółowe, zwłaszcza te rytualne. Człowiek bowiem – jak uczyli – bez znajomości Prawa i jego drobiazgowej wykładni, nie może być uznany za sprawiedliwego, a wręcz znajduje się w stanie potępienia.

Pan Jezus jednak, podejmując ten wątek, ukazuje siebie jako Pana domu, który ma władzę otworzyć drzwi zbawienia dla każdego i zamknąć je przed pozorantami, czyli fałszywymi uczniami. Zatem nie Prawo samo w sobie zbawia, ale Bóg. Druga natomiast część tej wypowiedzi musi nas poruszać. Okazuje się bowiem, że będą i tacy, którzy zostaną wyrzuceni na zewnątrz. To, to zdanie: „Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. W przechodzeniu przez ciasną bramę zbawienia nie liczy się więc sama formalna przynależność do Jezusa i Jego Kościoła, gdyż nie wystarczy z Nim jadać i pić. Do zbawienia potrzeba osobistego wysiłku, zerwania z grzechem i nawrócenia, ale i co najważniejsze: życia wiarą i miłością. Bo „Kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga, bo Bóg jest miłością”.[4]

Amen.

 


[1] Iz 66,18.

[2] Hbr 12,5.

[3] Łk 13,22-30.

[4] Por. 1J 4,7; zob. też ks. ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Kraków 2021, s. 437.


Wniebowzięcie NMP

Bracia i Siostry – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny to najmłodszy dogmat Kościoła, ogłoszony przez papieża Piusa XII z okazji roku świętego 1950. Odejście MARYI do nieba to tajemnica równie niezgłębiona jak zmartwychwstanie Jezusa. Nigdy też nie zostało ono nazwane śmiercią Maryi, co najwyżej Jej zaśnięciem. Język Kościoła używa na tę okazję łacińskiego słowa „translatio” – przeniesienie, bądź „dormitio”, co język polski wyraża słowem: „zaśnięcie” Matki Bożej.

O wniebowzięciu Maryi nie wspominają Ewangelie, milczą na ten temat Dzieje Apostolskie. Jednak od pierwszych wieków chrześcijaństwa istniało przekonanie o cudownym odejściu Maryi z tego świata. Poprzez wieki Wniebowzięcie próbowała wytłumaczyć teologia, opisać literatura mistyczna, a także sztuka chrześcijańska, stąd brak biblijnych źródeł szybko zastąpiły apokryfy i liczne legendy maryjne.

Według jednej z nich, trzy dni przed zaśnięciem ukazał się Maryi Archanioł Michał, by zwiastować Jej zbliżający się kres ziemskiego życia. Ta piękna legenda mówi, że ofiarował on Maryi zerwaną w rajskim ogrodzie gałąź drzewa palmowego, która gwarantowała ochronę przed napadami demonów. W innym miejscu jest też barwny opis ostatnich ziemskich chwil Maryi: Apostołowie przybywają na chmurach z czterech stron świata, by towarzyszyć Matce Chrystusa. Wokół pogrzebu Maryi też narasta wiele szczegółów, a zebrawszy je, otrzymujemy taki obraz: przed żałobną procesją kroczy św. Jan, który niesie rajską palmę. Ale w kondukcie pojawia się i bezbożny Jefoniasz, który próbował wywrócić Jej mary, za co ukarał go Michał Archanioł odcięciem bezbożnej dłoni. Jednak i w tej historii występuje motyw wychowawczy: Jefoniasz się nawrócił, a św. Piotr go uzdrowił przywracając odciętą dłoń.

Te i inne obrazy, a także teksty – koniecznie trzeba tu wspomnieć pochodzącą z II wieku modlitwę „Pod Twoją Obronę” – powstałe w pierwszych wiekach chrześcijaństwa stały się źródłem z którego czerpali autorzy średniowiecznych miniatur, obrazów i płaskorzeźbionych tympanonów zdobiących portale katedr. One wszystkie wyrażały wiarę, że Ta, która Boga na świat nam przyniosła, nie uległa skażeniu i jako pierwsza, po swoim Synu, zmartwychwstała.

Tę prawdę wyraża także dzisiejsza liturgia sprawowana w uroczystość Wniebowzięcia NMP. To w niej za wstawiennictwem Wniebowziętej prosimy Boga, byśmy uczyli się żyć tak jak Ona, zasługując w ten sposób na zmartwychwstanie i przebywanie z duszą i ciałem w domu Ojca.

Amen.


20 zwykła C, 2022

Siostry i Bracia – Prorok Jeremiasz, autor księgi której fragment usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu, jest pod każdym względem wyjątkowy. Wpierw dlatego, że jego księga złożona z 52. rozdziałów jest najobszerniejsza w Starym Testamencie. Dalej, ponieważ jego relacje z Bogiem, ale także z Narodem Wybranym, tak bardzo przypominają te, których doświadczył Pan Jezus. Wcześniej bowiem żaden inny prorok nie przeżył tak szczególnej bliskości z Bogiem, jak właśnie Jeremiasz, który swą prorocką służbę rozpoczął jako osiemnastoletni młodzieniec i tak naprawdę nigdy nie miał tego, co zwykliśmy nazywać życiem prywatnym. Powołany przez Boga jeszcze w łonie matki, by uczciwie wypełnić misję proroka, nigdy nie założył rodziny, a jego prorockie posłannictwo sprawiło, że wielokrotnie musiał swemu narodowi zapowiadać surowe doświadczenia i upadek. Izrael nie chciał jednak pokutować i rezygnować z bogactwa oraz dobrodziejstw dających mu poczucie sytości i dobrobytu, stąd słuchał wyłącznie fałszywych proroków wieszczących mu „pokój i bezpieczeństwo”. Dlatego Jeremiasza, głoszącego konieczność nawrócenia i pokuty, uznano za zdrajcę i oskarżono o brak patriotyzmu. To skutkowało wyrokiem skazującym, wydanym na proroka przez rodaków, którzy mieli dość jego ostrzeżeń i nawoływań do powrotu na drogę Bożego prawa. Działo się to zaś w roku 586 przed Chr., gdy pod murami Jerozolimy stanęły wojska babilońskie: „Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa. Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia” – słyszeliśmy.[1] Te wszystkie elementy żywo przypominają reakcje Arcykapłanów, faryzeuszów, saduceuszy i starszych, czyli Sanhedrynu, na działalność i nauczanie Chrystusa. Były też powodem aresztowania Pana i oskarżeń kierowanych przeciw Niemu, łącznie z domaganiem się kary krzyża i wydanym na Niego wyrokiem, bo „lepiej jest dla was, aby jeden człowiek umarł za lud, niżby miał zginąć cały naród” – argumentował Kajfasz, najwyższy kapłan tego roku.[2]

Jak bardzo z tym wszystkim koresponduje nauka proklamowanej przed chwilą Ewangelii, którą zdominowały dwa słowa: ogień i rozłam. Paradoksalnie, bo przecież jednym z największych darów jakie przyniósł światu zmartwychwstały Jezus jest pokój![3] Już Jan Chrzciciel głosił, że Mesjasz chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. I to ten ogień towarzyszy całemu nauczaniu Jezusa, bo jest to ogień oczyszczenia i sądu, który w pełni rozbłysnął w decydującym momencie dziejów ludzkości, mianowicie w czasie śmierci Pana na krzyżu i Jego zmartwychwstania. A wobec tych spraw nie można przejść obojętnie, stąd trzeba się opowiedzieć za Jezusem lub przeciw Niemu. Tak naprawdę, to właśnie jest źródłem wszelkich ludzkich podziałów, które zawsze rodzą się, gdy pojawia się niewierność prawu Bożemu i Ewangelii. Dotyczy to także podziałów, jakie dziś antagonizują Polaków, choć często ich źródło przykrywa się fałszywą retoryką religijną i skażoną, fasadową tylko pobożnością, która nie wynika z nauczania Chrystusa.

Módlmy się dziś dla nas wszystkich o czystą i nieskazitelną wierność Bogu.                                                     

Amen.

 


[1] Jr 38,4.

[2] J 11,50.

[3] Por. tamże 20,19.

19. zwykła C, 2022

Bracia i Siostry –wszystkie czytania, które usłyszeliśmy dzisiaj wpisują się w nasze życie i w wszelkie związane z nim problemy. Mówią bowiem o wierze i naszej ludzkiej nadziei, powiązanej z oczekiwaniem rzeczy przyszłych, które dla każdego człowieka są naturalną konsekwencją przemijania, czyli upływu czasu.

Wpierw czytanie pierwsze, wyjęte z powstałej w II wieku przed Chrystusem Księgi Mądrości. Nawiązuje ono do wydarzenia z XIII wieku przed narodzeniem Pana Jezusa, mianowicie do Paschy rozpoczynającej wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej. Gdy Księga Mądrości powstawała, Naród Wybrany znajdował się w sytuacji szczególnie uciążliwej dla niego niewoli syryjskiej i narzucanej mu wówczas kultury greckiej, która wraz z wielobóstwem, kultem wielkiej liczby bogów, wymierzona była w wiarę Boga Objawienia, czyli Jedynego Boga. Dodajmy, że uznany za jednego z największych myślicieli, żyjący w V w. przed Chrystusem filozof Sokrates, został skazany na śmierć, bo oskarżono go o ateizm, nauczał bowiem iż prawdziwy Bóg jest tylko Jeden!

O wierze i oczekiwaniu mówi też odczytany fragment Listu do Hebrajczyków, a także proklamowana Ewangelia, a w niej zwłaszcza słowa: „Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie”.[1]

W tym momencie powtórzmy, że czytania które usłyszeliśmy, wpisują się w nasze życie i w to wszystko, co dzisiaj przeżywamy. Wciąż towarzyszą nam bowiem spory toczone na wszystkich płaszczyznach. Stąd są wśród nich i te, które często ubierane są w trochę fałszywą troskę o czystość religii, a tak naprawdę pomijają naukę Chrystusa. To głównie problem mieszania religii z polityką. Przypomnijmy to, co Jezus powiedział w związku z pytaniem o płacenie podatków Cezarowi. Zażądał On wtedy, by pokazano Mu monetę podatkową. A gdy to uczyniono powiedział: „Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”.[2] Spośród różnych współczesnych dyskusji wymieńmy jeszcze – z całym szacunkiem dla każdego człowieka i indywidualnych jego historii – instytucję małżeństwa, rodziny i wiarę w Jedynego Boga. Dzisiejsze ideologie usiłują bowiem przekonać ludzi, że tradycyjna rodzina i małżeństwo to przeżytek, bo każdy z każdym może tworzyć rodzinę. Wreszcie wmawia się też ludziom, że wiara jest czymś nienowoczesnym, jednak bez odpowiedzi na pytanie, czym jest oraz na czym polega tak rozumiana nowoczesność.

Powiedzmy to wyraźnie: Chrystus uczy nas i wymaga szacunku dla każdego człowieka; inaczej myślącego, innej rasy i inaczej funkcjonującego, ale to nie znaczy, że w związku z tym trzeba zawłaszczać np. tęczę, biblijny symbol zawartego po potopie przymierza Boga z Noem. Takie rzeczy miały już miejsce w historii, gdy naziści zawłaszczyli swastykę, starożytny symbol łamanego krzyża, który we wczesnym już chrześcijaństwie oznaczał wschodzące słońce – Mesjasza, a komuniści przywłaszczyli sobie symbol betlejemskiej gwiazdy, nazywając Lenina nowym mesjaszem.

Bądźmy więc trzeźwi i czuwajmy, jak apeluje do nas św. Piotr w swoim liście, czuwajmy, by przychodzący Pan zastał nas czuwających, gdy nadejdzie.

Amen


[1] Łk 12, 37.

[2] Mt 22,21.

18 niedziela zwykła, C 2022

Bracia i Siostry – Wydawać się może, że autor pierwszego czytania nazywając wszystko „marnością”, był człowiekiem bardzo rozczarowanym i zgorzkniałym z powodu złych doświadczeń z jakimi się mierzył. Uważna jednak lektura Księgi Koheleta dowodzi, że słowa te są jedynie efektem głębokich przemyśleń autora, wynikających z przeżyć iż to, co jest zwykłym pragnieniem człowieka – dodajmy: każdego z nas – to wszystko, już zdobyte, nikomu nie daje prawdziwego szczęścia, gdyż nie jest czymś trwałym, a więc wiecznym. Po prostu, wszystko przemija!

To właśnie doświadczenie, poparte już jednak objawieniem, pozwoliło Koheletowi na niezwykłą konstatację, wyrażoną w formie nakazu – stwierdzenia: „Boga się bój i przykazań Jego przestrzegaj, bo cały w tym człowiek![1] Myśl zatem jest taka: jedynym sensem i celem życia człowieka jest Bóg, bo tylko On może zapewnić mu pokój i wieczne szczęście. Wszystko zaś, co nie pochodzi od Boga jest przemijającą marnością.

I do tej właśnie myśli nawiązuje w Ewangelii Pan Jezus. Oto ktoś z tłumu, powodowany zapewne chciwością, zażądał, by Zbawiciel rozstrzygnął jego spór o spadek. Stąd właśnie bierze się nauka Chrystusa, w której Zbawiciel ostrzega przed zachłannością. A jest ona jednoznaczna: „Strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia”.[2] Podobne ostrzeżenie zawiera kolejna przypowieść, tym razem o chciwym rolniku. I ta nauka kończy się równoznacznym stwierdzeniem, że ów rolnik, przez chciwość, usunął ze swego serca Boga. Tyle bowiem w Biblii znaczy słowo „głupi”. Głupim po prostu jest ten, kto z własnej winy, przez każdy z grzechów, ogólnie nazywanych głównymi, utracił bliskość zjednoczenia z Bogiem – Stwórcą wszystkiego.

Przywołajmy raz jeszcze słowa Chrystusa, powtarzając je jako przestrogę, dziś kierowaną do każdego z nas, którzy na co dzień ulegamy podobnej, czy wręcz tej samej pokusie, by jak mówił święty Jan Paweł II „więcej mieć niż bardziej być”. To mówi Pan: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadził dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem”.[3]

Amen.


[1] Koh, 12,13.

[2] Łk 12, 15.

[3] Łk 12,20-21.

17. niedz. zw. C, 2022

Bracia i Siostry – Gdy wsłuchamy się w odpowiedź Chrystusa na prośbę uczniów o to, by nauczył ich się modlić, od razu zauważymy, że podana im przez Pana modlitwa Ojcze nasz wyrasta z Jego osobistych rozmów z Ojcem. Każda przecież rozmowa Jezusa z Bogiem, a znamy je z relacji ewangelistów, miała podobny schemat: Ojcze jeśli tego chcesz, Ojcze Twoja niech się stanie wola, Ojcze nie jak ja chcę, ale jak Ty. Pełnienie woli Ojca zawsze było najważniejszym celem Pana Jezusa. Świadczy o tym i to potwierdza choćby wypowiedź Chrystusa zapisana w 6. rozdziale Ewangelii według św. Jana: „ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał”.[1] Ten sposób myślenia Pana w symboliczny sposób pieczętują także słowa, wypowiedziane przez Niego tuż przed śmiercią na krzyżu, a zapisane przez św. Łukasza: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego.[2]

Dokładnie ta sama intencja i te same modlitewne cele są obecne w modlitwie Ojcze nasz, której uczy uczniów Chrystus; w modlitwie którą większość z nas odmawia codziennie; i w modlitwie, w której, tak jak sam Pan, zwracamy się do Boga mówiąc: Ojcze nasz. Tak to duch rozmów Jezusa z Ojcem został przekazany nam, stąd i my powtarzamy: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie.

Siostry i Bracia – Odmawiając Modlitwę Pańską rozważajmy przeto jej słowa, bo one są wiążące, zobowiązując uczniów, a więc każdego z nas, do wierności Bogu Ojcu na wzór Chrystusa, Bożego Syna, a naszego Brata.

Amen.

 


[1] J 6, 38.

[2] Łk. 23, 46.

16 niedziela zwykła C, 2022

Bracia i Siostry – Tak naprawdę – i wielokrotnie – każdy z nas znajduje się w sytuacji Marty, siostry Marii i Łazarza, bohaterki odczytanej Ewangelii. A jest tak dlatego, że w tym zagonionym świecie stale mamy zbyt wiele do roboty, a przy tym czas coraz szybciej ucieka i ciągle jest go za mało. Często też brakuje już nam sił, stąd jesteśmy zdenerwowani nie widząc możliwości podołania wszystkiemu. Wtedy to zwykle narzekamy na swój los, a zdarza się nawet, że szemrzemy przeciw Bogu. W takich to chwilach życia i do każdego z nas mówi Pan Jezus: troszczysz się i niepokoisz o wiele.[1]

Spróbujmy więc – Siostry i Bracia – choćby przez chwilę, uświadomić sobie naszą sytuację, przede wszystkim naszą przygodność, czyli przemijanie i ograniczoność ludzkich możliwości. Jako ludzie wierzący powiemy, że dla nas jest to oczywiste, bo to Bóg dał nam siły i określony czas, bo zostaliśmy stworzeni i nie jesteśmy wszechmocni, ani wieczni. I dalej powiemy, że mimo to, każdemu z nas Bóg daje tyle czasu i tyle sił, ile potrzeba do spełnienia zadań, które Stwórca postawił przed nami, a więc tyle, ile każdy z nas musi mieć, by odkryć i wypełnić swoje powołanie.

Często jednak w naszym życiu jest inaczej. Co rusz bowiem, wbrew naszemu powołaniu, samowolnie, robimy to i tylko to na co mamy ochotę, czyli to, co nie wynika z naszego powołania, a więc tym samym nie jest zgodne z wolą Bożą i jako takie jest jakimś naszym sprzeciwem wobec tej woli; jest wyłącznie naszym egoistycznym chceniem, które tylko nam samym ma służyć. W takich sytuacjach możemy być pewni, że będzie brakować nam i czasu, i sił. Możemy być pewni, że wewnętrznie rozdarci i pełni niepokoju przeżywać będziemy złe nastroje, nie mogąc porozumieć się i z Bogiem i z ludźmi.

A potrzeba mało, albo tylko jednego,[2] tak jak przez Martę mówi nam dzisiaj Pan Jezus. Trzeba poznać to tylko, co chce od nas Bóg i to trzeba czynić. Nic innego. Tak naprawdę przecież i my sami, jak ewangeliczna Maria, zawsze jesteśmy u stóp Chrystusowych. Jesteśmy u Jego stóp, gdy słuchamy Ewangelii i kiedy staramy się usłyszeć to, co On chce nam powiedzieć, byśmy poznali to, czego od nas oczekuje. Tyle i tylko tyle!

Uczmy się na co dzień – Bracia i Siostry – tej obecności przed Bogiem, której dzisiaj uczy nas Maria. Obecności w ciszy, kiedy to, w głębi duszy można usłyszeć głos Boga.

Amen.

 


[1] Por. Łk 10,41.

[2] Por. J 10,42.


15. niedziela zwykła, C

Bracia i Siostry – pytanie przywołane w odczytanej przed chwilą ewangelii jest pytaniem egzystencjalnym. Brzmi ono bowiem „co trzeba czynić, aby osiągnąć życie wieczne”.[1] A zwrócił się z nim do Pana Jezusa pewien uczony w Prawie, chcąc wystawić Go na próbę. Cały ten dialog, między owym uczonym, a Chrystusem, sprawił jednak, że podniesiona kwestia stała się pytaniem zasadniczym i uniwersalnym, stawianym przez ludzi wszystkich czasów, choć nie zawsze jego adresatem jest Chrystus. Jednak dla nas, chrześcijan, to On jest osobą najbardziej kompetentną, która może na tak sformułowane pytanie odpowiedzieć, gdyż sam jest tym, który zstąpił z nieba i który jest zmartwychwstaniem i życiem.[2]

Odpowiedź Jezusa jest przypomnieniem przykazania miłości, symbolicznie zapisanego w przepięknej przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, którą kończy polecenie, kierowane w rzeczywistości nie tylko do zadającego pytanie uczonego w Piśmie, ale do każdego słuchacza, czyli i każdego z nas: „idź, i ty czyń podobnie![3] Idź, a nie stój wygodnie w miejscu. Idź i nie czekaj, aż potrzebujący przyjdą do ciebie; są przecież takie rany, które odbierają chęć proszenia. Idź więc. Może wcale nie musisz iść daleko. Może znajdziesz potrzebującego pomocy, twojej rady i dobrego słowa, gdzieś blisko ciebie. Idź nie czekając, aż ubogi zacznie prosić. Sam podejdź, przybliż się i usłuż bez proszenia. I nie myśl tylko o ciele. Patrz dużo głębiej, zajrzyj też w duszę, a zobaczysz ilu jest na świecie ludzi zranionych, pozbawionych nadziei i pokoju, które trzeba im przywrócić.

Idź i ty czyń podobnie!” – jak bohater odczytanej Ewangelii, na którego miejscu tutaj i teraz stoi każdy z nas. Bo dzisiaj Chrystus kieruje te słowa właśnie do nas, wskazując nam nasze powołanie do ciągłego dawania świadectwa. Nie oglądajmy się więc i nie patrzmy, czy cierpi ktoś bliski, czy obcy. Niech nam wystarczy, że jest to człowiek w potrzebie.

Czasem ludzie myślą, że można dojść do Boga przechodząc obojętnie obok drugiego człowieka. Nigdy nie myślmy w ten sposób. Bóg przyszedł do nas jako człowiek, w ludzkim ciele i dlatego przychodzimy do Niego przez człowieka. Cokolwiek bowiem czynimy drugiemu człowiekowi Jemu samemu czynimy.[4]

Amen.

 


[1] Por. Łk 10, 25.

[2] Por. J 11,25.

[3] Łk 10, 37.

[4] Por. Mt 25,40.

14. niedziela zwykła C, 2022 r.

Bracia i Siostry – „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało;” i wyznaczył Jezus „jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch uczniów i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał”.[1] Nie obiecywał im niczego w zamian, nie mówił, że ludzie będą ich chwalić i im dziękować. Przeciwnie, wskazywał trudności, gdy mówił: „Posyłam was jak owce między wilki”.

I poszło siedemdziesięciu dwóch, tak jak kazał Jezus. Okazało się przy tym, że wystarczyło im wiary, by ludziom przybliżać Chrystusa, wystarczyło wiary, by spełniać dobro, uzdrawiać chorych i wyrzucać złe duchy. Dlatego wrócili uradowani. Wrócili z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zbawiciel zaś wysłuchał ich relacji i choć owoce apostolskich działań uczniów były znaczne, nie je uznał za ostateczny powód do radości. „...nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.[2]

To zdanie Jezusa jest dla nas wszystkich ważne, nawet najważniejsze. Znaczy ono bowiem tyle, że zawsze możemy się cieszyć z dobrze spełnionego obowiązku, który wynika z powołania ucznia. A to powołanie nie jest jakimś szczególnym wezwaniem. Jest ono powołaniem chrześcijańskim i jako takie skierowane jest do każdego ucznia, a więc i każdego z nas. Tego uczy odczytana Ewangelia, w której jest mowa o żniwach. Żniwa są tu obrazem sytuacji Kościoła, w którym, ale i poza którym, są miliony ludzi głodnych Boga.

Dlatego Chrystus wysyła nie tylko kapłanów, ale wszystkich uczniów, którzy mają dawać świadectwo. Tę prawdę przypomina Sobór Watykański II, stwierdzając po prostu, że powołanie chrześcijańskie jest z natury swojej również powołaniem do apostolstwa. Apostolstwa w którym uczestniczą wszyscy: kapłani, zakonnice, zakonnicy i świeccy. Oznacza to, że mamy świadczyć o Jezusie naszą pracą i naszym życiem. Świadczyć o Jezusie, biorąc czynny udział w życiu rodzinnym, zawodowym i społecznym, zabiegając o to, by porządek społeczny budować w oparciu o wartości, których źródłem jest Chrystus i Jego Ewangelia, których źródłem jest sam Bóg. I w tym sensie żadne sprawy dziejące się wokół nas nie są obojętne. Nie jest też obojętna nasza bierność tłumaczona „bo to i tak nic nie zmieni” i nie jest obojętne nasze milczenie, i nie upominanie się o słuszne prawa. Prawa, u podstaw których musi stać prawda i miłość, Miłość, która jest z Boga i jest samym Bogiem.

Ta Miłość niech przenika nasze życie, a my ciągle dawajmy Jej wyraz w naszych czynach, świadcząc przed dzisiejszym światem o tym, co Ona dokonuje się w nas.

Amen


[1] Por. Łk 10,1-12.

[2] Por. tamże 10,17-20.

13 zwykła C, 2022 r.

Bracia i Siostry – niezwykłe jest czytanie z Księgi Królewskiej opisującej powołanie Elizeusza. Jest to ciekawy opis. Okazuje się bowiem, że Eliasz nie odnalazł Elizeusza zagłębionego w modlitwie i oczekiwaniu na znak od Boga, dotyczący jego powołania. Przeciwnie, Elizeusz orał pole! Ta sytuacja uświadamia nam, że Boże wezwanie i każde mówienie Boga spotyka nas w naszej codzienności, często całkiem nieoczekiwanie. A jest tak dlatego, że Boże powołanie jest darem, który daje sam Bóg i On jest jego wyłącznym źródłem. Tak było w przypadku Mojżesza i proroków, choćby Izajasza, Ezechiela, czy Amosa. Tak dzieje się i w czasie powoływania przez Jezusa uczniów, którzy byli zwykłymi rybakami.[1]

Ewangelia też opowiada o trzech powoływanych naśladowcach Chrystusa, z których dwom w pójściu za Jezusem przeszkodziły – po ludzku sądząc – ważne sprawy. W pierwszym momencie zdziwienie może jednak wywołać inna sytuacja. Oto bowiem dwaj apostołowie, Jakub i Jan, gwałtownie zareagowali na niegościnność Samarytan, pytając Jezusa: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich”.[2] Wprawdzie Chrystus zabronił im tego, ale za chwilę sam nie pozwolił powoływanym przez siebie pogrzebać ojca i pożegnać swoich w domu.[3]

Nasuwa się zatem wątpliwość, jak to jest, przecież Zbawiciel tyle mówi o miłości, a przyjmując krzyż daje przykład miłości największej! Gdy jednak te same słowa usłyszymy w kontekście nauki o Królestwie Bożym, na którą uzasadniając takie postawienie sprawy powołuje się Jezus, zrozumiemy Jego stanowczość. Królestwo Boże jest bowiem największym „skarbem” i „perłą drogocenną” z przypowieści, dla niego więc nie tylko warto, ale i trzeba poświęcić wszystko.[4]

Dotykamy tu też problemu ludzkiej wolności, ku której „wyswobodził nas Chrystus”.[5] Wolność, tak różnie rozumiana, gdy sprowadza zło grzechu, prowadzi ludzi do nowej niewoli. To przed nią ostrzega Apostoł. Dziś zapomina się o tym, głosząc wolność pojętą jako absolutna swoboda czynienia wszystkiego, nawet wbrew zapisanemu w Dekalogu prawu natury.

Św. Jan Paweł II uczył: „Chodzi o wyzwolenie człowieka (…), o wolność serca. Wyzwolenie w znaczeniu społecznym czy też politycznym nie jest właściwym mesjańskim dokonaniem Chrystusa. Z drugiej strony należy stwierdzić, iż bez tego wyzwolenia, jakiego On dokonuje, bez uwolnienia człowieka od grzechu, od każdej odmiany egoizmu, również żadne rzeczywiste wyzwolenie w znaczeniu społeczno-politycznym nie może się dokonać. (…), jak długo człowiek poddany jest grzechowi i kłamstwu, jak długo dominują namiętności, a z nimi wyzysk i różne formy opresji”.[6] Wolność prawdziwa polega więc na dążeniu do pełni, do doskonałości, której wzorcem jest Bóg, na podobieństwo Którego zostaliśmy stworzeni. To dlatego Chrystus zachęca nas: „Bądźcie więc wy doskonali jak doskonały jest wasz Ojciec Niebieski”.[7]

Amen.

 


[1] Por. Ks. Ks. P.Śliwiński, M.Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Kraków 2021, s. 351.

[2] Łk 9,54.

[3] Por. tamże, 9,57-61.

[4] Por. Mt 13,44-46.

[5] Gal 5,1.

[6] Jan Paweł II, Wierzę w Jezusa Chrystusa Odkupiciela, Liberia Editrice Vaticana 1989, ss. 460-461.

 

[7] Mt 5,48.

12 zwykła C, 2022., C

Bracia i Siostry – święty Łukasz, wraz ze świętymi Mateuszem i Markiem, opisuje wydarzenie, które – jak notuje Mateusz – miało miejsce pod Cezareą Filipową. To tam, gdy Jezus modlił się na osobności, zwrócił się do uczniów z zapytaniem za kogo uważają Go tłumy.[1] Proste pytanie, ale jest ono jednym z najważniejszych, jakie zadano w historii ludzkości. Pytanie, które powraca w każdym pokoleniu, a więc i w życiu każdego z nas. Za kogo więc uważamy Jezusa? Jeżeli odpowiemy tak, jak Piotr Apostoł: „Za Mesjasza Bożego”,[2] to musimy uznać też słowa z Listu św. Pawła do Galatów: „wszyscy dzięki wierze jesteście synami Bożymi (…) bo wszyscy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie Jezusie (…) Nie ma już Żyda, ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego”.[3] To zaś oznacza, że wszyscy ludzie są równi i właśnie jako tacy są braćmi i siostrami. W sposób zaś szczególny są nimi chrześcijanie, gdyż przez chrzest – jak mówi Pismo – przyoblekli się w Chrystusa.[4] Słowa te znaczą, że od Chrystusa otrzymaliśmy nowe życie, tę wyłączną własność Boga, co jest nieogarnionym darem dla nas. To dzięki niemu wszyscy staliśmy się równymi w powołaniu i łasce. Święty Paweł oddaje to słowami, które w historii były odczytywane jako rewolucyjne, ale i jako skandaliczne. Idzie o to zdanie: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika, ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety”.[5] Podobnie i współcześnie są ludzie, którzy w tym zdaniu doszukują się rzekomo zawartej w nim ideologii gender, mówiącej o anulowaniu roli płci biologicznej i skupieniu się na jej kulturowo-społecznym i psychologicznym znaczeniu. Tymczasem Apostoł rzeczywiście ogłasza rewolucję, ale rewolucję krzyża, która jednak wyłącznie oznacza wolność i nowe życie odzyskane przez człowieka, dzięki Bogu i w Nim. Krzyż nie znosi przeto płciowości wynikającej z samej natury stworzenia, a tym samym należącej też do istoty człowieka. Wyraźnie mówi o tym Księga Rodzaju, stwierdzając: „I stworzył Bóg ludzi na swój obraz: na obraz Boży ich stworzył. Stworzył ich jako mężczyznę i kobietę”.[6]

Bez względu zatem na różne okoliczności życia, wobec Boga, w powołaniu i łasce, wszyscy jesteśmy równi. I to właśnie sprawia Krzyż Chrystusa, a ten świat nie jest w stanie odebrać nam, nawet w najbardziej skrajnych okolicznościach, jak chociażby tocząca się w Ukrainie wojna, ten świat nie jest w stanie zniweczyć wolności i godności, które w Jezusie Chrystusie otrzymaliśmy. Powtórzymy: bez względu na różne sytuacje należymy do Pana i nic nie może odłączyć nas od Jego miłości. To niezwykle ważne Boże zapewnienie zostało zapisane w Liście św. Pawła do Rzymian: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? (…). Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? (…). Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? (…). I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie (…) nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”.[7]

Amen.

 


[1] Por. Łk 9,18-24; zob. też Mt 16,13-20 i Mk 8,27-30.

[2] Tamże, 9,20.

[3] Ga 3, 26-29.

[4] Tamże.

[5] Por. Ks. Ks. P.Śliwiński i M.Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Warszawa 2021, s. 345.

[6] Rdz 1,27; tłum. Biblia, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2015.

[7] Rz 8,31-39.

Boże Ciało 2022 r., C

Siostry i Bracia – odczytana Ewangelia według św. Łukasza jest fragmentem, obecnej u wszystkich ewangelistów, relacji związanej z cudem rozmnożenia chleba na pustkowiu. Święty Jan pisząc o tym cudzie dodaje takie zdanie: „a kiedy ludzie z tłumu zauważyli iż nie ma wśród nich Nauczyciela, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: Rabbi, kiedy tu przybyłeś”.[1] Całe zaś wydarzenie – w sensie obrazowym – zapowiada pierwsze czytanie z księgi Rodzaju, w którym jest mowa o Melchizedeku, królu Szalemu, który wychodząc naprzeciw Abrahama błogosławił go, a niosąc chleb i wino wielbił Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi.[2]

Tak oto, po cudownym rozmnożeniu chleba, tłumy podążyły za Jezusem na drugą stronę jeziora Genezaret, do Kafarnaum, gdzie Pan się zatrzymał. Ludziom podobał się cud i z otwartymi gębami patrzyli jak Nauczyciel paroma chlebami nakarmił kilkutysięczną rzeszę. Najedli się do syta, a jeszcze resztki zostały! Poszli więc za Jezusem. Szli nie bacząc na odległość. Warto iść za kimś –  myśleli – kto zdejmie z głowy troskę zdobywania chleba i nakarmi. Gotowi byli uwierzyć w Jezusa, uznać że jest On wysłannikiem Boga i Jego prorokiem, nawet oczekiwanym Mesjaszem. Leżało to w ich naturze, ludzi ostrożnych, lecz  przyzwyczajonych do tego, że Bóg daje. Poszli więc do Kafarnaum sądząc, że znów dostaną chleba, tego samego co wczoraj, na pustyni.

Słońce było już wysoko, gdy znaleźli Jezusa. Musiał poznać czego chcą. Pewnie znowu byli głodni, a ich wygłodniałe oczy łapczywie patrzyły na Jego ręce, z taką łatwością łamiące ubiegłego wieczoru chleb dla tysięcy. A może po prostu powiedzieli tak: Daj nam chleba! Przyszliśmy za Tobą i pójdziemy dokąd zechcesz, daj nam tylko jeść, nakarm nas, bo nie mamy już sił i jesteśmy głodni.

Faktem jest, że właśnie wtedy Jezus zaczął mówić o sobie jako chlebie żywym: „Ja jestem chlebem życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go je, nie umrze. (…). Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”.[3] Tego się nie spodziewali, zaczęli się wręcz sprzeczać: jak ON może dać swoje Ciało na pożywienie! To krzyżowało ich plany. Nie był to już więcej ten Bóg, który załatwiał wszystko. Teraz – okazało się – zażądał wiary, oczekiwał bezinteresowności. Dlatego odeszli. Poszli kłócąc się między sobą o to, jak On da swoje ciało na pokarm. „Trudna jest ta mowamówili Któż jej słuchać zdoła”, i odeszli. Zrozumieli, że nie będzie takiej manny, jak za czasów Mojżesza na pustyni.

Ludzie zbyt często oczekują od Boga, by Ten zajmował się wszystkim, zdejmując z ich barków codzienne troski, a do tego odpowiadał za wszystkie, zwłaszcza najgłupsze działania ludzkie. I współcześni nie różnią się pod tym względem od Żydów, bohaterów tej Ewangelii. I my – Bracia i Siostry – niejednokrotnie myślimy podobnie i mamy zbieżne odczucia, a nasze oczekiwania względem Boga przybierają kształt pretensji kierowanych do Niego lub pod adresem Kościoła; aż nadto często w formie inwektyw, czy bluźnierstw.

Zastanówmy się zatem jaki jest nasz stosunek do Boga i do Kościoła, który przecież my sami tworzymy, i za który odpowiadamy. Wszak częstokroć i my nie rozumiemy Jezusowych nauk, nawet nie staramy się ich poznać i zrozumieć, choć uważamy, że najlepiej wiemy jak Kościół powinien nauczać, czym wolno mu, a czym nie się zajmować oraz  jakiej, w cudzysłowie, unowocześnionej Ewangelii Jezusa Chrystusa potrzeba naszym czasom. Często też nie rozumiemy nauki o chlebie, którym jest sam Chrystus, Jego ciało i krew wydane za życie świata. Tę naukę przypomina codzienna modlitwa, Modlitwa Pańska, w której po słowach „Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”, prosimy: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Ten powszedni chleb, ludzki chleb, o który prosimy, ma nie tylko zaspokajać głód ciała, ale także – pewnie nawet przede wszystkim – głód ludzkiego ducha, pozwalając ludziom żyć zgodnie z ich powołaniem i godnością. Chleb, który zstąpił z nieba, chleb żywy, którym jest sam Jezus.

Módlmy się Bracia i Siostry, by dzisiejszy dzień, tak uroczysty, dzień, który jest w jakimś sensie podsumowaniem ciągu wydarzeń i objawień nauki o Chlebie Żywym, pomógł nam na co dzień żyć chlebem eucharystycznym. Wielbię Ciebie, w każdym momencie, o żywy chlebie nasz w tym sakramencie.

Amen.

 


[1] J 6,24-25.

[2] Por. Rdz 14,18-20.

[3] J, 6,48-50 i 54. Por. 6,26-59.

Trójcy Świętej C, 2022

Siostry i Bracia – uroczystość Trójcy Świętej prowadzi nas, chrześcijan, do największej tajemnicy, gdyż do tajemnicy samego Boga. Od razu więc rodzi się pytanie jak to jest, że trzy różne osoby są jednym, więcej, Jedynym Bogiem. Prawda wiary wyraża to lapidarnie; po określeniu, że jest Jeden Bóg, który jest sędzią sprawiedliwym, stwierdza, iż są trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Od wczesnego średniowiecza symboliczną ilustracją tej prawdy jest trójlistna koniczyna, która w czasach przedchrześcijańskich była świętą rośliną Celtów Irlandzkich, wyobrażając siły życia. Według legendy św. Patryk, misjonarz i apostoł Irlandczyków, uwolnił ich od plagi węży, zabijając je przy pomocy laski w formie krzyża, którego ramiona wieńczyła forma trójlistnej koniczyny. To wówczas taką koniczynę zaczęto uważać za symbol Trójcy Świętej.[1]

Tyle legenda. I choć pięknie tłumaczy koniczynę jako symbol Trójcy Świętej, pozostając legendą każe nam skupić się na źródłach objawionych, dzisiaj tych przywołanych w Liturgii Słowa. Pierwsze z nich to fragment z Księgi Przysłów. Jest to poemat, w którym uosobiona mądrość przedstawiając siebie, objawia istotę samego Boga.[2] Tak oto starożytna tradycja Izraela, jeszcze nie w pełni, ale już rozważała tajemnicę Boga, którą jest jedność osób. Mądrość przedstawia się bowiem jako tajemnicza postać, towarzysząca Bogu w całym dziele stworzenia. W niej to tradycja chrześcijańska widzi zapowiedź objawienia się Syna Bożego,[3] gdyż to Mądrość, w Księdze Przysłów, jest odbiciem natury i istoty Boga. Pełnię zaś tego objawienia znajdujemy w prologu Janowej Ewangelii: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”.[4]

W Starym i Nowym Testamencie z Bożą Mądrością ściśle łączy się Osoba Ducha. Tak jest chociażby w tekście proroka Izajasza zapowiadającym nadejście Mesjasza: „I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści odrośl z jego korzeni. I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i rozumu”.[5] Takie objawienie zawiera też Księga Mądrości, samą Mądrość określając mianem Duch Rozumny: „Jest bowiem w niej duch rozumny, święty, jedyny (…), miłujący dobro (…), wszechmogący i wszystkowidzący…”.[6]

Objawienie się Trójedynego Boga dopełnia Chrystus, którego słowa słyszeliśmy w odczytanej Ewangelii. W nich Jezus objawia w pełni Siebie, Ojca i Ducha. Trzy Osoby, które są doskonałą jednością, bowiem jednością Miłości, chociaż każda z tych Osób jest inna i każda ma swoją rolę. Tak oto przez Jezusa Chrystusa otrzymujemy pełnię, ostateczne objawienie, które wraz z wniebowstąpieniem Pana staje się, przez zesłanego Ducha, dostępne dla każdego człowieka, który je przyjmie i w nie uwierzy.[7]

Amen.

 


[1] Por. H. Biedermann, Knaurus Lexikon der Symbole, München 1989, 1994, Kleeblatt, s.237.

[2] Prz 8,22-31.

[3] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Kraków 2021, s. 298-299.

[4] J 1,1-3.

[5] Iz 11,1-2.

[6] Mdr 7,22-23.

[7] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, dz.cyt., s.305.

Zesłanie Ducha Świętego

Siostry i Bracia –Niech zstąpi Duch Twój i odnowi ziemię”.[1] Dziś słyszymy te właśnie słowa i tak modlimy się w niedzielę Zesłania Ducha Świętego. W Dziejach Apostolskich Duch Święty przedstawiony jest pod postacią jakby wichru i ognia. W przekazie biblijnym wicher jest bowiem znakiem mocy Boga, który w wir wprowadza gwiazdy, jakby ziarnka piasku.[2] Wicher jest też obrazem powietrza, które umożliwia życie, bowiem tylko tam, gdzie jest powietrze, wchłaniające je płuca dostarczają ciału tlen. To, czym powietrze jest dla życia ciała, tym Duch Święty jest dla człowieka, dla ludzkiego ducha. I znów tylko tam, gdzie Nim się oddycha, człowiek jest otwarty na dobro i prawdę i tam może realizować się jego człowieczeństwo. Mówi już o tym Księga Rodzaju opisując obrazowo stworzenie człowieka, którego „Pan Bóg ulepił (…) z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą”.[3] A jest to to samo tchnienie, o którym mówi św. Łukasz, opisując w Dziejach Apostolskich moment zstąpienia Ducha Świętego: „Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru”,[4] tłumacząc dosłownie: gwałtownego tchnienia. Te symboliczne znaki, wicher i ogień w Starym Testamencie towarzyszą opisom objawiania się Boga. Stąd one i niespodziewany charakter wydarzenia, podkreślają nadprzyrodzoność tego, co w dniu Pięćdziesiątnicy wydarzyło się w Jerozolimie.

Tchnienie Bożego Ducha, które ożywia człowieka i napełnia przyjmujących je ludzi. Dziś martwi nas jednak wiele spraw i wiele rzeczy. Martwi nas na przykład skażenie środowiska naturalnego; i słusznie. Mniej nas jednak martwi zatrucie naszej duchowej atmosfery. Nie ubolewamy więc nad zwulgaryzowanym językiem nas samych i naszych dzieci, i nie reagujemy na wszelkie przekłamania i kłamstwa współczesnego języka, dotyczące choćby istoty małżeństwa, języka polityki, telewizji i reklamy, które dokładnie zatruwają naszą duchową atmosferę! Nie ubolewamy więc i nad tym, że nasz duch nie może się w ten sposób rozwijać, że nasz duch – w tej zatrutej atmosferze – nie potrafi w pełni żyć, a co gorsza, po prostu karleje. Przecież to zatrucie serca przez nienawiść, a ducha przez zakłamanie, może być dla człowieka równie groźne jak choroba spowodowana zatrutym powietrzem.

To dlatego chrześcijanie, począwszy od polityków, poprzez rodziny i młodzież, winni tworzyć klimat, zdrowy klimat dla ludzkich serc i dusz. Winni tworzyć taką czystą atmosferę, by każdego dnia mógł na nich zstępować Duch Święty.

Obrazem Ducha Świętego jest też biblijny ogień. To w tym właśnie kontekście Zielone Święta mówią nam o tym, że Duch Święty jest ogniem jednoczącym, choć jest on jednocześnie tym ogniem, który na świat przyniósł Chrystus. Stąd ludzie, zwłaszcza chrześcijanie mający już ten ogień Bożej miłości, nie powinni żyć w uśpieniu, ale winni upodabniać się do Boga, źródła wszelkiego dobra, który w Jezusie Chrystusie burzy mury nienawiści, a sam ogień czyni siłą przemiany i miłości, siłą przemiany świata i jego odnowy!

Oto – Bracia i Siostry – przesłanie tej niedzieli. Oto zadanie dla każdego z nas. My musimy wierzyć, że Duch Święty może przezwyciężyć nasz ludzki lęk, musimy wierzyć, że On może przywrócić nam nadzieję i dać męstwo, które odnowi oblicze naszego chrześcijaństwa i naszej ziemi. Tej ziemi.

Amen.

 


[1] Por. Ps 104,30.

[2] Por. Ag 2,6 „…Ja poruszę niebiosa i ziemię, morze i ląd” i Hbr 12,26.

[3] Rdz 2,7.

[4] Dz 2,2.

Wniebowstąpienie Pańskie, C 2022

Bracia i Siostry – tak się dzieje, że w uroczystość Wniebowstąpienia wprowadza nas św. Łukasz. On bowiem jest jedynym autorem biblijnym, który w swoich dziełach zawarł opis odejścia Jezusa do Ojca. Pierwszy raz czyni to w zakończeniu spisanej przez siebie Ewangelii, a drugi na samym początku Dziejów Apostolskich. Wpierw słyszymy jednak fragment z Dziejów Apostolskich, w których Wniebowstąpienie jest punktem wyjścia dla opisywanych przez Łukasza początków Kościoła.[1] Ewangelia zaś drugi raz przywołuje opis Wniebowstąpienia tego autora. Jest to też pożegnanie Jezusa z uczniami, w którym Pan przywołał proroctwa i ponowił obietnicę zesłania Ducha Świętego. Istotny jest i ten szczegół, że Apostołowie mają pozostać w Jerozolimie, aż będą „przyobleczeni w moc z wysoka”.[2] Dopiero wówczas, jako świadkowie Mesjasza, zwłaszcza Jego cierpień i śmierci oraz zmartwychwstania, mają w Jego imię głosić wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy, nawrócenie i odpuszczenie grzechów. Tak właśnie zaczyna wzrastać Kościół i tak spełniają się słowa Chrystusa: „Wy jesteście solą ziemi (…). Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze”.[3]

To ważne słowa skierowane przez Pana do uczniów wszystkich czasów, konkretnie i jasno określające ich rolę i zadania. Bo jeśli sól zwietrzeje i utraci swój smak, to czymże ją posolić; i dalej: „nie zapala się lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.[4]

Jak bardzo te słowa są bliskie Łukaszowej relacji o Wniebowstąpieniu, zapisanej w przywołanych już Dziejach Apostolskich. Konkretnie chodzi tu o to zdanie: „A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca”.[5] W tekście oryginalnym fragment podczas wspólnego posiłku, brzmi dosłownie tak: jedząc wspólnie sól.[6] Można więc pytać, dlaczego spożywany przez Jezusa posiłek z uczniami, w czasie którego Chrystus zapowiada zesłanie Ducha Świętego, został słowo w słowo określony jako wspólne jedzenie soli? Otóż jest to aluzja do znanego w kulturze antyku, ale także w Starym Testamencie tzw. przymierza soli. Sól bowiem odnosi się w sensie działania do mocy Boga, gdyż to, co się posoli się nie psuje, a więc i nie przemija. W ten sposób z solą wiąże się wyobrażenie chroniącej mocy, podtrzymującej życie i dającej trwałość.[7] W Łukaszowym przekazie oznacza to deklarację wierności i wspólnej drogi wynikającej z przymierza, które Jezus zawarł ze swymi uczniami i które cementuje darem Ducha Pocieszyciela.[8]

Dzisiaj obietnicę Ducha Świętego i symbolikę światła i soli, Chrystus przedkłada każdemu z nas, bo i my w chrzcie świętym i bierzmowaniu zostaliśmy obleczeni w moc z wysoka, i my, jako Jego uczniowie, jesteśmy solą ziemi i światłem świata. Tylko czy w życiu, na co dzień, wyciągamy z tego faktu właściwe wnioski i wszystkie konsekwencje?

Amen.

 


[1] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, rok C, Kraków 2021, s.275.

[2] Łk 24,49; (24,46-53).

[3] Mt 5,13-16.

[4] Por. tamże.

[5] Dz 1,4.

[6] Por. Dz 1,4, Grecko – polski Nowy Testament, Warszawa 1993, s.504

[7] Por. F. Rienecker, G. Maier Leksykon Biblijny, Warszawa 2001, s. 751.

[8] Por. Ks. Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro… dz.cyt., s. 276.

6 niedziela Wielkanocna C

Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy”.[1] – oto – Bracia i Siostry – słowa, które dzisiaj do nas kieruje Pan. A jest to wezwanie Chrystusa, które musimy usłyszeć w kontekście pierwszego listu św. Jana Apostoła, gdzie znajduje się wynikająca z niego zachęta: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest Miłością”.[2]

Miłować ludzi i tak poznawać Boga. Nauka ta wydaje się prosta i zrozumiała, bo w głębi duszy każdy przecież chce kochać i być kochanym. Miłość zaś oznacza bycie otwartym, życzliwym i zdolnym do dialogu, do rozmowy, do przebaczania i współżycia z ludźmi, także inaczej myślącymi, mimo trudności, a często wręcz niechęci. O braku tych cech mówią Dzieje Apostolskie, opisując w pierwszym czytaniu rozłam w pierwotnym Kościele, spowodowany sporem o to, czy nawracający się z pogaństwa winni przed chrztem stać się Żydami, czy też nie. Spór ten rozwiązał tzw. Sobór Jerozolimski, zebranie Apostołów i Starszych, których rozstrzygnięcie przyjęte w Duchu Świętym otworzyło Kościół dla nawracających się pogan.

Ta sytuacja uświadamia nam, że miłować znaczy także bycie zdolnym do przyjmowania ofiarowywanego dobra, czyli umiejętność otwierania serca, by wniknął tam dar miłości, którego adresatem jesteśmy. To wreszcie poczucie wdzięczności, które wyzwala chęć obdarowania współbraci większą miłością. Z drugiej jednak strony nauka to trudna i niełatwe poznawanie Boga. Sam Chrystus wskazuje na trudność takiego poznawania Boga i przyjmowania przez świat Ducha Miłości, Ducha Prawdy, „Którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna”.[3] To dlatego ten świat Księcia Ciemności podsuwa nam wypaczony obraz miłowania. Czy tak nie jest? Czy ten świat nie mówi o pozorze miłości, która nie daje poznania Boga, bo jest karykaturą miłości prawdziwej. Czy tak nie jest? Czy i my, co rusz, nie mówimy o miłości, a tak naprawdę – o czym dobrze wiemy – kochamy tylko siebie?

Mówiąc o świecie, który nie zna Ducha Miłości, Zbawiciel ma na myśli nie kwitnący świat przyrody, bo ten mówi nam o pięknie i wielkości Boga! Ma zaś na myśli wewnętrzny świat człowieka, gdyż tam właśnie, w ludzkim wnętrzu, miłość musi stać się naturą człowieka, jego fundamentem i sposobem myślenia, w którym dominuje nie moje ja, moja korzyść i kaprys, ale życzliwe nastawienie do drugich, gotowe do wyrzeczeń i służby. Miłość zobowiązuje nas do zachowania przykazań Chrystusa. Ale tak właśnie daje nam możliwość dotarcia do duszy każdego człowieka, zwłaszcza tego, który czuje się odrzucony przez Boga i ludzi. I taka dopiero postawa uczniów jest – Siostry i Bracia – trwaniem w miłości Boga. Taka postawa jest odpowiedzią na zaproszenie Pana: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał”.[4]

Amen.


[1] J 14,23.

[2] 1J 4,7-8.

[3] J 14,17.

[4] Tamże 15,16.

5 Wielkanocy C, 2022

Bracia i Siostry – dziś wsłuchujemy się w trzy bardzo ważne i optymistycznie brzmiące czytania Liturgii Słowa.  Jest w nich bowiem mowa o rozwoju Kościoła, dzięki apostolskiej działalności i świadectwu Pawła i Barnaby.[1] Następnie przeżywamy apokaliptyczną wizję św. Jana opisującą Nowe, Niebieskie Jeruzalem, miasto zbawionych,[2] a wreszcie słyszymy najważniejsze przykazanie Jezusa Chrystusa, nakazujące naszą wzajemną miłość, bo po niej ludzie będą mogli poznać, że jesteśmy Jego uczniami.[3] Tak oto Paweł i Barnaba zachęcają [nas] do wytrwania w wierze, bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego. To umacnianie nas w wierze uświadamia nam, że owe uciski, cierpienia i próby, nie są zsyłane przez Boga, ale wynikają ze skażenia ludzkiej natury, stąd niejako są naturalną drogą człowieka, zwłaszcza zaś chrześcijanina, którego wiara, paradoksalnie wydawać się może, w ten właśnie sposób zostaje wypróbowana i umocniona. Same zaś ludzkie przeżycia i ich próbowanie, te nieraz bolesne doświadczenia, nabierają zupełnie nowego sensu, gdy włączane w Boży plan rozwijają wiarę i miłość. Przywołajmy choćby ból matki, która urodziwszy, bezwarunkowo miłuje swe dziecię.

W tym kontekście cudowną perspektywą jest apokaliptyczna wizja miasta zbawionych – niebieskiej Jerozolimy Objawienia. I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową (…). I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża relacjonuje swoją wizję św. Jan, autor ostatniej księgi Nowego Testamentu, Apokalipsy. W tamtym czasie adresatami tej Księgi Pocieszenia byli przede wszystkim prześladowani od czasów Nerona chrześcijanie z Azji Mniejszej, nad którymi duchową opiekę roztaczał z Efezu Apostoł Jan. Można więc powiedzieć, że już w młodej wspólnocie Kościoła objawił się blask zstępującego z nieba Nowego Miasta, które jest jak bijące serce stającej się w czasie Nowej Ziemi i Nowego Świata. Jest to też Miasto w którym Bóg przygotował mieszkania dla swoich wiernych. Mówi o tym uczniom Pan Jezus jako obietnicy Ojca: Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca Mego jest mieszkań wiele.[4] Ten blask świtu Nowego Świata, już obecny we wspólnocie Kościoła, objawia się w ciszy, wyłania się ze świata ludzkiego chaosu przemocy i wojen, z ran naszego – tego świata, który sami sobie stworzyliśmy. Tu nie ma już łez, śmierci, żałoby, rozpaczy ni krzyku, gdyż Bóg wszystko czyni nowym.[5]

Nie znaczy to jednak, że będziemy żyć wśród anielskich śpiewów w jakimś zimnym i sterylnym świecie bezimiennego światła, i takiegoż ducha.  Nowy Świat będzie podobny do Starego, z którego ocalenie znajdzie wszystko, co było dobre i piękne, i co naznaczone jest miłością! To dlatego Chrystus przypomina nam swoje nowe przykazanie: Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem. Jego zaś nowość polega na tym, iż ono nie jest ogólnym tylko wezwaniem, ale że dający to przykazanie Jezus, sam wypełnił je swoim życiem! I to dopiero jest miłość każdego dnia gotowa przebaczać i oddawać życie dla i za drugich. Taka jest bowiem miłość samego Boga, która sprawiła, że ON w swym Synu umarł dla nas. I to jest ta jedyna Miłość, która ma stawać się naszą osobistą miłością, którą w Jezusie i z Jezusem mamy naśladować.

Amen


[1] Por. Dz 14,21-27.

[2] Por. Ap21,1-5a.

[3] Por. J 13,31-35.

[4] J 14,1-2.

[5] Por. Ap 21,4-5.

4 niedziela Wielkanocy

Niedziela Dobrego Pasterza, 2022, C

Bracia i Siostry – Rokrocznie 4. Niedzielę Wielkanocną obchodzimy jako Niedzielę Dobrego Pasterza. To dziś, choć wciąż trwa liturgiczny obchód Zmartwychwstania, proklamowana Ewangelia odwołuje się do wydarzeń z ziemskiego życia Jezusa Historii. A jest to temat Pasterza, przy pomocy którego Chrystus, używając biblijnej formuły Ja Jestem, objawia swoją misję i tajemnicę. Przypomnijmy, że Ja Jestem, to Imię Boga odkryte przed Mojżeszem w czasie objawienia na Synaju. W rozdziale dziesiątym Janowej Ewangelii Ja Jestem związane jest z przywołaną przez Chrystusa metaforą, w której mówi o sobie jako Pasterzu.

Dziś obraz pasterza nie jest tak czytelny jak dawniej, w kulturze rolniczej, kiedy prowadzący stado pasterz cieszył się szacunkiem. Był on bowiem postacią również symboliczną jako ten, który opiekując się stadem dbał też o jego bezpieczeństwo. Stąd, już wśród starowschodnich tytułów królewskich, słowo „pasterz” pojawiało się jako jedno z najczęstszych, oznaczając opiekującego się ludem przywódcę.[1][1]

Nie dziwi przeto, że i w Starym Testamencie Bóg – Jahwe objawiał się jako pasterz swego ludu. W sposób naturalny objawienie to kontynuuje Nowy Testament, który troskę Boga o ludzi przedstawia posługując się pięknym obrazem pasterza, który idzie szukać owcy zagubionej. Tu uosabia go Chrystus, w którym spełniają się wszystkie cechy Dobrego Pasterza. Ile troski Boga o człowieka ukazują Ewangelie! Tu Jezus przychodzi z pomocą owcom, które nie mają pasterza. Tu On zostaje posłany do zbłąkanych z domu Izraela; On gromadzi Nowy Lud uczniów, nazywanych jeszcze „małą trzódką” i ON, będąc Dobrym Pasterzem zna owce swoje, i życie odda za nie.[2][2] Chrystus, Który z taką czułością mówi o swoich owcach: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki”.[3][3] Jak ważne to słowa, jak istotne zapewnienie i jak ważka dla naszych ludzkich oczekiwań symbolika! Żyć wiecznie; żyć pełnią życia, czerpiąc swoją młodość z tej miłości, jaką człowiekowi daje sam Bóg! Oto perspektywa, którą objawia Chrystus! Oto droga, na którą zaprasza nas Bóg, zaprasza Jezus Chrystus, Dobry Pasterz, który zna swoje owce i za którym one idą!

A jak wygląda – Bracia i Siostry – nasze chodzenie za Chrystusem i czy rzeczywiście słuchamy Jego głosu? Przecież współczesny świat tak bardzo przypomina wydarzenie, o którym mówią Dzieje Apostolskie przywołujące historię, która przydarzyła się głoszącym w Antiochii Pizydyjskiej Słowo Boże, Pawłowi i Barnabie. Wówczas to niektórzy „podburzyli pobożne a wpływowe kobiety i znaczniejszych obywateli, wzniecili prześladowanie Pawła i Barnaby i wyrzucili ich ze swoich granic”.[4][4] Czy nie dzieje się tak i dziś? Czyż często nie mają posłuchu ci, którzy składają obietnice bez pokrycia? Świat współczesny, na naszych oczach, staje się światem nękanym przez fałszywych pasterzy, także tych, którzy kłamią głosząc wyzwolenie, a jednocześnie zdradziecko rozpoczynają wojny, w których zniewalają, okradają, gwałcą, porywają i zabijają ludzi. Czy tak nie jest i dziś?!

Chrystus Dobry Pasterz jest takim dlatego, że życie oddaje za owce, zna je i prowadzi do Ojca, gdyż jak objawia: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.[5][5] Jezus przeto nie pociąga zwolenników tanimi obietnicami, bo łatwa jest tylko droga zła i śmierci. Przeciwnie, mówi o naśladowaniu krzyża i trudzie miłości największej. Ale też, oddawszy życie za przyjaciół, zmartwychwstał, bo jak objawił jest Zmartwychwstaniem; Jest Drogą i Prawdą, i Życiem.[6][6]

Niedziela Dobrego Pasterza, święto Kościoła, święto ludzi – przyjaciół Jezusa. Módlmy się więc i prośmy Pana, byśmy na co dzień umieli poznawać Dobrego Pasterza i rozpoznawać Go po tej miłości, którą w Nim obdarza nas Ojciec. Prośmy też, byśmy sami, miłując braci, znali Boga i trwali w jedności z Nim, bo kto miłuje, zna Boga, gdyż Bóg jest miłością.[7][7]

Amen.

 


[1][1] Por. H. Biedermann, Leksykon symboli, Warszawa 2001, s.268-269.

[2][2] Por. J. Guitton w: Głoście Ewangelię ,Pomoce liturgiczno-homiletyczne Rok A, Włocławek [b.r.], s. 47.

[3][3] J 10,27-28.

[4][4] Dz 13,50.

[5][5] J 10,30.

[6][6] Por. tamże, 14,1-6.

[7][7] Por. 1J 4,7-8, 12 i 16.

 


Królowej Polski

3 maja, 2022 r.

Bracia i Siostry – Liturgiczny obchód uroczystości Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski; święto kościelne i narodowe, w czasie którego myśli kierujemy ku Ojczyźnie. Przypada ono w szczególnych okolicznościach, gdy pandemia wciąż zbiera swoje śmiertelne żniwo i gdy przy naszej granicy toczy się zdradziecka i mordercza wojna, zagrażająca Europie i światu. Niestety, nawet w tej sytuacji pojawia się egoizm niszowych ugrupowań, który sprawia, że myślą one tylko o sobie, o władzy i swych doraźnych korzyściach. W tym miejscu przede wszystkim musimy przywołać egoizm tych ugrupowań, które wbrew dobrze rozumianemu interesowi Ojczyzny szarpią ją, każde w swoją stronę. Przypatrzmy się sobie i bynajmniej nie są to uwagi polityczne: ile w ten sposób tracimy możliwości rozwoju i ile energii prowadząc niepotrzebne spory, zbyt często podsycane wzajemnymi, bywa fałszywymi, podejrzeniami i oskarżeniami. Jakie wreszcie przez to wprowadzamy niszczące naród podziały, oceniając ludzi według tak przyjętych kryteriów i kwalifikując ich jako lepszych i gorszych, wbrew Chrystusowi, który w czasie Ostatniej Wieczerzy prosił Boga Ojca: Ojcze spraw, aby stanowili jedno.

Matka Ojczyzna, Matka Kościół, parafia, w której mieszkamy i rodzina, w której żyjemy. Te wszystkie społeczności wzajemnie się przenikające, obejmujemy dzisiaj naszą refleksją. Myślimy więc dziś, w dniu Królowej Polski o Polsce, o naszej Ojczyźnie.

Z tym dniem związane jest imię Maryi i jej wezwanie: „Zróbcie wszystko cokolwiek [Syn mój] wam powie”.[1][1] Wezwanie, które leży u podstaw naszego chrześcijańskiego powołania, dla którego fundamentem jest zaproszenie Chrystusa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje”.[2][2] Wezwanie ściśle złączone z zaproszeniem do największej miłości, wypowiedzianym przez Jezusa Chrystusa w czasie Ostatniej Wieczerzy: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.[3][3]

Dziś, w dniu 3. Maja, prośmy za wstawiennictwem Królowej Polski Wszechmogącego Boga o błogosławieństwo dla Ojczyzny, prośmy o moc i siłę dla Polski! Błagajmy zwłaszcza o pokój i ustanie morderczej wojny, zagrażającej nam wszystkim. Prośmy też o zdrowie i pomyślność dla mieszkańców Ojczyzny i 20. milionów Polaków, mieszkających poza jej granicami. Dla tych zaś, którzy dla Ojczyzny oddali życie, albo już odeszli wiernie jej służąc, prośmy o światłość wiekuistą.

Amen.


[1][1] J 1,4-5.

[2][2] Łk 2,14.

[3][3] J 15,12-13.

3 Niedziela Wielkanocna, C

Bracia i Siostry – Ewangelia mówi o kolejnym ukazaniu się zmartwychwstałego Jezusa uczniom, tym razem nad Jeziorem Tyberiadzkim. To w Galilei, dokąd kazał im pójść Jezus, Piotr z Tomaszem, Natanaelem, synami Zebedeusza i dwoma innymi poszli łowić ryby, ale tej nocy nic nie ułowili. Dopiero, gdy o świtaniu objawił się im początkowo niepoznany Jezus, mówiąc by ponownie zarzucili sieci, złowili mnóstwo ryb w liczbie 153. To ważna i symboliczna zarazem liczba, gdyż w starożytności wyodrębniano tyle akurat narodów – 153,[1][1] a więc jest to znak powszechności zbawienia, do którego Bóg zaprasza i którym w Chrystusie obdarza każdego człowieka. Opis ten kończy się przekazaniem urzędu pasterskiego Piotrowi, poprzedzonym potrójnym pytaniem Jezusa o miłość Apostoła i potrójną, zabarwioną smutkiem z powodu wielokrotności pytania, odpowiedzią Piotra: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”.[2][2]

Trzykrotne pytanie o miłość zadane Piotrowi, okazuje się istotne i ważne. Z nim bowiem związane jest powierzenie Apostołowi troski o Kościół, a także zapowiedź śmierci, jaką „uwielbi Boga”.[3][3] Dzięki tej scenie widzimy jednak wyraźny proces dojrzewania Piotra, który stopniowo, ze zwykłego rybaka staje się prawdziwym apostołem, rybakiem ludzi.[4][4]

W tym procesie apostolskiego dorastania ważne były wszystkie wydarzenia związane ze śmiercią Chrystusa i z Jego zmartwychwstaniem. To one sprawiły, że Piotr z taką pewnością zareagował na Jezusowe pytania: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”,[5][5] a po zesłaniu Ducha Świętego z mocą o Nim dawał świadectwo, mimo zakazów i gróźb żydowskiego Sanhedrynu,[6][6] mimo więzienia,[7][7] biczowania[8][8] i zagrożenia życia. „Trzeba [bowiem] bardziej słuchać Boga niż ludzi”.[9][9]

Pytanie Jezusa o miłość i świadectwo Apostoła. Pytanie o mi­łość, która otwiera oczy duszy i pozwala widzieć dużo dalej i wiele więcej. Pytanie o miłość, która umożliwia poznawanie Boga, „ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga”.[10][10]

Dzisiaj – Siostry i Bracia – pytanie o miłość Chrystus zadaje każdemu z nas: „Czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Czy miłujesz Mnie tak, że potrafisz przebaczać tym, którzy inaczej myślą niż ty. Tym, którzy ciebie oszukali i wyrządzili ci każdą inną krzywdę. Czy potrafisz wybaczać swoim winowajcom, tak jak Ojciec, Który każdego dnia przebacza ci twoje grzechy i jak Ja, gdy wybaczyłem swoim oprawcom. Czy więc miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Czy miłujesz Mnie tak, że twoje życie, co dzień na nowo, staje się świadectwem o Mnie, tak że ludzie patrząc na ciebie rozpoznają mojego ucznia?[11][11] To przecież twoje powołanie, bo TY masz być solą ziemi i światłem świata; miastem położonym na górze.[12][12]

Amen.

 


[1][1] Por. Rz 6, 3-4.

[2][2] Por. Łk 1, 26-27., Edycja św. Pawła, 2015.

[3][3] Tamże 21,19.

[4][4] Por. Mk 1,17.

[5][5] J 21,15.

[6][6] Por. Dz 5,18.

[7][7] Por. Tamże 4,21.

[8][8] Por. Tamże 5,40.

[9][9] Tamże 5,29.

[10][10] 1J 4,7,

[11][11] Por. J 13,35.

[12][12] Por. Mt. 5,13-14.




2 Niedziela Wielkanocy, Święto Miłosierdzia 2022

Siostry i Bracia – przed chwilą usłyszeliśmy ten ewangeliczny przekaz: Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus.[1][1] To zdanie, którego bohaterem jest Tomasz apostoł, nazywany niewiernym. To on, rokrocznie przykuwa naszą uwagę w 2. niedzielę Wielkanocy, w Święto Bożego Miłosierdzia; Tomasz zwany Didymos. To ciekawy przypadek, bo po grecku Didymos znaczy bliźniak, a więc ma to samo znaczenie jak tworzące imię Apostoła aramejskie toma.[2][2] Tymczasem, co dobrze pamiętamy, Tomasz nie był ze wszystkimi, gdy w niedzielę zmartwychwstania Chrystus przyszedł do Apostołów. Wydawać się więc może, że po ośmiu dniach, gdy Jezus znów się objawił, to uczynił to specjalnie dla niego. Ewangelista, opisując oba objawienia powtarza, że Apostołowie byli zamknięci z obawy przed Żydami, gdyż czekali na najgorsze. Wciąż przecież mieli przed oczami to, co uczyniono ich Mistrzowi: Jego straszliwą mękę i śmierć na Krzyżu. To do nich, pełnych lęku, beznadziei i niewiary w słowa Nauczyciela o zmartwychwstaniu przychodzi – mimo drzwi zamkniętych – Zmartwychwstały Jezus i ofiaruje im pokój. To mesjański dar będący znakiem pojednania i przyjaźni między Bogiem i człowiekiem. To dar Bożego Miłosierdzia, ofiarowywany przez Jezusa grzesznikom, którzy Go zdradzili i zabili, przybiwszy do krzyża. Teraz Zmartwychwstały nie przeraża ich, ukazując się w przemienionym ciele, ale z miłością i czułością tłumaczy, że tak miało być, że jest tym samym Jezusem, stąd pokazuje im przebite ręce i nogi, pozwala się dotykać i je razem z nimi.

Wciąż jednak nie ma tam Tomasza. I choć słyszy on relację pozostałych uczniów o spotkaniu ze Zmartwychwstałym Jezusem, chociaż słyszy świadectwa o tym najwspanialszym cudzie, oświadcza, że dopóki nie zobaczy i nie dotknie śladów po gwoździach i przebitego boku, nie uwierzy. W tym sensie Tomasz jest także bliźniakiem w naszej wierze, bo i nasza wiara jest słaba, i też chcielibyśmy zobaczyć i dotknąć. Teraz, po owych ośmiu dniach, gdy Tomasz był z nimi, przyszedł Jezus, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku i rzekł: Pokój wam. Następnie rzekł do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. Jezus stanął pośrodku, czyli w centrum, zaprosił Tomasza do siebie i okazując miłosierdzie pozwolił się dotknąć, i włożyć rękę w przebity bok. Tak uleczył duszę i wiarę Apostoła, podobnie jak przebaczył grzechy przyniesionemu paralitykowi, zanim go uzdrowił każąc zabrać swe łoże i iść do domu,[3][3] i jak jawnogrzesznicy, której odpuściwszy winy, przywrócił utraconą godność.[4][4]

Doświadczenie Tomasza i jego wyznanie są kapitalne: Pan mój i Bóg mój. Jest to świadectwo kogoś, kto dotąd tak zdecydowanie reprezentował wątpiącą ludzkość. Teraz zaś, doświadczywszy zmartwychwstania, wyznaje: Pan mój i Bóg mój. Można by pomyśleć, że Tomasz jest szczęściarzem. Mieć takie doświadczenie: dotykać Zmartwychwstałego! Tymczasem Chrystus studzi naszą pewną zazdrość: Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Słowa te musimy usłyszeć w kontekście poprzedzającego je zdania: i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. W Nowym Testamencie słowo niedowiarek oznacza ogólnie pogan, choć i niewiernych Izraelitów. Możemy więc powiedzieć, że Jezus mówiąc je Tomaszowi zaprasza go, by nie zachowywał się jak poganin, ale powrócił do niego jako wierny uczeń. Uczeń już nie tylko Ukrzyżowanego Jezusa, ale Zmartwychwstałego Chrystusa.

I to jest zaproszenie, które w Święto Miłosierdzia Pan Jezus kieruje do każdego z nas, bo i my zdradzamy Go naszymi grzechami i słabościami. To dlatego zaproszeniu Chrystusa towarzyszą słowa, którymi, tchnąwszy na Apostołów Ducha, dał im władzę odpuszczania grzechów. „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane.[5][5] To sakrament pokuty, który w ten sposób stał się narzędziem Bożego Miłosierdzia. Narzędziem Kościoła, który jest wspólnotą, oczekującą dnia ujrzenia Pana.

Amen.



[1][1] So 3,14 i 17.

[2][2] Tamże, 3,16-17.

[3][3] Flp 4,4-7.

[4][4] Por. Łk 3,16.

[5][5] Tamże, 20,22-23.

 


Zmartwychwstanie Pańskie, Poniedziałek 2022

Siostry i Bracia – tego, co stało się owego pierwszego dnia po szabacie, w niedzielę zmartwychwstania Pana, nikt się nie spodziewał. Ani kobiety, które skoro świt z wonnościami przyszły do grobu, by namaścić ciało Pana,[1][1] ani Maria Magdalena, gdy wczesnym rankiem, kiedy jeszcze było ciemno, przybyła tu i zobaczyła odsunięty kamień,[2][2] ani apostołowie, którzy z obawy przed Żydami zamknęli się we wieczerniku, ani Piotr z Janem, gdy wysłuchawszy zadziwiającej relacji Marii Magdaleny pobiegli do grobu, w którym ujrzeli leżące płótna oraz osobno odłożoną chustę, co była na Jego głowie.[3][3] Nie spodziewali się tego i uczniowie wracający do Emaus, zrezygnowani i smutni. Oni sprawę Jezusa uznali za zamkniętą: „A myśmy się spodziewali, że On miał wyzwolić Izraela” – mówili.[4][4] To dlatego, spotkawszy w drodze Zmartwychwstałego, nie poznali Go, bo w momencie śmierci na krzyżu Jezus historii stał się Jezusem wiary, w Którego trzeba uwierzyć.

Śledząc biblijne relacje o cudownym zmartwychwstaniu wydawać się może, że zapowiedź Pana Jezusa swego powstania z martwych, bardziej niż uczniów przekonała, a przynajmniej wzbudziła czujność, arcykapłanów, faryzeuszów i uczonych w Piśmie, skoro wymusili na Piłacie postawienie straży przy grobie Chrystusa. Kiedy jednak i to nie pomogło, a wieść o zmartwychwstaniu, dzięki kolejnym, mocnym świadectwom docierała do coraz większej liczby ludzi – tym razem dzięki świadectwu owych kobiet, bohaterek odczytanej Ewangelii, którym anioł objawił fakt zmartwychwstania, a i On sam stanął przed nimi, mówiąc: Witajcie; gdy więc to nie wystarczyło Starszyzna podjęła decyzję o przekupieniu żołnierzy. Dano im przeto pieniądze, mówiąc: Rozpowiadajcie tak, Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli go, gdyśmy spali. (…) I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami, i trwa aż do dnia dzisiejszego.[5][5]

To ten epizod zdradza wciąż powtarzający się zarzut wobec chrześcijaństwa, ogólnie formułowany tak: historia o Zmartwychwstałym to zwykłe oszustwo. Powtórzmy w tym miejscu, sparafrazowane zdanie z tekstu św. Mateusza: i tak rozniosła się ta pogłoska między ludźmi i trwa aż do dziś. Ewangelista zdecydowanie odpiera stawiany zarzut, ukazując oszukańcze metody ówczesnych decydentów Narodu Wybranego, którzy wyraźnie posłużyli się przekupstwem. Zadziwiające jest to, że metoda ta wciąż jest aktualna i unowocześniana, co z łatwością odkrywamy wsłuchując się choćby w głosy współczesnej propagandy, często popieranej pieniężnymi gratyfikacjami. Dla tego typu zdarzeń istotne znaczenie, gdy o nasze postawy chodzi, ma pierwotne wyznanie wiary, dobrze znane nam z Ewangelii. Jest ono przecież oparte na objawieniu i na przywołanym świadectwie, które niezmiennie brzmi: Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał.

Amen

 


[1][1] Por. Łk 21,5-19.

[2][2] Jr 33,14-16; zob. Pismo Święte, Edycja Św. Pawła, Częstochowa 2015; i: – Die Bibel, Herder 2016, s.894.

 

[3][3] Por. tamże.

[4][4] Por. Łk 24,13-35.

[5][5] Por. Mt 28,5-14.

 


Zmartwychwstanie Pańskie 2022

Bracia i Siostry – W Wielki Piątek byliśmy świadkami Jezusowego Krzyża i pewnie nieco łatwiej jest nam to świadectwo dźwigać, ze względu na własne doświadczenia cierpienia i śmierci. Jednakże obchód Świąt Zmartwychwstania Jezusa zaczynamy od przyjścia i nawiedzenia symbolicznego już, pustego grobu Chrystusa i od procesji z figurą Zmartwychwstałego. Tak to w nasze życie wkracza ewangeliczna sytuacja tamtej niedzieli; niedzieli Zmartwychwstania Chrystusa. Wszystkie liturgiczne czynności nawiązują przecież do tego, co wówczas się działo. Wtedy też było mnóstwo chodzenia i biegania, z czego zdaje sprawozdanie proklamowana dzisiaj Ewangelia. Zaczyna się ona od określenia czasu wydarzenia: „Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno”.[1][1] Zauważmy też to, że Maria Magdalena idąc do grobu nic jeszcze nie wie o zmartwychwstaniu! Przeciwnie, sądzi, że ktoś zabrał ciało Pana i nie wiadomo, gdzie je położył. Kolejny fragment tej Ewangelii opisuje już ukazanie się Zmartwychwstałego Jezusa Marii, choć zrazu wzięła ona Go za ogrodnika, w jej mniemaniu odpowiedzialnego za przeniesienie ciała Jezusa. Dopiero gdy Pan przywołał jej imię: Mario, natychmiast Go rozpoznała i stała się jednym z pierwszych świadków Zmartwychwstałego.[2][2] Do tych świadków należą też biegnący do grobu Piotr i Jan, którzy zobaczyli leżące płótna wiążące przedtem umarłe ciało Jezusa, oraz chustę, która była na Jego głowie, zwiniętą oddzielnie, w jednym miejscu. Zobaczyli i uwierzyli. Są nimi również Apostołowie i owe niewiasty śpieszące do grobu, by namaścić ciało Jezusa, i idący do Emaus uczniowie co zwątpili, i wreszcie nieco spóźniony na spotkanie ze Zmartwychwstałym Tomasz, który po ośmiu dniach dotknąwszy żywego Jezusa wyznał: Pan mój i Bóg mój.[3][3] Tym przeżyciom towarzyszy jeszcze niepewność, pewien niepokój, dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, [które mówi], że On ma powstać z martwych.[4][4]

Te pierwsze doświadczenia uczniów, zupełnie nieznane dotąd, wręcz rewolucyjne, gdy chodzi o postrzeganie życia i śmierci, te spotkania ze Zmartwychwstałym Jezusem, dotykanie Go, spożywanie z Nim posiłków i wszystkie inne odnotowane przez Ewangelistów fakty sprawiły, że świadectwa te nabrały niezwykle ważnej, istotnej wartości. O jednym z tych świadectw informują Dzieje Apostolskie. To mowa Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy, która jest jego osobistym świadectwem o Zmartwychwstałym, tak autentycznym, że kilka tysięcy ludzi poznawszy je, przyjęło chrzest.[5][5] Świadectwem tak prawdziwym, że wystarczyło ono rzymskiemu setnikowi i poganinowi Korneliuszowi, by przyjął chrzest zwoławszy [przedtem] swych krewnych i najbliższych przyjaciół.[6][6] Mówi o tym pierwsze dzisiejsze czytanie.

Ważne jest to, że Apostoł Piotr z mocą wygłaszał swój kerygmat, czyli orędzie, które było – mówiąc językiem współczesnym – jego relacją, sprawozdaniem ze spotkań z Jezusem Zmartwychwstałym, w czasie których spożywał z Nim posiłki, dotykał Go jak Tomasz, rozmawiał i przebywał z Nim. Prawdziwe świadectwo, dzięki któremu, przez dwa tysiące lat kolejne generacje chrześcijan obchodząc Paschę Pana, przychodzą do pustego grobu Jezusa, odtwarzanego w kościołach całego świata. Przychodzą, by również stać się świadkami Zmartwychwstania, wpisując się w żywą tradycję świadków niosących przez wieki światło tej Ewangelii. Tylko, czy my potrafimy, jak Piotr i pozostali Apostołowie, jak Maria Magdalena i owe ewangeliczne kobiety, czy potrafimy stać się rzeczywistymi świadkami pustego grobu, co pójdą do współczesnego świata i swoim życiem będą głosić Ewangelię, tę Dobrą Nowinę o zmartwychwstaniu Chrystusa, który trzeciego dnia powstał z martwych, byśmy i my umarłszy mogli, jak On zmartwychwstać i żyć ogarnięci wieczną miłością Boga.

I to jest najważniejsze przesłanie tych Świąt, w czasie których psalm międzylekcyjny ukazuje Chrystusa, jako kamień odrzucony przez budujących,[7][7] kamień na którym stojąc, jako fundamencie, już powstaliśmy z martwych, tak jak o tym pisze św. Paweł w Liście do Kolosan.[8][8] I niech to właśnie Słowo Boże będzie dla każdego z nas, w tym trudnym czasie zagrożeń i toczącej się u naszej granicy wojny, niech będzie zachętą do wielkanocnego pojednania, do odrzucenia wzajemnych niechęci i kwasów, o czym również mówi Pismo, w 1 Liście św. Pawła do Koryntian: Tak przeto odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu złości i przewrotności, lecz na przaśnym chlebie czystości i prawdy.[9][9]

Zakończmy Siostry i Bracia tę homilię wierszem:

 

ZMARTWYCHWSTANIE 2022

Ta noc jak na Kaszubach

I wtedy była pusta

Z bezsennym opłakiwaniem

Jezusa Chrystusa

Zamkniętego w grobie

Zawiązanego w całun

Człowieczego losu

Z którym się zbratał

Krwią śmiertelną zarażony

Do tego poranku

Gdy kamień jak liść odleciał

Od zamkniętego grobu

A On niczym wschodzące słońce

Zwyczajnie z niego wyszedł

 

Amen.

 


[1][1] Dn 7,13-14.

[2][2] Por. Ap 1,5-8.

[3][3] Por. P. Śliwiński i M. Kowalski (Ks. Ks.), Jutro niedziela rok B, Kraków 2020, s.575.

[4][4] J 18,37.

[5][5] J 13,35.

[6][6] J 18,37.

[7][7] Por. Ps. 118 (117),22

[8][8] Kol. 3,1.

[9][9] 1Kor. 5,8.

 


5 niedziela Wielkiego Postu, C

Bracia i Siostry – Pierwsze czytanie z Księgi Izajasza brzmi jak skarga Boga na niewierności Narodu Wybranego, stąd prorok przywołuje dzieła dokonane przez Jahwe, który wyzwolił naród z niewoli egipskiej i zawarł z nim przymierze. Gdy wsłuchamy się w treść tego czytania z łatwością odkryjemy, że to Bóg dochowuje wierności i konsekwentnie wypełnia zawarte z ludźmi przymierze. To dlatego, jak usłyszeliśmy, należy odrzucić li tylko wspominanie przeszłych działań Bożych, a skupić się na tym, co ON wśród nas czyni, tutaj i teraz.

Okazuje się jednak, że udowadnianie ludziom wierności Boga jest wciąż konieczne, bo i dziś wielu, uważając siebie samych za sprawiedliwych, ocenia Boga oskarżając Go i obciążając odpowiedzialnością za skutki własnych niegodziwości, w tym wojen i innych paskudnych działań. Na co dzień osądzamy też bliźnich. Postępując zaś tak, stawiamy siebie w ewangelicznej sytuacji przywołanej w proklamowanej dzisiaj Ewangelii.

Do Jezusa przyszli ludzie, którzy też uważali siebie za sprawiedliwych i pobożnych, wręcz doskonałych. Byli to faryzeusze i uczeni w Piśmie. Przyszli prowadząc do Niego kobietę złapaną na cudzołóstwie, by „wystawiając Go na próbę, (...) mieli o co Go oskarżyć”.[1][1] Postawili ją na środku i zadali Jezusowi przewrotne pytanie: „Nauczycielu, tę kobietę dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?[2][2] Możliwości były dwie: jeśli Jezus weźmie ją w obronę, wtedy sprzeciwi się Mojżeszowi i wyda na siebie wyrok. Jeśli nie, przyzna rację faryzeuszom.

To wtedy właśnie Bóg przez swego Syna objawił swój sposób postępowania i prostą zasadę, która winna panować wśród ludzi: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem. (…). Kiedy to usłyszeli, jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się, rzekł do niej: Kobieto, gdzież [oni] są? Nikt cię nie potępił? (...) I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz”.[3][3] Zauważmy, Pan Jezus mówiąc to przyjął postawę wyprostowaną, która oznacza nie tylko tego kto zabiera głos, ale przede wszystkim tego, który ma władzę. Tu już Chrystus jako sędzia wydał sąd, sprawiając, że faryzeusze i uczeni z oskarżających i osądzających, stali się osądzanymi. A Jezus, który uosabia Boże miłosierdzie, nie tylko nie potępia kobiety, ale czyni więcej: przywraca jej godność odebraną przez innych. Dlatego, mówiąc do niej, nie używa powszechnych i obraźliwych słów określających jej profesję, ale zwraca się do niej słowem: „kobieto”. Ona zaś, wciąż stała na środku. Nie był to już jednak znak hańby, ale symbol tego, że ona właśnie znalazła się w centrum uwagi Zbawiciela.[4][4]

Powtórzmy: ludzi nie było stać na miłosierdzie i nie zdobyli się na wyznanie własnych win. Pozostał tylko Chrystus wraz z upokorzoną przez innych kobietą. Jak bardzo sytuacja ta dotyczy nas wszystkich. Jak łatwo bowiem każdy z nas może się znaleźć we współczesnej grupie faryzeuszy oskarżających bliźniego, choć może też znajdować się w sytuacji oskarżanej przez nich, żałującej jednak za grzechy kobiety.

Bóg zbawia człowieka, którego obdarzył godnością i ciągle ją nam przywraca, gdy przebacza popełnione przez nas grzechy. Dlatego – Siostry i Bracia – prośmy dziś miłosiernego Boga w duchu modlitwy Ojcze nasz: Boże, nasz Panie i Ojcze, odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.

Amen.

[1][1] Mt 12,25.

[2][2] Tamże 8,4-5.

[3][3] J 8,7-11.

[4][4] Por. Ks.Ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, C, Kraków 2021, s. 198.

 


4 Wielkiego Postu C, 2022

Siostry i Bracia – dzisiejsze czytania mają wspólny temat, a jest nim każde Boże działanie w odniesieniu do ludzi. Wpierw jest to fragment Księgi Jozuego, w którym Pan Bóg mówi do tytularnego bohatera tej księgi – Jozuego – wprowadzającego po czterdziestoletniej wędrówce Naród Wybrany do Ziemi Obiecanej: „Dziś zrzuciłem z was hańbę egipską”.[1][1] Możemy wyobrazić sobie entuzjazm jaki po tych słowach zapanował w Narodzie, który po latach pustynnej wędrówki wreszcie poczuł się wolny i u siebie. Wydarzeniem zaś niejako potwierdzającym słowa Pana o zrzuconej hańbie egipskiej, był pierwszy obchód Paschy, w nowej i suwerennej rzeczywistości Ziemi Obiecanej; bez pustynnej już manny, ale z wymaganymi prawem przaśnymi chlebami z owoców ziemi, którą Bóg temu ludowi dał w posiadanie.

Nowo testamentalnym dopełnieniem tych słów jest fragment z 2. Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian, a także wzruszająca, ewangeliczna przypowieść o Synu Marnotrawnym. Święty Paweł pisząc o ludziach, którzy pozostają w łączności z Chrystusem stwierdza wprost, że [oni] nowym stworzeniem, bo „to co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe”.[2][2] I ta sytuacja jest więc dziełem Boga Ojca, Który w swym Synu, Jezusie Chrystusie wszystko pojednał ze sobą, wprowadzając zbawionych do swego królestwa, a symbolicznie mówiąc do nowej, niebieskiej Ziemi Obiecanej.

Ewangelia zaś, mówiąc kolokwialnie, ukazuje mechanizm pojednania, jego nieodzowny warunek, którego ilustracją jest najpierw niewłaściwa i moralnie naganna postawa syna marnotrawnego, później jednak cały proces jego dojrzewania do rzeczywistego nawrócenia i powrotu. Stosunkowo łatwo daje się nam rozszyfrować poszczególne postaci tej alegorii, ewangelicznego dramatu. Miłosierny ojciec to Bóg, synami natomiast jesteśmy my. W przypowieści uderza pozornie niewinna prośba młodszego z synów: „Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada”.[3][3] Ewangelia stwierdza, że ojciec podzielił majątek, w dosłownym jednak tłumaczeniu podzielił swoje życie, nic nie zostawiając sobie; to bowiem znaczą użyte w oryginalnym tekście słowa ton bion”. Wiedząc to możemy powiedzieć, że syn żądając części majątku za życia ojca, właściwie życzy mu śmierci.[4][4] Istotne jednakże jest to, że roztrwoniwszy już wszystko, a nie chcąc umierać z głodu, podjął się pasienia świń, gdyż wtedy nastąpiła refleksja i decyzja: „Wrócę do ojca. Powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem.[5][5] Syn ten zrozumiał bowiem, że porzucając w imię swej wolności Ojca, tak naprawdę stał się niewolnikiem uwikłanym w różnorakie zależności.

Tymczasem ojciec widząc powracającego syna pobiegł mu naprzeciw, rzucił się mu na szyję i darował nową szatę, pierścień i sandały. To kolejne symbole; szata jest tu znakiem zbawionych, pierścień symbolem władzy i prawa do ojcowskiego majątku, a sandały to znak odzyskanej wolności, gdyż niewolnicy chodzili boso. W tym miejscu trzeba podkreślić, że to słowo ojcowskiego przebaczenia wskrzesiło syna, który powrócił do wszystkiego, co tak lekkomyślnie utracił. Znakiem tego jest uczta, symbol radości, w którym ukrywa się Boży plan zbawienia. Wpierw trzeba tylko wejść w sposób myślenia Ojca i Jego postępowania, którym jest nieustanna radość z każdego nawrócenia i powrotu, połączona z bezwarunkowym przebaczeniem. Nie rozumiał tego, w przypowieści reprezentujący także nas, drugi syn, który był smutny, a nadto miał do ojca pretensje. Stąd rodzic drugi raz powtarza: trzeba (…) się weselić i cieszyć z tego, że ten brat (…) był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się.[6][6]

Bracia i Siostry – bez zrozumienia i przyjęcia prawdy o bezwarunkowym przebaczeniu, nie wejdziemy na ucztę Królestwa Bożego.

Amen.


[1][1] 1Krl 17, 12.

[2][2] Tamże.

[3][3] Por. Mk 12,38.

[4][4] Tamże, 13, 43-44.

[5][5] Łk 15,18-19.

[6][6] Tamże 15,32.

 


3 niedziela Wielkiego Postu, C

Bracia i Siostry – W ubiegłą niedzielę byliśmy świadkami powołania Abrahama. Dziś liturgia słowa mówi o powołaniu Mojżesza. A i ono jest niezwykłe, i wyjątkowo ważne. Przez nie bowiem, czyli przez Mojżesza, Bóg wyprowadził Naród Wybrany z niewoli egipskiej, zawarł oparte na dekalogu, na dziesięciu przykazaniach, przymierze na Synaju i prowadził do ziemi obiecanej, „żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód”.[1][1] Mleko jest pierwszym pokarmem dzieci, co sprawia, że jest ono postrzegane jako napój życia. Historia zaś Samsona,[2][2] który w padlinie lwa znalazł pszczeli rój i miód spowodowała, że wśród obrazów biblijnych miód jest też symbolem życia. Tak to mleko i miód stały się znakiem szczęśliwego, rajskiego życia, a symbolika ta szybko połączyła się z określeniem ziemi obiecanej.

Niejako przy okazji powoływania, Bóg objawił Mojżeszowi swoje imię. Jest to jedna z najbardziej wzruszających scen Starego Testamentu, a jednocześnie myśl całkowicie obca typowo ludzkiemu rozumowaniu, które podlega następstwu czasu. Każdy z nas powiedziałby „jam jest, który był, który jest i który będzie”. Bóg natomiast, Który po prostu JEST, objawia się jako: „Jestem, Który Jestem”.[3][3]

Zauważmy, że tak samo mówi o sobie posłany na świat przez Ojca Pan Jezus, co potwierdzają słowa Boga w czasie chrztu w Jordanie i w czasie przemienienia: To jest Syn mój.[4][4] Objawia to i sam Chrystus, mówiąc: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”,[5][5] i „Ja jestem”.[6][6] Ja jestem chlebem życia, światłością świata, bramą, krzewem winnym; Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem, drogą, prawdą i życiem. Jest to najśmielsza wypowiedź Jezusa o sobie samym. „Ja jestem”, to znaczy gdzie ja jestem, tam jest Bóg, tam żyje, tam mówi, tam wzywa, tam pyta, tam działa, tam rozstrzyga, tam kocha, tam przebacza, tam cierpi, tam umiera Bóg. Nic śmielszego nie sposób powiedzieć, nie sposób wymyślić.[7][7]

Słowa te znaczą więc, że Jezus jest Bogiem, tym samym, jedynym Bogiem, Który w Osobie Ojca powołał Abrahama i Mojżesza. Dalej znaczą one, że Chrystus został objawiony jako ten, Który niczym nowy Mojżesz gromadzi Lud Nowego Przymierza – Kościół.

Przyjmując to objawienie żyjmy więc – Bracia i Siostry – nie jak drzewo figowe z Jezusowej przypowieści, które nie przynosząc owoców pozostało jałowe i nie jak ci, którzy przyszedłszy do Chrystusa uważali się za lepszych od Galilejczyków, „których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar”, ale żyjmy tak jak radzi św. Paweł Apostoł w Liście do Rzymian: „przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości[8][8] i pilnie baczmy, by ten „komu się zdaje, że stoi […] nie upadł”.[9][9]

Amen.


[1][1] Mt 25, 31-33.

[2][2] Tamże, por. też Ez 34,17.

[3][3] Mt 25,34.

[4][4] Tamże, 25,41.

[5][5] Ez 34, 11. 15-16.

[6][6] Tamże, 15,23.

[7][7] Mt 25,35-36.

[8][8] Rz 13,13.

[9][9] 1Kor. 10,12.

 


2. Wielkiego Postu C, 2022

Bracia i Siostry – jak bardzo dzieje Abrama przypominają historię życia milionów ludzi. A jest tak dlatego, że obok wielkiej obietnicy związanej z trzema powołaniami Abrama, opisanymi w Księdze Rodzaju, w wyniku których opuścił on ziemię rodzinną, porzucił swe ludzkie kalkulacje, co relacjonuje czytany dzisiaj fragment Pisma, a wreszcie powierzył Bogu przyszłość własną i Izaaka – o czym opowiada rozdział 22 – otóż, obok tych wydarzeń, życie Abrahama było ciągłym zmaganiem się z przeciwnościami, wśród których było również wieloletnie czekanie na obiecanego mu potomka. Lektura tych dziejów umacnia naszą pewność, że Bóg doceniał duchową walkę Abrahama, jego oczekiwanie i zmaganie się z wątpliwościami, z których wychodził zawsze umocniony: z głębszą wiarą i nadzieją pokładaną w Bogu. Mówi o tym choćby ten fragment Księgi Rodzaju: oto Bóg, poleciwszy Abramowi wyjść z namiotu, rzekł do niego: „spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić; a potem dodał: . Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za wielką zasługę”.[1][1]

W ostatecznym wymiarze historia ta przygotowuje i zapowiada zdarzenie opisane w odczytanej Ewangelii o przemienieniu Jezusa, który wierny Ojcu przemienił się wobec trzech uczniów, trzech świadków: Piotra, Jakuba i Jana, ukazując im swe ukryte w człowieczeństwie Bóstwo. To ono, zjednoczone z ludzką naturą Jezusa, w akcie absolutnego posłuszeństwa Ojcu, zostanie umęczone na Krzyżu, lecz w ten właśnie sposób zwycięży zło grzechu i śmierci, zwycięsko przemienione młodzieńczą naturą Zmartwychwstałego Chrystusa! Zauważmy też, że ci trzej apostołowie byli świadkami wskrzeszenia córki przełożonego synagogi Jaira.[2][2] Teraz ujrzeli odmienione oblicze Pana, Jego jaśniejące bóstwo i światło przyszłego zmartwychwstania. Widzieli też niebieskich świadków przemienienia: Mojżesza i Eliasza, wkrótce zaś, tuż przed męką, będą towarzyszyć Jezusowi w Getsemani.

Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli ujrzeli Jego chwałę”.[3][3] Spać też będą w Getsemani, gdzie równie nagle wybudzeni nie rozumieli jeszcze tego, co wokół nich się działo. A jednak te wydarzenia zostawiły trwałe ślady w ich świadomości. Pisze o tym, mocny już wiarą, św. Piotr w swym 2 Liście: „Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy …, ale jako naoczni świadkowie Jego wielkości”.[4][4]

Przedmiotem swoistej umowy między Bogiem i Abrahamem było potomstwo i kraj, dany mu na własność, i na zawsze, a jedynym tego warunkiem była wiara i wierność Bogu. Uczniowie zaś Jezusa dojrzeli już do pełni objawienia. Stąd usłyszeli zapowiedź spełnienia nowego, wiecznego przymierza. To także słowa, które słyszymy dzisiaj: „To jest Syn mój Wybrany, Jego słuchajcie”.[5][5] I tutaj więc chodzi o wiarę w Boskość Jezusa i Jego słowa, z którymi trzeba przejść drogę krzyża, będącą wypełnieniem Pism i proroków. I to jest także nasza droga, droga naszych codzienności ze wszystkimi radościami, ale i smutkami, z lękami, wątpliwościami i niepewnościami, które możemy pokonywać umocnieni tą właśnie wiarą, czerpiąc moc z krzyża i zmartwychwstania Chrystusa.

Amen.

 


[1][1] Rdz 15, 5-6.

[2][2] Por. Mk 5,37 i Łk 8,51.

[3][3] Łk 9,32.

[4][4] Por. 2P 1,16-18.

[5][5] Łk 9,35.

 


1. niedziela Wielkiego Postu, C 2022 r.

Zwięzła jest – Bracia i Siostry – Ewangelia czytana u progu Wielkiego Postu. Oto „Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód”.[1][1]

Odczytywany dzisiaj fragment, z zapisu św. Łukasza, cofa nas do początku publicznej działalności Pana Jezusa, a relacja o Jego kuszeniu jest obecna we wszystkich ewangeliach synoptycznych, to znaczy także u świętych Mateusza i Marka. Jaka jest więc istotna wiadomość przekazywana tym opisem? Przede wszystkim potwierdza ona człowieczeństwo Jezusa oraz wyraźnie określa Jego misję jako Mesjasza. Wynika zaś z niej, że Mesjasz nie zbawi świata bez ludzkiego wysiłku, używając wyłącznie swej boskiej mocy, lecz uczyni to – jak napisał poeta Zbigniew Herbert w wierszu Rozmyślania Pana Cogito o odkupieniu – przez zbratanie się z krwią tak, że czuć było zapach ludzkiego strachu.[2][2] Wykona to przez swoje ludzkie życie, przez pot, cierpienie, walkę i ostatecznie przez śmierć.[3][3] Możemy więc powiedzieć, że kuszenie Jezusa na pustyni przygotowuje również Jego drogę krzyża.

Gdy u progu Wielkiego Postu słyszymy tę Ewangelię, warto zwrócić naszą uwagę na to w jaki sposób szatan przedstawia swoje pokusy. Sprawia przecież wrażenie bardzo dobrych propozycji! W rzeczywistości jednak one wszystkie uderzają w Boga i samego kuszonego, gdyż przede wszystkim prowadzą do tego, by na diabelskie życzenie, z ust Zbawiciela uzyskać potwierdzenie, wręcz objawienie Jego mesjańskiej misji. To samo kuszenie powróci w najważniejszym momencie, w czasie składania przez Pana Ofiary Krzyżowej. Powróci, tym razem wypowiedziane ustami arcykapłanów, starszych i uczonych w Piśmie: „…niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w niego (…). Przecież powiedział: jestem Synem Bożym”.[4][4] Chrystus jako nowy Adam nie uległ żadnemu z nich.

I przez te wydarzenia objawia więc Bóg, że taki właśnie jest cel zbawczego dzieła Chrystusa, Który przyszedł na świat, by podjąć walkę z szatanem, „księciem tego świata”.[5][5] W tym sensie przeciwnikiem i pogromcą szatana jest Chrystus, który wziął na swe ramiona krzyż, by na nim w akcie absolutnego posłuszeństwa Ojcu, przez swoją śmierć i zmartwychwstanie pokonać szatana i wszelkie zło, także zło śmierci, gdyż ich ostatecznym źródłem jest zły duch.

I to jest – Siostry i Bracia – także nasza droga – droga krzyża, droga naśladowania Chrystusa i nasz pobyt na pustyni, nasz czterdziestodniowy post u progu którego, w symbolicznym akcie posypania głów popiołem, usłyszeliśmy wezwanie: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.[6][6]

Amen.


[1][1] Łk 4,1-2.

[2][2] Por. Zbigniew Herbert, Pan Cogito, Warszawa 1974.

[3][3] Por. ks. ks. P. Śliwiński i M. Kowalski, Jutro niedziela, t. C, Kraków 2021, s.156.

[4][4] Łk 27,42-43.

[5][5] Por. J 12,31.

[6][6] Mk 1,15.

 


8 zwykła C, 2022

Bracia i Siostry – Księga Mądrości Syracha to jedna z Ksiąg Mądrościowych, której natchnieniem i źródłem jest Bóg. W odczytanym dziś fragmencie usłyszeliśmy cztery przysłowia, które łączy wspólna idea, mianowicie ta, że człowieka i jego myśli poznaje się po jego mowie. Język bowiem mówiony objawia ludzkie wnętrze. I choć mowa, w ludzkim wydaniu, może służyć zakłamywaniu rzeczywistości – czego w tak tragiczny sposób jesteśmy świadkami, śledząc w tych dniach napaść Rosji na Ukrainę i towarzyszącą temu oficjalną, rosyjską narrację – to generalnie, mowa w służbie dobra, prawdy i piękna jest jednym z elementów czyniących człowieka podobnym do Boga. Zauważmy, że tak właśnie działa stwórcze Słowo Boga, które powołuje wszystko do istnienia. A owo wszystko, tak uczynione, zawsze zostaje określone jako bardzo dobre i piękne.[1][1] Tak samo działa odwieczne Słowo, które było na początku u Boga i było Bogiem. To Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. Jezus Chrystus, Którego chwałę oglądaliśmy, tą jaką Jednorodzony, pełen łaski i prawdy, ma od Ojca.[2][2]

Odczytywana dzisiaj Ewangelia Jezusa ma podobny do Księgi Syracydesa charakter, też kojarząc się z przysłowiami. Tak brzmią przecież zdania o nauczycielu i uczniu, o niewidomym prowadzonym przez ślepca, czy o drzewie dobrym wydającym owoce dobra. Zaznaczmy, że wszystkie te ewangeliczne przysłowia odnoszą się do ludzkich postaw.

Bezpośrednim jednak wezwaniem kierowanym dziś do każdego z nas jest zdanie: „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz”.[3][3] Zdanie to można było przecież sformułować inaczej, bezosobowo, choćby tak: być pobłażliwym dla siebie, a niewyrozumiałym dla innych.

Taką postawą brzydzi się Bóg i dlatego Chrystus odrzuca ją, określając tak postępującego człowieka słowem: obłudnik. Obłuda wszak udając cnotę jest zakłamaniem! Wyrasta z pychy i służy fałszywym celom człowieka, wśród których jest chęć wywyższania się, i podporządkowywania sobie innych. To także przejaw dążenia do władzy absolutnej, która w ludzkim wydaniu jest uzurpacją władzy samego Boga.

Czy nasz świat – Siostry i Bracia – świat w którym człowiek prowadzi nieustanną walkę o władzę, tak często manipulując innymi, kupując ich przychylność coraz nowszymi i obfitszymi obietnicami, czy ten świat nie jest tego przykładem? Ewangeliczna belka w oku nie jest więc niczym innym jak obrazem, symbolem ludzkiej pychy i każdego grzechu, który przeciwstawia się człowiekowi i konsekwentnie Bogu.

Tak oto Chrystus wzywa nas dziś byśmy zdobyli się na usunięcie grzesznej belki z naszych oczu. Bo tylko wtedy, na nowo ujrzymy Boga, zobaczymy Go oczami duszy i odczujemy Jego miłość w naszym radosnym, ale i nazbyt często smutnym życiu.

Amen.

 


[1][1] Por. Rdz 1,31.

[2][2] Por. J 1,1-14.

[3][3] Tamże, 6,41.

7. zwykła C, 2022

Bracia i Siostry – Trudna jest Ewangelia, którą właśnie usłyszeliśmy. Niełatwe jest bowiem jej spełnienie. Tak zapewne musiał myśleć i święty Piotr, gdy pytał Chrystusa: „Panie ile razy mam przebaczyć jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy?[1][1] Odpowiedź Pana Jezusa rozwiewa wszelkie wątpliwości: „Nie mówię ci aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”.[2][2] Wyjaśnić tutaj trzeba, że w symbolice biblijnej liczba siedemdziesiąt siedem oznacza nieskończoną ilość razy. Podkreślmy to: zawsze należy przebaczać, bo tak wobec każdego z nas postępuje Bóg.

Myśl tę idealnie ilustruje postawa Dawida, bohatera pierwszego czytania, który miał możliwość zemszczenia się na nienawidzącym go królu Saulu, który czyhał na jego życie. Dawid nie zemścił się jednak i nie zabił Saula, gdyż był on pomazańcem Bożym, czyli wybranym i namaszczonym przez Boga.

Ta właśnie postawa Dawida, starotestamentalnego bohatera, doskonale koresponduje z nauką Chrystusa o przebaczeniu. Są to mocne i wielokrotnie dla nas niełatwe słowa, bo przecież my, jako chrześcijanie, tak często nie potrafimy przebaczać, bo zapiekamy się w naszej nietolerancji, zazdrości, a nawet nienawiści. Zapamiętujemy się w tych postawach, uważając przy tym samych siebie za wzorowych katolików: bo mam różaniec, chodzę do kościoła, i od czasu do czasu przyjmuję sakramenty. I my, chrześcijanie uważamy, że już nic więcej nie musimy robić, że to wystarczy. Ale czy naprawdę wystarczy?

Widać jak bardzo zapomnieliśmy słowa Pana w których mówi On o udziale każdego z nas w Jego ofierze: „Jeśli więc przyniesiesz swój dar przed ołtarz i tam przypomnisz sobie, że twój brat ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim (…) pogódź się z przeciwnikiem swoim”.[3][3]

Trudna to Ewangelia, bo my wciąż nie potrafimy tego robić. My katolicy, czyli „powszechni”, a to oznacza według rozumienia tego słowa, otwartość na wzór samego Boga, otwartość na każdego człowieka. Dziś przecież, choćby tylko jako Polacy, także jesteśmy podzieleni, skłóceni i, co z bólem należy mówić, częściej potrafimy bardziej nie znosić i nie tolerować, czy wręcz nienawidzić ludzi inaczej myślących, niż ich kochać i dobrze im życzyć. Można tylko zapytać gdzie się podziała ta umiłowana przez Pana Rzeczpospolita – prawdziwie katolicka, czyli powszechna, w której każdy człowiek, także innowierca, mógł się czuć bezpiecznie. Warto w tym miejscu przywołać dzieje I Rzeczpospolitej, która była wielkim, wielonarodowym i wielokulturowym krajem, a przy tym niezwykle tolerancyjnym, w którym nigdy nie obowiązywała sprzeczna z Objawieniem zasada: czyja władza, tego religia.

Trudna to Ewangelia. Dlatego prosimy Cię Panie, pomóż nam odrzucać wzajemne niechęci, wzajemną nienawiść, i daj nam na nowo odkryć naszą katolickość, czyli powszechność, ewangelicznie otwartą na Boga i każdego człowieka.

Amen.

 


[1][1] Mt 18, 21-22.

[2][2] Tamże

[3][3] Tamże 5, 23-25.

 


6 niedziela zwykła, C

Bracia i Siostry – Dzisiaj Pan Bóg mówi ustami proroka Jeremiasza o tym, co jest przekleństwem człowieka, ale i jego błogosławieństwem: „Przeklęty mąż, – słyszymy – który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce” i dalej: „Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją”.[1][1] Tę samą prawdę głosi Chrystus, gdy mówi błogosławieni wy ubodzy, głodujący, płaczący, wy których nienawidzą, których lżą i którymi gardzą,[2][2] i gdy błogosławieństwom przeciwstawia poczwórne „Biada”, odniesione do bogaczy, do sytych i zadowolonych z siebie, i do tych wszystkich, którzy wyłącznie od ludzi odbierają swoją chwałę.[3][3]

Nadzieja pokładana w człowieku i wyłącznie w ludzkim ciele oraz nadzieja płynąca z dostatku, staje się przekleństwem człowieka, gdy on, czując się samowystarczalny, odwraca się od Boga, źródła wszelkiego błogosławieństwa i życia oraz prawdziwego i ostatecznego prawa i sprawiedliwości. Stąd też na przeciwległej szali leży ufność pokładana w Bogu, gdyż ta właśnie ufność jest dla człowieka źródłem błogosławieństwa, bo jest on – jak mówi prorok – podobny do drzewa zasadzonego nad wodą”, co wypuszcza korzenie ku strumieniowi i dlatego utrzymuje zielone liście.[4][4]

Myśl tę zawiera i drugie czytanie, w którym Apostoł z mocą i absolutną pewnością mówi o doświadczonym przez siebie źródle nadziei chrześcijańskiej, którym jest zmartwychwstały Chrystus. Chrystus, w Którego życiu, śmierci i zmartwychwstaniu mamy już udział, mocą chrztu i udzielonego nam Ducha Świętego, Który w nas żyje i działa. Zauważmy, że mówi to św. Paweł, który jako Szaweł, prześladowca Chrystusa i Jego Kościoła, spotkał pod Damaszkiem Zmartwychwstałego Jezusa. Tam to, słysząc głos: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?”, a usłyszawszy w odpowiedzi na zadane pytanie: „Kto jesteś Panie”? – „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz”,[5][5] stał się apostołem tegoż Jezusa i świadkiem Jego zmartwychwstania. Stał się apostołem Pawłem, który zaniósł Ewangelię na krańce ówczesnego świata. Złożył też najwyższe świadectwo swej wiary, gdy ścięty mieczem za murami Rzymu, oddał życie dla Chrystusa.

Przyjmijmy – Bracia i Siostry – usłyszane Słowo Boże, powtarzając słowa psalmu międzylekcyjnego, który raz jeszcze przywołuje główną myśli Liturgii Słowa Bożego: „Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników (...) lecz ma upodobanie w Prawie Pana (...). Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie, a liście jego nie więdną; co uczyni, pomyślnie wypada”.[6][6]

Amen.

 


[1][1] Jr 17,5 i 7.

[2][2] Por. Łk 6,20-22.

[3][3] Por. Łk 6,24-26.

[4][4] Jr 17,8.

[5][5] Dz 9, 4-5.

[6][6] Ps 1,1-3.

 


5 niedziela zwykła, C

Bracia i Siostry – Ile razy w naszym życiu jest dokładnie tak, jak w odczytanej Ewangelii. Ile bowiem razy, gdy jesteśmy zmęczeni – dzisiaj zwłaszcza pandemią wnoszącą w nasze życie ograniczenia, cierpienie i śmierć – ale równie drożyzną i pracą, bo ogółowi nie przynosi ona oczekiwanych owoców, a więc poprawy zarobków i warunków życia. Ile wreszcie razy jesteśmy wówczas gotowi przyjąć cokolwiek, co da nam przynajmniej trochę nadziei na zmianę i lepsze jutro.

Taki stan ducha musiał przenikać świętego Piotra i towarzy­szących mu apostołów, gdy po całonocnej pracy niczego nie złowili. Było to wtedy, gdy do ich łodzi wsiadł Jezus, by z niej nauczać zgromadzony na brzegu tłum. A kiedy skończył, kazał Piotrowi wypłynąć na głębię i zarzucić sieci. Piotr był zmęczony, bliski rezygnacji, stąd nie bardzo chciał jeszcze raz próbować, bo przecież przez całą noc nic nie złowili![1][1] Jednak słowa Chrystusa, ich przedziwna moc – bo jak w in­nym miejscu Ewangelii czytamy, nigdy jeszcze nie przemówił tak człowiek – słowa te sprawiły, że rozpoczął się cudowny połów ryb, jakiego jeszcze nie przeżył ani Piotr, ani żaden z pozostałych apostołów. Stąd owo odczucie nieogarnionej świętości samego Chrystusa i Piotrowe poczucie własnej grzeszność. Stąd też jego wyznanie, bo właśnie doświadczył, że tak wiernym i tak hojnie spełniającym swe obietnice, może być tylko Bóg! Słowa „Panie odejdź ode mnie, bo jestem grzeszny”,[2][2] mówią nam wszystko o tym, co Piotr przeżywał i czuł.

I w tym miejscu – Bracia i Siostry – rozchodzi się na ogół nasze życie z przesłaniem tej Ewangelii, a dzieje się tak gdy postępujemy inaczej niż Piotr i przestajemy ufać Panu, zdając się wyłącznie na ludzkie wyczucie. To wówczas bowiem odkrywamy jak często zawodzą nas ludzie, zwłaszcza ci, którzy dla doraźnych celów obiecują wszystko, a gdy im zaufamy, gdy postawimy na nich, gdy ich wybierzemy jako swoich wybawców, wtedy coraz to okazuje się, że dawali nam tylko słowa, puste słowa, jak kwity bez pokrycia.

Pan Bóg postępuje inaczej, gdyż Bóg jest wierny swym obietnicom. A Jezus Chrystus, Jego Jednorodzony Syn, dobitnie to potwierdza i jest tego znakiem. Ten Je­zus, w którym wypełniły się wszystkie Pisma Proroków. Ten Jezus, który mówi Piotrowi, że nie ma się bać, że odtąd ludzi będzie łowił.[3][3] Ten Jezus, który przez Piotra właśnie, przez apostołów i ich następców, dzisiaj wzywa i nas byśmy Go na­śladowali, a naśladując byli wierni, jak On, by ludzie widząc nasze dobre czyny, chwalili Ojca w niebie.[4][4]

Amen.


[1][1] Por. Łk 5, 5.

[2][2] Tamże, 5,8.

[3][3] Tamże, 5,10.

[4][4] Tamże, 5,16.

 


 

4 niedziela zwykła, C

Bracia i Siostry – Ewangelia, którą usłyszeliśmy nawiązuje do Dobrej Nowiny z poprzedniej niedzieli. Dziś ukazuje Pana Jezusa jak uchodzi z Nazaretu, przechodząc pośród tych, „co wyrzucili Go z miasta i wy­prowadzili aż na stok góry, (...), aby Go strącić”.[1][1] Temu zdarzeniu towarzyszy komentarz samego Chrystusa, wyjaśnienie ważne także dla nas: „Za­prawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie”.[2][2] Jezus dobrze wiedział, że kiedy przemówi do znajomych mieszkańców Nazaretu, to będą przebąkiwać: „Czyż nie jest to syn Józefa”,[3][3] cóż więc takiego On może nam powiedzieć? Uzasadniając zaś taki sposób ludzkiego myślenia, przywołał Chrystus przykład z życia proroka Eliasza, który dopiero wśród pogan mógł dokonać cudu i z życia jego następcy, Elizeusza, przez którego Bóg oczyścił z trądu Syryjczyka Naamana.

Zapytać możemy, czy Jezus nie powinien wpierw zgromadzonym ludziom głosić słowa gładkie, czyli takie które łatwo by przyjęli? Ile takich to przykładów mamy na co dzień, choćby wtedy, gdy słuchamy różnych oficjeli zabiegających o przychylność ludzi, którym mówią właśnie słowa gładkie i pełne najróżniejszych obietnic.

Otóż to, co wydarzyło się w synagodze nazaretańskiej poucza nas, że nie. Uczy nas tego także nasze własne doświadczenie, choćby to łączące się z przeżywaniem pamiętnych papieskich pielgrzymek Jana Pawła do Ojczyzny, kiedy to św. Papież z mocą głosił Słowo Boże, często mówiąc rzeczy trudne. Ale to one właśnie związały się z naszą współczesną historią i przemianami, które wciąż z takim trudem się dzieją. To także sytuacja, która od samego początku, od dnia Pięćdziesiątnicy jest istotna dla życia Kościoła. Wówczas to Piotr Apostoł przemawiając do zgromadzonych pod wieczernikiem rodaków powiedział im rzecz bardzo dla nich trudną do przyjęcia, mianowicie, że zaparli się Świętego i Sprawiedliwego i wyprosili ułaskawienie dla zabójcy, zabijając Dawcę Życia.[4][4] Zaowocowało to nawróceniem wielu. Powinność proroka i niezależność Słowa Bożego.

Klamrą łączącą wszystkie te myśli jest „Hymn o miłości” z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. W pierwszym rzędzie mówi on o miłości Boga, stojącej na początku dzieła stworzenia i odkupienia człowieka. O miłości, która jest samym Bogiem, a którą – dlatego właśnie – człowiek winien naśladować. Tyle też znaczą słowa rozpoczynające drugie czytanie: „...starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą”.[5][5] Ta droga doskonalsza, to właśnie miłość, która zawsze jest cierpliwa, łaskawa, nie zna zazdrości, nie unosi się pychą, nie szuka poklasku, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie zna gniewu i nie cieszy się z niesprawiedliwości. To miłość, którą Bóg obdarza każdego z nas, ale i zaprasza, byśmy ucząc się jej na co dzień, zarażali nią współczesny świat, stając się w ten sposób ewangelicznym światłem świata i solą ziemi.[6][6]

Amen.

 


[1][1] Łk 4,29.

[2][2] Tamże, 4,24.

[3][3] Tamże, 4,22.

[4][4] Por. Dz 3,14-15 i 2,22-23.

[5][5] 1Kor 12,31.

[6][6] Por. Mt 5,13-14.

 


3 zwykła C, 2022

Bracia i Siostry – paradoksalne jest wydarzenie z synagogi nazaretańskiej, opisane przez świętego Łukasza w odczytanej Ewangelii: Chrystus czytający spełniający się właśnie mesjański fragment z Księgi proroka Izajasza i ludzie, którzy nie przyjęli tego objawienia. „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”.[1][1] Przecież na to właśnie stwierdzenie, na to objawienie Naród Wybrany czekał setki lat!

Możemy oczywiście powiedzieć, że był to dopiero początek działalności Jezusa, że wystąpienie w Nazarecie, gdzie mieszkał, było jedną z pierwszych „ewangelicznych przymiarek” Zbawiciela, stąd pewna nieufność w przyjmowaniu tego Słowa, mogła wydać się uzasadniona.

Ale cóż wówczas – Bracia i Siostry – powiedzieć o nas, którzy słuchamy Ewangelii dwa tysiące lat później, dysponując już pełnym Objawieniem, bo oglądamy wszystkie cuda Jego łaski i mocą chrztu uczestniczymy w zbawieniu dokonanym w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Jak często ta właśnie Ewangelia jest przez nas w życiu codziennym lekceważona i jak często słuchamy jej z niechęcią, tym większą, im większe stawia ona przed nami wymagania. Postępując w ten sposób przechodzimy obok mówiącego do nas Chrystusa gniewni, jak mieszkańcy Nazaretu, dając Mu do zrozumienia, że posłuchamy Go kiedy indziej.

Czasem żałujemy takich postaw, ale wydaje nam się, że tak już musi być i że nie ma wyjścia z tej sytuacji, bo taki jest współczesny świat i takie są warunki w których żyjemy. A jednak wbrew temu, właśnie dziś nam, tu i teraz, Chrystus głosi więźniom wolność, a niewidomym przejrzenie, uciśnionych odsyła wolnymi i ogłasza rok łaski u Pana.[2][2] Tak oto dziś nam spełniają się te słowa Pisma, „któreśmy słyszeli”. Co jednak oznacza to dla mnie i co muszę dzisiaj zrobić, by w moim życiu wydały one plon wielokrotny ?

Amen


[1][1] Łk 4,21.

[2][2] Por. tamże, 4,18.

 


 

2 niedziela zwykła C

Bracia i Siostry – Ewangelia każe nam dzisiaj być świadkami pierwszego cudu Pana Jezusa. I chociaż tak wyraźnie dokonany znak objawia wszechmoc Syna Bożego, nie był on jednak konieczny, by tę boskość potwierdzić. Przecież nie ratował niczyjego życia i nie przywracał zdrowia. Był to jednak wyraźny cud. Inne z cudów Jezusowych bazowały jakoś na naturalnych procesach przyrody; prostowały je, naprawiały lub odwracały, czy też wzbogacały. Tak było z rozmnożeniem chleba, z niezwykłym połowem ryb, z uzdrowieniami i wskrzeszeniami. Tutaj mamy do czynienia ze stworzeniem nowej materii!

Ciekawe, że Pan Jezus jako naczyń do stwarzanego przez siebie wina użył zwykłych stągwi przeznaczonych do rytualnych obmyć! To tak, jakby chciał pokazać, że tutaj liczy się tylko Jego wszechmocne słowo. Jakżeż wielkie podobieństwo tego wydarzenia do Eucharystii, do Mszy świętej, którą w tym momencie przeżywamy. Tutaj też słowa Chrystusa powtarzane przez kapłana, sprawią za chwilę cud nieprawdopodobnej przemiany: chleba w Ciało i wina w Jego Krew, a do tego dokładnie te same, które na krzyżu zostały wydane dla naszego zbawienia.

Drugie czytanie z listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian odsłania przed nami jeszcze inny aspekt tego wydarzenia. Cud w Ka­nie Galilejskiej dokonał się ku pożytkowi radujących się weselników, czyli – jak potocznie mówimy – dla „innych”. Teraz zaś w Kościele, co przypomina Apostoł, Duch Święty daje dary łaski, każdemu inne, ale też dla wspólnego dobra.[1][1] Takie szczególne dary, nazywane charyzmatami wymienia św. Paweł także w liście do Rzymian. Czytamy w nim: „Mamy zaś według udzielonej nam łaski różne dary: bądź dar proroctwa – [do stosowania] zgodnie z wiarą; (...) bądź urząd nauczycielski – dla wypełniania czynności nauczycielskich; bądź dar upominania – dla karcenia. Kto zajmuje się rozdawaniem, [niech to czyni] ze szczodrobliwością; kto jest przełożonym, [niech działa] z gorliwością; kto pełni uczynki miłosierdzia, [niech to czyni] ochoczo. Miłość niech będzie bez obłudy![2][2]

Jakże ważna to dla nas – Siostry i Bracia – nauka wiary! Uwierzyć danej nam przez Chrystusa mocy, mocy Ducha Świętego. Uwierzyć, że choćbym był nikim, to mogę stać się kimś. Wystarczy dać wiarę słowom Pana i przyjąć dary Ducha. A wówczas, choćbym był bezbarwny jak woda, mogę stać się kimś wyraźnie określonym, mogę stać się człowiekiem, który, tak jak wino, będzie wnosić wokół radość, bo tak jak sól określająca smak potraw, będzie on nadawał charakter ludzkiej wspólnocie. Wystarczy uwierzyć słowom Pana Jezusa, zwłaszcza tym, które określają rolę i zadania chrześcijan. To mówi Pan: „Wy jesteście solą ziemi. (...) Wy jesteście światłem świata. (...) Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.[3][3]

Amen.


[1][1] 1Kor 12,7.

[2][2] Rz 12,6-9.

[3][3] Mt 5,13-16.

 


Chrzest Chrystusa C

Bracia i Siostry – Liturgia Słowa kontynuuje temat objawiania się Boga człowiekowi. Dziś wspominamy Chrzest Jezusa, który był najważniejszym wydarzeniem związanym z ukazaniem Go światu, jako namaszczonego Duchem Świętym Mesjasza – Chrystusa i narodzonego Boga-Człowieka!

Tak oto przychodzi Jezus nad Jordan, gdzie Jan Chrzciciel, wypełniając swą misję zapowiedzianą proroctwem z Izajaszowej „Księgi Pocieszenia”, przygotowywał Mu drogę i prostował ścieżki dla Niego.[1][1] Przychodzi wmieszany w tłum, by – sam bezgrzeszny i wolny od jakiejkolwiek zmazy – zrównać się z grzesznikami, z tymi, którzy potrzebują nawrócenia i oczyszczenia. Zrównać się z nimi, by ich podnieść i wybawić z ciemności grzechu i śmierci.

Jezus jest więc przede wszystkim tym, którego w proroctwie zapowiedział Izajasz. Jest tym, w którym objawia się chwała Pana i każdy człowiek ją zobaczy – jak usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu. Chwała Boga kroczącego przez stworzony przez siebie świat, opiewana w psalmie 104, śpiewanym dzisiaj podczas liturgii Słowa. Jest Sługą Boga, który parafrazując Izajasza nie podnosi głosu, nie woła, wzbudzając krzyki na dworze, nie łamie tego co słabe – nawet trzciny nadłamanej na wietrze – i nie gasi knotka o nikłym płomyku.[2][2] Tę właśnie postawę Chrystusa, Który „...istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi...”,[3][3] podkreśla święty Paweł w Liście do Filipian.

Od wydarzenia chrztu Chrystusa rozpoczęła się Jego publiczna działalność i od tego momentu zaczyna się najstarsza katecheza apostolska o Jezusie z Nazaretu, opisana w Dziejach Apostolskich. To święty Piotr, w domu Korneliusza z Cezarei, przywołał chrzest Jezusa w Jordanie, mówiąc, że wówczas to namaścił Go Bóg „Duchem Świętym i mocą”,[4][4] a święty Marek swój zapis Ewangelii rozpoczyna od Chrztu Jezusa – właśnie!

Znaczenie tego chrztu, oprócz ukazania się Ducha Świętego, wypływa także z uroczystej proklamacji Boga Ojca: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.[5][5]

Ten właśnie Jezus, w Którego, mocą Ducha Świętego zostaliśmy w czasie naszego chrztu, wszczepieni, jest Tym, w Którym Bóg Ojciec daje nam życie wieczne. Jest objawionym nad Jordanem Chrystusem – Mesjaszem, Którego za chwilę będziemy adorować pod postacią chleba, „Który zstąpił z nieba”.[6][6] Będziemy Go wielbić, powtarzając słowa Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”.[7][7] Rozważając zaś słowa: „Oto Ten, o którym Jan powiedział: Ja Go ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”,[8][8] wyznamy naszą wiarę.

Amen.


[1][1] Por. Mk 1,2-3.

[2][2] Por. Iz 42,2-3.

[3][3] Flp 2,6-7.

[4][4] Dz 10,37-38.

[5][5] Mk 9,7.

[6][6] Por. J 6,32-59.

[7][7] Tamże, 1,29.

[8][8] Tamże, 1,32.34.

 


Objawienie Pańskie 2022

Siostry i Bracia – w kwietniu 2019 roku opublikowano pierwsze w historii kosmiczne zdjęcie „czarnej dziury”. To, co ono dokumentuje uczeni astrofizycy określili jako wrota do piekieł, których żadne światło wszechświata nie jest w stanie przeniknąć. I nie jest to tylko jakaś „animacja ani żadna symulacja, które do tej pory mogliśmy oglądać w książkach do astrofizyki, czy filmach na YouTube. To najprawdziwsza superciężka czarna dziura, którą naukowcy po raz pierwszy w historii uchwycili na zdjęciu”.[1][1] Absolutna, nieprzenikniona ciemność! Przez chwilę wyobraźmy sobie, że znaleźliśmy się w takiej właśnie czarnej dziurze, a pomóc w tym może przeżycie lęku w zamkniętym i całkowicie zaciemnionym pomieszczeniu, w którym kiedyś przyszło nam być.

Doświadczenie ciemności. Ono każdemu uświadamia zarazem poczucie niepewności i bezradności wobec egzystencjalnej kruchości, czyli ulotność naszego istnienia. Jednocześnie jednak to doświadczenie pomaga zrozumieć symbolikę i przekaz odczytanych fragmentów Pisma Świętego.

Wpierw jest to tekst z wizji proroka Izajasza, zapowiedź w której w otaczającą ludzi ciemność śmierci, wleje się zesłane przez Boga światło. Stąd słyszymy: „Powstań! Świeć Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pańska rozbłyska nad tobą”.[2][2] A jest to samoistne Boże Światło, do którego pójdą wszystkie narody, które mrok spowijał i gęsta ciemność, ponad którą jaśnieje Pan.[3][3]

To o tej, objawianej nam dzisiaj tajemnicy już wcielonego Bożego Światła, mówi św. Paweł w przytoczonym fragmencie listu do Efezjan: „Nie była ona – słyszeliśmy – oznajmiona synom ludzkim w poprzednich pokoleniach, tak jak teraz została objawiona przez Ducha świętym Jego apostołom i prorokom, to znaczy, że poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię”.[4][4] Tę pełną nadziei, radosną pewność, czerpie zaś Apostoł z Ewangelii właśnie, z Dobrej Nowiny, również tej odczytywanej w dzień Objawienia Pańskiego. Słyszymy w niej o Mędrcach przybyłych ze Wschodu do Jerozolimy, gdzie pytali o nowo narodzonego Króla żydowskiego,[5][5] ujrzeli bowiem zapowiadane przez Izajasza światło, gwiazdę Zbawiciela, która ostatecznie zaprowadziła ich do Betlejem.

Dziś ten przekaz utwierdza nas we wierze i w rozumieniu biblijnej symboliki światła i ciemności oraz skutków wyboru między nimi, czyli trwania w ciemności, lub w świetle. Ważna jest przy tym świadomość, że każde objawiane w Biblii światło oznacza też jasność wiary, do której prowadzi nieustannie odwołujący się do niej Jezus Chrystus, narodzony, nauczający, ukrzyżowany, zmartwychwstały i uwielbiony Zbawiciel! Ten, Który Jest, Który Był i Który Przychodzi.[6][6]

Amen.


[1][1] „Jest jak wrota do piekieł”. Oto pierwsze zdjęcie czarnej dziury - Nauka - Newsweek.pl; 10.4.2019, godz. 15

[2][2] Iz 60,1.

[3][3] Por. Tamże, 60,2.

[4][4] Ef 3,5.

[5][5] Mt 2,2.

[6][6] Por. Ap 4,8.


2 niedziela po Narodzeniu Pańskim.

Bracia i Siostry – I w dzisiejszą niedzielę, drugą już po Bożym Narodzeniu, otwiera się przed nami możliwość zgłębiania tej tajemnicy. Święty Paweł w drugim czytaniu mówi bowiem, że Bóg Ojciec w Chrystusie „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”.[1][1] To dlatego wpatrujemy się w oblicze Maryi, by dostrzec wszystkie ludzkie cechy, które pozwolą nam, ludziom, odnaleźć się w jej niepokalanym człowieczeństwie i, konsekwentnie, w człowieczeństwie Jej Syna, Który, jak powtarzamy w wyznaniu wiary: „dla naszego zbawienia stał się człowiekiem”.

Patrzymy też na św. Józefa pragnącego zaradzić wszystkim niedogodnościom dotykającym Maryję. Józefa, który puka do różnych drzwi szukając schronienia, którego nie otrzymał. A przecież przyszedł do swoich krewnych – wujów, stryjów i kuzynów. Przyszedł do swojego miasta, bo stąd właśnie, z Betlejem pochodził. Nie było jednak dla nich miejsca.

Z całą pewnością te trudności nie przysłoniły Józefowi istoty tego, co dokonało się w Betlejem. Oto Chrystus przyszedł na świat! Oto, jak mówi św. Jan w prologu spisanej przez siebie Ewangelii, „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami”.[2][2] Bóg w ciszy betlejemskiej nocy złożył ludzkości wyznanie miłości. Zsyłając na świat swego Syna objawił jak bardzo kocha człowieka!

Nie pojęli tego, co zaszło w Betlejem mieszkańcy tego miasta, nie zrozumiał Herod, który w pobliskiej Jerozolimie dojrzewał do straszliwej zbrodni. Tajemnicę Betlejem odkryli prości pasterze i poznali ją zdążający tu Mędrcy.

I ta właśnie tajemnica staje dziś ponownie przed nami. My zaś, patrząc na życzliwe postawy ludzi, którzy byli wówczas wokół Jezusa, łatwo dostrzegamy, że kluczem do odkrycia tej tajemnicy była ich otwartość i prostota wiary. Oni po prostu bezgranicznie zaufali Bogu, nie targowali się z Nim, nie stawiali wymagań, jak Herod i nie byli zajęci sobą, jak mieszkańcy Betlejem. To dlatego spotkali Zbawiciela, który w tę noc się narodził, to dlatego poznali tajemnicę betlejemskiej nocy.

Także i my – Siostry i Bracia – w takim stopniu poznamy tajemnicę Wcielenia i w takim stopniu przeżyjemy Boże Narodzenie odnajdując Chrystusa, w jakim zaufamy Bogu i otworzymy nasze serca dla współbraci. Jeśli rzeczywiście przyjmiemy tę prawdę jako naukę dla nas, jeśli nawet przez krótki czas nie będziemy się zamartwiać naszymi ziemskimi sprawami, gdy choćby na moment zapomnimy o naszym dobytku, i gdy nauczymy się żyć dla innych, wtedy na nowo przeżyjemy, że to dla nas Bóg się narodził i nasze serca napełnią się pokojem.

Amen.

 


[1][1] Ef,1,4.

[2][2] J 1,14

 

1 Stycznia, Uroczystość Bożej Rodzicielki

Bracia i Siostry – tak to od dziś znów mamy nowy kalendarz, który uświadamia nam upływ czasu i przemijanie. To również koniec kolejnego etapu życia i początek nowego. Dlatego Kościół rok kalendarzowy rozpoczyna przypomnieniem logiki kalendarza liturgicznego, w którym podstawą odmierzania czasu nie jest przemijanie, ale są wydarzenia zbawcze. Stąd dzisiejsza uroczystość Bożej Rodzicielki, stąd atmosfera skupienia i zachęta do spojrzenia we własne wnętrze. Taki bowiem sens mają czytania dzisiejszej Liturgii Słowa.

Pierwsze z nich ukazuje wewnętrzną moc i duchowy wymiar Bożego błogosławieństwa, błogosławieństwa, które najpełniej otrzymujemy w Eucharystii. Czytanie zaś drugie – z listu św. Pawła do Galatów – mówi o nieporównywalnej z niczym, co ziemskie, godności człowieka, której wielkość wynika z dzieła zbawienia, czyli z faktu usynowienia człowieka przez Boga. I to przesłanie Apostoła Narodów jest niezmiernie ważne, odnosi się bowiem do samych podstaw ludzkiego bytu, dotycząc tego kim jest i kim staje się zbawiony człowiek, powołany do miłości przez Boga, Który jest Miłością.

Stawia też Kościół przed nami jako wzór Maryję, Boguro­dzicę, o której w Ewangelii czytamy, że [Ona] „zacho­wywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”.[2][1] Święty Łukasz użył tu słowa „symbalein”, które obok znaczeń związanych z symboliką, wyraża też pogłębione rozważanie, zdumienie i zadumanie, czyli kontemplację.

Ta krótka wzmianka Ewangelisty o Maryi pozwala nam odkryć głębię jej duchowego życia. Życia, które było ukie­runkowane ku wnętrzu, decydującym o postawie zewnętrznej Maryi. Dlatego w publikacjach teologicznych odnajdujemy określenie Matki Jezusa jako „Dziewicy Myślicielki”.[2][2] To ważna cecha człowieka, której nam dzisiaj tak bardzo i tak często brakuje.

Człowiek współczesny szukając głównie tego, co zewnętrzne, pozbawia siebie duchowego bogactwa, które przecież stanowi o jego człowieczeństwie! Maryja żyje inaczej. Stąd Jej refleksja i rozważanie, Jej zadziwienie dotyczące Bożego planu, ale i związane z nim staranie, by ten plan właściwie odczytać, by w nim odnaleźć swoje miejsce i to miejsce zrozumieć. Otwarcie się na Boga i otwarcie się na człowieka. Otwarcie na Słowo, które w Maryi stało się Ciałem.

Bracia i Siostry – Życząc sobie lepszego Nowego Roku przyjmijmy przesłanie Kościoła i wnieśmy w nasze życie trochę ciszy i skupienia, byśmy i my, za przykładem Bogurodzicy, w naszym ludzkim wnętrzu odnaleźli Boga.

Amen.

 


[2][1] Łk 2,19

 


Boże Narodzenie 2021

Bracia i Siostry – tylko raz w roku gromadzimy się na Mszy świętej o północy i raz w roku dzielimy się opłatkiem, zwiastując sobie „radość wielką”. Wszystko to zaś z powodu narodzenia się Boga, który stał się człowiekiem. Stąd wigilijny wieczór, noc i dzień Bożego Narodzenia, w czasie których „ogień krzepnie”, „moc truchleje” i „ma granice Nieskończony”. To czas w którym Chrystus ukazuje nam w swoim świetle to wszystko, czego dotąd szukaliśmy w ciemności i po omacku.

Światło i ciemność. Ciemność, co jaśnieje rozpraszana światłem tej nocy i światłość, która – jak pisze święty Jan w prologu spisanej przez siebie Ewangelii – jest życiem i oświeca ludzi, gdyż w „ciemności świeci, a ciemność jej nie ogarnęła”.[1][1] Ten zaś cud jednoczenia przeciwieństw sprawia narodzony Zbawiciel – „wzgardzony i okryty chwałą” – jednocześnie!

Czas Bożego Narodzenia daje nam – Bracia i Siostry – niepowtarzalną szansę odnalezienia Boga, a przez Niego odnalezienia siebie samego. Ten czas daje nam bowiem moc rozwiązania największych podziałów i najgłębiej skrywanych problemów, których nie potrafiliśmy dotąd rozwiązać, a które przerastając nas, jak choćby to wszystko co aktualnie przeżywamy i czego doświadczamy, przygnębiają i przerażają nasze ludzkie serca.

Znamy – Siostry i Bracia – współczesną kolędę; jeszcze niedawno śpiewaliśmy ją. Ona w prostych, a jednocześnie ważkich słowach opisuje cud Bożego Narodzenia. A to jej treść:

Do Betlejem śpieszmy, tam Miłość nadchodzi

i Słowo przedwieczne w żłobie na sianie,

z Maryi Dziewicy Bóg-Człowiek się rodzi,

a Światłość w ciemności ciałem się staje.

Więc śpieszmy się, śpieszmy naprzeciw Miłości,

co serca ogrzeje, umocni w radości.

Więc śpieszmy się, śpieszmy pokochać dziś ludzi,

a Bóg między nami pokój przywróci.

Ta kolęda dotyka i nas, współczesnych Polaków, bo mówi o potrzebie prawdziwej miłości, która może nas wszystkich przywrócić sobie, a przez to i tylko przez to przywrócić Bogu! I jest to pewnie najważniejsze przesłanie dzisiejszego święta, które swą moc czerpie z nocy Bożego Narodzenia i z Ewangelii, która razem z Chrystusem narodziła się w Betlejem.

Wiara w narodzonego Boga. Wiara w Jezusa Chrystusa, wiara w Jego obecność wśród nas. Jak często – Siostry i Bracia – brak nam tej właśnie wiary! Jak często z nadzieją idziemy ku Chrystusowi, ba, czynimy rzeczy niezwykłe, gdy na Niego patrzymy i gdy w Nim szukamy oparcia, ale zaraz potem, kiedy przychodzi zwątpienie, kiedy rodzi się w nas strach i gdy słabnie ta wiara, wtedy ogarnia nas ciemność w której, tracąc Pana z oczu, toniemy w niemocy grzechu.

To tu przebiega zasadnicza linia, oś graniczna między tymi, którzy nazywając się chrześcijanami wierzą tylko w Chrystusa przeszłości, Który odszedł do nieba, a tymi, co wierzą w Chrystusa wprawdzie narodzonego przed wiekami w Betlejem, ale ciągle współczesnego, zmartwychwstałego, siedzącego po prawicy Ojca i żyjącego w ludziach, zwłaszcza chorych, cierpiących i najbardziej potrzebujących, z którymi ON tak bardzo się utożsamia.

Bóg żyjący wśród ludzi – jakże komplikuje to wszystko: „Cokolwiek uczyniliście drugiemu człowiekowi Mnieście uczynili”. Można zrozumieć pokusę wielu, także mnóstwa spośród nas, chcących odesłać Boga tam skąd przyszedł, odesłać, jak odsyła się uprzykrzonego petenta, który zbyt natarczywie prosi o przysługę. Ale ON, BÓG, upiera się w tej szalonej miłości do człowieka, upiera się, by pozostać wśród nas identyfikując się z prześladowanymi konkurentami, z ludźmi odrzucanymi, z więźniami, z głodnymi, z chorymi, z uchodźcami i bezdomnymi. Utożsamia się z nimi do tego stopnia, że nie sposób wyjść na ulicę, by nie spotkać GO w nich w drodze.

Tak właśnie. Ta sytuacja musi zmieniać wszystko w naszych chrześcijańskich pojęciach, w naszych przyzwyczajeniach. I może dlatego tak trudno nam być prawdziwymi, tak trudno iść za NIM w ten właśnie sposób. I chyba stąd właśnie tak wielu dziś odchodzi smutnych. A jednak akurat na tym polega prawdziwa wiara! Dopiero na tym polega chrześcijaństwo!

Idźmy więc i my – Bracia i Siostry – śpieszmy do Betlejem na spotkanie z narodzonym Jezusem. Śpieszmy zachęceni Jego Ewangelią, ale też radością i ciepłem Bożego Narodzenia. Idźmy do dzisiejszego świata, by w nim szukać Narodzonego Boga. Idźmy, bo Bóg się narodził „a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania”.[2][2]

Amen


 

 

 

 


4. Adwentu C, 2021

Bracia i Siostry – gdy w czwartą niedzielę Adwentu słyszymy fragment z Księgi Micheasza, w której prorok opisujący narodziny Mesjasza mówi, że narodzi się On w Betlejem i że pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności – co wskazuje kogoś, kto ma być nie tylko królem Izraela, ale kimś o wiele większym i ważniejszym – zatem, czy słysząc te słowa potrafimy dziękować Bogu za ich spełnienie? A więc za Syna Bożego, narodzonego dla naszego zbawienia z Maryi Dziewicy, umęczonego i ukrzyżowanego, Który umarł i zmartwychwstał? Dalej za każde dobro, piękno i wszelką radość, których w życiu tyle doświadczamy. Czy potrafimy wreszcie dziękować za ludzi, których na naszej drodze spotykamy, za piękno wzruszającej nas muzyki, dobrych filmów, wspaniałej architektury, malarstwa i literatury, i wreszcie za wszystko czym Dobry Bóg, Który Jest Miłością, każdego dnia nas obdarza?

Nie możemy pomijać i cierpień, których tyle doświadczamy! Boże i Ojcze, dziękujemy więc i za cierpienia, bo gdy Twój Syn, Którego narodzin liturgicznie oczekujemy, przyszedł na świat, przyjął je na siebie. To, jak uczy święty Paweł,[117][1] w chrzciezanurzeniw Jego cierpieniach i śmierci, w Nim, jako zwycięzcy, możemy uczestniczyć w zmartwychwstaniu!

Dziś, mając już oczy i uszy otwarte na Boże Słowo, umiemy też wołać i śpiewać z psalmistą: „Odnów nas, Boże, i daj nam zbawienie (…). Wyciągnij rękę nad mężem Twojej prawicy, nad synem człowieczym, którego umocniłeś w swej służbie”. Bo Pan Bóg wypełnił swoje obietnice. Posłał Anioła Gabriela (…) do dziewicy zaręczonej z mężczyzną o imieniu Józef, z rodu Dawida. Dziewicy było na imię Maryja”.[118][2]

Maryja zaś, nosząc pod sercem Jezusa – Emmanuela, z pośpiechem udała się w góry, do swej krewnej Elżbiety, także oczekującej narodzin syna obietnicy. Stąd wymiana pozdrowień dwóch wybranych przez Boga Matek. Wpierw, po powitalnym pozdrowieniu, słyszymy okrzyk Elżbiety i skierowane do Maryi słowa, których echo odnajdujemy w modlitwie Zdrowaś Maryjo; potem wybrzmiewa radosna odpowiedź, hymn dziękczynienia pokornej Służebnicy Pańskiej: Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim.

Raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim! Oto – Siostry i Bracia – alternatywa dla codziennej szarzyzny, dla naszych cierpień i wszystkich kłopotów, które nas niepokoją, martwią i przygniatają: dla pandemii, zagrożeń drożyzną, kataklizmami, być może nawet wojną i utratą suwerenności, gdyż w swej pysze, skłóceni ze wszystkimi wokół, zostajemy sami, narażeni na nowe, na wzór sowieckiego zniewolenie. Jeśli jednak w tym wszystkim potrafimy zdobyć się na to, by – jak na Sądzie Ostatecznym – stanąć przed Bogiem w nagiej prawdzie o nas samych, stanąć pojednani ze wszystkimi wokół, z naszymi bliźnimi, a przez nich z przychodzącym Stwórcą, jeśli zdołamy to zrobić, to przeżyjemy prawdziwą, wieczną radość i wraz z Maryją zaśpiewamy Jej hymn: Wielbi dusza moja Pana.

Amen.

 


Adwent 3 C, 2021

Bracia i Siostry – Adwentowe czytanie z Księgi Proroka Sofoniasza, którego imię znaczy: Jahwe ochronił, uświadamia nam uniwersalność dziejów ludzkości, w których człowiek, a wraz z nim różne ludzkie grupy i ich państwa usiłowały, i wciąż usiłują podporządkowywać sobie innych ludzi i narody. Niewielką Księgę Sofoniasza tworzą zaledwie trzy rozdziały, powstałe w niespokojnych latach VII w. a. Ch., w czasie zmierzchu starych mocarstw i tworzenia się nowych. W tamtej, drugiej połowie wieku dotyczyło to przede wszystkim upadku panującej też nad Izraelem Asyrii, jednego z najokrutniejszych imperiów i powstawania nowej potęgi – Babilonu, króla Nabuchodonozora.

Sofoniasz pełnił misję prorocką w latach 641-609 a. Ch., tuż po bezbożnych, acz akceptowanych przez lud rządach królów Manasesa i Amona. Już pierwszy był mordercą i bezcześcił świątynię jerozolimską, a służąc demonicznemu bożkowi asyryjskiemu Molochowi, złożył mu w ofierze dziecko, własnego syna. Stąd początek proroctwa Sofoniasza zapowiada sąd nad Jerozolimą i jest zapowiedzią nadchodzącego dnia Jahwe. Nie dziwi przeto kończąca je radość proroka z wizji upadku Asyrii i odnowy Izraela. „Wyśpiewuj [więc] Córo Syjońska! Podnieś radosny okrzyk…Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia” – słyszymy.[119][1] Jako naród doskonale rozumiemy ten entuzjazm, bo pamiętamy nasze drogi odzyskiwania niezawisłości, zwłaszcza grudzień 1970 r., warszawską homilię Jana Pawła z 3 czerwca 1979r. i jej prorocze wezwanie Niech zstąpi Duch Twój; pamiętamy sierpień 1980 r. i 4 czerwca 1989, dzień upadku wrogiego systemu.

Tylko, czy pamiętamy też, że powodem naszej radości, naszego entuzjazmu, była nie tylko perspektywa zmian gospodarczych, następujące reformy ustrojowe, wzrost dobrobytu i otwarcie się na wolny, zgodnie z wolą Boga świat, ale – tak jak w przypadku Sofoniasza – była to radość z faktu, że Pan, że Bóg jest między nami? Dziś, po blisko 32 latach, gdy oddalamy się od Boga i można retorycznie pytać: gdzie jest młodzież i młode pokolenie – dziś znów jesteśmy podzieleni, tocząc miedzy sobą, z naszymi sąsiadami i przyjaciółmi prawie wojenne spory. To dlatego musimy usłyszeć głos proroka: „Niech nie słabną twe ręce! Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia”.[120][2] To dlatego słyszymy też wezwanie św. Pawła z Listu do Filipian „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!...”, radością której źródłem jest Pan, a owocem pokój – Boży pokój.[121][3]

Drogę zaś do tego pokoju jednoznacznie i zdecydowanie wskazuje prorok adwentowej radości, Jan Chrzciciel. Obok wszystkich jego wskazówek, ważnych dla nawrócenia, jedna uchodzi zwykle naszej uwadze: to radość bycia drugim. Prorok przecież nie przywłaszcza sobie tytułu, ale wyznaje, że nie jest Mesjaszem, bo idzie mocniejszy od niego, któremu nie jest godzien rozwiązać rzemyka u sandałów.[122][4] Jan uczy więc radości bycia drugim, radości trwałej, bo wynika ona z faktu ustępowania pierwszego miejsca Jedynemu Bogu, w Ojcu, Synu i Duchu Świętym. Przyjmijmy przeto Siostry i Bracia wezwanie 3 niedzieli Adwentu: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!...”.

Amen.

 


Adwent 2 C, 2021

W 2 Niedzielę Adwentu odczytano List Księdza Arcybiskupa Tadeusza Wojdy, Metropolity Gdańskiego, na rozpoczynający się nowy rok duszpasterski

Adwent 1 C, 2021

Dzień Gdańskiego Seminarium

Bracia i Siostry – dziś, kiedy wezwaniem maranathaprzyjdź Panie Jezu wkraczamy w kolejny etap naszego życia i w liturgiczny Adwent, możemy przekonać się jak ponadczasowa jest Ewangelia Jezusa Chrystusa. Bo czyż nie jest aktualne to wszystko o czym dzisiaj mówi nam Pan Jezus, albo co słyszymy w innych Jego mowach nazywanych eschatologicznymi, czyli traktującymi o rzeczach ostatecznych? Przecież te wszystkie wymieniane przez Chrystusa znaki, w taki czy inny sposób są obecne i w naszym życiu! Wszak od dwóch prawie lat przeżywamy pochłaniającą coraz więcej istnień ludzkich pandemię – w naszym kraju, tylko w minioną środę było prawie 28,5. tysiąca odnotowanych zakażeń i 460 ofiar śmiertelnych. Podobne liczby rejestrowano w kolejnych dniach. Dalej: zagrożone są granice państw, a ludzkości na co dzień towarzyszą wojny; co rusz mieszkańców różnych krajów nękają powodzie, trzęsienia ziemi lub wybuchające wulkany, które niszczą zdobycze cywilizacji, a ziemi zagrażają już nie tylko zbliżające się do niej asteroidy, ale – pewnie nawet bardziej – wyraźnie spełniająca się katastrofa ekologiczna.[123][1] Te wszystkie sprawy budzą w nas niepewność, wywołują strach i przerażenie. Ważne w tym miejscu jest jednak to byśmy pamiętali, że Chrystus zapowiadając zniszczenie świątyni i te wszystkie siejące grozę znaki, nie chce nas straszyć. On mówiąc o zniszczeniach zapowiada przemianę całego skażonego grzechem świata, przemianę, która najpierw musi nastąpić w ludziach, w nas samych, by ten świat, którego władcą jest książę ciemności, ustąpił miejsce nowemu stworzeniu, co w Chrystusie i przez Niego stało się faktem.

W ten sposób zaczęła wypełniać się wizja proroka Jeremiasza z pierwszego czytania: „…w owym czasie wzbudzę Dawidowi potomka sprawiedliwego; będzie on wymierzał prawo i sprawiedliwość na ziemi. (…) To zaś jest imię, którym go będą nazywać:”.[124][2] Wszystko bowiem, co dotąd ludzie nazywali prawem i sprawiedliwością tak bardzo odbiega i różni się od tej objawionej sprawiedliwości Pana, że w Bożym świetle widać jak często i jak bardzo jest ona bezprawiem i niesprawiedliwością. Tym bardziej więc winniśmy oczekiwać Pana, Którego imię „Pan naszą sprawiedliwością” i przyjąć Jego nauczanie przypomniane już Tesaloniczanom przez św. Pawła, w odczytanym fragmencie Drugiego Listu Apostoła. Paweł zachęca w nim uczniów Chrystusa do świętości i dojrzałości chrześcijańskiego życia, budząc w ten sposób nadzieję nowego, doskonałego życia w Jezusie Zmartwychwstałym.

Do ukazywania i głoszenia tej nadziei współczesnemu światu przygotowują się alumni Gdańskiego Seminarium Duchownego, które jest częścią Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie. W niedalekiej przyszłości oni – już jako kapłani, konsekrowani świadkowie Chrystusa – przyjmą obowiązek głoszenia Ewangelii, a kiedyś, stopniowo, będą go przejmować od tych, którzy odchodzą do Pana. Niestety liczba alumnów nie jest już tak imponująca, jak jeszcze kilka lat temu. Obecnie jest ich 33., w tym 11. na utworzonym obecnie tzw. roku propedeutycznym, przypominjącym w pewnym stopniu zakonny nowicjat. W tym roku wyświęcono najwięcej od trzech lat, bo 11 kapłanów. W przyszłym będzie ich już tylko 4., a cyfra ta, przez kilka kolejnych lat się nie zwiększy. Stąd pierwszy kierowany dzisiaj do nas wszystkich apel o ciągłą modlitwę w intencji nowych powołań kapłańskich i zakonnych, powołań także z naszej parafii. Drugi apel, równie ważny, dotyczy materialnego wsparcia Seminarium, które utrzymywane jest wyłącznie z ofiar składanych przez wiernych naszej archidiecezji. Pieniądze te służą do finansowania bieżących wydatków związanych z ogrzaniem i funkcjonowaniem budynków i pomieszczeń wykładowo-mieszkalnych, prowadzenia studenckiej stołówki oraz koniecznych prac konserwatorsko-remontowych w zabytkowej, gotyckiej części zabudowań. Na te cele przeznaczony jest także dochód z rozprowadzanych w archidiecezji kalendarzy oraz czasopisma alumnów Novellae Olivarum.

To tylko i aż dwa apele z którymi zwraca się do was, Siostry i Bracia, społeczność Gdańskiego Seminarium, dziękując jednocześnie za Waszą życzliwość i dotychczasowe wsparcie, zarówno modlitewne jak i finansowe. Wszystkim mówimy Bóg zapłać i niech Dobry Bóg Wam błogosławi.

Amen.




Chrystusa Króla B, 2021

Bracia i Siostry – W niedzielę Chrystusa Króla wprowadza nas prorok Daniel, którego apokaliptyczną wizję nadchodzącego na obłokach Syna Człowieczego przywołuje pierwsze czytanie. To Jemu, jak wieszczy Daniel, „powierzono (…) panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki”.[125][1] Pytać możemy, co oznacza ów tajemniczy tytuł „Syn Człowieczy”. W języku aramejskim, w którym wizja proroka została spisana, zwrot ten z jednej strony oznacza człowieka uciskanego i cierpiącego, który reprezentuje wołającą o wybawienie ludzkość, z drugiej zaś to postać o cechach wręcz boskich. Tę wizję proroka wyjaśnia i domyka drugie czytanie, fragment Apokalipsy św. Jana, w którym Chrystus nazwany zostaje władcą królów ziemi, Alfą i Omegą, co w tym objawieniu jest tytułem boskim. Całe zaś zdanie poprzedza niemalże cytat wyjęty z Księgi Daniela o nadchodzącym z obłokami.[126][2] Tak oto tajemnica Syna Człowieczego, tytuł używany przez Pana Jezusa w odniesieniu do siebie, została definitywnie odsłonięta, a spełnienie się proroctwa Daniela potwierdzone.[127][3]

To jednak wydarzenia opisane przez Ewangelie wypełniają proroctwo i je dopełniają, także ukazując Jezusa Chrystusa przed Piłatem. Ten rzymski namiestnik mając władzę z ludzkiego nadania, po ludzku mógł skazać Jezusa na śmierć krzyżową, odebrać Mu życie i jak sądzili faryzeusze, uczeni w Piśmie, a ostatecznie i Piłat, raz na zawsze zakończyć epizod, któremu było na imię Jezus z Nazaretu. Tylko, że ten Jezus zmartwychwstał i wielu miało z tym problem. Mieli go i do dziś mają ci wszyscy dla których zmartwychwstały Jezus, Król Którego Królestwo nie jest z tego świata, jest niewygodny, gdyż jako Pan czasu, Pan życia i śmierci przeszkadza, zadając kłam wyłącznie ludzkim ideologiom i sposobom na życie, których zasadniczą wadą jest śmiertelna przemijalność.

Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” – usłyszeliśmy.[128][4] I to zdanie niech będzie najważniejszym przesłaniem niedzieli Chrystusa Króla. Ono określa bowiem czym dla nas chrześcijan, a więc dla tych, którzy uwierzyli Chrystusowi i poszli za Nim jest świadectwo. Wpierw jest to na pewno świadectwo samego Pana, o którym mówił ON Piłatowi. Świadectwo przypieczętowane Jego krwią, śmiercią krzyżową i zmartwychwstaniem. Konsekwentnie więc winno być ono i naszym świadectwem; świadectwem tych, którzy mocą chrztu wszczepieni w Chrystusa, jako uczniowie mają być Jego świadkami. A spełnia się to, gdy wzajemnie się miłujemy, bo tylko wówczas, jak uczy Chrystus w mowie pożegnalnej, stajemy się Jego świadkami, bo „po tym wszyscy poznają, że jesteście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”.[129][5]

Siostry i Bracia – wsłuchujmy się w słowa Jezusa Chrystusa, w głos naszego chrześcijańskiego powołania, którym ON nas obdarza. Każdy w owo „Pójdź za mną" kierowane przez naszego Zbawiciela, Boga i Króla do niego osobiście, bo „Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu” – mówi Pan.[130][6]

Amen.

 


ŚWIĘTO NIEPODLEGŁOŚCI

11.11.2021 (Ewangelia z 32.zw.B)

Bracia i Siostry – świętując w liturgicznej celebracji sto trzylecie odzyskania przez Polskę niepodległości, słyszymy Ewangelię w której Pan Jezus przestrzega przed pychą uczonych w Piśmie, czyli próżnością tych, którzy wraz z faryzeuszami sprawowali formalną władzę nad Narodem Wybranym. Stąd jako wzór troski o dobro wspólne stawia Chrystus przed nami nie owych uczonych i faryzeuszów, lecz wręcz symboliczną w tych okolicznościach ubogą wdowę. W jakimś więc sensie możemy tę Ewangelię traktować też jak alegorię tego wszystkiego, co dzisiaj przeżywamy i co w tej rzeczywistości określamy słowem „ojczyzna”.

Ojczyzna – pojęcie wypowiadane w tak różnych kontekstach i z tak różną temperaturą uczuć; wymawiane z wielkim szacunkiem i miłością przez tych, którzy gotowi są dla niej do wielkich poświęceń i obojętnie przez tych, dla których ojczyzna pozostaje tylko pustym, nic nie znaczącym słowem.

W historii naszego narodu, dla wielu jego przedstawicieli, Ojczyzna zawsze była związana z tym wszystkim, co najcenniejsze i najszlachetniejsze. Tu wystarczy przywołać wielkie karty tej historii, a wśród nich choćby powstania narodowe w czasie zaborów, walkę o wolność w piekle hitlerowskiej okupacji, a o suwerenność w bezdusznym czasie sowieckiego socjalizmu komunistycznego. To również chlubne dni wybrzeżowego zrywu grudnia 1970 r., w Gdyni i Gdańsku zapisane krwią; dalej strajki i entuzjazm Sierpnia 1980 oraz zrodzonej wówczas Solidarności. Dodajmy: realnej solidarności narodu zjednoczonego ponad wszelkimi podziałami.

W naszej najnowszej historii nazbyt często, niestety, słowo „ojczyzna” pozostawało pojęciem utożsamianym z instytucjami państwa pozbawionego niezależności, państwa w którym wielu przyszło żyć przez ponad czterdzieści lat. To dlatego pewnie nastąpiło rozmycie pojęcia „ojczyzny” i odejście od niego jako od czegoś wielkiego i świętego. Z pewnością nie pamiętamy przy tym o mądrości przysłowia, które mówi, że historia jest nauczycielką narodów. Stąd nie wyciągamy właściwych wniosków z naszej historii, zwłaszcza lat trzydziestych XX wieku. Wtedy to jedno ugrupowanie, określające siebie pochodną łacińskiego słowa sanatio jako naprawiające i uzdrawiające, wprowadziło monopol władzy i tego wszystkiego, co z niej wynika. Ten sposób sprawowania rządów stał się jedną z przyczyn upadku Ojczyzny. Warto w tym miejscu przywołać przestrogę Pana Jezusa, gdy mówi: „Każde królestwo od wewnątrz skłócone pustoszeje. I nie ostoi się żadne miasto i dom wewnętrznie skłócone”.[131][1] Dziś podobnie – a mówić to trzeba z bólem serca – różne ugrupowania ideologizują i upolityczniają pojęcie Ojczyzny wieszcząc, że to one najlepiej wiedzą jaka ona winna być i na czym polega prawdziwy patriotyzm. Często, niestety, towarzyszy temu obojętność wielu z nas i bierny egoizm, który każe myśleć tylko o sobie. Tak właśnie wśród nas Polaków działa samolubstwo różnych ugrupowań, dla których liczy się tylko własny, grupowy interes. Szarpią zatem Ojczyznę, każde w swoją stronę. Zastanówmy się ile energii tracimy na niepotrzebne spory, oskarżenia i podejrzenia, zwłaszcza te, które bez jakiejkolwiek odpowiedzialności boleśnie niszczą coraz to nowe autorytety, także w posolidarnościowym środowisku podzielonym ludzką zarozumiałością, arogancją i pychą. Musimy więc pytać się komu to służy, skoro te działania rujnują i przeszkadzają w budowaniu przyszłości i pomyślności Ojczyzny. One przecież niszczą i tę solidarność, która w tak istotny sposób przyczyniła się do odzyskania niepodległości.

Te same postawy równocześnie wnosimy do Kościoła sprawiając, że tak wielu Polaków, zwłaszcza młodych od niego się odwraca i odchodzi. W tym kontekście zgorszenia postawami ludzi Kościoła, szczególnie czynami krzywdzącymi dzieci, chodzi tu o grzechy, które zgodnie z nauczaniem Chrystusa należą do najcięższych i godnych potępienia, są tylko jednym z pretekstów tych odejść. Sami bowiem nazbyt często zapominamy, że to my przecież, z naszymi zaletami, wadami, ale i grzechami, ten Kościół stanowimy i jesteśmy za niego odpowiedzialni!

Matka Ojczyzna, Matka Kościół, parafia i rodzina, którą tworzymy i w której żyjemy. Te wszystkie społeczności wzajemnie się przenikające, dziś obejmujemy naszą refleksją, bo naród, jak uczył św. Jan Paweł II „jest bogaty przede wszystkim ludźmi. Bogaty człowiekiem. Bogaty młodzieżą”. Tak więc myślimy o Polsce, dziś, w dniu 103. rocznicy niepodległości. Jednocześnie prośmy Boga, za wstawiennictwem Królowej Polski i naszych patronów, o błogosławieństwo dla Ojczyzny, o moc i siłę dla Polski, o pokój i pomyślność dla Jej mieszkańców. Prośmy tak, jak modlił się św. Jan Paweł II: „Niech zapanuje duch miłosierdzia, bratniej solidarności, zgody i współpracy oraz autentycznej troski o dobro naszej Ojczyzny”. Dla tych zaś, którzy już odeszli błagajmy o światłość wiekuistą.

Amen.

 


32 niedziela zwykła B, 2021

Bracia i Siostry – Jak wielką wiarę musiała mieć owa wdowa z Sarepty Sydońskiej, gdy karmiła proroka. I jak bardzo musiała być życzliwa dla ludzi, skoro dostrzegła kogoś bardziej potrzebującego od siebie i swojego syna. Przecież i ona była w skrajnej sytuacji, a jednak nie odmówiła pomocy bliźniemu, choć wiedziała, że jest to ostatni posiłek, który mogła przygotować: „Zjemy to a potem pomrzemy[132][1] – powiedziała Eliaszowi, nie miała już bowiem więcej „pieczywa, tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce”.[133][2] W taki oto sposób kobieta ta całe swoje życie i życie swojego syna powierzyła Bogu.

Ewangelia też mówi o ubogiej wdowie. Właściwie trudno było ją zauważyć we wrzaskliwy tłumie. Wielu bogatych, choć wrzucało dużo do świątynnej skarbony, dawało z tego, co im zbywało i nie było dla nich specjalną stratą. Ofiarę tych ludzi, dawaną nieraz po to by móc popisać się przed innymi, z tych właśnie powodów trzeba oceniać w świetle słów Jezusa, stwierdzających próżność uczonych w Piśmie, którzy z upodobaniem chodzą w powłóczystych szatach i oczekują pozdrowień na rynku.[134][3] W postawie ubogiej kobiety tyle było bezinteresowności i wiary, że Jezus właśnie na jej ofiarę zwrócił uwagę: „Zaprawdę (...) powiedział – ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko co miała, całe swe utrzymanie”.[135][4]

W komentarzu tym Zbawiciel nie chce jednak kierować naszej uwagi wyłącznie na kościelne skarbony, choć sprawa materialnych ofiar w życiu Kościoła, dla jego funkcjonowania i działań, jest istotna i ważna. Bardziej chodzi tu o symboliczne skarbony ludzkich serc, do których czyniąc dobro, wkładamy skarby prawdziwe. A przecież te skarbony mogą pozostawać puste, nawet wtedy gdy na zewnątrz, jak wydawać się może, wrzucamy do nich wiele. Bóg bowiem nie patrzy wyłącznie na to ile dajemy, ale także na to jak dajemy, z jaką miłością i ile serca jest w naszym darze. Chodzi więc w równej mierze o duchowy wymiar składanych ofiar, o czystą intencję naszych działań, czyli o to, co i jak, wypływając z naszego wnętrza, odnosi się do bliźnich.

Dzisiaj pośród nas też mamy wielu ubogich, a przez szalejącą drożyznę oraz toczące się wojny i tragiczne w skutkach kataklizmy jest wielu potrzebujących, pośród których są i migranci. Stąd – Siostry i Bracia – historie związane z ubogimi wdowami, bohaterkami dzisiejszych czytań, urastają do rangi symbolu, który upewnia nas, że Bóg szanuje nasze życzliwe grosze i gesty, nasze przychylne ludziom, zwłaszcza w potrzebie działania i szczodrości, szczególnie zaś wówczas, gdy wyrażają one nasze wszystko.

Amen.

 


 

 

Strona 2

Chrystusa Króla, A

Bracia i Siostry – Uroczystość Chrystusa Króla kończąc kolejny rok liturgiczny, rozumiany jako dążenie człowieka do spotkania z Bogiem, przypomina nam i tę prawdę, że Bóg Który jest naszym Ojcem, jest także naszym Sędzią. Dziś myślimy więc też o rzeczach ostatecznych, z którymi nieodłącznie związana jest śmierć, ale i zmartwychwstanie łączone z powtórnym przyjściem Chrystusa. To właśnie obraz sądu nad ludźmi przywołuje Pan Jezus w odczytywanej dzisiaj Ewangelii, mówiąc o swoim przyjściu w chwale, o zgromadzeniu przed Nim wszystkich narodów i o oddzielaniu jednych od drugich,[136][1] tak: „jak pasterz oddziela owce od kozłów”.[137][2]

To w tym kontekście raz jeszcze uczy nas Chrystus, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje życie, bo przed Bogiem będzie musiał zdać sprawę z tego, co z tym życiem zrobił. Jak radosne i zachęcające jest w tym momencie zaproszenie przychodzącego Pana: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźmijcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść…”.[138][3] Ale i jak tragiczne są słowa wyroku: „Idźcie przecz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem spragniony, a nie daliście Mi pić”.[139][4]

Bóg jednak nie przestaje kochać człowieka, który umarł w skutek grzechu i dlatego wielokrotnie daje każdemu szansę nawrócenia. Dziś mówi nam o tym przez proroka Ezechiela: „Oto ja (...)będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę (...) Ja sam będę pasł moje owce (...) zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie”.[140][5]

Należeć do Boga, należeć do Chrystusa „w czasie Jego przyjścia”.[141][6] Oto Bracia i Siostry cel naszego oczekiwania, oto sens naszego adwentu:

Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;

byłem spragniony, a daliście Mi pić;

byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;

byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;

byłem chory, a odwiedziliście Mnie;

byłem we więzieniu, a przyszliście do Mnie”.[142][7]

Dzisiaj, w kontekście tej Ewangelii, musi nas zaskakiwać pytanie zadawane zarówno przez zbawionych jaki i odrzuconych: Panie kiedy widzieliśmy Cię, głodnym, spragnionym, albo w jakiejkolwiek innej potrzebie? Powtórzmy, pytanie to musi i nas zaskakiwać, bo jest ono problem także naszej, wymykającej się nam chrześcijańskiej świadomości. A przecież wypływa ona z jednoznacznych słów Chrystusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, Mnieście uczynili”. To słowa Jezusa Chrystusa, naszego Króla i Sędziego, którego mamy oczekiwać, będąc Jego świadkami. Tylko bowiem takie oczekiwanie pozwoli nam z ufnym sercem wołać: Marana tha, przyjdź Panie Jezu.

Amen


 

1 Stycznia, Uroczystość Bożej Rodzicielki

Bracia i Siostry – tak to od dziś znów mamy nowy kalendarz, który uświadamia nam upływ czasu i przemijanie. To również koniec kolejnego etapu życia i początek nowego. Dlatego Kościół rok kalendarzowy rozpoczyna przypomnieniem logiki kalendarza liturgicznego, w którym podstawą odmierzania czasu nie jest przemijanie, ale są wydarzenia zbawcze. Stąd dzisiejsza uroczystość Bożej Rodzicielki, stąd atmosfera skupienia i zachęta do spojrzenia we własne wnętrze. Taki bowiem sens mają czytania dzisiejszej Liturgii Słowa.

Pierwsze z nich ukazuje wewnętrzną moc i duchowy wymiar Bożego błogosławieństwa, błogosławieństwa, które najpełniej otrzymujemy w Eucharystii. Czytanie zaś drugie – z listu św. Pawła do Galatów – mówi o nieporównywalnej z niczym, co ziemskie, godności człowieka, której wielkość wynika z dzieła zbawienia, czyli z faktu usynowienia człowieka przez Boga. I to przesłanie Apostoła Narodów jest niezmiernie ważne, odnosi się bowiem do samych podstaw ludzkiego bytu, dotycząc tego kim jest i kim staje się zbawiony człowiek, powołany do miłości przez Boga, Który jest Miłością.

Stawia też Kościół przed nami jako wzór Maryję, Boguro­dzicę, o której w Ewangelii czytamy, że [Ona] „zacho­wywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”.[114][1] Święty Łukasz użył tu słowa „symbalein”, które obok znaczeń związanych z symboliką, wyraża też pogłębione rozważanie, zdumienie i zadumanie, czyli kontemplację.

Ta krótka wzmianka Ewangelisty o Maryi pozwala nam odkryć głębię jej duchowego życia. Życia, które było ukie­runkowane ku wnętrzu, decydującym o postawie zewnętrznej Maryi. Dlatego w publikacjach teologicznych odnajdujemy określenie Matki Jezusa jako „Dziewicy Myślicielki”.[114][2] To ważna cecha człowieka, której nam dzisiaj tak bardzo i tak często brakuje.

Człowiek współczesny szukając głównie tego, co zewnętrzne, pozbawia siebie duchowego bogactwa, które przecież stanowi o jego człowieczeństwie! Maryja żyje inaczej. Stąd Jej refleksja i rozważanie, Jej zadziwienie dotyczące Bożego planu, ale i związane z nim staranie, by ten plan właściwie odczytać, by w nim odnaleźć swoje miejsce i to miejsce zrozumieć. Otwarcie się na Boga i otwarcie się na człowieka. Otwarcie na Słowo, które w Maryi stało się Ciałem.

Bracia i Siostry – Życząc sobie lepszego Nowego Roku przyjmijmy przesłanie Kościoła i wnieśmy w nasze życie trochę ciszy i skupienia, byśmy i my, za przykładem Bogurodzicy, w naszym ludzkim wnętrzu odnaleźli Boga.

Amen.

 


[114][1] Łk 2,19